Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 85

74 4 4
By 324Pikachu

/Aria/

Potrzebowałam mu to powiedzieć.

– Ale nie zrobił mi krzywdy, był dla mnie dobry. – dotknęłam jego ręki.

– Byłaś z nim? – zapytał w końcu.

Zdecydowanie był zazdrosny.

– Nie. Tylko nic niezobowiązujący... – przerwał mi.

– Nie kończ. – poprosił, a ja przystałam na to.

– Ale dziecko na prawdę było twoje. – zapewniłam.

Nie odpowiedział.

Wątpił?

Na prawdę wątpił po tym jak dowiedział się, że po nim miałam innego.

– Poważnie? Nie będziesz się teraz do mnie odzywać? Jesteśmy dorośli. Całe życie miałam tylko jednego chłopaka - Ciebie. Chciałam zobaczyć jak kto jest z kimś innym, zresztą, do cholery, nie zdradziłam cie. – złapałam się za biodra – Zerwaliśmy, gdy okazało się, że mnie zaczarowałeś.

– Czyli cały czas będzie teraz o to chodzić? Będziesz tego cały czas używać jako pieprzonego argumentu? Kurwa, myślałem, że sobie to wyjaśniliśmy. – powiedział z wyrzutem zabierajac swoją rękę.

– Uważasz, że jedna rozmowa wystarczy, żeby o tym zapomnieć? Lance, jedną trzecią swojego życia spędziłam naszprycowana magią. Dopiero teraz czuję, że sama mogę dokonywać wyborów, nie wszystko opiera się z myślą o tobie i wyrzutami sumienia.

Czy aby na pewno?

– Powiedz mi tylko, czy było warto? – spojrzał mi w oczy.

– Tak. Było warto przespać się z Khillisem. – przyznałam.

– To może warto do niego wrócić skoro nie żałujesz? Nie odpowiadaj. – odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. – Dbaj o siebie.

– Kurwa, Lance. Było warto, bo wiedziałam, że nie jest tobą. Nikt mi nie da tego co ty. Nikt! Przekonałam się o tym. – poczułam łzy w oczach i zauważyłam jak on się zatrzymał – Zraniłeś mnie, ale mimo to ja coś do ciebie czuję. Cały czas o tobie myślę. Nie czuję tego co przy eliksirze, ale mimo to chyba coś do ciebie czuję, ale... inaczej. – mówiąc to patrzyłam na jego rozbudowane plecy.

– Porównywałaś nas? – powiedział z niemałym obrzydzeniem.

– Tak, i nie zamierzam tego ukrywać. Tak jak i tego, że przez ciebie znów uczę się siebie. Dlatego nie wiem co do ciebie czuję. Wcześniej myślałam, że nic nie czuję, ale uznałam tak, bo nie wiem, co powinnam czuć. Wiem tylko, że nie mogę przeczyć, że się myliłam. – podeszłam do niego i chwyciłam go za dłoń.

Była dużo większą od mojej.

– Chciałam cię skreślić, zacząć od nowa, ale nie umiem.

/Lance/

Pozwoliłem jej trzymać swoją dłoń.

Byłem zły, ale już nie na nią, tylko na siebie.

Aż tak bardzo skrzywdziłem ją tym "nie winnym" eliksirem?

Nigdy bym nie pomyślał, że przez to może czuć się zagubiona, bo ewidentnie taka właśnie była. Po naszym spotkaniu w więzieniu myślałem, że jest wszystko w porządku, dlatego nie przejmowałem się zbytnio.

Teraz widzę, że albo dusiła to w sobie albo ukrywała tylko przede mnie.

W końcu jednak pękła.

Nie napawało mnie radością, że dotykał ją inny, ale zaczynałem rozumieć powód.

Chciała sprawdzić swoje uczucia.

Mimo seksu z innym myślała o mnie.

Chore, nie?

– Powiedz coś, cokolwiek. – poprosiła wręcz szlochając.

Nie wiele myśląc odwróciłem się w jej stronę i rzuciłem tylko:

– Musisz mieć co ze sobą porównać. – od razu pocałowałem ją.

Ona była poczatkowo zdziowna, ale już po chwili odprężyła się.

Nieśmiało dotknęła mojej klatki piersiowej i się odsunęła.

– Tak nie można. Zresztą nie tu. – pokręciła głową.

– Słuchaj. Nie robiliśmy tego bez eliksiru. Tak będzie sprawiedliwie jak chcesz porównać mnie z kimś. – Mój głos wydawał się zimny.

Chyba podświadomie chciałem ją uświadomić, że to było nieco głupie co zrobiła. Stąd moja szorstkość.

Nadal byłem wewnątrz nieco zły. Nie mogłem się tego pozbyć na pstryknięcie palców.

– To głupie. – pokręciła znów głową.

– Nie pierwszy, nie ostatni taki wybór.– lekko popchnąłem ją do pomieszczenia w którym jeszcze kilkanaście minut spokojnie spała.

Była zdziwiona.

– Chcesz mieć z czym porównać? – rozłożyłem ręce – Szybka decyzja.

Dziewczyna patrzyła na mnie zdziowna z lekko otwartymi ustami.

Sam musiałem zdecydować.

Spowrotem wróciłem do jej ust.

Już nie mówiła nic.

Poszło szybko.

Po wszytskim od razu zacząłem się ubierać, a ona wyglądała na bardzo, ale to bardzo zdziowoną, wręcz zszokowaną.

Wiedziała, że chce iść.

– Na prawdę idziesz? – zaczęła cicho.

– Muszę już wracać. – Nie patrzyłem na nią.

Wiedziałem, że to znów ją zrani, ale byłem przekonany, że pewnie przez to będzie więcej o mnie myśleć.

Na te myśl uniosłem jeden kacik ust.

Byłem dupkiem - fakt.

Chciała poukładać sobie wszystko w głowie. Miała teraz ku temu okazję. Miałem nadzieję, że przez to nabierze pewności, co do uczuć.

Drastyczny pomysł, ale jedyny jaki miałem.

– Teraz możesz upewnić się czy aby na pewno coś do mnie czujesz.– Nawet na nią nie patrzyłem zakładajac buty – Teraz faktycznie możesz mnie porównać z innym.

Tak, musiałem nieco podnieść swoje ego, ale co na to poradzę?

Poczułem delikatny dotyk na plecach.

– Nie zostawiaj mnie, proszę.

– Muszę wracać, bo jakbyś nie pamiętała - jestem więźniem.

– Kiedy się zobaczymy?

– Nie wiem, Ario. – wstałem i w końcu spojrzałem na nią – Dbaj o siebie i słuchaj Ewelein.

A ona jak małe dziecko wyciągnęła do mnie ręce.

Wywróciłem oczami, ale dałem jej się objąć.

– Ty za to uważaj na siebie. – wyszeptała mi do ucha, po czym się odsunęła.

Przytaknąłem i wyszedłem.

Od razu pośpiesznie udałem się w drogę powrotną. Już przed K.G. czekał na mnie "ochroniarz" i to z nim udałem się w drogę powrotną.

– Spóźniłeś się. – mruknął niezadowolony.

Prawda było, że miałem czas do wieczora, a ten zaczął się już dobre kilka godzin temu.

– Miałem ku temu powody. – wzruszyłem ramionami.

Nie uważałem, że mam sie z czego tłumaczyć, a już tym bardziej czego żałować.

Jeśli mnie ukarzą, trudno.

Poświęciłem ten czas Arii.

Więcej już ani on, ani ja nie mówiliśmy.

Dotarliśmy dosyć szybko spowrotem do zamku.

Od razu, jak po każdym wyjściu, musiałem sie z kimś spotkać i powiadomić o swoim powrocie.

Przechodząc długimi i pustymi korytarzami, przez lekko uchylone drzwi usłyszałem coś czego nie powinienem...

– Wyświadczam Ci przysługę, drogi Aratonie. – usłyszałem donośny głos króla i od razu się zatrzymałem.

Tym razem był zły, co mnie nieco zdziwiło. Nigdy jeszcze taki nie był...

– Wiesz doskonale, że byłeś mi to winny. – warknął ojciec Arii.

– Trzymam tu faceta, pod głupim pretekstem. Zrobił źle, ale to było zmartwienie straży, a nie moje. Nie powinien był się w to mieszać.

– Musiałem się go pozbyć, a teraz dowiaduje się że go wypuściłeś. Do mojej córki, od której chciałem go odseparować, Yelven.

Co, kurwa?

To wszytsko zasługa jej ojca?

Czy on maczał w tym palce?

Wiedziałem, że ostatnimi czasy ten facet mnie wręcz znienawidził, ale żeby aż tak.

– Czemu ty się w to mieszasz? To rozsądna dziewczyna, a ja nie namierzam za długo ciągnąć tego cyrku. Wybacz Aratonie, ale ja nie chce w tym uczestniczyć.

– Od kiedy ty się interesujesz życiem swoich dawców życia? – teraz odezwał się Hyden – Nagle ci się instynkt ojcowski włączył?

– Nie musisz być chujem. A Aria to moja córka, to oczywiste, że nie chce by marnowała swoje życie. Ty zdobyłeś ciepłą posadkę tutaj, chce coś podobnego dla niej. Skoro przeżyła to chce o nią zadbać.

Co on pierdoli... miałem ochotę wejść tam i mu przypierdolić, ale się powstrzymałem.

Co powiedziała by Aria gdyby o tym usłyszała?

– Zostaw, i mnie i ją w spokoju. Zniknij z naszych żyć. Dostatecznie je spierdiliłeś.

– Hyden.– mruknął niezadowolony król.

– To, że Ty nie chcesz mnie znać to twoja sprawa, ale o resztę dzieci chce zadbać.

– Zatruwając życie chcesz o nich zadbać? Nie odpowiadaj. Nie chcę o tym rozmawiać. – usłyszałem kroki.

Od razu zacząłem się stamtąd szybko oddalać, po chwili jednak zatrzymałem się i odwróciłem.

Udawałem, że spaceruje powoli w stronę pokoju gdzie prowadzone są rozmowy, co skutkowało wpadnięciem na brata wampirzycy.

– Uważaj na siebie i pilnuj Arii. Chroń ją przed moim ojcem. – powedział zatrzymując mnie.

Zmarszczyłem brwi.

– Co to ma znaczyć?

– Ojciec jest popierdolony, a teraz zbieraj manatki i wracaj do niej. – poklepał mnie po ramieniu.

Nie bardzo wiedziałem, co to ma znaczyć.

– W sensie... – przerwał mi.

– Możesz iść. Jesteś wolny. – spojrzał mi w oczy. – To wszystko była ustawka. Nikt cie nie będzie szukał. Wrócisz tam gdzie być powinieneś.

– O czym ty mówisz?

– Araton jak zwykle próbuje namieszać. Trzeba go zabić. – ostatnie zdanie cicho wysyczał przez zaciśnięte zęby – Ale Aria jest na to za głupia. Raz już spieprzyła sprawę. – mówił cicho.

Uniosłem brew do góry. Teraz już nie wiedziałem o czym mówi. Aria próbowała zabić Aratona?

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Aria wypiła świadomie truciznę, która była dla naszego ojca. Stąd śmierć dziecka. Ona go nie poroniła, ona je zabiła. Trucizna szczęśliwie zabiła najpierw dziecko, ratując ją. Nie ma możliwości by to był przypadek.– warknął.

Nie wierzyłem w to co słyszę.

Ona na prawdę świadomie się zatruła?

Teraz wiedziałem skąd się to wszystko wzięło. Ta trucizna...

– Ona o tym wiedziała?

– O truciźnie? Oczywiście, że tak. O dziecku? Wątpię. To nie zmienia faktu, że ten facet powinien zacząć cierpieć i, kurwa, umrzeć. Wszytskim będzie na rękę jego śmierć.

– Może liczysz, że Ci pomogę? – skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.

– Nie śmiałem o tym prosić. Tym bardziej... bratobójcy.– Zauważyłem cień uśmiechu na jego twarzy, co mnie zezłościło.

Jak on śmiał wyciągnąć moja przeszłość?

– Może i nim jestem, a Aratona nie lubię, ale jeśli Aria go nie zabiła, to ja też jej tego nie zrobię.

– Ile razy on wyrządził wam krzywdę? – zaczął.

Od razu w głowie pojawiły się wszelkie wspomnienia, w których mężczyzna mieszał głównie w życiu swojej córki, nie raz ją krzywdząc.

– To nie ma znaczenia.– odgoniłem źle wspomnienia.

– On chciał ją zabić i może spróbować zrobić to znowu. A teraz chciał was rozdzielić.

– Nie chce się mieszać w wasze rodzinne gówno.

– Posłuchaj. Chciał zabić i ciebie. Pamiętasz bransolety, które zostały ci założone w KG? To była jego robota. To wszystko było zaplanowane.

– Skad ty, kurwa, tyle wiesz? Jesteś jak swój ojciec. – oburzyłem się.

– Może i tak. Stąd wiem, że jest śmieciem. Chce żeby wszystkim dał spokój. Będzie chciał się zaraz spotkać z Arią. Nie wiadomo czym jej tym razem namiesza w głowie.

– Dasz nam spokój, jeśli ci pomogę? Nie obchodzi mnie jego życie. – przyznałem w końcu.

– Ale Arii już tak? – uśmiech na jego ustach się poszerzył.

– Ale ci tylko pomogę. –  podkresliłem ostatnie słowo – Nie zrobię wszystkiego sam.

– Za długo czekałem by się z tego wycofać.

– Ale po tym już więcej cie nie zobaczę?

– Tego ci obiecać nie mogę. Muszę sprawdzić czego on nauczył swoją córkę.

– Chcesz ją uczuć? – zdziwiłem się.

– Chyba ma prawo zauczyć się naszych rodzinnych praktyk. – wzruszył ramionami.

– Tylko, jeśli będzie chciała. – mruknąłem.

– Nie zamierzam jak ojciec narzucać jej nic i manipulować. Nie lubię z tego korzystać. – zaśmiał się.

Wydawało mi się, że humor mu się poprawił.

- Właśnie mnie zmanipulowałeś.- zauważyłem.

- Zrobiłem to w dobrym celu. Chodź.- wskazał kierunek przed nim.

Od razu obaj tam ruszyliśmy.

Dotarliśmy do obszernego laboratorium.

– To tu stworzyłeś to świństwo, którym zatruła się twoja siostra?- skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej rozglądając się.

– To nie jest ważne. Trzymaj. – rzucił mi sztylet który od razu złapałem.

– Ważne.

– Ktoś mi nieco pomógł zmodyfikować formułę.

– Czy wszyscy u was w rodzinie są uzdolnionymi alchemikami? – schowałem sztylet za pasek spodni.

– Ale ty dużo gadasz. – mruknął.

A ja się tylko zaśmiałem i wzruszyłem ramionami.

Alchemik pogrzebał coś jeszcze w swoich śmiesznych małych buteleczkach na półce i podał mi jedną.

– Ja tego nie zrobię, mam tylko pomóc.

Podkreśliłem to ponownie bo miałem wrażenie, że dacet o tym zapomniał.

– Tak, tak. Chodź.

I znów gdzieś szliśmy. Wróciliśmy pod drzwi z których wyszedł.

Miałem ochotę prychnął, bo czy na prawdę obaj szliśmy po jeden sztylet i jakąś potkę?

– Skoro tak bardzo boisz się go zabić... – mruknął mój towarzysz gdy byliśmy na miejscu.

–  Nie boję się. Po prostu nie chce by jak Aria się dowie, miała mi to za złe. –  fuknalem –: facet już dawno powienen gryźć ziemię.

– Czyli w tym się zgadzamy. Polej sztylet tym - podał mi najprawdopodobniej kolejna truciznę – Ja go zagadam, a ty wbijesz mu go w pierś. – oznajmił.

– Czy dotarło do ciebto co powiedziałem przed chwilą?

– Przestań się mazgaić. Ona się nie dowie.

– Czemu sam tego nie zrobisz? – zmarszczyłem brwi.

– Jesteś silniejszy. W razie co dasz mu radę.

– Nie ma opcji. Trzymaj. – podałem mu "rekwizyty".

– Odważny. – prychnął.

– Zagadasz go. Ja go poddusze, a ty wbijesz mu sztylet. – oznajmiłem.

Na prawdę nie chciałem by to do mnie należał śmiertelny cios.

Głupota było, że się na to zgodziłem, ale faktem było, że i tak za dużo namieszał w naszym życiu i chciał robić to dalej.

Chciałem spokojnego życia dla wampirzycy.

Brunet przytaknął.

Ukryłem się za jedną z kolumn, a Hyden wrócił do pomieszczenia.

Po chwili wyszedł wraz ze swoim ojcem.

– O czym chciałeś rozmawiać?– Araton wydawał się zbity z tropu.

Hyden westchnął, a ja po cichu podszedłem od tyłu do jego ojca. Jednym szybkim i bardziej mocnym ruchem złapałem faceta za szyję i go poddusiłem.

Od razu chwycił moją rękę, próbując się uwolnić.

Spojrzałem wymownie na młodszego skrzydlatego, a on wyciągnął sztylet, zakręcił nim w dłoni i podszedł powoli do ojca.

Od razu w mojej głowie pojawiła sis czerwona lampka.

Co on robi?

Powinien był już wszytsko zakończyć, a się bawi.

– Co zrobisz teraz ojcze?– zaśmiał się cicho patrzac mu w oczy.

W jego tęczówkach pojawiło się coś co przyprawiło mnie o ciarki.

Araton zdecydowanie zaczynał tracić siły. Jego próby uwolnienia się słabły z sekundy na sekundę.

– Tak to jest umierać. Przyjemnie co? I tak nogdy nie poczujesz bólu, który sprawiłeś swoim dzieciom.– W tym momencie wbił sztylet prosto w serce bruneta.

– Pożałujecie tego.– wyszeptał resztka sił po czym jego ciało stało się wiotkie.

Puściłem jego szyję.

– Reraz musimy pozbyć sie ciała.

– Zrobiliśmy to jak amatorzy.– fuknąłem – Na środku korytarza.

– Liczy się rezultat. Teraz, Chodź. Pokaże ci miejsce gdzie się go pozbędziemy.– Minął mnie i ruszył przed siebie.

– A krew?– zapytałem.

– A jakąś widzisz? Po to był ten eliksir. Chodź. Nie zadawaj pytań.

Continue Reading

You'll Also Like

18.5K 1.4K 35
'Zapadła cisza, która nie była niczym przerywana. Rikiu nie czuła już bólu, smutku, złości czy nienawiści. Nie czuła nic. Po prostu trwała w nicości...
22.5K 3.8K 23
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
7.9K 511 16
Czy kłamstwo to dobre wyjście jeśli chcemy kogoś chronić...? 🌸🌱Miłość i prawda przecież zawsze znajdą własną drogę. . . Nie do końca młoda obywate...
54.9K 2.1K 42
Jak w tytule, będę pisać tu scenariusze z Kuroko no basket. Postacie: Kuroko Tetsuya Kagami Taiga Akashi Seijūrō Kise Ryōta Midorima Shintaro Aomin...