Spoiled souls [ZOSTANIE WYDAN...

By selfissh

227K 8.8K 2.4K

Po siedemnastu latach Vanessa McMillan decyduje się wrócić do Nowego Jorku, rodzinnego miasta, z którego jako... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog
Podziękowania

Rozdział 3

10.2K 386 78
By selfissh

Od rana trwały wielkie przygotowywania do wieczornej gali. Śniłam o tym dniu od dawna i z niecierpliwością na niego czekałam, a gdy w końcu nadszedł, marzyłam jedynie, żeby jak najszybciej się skończył. Chciałam już mieć za sobą ten cały stres i wszystkie emocje. W nocy nie mogłam zmrużyć oka, a gdy nareszcie mi się udało nie miałam okazji, żeby nacieszyć się upragnionym snem. Charlie już z samego rana przyjechał do mojego mieszkania, żeby zacząć przygotowania. Albo raczej kontrolować przygotowania. Gdybym wiedziała, że jego obecność wprowadzi tyle zamieszania, kilka razu przemyślałabym, czy na pewno otwierać mu drzwi. Wiedziałam, że chciał dobrze, jednak jego krzyki i uwagi nie pomagały. Podczas makijażu, gdy akurat miałam malowane usta, patrzył z taką dokładnością na ręce makijażystki, że biedna nie była w stanie ich pomalować, bo jej ręce zbyt bardzo drżały ze stresu.

- Charlie! - w pewnym momencie już sama nie wytrzymałam tej napiętej atmosfery, którą stworzył. - Opanuj się wreszcie, bo zaraz wszyscy przez ciebie zwariujemy.

Chłopak zmierzył mnie surowym spojrzeniem i wiedziałam, że zaraz dostanę ostry opieprz za to, że ośmieliłam się wtrącić. Żeby nie było, ja też denerwowałam się galą, a z tego stresu miałam tak ściśnięty żołądek, że od rana jedyne co zjadłam, to batonik, który miał mi dodać trochę energii. Patrząc na to co się działo, Charlie musiał je przedawkować.

- Och przepraszam bardzo - oburzył się. - Widzę, że tylko mi na tym wszystkim zależy.

- Dobrze wiesz, że mi też - westchnęłam. Czasami nie miałam do niego sił. - Tylko nie widzę powodu, żeby aż tak bardzo panikować.

- Przecież nie panikuję - zaoponował. Nie mogłam powstrzymać prychnięcie, za które zostałam zmierzona ostrym spojrzeniem. - Chcę tylko, żebyś dobrze wyglądała, gdy będziesz odbierać nagrodę. W końcu cały świat będzie na ciebie patrzył - powiedział jednocześnie podchodząc bliżej i po raz setny poprawiając coś przy mojej sukience.

- Nie pomagasz, wiesz o tym? - nawet tego nie skomentował.

- Ja tylko stwierdzam fakty - wzruszył ramionami. - W końcu jesteś najlepszą aktorką w tym kraju. Nie poczekaj... - przyłożył sobie palec do brody i udawał, że się zastanawia. - Jesteś najlepszą aktorką na całym tym pieprzonym świecie! Zmiażdżysz ich tam dzisiaj!

Uśmiechnęłam się szczerze i mocno go przytuliłam. Wielokrotnie miałam momenty, kiedy wątpiłam w siebie i w to, czy to co robię ma w ogóle jakikolwiek sens. Później nagle przychodziły takie chwile jak ta teraz, kiedy szykowałam się na najważniejsze filmowe wydarzenie roku i wiedziałam, że warto było się nie poddawać. Czasami się zastanawiałam ile osób zrezygnowało ze swoich marzeń przez strach. Żyjemy w czasach, w których każdy nasz ruch jest komentowany, a jakakolwiek odmienność nie zawsze jest akceptowana. Boimy się rozwijać, bo nie chcemy być wytykani przez innych palcami. Byłam wdzięczna rodzicom za to, że w dzieciństwie nauczyli mnie, żeby nie przejmować się opinią innych i zawsze iść po swoje z wysoko uniesioną głową. W końcu życie mieliśmy jedno. Nie warto było go marnować na zamykanie się w swoich czterech ścianach.

Oprócz rodziców, zawsze mogłam liczyć na jeszcze jedną osobę. Na Charliego Wilsona, który od zawsze we mnie wierzył, tak samo mocno, jak i ja w niego. Ten chłopak był nieodłączną i zdecydowanie lepszą częścią mnie.

- Musimy już wychodzić - do moich uszu dobiegły głosy z korytarza. Ledwo zdążyłam się odsunąć od Charliego, gdy w pomieszczeniu pojawił się mój ochroniarz. - Na czułości przyjedzie jeszcze czas, bo teraz jedziemy skopać im wszystkim tyłki.

Wszyscy zaśmialiśmy się na jego słowa. Zdecydowanie każdy z nas był tego dnia w nastroju na wygraną. Z uśmiechem na twarzy ostatni raz spojrzałam w stronę lustra. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak, jak w tamtym momencie. Pomimo stresu cała ekipa spisała się rewelacyjnie i to dzięki nim wyglądałam tak pięknie.

Już chciałam wyjść, gdy poczułam dłoń Charliego na swoim ramieniu. Zdezorientowana obróciłam się w jego stronę i zderzyłem się ze jego przepełnionym dumą, ale i lekką obawą spojrzeniem.

- Jeszcze dzisiaj o to nie pytałem, ale jak się czujesz? Jesteś gotowa?

- Chyba? - odpowiedziałam niepewnie. - Bo nawet jeśli faktycznie wygram, to co jak w drodze na scenę się potknę? O matko albo jak zapomnę podziękowań? Układałam je tak długo i wspomniałam o wszystkich, ale...- zaczynałam panikować, a to nie oznaczało niczego dobrego. Przyjaciel złapał mnie mocno za ramiona i spojrzał z powagą.

- Jestem przekonany, że wszystko się uda - wtrącił. - Jeśli się potkniesz, to wstań i obróć to w żart, a jeśli zapomnisz podziękowań - zamyślił się. - Wtedy powiedz, że dziękujesz pewnemu chłopakowi, który od zawsze w ciebie wierzył i dzięki któremu osiągnęłaś ten sukces. A i możesz też wspomnieć, że jest kurewsko przystojny - puścił mi oczko.

I tak właśnie tym jednym zdanie Charlie sprawił, że trochę się rozluźniłam.

- Tak i do tego wspomnę, że jest bardzo skromny.

- A też możesz - przytaknął. - Dobra jedziemy po tę nagrodę!


***

Przed budynkiem, jak zawsze, ustawiło się mnóstwo dziennikarzy. Wszyscy wykrzykiwali moje imię i z każdej strony otaczały mnie błyski lamp. Pamiętam, jak początkowo nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Bałam się wszystkich gal, bo nienawidziłam pozować do zdjęć. Trochę się pozmieniało i teraz stawanie przed obiektywem przychodziło mi ze znacznie większą łatwością, a nawet i to lubiłam.

Udzieliłam kilku szybkich wywiadów niektórym reporterom i z lekko wymuszonym uśmiechem przywitałam się z kilkoma osobami. Oprócz tego, że nie pałałam ogólną sympatią do ludzi, to również zdarzali się i tacy, których wręcz nienawidziłam. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale chyba już tak było. W świecie, w którym żyłam cały czas musiało się coś dziać i nie było tak, że każdy rzucał się sobie w ramiona przy pierwszej lepszej okazji. Jednak w tak ważnym miejscu jak to i na takiej uroczystości nie mogłam dać tego po sobie poznać. Byłam przekonana, że większość gwiazd, które stały obok, podobnie jak ja były zmęczone tym udawaniem, jednak nikt nie ściągał idealnej maski i każdy przez cały czas grał w swoim prywatnym teatrze.

W końcu udało mi się wejść do budynku i w ułamku sekundy poczułam się przytłoczona. Dookoła mnie była masa osób ubranych w najdroższe i najpiękniejsze suknie oraz garnitury. Każdy trzymał fason i nie było mowy o jakichś niedociągnięciach. Wszystko było takie idealne. W myślach kolejny raz dziękowałam Charliemu, że dopilnował mojego wyglądu i chyba nawet wybaczyłam mu to całe zamieszanie, które tworzył. Czułam, że chociaż wyglądem się w to wszystko wpasowałam.

Sprawnie zajęłam swoje miejsce wśród rzędów foteli i kolejny raz przywitałam się z kilkoma osobami, które siedziały najbliżej. Miałam wrażenie, że za moment serce wyskoczy mi z piersi i już ledwo utrzymywałam drżenie rąk, na szczęście to wszystko zniknęło, gdy na scenę weszło dwóch prowadzących. W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany moment. Z głośników popłynęła muzyka, a wszyscy zgromadzeni zaczęli klaszczeć. Czułam, że cały ten stres zaczęło zastępować podekscytowanie. Przypomniałam sobie, o czym wcześniej mówił Charlie i uniosłam wysoko głowę, szeroko się przy tym uśmiechając.

Mijały minuty, a po nich godziny. Przez cały czas z niecierpliwością czekałam na najważniejszą część wieczoru, czyli ogłoszenie wyników w kategorii najlepszego aktora, lub aktorki roku. Jedna z gwiazd właśnie opuszczała scenę po odebraniu swojej nagrody i na sali ponownie zapanowało poruszenie. Wszyscy zaczęli szeptać między sobą, a atmosfera, tak jakby, zgęstniała. To mogło oznaczać tylko jedno. Za moment wszystko miało się rozstrzygnąć.

Rozejrzałam się po przestronnym pomieszczeniu i odnalazłam wzrokiem Charliego, który razem z ochroniarzem siedzieli w dalszej części sali. Obaj posłali mi uspokajające uśmiechy, a z ruchu warg przyjaciela odczytałam bezgłośne ,,powodzenia". Zdecydowanie miałam najlepsze wsparcie.

Z powrotem obróciłam się w stronę sceny, na której w międzyczasie pojawili się prowadzący. Młoda kobieta w przepięknej złotej sukni, która idealnie podkreślała jej figurę, a obok niej niewiele starszy mężczyzna w eleganckim czarnym garniturze, którego krawat idealnie dopasowywał się kolorem do stroju towarzyszki. W dłoniach prowadzącej dostrzegłam białą kopertę, w której była ukryta odpowiedź na pytanie, które tego wieczoru dręczyło wszystkich. Mały skrawek papieru, który miał niezwykłe znaczenie.

- Zbliżamy się już do końca dzisiejszej gali, jednak to wcale nie oznacza, że emocje już opadły. Wręcz przeciwnie, bo właśnie teraz zbliżamy się do najważniejszej kategorii. Panie i panowie oto nominowani w kategorii najlepszy aktor, lub aktorka roku - mężczyzna wskazał na ekran za jego plecami, na którym zaczęły wyświetlać się slajdy ze zdjęciami gwiazd, w tym także moje. Wszyscy klaskali, gdy nas odczytywano i miałam wrażenie, że przy mojej osobie te oklaski były jakieś głośniejsze. Może było tak tylko w mojej głowie, jednak poczułam się przez to pewniej. - No dobrze, w takim razie nie będę już przedłużał, bo zapewne jak wszyscy chętnie wróciłbym już do domu - prowadzący rzucił żartem, po którym większość zaczęła się śmiać. - No tak - odchrząknął. - A nagrodę w kategorii najlepszego aktora lub aktorki roku wygrywa... - nastąpiła krótka pauza, podczas której prowadząca otworzyła kopertę i podała ją mężczyźnie. Miałam wrażenie, że te kilka sekund trwało wieczność. Serce waliło mi jak oszalałe i słyszałam jedynie krew szumiącą mi w uszach. - Vanessa McMillan! - wykrzyknęli obydwoje.

W pierwszej chwili nie zarejestrowałam tego, co właśnie się działo. Wszyscy zgromadzeni wstali ze swoich miejsc, żeby zacząć mi bić brawa. Trwało to może sekundę zanim otrząsnęłam się z pierwszego szoku i dotarło do mnie, że wygrałam. Naprawdę wygrałam.

Poczułam jak całe napięcie ze mnie zeszło i pierwszy raz tego wieczoru szczerze się uśmiechnęłam. Wstałam ze swojego miejsca i na lekko drżących nogach ruszyłam w stronę sceny. Gwiazdy, które mijałam składały mi przelotne gratulacje, jednak nie poświęcałam im za dużo uwagi, bo byłam zbyt skupiona na tym, żeby faktycznie się nie przewrócić. Rozmawiając o tym z Charliem wierzyłam, że jakoś dam radę, jednak w moim obecnym stanie, wszystko mogło się wydarzyć.

Jeszcze przed wejściem na schody, które prowadziły prosto na scenę obróciłam się w stronę Charliego i Noah. Ten pierwszy nawet na mnie nie patrzył, bo był zbyt zajęty płakaniem. Nie ukrywałam, że tamten widok dość mocno mnie rozbawił. Może i nie słyszałam go z tej odległości, jednak mogłam przysiądz, że smarkając w chusteczkę szepcze pod nosem coś w stylu ,,Jeszcze niedawno była taka mała" albo „Moja dziewczynka tak szybko dorosła". Przeniosłam wzrok na Noah, a ten gdy tylko pochwycił moje spojrzenie, zaczął jeszcze mocniej klaskać.

Pewnym krokiem i z wysoko uniesioną głową weszłam na scenę. Dołączyłam do prowadzących, którzy wręczyli mi nagrodę i cicho pogratulowali. Szczerze im podziękowałam, po czym podeszłam bliżej mikrofonu, przy którym zwolnili dla mnie miejsce. Wzięłam głęboki wdech i szybko w głowie przypomniałam sobie ułożone wcześniej podziękowania.

Skoro po drodze się nie wywaliłam, to teraz też powinno jakoś pójść.

- Nawet nie wiem od czego zacząć. Towarzyszy mi teraz tak wiele emocji, że nie jestem w stanie wyrazić tego słowami. Ta nagroda jest spełnieniem moich marzeń i dowodem mojej ciężkiej pracy. Przede wszystkim chciałabym podziękować... - nie dokończyłam, bo moje słowa zagłuszył niespodziewany strzał.

Z przerażeniem rozglądałam się po sali, na której wszyscy zgromadzeni zaczęli panikować. Niektórzy krzyczeli, podczas gdy inni zdecydowali się uciekać. W tym wszystkim byłam jeszcze ja. Sparaliżowana stałam na scenie i nie byłam zdolna zrobić chociażby kroku. W pewnym momencie nawet krzyki zebranych przestały domenie docierać. Na moment znowu stałam się tą małą dziewczynką, która zamknięta w szafie słyszała strzały w swoim domu. Przed oczami miałam zakrwawione ciało ojca i płaczącą nad nim matkę. Ten obraz tak wiele razy nawiedzał mnie w koszmarach, że już doskonale go znałam.

- Vanessa! - dobiegł do mnie czyjś przytłumiony głos.

Chciałam się obrócić, coś odpowiedzieć, jednak nie byłam zdolna. Cały czas tkwiłam w swojej głowie i w tych makabrycznych obrazach.

- Vanessa, uciekaj! - głos był coraz bliżej i teraz śmiało mogłam stwierdzić, że należał do mojego ochroniarza.

Nie wiem ile tak stałam. Miałam wrażenie, że czas przestał mieć znaczenie. Minęły sekundy, a może minuty, lub nawet godziny. Nie liczyłam, nie byłam w stanie. Z dziwnego letargu wyrwał mnie odgłos kolejnego strzału, który padł zdecydowanie bliżej mnie, niż poprzedni.

I nagle w tym jednym momencie wróciłam do rzeczywistości. Obróciłam się w stronę Noah, który przedarł się przez przerażony tłum i biegł centralnie w moją stronę. Powaga całej sytuacji zaczęła do mnie docierać i również ruszyłam w jego kierunku. Nie widziałam nigdzie Charliego, co trochę mnie niepokoiło, choć w tym tłumie ciężko było dostrzec kogokolwiek. Liczyłam, że mój przyjaciel bezpiecznie się stąd wydostanie.

Już zaledwie kilka kroków dzieliło mnie od mężczyzny, gdy salę wypełnił odgłos kolejnego strzału. Gwałtownie się zatrzymałam i z przerażeniem patrzyłam, jak Noah z jękiem opadł na podłogę. Skanowałem wzrokiem jego sylwetkę i wtedy ją dostrzegłam. Plama krwi zaczęła się tworzyć na jego prawym udzie. Mężczyzna próbował zatamować krwawienie, jednak jego próby w ogóle nie pomagały, a szkarłatnej cieczy przybywało z każdą sekundą.

- Noah - okrzyk rozpaczy wydarł się z mojego gardła.

Chciałam jak najszybciej do niego podbiec. Zbiegłam po niewielkich schodach ze sceny i wtedy nagle znikąd wyrosło przede mną dwóch barczystych mężczyzn. Obydwaj byli uzbrojeni, a gdy tylko uniosłam głowę, dostrzegłam na ich twarzach maski. Nie pozwoliłam przerażeniu osiąść w moim organizmie na dłużej i jak najszybciej próbowałam wymyślić, jak stąd uciec. Wiedziałam, że znalazłam się w pułapce, ale przecież musiało być jakieś wyjście.

- Vanesso uciekaj! - usłyszałam osłabiony głos Noah. Nie mogłam go dostrzec, choć mogłam się domyśleć, że nie wyglądał za dobrze.

Wiedziałam, że nie ominę tych mężczyzn, dlatego delikatnie się wycofałam, po czym szybko obróciłam. Nie postawiłam nawet kroku, gdy moje ciało zderzyło się z czyjąś twardą klatką piersiową. Teraz było ich trzech na mnie jedną. Wiedziałam już, że przegrałam. Jak oparzona od niego odskoczyłam.

- Już wychodzisz? - zapytał, a w jego głosie słyszałam rozbawienie. - Zabawa się dopiero zaczyna aktoreczko.

Przerażona na niego spojrzałam. Tak jak tamci mężczyźni, na twarzy miał maskę spod której wystawały ciemne i lekko roztrzepane włosy. Z tej odległości mogłam również dostrzec, że niemal całą szyję miał pokrytą tatuażami. Jego sylwetka była umięśniona, choć nie tak bardzo jak jego towarzyszy. Mimo to wiedziałam, że i tak nie miałabym z nim szans. Szczególnie, gdy tamci tali cały czas za mną.

Na sali zostaliśmy już tylko my. Nie słyszałam już krzyków Noah i niestety nie miałam, jak dostrzec, co z nim. Wiedziałam, że to koniec, a jednak gdzieś głęboko żyła we mnie nadzieja. Próbowałam dyskretnie odsunąć się od mężczyzny i rozejrzeć, czy gdzieś jeszcze kogoś nie było, jednak ten od razu rozszyfrował moje zamiary. Spojrzał pierw na mnie, a później na nieznajomych za mną.

- Zabrać ją stąd! - wydał polecenie i ruszył do wyjścia.

Continue Reading

You'll Also Like

109K 3.5K 35
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
60.6K 6.8K 24
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...
490K 25.1K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
10.2K 291 16
~moje życie rozpadło się na miliony kawałków, których nie dało się już poskładać