Spoiled souls [ZOSTANIE WYDAN...

By selfissh

228K 8.8K 2.4K

Po siedemnastu latach Vanessa McMillan decyduje się wrócić do Nowego Jorku, rodzinnego miasta, z którego jako... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog
Podziękowania

Rozdział 5

9.1K 343 60
By selfissh

W życiu bywały takie momenty, gdy się bałam. Choć nienawidziłam tego uczucia, to pojawiało się ono dość często. Zaczynało się od drobnej paniki, a z czasem przemieniało się w paraliżujący stres, który utrudniał mi oddychanie i nie odpuszczał tak łatwo. Traciłam wtedy zdrowy rozsądek i zamiast próbować się uspokoić, jeszcze bardziej się nakręcałam. Kończyło się na płaczu i myślach, że mogę umrzeć.

A jednak żaden stres nie równał się z tym, co czułam w tamtym momencie. Gdy obaj mężczyźni złapali mnie za ramiona i próbowali pociągnąć w stronę wyjścia przypomniałam sobie o tych wszystkich razach, gdy w panice myślałam, że umrę i uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nigdy nie wiedziałam jak to jest. Nigdy nie stałam oko w oko ze śmiercią i nigdy nie była ona aż tak blisko. W tamtej chwili wiedziałam, że mogą zrobić ze mną wszystko. I to właśnie ta myśl sprawiła, że w moim wnętrzu odżyła ostatnia nadzieja i chęć walki. Wierzgałam nogami i próbowałam wyrwać się z silnego uścisku mężczyzn.

- Pomocy! - nie wiedziałam skąd znalazłam w sobie siłę na krzyk. - Błagam proszę po...

W tej samej chwili poczułam piekielny ból w prawej skroni i nastąpiła ciemność.

***

Obudziłam się w dość nienaturalnej pozycji i z cholernym bólem głowy. Zanim jeszcze otworzyłam oczy próbowałam sobie przypomnieć, co tak właściwie się stało. Pamiętałam przygotowania, a później samą galę. Wygrałam, tak z pewnością mi się udało i później poszłam odebrać nagrodę, a w trakcie mojego przemówienia... Przerażona szybko rozchyliłam powieki i rozejrzałam się dookoła. Jak się okazało siedziałam na tylnej kanapie w jakimś samochodzie. Próbowałam się podnieść, jednak w tej samej chwili pojazd gwałtownie skręcił, a ja z jękiem poleciałam prosto na drzwi.

- Chyba ktoś się obudził - usłyszałam czyjś rozbawiony głos.

Cała zesztywniałam i uniosłam wzrok. Miejsce pasażera, jak i to za kierownicą zajmowało jakichś dwóch mężczyzn. Głowa cały czas mnie bolało, jednak potrafiłam przypomnieć sobie wszystko, co działo się na gali. Początkowe strzały, ranny Noah, a później ci mężczyźni i on. Nie wiedziałam, czy byli to ci sami. Tamci mieli maski, podczas gdy ci przede mną już się ich pozbyli.

Mężczyzna, który wcześniej się do mnie odezwał siedział na miejscu pasażera i cały czas się we mnie wpatrywał. Nie chciałam tego. Nie chciałam, żeby na mnie patrzył. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na tego drugiego. Niemal zachłysnęłam się powietrzem, gdy na szyi drugiego mężczyzny dostrzegłam tatuaże. To on.

Wewnątrz cała dygotałam. Byłam przerażona tym, czego ode mnie chcieli. W mojej głowie zaczęła tworzyć się masa scenariuszy i wtedy coś zrozumiałam. Coś, co wywołało we mnie jeszcze większą panikę i sprawiło, że moje płuca boleśnie się ścisnęło, a ja nie mogłam dłużej oddychać.

Nikogo więcej nie zabrali. Chodziło im o mnie.

Otworzyłam szerzej oczy i łapczywie nabrałam powietrza. Miałam wrażenie, że znalazłam się w jakimś koszmarze. Marzyłam, że zaraz się obudzę i to wszystko zniknie. Okaże się, że to wszystko nigdy nie miało miejsca, a ja będę mogła razem z Charliem cieszyć się wygraną. Nie byłam wierząca, jednak w tamtym momencie byłam gotowa błagać Boga o to, żeby ten koszmar nie okazał się prawdą. Niestety minuty mijały, a ja cały czas siedziałam w tym samochodzie.

Nagle auto gwałtownie się zatrzymało. Wyjrzałam przez okno, żeby zobaczyć, dokąd przyjechaliśmy, jednak kompletnie nie znałam tej okolicy. Staliśmy właśnie przed jakąś wielką bramą, która zaczęła się automatycznie otwierać, gdy mężczyzna z tatuażami nacisnął jakiś pilot. Samochód ponownie ruszył.

Miejsce, do którego jechaliśmy nie zapowiadało się dobrze. Dookoła było mnóstwo drzew i oprócz nich znajdowała się tam tylko droga, którą właśnie jechaliśmy. W pewnym momencie drzewa zaczęły się przerzedzać, a moim oczom ukazała się ogromna posiadłość.

- Witaj w nowym domu - odezwał się ponownie ten sam mężczyzna, co poprzednio.

Tym razem trochę dłużej mu się przyjrzałam. Zrozumiałam w jakim niebezpieczeństwie tkwiłam już od dłuższego czasu, gdy rozpoznałam w nim tego samego mężczyznę, którego widziałam na lotnisku, a później w moim rodzinnym domu. Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym auto zatrzymało sięgnę budynkiem, a drugi mężczyzna, również obrócił się w moją stronę.

- Znajoma twarz, co aktoreczko?

Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić, ani cokolwiek zrobić. Myślałam, że już bardziej się nie da, a jednak myśl, że moje porwanie było planowane już od dawna, jeszcze bardziej mnie przeraziła. Kim byli ci ludzie i czego ode mnie chcieli? W jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazłam?

Obaj mężczyźni jeszcze przez chwilę się we mnie wpatrywali, po czym zdecydowali się wysiąść z auta. Przeniosłam spojrzenie na miejsce, do którego przyjechaliśmy i dokładniej przyjrzałam się wszystkiemu. Budynek, przed którym zaparkowaliśmy był utrzymany w eleganckiej i ciemnej kolorystyce, hebanowy brąz idealnie komponował się z czarnymi wykończeniami. Dom miał mnóstwo okien i jak mogłam się domyślać, wiele pomieszczeń. Do wejścia prowadziły schody, które również były wykonane z ciemnego drewna. Cały podjazd był wykonany z czarnej kostki i oprócz lasu, który rozciągał się dookoła domu, nie było tutaj niczego innego. Całość prezentowała się mrocznie, a świadomość, że byliśmy pośrodku niczego, przyprawiła mnie o dodatkowe ciarki na plecach.

W pewnym momencie drzwi po mojej prawej się otworzyły i stanął przede mną wytatuowany mężczyzna.

- Wysiadaj! - warknął oschle.

Mimo że moje nogi okropnie drżały, jakoś udało mi się wysiąść z auta. Mój wzrok kolejny raz uciekł w stronę domu, z którego właśnie wychodziło dwóch mężczyzn ubranych dokładnie tak, jak pozostali. Każdy miał na sobie czarny kombinezon z kamizelką kuloodporną i bronią przewieszoną przez ramię. Wiedziałem, że nie było to żadne przypadkowe miejsce i trafiłam w sam środek miejsc, do którego nikt nigdy nie chciałby trafić.

Ruszyłam do wejścia w towarzystwie tych samych mężczyzn, z którymi tutaj przyjechałam. Cała dygotałam i już nie wiedziałam, czy był to wynik stresu, czy tego, że na dworze było cholernie zimno, a ja nie miałam na sobie nic oprócz sukienki. Przy wejściu do budynku stało dwóch barczystych mężczyzny, którzy, jak mogłam się domyślać, byli ochroniarzami. Minęliśmy ich bez słowa i weszliśmy do środka. Jedno mogłam stwierdzić od razu. Ktoś, kto projektował ten budynek miał naprawdę dobry gust. Wszystko wyglądało mrocznie, jednak zarazem było w tym coś, co zapierało dech w piersiach. Dom w środku robił jeszcze większe wrażenie, niż z zewnątrz. Całość również była zachowana w ciemnej kolorystyce, a dominowało drewno i czerń. Nie było tu żadnych zbędnych dodatków, a jedynie surowe wykończenie.

Przeszliśmy długim oświetlonym po obu stronach korytarzem i weszliśmy do przestronnego pomieszczenia, które zapewne było salonem. Rozejrzałam się dookoła i w kątach pomieszczenia zauważyłam jeszcze kilku ochroniarzy. Uważnie skanowałam każdy element pomieszczenia, gdy nagle dotarłam do jednej z trzech skórzanych kanap ustawionych w okręgu, na której siedział jakiś starszy mężczyzna. Swoje siwe włosy zaczesał do tyłu, a ubrany był w czarny garnitur, który wyglądał jakby był zrobiony specjalnie dla niego. Bawił się złotymi sygnetami na swoich palcach jednocześnie dokładnie mi się przyglądając.

Gdy tylko podeszliśmy bliżej, na jego twarzy wymalował się uśmiech. Przystanęłam w miejscu i bałam się postawić kolejny krok. Wpatrywałam się w mężczyznę i cały czas miałam dziwne wrażenie, że już kiedyś gdzieś go widziałam.

- Vanesso, jak dobrze cię widzieć - powiedział radośnie i klasnął w dłonie. Ten niespodziewany ruch sprawił, że lekko się wzdrygnęłam. - Och nie bój się. Przecież nie zrobię ci krzywdy. - Nie miałam pojęcia, gdzie trafiłam, a przez jego słowa w mojej głowie wręcz kotłowało się od pytań. - Usiądź proszę - wskazał na kanapę przed sobą.

Przez cały czas czułam lekki paraliż swoich kończyn, który połączył się z szokiem, przez co nie byłam w stanie się ruszyć. Nagle poczułam jak coś twardego uderzyło mnie w plecy i gdy tylko się obejrzałam, dostrzegłam ochroniarza ze swoim karabinem w ręce. To momentalnie mnie ożywiło i jak oparzona odskoczyłam od mężczyzny, żeby ruszyć w stronę jednej z kanap, po czym zając na niej miejsce.

- Zapewne już poznałaś mojego syna, Aarona - kontynuował, jednocześnie wskazując na wytatuowanego mężczyznę, z którym tutaj przyjechałam. - Mam nadzieję, że on i Michael nie byli wobec ciebie zbyt brutalni.

Moja głowa pracowała na najwyższych obrotach. Przetwarzałam wszystkie informacje, jednak nie potrafiłam dojść do żadnych wniosków. ,,Mam nadzieję, że on i Michael nie byli wobec ciebie zbyt brutalni", miałam ochotę zaśmiać się mu prosto w twarz. Ta sytuacja była tak chora, że nie zdziwiłabym się, gdyby zaraz, z któregoś z pomieszczeń mieli wylecieć ludzie z kamerami i krzyknąć ,,Mamy cię". Chyba już w to bym bardziej uwierzyła, niż w to, co miało właśnie miejsce.

Spojrzałam na mężczyzn, z którymi przyjechałam i o których mówił. Ten cały Michael przez cały czas się uśmiechał i wpatrywał się we mnie z mrokiem w oczach. Poczułam na swoim ciele dreszcze i przeniosłam wzrok na Aarona. Ten na mnie nie patrzył, a jedynie utkwił puste spojrzenie za oknem. Jego twarz cały czas pozostała surowa i znacznie różniła się od tej jego towarzysza, jak i ojca.

- Skoro już wszystkich ci przedstawiłem, to teraz chyba czas na mnie... - zrobił krótką przerwę, a po niej dodał. - Nazywam się Victor White.

Momentalnie wróciłam do niego spojrzeniem. Teraz już wiedziałam, skąd go kojarzyłam. To nazwisko było bardzo dobrze znane w świecie filmowym i nie tylko. Victor White, właściciel ogromnej firmy White's Company. Myślałam, że już bardziej zdezorientowana być nie mogłam, a jednak.

Tylko po to wszystko? Cały czas nie miałam pojęcia, co takiego ja tam robiłam.

Mężczyzna musiał zobaczyć moje zdezorientowanie. Wyprostował się jeszcze bardziej i z uśmiechem zapytał:

- Coś cię dręczy, Vanesso. Czy chcesz o coś zapytać?

- Ja... - zaczęłam niepewnie. Emocje cały czas we mnie buzowały jednak czułam jak strach i przerażenie powoli zaczęła zajmować dezorientacja. - Nie do końca rozumiem, co tutaj robię - wytłumaczyłam jednocześnie marszcząc brwi. - Jest pan właścicielem White's Company, prawda?

Mężczyzna głośno się zaśmiał i dopiero po chwili zdecydował się odpowiedzieć.

- Zgadza się - przytaknął. - Choć to tylko jedno z moich zajęć.

W tamtym momencie na moje usta cisnęła się masa pytań. Sprzeczne emocje mieszały się ze sobą w moim wnętrzu, aż w końcu nie wytrzymałam i po prostu parsknęliśmy śmiechem. Może była to moja reakcja na odreagowanie stresu, a może po prostu ta cała sytuacja była tak bardzo komiczna. Ukryłam twarz w dłoniach i delikatnie ją nimi przetarłam. Wiedziałam, że muszę zadawać pytania, bo White wyglądał na osobę, która lubiła wodzić za nos.

- Dobrze od początku - zaczęłam i jednocześnie podniosłam na niego spojrzenie. - Co ja tutaj właściwie robię?

- Widzisz Vanesso, ta cała sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana, niż może ci się wydawać - mężczyzna lekko spoważniał.

Po tych słowach wiedziałam, że wszystko, co dalej powie, ani trochę mi się nie spodoba.

- Siedemnaście lat temu dowiedziałem się czegoś ciekawego o mojej żonie. Początkowo nie mogłem w to uwierzyć, a jednak faktom nie dało się zaprzeczyć. Okazało się, że Rosalie przez kilka miesięcy miała romans, który nieudolnie próbowała przede mną ukryć. Niestety zapomniała o jednym, dość ważnym, szczególe... - zamilkł na chwilę, a ja poczułam, jak w moim gardle zaczęła formować się niemożliwa do przełknięcia gula. Już ani trochę nie było mi do śmiechu. - Przede mną niczego się nie ukryje. Tak było i tym razem. Wyobraź sobie, jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się z kim moja żona mnie zdradziła. Był to mężczyzna, z którym wiele lat się znałem i myślałem, że mogłem mu ufać. Poznaliśmy się podczas jednego projektu i od tego czasu jeszcze zdarzyło nam się kilka razy współpracować, a tu proszę. Przez ten cały czas Cameron pieprzył moją żonę.

Zamarłem na dźwięk imienia ojca. To nie działo się naprawdę. Niemożliwe, że ojciec zdradził kiedykolwiek matkę. Przecież... Nie to z pewnością nie mogła być prawda, a Victor wymyślił sobie tę bajeczkę.

- Kłamiesz - wyrzuciłam.

- Nawet nie wiesz, jak bym chciał. Informacja o tym uderzyła równie mocno i niespodziewanie - teatralnie chwycił się za serce, choć nie wyglądał na osobę, którą ta informacja szczególnie dotknęła.

- Przestań, do cholery, kłamać - nie kontrolowałam tego, co opuszczało moje usta.

Po moim małym wybuchu widziałam, jak Victor napiął swoje mięśnie, a jego mina stała się odrobinę surowsza.

- Radziłbym ci nie podnosić na mnie głosu, szczególnie, że to jeszcze nie koniec historii - jego ton od razu przywołał mnie do rzeczywistości. - Gdy się o tym wszystkim dowiedziałem uznałem, że powinienem odwiedzić twojego ojca.

I to właśnie był ten moment, w którym zaczęłam łączyć fakty. Siedemnaście lat temu ojciec zdradził matkę i również wtedy... to wszystko się stało. Cały czas pamiętałam przerażoną twarz mamy, która przyszła wtedy do mojego pokoju i kazała mi schować się w szafie. Ona dobrze wiedziała, co miało się później stać.

Czułam, że ponownie zaczęło mi brakować tlenu.

- Ku mojemu zdziwieniu, Cameron nie był zaskoczony moją wizytą. Jego spokojna postawa trochę mi w tamtym momencie zaimponowała, jednak przez cały czas nie zapomniałem o tym, po co tam przyjechałem. A przyjechałem po zemstę.

Dobrze, że w tamtym momencie siedziałam, bo w przeciwnym razie mogłoby się to różnie skończyć. To było zdecydowanie za dużo informacji jak na jeden wieczór, a wiedziałam, że Victor jeszcze nie skończył. Do ostatniej chwili myślałam, że moje wcześniejsze domysły, jakimś cudem okażą się błędne. Wszystko runęło w jednej chwili.

- To ty zabiłeś mojego ojca - wyszeptałam. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Przez tyle lat zastanawiałam się, co takiego stało się tamtej nocy i gdy już dowiedziałam się prawdy, wcale mnie ona nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Szczególnie, że zabójca mojego ojca siedział właśnie przede mną.

- Jesteś bardzo mądra, Vanesso. Szybko łączysz fakty.

- To przez ciebie moje życie stało się koszmarem - mówiłam dalej.

- No cóż, akurat z tym nie mogę się zgodzić. To dzięki mnie i mojej dobroci, w ogóle żyjesz - wysyczał, a ja miałam ochotę się zaśmiać. Po tamtym wieczorze mojego życia nie można było nazwać życiem. - Przyjechałem do waszego domu z zamiarem odebrania Cameronowi wszystkiego, co było mu cenne. Chciałem, żeby patrzył na śmierć twoją i twojej matki, a po wszystkim, gdy już błagałby mnie o śmierć, łaskawie bym po zabił. - Uniosłam na niego spojrzenie. Wpatrywałam się w niego z czystą nienawiścią. Victor był najprawdziwszym potworem i byłam przekonana, że jego zemsta nie była wcale spowodowane żalem i złamanym serce przez zdradę, a jedynie udowodnieniem, że z nim się nie zadzierało i karą za sprzeciw. - W ostatniej chwili twój ojciec zaproponował mi pewien układ, na który po namyśle przystałem. Ojciec oddał życie w zamian za twoją nietykalność. Tak długo, jak ciebie i twojej matki nie było w kraju, byłyście bezpieczne.

To dlatego wtedy uciekłyśmy. Początkowo dziwiła mnie decyzja matki, jednak ani tamtej nocy, ani nigdy później nie chciała mi tego wyjaśnić, więc pewnym momencie po prostu odpuściłam i nie pytałam

- Ale ja wróciłam - powiedziałam, a pod koniec mój głos lekko się załamał.

Przerażenie ścisnęło mnie za serce. Przez tyle lat mama powtarzała, że nigdy nie powinnam tutaj wracać. Kazała mi unikać Nowego Jorku jak ognia, a ja nigdy jej nie rozumiałam. Teraz wszystko do mnie dotarło.

- Wróciłaś, a umowa wygasła - dodał za mnie Victor.

- Czy to znaczy... - zamilkłam, bo te słowa nie chciały przejść mi przez gardło. - Że teraz mnie zabijesz?

- Och oczywiście, że nie - roześmiał się mężczyzna. - Ty jesteś dla mnie zbyt cenna.

- Co to znaczy?

- To znaczy droga Vanesso, że od dzisiaj należysz do mnie.

W tej samej chwili straciłam kontakt z rzeczywistością. Ostatnie co pamiętam, to uśmiechnięta twarz Victora, po której nastąpiła ciemność.

Continue Reading

You'll Also Like

427K 17.2K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...
352K 31.6K 17
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
321K 11.3K 56
24-letnia Leerin w wieku 15 lat ucieka z domu bo była źle traktowana w szkole. A szczególnie przez swojego brata i jego przyjaciół. Po ucieczce do Bu...