Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 84

74 6 0
By 324Pikachu

Już na następny dzień wytkłóciłam się żeby wyjść z przychodni i wrócić do swoich obowiązków.

Ewelien chciała mnie tam zatrzymać siłą, ale zaczęłam im grozić i mnie puściły wiedząc, że kłótnia nie ma sensu.

Miałam sporo czasu na przemyślenie sytuacji dlatego postanowiłam napisać jakąś krótka historyjkę do Hydena, o tym, że chyba przez przypadek, przy toaście z ojcem, stuknięciu się kieliszkami, odrobina trucizny dostała się do mojego kieliszka i zatrułam się jego wywarem.

O dziwo.

Jeszcze tego samego dnia pojawił się w KG.

- Cholera, nie mogłaś być ostrożniejsza?! - wysyczał zbliżając się się do mnie.

To były pierwsze słowa które do mnie powiedział, uważnie mi się przyglądając.

- To musiało wyjść przypadkiem... Wczoraj wykryli u mnie truciznę i...

- Od razu skojarzyło Ci się że mną? A co jeśli to nie to? - fuknął, wskazując na siebie.

Był zły.

Wręcz kipił ze złości.

- To trucizna z pasożytami.- westchnęłam, wyjasniając.

- Co? Kurwa.- warknął i złapał się za biodra, patrząc w bok.

- Coś się stało?

- To o tym mówiła Zana... - mruknął sobie pod nosem.

- Zana? - od razu skojarzyłam imię - Elfia wiedźma?

- Znasz ją?- spojrzał na mnie.

- Tak. Kiedyś wprowadziła mi pasożyty wysysające krew...- przerwał mi.

O ironio...

- To co masz teraz jest gorsze. - wyciągnął z kieszeni fiolkę - Dziwne, że cie jeszcze nie zabiło. Dosyć szybko zabijają organizmy żywe... Szególnie takie jak ty.

- Może dlatego, że byłam w ciąży? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

Nie miałam problemu z utratą ciąży. Nie była mi teraz potrzebna i żyłam dalej.

Nie zamierzałam się użalać nad tym przez następne tygodnie jak robią to niektórzy.

Miałam tylko do siebie samej żal, że się jej nieświadomie pozbyłam. Nikt, a szczególnie mała niczemu nieświadoma istotka, nie powinna umrzeć przez czyjś błąd...

Oczywiście, obwiniałam się za jej śmierć.

Sama z siebie pewnie nie pozwoliłabym jej umrzeć nawet mimo, że była niechciana.

Ale fakt - jej brak był mi na rękę.

- To masz chyba więcej szczęścia niż rozumu.- prychnął - Płód uratował ci życie.- rozbawiony pokręcił głową.

- Wiesz, że to słabe? - Szczerze mnie to oburzyło.

Chciał chronić życie dzieci przed naszym ojcem, ale gdy to za mnie "dziecko" zapłaciło życiem to już jest w porządku?

Pierdolona hipokryzja.

Najchętniej zaczęłabym mu wykrzykiwać to w twarz, ale się powstrzymałam.

- I tak większość ciąż w początkowej fazie kończy się poronieniem. Nie przejmuj się tym. - W tym momencie z jego dłoni, w stronę fiolki, zaczęły lecieć jasne stróżki mocy.

Nie wyglądała jak moc Daemona.

Były jasne, nie było w nich ani grama czerni.

Byłam nią zafascynowana.

Była taka piękna...

Hipnotyzująca...

- Nie ważne.- rzuciłam chcąc zakończyć temat prowadzący donikąd - Nie mów o tym tylko Lance'owi. - poprosiłam patrzac na jasną moc, nie chciałam go zranić - Było - nie ma. Nie ważne. Tylko mu nie mów o dziecku.

Brunet zauważył moje zainteresowanie jego mocą, ignorując moja prośbę.

- A no tak. Ty jesteś daemonem po ojcu. - zaśmiał się i podał mi fiolkę. - Wypij to, to powinno Ci pomóc.

- Jesteś Aengelem? - uniosłam brew zdziowna.

- Byłem dzieckiem gdy doszło do Niebieskiego poświęcenia. Nie miałem wyboru, dlatego potępienie mnie ominęło. Ty jako, że ojciec stał się Daemonem przed twoimi narodzinami, sprawiło, że też nim jesteś. - wzruszył ramionami.

- Masz białe skrzydła? - czułam się jak idiotka pytając o takie oczywistości.

Chłopak zaśmiał się i przytaknął.

- Nie mam też rogów.- poklepał mnie po głowie - Nie wiem czy ty możesz zostać kiedyś Aengelem, tak jak oni. - mruknął wskazując skinieniem głowy na pomniki - Wypij to. Za dwa dni wrócę żeby sprawdzić czy wszystko jest dobrze.

Po tym odwrócił się i odszedł, a ja odkorkowałam fiolkę i wypiłam ją na raz.

Po kilku minutach zakręciło mi się mocno w głowie i upadłam, chwile później tracąc przytomność.

Czy to był mój koniec?

Czy to aby na pewno było lekarstwo?

Obudziłam sie po kilku godzinach w przychodni. Czułam się już nieco lepiej, dlatego znów naciskałam na wyjście.

Tym razem kobiety były jeszcze bardziej zaniepokojone moim stanem zdrowia, dlatego zmuszono mnie do zostania chociaż na noc.

Nie będąc zadowoloną z tego pomysłu, musiałam się na to zgodzić, żeby się ode mnie odczepiły.

Zbadali mnie i okazało się, że mój stan się poprawił, co już nieco uspokoiło wszystkich, ale nadal szukano przyczyny tego jak zostałam otruta.

Mimo to usilnie poprosiłam ich o wyjście z przychodni. Huang Hua zgodziła się tylko na nadzorowanie treningu Eriki - na nic więcej.

Przystałam na to żeby nie siedzieć bezczynnie.

Szybko pokonałam dystans z przychodni do ogrodu muzyki, gdzie niedawno zaczął się trening ziemianki z Camerii.

- Nie przeszkadzajcie sobie, ja mam tylko się przyglądać postępom Eriki.- powiedziałam od razu, na co hamadriada przytaknęła i wznowiła ich sparing.

Muszę przyznać, że Erika była moim wrzodem na dupie. Straż miała z niej nikłe korzyści. Nie umiała ani dobrze trzymać miecza, ani nawet panować w dostetecznym stopniu nad magią.

Ale była przecież wybranką wyroczni, przyjaciółką szefowej...

Wywróciłam oczami myślaląc o dziewczynie.

Na prawdę jej nie lubiłam.

Kilka razy wtrąciłam się do ich treningu... Wytykajac ziemiance jej błędy.

W końcu Cameria się zdenerwowała...

- Ario, ja na prawdę sobie poradzę. Ty powinnaś była odpoczywać, nadal nie wyglądasz za dobrze.- spojrzała uważnie w moje oczy.

- Czuje się na tyle dobrze by ją nadzorować.- wskazałam na Erikę.

- Podzielam zdanie Camerii. Nie powinno cie tu być.- usłyszałam za sobą męski głos.

Bardzo znajomy męski głos.

Moje serce aż na moment zamarło, a oczy się rozszerzyły.

Nie miałam odwagi się do niego odwrócić.

- Możesz na mnie spojrzeć?- poprosił, a ja poczułam łzy w oczach.

Cholerny Hyden.

Odwróciłam się do niego. Stał i na mnie patrzył krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Wyglądał na rozczarowanego.

- Zabieram ją.- poinformował hamadriade, łapiąc mnie w talii.

- Zostaw mnie.- poprosiłam zatrzymując się gdy odeszliśmy kawalek dalej.

Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.

- Musimy porozmawiać.- złapał się za biodra i westchnął.

- Ja... Chyba nie potrafię.- pokręciłam głową po czym ukryłam twarz w dłoniach, czując nową fale łez.

- Ario...- poczułam jak delikatnie łapie mnie za ramiona.

- Nie umiem spojrzeć Ci w twarz. Coś mi nie pozwala tego zrobić.- wyszeptałam.

- To było moje dziecko, prawda?- zapytał spokojnie.

- A jak sądzisz? Oczywiście, że było twoje, Lance. Hyden ci powiedział?- patrzyłam na swoje dłonie.

- Uznał, że to będzie fair.- przejechał swoimi dłońmi z moich ramion do łokci i lekko je złapał - Czemu nie chciałaś mi powiedzieć, że spodziewasz się dziecka?

- Nie wiedziałam. Nie wiedziałam dopóki go już nie było... To stało się tak nagle... Trucizna, ciąża...- mocniej pokręciłam głową, aż w końcu oparłam ją na jego klatce piersiowej.

- Apropo... Hyden kazał ci coś przekazać.- wyjął z kieszeni fiolkę i włożył mi ją w dłoń zaciskając palce.

- To wszystko nie miało być tak. To wszystko nie tak. Teraz to ja wychodzę na te złą, a ja na prawdę nie wiedziałam o dziecku. Nigdy bym go nie zabiła. Nigdy. Przecież wiesz o tym.

- Wiem.- przyciągnął mnie bliżej siebie - Jestem rozczarowany, że sama mi tego nie powiedziałaś i nawet nie zamierzałaś...

- Przepraszam... Ja... Stchórzyłam. Nawet nie sądziłam, że się popłacze. Myślałam, że mnie to nie rusza dopóki ciebie nie zobaczyłam.

- Beze mnie jesteś zamknięta w sobie suką, co?- cicho się zaśmiał, chcąc nieco rozładować atmosferę.

- Chyba?- uśmiechnęłam sie delikatnie.

Udało się mu.

Czułam jak całe napięcie ze mną schodzi.

Jego obecność pozytywnie na mnie działała mimo, że go nie kochałam bez eliksiru.

- Nie chciałam by to tak wyglądało.

- Wiem. Już tego nie zmienimy...

- Jak to możliwe, ze tu jesteś? I po co jesteś?- zapytałam w końcu zmieniając temat i się od niego odsuwając.

Nadal nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz, dlatego patrzyłam na fiolkę w mojej dłoni.

- A jak sądzisz? Jak tylko Hyden powiedział mi jak wygląda sytuacja, byłem gotowy uciec. Na szczęście uspokoił mnie i załatwił "przepustkę". Król nie był podobno bardzo zadowolony z tego pomysłu, ale...

- Ile masz czasu?

- Do wieczora.- podszedł do mnie i niespodziewanie położył rękę na mojej zbroi w miejscu brzucha.

Byłam zdziwiona, ale nie odsunęłam się.

- Wypij to.- zabrał po chwili swoją rękę i wskazał na szkło w mojej dłoni.

- Jest mi głupio...

- Wiem, a teraz proszę - wypij to.

Westchnęłam i przytaknęłam.

Odkorkowałam i wypiłam na raz eliksir czy co to właściwie było. Po tym od razu Lance złapał moja twarz w swoje dłonie i spojrzał mi w oczy jakby czegoś w nich szukając.

To był pierwszy raz odkąd się pojawił i spojrzałam mu w oczy.

Chciałam opuścić wzrok, ale...

- Nie zamykaj oczu. Patrz się najlepiej w moje tęczówki.

Westchnęłam i zrobiłam tak jak prosił

Z wielkim trudem spojrzałam w jego błękitne tęczówki.

Po chwili puścił mnie.

- Wszystko jest okej. Musiałem sprawdzić czy nie masz już pasażerów nasz gapę.

- Mówisz o pasożytach?

- Tak, ale prosiłbym, żeby Ewelein cie jeszcze raz zbadała. Możesz mi obiecać, że ją o to poprosisz?

- Tak.

- Na pewno? - uniósł brew do góry.

- Tak, na pewno. Dziękuję, że się dla mnie aż tu pofatygowałeś... Jestem... Pod wrażeniem.

- Nie mógłbym inaczej.- W tym momencie położyłam głowę na jego klatce piersiowej i objęłam go w pasie rękoma.

- Doceniam to.- przymknęłam oczy, a on zaczął głaskać mnie po głowie.

Zaczęłam czuć jak odpływam, jak za pierwszym eliksirem.

Zdałałam unieść głowę do góry i powiedzieć:

- Obiecaj, że będziesz tu jak się obudzę.- czułam jak mój uścisk na jego ciele maleje.

- Obiecuje.- powiedział patrzac na mnie.

Obiecał.

Po tym odpłynęłam na dobre.

Fakt - byłam przekonana, że ten facet jest gotowy zrobić dla mnie dosłownie wszystko, co nie raz udowodnił.

Nie chciałam go wykorzystywać, ani tego nadużywać, ale chciałam też... żeby ktoś się mną szczerze interesował.

Żebym czuła się ważna.

Lance mi to dawał.

Poczucie bezpieczeństwa, bo przy nim nie musiałam się niczego bać.

Źle czułam się z tym, że sama z siebie nie czułam do niego tego, co dawał mi eliksir.

A może czułam to, ale inaczej?

Chciałam by był teraz przy mnie. Nikt inny tylko on.

Kolejny fakt - z Khillisem było fajnie, ciekawie, było to coś nowego, zupełnie innego, ale to smok dawał mi to czego potrzebowałam.

Nie potrzebowałam kogoś kogo mogę pieprzyć po czym możemy się rozejść, każde w swoją stronę. Potrzebowałam kogoś, kto gdy rano się obudzę będzie obok.

Kogoś, kto...

Lance był po prostu inny. Wobec mnie potrafił być nadwyraz delikatny, mimo, że jego wygląd nigdy by na to nie wskazywał.

Prawdą było to, że miał dwie twarze - dla mnie i dla świata.

Było to różne oblicza.

Jedna z nich to był zimny, zdystansowany mężczyzna, od którego wręcz biła potęga, siła i moc, a druga - maskotka z którą można zrobić niemal wszystko, będąca też bardzo czułym facetem.

Tak, wiem to zaprzeczenia, ale on na prawde taki był.

Chociaż przy mnie to potrafił być też momentami za bardzo opiekuńczy, jakby chvial mnie ochronić przed całym złem tego świata...

Czemu ja o nim myślę, i to w ten sposób?

/Lance/

Aria spała spokojnie przez kilka godzin. Czuwałem przy niej, jak prosiła.

Wszytsko było by w porządku gdyby nie wizyta niespodziewanego gościa.

Nagle w pomieszczeniu pojawił się facet. Dopiero po chwili rozpoznałem w nim trytona - Khillisa.

Zmarszczyłem brwi widząc go.

Co on tu robił?

- Co ty tu robisz?- na jego twarzy pojawił się grymas.

- Chyba powinienem zapytać cie o to samo.

W tym momencie brunetka nieco zaczęła się kręcić.

Słyszała nas?

Podniosłem się i podszedłem do faceta.

- Porozmawiajmy na zewnątrz.- wskazałem na drzwi i obaj wyszliśmy.

Stanęliśmy przed drzwiami i wpatrywaliśmy się w siebie. Mierzyliśmy się uważnymi wzrokami, aż w końcu niższy z nas nie przerwał ciszy.

- Co tu robisz?- zapytał krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Przyleciałem do niej.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- Nisepotrzebnie. Ona cie nie potrzebuje. Zmarnowałeś tylko czas. Swój i jej.

Uniosłem brew do góry zdziwiony.

Że co kurwa?

O co mu chodziło?

Facet z drzewa spadł?

- O czym ty do mnie mówisz?- złapałem się za biodra - Nie mam zamiaru jej zostawić.

Facet ewidentnie chciał się mnie pozbyć, ale po co?

- Aria, poradzi sobie bez ciebie. My sobie poradzimy.

My?

Że on był z nią?

Pokręciłem głową.

Aria aż tak nisko upadłaś?

Brać się za babiarza?

- Nie chce żebyś się przy niej kręcił.

- Może dasz jej wybór, a nie próbujesz się mnie, kurwa, jawnie stad pozbyc?- popatrzyłem na noego z góry. Bywam os noego wyższy o jakieś dziesięć centymetrów.

- Wyjdziesz sam czy mam sposcić Ci łomot?

Zaśmiałem się.

Szczerze sie zaśmiałem.

Ten facet nie miał że man szans.

Najmniejszych, a właśnie mnie prowokował.

- Mogę cię przestawić jedną ręką, później wyjaśnisz sobie wszystko z nią. Na razie nie ma takiej opcji, więc spadaj.- machnąłem dłonią.

- Ona cie nie kocha.- prychnął, a ja mimowolnie zacisnąłem pięści.

Oczyowscie, że to ruszało mnie w jakiś sposób, ale nie mogłem dać się sprowokować.

- Lance? Khillis?- usłyszałem cichy głos Arii.

Dziewczyna jakby coś przeczuwając stanęła między nami.

- Nie powinnaś wstawać.

- Dotarłam na starcie samców, więc myślę, że powinnam.- założyła włosy za uszy i spojrzała na trytona - Idź już. Porozmawiamy potem. Proszę.- dotknęła delikatnie jego klatki piersiowej, a ja poczułem się zazdrosny.

Chłopak coś prychnął po czym odszedł.

- On zaczął.- powiedziałem od razu, gdy tylko sie do mnie odwróciła.

Chwyciłem ją też asekuracyjnie za biodra, żeby się nie wywróciła, na szczęście nie miała noc przeciwko temu.

- A ty nie dałeś się sprowokować?- uśmiechnęłam sie delikatnie.

Skinąłem głową.

Widząc moją nie tęga minę westchnęła i uśmiech szedł jej z twarzy.

- Khillis nic dla mnie nie znaczy.- wydusiła z siebie, patrząc na mnie.

Continue Reading

You'll Also Like

19.8K 1.6K 18
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
29.2K 1.1K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
5.5K 610 31
31 dni zapewne również jest nam wszystkim dobrze znane, ale... Czy wiedzieliście o wersji awae? Skoro nie to zapraszam do czytania.
5.6K 415 41
Ja tylko tłumaczę!!!!! Autor: HONG Hee Su Jestem za leniwa aby dodać opis, jeśli to czytasz to znaczy, że wiesz o czym to jest, a jeśli nie wiesz, t...