he is art

By tojaver

4K 206 55

dwudziestoletnia Violet Moore studiuje psychologię na jednej z uczelni w Nowym Jorku, jednak nie trwało to dł... More

prolog
dedykacja
1.lubię na niego patrzeć, kiedy jest ludzki
2. żałuj wszystkiego, ale nie tego
3. dlaczego wracasz?
4. dostrzegłam go dopiero później
6. nagły zwrot akcji
7...ze mną, V.
8.upadliśmy
9.mocno go przytul
10. tylko mnie bronił
11. to ja chciałam cierpieć
12.zniszczył mnie
13.pokaż mu tą cholerną obojętność.
14. ja potrzebuję tylko chwili
15. violet i gabriel
16. gabryś
17.definicja miłości
18. siedemnasty powód
19.walka przeciwko całemu światu

5. moje życie to jedno wielkie gówno

169 9 5
By tojaver

Od mojego ostatniego spotkania z Gabrielem minął równy tydzień. Nie mieliśmy żadnego kontaktu. Przez ten cały tydzień siedziałam w domu, bo jeszcze nie byłam na siłach iść do pracy, ale wiedziałam, że jak dłużej będę siedzieć w domu z Lily, która traktuje mnie jak dziecko to dostanę na głowę i wyląduje w zakładzie zamkniętym. Na szczęście jutro był poniedziałek, a ja miałam na dziewiątą do pracy i pierwszy raz w życiu cieszyłam się, że tam idę. Lily oczywiście prawiła mi swoje kazania, że jeszcze kilka dni powinnam posiedzieć w domu, ale rzecz jasna jej nie słuchałam. Na szczęście nie miałam zmiany z Liamem, bo ostatnio mi podpadł, ale z kolei na moje nieszczęście miałam zmianę z Lily. Trudno do jutra jest jeszcze dużo czasu. Była jedenasta, a ja właśnie siedziałam siedziałam na kanapie pod kocem i piłam już trzecią kawę. Za dwa tygodnie były święta i przy dobrych wiatrach dopóki wtedy zobaczę Gabriela, bo w tym roku wigilię spędzamy w jego domu rodzinnym. Nasze wszystkie trzy rodziny mają taką tradycję od kiedy pamiętam. W zeszłym roku wigilia była u moich rodziców i ja i Gabriel przewróciliśmy choinkę, którą musieliśmy spowrotem ubrać. Cóż takie życie.

-Widziałaś, gdzieś mój tusz do rzęs?- zapytała Lily wchodząc do salonu w wałkach na głowie. Daj boże, gdzieś szła. Będę miała spokój.

-Zobacz u mnie w toaletce. - powiedziałam spokojnie i myślałam, że będzie krzyczeć, że ruszam jej kosmetyki, a ona jedynie skinęła głową. -Gdzie idziesz?!- Krzyknęłam kiedy wyszła z salonu.

-Jadę z Willem na zakupy. Wrócę za jakieś dwie, trzy godziny. - w tym momencie, gdybym wierzyła w Boga bym mu dziękowała za ten dar. Uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam z kanapy odstawiając kubek na stolik kawowy. Musiałam doprowadzić się do porządku, ale zdecydowałam, że poczekam, aż Lily wyjdzie z domu. Na szczęście nie musiałam czekać długo. Po dziesięciu minutach Lily wyszła ze swojego pokoju ubrana w gruby brązowy płaszcz i białą czapkę.

-Nie obraź się, ale jestem ci wdzięczna, że wychodzisz z domu. - powiedziałam opierając się o framugę w korytarzu. Lily wytknęła na mnie język i złapała za klamkę od drzwi.

-Gdyby coś się działo...

-Tak, wiem mam dzwonić. - przerwałam jej, bo ten tekst znałam już od kilku dobrych lat, a przez ostanie dni słyszałam go przynajmniej cztery razy na dzień. Lily wyszła z domu, a ja zamknęłam drzwi na wszystkie zamki jakie tylko w nich były. Bez różnicy pobiegłam do łazienki i wlałam wody do wanny wrzucając tam kule do kąpieli w kolorze różowym. Jedyny różowy jaki byłam w stanie znieść to były właśnie kule do kąpieli. Nie musiałam myć włosów, bo myłam je wczoraj wieczorem, więc związałam je w koka. Mogłam w spokoju zapalić papierosa w domu, bo jak przebywała w nim Lily to palenie dozwolone było tylko na balkon mimo, że to ona paliła więcej niż ja. Odpaliłam papierosa złotą zapalniczką i wzięłam swoją popielniczkę w kształcie kufla od piwa w drugą rękę. Usiadłam na brzegu wanny i wsłuchiwałam się w strumień wody wypalać papierosa. Po kilku minutach odłożyłam popielniczkę i rozebrałam się rzucając ubrania do kosza na pranie. Włączyłam muzykę, która zdecydowanie była moim ulubionym towarzyszem, kiedy była sama.

Lana Del Rey Born to Die

Usiadłam we wannie i po prostu zamknęłam oczy mając nadzieję, że nie będę myślała o tym co wydarzyło się w moim życiu w ostatnim czasie, jednak moje nadzieję poszły się jebać w momencie, w którym w mojej głowie pojawił się obraz Gabriela. Gabriela, który był mi prawie nieznany. Gabriela, który miał o wiele więcej człowieczeństwa niż inni ludzie. Owszem to było tylko chwilowe, ale takiego Gabriela będę pamiętać już zawsze. Tak naprawdę z tej całej akcji z Federico nie pamiętam zbyt wiele. Pamiętam jedynie to jak podjechał samochodem, kiedy ja szłam do pracy. Jego okropny dotyk też pamiętam, ale pamiętam najważniejszą rzecz jaką mi wtedy towarzyszyła. Strach.Tak, bałam się, ale bardziej niż Federico bałam się tego, że nie zobaczę już Lily, że nie zobaczę jak się uśmiecha, nie usłyszę jej krzyku. Bałam się, że nie zobaczę już Gabriela. Tego jak gra w piłkę, tego jak się denerwuje. To było dla mnie straszne. Czy, gdybym rzeczywiście go nienawidziła to bym się bała tego, że go nie zobaczę?

Tao naprawdę nie wiem, dlaczego jego widok z tą dziewczyną wtedy w Aspen wywołał we mnie takie emocje. Nie byliśmy dla siebie kimś, więc dlaczego? A może byliśmy dla siebie? Nie, na pewno nie.

-Głupi, pojebany, chuj. - powiedziałam pod nosem mając nadzieję, że obraz Gabriela wyjdzie z mojej głowy, ale niestety tak się nie stało. -Kurwa mać. - warknęłam otwierając oczy. Miałam już dość kąpieli. Wyszłam z wanny i owinęłam się białym ręcznikiem. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Wyszłam z łazienki i w tym samym momencie po korytarzu rozniósł się dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to nie Lily, bo było za wcześnie. Miałam nadzieję, że to nie moi rodzice, bo ich akurat w tym momencie bym nie zniosła. Dwa dni temu przyjechali do mnie i zaczęli nagle traktować mnie jak swoje ukochane dziecko, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że tak nie było. Gdybym w tamtym momencie była odrobię mądrzejsza spojrzałbym przez kamerę kto stoi pod drzwiami, ale przypomniałam sobie o niej dopiero w momencie, w którym u progu moich drzwi stał Gabriel, a ja stałam przed nim w ręczniku. Na jego ustach pojawił się głupi uśmiech, a ja jęknęłam pod nosem ze swojej głupoty i poszłam do sypialni się ubrać, a on wszedł do domu.

-No, ale jesteś gościnna!- krzyknął, kiedy wyciągałam z szafy ubrania. Jednak w momencie, w którym miałam ma sobie jedynie czarne majtki i tego samego koloru stanik do mojej sypialni bez pukania wszedł Gabriel.

-Wyjdź!- Krzyknęłam zasłaniając się rękami, a on spojrzał na mnie jak na idiotkę i oparł się o futrynę mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. -Czego nie rozumiesz ty idioto? Nie patrz się na mnie.- zapytałam naciągając na siebie szerokie czarne spodnie i brązowy top na szerokich ramiączkach.

-Jak jest na co patrzeć to się patrzy. Jak nie ma to trzeba spierdalać, dlatego jeszcze tu stoję i patrzę. - w tym momencie Gabriel mnie zaskoczył. Moje oczy przybrały rozmiary piłek golfowych, a usta otworzyły się same. Chłopak jednak nie przejął się moją reakcją i położył się na moim łóżku. Powtarzam na moim łóżku, na mojej białej pościeli w swoich kurwa ubraniach, a to w tym domu było zakazane.

-Złaź z tego łóżka. - warknęłam podchodząc do niego i zaczęłam go szarpać, a on jedynie się śmiał. -Gabriel nie żartuje. - warknęłam, kiedy zacisnął swoje dłonie na moich nadgarstkach. -Gabriel!- Krzyknęłam, kiedy chłopak wciągnął mnie na łóżko, ale na szczęście z niego zszedł więc i ja to zrobiłam. Gabriel wyszedł z mojej sypialni, a ja zaraz za nim mając nadzieję, że wyjdzie z mieszkania, ale tak się nie stało. Stanął w kuchni i oparł się o szafę w kuchni patrząc na mnie od góry do dołu. Założyłam ręce na piersi i zmarszczyłam brwi, bo nie miałam pojęcia co siedzi w jego głupiej głowie.

-Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. Nie dawałaś znaku życia cały tydzień. - tego się nie spodziewałam. -Pozatym za dwie godziny jedziemy na obiad do twoich rodziców. - kurwa kompletnie o tym zapomniałam. Lily chyba też. -Lily nie będzie, więc jesteś skazana na mnie. - dodał, a ja już miałam w głowie sposoby na jakie ją zabiję, bo nic mi nie powiedziała.

-Nie chcę mi się iść. - powiedziałam zachrypniętym głosem, a on uniósł kącik ust i pokręcił głową.

-Pójdziesz. - dodał, a następnie napił się wody z butelki.

-Gabriel ty świnio!- Krzyknęłam, ale nie myślałam, że się tym przejmie, więc poszłam uczesać włosy na to jakże luksusowe spotkanie. Wzięłam jeszcze brązową bluzę i ją na siebie założyłam. Musiałam przygotować się psychicznie na to spotkanie, bo wiedziałam, że każdy będzie pytał jak się czuję, a to naprawdę nie było mi potrzebne. Niepotrzebnie była też wizyta Gabriela w moim domu. Z jednej strony się cieszyłam, że przyszedł, ale z drugiej chyba jeszcze nie chciałam go wiedzieć. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Prawdopodobnie nie.

-Więc jak się czujesz? - zapytał, kiedy usiadłam na kanapie przed telewizorem, a on usiadł tuż obok mnie.

-Jest okej. - jego prychnięcie pod nosem dało mi do zrozumienia, że oczekiwał czegoś więcej.-Cały tydzień siedziałam w domu. Już tak dużo o tym wszystkim nie myślę. Przez Lily dzień w dzień boli mnie głowa, bo tyle gada. Jutro idę do pracy, ale Lily mi tego kategoryczny zabroniła. Dzięki,że przyszedłeś, bo ja sama nie miałam odwagi do ciebie napisać. - powiedziałam wszystko na jednym wdechu i oparłam głowę o poduszkę zamykając oczy. Chyba to ostanie zdanie było dla mnie najważniejsze. -Dziękuję, że...że mi tak pomogłeś. - powiedziałam spoglądając na niego. Patrzył na mnie, a na jego wargach błąkał się głupi uśmiech. -I się nie ciesz, bo już nigdy nie usłyszysz ode mnie takich słów. - dodałam i wstałam z kanapy, bo musiałam zapalić. Wzięłam paczkę papierosów i wyszłam na balkon, ale Gabriel poszedł niestety za mną.

-Przepraszam cię za ten cały wyjazd do Aspen. To nie powinno się tak potoczyć. - powiedział spokojnie patrząc przed siebie. Padał śnieg, całe miasto było pokryte białym puchem, a ja zastanawiałam się właśnie, czy on naprawdę mnie przeprosił, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni. Zaciągnęłam się papierosem i spojrzałam na niego kątem oka. Był pogrążony w swoich myślach tak samo jak ja, ale ani ja nie wiedziałam o czym myśli on, a on nie wiedział o czym myślę ja. Jednak to chyba było oczywiste.

-Nie wracajmy do tego. - Powiedziałam wyrzucając niedopałek przez balkon. -Od dwudziestu lat jesteś w moim życiu i czasem jest gorzej czasem lepiej, więc już się do tego przyzwyczaiłam. Gdybyś cały czas był miły zaczęłabym myśleć, że coś jest nie tak. - musiałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji, bo doskonale wiedziałam, że Gabriel lubi dziewczyny i nagle nie zmieni zdania, bo znów udawałam jego laskę, która jest tak samo głupia jak pozostałe. -Nie przepraszaj mnie. Nie jesteś do niczego zobowiązany. - i może te słowa nie powinny wywołać we mnie takich emocji, jakie właśnie pojawiły się we mnie, ale wiedziałam, że nasza relacja musiała pozostać taka jak dotychczas. -Pozatym... często cię z nią widywałam więc to chyba coś poważnego, prawda?- zapytałam zaciskając pięści na samą myśl o tej tlenionej małpie, z którą widziałam go już parę razy.

-V...- nie chciała usłyszeć odpowiedzi więc wyszłam z balkonu i zdecydowałam, że wolę już jechać do rodziców, bo ta rozmowa nie mogła toczyć się dalej. Gabriel wyszedł zaraz za mną. -Pojedziesz ze mną?- zapytał, kiedy ubierałam buty.

-Niech stracę. - jęknęłam, a po chwili oboje wyszliśmy z mieszkania. Musiałam przyznać przed samą sobą, że lubiłam jeździć z nim samochodem. Na sam widok jego Porshe zapomniałam, że jest jego. Wsiadłam do auta i ułożyłam się wygodnie na siedzeniu. Nie miałam zamiaru już z nim rozmawiać, ale przejażdżki tym samochodem nie mogłam odmówić.

Pamiętam, kiedy Gabriel zdał prawo jazdy i zabrał mnie na przejażdżkę. Wtedy akurat było między nami okej. Jeździliśmy chyba do czwartej nad ranem po mieście, rozmawiając o naszych problemach. Biorąc pod uwagę to, że Gabriel był psychiczny nie bałam się wsiąść z nim do samochodu. Dobrze wspomina tamten czas. Pamiętam nawet jak dał mi przejechać się jego samochodem wtedy, kiedy ja zdałam prawo jazdy. To było coś. Darł się na mnie nawet jak jeszcze nie ruszyłam.

-Tommy powiedział, że jak ostatnio byłaś u mojej mamy byłaś smutna. Zapytał co ci takiego zrobiłem. Jest mądrzejszy niż mi się wydawało. Za karę postawił mnie do kąta.- Tommy był zdecydowanie moim ulubionym dzieckiem na ziemi, ale rzeczywiście był zbyt mądry. Cóż Gabriel też przecież nie był taki głupi tylko czasem nie działał mu mózg. Zaśmiałam się i wlepiłam wzrok w szybę.

-I co mu powiedziałeś?

-Że cierpienie kogoś komu je sprawiłeś jest odpowiednią karą dla samego siebie. - nie mogłam z nim o tym dłużej porozmawiać,bo staliśmy już przed domem moich rodziców, ale nasze spojrzenia, które dosłownie spotkały się na sekundę mówiły same za siebie. Wysiadłam szybko z auta i niemalże pobiegłam do domu. Ma szczęście byli już wszyscy, no poza Lily i ojcem Gabriela,ale co do jego ojca to dobrze się składało, bo nie lubiłam typa.

-Mamo!- Krzyknęłam idąc długim korytarzem do jadalni. Moja mama wyszła na drogę i delikatnie się uśmiechnęła. Jej uśmiech poszerzył się zdecydowanie bardziej, kiedy spojrzała za mnie. Wiedziałam, że jest tam Gabriel.

-Widzę, że jeszcze się nie pozabijaliście. Jestem dumna. - powiedziała z uśmiechem, a ja przewróciłam oczami i weszłam do jadalni. Tommy spał na kanapie z dinozaurem w ręku, ale chyba nie przeszkadzał mu hałas. Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam na wolnym miejscu. Niestety Gabriel usiadł obok mnie, więc wiedziałam, że nawet woda będzie ciężko przechodziła mi przez gardło.

-Lily nie będzie?- zapytał jej ojciec, a ja przecząco pokręciłam głową.

-Jest ze swoim nowym chłopakiem. - odparłam opierając się na krześle. Mama Lily przewróciła oczami, bo wszyscy zebrani przy stole wiedzieli, że Lily bardzo lubiła chłopców, ale tym razem nie chciałam, żeby Will jej się znudził, bo był naprawdę w porządku. Lubiłam go.

-Will jest w niej zakochany. - dodała mama Gabriela, a ja posłałam jej mały uśmiech. Po kilku minutach wszyscy pogrążyli się w rozmowie i jedzeniu. Ja nie mogłam nic przełknąć i nie wierzyłam w to, że Gabriel był tego przyczyną, bo przecież kochałam jedzenie. Tommy nadal spał, więc nawet nie miałam żadnego kompana na wysokim poziomie do rozmowy.

-Violet jak się czujesz?- zapytał mój ojciec, a ja zmarszczyłam brwi i głośno westchnęłam.

-Jest dobrze. Żyje, chyba widać. Możemy już do tego nie wracać?

-Byłaś w dużym niebezpieczeństwie. To normalne, że chcemy widzieć. - dodała moja mama.

-Tak, wiem, ale jak widać wszystko jest w jak najlepszym porządku. - dodałam już nieco bardziej zirytowana.

-Wiesz, że jesteś nieodpowiedzialna?- zapytał mój ojciec, a ja otworzyłam szeroko oczy , bo co to miało do rzeczy czy byłam odpowiedzialna czy nie? Zacisnęłam pięści i położyłam ja na kolanach, żeby zaraz czegoś nie rozpierdolić. Cóż najbliżej był Gabriel. -Powinnaś zacząć w końcu myśleć, masz dwadzieścia lat.

-Dziękuję ci za tę informację. Przyjęłam do wiadomości. - warknęłam, a następnie odeszłam od stołu i wyszłam z jadalni. Już miałam iść na górę do swojego dawnego pokoju, ale zatrzymał mnie głos Gabriela.

-Dlaczego byłeś dla niej taki ostry? Dobrze wiesz, że to jest dla niej trudne. - głos Gabriela w żadnym wypadku nie był spokojny i opanowany, wręcz przeciwnie.

-Mówiłem ci, że masz nie wtrącać się w jej życie? Jak ty się w ogóle zachowałeś?! Zabroniłeś nam się z nią zobaczyć po tym całym zdarzeniu. Gabriel wszyscy wiemy, że traktujesz ją w najgorszy możliwy sposób, więc skąd nagle ta troska? -jeszcze nie byłam świadkiem kłótni mojego ojca z Gabrielem, ale to chyba właśnie był ten moment.

-Co ty możesz wiedzieć? Wiem o niej więcej niż ty, bo dla ciebie zawsze ważniejsza była praca niż własna córka.

-Gabriel!- Krzyknęła mama chłopaka, a ja byłam w szoku,że Gabriel tak mocno mnie bronił i stał za mną murem.

-A ty akurat dużo wiesz. Nikt nie tak głupich pomysłów jak ty, żeby udawać z kimś związek, Gabriel w jakim świecie ty żyjesz?-skąd on wiedział? No tak, zapewne od gazety, która nie mogła utrzymać języka za zębami - Lily. - A może ten cały cyrk z tym Federico to twoja zasługa? Może to wszystko...

-Jeszcze kurwa raz usłyszę coś takiego i przysięgam, że...

-Dosyć! Oboje się uspokójcie!- mama Gabriela niestety przerwała tą wymianę zdań, a ja byłam niesamowicie wściekła na ojca,bo nie wyobrażałam sobie jak mógł w moje porwanie wciągnąć Gabriela, który mnie z tego wyciągnął. Musiałam szybko pobiec na górę, bo rzecz jasna nie miałam słyszeć tej rozmowy. Weszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. W pomieszczeniu stały tylko meble w dodatku puste, bo nie chciałam już tutaj nigdy wracać. Choć musiałam przyznać, że miałam kilka dobrych wspomnień z tym domem.

-Trzymaj mnie, bo nie wytrzymam. - do pokoju wparował wściekły Gabriel, a ja musiałam udawać głupią, że nic nie wiem.

-Co się stało?- zapytałam delikatnie, a on uderzył pięścią w parapet. -Gabriel!- Krzyknęłam podchodząc do niego. Złapałam za jego dłoń i mocno ją ściskałam. Dawno temu tak go uspokajałam, kiedy wpadał w furię. Chłopak spojrzał na mnie swoim groźnym wzrokiem, a następnie spojrzał na moją ręce, która była mocno zaciśnięta na tej jego. Nie umiałam go puścić. Jego oczy znów spotkały się z moimi, ale zanim zdążyłam zatopić się w jego spojrzeniu, Gabriel zrobił coś, czego nie powinien. Drugą ręką złapał za mój policzek, a swoje wargi wbił w te moje. Na początku chciałam od niego odejść i zacząć się na niego drzeć, ale po chwili zrozumiałam, że ja też tego chcę. Odwzajemniłam ten cholerny pocałunek, który w żadnym wypadku nie należały do tych spokojnych i czułych. Znałam to. Ten pocałunek był przepełniony złością, żalem, wszystkim co złe, może i było w nim trochę nienawiści, ale to było mało ważne. Czułam jedynie usta Gabriela, nie obchodzi mnie nic więcej. Coraz mocniej zaciskałam palce na jego dłoni, a ja on coraz mocniej mnie całował. To był jeden z tych momentów, w których świat się zatrzymuje i nie jakiegokolwiek znaczenia. Nic nie miało znaczenia tylko on. Gabriel. Po chwili Gabriel oderwał się ode mnie, ale nadal trzymał swoją dłoń na moim policzku, a ja nadal zaciskałam palce na jego skórze.

-Już mi lepiej.- Wyszeptał, a ja nie mogłam złapać oddechu, bo nadal byłam w szoku, że znów w tym cholernym pokoju doszło do czegoś, do czego nie powinno.

-Dlaczego to robisz? - zapytałam szeptem.

-Sam nie wiem. - wzruszył ramionami. -Zbyt głośno krzyczałem w środku, a teraz już szepcze. - z tymi słowami pocałował mnie w czoło, a ja zamknęłam oczy tylko na chwilę, ale jego już nie było. Znów mnie zostawił, ale tego byłam już przyzwyczajona. Wracał i odchodził, a ja zawsze czekałam. Ani razu nie przestałam mimo tego jak wielką krzywdę mi robił, mimo tego jak momentami czułam do niego ogromną nienawiść. Zawsze czekałam.

-O mój boże. - jęknęłam łapiąc się za głowę. Odwróciłam się w stronę okna i byłam naprawdę zawiedziona, bo na podjeździe nie czekało już białe Porshe. -Chuj. - chyba miałam nadzieję, że wszystkie wyzwiska w stronę Gabriela jakoś zmienią sytuację.

Zbyt głośno krzyczałem w środku, a teraz już szepcze.

-Violet! Chodź do nas. - głos mojej matki wyprowadził mnie z równowagi już całkowicie, ale zeszłam na dół z poniesioną głową mierząc wszystkich po kolei swoim zimnym wzrokiem. Szukałam go mimo, że wiedziałam, że już go tu nie było.  -Jak ty się zachowujesz?- zapytała wściekle, a ja nie miałam zamiaru siedzieć tutaj dłużej, więc wyszłam z jadalni i ubrałam swoje buty oraz kurtkę. Weszłam spowrotem do jadalni i wzięłam swój telefon ze stołu, nikt się nie odzywał . Wyszłam z domu trzaskając drzwiami i miałam dupie, że wszyscy nagle mnie wołają.

Wiadomość 1
Od:Anna

Gabriel pojechał na mecz. Zaczyna się za pół godziny. Jeszcze zdążysz. Uważaj na siebie.

Mama Gabriela jak zwykle mnie rozumiała. Byłam jej wdzięczna. Bez zastanowienia pobiegłam w stronę stadionu, a którym co niedzielę grał Gabriel. Na szczęście było blisko. Nie musiałam też już się chować, żeby mnie nie zobaczył, bo już miałam ma wszystko wyjebane i mogłam usiąść nawet w pierwszym rzędzie na trybunach. Od zawsze nie rozumiałam Anny. Nigdy nie krzyczyła na mnie i Gabriela, że coś znowu zrobiliśmy, nie była zła, że mamy do siebie taki stosunek. Zawsze starała się nas rozumieć. Tak było i tym razem. Mimo, że w tym momencie byłam na niego zła nawet nie wiem z jakiego powodu to czułam dziwne zobowiązanie, żeby iść na ten mecz. Na szczęście zanim zdążyłam się rozmyślać byłam już na stadionie. Mimo tego, że na dworze było zimno, to na trybunach siedziało mnóstwo ludzi. Stadion był kryty, ale i tak było bardzo zimno. Nie miałam zamiaru dłużej myśleć o tym, czy mi zimno, czy gorąco, więc ruszyłam do pierwszego rzędu. Usiadłam na białym, rozkładanymi krześle i czekałam, aż mecz się rozpocznie. Niestety moim oczom ukazała się tak okropna, tleniona blondynka, która siedziała kilka miejsc dalej. Miałam nadzieję, że z tego meczu nie zrobi się boks.

Po chwili mecz się zaczął, a ja od razu wyłapałam wzrokiem Gabriela. Dziś grał z numerem siedemnaście, nie byłam pewna, czy cały czas z nim grał, bo zawsze widziałam to z daleka, a że dziś jestem aż w pierwszym rzędzie to mogłam się uważnie przypatrzeć. Nienawidziłam siedzieć tyle czasu w jednym miejscu, ale każdy mecz zawsze jakoś przeżywałam bez większego marudzenia. Obserwowałam wszystkich na boisku i zastanawiałam się co ciekawego jest w lataniu za piłką. To był bezsensowny sport. Banda głupich piłkarzyków w tym Gabriel, który w rzeczywistości nie był aż tak głupi na jakiego wyglądał. W jednej sekundzie skoczyło mi cieśninie, kiedy Gabriel strzelił gola, a wszyscy zaczęli krzyczeć i bić brawa. Uśmiechnęłam się szeroko, bo kiedy zobaczyłam jak on się cieszy to coś we mnie mówiło mi, że jest szczęśliwy. Lubiłam, kiedy taki był. Tak bardzo lubiłam na niego patrzeć na tym cholernym boisku. Kiedy uśmiech nadal trzymał mi się na twarzy, a Gabriel na mnie spojrzał nie miałam pojęcia co mam zrobić. Podniósł rękę i mi pomachał,a ja w tym momencie czułam się jak gwiazda na czerwonym dywanie, bo czułam na sobie wzrok wieku ludzi.  Na szczęście usłyszałam gwizdek co było oznaką zakończenia pierwszej połowy meczu. Na mojej twarzy pojawił się grymas, kiedy ta blod miotła wleciała na boisko i szła w stronę Gabriela, ale ten ominął ją nawet na nią nie patrząc i zaczął iść w moją stronę. O kurwa.

-Zaskoczę cię, jeśli powiem, że wiedziałem, że przyjedziesz? - zapytał pijąc jakiś dziwny niebieski napój. Mierzyłam go wzrokiem od góry do dołu, bo chcąc nie chcąc musiałam przyznać, że Gabriel był naprawdę przystojny. Już nie biorąc pod uwagę jego twarzy, bo ją mogłabym opisywać godzinami każdym określeniem piękna, ale chodziło też o jego ciało. Lubiłam jego tatuaże, bo były podobne do moich.

-Co?- zapytałam po chwili, kiedy zorientowałam się, że Gabriel zaraz pęknie ze śmiechu. Nie dziwiłam mu się. Gapiłam się na niego tak jakby przede mną stał właśnie Justin Bieber.

-Oj, V. Co z ciebie wyrośnie. - poklepał mnie po ramieniu i spojrzał przed siebie, a ja nadal wpatrywałam się w niego całego. -Jak atmosfera w domu?

-Wszyscy zaczęli na mnie krzyczeć, więc wyszłam, a twoja mama napisała mi, gdzie jesteś.

Gabriel skinął głową i wstał z miejsca, bo już wołali go na boisko. Rozejrzał się dookoła i nachylił się nade mną całując mnie w czoło. W pierwszej chwili byłam w szoku, w drugiej chwili Gabriela już nie było obok mnie, a w trzeciej chwili zorientowałam się, że kilka metrów ode mnie stali fotoreporterzy. Zajebiście! Będę na okładkach gazet razem z Gabrielem. Już widzę te nagłówki Nowa miłość znanego piłkarza. Już tak o nie jednej pisali. 

-Niech ich wszystkich chuj strzeli. - warknęłam i udałam się w stronę wyjścia ze stadionu. Myślałam, że nie wytrzymam, kiedy jakiś typ zrobił mi zdjęcie, więc musiałam posunąć się do tego okropnego czynu i pokazać mu środkowy palec co też zostało udokumentowane. Miałam dość. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do swojego mieszkania z nadzieją, że Lily jeszcze nie wróciła. Wgramoliłam się po schodach do mieszkania i na szczęście drzwi były zamknięte na klucz więc je otworzyłam, a w mieszkaniu zastała mnie cisza. Byłam wdzięczna, że nie ma Lily. Rozebrałam się i rzuciłam ubrania na podłogę z nadzieją, że później je sprzątne. Nastawiłam wodę na kawę, bo dawno jej nie piłam. Aż niecałe trzy godziny. Otworzyłam balkon, bo potrzebowałam powietrza z tych wszystkich wrażeń. Włączyłam głośno muzykę i czekałam przy kuchence, aż woda będzie gotowa.

Zastanawiałam się, dlaczego ja mam do cholery takiego pecha. Całe Stany Zjednoczone będą widziały mnie na okładach gazet z największym lovelasem na całym świecie. Boże kochany. Usiadłam przy stole z kubkiem kawy z mlekiem i wpatrywałam się w okno mając nadzieję, że nastąpi jakiś cud. Owszem nastąpił do domu weszła Lily.

-A ty już?- zapytała z uśmiechem na ustach, ale ja nie miałam zamiaru go odwzajemnić. -No nie bądź zła, że mnie nie było. - jęknęła kładąc zakupy na style tuż przed moim nosem.

-Nie Lily, nie jestem zła, że cię nie było. Pokłóciłam się z wszystkimi, potem poszłam na mecz Gabriela i ten głupi idiota pocałował mnie w czoło, a jutro będę na okładkach gazet w całych Stanach Zjednoczonych. Na to jestem zła - powiedziałam na jednym wdechu, a ona otworzyła szeroko oczy i usiadła na krześle wpatrując się we mnie jak w największą idiotkę na świecie. Właśnie tak się czułam. -Kurwa z jakiej racji my znów jesteśmy w tym gównie? Ja i on? Znów jest jak kilka lat temu. Nie chcę tego. Już nie chcę. - Wyszeptałam patrząc na nią zmęczonym wzrokiem. Byłam zmęczona.

Nasza relacja znów szła w złą stronę. To nie mogło iść dalej, bo oboje będziemy tego żałować. Gabriel znów mnie ratował, a ja znów chciałam być ratowana przez niego. Jednak bardziej wolałam być przez niego niszczona. To było dobre uczucie. Dla normalnego człowieka było to chore, ale ja to kochałam. Kochałam to co się ze mną działo, kiedy on był obok mnie, a ja upadałam z każdą sekundą. Kochałam to.

-W dodatku twój ojciec nie zabije, a o matce już nie mówię. - dodała Lily, a ja doskonale o tym wiedziałam, bo oni nie mogli patrzeć na Gabriela. Do dziś nie wiem czemu, jednak podejrzewałam, dlaczego tak może być. To właśnie Gabriel pokazał mi prawdziwy świat, ten zły, ten jakiego nie pokazali mi rodzice, a on mi się spodobał. Nie chciałam żyć w ich świecie, bo chciałam żyć w tym świecie, w którym jestem teraz. W świecie jaki pokazał mi Gabriel. W jego świecie.

-Daj mi patelnię. - jęknęłam uderzając głową w stół.

-Co ty psychiczna jesteś? To, że nie pukniesz w głowę to już nie pomoże. - powiedziała łapiąc moją twarz w dłonie. -Kocham cię. Zawsze z tobą będę, wszystko będzie dobrze. Damy radę. Damy radę razem. - powiedziała pewnie, a ja patrzyłam na nią jak w święty obrazek, bo ona zawsze mówiła prawdę. Miałam nadzieję, że tak będzie tym razem. Kochałam ją. Była moją najlepszą przyjaciółką, która zawsze przy mnie była. Nie wyobrażałam sobie życia bez niej. -Kurwa Violet od kiedy ty się czymkolwiek przejmujesz?

-Zawsze się przejmuje, kiedy on wchodzi do mojego życia.

***

Nienawidziłam poniedziałków, ale ten miał być tym, który pozwoli mi znów wyjść do ludzi. Była szósta rano, a ja siedziałam przy toaletce z kubkiem kawy. Właśnie robiłam swój makijaż i nie mogłam się doczekać aż pójdę do pracy. Na twarzy nie miałam śladów po tym cholernym zdarzeniu. Federico już nie było, a ja czułam się w miarę bezpiecznie.  W miarę, bo wiedziałam, że za kilka godzin będę na okładkach gazet. Dlaczego Gabriel musiał być tak znany? Nie mógł grać w jakimś badziewnym klubie, dla którego nie było miejsca w gazetach? Musiałam zapalić z tego wszystkiego swojego elektrycznego papierosa, bo moje nerwy się delikatnie ukazały na światło dzienne, ale po chwili było już okej. Ciekawe, czy dziś go zobaczę.

Moja udawana nienawiść do Gabriela przechodziła z każdym dniem. Była udawana tak samo jak jego. Byliśmy tacy głupi.

Ubrałam się w czarne szerokie jeansy, to tego założyłam brązową bluzę, a na to wszystko puchową kurtkę. Nie miałam zamiaru ubierać czapki, bo chciałam jechać do pracy samochodem. W biegu dopiłam kawę i wyszłam z sypialni. Lily jeszcze spała, ale ona miała przyjść na ósmą, a ja zadeklarowałam się, że odbiorę zamówienie i przejdę wcześniej. Wyszłam z mieszkania w momencie, a którym usłyszałam jak drzwi od sypialni Lily się otwierają. Przeczesałam swoje długie blond włosy szczotką, którą zawsze nosiłam w torebce. Dobrze, że na klatce schodowej nie było żadnych ludzi, bo by pomyśleli, że właśnie wyszłam od jakiegoś chłopaka i czesze się żeby jakoś wyglądać. Nie znałam za bardzo wszystkich swoich sąsiadów, więc mogli tak pomyśleć. Zbiegłam po schodach na podziemny parking, a kiedy zobaczyłam mój samochód oczy mi się zaświeciły. Kochałam go. No właśnie przedwczoraj odebrałam go od mojego dobrego znajomego, bo odklejał mi je na różowo. Nienawidziłam tego koloru, ale ten samochód, kiedy był różowy był zbyt piękny. Wsiadłam do mojego BMW i8 i wyjechałam z parkingu. Na dworze było jeszcze ciemno, ale to mi nie przeszkadzało. Miałam nadzieję, że ten dzień będzie w miarę spokojny.

Po kilku minutach byłam już pod kawiarnią. Zapakowałam samochód za budynkiem i weszłam do środka tylnym wyjściem. Weszłam na zapalacze, gdzie roznosił się zapach świeżo mielonej kawy.  Wiedziałam, że w środku jest Zoe. Uwielbiałam ją.  Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy zobaczyłam Zoe. Zoe pracowała tutaj od samego początku powstania tej kawiarni. Już dobre sześć lat. Miała dwadzieścia osiem lat, syna, męża i dobre, spokojne życie. Była piękna. Jej ciemna karnacja kręcone czarne włosy dodawały jej uroku. Rzadko zdarzało mi się być z nią na zmianie, a właśnie każda zmiana z nią była na wagę złota, bo dziewczyna była naprawdę cudowna. Zoe rzuciła szmatkę, którą przecierała szklanki i rozłożyła ręce.

-Boże jak ja się stęskniłam. - podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. -Gdzie Lily?- zapytała wracając do przecierania szklanek na zapleczu. Rozebrałam się i założyłam fartuszek. Zoe podała mi kubek z ciepłą kawą za co jej podziękowałam.

-Przyjedzie później. Przyjechałam pomóc ci z towarem. - Zoe skinęła głową i dała mi wytyczne jak dziś mają być poukładane wszelkiego rodzaju ciasta, które przed chwilą odebrałam z dostawy. Wszystko układałam w ladzie cukierniczej, następnie przecierałam stoliki, żeby wszystko było czyste. Do mojej głowy wpadły dziwnie myśli po ja pracuję w kawiarni i czyszczę stoliki skoro mam pieniądze? Znałam odpowiedź. Chciałam żyć swoim życiem i kochałam tą cholerną kawiarnię. To, że miałam pieniądze i mogłam sobie pozwolić na większość rzeczy też było okej, ale nie mogłam siedzieć w domu z nogami do góry i czuć się lepsza, bo przecież każdy człowiek był taki sam.

-O boże! Ale się nie wyspałam!- mój humor chciał iść się powiesić na lampie, kiedy do środka weszła Lily. -Jadłaś coś? Dobrze się czujesz? Gdyby coś się działo to mów Możesz jechać...

-Lily kurwa zamknij się. - warknęłam ciągnąć ją za ladę. -Nikt nic nie wie i tak ma zostać.- Wyszeptałam- Byłam chora. - dodałam lekceważąco, a  dziewczyna przewróciła oczami i poszła na zaplecze, a ja rzuciłam szmatkę na ladę i głośno westchnęłam. Cóż nie wiedziałam jeszcze, że ten dzień przyniesie mi więcej nerwów niż życie z Lily. Od samego otwarcia kawiarni był naprawdę niezły zapierdol. Ludzie chyba się powściekali, bo już dawno nie było takiego ruchu. Byłyśmy tylko we trzy i z ręką na sercu musiałam przyznać, że gdyby przyszedł Liam to byłby naszym wybawieniem, bo cała reszta pracowników była na zwolnieniu, ale ja nie miałam zamiaru do niego pisać i prosić o pomoc. Była dopiero dziesiąta, a ja już miałam serdecznie dość.

Biegałam z tacami pełnymi zamówień od stolika do stolika. Musiałam w między czasie wytrzeć podłogę, bo jakiś mały dzieciak wylał sok pomarańczowy. Na szczęście zamieniłam się z Lily i teraz to ja stałam za ladą. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy do kawiarni weszła Anna z Tommym. Kobieta podeszła do lady z lekkim uśmiechem i posadziła chłopca na stołku barowym.

-Dzień dobry. - powiedziałam opierając się dłońmi o ladę. Już na pierwszy rzut oka widać było, że coś jest nie tak, bo Anna była jakoś dziwnie smutna.

-Masz chwilę?- zapytała podejrzliwie, a ja rozejrzałam się dookoła, żeby sprawdzić, czy coś dzieje się na stolikach, ale na szczęście Lily wszystko ogarniała. Skinęłam głową i wskazałam ręką na wolny stolik przy ścianie, gdzie wokół nie było żadnych ludzi. Udałam się tam zaraz za Anną i chłopcem. Kobieta usiadła na krześle i spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Tommy bawił się samochodem, a ja coraz bardziej nie miałam pojęcia co takiego się stało.

-Anna co się dzieje?- zapytałam przerażona.

-Wyrzuciłam z domu ojca Gabriela i Tommy'ego. Nie chcę go znać. Jeszcze nie wiem jak powiem Gabrielowi o tym, że jego ojciec wyprowadził się do Włoch do swojej nowej dziewczyny. Zwolnił się też z kancelarii.

-Anna nie chcę być niemiła, ale i tak zbyt długo z nim żyłaś. Teraz będzie już tylko lepiej. Gabriel pewnie będzie szczęśliwy, że już nie będzie go widział, chociaż z drugiej strony będzie chciał go zabić, jeżeli się dowie.

-Gabriel to zrozumie, ale jak mam wytłumaczyć to Tommy'emu? - spojrzałam na chłopca, który właśnie leżał na krześle z nogami na stole. Uśmiechnęłam się do niego.

-A czy Pan Smith kiedykolwiek interesował się Tommym? - nie uzyskałam odpowiedzi na to pytanie, bo każdy ją znał. - Osz kurwa idzie Gabriel. Udawaj, że się śmiejesz. - tak więc obie z Anną zaczęłyśmy nasz teatrzyk, który w żadnym stopniu nie brzmiał przekonująco, a chwile później do stolika podszedł wściekły Gabriel. Cóż nawet jak był wściekły to wyglądał jak grecki bóg.

-A co panią tak wesoło?- zapytał siadając obok mnie. -Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. - szepnął pod nosem. -Mamo, dlaczego nie powiedziałaś mi, że ojciec wyprowadził się do kochanki do Włoch? - Anna przewróciłam jedynie oczami. -Zabiję go, ale to zostawię na później. - po chwili rzucił na stół gazetę i tego właśnie się obawiałam. Byłam na pierwszej stronie. Gabriel całował mnie w czoło, a ja miałam zamknięte oczy, później na kolejnej stronie jestem opisana jako wulgarna dziewczyna Smitha.

-O kurwa, to jest żart? - zapytałam uważnie przyglądając się gazecie.

-Nie kurwa to nie jest żart. Po co tam przyszłaś? - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, bo w tym momencie mnie zaskoczył.

-Ty głupcze, zawsze byłam na każdym twoim meczu bez względu na wszystko, ale to nie moja wina tylko twoja. Zrobiłeś to na pokaz, a teraz masz problem do mnie?!- zapytałam oburzona wypalając wzrokiem dziury w jego oczach. Dokładne tak jak on w moich.

-Gabriel jak ty się do niej odzywasz?- wtrąciła się Anna. -Wydaje mi się, że V tutaj nie zawiniła.

-Mamo, ale...

-Żadne ale. Idę do domu wpadnij wieczorem. Ty też, v.- kobieta wstała i wyszła razem z Tommym, a ja byłam pewna, że zaraz coś rozpierdolę.

-W takim razie nie masz wyjścia. - warknął zaciskając pięści.

-Co?- zapytałam z niezrozumieniem.

-Teraz musisz udawać moją cholerną dziewczynę. Już i tak wiedzą o nas całe Stany.  - zaśmiałam mu się prosto w twarz, bo chyba nie myślał, że będę taka głupia i zgodzę się poraz kolejny. -Nie żartuje. - warknął łapiąc mnie za nadgarstek.

-Ale ja się nie zgadzam. Nie na żadnych nas.Daj mi spokój. - szepnęłam próbując mu się wyrwać, ale to było na nic.  -To twoja wina. Zrobiłeś to specjalnie.

-Tak, zrobiłem. - szepnął wprost do mojego ucha, a mnie przeszedł dreszcz. -Zrobiłem to specjalnie. - już miałam pewność, że Gabriel miał jakąś chorobę psychiczną. -Jednak nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Cieszę się jednak, że będą tak o nas pisać przez dłuższy czas. 

-Chyba mnie nie zrozumiałeś. Nie zgadzam się. - powiedziałam szeptem. Gabriel mocniej ścisnął mój nadgarstek. -Gabriel to boli.

-Zgódź się. - Wyszeptał patrząc wprost w moje oczy.

- Ale po co? Po jakiego chuja? Ile ty masz lat, żeby grać w taką grę?

-Tak masz rację to jest gra. Chcę sprawdzić, czy rzeczywiście potrafisz sprawić, że chcę być lepszy. Chcę sprawdzić, czy umiem czuć.

-Chodź na zewnątrz. - zarządziłam i wstałam z krzesła, bo w tym momencie Gabriel kompletnie mnie zaskoczył. Wiedziałam w co brnie. Ale czy ja tego chciałam? Czy chciałam coś poczuć, żeby później znienawidzić samą siebie. -Nie jestem twoją zabawką, nie masz prawa sprawdzać na mnie swoich uczuć. Jesteś chory, Gabriel. Doskonale wiedziałeś, że powstaną takie artykuły w gazetach, bo jesteś znanym piłkarzem, a teraz chcesz sprawdzić czy przy mnie jesteś lepszy? - zdawałam sobie sprawę, że na zewnątrz też są ludzie i słuchają naszej kłótni, ale miałam to w dupie. Padał śnieg, który jeszcze bardziej podnosił mi ciśnienie. Gabriel patrzył na mnie pustym wzrokiem, a ja byłam wściekła. -Masz mnóstwo innych lasek, które by skakały z radości. Szczególnie ta tleniona, pusta blondynka.

-Ty nadal nie rozumiesz? - zapytał z gorzkim śmiechem.

-A co mam rozumieć?!- Krzyknęłam unosząc ręce do góry. -Mamo dość, Gabriel. Nie chcę kolejny raz niszczyć siebie dla ciebie. Już nie mogę. - Wyszeptałam z niemocą,a on poszedł do mnie i złapał moją twarz w swoje dłonie.

-Niszczysz mnie za każdym razem, kiedy jesteś obok, a ja nie mogę mieć cię tylko dla siebie. Niszczysz mnie, bo chcesz zobaczyć we mnie innego Gabriela. - właśnie taka była ta relacja. Toksyczna z każdym dniem coraz bardziej. Oboje siebie pragnęliśmy, chcieliśmy być swoją własnością, ale to było tyle.  Nie było w tym uczuć.

-Jak mogę zobaczyć innego Gabriela skoro przez twoje życie co chwilę przewija się inna laska, skoro traktujesz mnie jak zabawkę, jak najgorszego wroga. Kurwa Gabriel! Nie pierdol mi, że chcesz być obok mnie, bo oboje wiemy, że my chcemy być obok  siebie, ale tylko dlatego, że kochamy się niszczyć i patrzeć na swój ból. Taka jest prawda. - warknęłam odpychając go od siebie. Wbiegłam do kawiarni i zabrałam z zaplecza swoje rzeczy, a następnie bez słowa wyszłam z pracy. Wsiadałam do auta i odjechałam. Miałam dość. Chciałam zniknąć. Żałowałam, że kiedykolwiek pozwoliłam mu przejąć kontrolę nad swoim życiem. Tak bardzo nie chciałam go w swoim życiu.

Dobre kilka godzin jeździłam bez celu po mieście. Nie odbierałam telefonów nawet o Lily, bo nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Chciałam pojechać do mamy, ale zapomniałam, że byłam z nią pokłócona. Nie mogłam też jechać do Anny, bo pewnie ten idiota tam był. Zatrzymałam samochód pod jednym z opuszczonych budynków i uważałam to za najlepsze wyjście z sytuacji. Było to miejce,do którego często przyjeżdżałam z Gabrielem, to tutaj płakał mi w ramię, kiedy pierwszy raz dowiedział się, że jego ojciec ma kochankę.  Przez chwilę chciało mi się płakać. Wyszłam z auta i w tej jednej sekundzie zabolało mnie serce . Prychnęłam pod nosem, kiedy na parkingu zobaczyłam jak Gabriel niemalże zjada tą cholerną blondynkę. Czy byłam zawiedziona? Tak byłam, bo właśnie taki był Gabriel. Nie można było mu ufać, a ja za każdym razem chciałam to robić. Cóż musiałam tak podejść. Stanęłam tuż obok niego i założyłam ręce na piersi. Udawałam obojętną mimo, że wcale teraz taka nie byłam.

-Więc już zapomniałeś o tym co mówiłeś? - szepnąłem, a on wystraszony odsunął się od dziewczyny, która chciała mnie chyba zabić i zakopać w lesie. -Wiesz co Gabriel... już nigdy więcej nie wchodź do mojego życia. Nawet mogę kurwa umierać, a nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. - zanim zdążył cokolwiek powiedzieć wsiadałam do auta i uciekłam. Płakałam. Pierwszy raz od dawna wiedziałam, czego płaczę. Pierwszy raz od dawna płakałam, bo nie miałam już siły mieć Gabriela w swoim życiu.

A on znów nie zatrzymał mnie, kiedy uciekałam.

***

Jakoś o drugiej nad ranem weszłam do mieszkania i wcale nie byłam zdziwiona, że przy stole w kuchni czekała na mnie Lily. Widać było, że była zmęczona, ale na jej twarzy dostrzegłam pewnego rodzaju ulgę.

-Nie będę krzyczeć. -traktowała mnie gorzej niż własna matka.-Wiem, że się z nim pokłóciłaś, bo widziałam przez szybę waszą emocjonującą wymianę zdań przed kawiarnią. Chodzi o te artykuły w gazetach?- musiałam ją okłamać. Tak bardzo cię przepraszam Lily.

-Tak Lily. - westchnęłam.

-Przecież to nic takiego, ludzie zapomną. - dodała przekonująco, a ja tak naprawdę miałam już w dupie te wszystkie gazety i inne gówna.

-Tak, wiem. Musiałam pobyć sama. Jutro mam na drugą zmianę. Nie budź mnie. - Wyszeptałam patrząc na nią z lekkim uśmiechem i poszłam do swojego pokoju. Wiedziałam, że gdybym powiedziała jej prawdę to by mi pomogła, ale nie chciałam żeby to robiła. Musiałam radzić sobie sama. Przebrałam się w piżamy i zmyłam makijaż z nadzieją, że umyję się jutro rano. Położyłam na łóżku i zapomniałam o tym, że tylko umyta mogę się na nim kłaść. Już było mi wszystko jedno. Przykryłam się kołdrą po samą szyję i wpatrywałam się w sufit. Wiedziałam, że dzwonił i pisał, ale to już nie miało znaczenia. Nie mogłam zasnąć i w mojej głowie pojawiały się dziwne myśli. Chciałam napaść na bank, polecieć na Bali, rzucić studia, albo po prostu skoczyć z mostu. Wydaje mi się, że to ostanie nie przystaje na przyszłego psychologa, a reszta z moich planów nie ma sensu, bo pójdę siedzieć, a Bali jest przereklamowane. Otarłam łzy z policzków, które nawet nie wiem kiedy zaczęły pojawiać nich płynąć.

Wstałam z łóżka i otworzyłam okno zapalając po drodze papierosa. Wystawiłam głowę przez okno i przysięgam, że chciałam z niego skoczyć, kiedy zobaczyłam Porshe Gabriela. Cóż mimo, że mieszkałam na samej górze to tego samochodu nie dało się nie widzieć nawet w ciemności.

-O mój boże co za idiota. - warknęłam pod nosem, a kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi byłam w ciemniej dupie. Wyrzuciłam papierosa przez okno i liczyłam do dziesięciu. Wpuścić go? Oczy, że to było jedyne rozwiązanie, bo gdybym tego nie zrobiła rozniósł by pół osiedla.  Oczywiście, że znał kod do drzwi wejściowych, bo kiedyś sama mu go podałam i to był błąd. Pobiegłam do drzwi i zanim zdążył obudzić wszystkich wokół waleniem w drzwi szybko je otworzyłam. A tak bardzo nie chciałam go widzieć.

-Chyba wyraziłam się jasno ty głupi idioto. Zejdź mi z oczu i więcej mi się nie pokazuj, bo cię zabiję. - warknęłam, kiedy Gabriel chciał coś powiedzieć. Oczywiście, że patrzył na mnie swoim obojętnym wzrokiem i zapewne miał w dupie to co do niego mówię.

-Wpuść mnie. - warknął, a ja zastawiłam drzwi nogą, jednak to było na nic. -Bo za chwilę zrobię taką aferę, że zobaczysz. - był do tego zdolny, więc musiałam ustąpić. Bez słowa poszedł do mojej sypialni, a ja zaraz za nim. Zamknęłam drzwi i przekręciłam je na klucz. Było małe prawdopodobieństwo,że Lily tu wejdzie, bo jej nie da się obudzić, ale musiałam wrazie czego się ubezpieczyć. Zapaliłam światło, a ten głupi idiota siedział na moim łóżku, ale nie miałam już siły na niego krzyczeć. Ubrany był w czarną bluzę i szare dresy. Wyglądał zbyt dobrze, ale nie powinno mnie to obchodzić.

-Czego?- warknęłam opierając się o zamknięte drzwi.

-Płakałaś. - wyszeptał wpatrując się w moją twarz. Kurwa mać. Tak Gabriel znów płakałam przez ciebie. Nic nie doprowadzało mnie to płaczu tylko on tak potrafił.

-Wydaje ci się. Po co tutaj przyszedłeś? - chłopak zmarszczył brwi, a po chwili odwrócił ode mnie wzork. Wiedział, że kłamie, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powiem mu, że właśnie przed chwilą chciałam przez niego skakać z mostu. Gabriel długo nie odpowiadał, a ja z każdą sekundą chciałam mu wygarnąć wszystko to co działo się ze mną przez większość mojego życia, kiedy był obok mnie.

-Skąd wiedziałaś, że tam jestem?

-Nie wiedziałam. Zawsze tam jeżdżę, kiedy chcę od wszystkiego odpocząć.

-Kiedyś jeździliśmy tam razem. - dodał spokojnie,a ja doskonale to pamiętałam, ale to nie miało znaczenia.

-Teraz już masz kogoś innego kto z chęcią będzie tam z tobą jeździł. - warknęłam patrząc na niego z pogardą. -Przestań to robić Gabriel. Przestań wracać do tego co było, bo to jest dla bez znaczenia. - i w tym momencie być może go to trochę zabolało, ale bardziej skrzywdziłam samą siebie niż jego, bo to co było kiedyś miało dla mnie większe znaczenie niż to co jest teraz. Kiedyś uwielbiałam spędzać z nim czas, a każde wspomnienie, a którym Gabriel był ludzki było ważniejsze niż cokolwiek innego na tym cholernym zakłamanym świecie.

-A co jeżeli lubię do tego wracać?- zapytał wstając z łóżka. Podchodził w moją stronę, a ja nie miałam ucieczki, bo stałam oparta o drzwi.  A może nie chciałam uciekać? Wiedziałam jedno, chciałam pomocy dobrego specjalisty, bo miałam rozdwojenie jaźni.

-Przestań pierdolić takie rzeczy. - chłopak uniósł kącik ust i oparł swoje dłonie na drzwiach po obu stronach mojej głowy. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy i to nie było w żadnym wypadku dobre, bo zapoznałam powoli, że nie chcę go widzieć. -Odsuń się. - szepnęłam już nieco ciszej, bo wiedziałam, że to on ma przewagę,a nie ja. Zawsze ją miał.

-Nie wiem już sam, czy chcę zniszczyć ciebie, czy siebie. A może zniszczę nas razem w piękny, bolesny sposób. Nie uwolnisz się ode mnie, V. Gdybyś chciała już dawno byś to zrobiła. - jego cichy, przerażający szept dotarł wprost do moich uszu, a moje serce przestało bić. Nie bałam się go, ale bałam się tego co kryło się za jego słowami. Gabriel był nieobliczalny i to wiedział każdy on również. Wiedział, że może mieć wszystko co tylko chce, ale czy chciałam żeby mnie miał? Odpowiedź była prosta. W żadnym wypadku. Mógł sobie pierdolić, ale obiecałam sobie, że już nigdy nie zrobi ze mnie swojej własności.

-Ale ty już mnie zniszczyłeś Gabriel. - wyszeptałam patrząc wprost w jego brązowe oczy, w których po tych słowach zobaczyłam pustkę pomieszaną z wściekłością. -Nie chcę cię w swoim życiu -Odepchnęłam go od siebie i otworzyłam mu drzwi. Chłopak jeszcze chwilę na mnie patrzył, a kiedy ruszył już do wyjścia powiedział coś co sprawiło, że długo myślałam nad tym, czy rzeczywiście to prawda.

-Wszyscy ludzie kłamią, kiedy się boją. Nie boisz się mnie, a boisz się tego co z tobą zrobię. Słodkich snów, cukierku. - pocałował mnie w czoło i dotknął dłonią mojego policzka delikatnie go głaskając. Jego dotyk wypalał dziury w mojej skórze. To było cholernie dobre, a z drugiej strony okropne. Boże my byliśmy tacy toksyczni i nic z tym nie robiliśmy. Brnęliśmy dalej w to gówno, które tylko nas coraz bardziej psuło.-Nie będę przepraszał cię za to co widziałaś na parkingu, ale nie powiniem tego robić...nie powiniem się do niej zbliżać, bo ty...- nie dokończył. Prychnął pod nosem i spojrzał na mnie ostatnio raz.

Następnie wyszedł i zostawił mnie samą. Miał rację nie bałam się go. Bałam się tego co ze mną zrobi, bałam się tego co ja będę mogła zrobić dla niego nie patrząc na konsekwencje. Nienawidzę go. V nienawidzisz go.

Moje życie to jedno wielkie gówno.

***

Continue Reading

You'll Also Like

259K 3.7K 30
Rajveer is not in love with Prachi and wants to take revenge from her . He knows she is a virgin and is very peculiar that nobody touches her. Prachi...
519K 42.5K 20
Indian Chronicles Book III My Husband, My Tyrant. When Peace Becomes Suffocation. Jahnvi Khanna has everything in her life, a supporting family, a hi...
1.1M 94.4K 145
This is the continuation of short story collection 'Love me thoda aur '.
2.8M 46.9K 15
"Stop trying to act like my fiancée because I don't give a damn about you!" His words echoed through the room breaking my remaining hopes - Alizeh (...