WHATEVER IT TAKES | RISK #2

By itsmrsbrunette

36.8K 1.5K 2.6K

~ Bo byliśmy głupcami, którzy odnaleźli do siebie drogę, myśląc, że będąc jednością, przezwyciężymy mrok. Zsz... More

WSTĘP
Prolog
1. Wszystko się zmieniło.
2. Tak bardzo jak on.
3.1. Chcę obiecać ci wieczność.
3.2. Zbyt wiele słów.
4. Sprawa się skomplikowała.
5. Rozczarowanie.
6. Zmieniłaś się.
7. Umowa.
8. Nie prowokuj mnie.
9. Pozwól mu na szczęście.
10. Łzy
11. Zraniłaś go.
12. Dwudziesty dziewiąty czerwca.
13. Pewne rzeczy się nie zmieniają.
15. Odrodzenie.

14. Zdejmij maskę.

1.9K 114 109
By itsmrsbrunette

 rany, jak dobrze jest być tu z powrotem. miło jest mi zaprosić was na nowy rozdział po tak długiej, ponad dwumiesięcznej przerwie. przyznaję się bez bicia, pisanie czternastki momentami było torturą, bo w ostatnim czasie moja wena chyba gdzieś zabłądziła, z czym czuję się strasznie głupio. 

cóż, po prostu was przepraszam. mimo wszystko mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście i polubicie ten rozdział tak samo jak ja. jest taki, jaki chciałam, żeby był, także liczę, że po przeczytaniu wpadniecie na twittera i pod hasztagiem podzielicie się przemyśleniami. chętnie dowiem się, jakie są wasze odczucia. 

bez przedłużania, miłego czytania, słońca!

twitter: #shiningheartsIMB

— Jeśli uważasz, że burgery z KFC są lepsze niż te z McDonald's, to naprawdę nie masz gustu — odezwałam się i wpakowałam do ust kolejny gryz ukochanego McChickena.

Szatyn popatrzył na mnie, jakbym była chora psychicznie, i skrzywił się, teatralnie łapiąc za serce.

— Masz na głowie czapkę w kolorze sraczki i mówisz coś o braku gustu? — odgryzł się, a następnie zwinnym ruchem zrzucił moją brązową czapkę z daszkiem.

— Pierdol się. — Wystawiłam mu język, przewracając oczami, a Sawyer zaczął rechotać na cały samochód. — Patrz na drogę! — zawołałam, kiedy ten pacan wjechał w jakąś dziurę, przez co oboje aż podskoczyliśmy, a ja automatycznie chwyciłam się drzwi, czując jak serce podchodzi mi do gardła ze stresu.

Rany, minęło tyle lat, a ja wciąż odczuwam lęk przed samochodami.

Dziewiętnastolatek zignorował mnie i wciąż rechotał, a ja zaczęłam żałować, że wsiadłam z nim do jednego auta. Wygładziłam dłonią swoją czapkę w odcieniu czekolady ze znaczkiem NY, po czym włożyłam ją z powrotem na głowę, zupełnie zlewając niedorzeczny komentarz Daxtona. Co on wiedział o modzie, skoro sam właśnie siedział obok mnie w zielonych szortach, białym podkoszulku i wieśniackiej, rozpiętej koszuli w plamki we wszystkich kolorach tęczy.

Wyjęłam telefon i otworzyłam wiadomość od Crystal, w której pisała, że za jakieś dziesięć minut będzie gotowa do wyjścia, a następnie z powrotem schowałam urządzenie, doskonale zdając sobie sprawę, że to jej dziesięć minut oznacza zapewne dopiero zaczynam się szykować. Podniosłam z nosa okulary przeciwsłoneczne i wsadziłam je na głowę, aby posłużyły za opaskę do moich niesfornych włosów, które żyły dziś własnym życiem.

— Cieszę się, że na chwilę masz spokój ze studiami — westchnął radośnie Sawyer, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.

Popatrzyłam na niego z ulgą wymalowaną na twarzy.

— Uwierz, że ja też. — Zjechałam trochę w dół na siedzeniu pasażera. — Rzygam już zasadami fonetyki — dodałam, przypominając sobie wszystkie godziny, które spędziłam na lekcjach poprawnej wymowy i intonacji. Wybierając dziennikarstwo, zupełnie nie takich przedmiotów się spodziewałam. — Teraz zostaje mi tylko praca.

— I melanże. — Wyszczerzył się dumnie. Gdy postanowiłam tego nie komentować, szatyn szturchnął mnie prowokacyjnie łokciem. — Nawet nie licz na to, że ci odpuszczę. W zeszłym roku abstynencja była uzasadniona, ale zaznaczam, że tego lata chlejemy, jak jeszcze nigdy.

Parsknęłam śmiechem na widok wesołych błysków w jego oczach, po czym spuściłam wzrok na dłonie, bawiąc się złotą bransoletką z pingwinem na prawym nadgarstku. Dziś rano uznałam, że skoro z Ethanem i tak chwilowo zawiesiliśmy broń, to chyba znów mogę bezkarnie ją nosić. Szkoda, aby się zmarnowała, prawda?

Daxton miał trochę racji w tym, co mówił. Nagłe odejście Lizzie automatycznie przegoniło plany, które mieliśmy na resztę lata; żadne z nas nie było w stanie imprezować jakby nigdy nic, niektórzy nawet zrezygnowali z wyprawiania urodzin, gdyż uznali, że z szacunku do młodej Pierce byłoby to niewłaściwe. Więc tak, nie licząc dni, gdy zapijaliśmy smutki właśnie w alkoholu, rzeczywiście zostaliśmy abstynentami. Nie potrafiliśmy tak od razu zacząć bawić się bez niej.

— Zdemoralizujesz mnie? — Uniosłam prowokacyjnie brew.

— Proszę cię — zawył z powagą. — Zrobiłem to już dawno.

Spojrzeliśmy na siebie, a na naszych ustach automatycznie pojawiły się głupie uśmieszki. I cóż, miał rację, jeśli miałam upijać się z kimś do nieprzytomności, to właśnie z nim.

Gdy w pewnym momencie z radia poleciały pierwsze dźwięki jednej z naszych ukochanych piosenek, do których zawsze razem zdzieraliśmy gardła, od razu sięgnęłam do pokrętła, zwiększając głośność. Okulary przeciwsłoneczne znów znalazły się na nosach, a po samochodzie rozniosły się dwa fałszujące głosy.

She took my arm, I don't know how it happened, we took the floor and she said...! — Nasze krzyki mieszały się ze śmiechem. — Oh, don't you dare look back, just keep your eyes on me! I said, "you're holding back", she said, "shut up and dance with me"! This woman is my destiny... — Sawyer wskazał na mnie palcem i dwuznacznie poruszył brwiami, na co się zaśmiałam. — She said, "ooh, hoo shut up and dance with me"!

Trzymając w dłoni telefon, który służył za mikrofon, bujałam się w rytm Shut up and dance, jakbym właśnie grała koncert życia. Kierowcy samochodów, które mijaliśmy, musieli wziąć nas za wariatów, ale właściwie zawsze, gdy byłam z Sawyerem, tak na nas patrzono. Chyba właśnie za to tak go lubiłam.

Po jakimś kwadransie zaparkowaliśmy pod kamienicą Masona, w której Crystal ostatnimi czasy przesiadywała częściej niż we własnym domu. Nie musieliśmy czekać długo, aż Warner opuścił budynek, trzymając moją odstawioną jak szczur na otwarcie kanału przyjaciółkę za rękę. Dziewczyna już z daleka nam pomachała, a gdy Latynos otworzył jej drzwi i wpuścił pierwszą do samochodu, od razu zaczęła nadawać.

— Cholera, jak gorąco — jęknęła, opadając na tylne siedzenie. Obróciłam się przez ramię, spoglądając na jej męczeński wyraz twarzy.

— Jakbym w takim upale spędził z nagrzaną prostownicą pół godziny, to też bym tak mówił — skomentował Mason i na powitanie puścił mi oczko. — Hej, blondi — wyszczerzył się głupio, a w odpowiedzi zobaczył mój środkowy palec.

Crystal zdzieliła go po głowie, na co Sawyer zareagował tak jak zawsze, czyli zaczął rechotać w niebogłosy, drwiąc z przyjaciela.

— Już nie marudź, bo dziesięć minut temu zachwycałeś się tym, jak pięknie wyglądam w tych włosach.

Warner przewrócił oczami i westchnął z bezsilnością.

— We wszystkim wyglądasz pięknie. — Ze zrezygnowaniem położył dłoń na jej udzie i bezbronnie się uśmiechnął.

Kątem oka zerknęłam na Torres, która choć udawała, że te słowa kompletnie jej nie ruszyły, tak naprawdę wpatrywała się w Masona z czystą miłością w oczach. W takich momentach musiałam przyznać, chociaż na początku ze względu na Ruby nie popierałam związku tej dwójki, teraz nie wyobrażam sobie przyjaciółki z nikim innym. Nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej jak przy boku Warnera, który dba o nią jak o najdroższy skarb.

— Chryste, skończcie już temat, bo jesteście żenująco słodcy — zawył dramatycznie Sawyer.

Ze śmiechem zdzieliłam go w ramię, a Crystal i Mason parsknęli z rozbawieniem i, aby dodać więcej dramaturgii, przylgnęli do siebie jeszcze bliżej.

— Po prostu jesteś zazdrosny, bo jedyną kobietą, którą ty sam obejmujesz, jest twoja mama. — Blondynka wystawiła mu język.

— Nieprawda! — oburzył się, a gdy pojazd stanął na czerwonym świetle, obrócił się do tyłu.

Przyglądałam się tej sytuacji z jawną dezaprobatą. Potyczki Crystal i Sawyera były chyba moją ulubioną częścią wspólnych wypadów, a że przekomarzali się praktycznie co dziesięć minut i to z użyciem najbardziej dziecinnych tekstów, w ich towarzystwie nigdy się nie nudziłam. Momentami zastanawiałam się, jakim cudem ta dwójka się przyjaźniła.

— Nie? To kogo jeszcze przytulasz, co? — Latynos dołączył do wojny, stając po stronie swojej dziewczyny.

Daxton nerwowo przejechał ręką po włosach, wcześniej zdjąwszy czapkę, po czym zabieganym wzrokiem rozglądał się po aucie, jakby szukał w głowie odpowiedzi. Gdy jego oczy spotkały się z moimi, niemal widziałam jak w głowie szatyna zapala się lampka.

— Des — odezwał się bojowo, a dla potwierdzenia swoich słów pochylił się i objął mnie ramieniem, składając na mojej skroni szybkiego buziaka.

Crystal i Mason najwidoczniej skapitulowali, wiedząc, że z pomysłowością Sawyera nie wygrają, a on sam puścił do mnie oczko, po czym z piskiem opon wyjechał ze skrzyżowania, zdawszy sobie sprawę, że od kilkudziesięciu sekund miał zielone. Następne dwadzieścia minut spędziliśmy na gadaniu o największych pierdołach, a po drodze wstąpiliśmy jeszcze do sklepu po coś na ząb, a że trzeba było wykarmić dziesięć żołądków, to opuściliśmy market z trzema sporymi siatkami jedzenia.

Gdy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, dobijała czwarta po południu. Wszyscy wyskoczyliśmy z samochodu Sawyera i kolejno wypakowywaliśmy z bagażnika torby. W międzyczasie zmieniłam białe air force na japonki w tym samym kolorze, po czym zapozowałam do zdjęcia, obejmując Crystal, bo Daxton ostatnio złapał zajawkę do robienia pamiątkowych zdjęć. Zarzuciłam na ramię plażową torbę i przechwyciłam od Masona piłkę do siatkówki.

— Ty kretynie, serio zabrałeś nad jezioro dmuchaną kaczkę? — Warner przeniósł wzrok z bagażnika na Sawyera. — Ile ty masz lat? Pięć?

— Wolę mieć pięć niż zrzędzić jak siedemdziesięciolatek z zatwardzeniem — odgryzł się szatyn i czym prędzej wyrwał jeszcze nie nadmuchaną kaczkę z rąk przyjaciela.

— Nie myśl sobie, że ten siedemdziesięciolatek z zatwardzeniem będzie ci pomagał to pompować — zawołał za Sawyerem Mason, ale ten maszerował już dobre pięć metrów przed nami, więc nie wiadomo, czy w ogóle to usłyszał. Latynos pokręcił głową z niedowierzaniem i ruszył za nim. — Zamknijcie auto. — Rzucił pilota od samochodu do swojej dziewczyny, a ta oczywiście go nie złapała.

Gdy zostałyśmy same i wzięłyśmy pojedyncze rzeczy, które jeszcze zostały w bagażniku, zaczęłyśmy wlec się leśną ścieżką. Ku naszemu zadowoleniu nie mijałyśmy zbyt wielu ludzi, co oznaczało, że w punkcie docelowym, jakim było jezioro, prawdopodobnie też nie roiło się od turystów. Jasne, mieliśmy w Atlantic City całkiem ładną plażę, ale ze względu na to, że trwały wakacje, a pogoda wręcz zapraszała do kąpieli, spodziewaliśmy się na niej większości mieszkańców, którzy chcieli spędzić niedzielę, korzystając ze słońca. W dodatku średnio podobała nam się wizja wrzeszczących dzieciaków sypiących piaskiem z każdej strony. O miejscu, na które się zdecydowaliśmy, nie wiedziało aż tyle ludzi, było na uboczu i kawałek od centrum, no i odznaczało się większą skromnością.

Chciałam dogonić chłopaków, bo maszerowali jakieś dziesięć metrów od nas, ale Crystal na to nie pozwoliła, ciągnąc mnie za łokieć.

— Czekaj — westchnęła. Popatrzyłam na nią ze zdezorientowaniem. — Chciałam zapytać, jak się czujesz. No wiesz, na spotkaniu będzie Ethan i w ogóle.

Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się z ulgą. Już się bałam, że to coś poważnego.

— Nie strasz mnie tak więcej. Miałaś minę, jakbyś zamierzała mi powiedzieć, że zostanę ciocią — dogryzłam jej, na co automatycznie się skrzywiła.

— Na Boga, Des, wypluj te słowa. — Przytknęła dłoń do klatki piersiowej, teatralnie ją masując. — No więc? Jesteś gotowa na to spotkanie?

Drugi raz w ciągu minuty wzruszyłam ramionami. Czy byłam gotowa? Cóż, dobre pytanie. Nasze ostatnie spotkanie, które miało miejsce już ponad tydzień temu, zakończyło się w dość... nietypowy sposób. Po tym, jak z gorączką zasnęłam Ethanowi na ramieniu, pamiętam tylko, że jakiś czas później wciąż na wpół śpiącą odniósł mnie do sypialni, zadbał o to, abym była przykryta i miała przy sobie butelkę wody, po czym jeszcze chwilę krzątał się po salonie i wyszedł. Gdy obudziłam się następnego dnia, nie zastałam w kuchni rozsypanej mąki, a naczynia były w zmywarce, co było jednoznaczne z tym, że Pierce przed wyjściem wszystko posprzątał.

Od tamtego dnia nie mieliśmy okazji porozmawiać, nie licząc kilkunastu wiadomości, które ze sobą wymieniliśmy . Czy więc byłam gotowa na to spotkanie, po tym jak na ostatnim dzieliłam z nim tak intymny moment? Zgaduję, że zaraz się przekonam.

— Nie wiem, co mam ci powiedzieć — przyznałam. Chciałam być z nią szczera, lecz musiałam pilnować się, by nie powiedzieć za dużo. Ani Crystal, ani reszta, nie mieli pojęcia o tym, że Ethan opiekował się mną podczas choroby. O naszym spotkaniu na cmentarzu też nie wiedzieli, chociaż założę się, że Pierce nie umiał utrzymać języka za zębami i wygadał się Shane'owi. — Mam świadomość tego, że może być trochę dziwnie, może nawet niezręcznie, bo mamy wiele niedomkniętych spraw, ale nie sądzę, że to coś, z czym bym sobie nie poradziła.

— Ostatnim razem też tak twierdziłaś, a potem opowiedziałaś mi o tym, jak się na siebie darliście, gdy zostawiliśmy was samych na cholerne dwie godziny — parsknęła i położyła mi rękę na ramieniu.

Rzeczywiście powiedziałam jej o kłótni, która wydarzyła się podczas naszej podróży powrotnej z lotniska do Atlantic City. Co prawda, w opowieści pominęłam pewien pocałunek, ale co nieco wiedziała.

— Takie rzeczy się zdarzają. — Wyrzuciłam ręce w powietrze. — Wyobraź sobie, że nagle w gronie twoich przyjaciół pojawia się twój...

No właśnie, kto? Mój kto?

— Mój... były? To chciałaś powiedzieć? — Uniosła brew.

Skrzywiłam się na to określenie. Po tym, co przeszliśmy, nigdy nie myślałam o nim w taki sposób. Chyba podświadomie nie chciałam sprowadzać naszej relacji do zwykłego związku z przeszłości. Zasługiwaliśmy na coś więcej.

— Ktoś, z kim kiedyś łączyło cię coś wyjątkowego — sprostowałam.

Crystal przechyliła głowę, przyglądając mi się z zaintrygowaniem, jakby ona również nie wiedziała, od której strony powinna ugryźć temat. Zapanowała między nami cisza, podczas której obie oddałyśmy się własnym rozmyślaniom. Wiem, że moja przyjaciółka podświadomie modliła się o to, aby dzisiaj przypadkiem nie wybuchła kolejna awantura ze mną i Piercem w rolach głównych, bo chcąc nie chcąc, wtedy zła i ciężka atmosfera udzieliłaby się wszystkim pozostałym. Prawdę mówiąc, nie przewidywałam dzisiaj takiego scenariusza.

O tym, że chwilowo zakopaliśmy z Ethanem topór wojenny, też jej nie powiedziałam. Podczas wymieniania w ciągu ostatniego tygodnia tych paru wiadomości stwierdziliśmy wspólnie, że nie chcemy, aby ktokolwiek się w to mieszał. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że przyjaciele chcieli dla nas jak najlepiej, ale czasem ich jak najlepiej sporo różniło się od naszej definicji tych słów i końcowo mogliby wszystko jeszcze bardziej skomplikować. Woleliśmy sami to przepracować, czymkolwiek to było.

Niewiele spędzonych w milczeniu minut później między drzewami zaczęły przedzierać się promienie słoneczne, a oczom ukazała się jasna tafla wody otoczona piaszczystą plażą. Mieliśmy rację, wokół kręciła się jedynie garstka ludzi, co zapewniało nam upragnioną prywatność. Szybko znalazłyśmy naszych, którzy już od jakiegoś czasu rozkładali manatki w wybranym miejscu. Ledwo do nich podeszłyśmy, a już poczułam na karku ciasno oplatające mnie ramiona Ruby. Zaciągnęłam się kwiatowym zapachem jej perfum i odwzajemniłam uścisk na tyle, na ile mogłam sobie pozwolić, by niczego nie upuścić.

— Des! Tak dawno się nie widziałyśmy! — zapiszczała mi do ucha, jeszcze ciaśniej obejmując.

Uśmiechnęłam się, choć tak naprawdę ledwo przez nią oddychałam.

— I więcej nie zobaczymy, jeśli zaraz nie przestaniesz przygniatać mi płuc — parsknęłam, odsuwając się nieco. — Gdzie to położyć?

— Walnij to byle gdzie. O, na przykład tam! — Wskazała na jeden z koców, które właśnie rozłożył Max.

Zrobiłam, co kazała, a na powitanie oberwałam od Findlaya w daszek mojej czapki. Amator. Zaraz potem wróciłam do Ruby, przy okazji rozglądając się za resztą, bo najwidoczniej nie byliśmy jeszcze w komplecie. Afroamerykanka zdążyła pozbyć się ubrań i miała na sobie wyłącznie pomarańczowe bikini, które doskonale współgrało z jej czarnymi, rozpuszczonymi włosami i ciemniejszą karnacją.

— Co tam, młoda? — Podszedł do nas Max i z łobuzerskim uśmiechem przekręcił mi czapkę tak, by jej daszek znajdował się z tyłu. Poprawiłam ją, po czym dźgnęłam chłopaka paznokciem w tors.

— Do momentu aż cię zobaczyłam, było świetnie. — Wyszczerzyłam się złośliwie.

— Cios poniżej pasa. — Teatralnie złapał się za serce.

— Tylko takie zadaję. — W akompaniamencie śmiechu Ruby skrzyżowałam ramiona na biuście.

Findlay prowokacyjnie uniósł brwi i kilkakrotnie nimi poruszył.

— Mówisz? — Uśmiechnął się dwuznacznie, a wyraz twarzy szybko wyjaśnił mi drugie dno, które wyczuł w mojej wypowiedzi.

Przepchnęłam go ciężarem swojego ciała, a rudzielec zatoczył się do tyłu, prawie upadając na piasek.

— Idiota — skomentowałam, a gdy zobaczyłam, jak doskakuje w moim kierunku, aby się odegrać, szybko odsunęłam się na bok, unikając zderzenia z jego ciałem. Max zaklął pod nosem, na co ja uśmiechnęłam się najsłodziej jak potrafiłam. — Próbuj dalej.

Z tymi słowami ruszyłam w kierunku torby, którą wcześniej zostawiłam na kocu. Miałam w niej olejek do opalania i natychmiast zamierzałam się nim posmarować, aby zgarnąć jak najwięcej słońca. Uklękłam na piasku, pozbywszy się klapków, po czym zaczęłam przeszukiwać materiałową torbę. Gdy już wyciągnęłam z niej niewielki plażowy koc i rozścieliłam go obok reszty, wyjęłam olejek i spryskałam ręce i nogi. Dla lepszego efektu zwinnym ruchem ściągnęłam biały top i odrzuciłam go gdzieś na bok, po czym rozprowadziłam substancję również po brzuchu i dekolcie, od razu ją rozsmarowywując. Takim sposobem zostałam wyłącznie w chabrowym staniku od kostiumu oraz czarnych, postrzępionych szortach.

Podskoczyłam, gdy znienacka poczułam na ramionach czyjeś dłonie. Obróciłam się i natrafiłam na roześmiane oczy Shane'a. Wyglądało na to, że miał wybitny humor, co zapewne było zasługą obecności jego najlepszego przyjaciela w mieście. A propos Ethana, rozejrzałam się, ale ku własnemu zdziwieniu wyhaczyłam wzrokiem jeszcze Norę i Kenzie, ale nie jego. Czyżby jednak się dziś nie pojawił?

— Spokojnie, zaraz przyjdzie — konspiracyjny ton Howarda wybudził mnie z letargu.

Zmarszczyłam brwi, gdy dwudziestolatek podejrzanie się wyszczerzył.

— Kto? — odezwałam się równie cicho co przed sekundą mój jasnowłosy rozmówca. Albo ja przeoczyłam jakiś ważny element tej konwersacji, albo to Howard dostał udaru słonecznego i gadał od rzeczy.

Popatrzył na mnie z politowaniem, jakby chciał powiedzieć: serio?

— Dobrze wiesz kto. — Posłał mi łagodny uśmiech.

Nie musiałam długo analizować tych słów, by domyślić się, o kogo chodziło. Jego wyraz twarzy był jednoznaczny, a przebiegły błysk w oku tylko utwierdził mnie w tym, że właśnie rozmawialiśmy o jego najlepszym przyjacielu.

Wow, od roku nie poruszaliśmy tematu Ethana w tak zwyczajnym kontekście.

Swoją drogą, dopiero zauważyłam, że Shane pozbył się z włosów ciemnej farby, którą zaaplikował w zeszłe lato w Rio i w ramach zakładu miał utrwalać do kolejnych wakacji. Wskutek zamknięcia ery szatyna, jego czupryna była sporo krótsza, a ja bez bicia przyznaję, że zdążyłam zapomnieć, że dwudziestolatek genetycznie rzeczywiście był blondynem.

— Co? Shane, ja nie... — Poczułam potrzebę wytłumaczenia mu, że to nie było tak, jak myślał. W jego ustach zabrzmiało to tak, jakbym była jakąś desperatką.

— Zanim zaczniesz opowiadać mi takie bajki, sama powinnaś w nie uwierzyć. — Mrugnął do mnie, a następnie wychylił się i wskazał głową na coś za moimi plecami. — O proszę. O wilku mowa.

Po tych słowach ruszył w kierunku Sawyera podejmującego próbę nadmuchania kaczki, a ja poczułam, jak spinam się na samą myśl o tym, co, a raczej kogo zobaczył Shane. Powoli zwróciłam się w tamtym kierunku, a kolana się pode mną ugięły. Kurwa, wiedziałam. Z lasu wyłonił się Ethan, który z czteropakami piwa w obu rękach powoli szedł w naszym kierunku. Miał na sobie jedynie błękitne kąpielowe szorty i czarną czapkę, w dodatku tej samej marki co moja, którą założył tył na przód, a oczy ukrywał pod ciemnymi okularami. I chociaż bardzo chciałam, nie mogłam poradzić nic na to, że po roku rozłąki w moich oczach wciąż pozostał tak samo przystojny jak kiedyś.

Gdy znalazł się bliżej i mogłam dokładniej mu się przyjrzeć, dopadły mnie wątpliwości. Po ostatnim spotkaniu nie wiedziałam, jak zachowywać się w jego towarzystwie. Przełknęłam ślinę, bo cholera, z niewielkiej odległości prezentował się jeszcze lepiej. W dodatku miałam idealny widok na jego... cóż, cholernie, niemal idealnie wyrzeźbiony tors, który w połączeniu z opalenizną robił wrażenie nawet na mnie.

— Hej — odezwałam się, gdy znalazł się jakiś metr przede mną. Brzmiałam niepewnie, aż za bardzo jak na samą siebie, przez co na milisekundę się skrzywiłam.

Byłam ciekawa, jak zareaguje. Niby zawarliśmy rozejm, ale nasze stosunki wciąż pozostały dla mnie zagadką.

— Cześć, Dallas — zaczepnie wyszczerzył się na mój widok, czym nieświadomie sprawił, że kamień spadł mi z serca. Zrozumiałam, że jakkolwiek intymnie by między nami nie było, w przypadku Pierce'a nie ma mowy o niezręczności. On zawsze będzie tym samym zadziornym Ethanem. — Już zdrowa?

Przechyliłam głowę, żałując, że nie mogę ujrzeć jego oczu. Z reguły to one mówiły najwięcej.

— Chyba powinnam zapytać o to ciebie. Akurat ja miałam odpowiednią opiekę. — Nawiązałam do wspólnego wieczoru w moim mieszkaniu, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Świetnie, teraz na pewno przypomniał sobie o obrazie żałosnej, majaczącej Destiny, którą niańczył z litości. Chryste, nienawidziłam tego.

— Nie wątpię. — Odwrócił wzrok, by ukryć uśmieszek. Zacisnęłam usta w tym samym celu, ale nie powiedziałam nic więcej. Gdy opanował rozbawienie, wrócił do mnie wzrokiem i przez dłuższą chwilę przyglądał mi się tak, jakby coś mu nie pasowało. W końcu wyciągnął rękę, złapał daszek brązowej czapki i odwrócił go na tył mojej głowy. — O, teraz możemy rozmawiać.

Zmarszczyłam czoło w zaskoczeniu. Jednocześnie poczułam jak chora adrenalina spowodowana naszymi przepychankami słownymi buzuje mi w żołądku. Coraz gorzej przychodziło zachowanie powagi, a triumfalny wyraz twarzy Ethana jeszcze bardziej mi to utrudniał. Mierzyłam go podejrzliwym spojrzeniem, aż pewien pomysł sam przyszedł mi do głowy.

Z niewinną miną sięgnęłam po ciemne okulary na jego nosie i podniosłam je tak, by spoczywały na czubku głowy. Brunet przygryzł lewą stronę wargi i wbił we mnie lodowate tęczówki.

— Co? — zapytał, widząc wyraz samozadowolenia na mojej twarzy.

— Nic. Po prostu myślę, że dopiero teraz możemy rozmawiać. — Złożyłam usta w ciup i wzruszyłam ramionami, naśladując go.

Chłopak roześmiał się cicho, lecz dźwięk ten był tak ciepły i przyjemny, że i ja nie zdołałam powstrzymać ruchu kącika ust wędrującego do góry.

— Nie zgodzę się. — Wstrzymałam oddech, gdy postawił krok, przez który znalazł się bliżej, a następnie, ani na sekundę nie odrywając ode mnie spojrzenia, chwycił okulary przeciwsłoneczne i zsunął mi je na sam czubek nosa. A wszystko to robił z tym swoim zadziornym błyskiem w oku, który doprowadzał do szału. — Teraz jest o niebo lepiej.

Znajdował się tak blisko, że czułam woń męskich, intensywnych perfum i limonkowych gum do żucia. W zachowaniu spokoju nie pomagał fakt, że już nie mogłam ukrywać oczu za ciemnymi szkłami okularów, więc ryzyko, że Ethan odczyta mnie jak otwartą księgę, wzrosło. I najwyraźniej właśnie taki miał zamiar.

— Jak się czujesz? — westchnął wreszcie, przechylając głowę.

Lampka zapaliła mi się w głowie. Jeśli chciałam uniknąć niezręczności między nami, nie mogłam dopuścić do poruszenia kwestii naszego ostatniego dość intymnego spotkania. Już i tak czułam się upokorzona przez to, że widział mnie w takim stanie. Co innego, gdyby była to Crystal czy chociażby Shane, ale Ethan... z nim zawsze było inaczej.

— Przecież mówiłam, że już jestem zdrowa... — zaczęłam, ale nawet nie pozwolił mi dokończyć.

— Wiesz, że nie o tym mówię — sprostował spokojnym, lecz stanowczym tonem. Kiedy lekceważąco wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok, nieco onieśmielona troskliwym sposobem, w jaki mi się przyglądał, jego dłoń ponownie znalazła się na rączce moich okularów i zsunęła je jeszcze niżej. — Nie rób tego. — Gdy popatrzyłam na niego z niezrozumieniem, jedynie błagalnie uniósł brwi. — Nie obwiniaj się za to, co ostatnio zaszło, i nie czuj się przez to źle. Każdy ma chwile słabości, Desie... Des — odchrząknął po zorientowaniu się, jak mnie nazwał. — Ty też czasem możesz sobie pozwolić na bycie bezbronną i zrobiłaś to w zeszłym tygodniu. To nie oznaka porażki, a siły.

Przygryzłam wargę, w szoku patrząc na człowieka, który nawet po roku rozłąki potrafił wyczytać wszystko to, co chciałam ukryć nawet przed samą sobą. Momentami przerażało mnie to, jak dobrze mnie znał.

— Ja po prostu uważam, że nie ma o czym gadać...

Wzrok, którym zostałam obdarowana, magicznie zamknął mi usta w połowie wypowiedzi. Jeśli mowa o bezsilności, to odczuwałam ją właśnie teraz, przy nim, kiedy swoją obecnością odbierał mi siły do walczenia z samą sobą.

— Jeśli nie przestaniesz udawać, że tamtego dnia nic nie zaszło, przysięgam, że coś mnie rozniesie — fuknął sfrustrowany, a przez to, że się pochylił, jego oddech musnął mnie w czoło. — Nie bądź taka, Destiny. Nie zgrywaj twardej i niezniszczalnej, bo kiedyś cię to zniszczy, a wtedy będzie już za późno, by się temu przeciwstawiać. Zdejmij maskę — szepnął trochę desperacko. — Proszę.

Nie potrafiłam mu na to odpowiedzieć, w dodatku dostałam chwilowego paraliżu, przez co nie mogłam, a może zwyczajnie nie chciałam, się ruszyć. Ethan również nie odsunął się, choć dyskusja chyba dobiegła końca, a przez sporą różnicę wzrostu między nami musiałam zadrzeć głowę, by przy tak niewielkiej odległości w ogóle widzieć jego twarz.

Oddech ugrzązł gdzieś w gardle, a wraz z nim rozum, który ewidentnie zgubiłam, godząc się na trwanie w takiej pozycji. Jednak głębia morskich oczu była zbyt wciągająca, a teraz miałam ją na wyciągnięcie ręki. Ethan nie odpuszczał i bez wytchnienia pochłaniał mnie wzrokiem, a ja, nie chcąc pozostać mu dłużną, odpłacałam się tym samym. Nie wiem, czy toczyliśmy niemą rozmowę, czy walczyliśmy o dominację, lecz to starcie pobudziło moje serce do biegu. Nagle wszystko zaczęłam odczuwać intensywniej.

Zupełnie tak, jakby Ethan Pierce jednym spojrzeniem zwrócił mi życie. To, które uciekało ze mnie przez ostatnie miesiące.

Już chciałam go zaczerpnąć, ale niespodziewanie wszystko znów zrobiło się szare...

— A wy co? Ledwo się spotkaliście i już skaczecie sobie do gardeł?

Odruchowo odchrząknęłam i cofnęłam się o krok, by zwiększyć dystans między mną a równie oszołomionym Ethanem. Ignorując rozbawionego Masona, odwróciłam wzrok, wlepiając go w jezioro, byleby tylko nie patrzeć na Pierce'a. Natłok sprzecznych myśli odebrał mi zdolność skupienia się, więc kompletnie wyłączona z życia stałam tam i przygryzałam wnętrze policzka niemal do krwi. Co to, do cholery, było? I, co ważniejsze, dlaczego tego nie przerwaliśmy?

— Czemu jesteście tacy bladzi? — Warner wyglądał na najbardziej zdezorientowanego. Poklepał mnie po twarzy, po czym wzdrygnął się. — Chłopie, czym ty żeś ją tak wkurwił? — zawył, zwracając się do bruneta.

Czułam, że to najlepszy moment, aby się ulotnić, więc prowokacyjnie szturchnęłam Ethana łokciem, po czym odchrząknęłam, by zamaskować uśmiech.

— Swoją egzystencją — rzuciłam mimochodem i ruszyłam w kierunku reszty, nie dając Masonowi szans na drążenie tematu.

Za plecami słyszałam jedynie parsknięcie Pierce'a i niezrozumiałą wypowiedź tego drugiego. Podświadomie miałam wrażenie, że moje ruchy śledziła para oczu. Niebieskich oczu. I chociaż w tamtej chwili nie widziałam twarzy ich właściciela, coś podpowiadało mi, że właśnie się uśmiechał. Gdy zdałam sobie sprawę, że i ja to robię, wytrzeszczyłam oczy i strzeliłam sobie mentalnego facepalma, po czym przyspieszyłam kroku, by jak najprędzej zająć myśli czymś innym. Cholera.

﹡﹡﹡

— Oddaj mi swoją figurę — jęknęła Nora, gdy byłam w trakcie pozbywania się jeansowych szortów. Teraz miałam na sobie wyłącznie chabrowy komplet dość skąpego bikini.

Zaśmiałam się i odruchowo przejechałam po ciele przyjaciółki wzrokiem. W czerwonym kostiumie kąpielowym prezentowała się genialnie. Kolor podkreślał kształty, których w duszy jej zazdrościłam. Nora miała zupełnie inny typ sylwetki niż ja. Całkiem pokaźny biust, wcięcie w talii, szerokie biodra i rozbudowane uda dodawały jej kobiecości. Majtki miała z wysokim stanem, zapewne po to, by zakryć brzuch, na który od zawsze narzekała, bo rzekomo był odstający i brzydki. Odstający czy nie, Steele cała była piękna, a on absolutnie jej tego nie odejmował.

— Jeśli jesteś zainteresowana tyłkiem i biustem czternastolatki, to chętnie się z tobą zamienię — przyznałam szczerze.

Niestety, ktoś tam na górze nie pokarał mnie ani dużymi cyckami, ani pokaźnymi pośladkami, co przeszkadzało mi, odkąd weszłam w okres dojrzewania i obserwowałam, jak większość dziewczyn zaczynała się poszerzać tu i tam, a ja praktycznie stałam w miejscu. Nie to, że byłam kompletnie płaska, tylko zwyczajnie drobna, ale przy koleżankach o szerokich biodrach i zgrabnych tyłkach czułam się nieco mniej atrakcyjna.

— Małe jest piękne — zaśmiała się i z tym swoim radosnym uśmiechem klepnęła mnie w prawy pośladek.

Cała Nora.

Spojrzałam na Masona, który wciąż próbował otworzyć piwo zębami, od pięciu minut bezskutecznie. Latynos wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego, ale starał się tego nie pokazywać. Założył się z Sawyerem o pieniądze, że mu się uda, i najwyraźniej zamierzał wygrać.

— Po prostu użyj już tego otwieracza, co? Dwadzieścia dolców nie zrobi z ciebie biedaka. — Crystal pomachała chłopakowi metalowym przedmiotem przed oczami.

Mason oderwał usta od butelki i popatrzył na nią spod byka.

— Rany, ale z ciebie banan. — Do rozmowy wtrącił się Ethan.

— Kto to mówi. — Torres wskazała na niego palcem i uniosła brwi w znaczącym geście.

Mierzyli się bojowymi spojrzeniami, przekazując w nich coś, co tylko oni sami rozumieli, aż wreszcie Pierce cicho westchnął, przyznając jej rację, i z dumnymi uśmiechami zbili piątkę. Z perspektywy osoby trzeciej wyglądali jak dwójka dzieciaków, która właśnie planowała misterny plan zdenerwowania rodziców.

— Ciągnie swój do swego — szepnął Ethan, trącając ją prowokacyjnie ramieniem. Blondynka odwdzięczyła mu się tym samym i przepychali się tak jeszcze kilkanaście razy, dopóki Crystal nie zrobiła swojej popisowej miny, za którą Pierce poczochrał jej włosy. — Nie udawaj takiej groźnej, lala. Nie skrzywdziłabyś nawet muchy.

Moja najlepsza przyjaciółka spojrzała na niego z niemym: doprawdy?, po czym założyła ramiona na biuście.

— Nazwij mnie tak jeszcze raz... — Pomachała mu przed nosem palcem wskazującym. — A będziesz miał okazję osobiście się o tym przekonać.

— Nie udawaj, że to określenie ci przeszkadza. — Teatralnie puścił do niej oko, przy czym jednocześnie oboje ledwo powstrzymywali się od wybuchu śmiechem.

Nagle do rozmowy wtrącił się Mason, który rzucił w Ethana piłką do siatkówki.

— Ej! Przestań podrywać mi dziewczynę! — zawył z dramaturgią, a Sawyer gdzieś w tle głośno się zaśmiał.

Ethan i Crystal obrócili głowy do siebie i wykrzywili twarze w przeraźliwym grymasie, jakby słowa Masona przynajmniej ich obrzydziły.

— Nigdy — powiedzieli niemal w tym samym czasie i odskoczyli od siebie, a dziewczyna wzniosła dłoń i zaczęła odgradzać się nią od Pierce'a. — Boże, fuj — dodała, a następnie słodko się uśmiechnęła. — Bez urazy — zwróciła się do Ethana.

Tym razem to ona oberwała piłką prosto w biodro, a gdy cicho zapiszczała, ciemnowłosy odwdzięczył jej się za pomocą równie przesłodzonego wyszczerzu.

— Bez urazy — zacmokał słodko, po czym ruszył w kierunku Shane'a. — Wiedźma — dodał pod nosem, jednak na tyle głośno, aby wszyscy zgromadzeni to usłyszeli.

Jak dzieci, pomyślałam, uśmiechając się lekko. Nie sądziłam, że przez ten rok tęskniłam nawet za takimi beztroskimi przekomarzaniami dwóch wtedy najbliższych mi osób. Ethan i Crystal od zawsze mieli relację typu hate-love. Nie było dnia, podczas którego nie wbijaliby sobie nawzajem słownych szpileczek, równie często się przepychali i rywalizowali jak przedszkolaki. Mimo to każdy wiedział, że w rzeczywistości pod maską udawanego braku sympatii kryła się przyjaźń. Może nie byli tak blisko, jak ja z Torres czy on z Shanem, ale w tym gronie wszyscy byliśmy dla siebie przyjaciółmi.

Ta lipcowa niedziela mijała powoli i w prawdziwej beztrosce. Po dość intensywnych dniach w pracy, w której przesiadywałam więcej niż zazwyczaj, chcąc odpracować godziny opuszczone na rzecz choroby z poprzedniego tygodnia, ewidentnie potrzebowałam chwili na odetchnięcie i zobaczenie się z ludźmi, którzy uszczęśliwiają mnie najbardziej na świecie. Dlatego ucieszyłam się, kiedy podczas mojej wczorajszej drogi powrotnej z kawiarnii do domu, Nora zadzwoniła z pomysłem wypadu nad jezioro. Ostatnio rzadziej się z nimi widywałam, bo chciałam najpierw sama poukładać sobie wszystko w głowie, zamiast zadręczać ich swoimi problemami.

Z głośnika rozbrzmiewała właśnie jakaś piosenka Pitbulla, nad jeziorem zostali już jedynie pojedynczy ludzie, gdyż wskazówki zegara dobijały do osiemnastej, a my siedzieliśmy na kocach, popijając zimne piwo, które zagryzaliśmy chipsami.

— Nigdy przenigdy... się nie zjarałam — powiedziała po namyśle Nora i zmierzyła każdego wzrokiem, na dłużej zatrzymując go na Ruby.

Butelki unieśli kolejno wszyscy mężczyźni, co niekoniecznie mnie zdziwiło, tak samo jak i Kenzie, która również upiła potężny łyk piwa. Crystal wzruszyła ramionami i finalnie razem z Ruby zanurzyła usta w trunku. To właśnie Afroamerykance z podłym uśmiechem przyglądała się nasza świeżo upieczona pani Findlay.

Z uniesioną brwią spojrzałam na ciemnowłosą, która wzrokiem próbowała pokazać Norze, aby się zamknęła. Ta jednak miała inne zamiary.

— Nie patrzcie tak na mnie. — Abara ukryła twarz za butelką, którą uniosła.

Nie wiem, czy brzmiała bardziej desperacko czy męczeńsko, ale łatwo szło się domyślić, że za tymi obawami kryła się jakaś ciekawa historia.

— Pochwal się — zachęciła ją Nora, cicho się śmiejąc. Gdy czarnowłosa pokręciła głową, Kenzie siedząca obok prowokująco szturchnęła ją ramieniem. — No widzisz? Wszyscy chcą usłyszeć o tym, jak nasza mała Ruby pierwszy raz się zjarała.

— Pierwszy i ostatni! — zawołała w swojej obronie. — To wszystko przez Norę. Miałam może z szesnaście lat i były urodziny Sawyera. Chłopaki ogarnęli zioło, a Nora postanowiła, że to idealna okazja, aby też spróbować. Byłam pijana, ale jeszcze nie na tyle, żeby od razu jarać. Nigdy mnie do tego nie ciągnęło. — Uniosła ręce w geście usprawiedliwienia.

Mnie natomiast zainteresowało coś innego. Kwestia tego, kto ogarnął zioło. Biorąc pod uwagę ich przeszłość, zapewne to nie chłopaki, a jeden konkretny je załatwił. Ethan. Szesnastoletnia Ruby to okres, kiedy Pierce siedział w tym syfie dość głęboko. Przygryzłam wnętrze policzka, przyglądając mu się ze strapieniem. Był zamyślony. Czyli miałam rację. Tak to się zaczęło.

— Do sedna — pospieszyła ją Crystal.

Ruby skrzywiła się i pociągnęła z butelki jeszcze jeden łyk piwa.

— Okej, więc przejdźmy do momentu, w którym Nora praktycznie wepchnęła to we mnie siłą. — Spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem, a Steele-Findlay zakryła twarz dłońmi, jakby chciała schować się przed oskarżeniami. — Sama zaciągnęła się raz i dosłownie ją ścieło...

— Myślałam, że umrę! — zawołała ze śmiechem. — Gdy wróciłam do domu, rodzice chcieli jechać ze mną do szpitala, bo nie kontaktowałam.

Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, a ja znów zaczęłam odczuwać żal w związku z tym, że nie poznałam ich wcześniej. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Może zdołałabym ocalić go przed tym syfem i siostrami Everheart. Przed Ryanem. Przed wyrzutami sumienia zżerającymi go od środka.

Może i on zdążyłby ocalić mnie.

— Właśnie o tym mówię. — Abara pokręciła głową wymownie. — Ja czułam się dobrze, więc kiedy Max zajmował się Norą, chłopaki wpadli na pomysł, aby zrobić zawody, w których wygrywa ten, kto najszybciej spali jointa. Możecie się domyślać, kto zwyciężył — jęknęła z zażenowaniem, znów powodując śmiech pozostałych. Najgłośniej rechotała właśnie nasza świeżo upieczona pani Steele-Findlay.

— Tak, a potem rzuciła się mojej matce na szyję i zaproponowała jej jointa, bo pomyliła ją z Lizzie — dokończył za nią Ethan, bo Afroamerykanka nie była w stanie wykrztusić z siebie nic więcej. — Warto dodać, że Lizzie jeszcze wtedy z nami nie przesiadywała, bo była tylko czternastoletnią gówniarą. Nawet Ruby była świeżakiem i zadawała się z nami ledwo dwa miesiące.

Wytrzeszczyłam oczy, ignorując Abarę, która na słowa Ethana strzeliła sobie z otwartej dłoni w czoło. On sam się śmiał, ale w jego oczach widziałam tęsknotę związaną z Lizzie. Nie miał pojęcia, że w kwestiach jak ta rozumiałam go bardziej, niż ktokolwiek inny. Doskonale znałam ten typ tęsknoty. To ten, przez który czasem budzisz się w nocy z krzykiem i masz ochotę wyrwać sobie serce, byle tylko już więcej nie bolało. Najlepiej rozumiemy rzeczy, przez które sami kiedyś przechodziliśmy, czyż nie?

Czasem więcej niż raz...

Jeszcze przez chwilę nabijaliśmy się z opowieści Ruby, co więcej, niektórzy też podzielili się swoim pierwszym doświadczeniem związanym z trawą. Nie mogłam utożsamić się z żadną z tych historii, ponieważ sama nigdy nie próbowałam ani nie spróbuję używek tego typu. Widziałam, co potrafi zrobić z ludźmi, w dodatku wiem też, jak szybko niewinne zapalenie zioła potrafi przeistoczyć się w sięganie po mocniejsze substancje. Nigdy w życiu bym tego nie zrobiła. Głosy wspomnień by mi na to nie pozwoliły.

Kolejne pytania dzieliły się na te zabawne, ale też obrzydliwe czy zwyczajnie idiotyczne. Nie można natomiast zaprzeczyć, że wszyscy byli w promiennych nastrojach, a z każdym następnym łykiem piwa atmosfera jeszcze bardziej się rozluźniała. Przyszła pora, by Kenzie podzieliła się tym, czego nigdy nie robiła, więc czarnowłosa podrapała się po głowie i przemknęła wzrokiem po naszych twarzach, po czym uśmiechnęła się przebiegle.

— Okej — zamyśliła się i przechyliła głowę. — Nigdy przenigdy nie całowałam się z kimś z tego grona.

Zapadła cisza, a ja niemal zakrztusiłam się śliną. Bo o ile większość i tak domyślała się tego, kto będzie zaraz popijał piwo, a w tym gronie zakładali zapewne również mnie i Ethana, o tyle żadne z nas nigdy nie powiedziało na głos tego, że między nami kiedykolwiek do czegoś doszło.

Cóż, w zasadzie przez kiedykolwiek mam na myśli trzy tygodnie temu podczas naszego powrotu z lotniska do domu. Tego chyba nie musimy mówić, prawda?

Jako pierwsi butelki do ust unieśli Max ze swoją żoną, a także Crystal i Mason, którzy wcześniej uśmiechnęli się do siebie ukradkiem. Sekundy uciekały, więc zdecydowałam się podnieść wzrok na Ethana, by upewnić się, że nie zamierzał oszukiwać.

Okazało się, że już na mnie patrzył. W zasadzie patrzył to spore niedopowiedzenie, on dosłownie wgapiał się we mnie tymi wielkimi morskimi oczami, od których powietrze stało się jakieś cięższe. Przełknęłam ślinę, gdy dotarło do mnie, jak intensywne było to spojrzenie. Mierzyliśmy się wzrokiem jeszcze przez chwilę, aż wreszcie Ethan uśmiechnął się łobuzersko, a następnie zachęcająco machnął głową w kierunku butelki. Gdy dostrzegł, że zrobiłam to samo, tyle że bardziej niepewnie, przystawił szyjkę do ust i ze zbójeckim błyskiem w oku upił spory łyk. Poszłam w jego ślady, a sekundę później po plaży rozległ się dziki pisk.

Jak poparzeni zakończyliśmy kontakt wzrokowy i odruchowo obróciliśmy głowy w stronę reszty. Wszyscy wydawali się zaskoczeni reakcją mojej kuzynki.

— Wiedziałam! — Wskazała palcem na mnie i Pierce'a. Jej mina wyrażała ekscytację. — Wiedziałam, po prostu czułam to, że się całowaliście!

Pokręciłam głową z dezaprobatą i niewinnie wzruszyłam ramionami, a Ethan zaśmiał się dźwięcznie, ciągnąc za sobą resztę. Zapomniałam, że McKenzie obracała się w naszym towarzystwie niespełna pół roku, także miała prawo nie wiedzieć niektórych faktów, zwłaszcza że zazwyczaj nie poruszaliśmy kwestii przeszłości.

— A ty z kim się niby całowałeś? — Do rozmowy wtrącił się Mason, wskazując na Daxtona.

Sawyer zdziwił się pytaniem.

— Myślisz, że nigdy nie cmoknąłem Des czy Nory w usta? — Uniósł brwi. — Nawet podczas składania jej ślubnych życzeń to zrobiłem. — Wzruszył ramionami, jakby to była dla niego codzienność.

Crystal popatrzyła z zaskoczeniem najpierw na mnie, a później na różowowłosą, która roześmiała się i machnęła zbywająco ręką.

— No co? To prawie tak, jakbyś całowała się z gejem — parsknęła, poprawiając okulary przeciwsłoneczne na nosie.

Daxton złapał się teatralnie za serce i upadł plecami na piasek, odgrywając scenę własnej śmierci, na którą Steele wyłącznie przewróciła oczami.

— Zignorujcie go — skomentowała. Na jej słowa szatyn podniósł się do pionu i wycelował w nią palcem wskazującym.

W międzyczasie zauważyłam, że Kenzie podejrzliwie patrzy na Ruby, która nieśmiało napiła się piwa. Nietrudno domyślić się, że osobą, z którą Abara się całowała, był Mason, obecny chłopak Crystal, więc bezpieczniej było nie poruszać dziś tego tematu.

— Ty niewdzięczna gówniaro... — zaczął Sawyer pretensjonalnie, grożąc Norze palcem, ale nie pozwoliłam mu skończyć, gdyż przeczuwając zamiary mojej ciekawskiej kuzynki, zaklaskałam w dłonie, zwracając na siebie uwagę każdego po kolei.

— Dobra, następny! Gramy dalej. — Przejęłam inicjatywę, zmieniając temat. W idealnym momencie wyczułam, że młoda Baker już zamierzała wypytywać Ruby o to, z kim się całowała, i w porę temu zapobiegłam.

Wymieniłam z Afroamerykanką porozumiewawcze spojrzenia i widziałam, jak nieznacznie odetchnęła z ulgą. Domyślam się, że rozmawianie o jej dawnej sympatii do Masona przy nim i jego obecnej dziewczynie, a naszej przyjaciółce, musiało być dla Ruby kurewsko niezręczne. Sama właśnie tak się czułam, gdy musiałam otwarcie przyznać się do głupiego pocałunku z Ethanem, a jej sytuacja była sto razy gorsza.

Gdy była kolej Maxa, przyznał, że nigdy przenigdy nie biegał nago przy obcych ludziach, co wydawało mi się absurdalnym pytaniem do momentu, w którym Mason Warner warknął coś pod nosem do przyjaciela i wlał w siebie dobrą 1/4 piwa z butelki. Jak się później okazało, kiedyś przegrał zakład z Sawyerem, a w ramach kary Daxton kazał mu zdjąć ubrania w jednym z najpopularniejszych miejscowych parków i przebiec się po całej jego długości bez majtek, kończąc ten maraton w miejscowej fontannie. Latynos dodał, że prawie skończył za to na komisariacie, bo jakaś mama chciała donieść na niego policji za rzekome traumatyzowanie jej synka.

Następnie Nora powiedziała, że nigdy nie pomyliła swojej drugiej połówki z obcą osobą, i z radością patrzyła jak zażenowany Max opowiada historię o tym, jak podczas ich podróży poślubnej objął nieznajomą blondynkę i wyznał jej miłość, bo nie zorientował się, że kolejka, w której stał ze swoją żoną, ruszyła się, a Steele w tym czasie stała już przy ladzie, składając zamówienie. O mały włos nie stracił nosa, bo partner tamtej kobiety chciał się z nim bić. Przyjaźniłam się z idiotami, to już potwierdzone.

Gdy przyszła kolej Ethana, jego oczy niemal od razu rozbłysły, a ja już wiedziałam, że cokolwiek powie, nie skończy się to dobrze.

— Nigdy przenigdy... — urwał na chwilę, jakby chciał się nad nami pastwić. A raczej tylko nade mną, bo to właśnie mnie posłał najbardziej łobuzerskie spojrzenie, jakie kiedykolwiek u niego widziałam — nie rzygałem po alkoholu — dokończył, absolutnie dumny z siebie.

Wytrzeszczyłam oczy, a gdy prowokacyjnie kiwnął do mnie głową i uśmiechnął się przebiegle, nie wytrzymałam i wystawiłam do niego środkowy palec, czym tylko bardziej go rozbawiłam. Pieprzony zdrajca. W akompaniamencie śmiechu Ethana i reszty, napiłam się piwa, a zaraz po mnie zrobili to również Crystal, Shane, Sawyer, Mason i Max. Grunt, że nie byłam w tym wszystkim sama.

— Rzygałaś kiedyś po alkoholu? Matko, w tej wersji lubię cię dziesięć razy bardziej — skomentowała moja kuzynka, co zachęciło Pierce'a do dodania swoich dwóch groszy.

— Kiedyś? Rzyga prawie zawsze — zarechotał, za co oberwał ode mnie chipsem prosto w głowę. Oczywiście się tym nie przejął, a w zamian jedynie cmoknął w powietrzu, grając mi na nerwach.

Nie mogłam zapanować nad napływającymi do głowy wspomnieniami wszystkich razy, gdy wypiłam przy nim za dużo, więc musiał dbać o to, abym przy wypluwaniu wnętrzności nie zrobiła sobie nic poważniejszego. To wciąż się nie zmieniło. Nawet po roku bez kontaktu i pomimo tylu niewyjaśnionych spraw między nami nadal z identyczną troską trzymał mi włosy, gdy wymiotowałam na imprezie jego drużyny.

— Dobra, ostatnie. Kto chce? — powiedziała Ruby w związku ze swoją praktycznie pustą butelką.

Kenzie zaklaskała w dłonie, a gdy Abara zezwoliła na jej kolej kiwnięciem głowy, młoda Baker wyprostowała się i przez chwilę myślała nad tym, co powiedzieć, aż wreszcie jej wzrok padł na mnie, a chwilę później na Ethana, i automatycznie się uśmiechnęła. Coś mi mówiło, że naprawdę chciała pobawić się w swatkę albo przynajmniej wyciągnąć jak najwięcej na temat naszej relacji. Jeśli chciała przedstawienia godnego romantycznej komedii to spóźniła się o dobry rok.

— Dawaj, wiedźmo — zachęcił ją Shane, widząc ogniki w jej oczach. — Nie krępuj się.

Czarnowłosa potarła dłonie o siebie, po czym usiadła wygodnie, przyciągając kolana do klatki.

— Nigdy przenigdy nie podobał mi się ktoś z tego grona.

Uśmiech, który mi posłała, nie był podły w tym złym sensie. Wyglądał raczej tak, jakby próbowała mnie podpuścić. Może i zakopałyśmy topór wojenny, a nasze relacje były neutralne i w miarę możliwości przyjazne, ale wciąż nie trzymałyśmy się na tyle blisko, aby przeprowadzać głębsze rozmowy i wyżalać się sobie nawzajem. Doskonale wiedziałam, że Kenzie lubiła takie sensacje i miłosne dramaty, dlatego nawet nie zdziwiłam się, że tak zainteresowała się tym tematem.

Standardowo, pierwsze napiły się nasze dwie zakochane pary, co niespecjalnie zaskoczyło Kenzie, która nawet nie zerknęła w ich stronę, zbyt zajęta ciągłym obserwowaniem to mnie, to siedzącego dwa miejsca dalej Ethana. Jej uwagę, na swe własne nieszczęście, zwróciła dopiero Ruby, której nie udało się niepostrzeżenie zamoczyć ust w alkoholu. Najwidoczniej nie zamierzała oszukiwać, choć zapewne wcześniej nie spodziewała się, że gra okaże się dla niej tak bezlitosna. Najmłodsza z ekipy od razu zwróciła się w jej stronę z szokiem wymalowanym na twarzy.

— A tobie niby kto się podobał? — Zmierzyła ją podejrzliwym wzrokiem.

Na twarzy Afroamerykanki pojawiły się ślady zakłopotania. Z paniką przyjrzała się każdemu po kolei, a gdy wraz z upływającymi sekundami ciekawość McKenzie rosła, dziewczyna uśmiechnęła się nerwowo i spuściła głowę, przegryzając wargę.

— To było dawno i nieprawda, ale kiedyś, na początku naszej znajomości podobał mi się... — urwała, przełykając ślinę — Sawyer.

Nie wiem, kto zdziwił się bardziej - Kenzie, Mason czy sam Daxton, ale w momencie, w którym jego imię opuściło usta Ruby, niemal się wydarł.

— Podobałem ci się?! — Ułożył wargi w kształt litery „o".

Ciemnowłosa zaśmiała się z podenerwowaniem i wlepiła w niego swoje soczyste zielone oczy.

— Nie udawaj, że nie pamiętasz — zachichotała piskliwie. Sawyer jakby pobudzony podniósł się z miejsca i jednym skokiem znalazł się po drugiej stronie koca, tuż przy swojej potencjalnej adoratorce. Wyszczerzył się i dumnie objął dziewiętnastolatkę ramieniem, na co ta przewróciła oczami, zrzucając jego rękę. — Łapy precz. Wiesz, co znaczy kiedyś?

Daxton westchnął zrezygnowany, a w międzyczasie Ethan napił się piwa, co nie umknęło uwadze pozostałych. Patrzyłam na niego z zaintrygowaniem, gdy próbował zignorować spojrzenia innych. Standardowo, to właśnie Kenzie nie wytrzymała i pociągnęła temat:

— Ethan? Chcesz nam o czymś powiedzieć? — Z tymi słowami wskazała kiwnięciem głowy na mnie i złożyła usta w ciup.

Przeniosłam na niego wzrok i obserwowałam, jak usilnie próbuje grać obojętnego. Przez chwilę milczał, a na jego wargi wtargnął cień uśmiechu, gdy wreszcie powiedział:

— To nic takiego. — Wzruszył ramionami z przerysowaną powagą w głosie. — Jak to szło? To było dawno i nieprawda? — zacytował Ruby.

Zdawał się mną kompletnie nie przejmować aż do momentu, w którym wszyscy odwrócili od niego wzrok. Dopiero wtedy cicho odetchnął i automatycznie się obrócił. Uśmiechnął się zbójecko i mrugnął do mnie zaczepnie, dając do zrozumienia, że skłamał. Westchnęłam bezgłośnie i spuściłam głowę, wykazując nagłe zainteresowanie konstrukcją szklanej butelki, którą obracałam między palcami. Nie miałam siły dłużej z tym walczyć i w pewnej chwili po prostu uniosłam kąciki ust. On był po prostu niemożliwy.

I równie niemożliwie na ciebie działał.

﹡﹡﹡

Nad jeziorem nie było już praktycznie nikogo poza nami, a ostatnie kilka godzin minęło jak parę sekund. Nasi chłopcy, choć już pokaźnie pijani, efektywnie dbali o to, aby ognisko nie zgasło, a muzyka wciąż była równie dobra. Naciągnęłam na dłonie rękawy bluzy Sawyera, bo temperatura zdążyła spaść o kilka stopni, a nigdzie nie mogłam znaleźć swojego topu, po czym ruszyłam przed siebie, czując piasek przesypujący się między palcami. Po drodze minęłam roześmianego Shane'a, który niósł moją piszczącą kuzynkę w stronę wody, gdzie zamierzał ją wrzucić Bóg wie za co. Uniosłam kącik ust, a gdy wreszcie znalazłam się na pomoście, przysiadłam na krawędzi, zanurzając bose stopy w tafli jeziora.

Powoli uniosłam wzrok na rozgwieżdżone niebo, a na widok miliona świecących punkcików automatycznie poczułam rozluźnienie. Gdy jakiś czas temu sprawdzałam godzinę, zegarek wskazywał drugą dziewięć, więc noc była jeszcze stosunkowo młoda. Potrzebowałam na chwilę oderwać się od reszty, by się wyciszyć, bo byłam już trochę wstawiona.

Niestety, spokój zakłócały mi śmiechy moich przyjaciół dochodzące zza pleców. W pewnym momencie z głośnika poleciały pierwsze dźwięki Hips Don't Lie od Shakiry, na co dziewczyny zapiszczały. Obróciłam się przez ramię i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczyłam, że nasze zakochańce w dalszym ciągu urządzają sobie pojedynek taneczny. Max wziął do tańca żonę, ale to chichot Crystal obracanej przez Masona faktycznie chwycił mnie za serce. Gdy na nich patrzyłam, zaczynałam wierzyć w przeznaczenie.

Z uśmiechem na ustach zaciągnęłam się rześkim powietrzem i, podparłszy ciężar ciała na wyprostowanych rękach, odchyliłam głowę w tył oraz przymknęłam powieki, delektując się mieszanką odgłosów z plaży. Ta melodia była mi dobrze znana, ale ostatnio dość zapomniana. Szczęście. Tak właśnie brzmiało szczęście. Od utraty Lizzie odczuwałam je dość sporadycznie, przez pierwsze pół roku praktycznie w ogóle, ale teraz, mimo że wciąż wszyscy cholernie za nią tęskniliśmy, coraz bardziej wychodziliśmy na prostą. Znów potrafiliśmy dobrze się ze sobą bawić, cieszyć wzajemnym towarzystwem i stawaliśmy się przynajmniej kopią paczki przyjaciół, którą tworzyliśmy te kilkanaście miesięcy temu.

Chwilę później gdzieś za sobą usłyszałam brzmienie kroków i dobrze znany mi głos. Mozolnie uchyliłam powieki i obróciłam się, niemal od razu wyłapując wzrokiem Ethana, który w chwiejącym tańcu bujał się pomostem w moim kierunku w towarzystwie nut Meet Me Halfway od Black Eyed Peas, która właśnie poleciała z głośnika.

Ooh, I can't go any further than this. Ooh, I want you so badly, it's my biggest wish... — zaśpiewał przerysowanie niskim głosem, przez co jego twarz wygięła się w grymasie, i jednocześnie wciąż nie przestał poruszać się w rytm muzyki. Uśmiechnęłam się z politowaniem, gdy zaczął kręcić biodrami, w międzyczasie pociągając z butelki spory łyk piwa. — Hey girl, what's up? It used to, used to be just me and you. I spend my time just thinkin', thinkin', thinkin' bout you. — Oczy błyszczały mu jak szczeniakowi na widok kości. — Every single day, yes, I'm really missin', missin' you... — Wskazał na mnie palcem, a następnie wyszczerzył się i, tańcząc, podszedł na tyle blisko, my nieudolnie zająć miejsce obok.

Przyglądałam się temu, jak powoli wystawił nogi za pomost i zaczął machać nimi jak mały chłopiec, non stop się przy tym zacieszając. Włosy opadały mu na czoło, bo po wyschnięciu były w lekkim nieładzie, a na sobie miał czarną bluzę z kapturem i tego samego koloru dresowe spodenki. Wszystko, nawet jego rozbiegane spojrzenie, wskazywało na to, że był dość podpity. Machał głową do muzyki, a gdy nasze oczy się spotkały, jeszcze szerzej się uśmiechnął.

Słodki Jezu, przysięgam, że poczułam ten uśmiech w samym sercu. Kiedy ostatnio uśmiechał się w taki sposób?

— Co tam, zołza? — zapytał, obracając butelkę w rękach.

Znów napił się piwa i przeniósł wzrok na taflę jeziora skąpaną w blasku gwiazd. Przygryzłam wargę, kręcąc głową z politowaniem. Wyglądał na nieobecnego.

— Jak bardzo pijany jesteś? — Kompletnie zignorowałam poprzednie pytanie, zamiast tego zadałam własne.

Widok go takiego: pijanego i niezbyt ogarniającego, a jednocześnie po prostu wesołego, był rozbrajająco zabawny, dlatego nawet nie umiałam zatrzymać kącika ust, który powędrował w górę.

— Nie na tyle, by nie wiedzieć, gdzie jestem. — Wzruszył ramionami.

Zassałam wnętrze policzka i również dałam się pochłonąć widokowi przed sobą. Niebo nocą było czymś, dla czego zrobiłabym naprawdę wiele, nawet niemoralnych, rzeczy.

— Gdzie więc jesteś, Ethan? — Kolejne pytanie, tym razem bardziej niezobowiązujące, niemal automatycznie spłynęło z moich ust.

— We właściwym miejscu.

Zmarszczyłam brwi, a następnie zwróciłam głowę w kierunku bruneta. Cóż, jak na to, że był nieźle wstawiony, nie spodziewałam się po nim tak filozoficznej odpowiedzi, dlatego z zaciekawieniem obserwowałam jego doskonały profil.

— Czyli gdzie?

Ethan wciągnął powietrze głośniej niż zazwyczaj i na moment zatrzymał je w płucach, a gdy wreszcie odetchnął, uśmiechnął się niczym przestępca przyłapany na gorącym uczynku, może nawet trochę cwanie, tak jakbym swoim pytaniem trafiła w jego czuły punkt. Zwiesił głowę, kilkukrotnie nią pokręcił, wyrażając niedowierzanie, a finalnie spojrzał na mnie tak niewinnie, a jednak na tyle intensywnie, że nagle wszystko dookoła dziwnie zwolniło.

— Przy tobie.

Poczułam się jak ogłuszona czymś ciężkim w głowę. Z rozchylonymi wargami, przez które wypadło niekontrolowane tchnienie, wpatrywałam się w te cholerne lazurowe oczy skanujące mnie na wylot. Szukałam w nich śladu kłamstwa, znaku, który dałby mi do zrozumienia, że jedynie żartował, ale niczego takiego nie znalazłam. Ethan beztrosko uniósł kącik ust, a przez ciemne tęczówki w którymś momencie przebiegł niezidentyfikowany blask. Może i był pijany, ba, oboje byliśmy, ale te dwa słowa uderzyły mnie bardziej, niż powinny.

Starałam się pozbierać myśli, ale supeł w żołądku i alkohol we krwi efektywnie mi to utrudniały. Zresztą jak mogłam choćby próbować myśleć trzeźwo, gdy te cholerne oczy wpatrywały się we mnie tak, jakby poza mną nic innego się nie liczyło?

— Nie rób tego — wypaliłam, a mój głos brzmiał nienaturalnie desperacko, jakby należał do kogoś innego.

Brunet wydawał się zdezorientowany i lekko zamyślony. Dopiero po chwili zamrugał kilkakrotnie i nieznacznie zmarszczył brwi, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.

— Czekaj, co? — Na sekundę przymknął powieki i pokręcił głową. — Kurwa, nie mogę się skupić. Bez przerwy... gubię się w twoich oczach. Powtórzysz?

Wstrzymałam oddech, naiwnie łudząc się, że pomoże mi to zapanować nad sytuacją. Nie pomogło. W głowie miałam coraz większy mętlik, a ciało zrobiło się nienaturalnie spięte.

— Nie patrz tak na mnie.

— Jak? — Zdziwił się.

Albo mi się wydawało, albo nagle znalazł się dziwnie blisko.

— Jakby wciąż ci na mnie zależało.

Sama nie wiem, dlaczego w ogóle to powiedziałam. Obiecałam sobie, że dla dobra naszej względnie pokojowej relacji będę uważać przy nim na to, co mówię, bo wystarczy jedno źle dobrane słowo, by ponownie wzniecić ogień lub wywołać lawinę żali. Mimo wszystko coś, może alkohol, a może nagły przypływ odwagi, podkusiło mnie do tego, by zacząć temat, którego chyba lepiej byłoby nie poruszać. Po prostu nie mogłam nie zareagować, gdy ten facet nieświadomie robił mi sieczkę z mózgu.

Znów to zrobił. Uśmiechnął się w ten przeklęty, rozbrajający sposób, od którego coś zakuło mnie w klatce piersiowej.

— A jeśli powiem ci, że tak jest? — Niepewnie zmierzwił ręką włosy. Wydawało się, że właściwie sam nie do końca wiedział, co mówił, prawdopodobnie kierowany alkoholem we krwi.

Pokręciłam głową i mocniej zacisnęłam palce na krawędzi pomostu, jakbym chciała upewnić się, że to pieprzona rzeczywistość, a nie tylko kolejny z moich snów z jego udziałem. Gdy już to pojęłam, odwróciłam wzrok i przeniosłam go na jezioro.

— Popełniasz błąd. Od początku zasługiwałeś na kogoś lepszego niż ja...

Suche parsknięcie opuściło jego usta.

— Ty też — wtrącił się.

Nie mogłam znieść myśli, że właśnie sugerował, że zasługiwałam na coś lepszego niż on, podczas gdy ten roztrzepany chłopak był najlepszym, co kiedykolwiek mi się przytrafiło.

— Nie, Ethan. To ja zostawiłam cię, kiedy najbardziej mnie potrzebowałeś. Nie otrzymałeś nawet żadnych głupich wyjaśnień. Załatwiłam to w najbrutalniejszy sposób ze wszystkich możliwych i po prostu odeszłam. Przeze mnie musiałeś przechodzić przez to wszystko sam.

— Być może. — Wzruszył ramionami. Chyba zorientował się, że nie wygra ze mną w tej kwestii. — A jednak nawet po tym wszystkim wciąż patrzę na ciebie tak samo — dodał.

Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale po sekundzie zamknął usta i wybrał ciszę, co postanowiłam wykorzystać.

— To cholernie głupie z twojej strony — westchnęłam.

Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem on w ogóle potrafił siedzieć tu ze mną i rozmawiać jakby nigdy nic. Skrzywdziłam go, zostawiłam w potrzebie, połamałam serce na milion części, a Ethan wybaczył mi wszystko w momencie, w którym zgodziliśmy się tymczasowo zawiesić broń, choć ja sama sobie nadal tego nie wybaczyłam. Był za dobry na ten popieprzony świat, za dobry dla tych wszystkich paskudnych ludzi oraz za dobry... dla mnie.

Brunet odchrząknął, a gdy ujrzał moją zmartwioną minę, przechylił głowę i uroczo wydął dolną wargę, sunąc wzrokiem po każdym calu mej twarzy.

— Nie sądzę — wyszeptał desperacko. — Nie sądzę, że to głupie, ale jeżeli ty tak uważasz to, proszę, powiedz, że nie tkwię w tym sam i oboje jesteśmy głupcami.

Błaganie, które wyrażały jego oczy, niemal złamało mi serce. Nie potrafiłam uwierzyć, że komuś mogło tak bardzo zależeć na kontakcie ze mną. Fakt, że tym kimś był Ethan Pierce, który właśnie prosił, abym przyznała, że i ja wciąż patrzę na niego w ten sposób oraz że nadal widzę w nim tego starego chłopaka, dla którego powoli przepadałam, wszystko komplikował. Bo mogłam wypierać tę myśl miesiącami, ale w rzeczywistości po prostu nie mogłam zaprzeczyć temu, że mi również w dalszym ciągu w jakimś sensie na nim zależało, mimo że ewidentnie nie powinno. Ba, jeszcze miesiąc temu ustaliliśmy, że nie chcemy siebie nawzajem we własnych życiach, a teraz siedzieliśmy razem na tym cholernym pomoście i rozmawialiśmy o przeszłości tak, jakbyśmy za nią tęsknili.

Może faktycznie tęskniliśmy?

W odpowiedzi na jego słowa spuściłam głowę i odetchnęłam ciężko, czując jak ciężar wzroku Ethana zaczyna mnie przytłaczać. Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. A może po prostu nie chciałam tego robić? Bo co miałabym powiedzieć, gdy głowa rozkazywała, abym mu zaprzeczyła, ale serce nie pozwalało tak po prostu nie zgodzić się z jego słowami.

Brutalna prawda była taka, że oboje byliśmy głupcami, którzy znaleźli w sobie nawzajem cząstkę zrozumienia, jakiego od dawna szukali.

Nie mów tego, nie mów tego, nie mów tego...

— Zepsułam to, Ethan... — zaczęłam z zawahaniem, a podświadomość sprzedała mi porządnego kopa. Nie bądź słaba. Nie zdejmuj przy nim maski. Nie czuj. Uczucia są jak skaza. Wyłącz je. — Rok temu wszystko zniszczyłam i, chociaż chcę, nie wiem, jak to naprawić.

Jesteś słaba. Upokorzyłaś się.

Ethan wziął głęboki wdech i przymknął na chwilę powieki, jakby walczył sam ze sobą. Na usta wpłynął mu cień delikatnego, pijackiego uśmiechu, od którego zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu. Niczego nie pragnęłam tak bardzo jak szczęścia dla tego złamanego chłopaka.

Wreszcie westchnął przeciągle i, kręcąc głową, parsknął pod nosem z jawną bezsilnością.

— W co my się wpakowaliśmy, co, mała? — wymamrotał.

Z tymi słowami zerknął na mnie z ukosa, a następnie uniósł lewą rękę i zaczął mierzwić nią moje włosy u nasady, przez co uniemożliwił mi dłuższe zastanowienie się nad sensem tego, co powiedział. Gdy dostrzegł irytację w mym spojrzeniu, przygryzł wargę i kontynuował czochranie fryzury jeszcze intensywniej. W końcu nie wytrzymałam i oplotłam palcami nadgarstek Ethana w celu powstrzymania go. Niestety, nie przewidziałam, że niebieskie tęczówki automatycznie powędrują w kierunku mojej ręki, a raczej przedmiotu, który był na niej zawieszony. Delikatna złota bransoletka z zawieszką w kształcie pingwina nieznacznie odbijała światło ogniska dochodzące z oddali, a ja poczułam jak oddech grzęźnie mi gdzieś w gardle. O, kurwa.

Chłopak przyglądał się biżuterii przez dłuższą chwilę, jakby chciał upewnić się, że to, co widział, miało odzwierciedlenie w rzeczywistości, a gdy już się to zrobił, lekko przekręcił głowę, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Przełknęłam ślinę z poczuciem, jakbym wpadła w jakiś trans. Para lazurowych oczu świdrowała mnie z taką mocą, że momentalnie zapomniałam, jak się nazywam. Opuszki palców, którymi obejmowałam nadgarstek Ethana, zaczęły drętwieć, a moja twarz niemal płonęła pod ciężarem spojrzenia Pierce'a. Jednak dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam ten ledwo zauważalny, maleńki uśmiech, który zasadził w moim sercu ziarenko nadziei, rozchyliłam wargi, oddając się napięciu, które wyżerało od środka. Z każdą kolejną sekundą czułam go coraz bardziej - jego obecność, oddech, zapach. Zdawało się nawet, że słyszałam wszystkie jego myśli, a sposób, w jaki na mnie patrzył, pozwalał przypuszczać, że ich głównym tematem byłam właśnie ja. Bo znów patrzył na mnie tak, jak miesiące temu patrzył na mnie mój Ethan.

I chyba właśnie wtedy zrozumiałam, dlaczego od miesięcy uciekało ze mnie życie. Ethan zabrał je ze sobą. A teraz, spoglądając mi w oczy z taką pasją, nieświadomie mnie wskrzeszał. 

koniecznie dajcie mi znać tutaj i na twitterze, co sądzicie!! 

zrobię wszystko, co w mojej mocy, by kolejny rozdział pojawił się szybciej. ostatnio znów polubiłyśmy się z weną, tym bardziej że zbliżamy się do momentu, w którym prawdziwa akcja whatever it takes dopiero się zaczyna. o tym, jak mi idzie pisanie piętnastki oraz o ewentualnych spoilerach standardowo będę informować na twitterze: itsmrsbrunette.

kocham i do następnego <3

Continue Reading

You'll Also Like

37.8K 1.1K 22
Madison Reily~18-letnia dziewczyna, która właśnie skończyła liceum, postanawia się wyprowadzić od swoich nadopiekuńczych rodziców, do swojego starsze...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

43K 1.3K 33
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
81.2K 3K 30
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
70.4K 1.9K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...