Pomysł na ten dodatek zrodził mi się po dwudziestej trzeciej godzinie w wigilię. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle go wrzucę, ale mimo wszystko chciałabym wam życzyć wesołych świąt! Mam nadzieję, że dodatek do książki umili wam te dni, a na waszej twarzy pojawi się uśmiech.
Uwaga: Akcja rozgrywa się przed wydarzeniami z książki!
Choinka, prezenty, pierniczki, herbata, kot... i troszkę kłopotów.
– Mamo! Charlie znowu wysypał mąkę! – krzyknęła dziewczyna, celując drewnianą łyżką w stronę młodszego brata. Oboje byli cali brudni od mąki, ale na ich twarzach, wciąż błąkały się małe uśmieszki.
– A Ruby wsypała do pierniczków soli, zamiast cukru! – zaśmiał się, rzucając kawałek brązowego ciasta na blat.
– Zamknij się idioto, wygrzebałam to łyżką! – wytknęła mu język.
– Wciąż są słone – odparł, przyglądając się jej poczynaniom. Blondynka wsadziła blachę do piekarnika, po czym zamknęła jego drzwiczki.
– A niby skąd to wiesz, co? – powiedziała, otrzepując koszulkę z mąki.
– Bo próbowałem – wzruszył ramionami.
– Żarłeś surowe ciasto? – podniosła brwi.
– Nie, po węchu się zorientowałem, wiesz? – sarknął.
– Boże, co wy tutaj narobiliście – odezwał się nagle mężczyzna. Ruby i Charlie odwrócili się w stronę swojego ojca.
– A Ci, co się stało? – zaśmiała się nastolatka.
Mężczyzna miał wszędzie przyklejone kawałki taśmy, a na spodniach miał nawet przyczepioną kokardkę.
– Pakowałem prezenty – wzruszył ramionami. – Mam nadzieję, że posprzątacie to, zanim wróci mama – dodał.
– A gdzie ona jest? – zapytał się chłopak, wkładając brudne naczynia do zmywarki.
– Pojechała po coś do Ciotki – ponownie wzruszył ramionami.
– Mhm – mruknął Charlie. – Ja sprzątam blat, a ty resztę – zwrócił się do Ruby.
– Niech Ci będzie – wymamrotała, biorąc do ręki szczotkę do zamiatania.
Po kilkunastu minutach kuchnia ponownie zaczęła lśnić jak przedtem. Ruby zmęczona opadła w końcu na kanapę, zerkając na choinkę. Była ciekawa, co rodzice w tym roku jej kupili. Zajrzała pod nią, spoglądając na każde pudełko. Jednak prezenty były, tak zapakowane, że ciężko było jej się domyślić, co jest w środku. Przejrzała wszystkie opakowania, marszcząc brwi.
– Tato! – krzyknęła. Jej ojciec wychylił się z kuchni, zerkając na nią. – Nie kupiłeś dla mamy prezentu? – zapytała.
– Na pewno kupiłem… – podszedł do drzewka. Zaczął przeglądać prezenty, a kiedy odsunął od siebie ostatni pakunek, który był podpisany "Dla Charliego", gwałtownie wstał. – Kupiłem prezent nawet dla psa, a o własnej żonie zapomniałem!? – złapał się za głowę.
– Boże… – wymamrotała Ruby. – O której wróci mama? – zapytała.
– Jakoś przed dziewiętnastą, bo o dziewiętnastej mamy zamiar zasiąść do stołu – przygryzł wargę.
– Masz tylko pół godziny. Jedź jej kupić perfumy, czy coś… – wymamrotała, ale po chwili przypomniała sobie, że sklepy w wigilię są już o tej porze zamknięte. Pozostawał tylko monopolowy przy boisku. – Możesz jechać tylko do tego sklepu, przy boisku… – dodała.
– No nie! – krzyknął, biegnąc w stronę przedpokoju. Zdeterminowany włożył na stopy buty i wybiegł z domu, zapominając nawet o ubraniu czapki czy kurtki.
– Jak z dzieckiem… – wymamrotała blondynka, po czym westchnęła, prostując się. Zacisnęła zęby, kiedy poczuła nagły ból głowy. Zemdliło ją, więc oparła się o sofę, głęboko oddychając, a kiedy poczuła ciepłą ciecz lecącą z jej nosa, przymknęła na chwilę oczy. Piwnooka prędko udała się do łazienki. Ruby stanęła przy umywalce, pochylając głowę w dół, zaciskając przy tym skrzydełka nosa, a kiedy ciecz przestała w końcu lecieć przemyła twarz zimną wodą.
– Będzie dobrze – powiedziała do swojego odbicia w lustrze. W jej oczach pojawiły się łzy, lecz szybko je odgoniła, kręcąc głową.
Kiedy Ruby wyszła z pomieszczenia, w przedpokoju zastała Charliego z kotem na rękach. Czarnym kotem na rękach, który wcale nie powinien znaleźć się w ich domu.
Skąd on wytrzasnął tego kota?!
– Charlie… – zaczęła dziewczyna, marszcząc brwi.
– To nie moja wina! – odezwał się od razu. – Byłem na chwilę na dworze poszukać jemioły, a zamiast jej, to znalazłem jego… Zobacz, jak na mnie patrzy! Nie mogłem go nie wziąć – westchnął. Pogłaskał kota za uchem, a ten zamruczał. Co prawda kotek był bardzo uroczy, ale oboje wiedzieli, że nie mógł on zostać w ich domu.
– Wiesz, że Fado nie za bardzo dogaduje się z kotami – odparła.
– Wiem, dlatego poszukam dla niego domu. Dzisiaj jednak pozostanie u nas. Poza tym, jak na razie Fado spokojnie śpi, więc nic się nie stanie – odpowiedział, lekko się uśmiechając.
Piwnooka złapała się za głowę. I jak oni wytłumaczą to rodzicom?
– A jemioły jak nie było, tak nie ma – wymamrotała, spoglądając na chłopaka, który położył kota na ziemię. Zwierzak zaciekawiony zaczął wąchać wszystko wokół.
– Tylko go pilnuj – nakazała. Zmęczona już dzisiejszym dniem ponownie usiadła na sofie, włączając telewizor. – Daj mu coś do picia i jedzenia! – krzyknęła.
Po kilku minutach do domu wpadł mężczyzna. Zdyszany odłożył dwie wielkie reklamówki na ziemię.
– Co tam masz? – zapytała się dziewczyna. Była bardzo ciekawa, co ojciec kupił kobiecie.
– Dosłownie nic nie było! Ani perfum, kosmetyków czy nawet kubka… Więc wykupiłem wszystkie herbaty, jakie mieli. Pięćdziesiąt pudełek herbat… – odparł zdyszany. Wziął reklamówki do ręki i położył je koło choinki. Wysypał z nich na ziemię zawartość, a następnie odwinął papier do pakowania, który leżał nieopodal, próbując to wszystko spakować.
– Z kim ja żyję… – mamrotała Ruby, patrząc na poczynania swojego ojca. Wiedziała, że jej matka kocha herbaty, ale chyba nie, aż tak!
Mężczyźnie udało się zapakować wszystkie herbaty. Wielki prezent składający się z samych herbat umieścił pod choinką i zadowolony wstał, otrzepując kolana.
– Jestem genialny! – odezwał się sam do siebie.
– Widział ktoś kota?! – zapytał Charlie, biegając po pomieszczeniu.
– Jakiego kota? – ich ojciec zmarszczył brwi.
– Miałeś go pilnować! – odparła blondynka.
– Tylko na chwilę poszedłem do toalety!
Nagle cała trójka stanęła w miejscu, słysząc podjeżdżające pod dom auto.
– Elizabeth przyjechała! – odezwał się William.
Ruby pokręciła zrezygnowana głową.
– Lucky! – wołał Charlie.
– Boże! Nadałeś mu już imię? – krzyknęła Ruby.
– Przymknij się i pomóż mi go szukać! – młodszy zaglądał pod stół oraz szafki w poszukiwaniu zaginionego kota.
– O jakim kocie mowa? – mężczyzna założył ręce za piersi.
Drzwi w przedpokoju nagle się otworzyły, a William, Charlie i Ruby stanęli w miejscu, spoglądając na kobietę.
– No co? – zapytała.
Nikt nie zdążył odpowiedzieć na pytanie blondynki, ponieważ Fado nagle zerwał się na cztery łapy i pognał w stronę choinki. Przerażony Charlie próbował go złapać, ale nie udało mu się. Już po chwili choinka leżała na ziemi. Prezenty się pogniotły, kilka bombek się zbiło, lampki odłączyły się z prądu, a z choinki niespodziewanie wyskoczył… kot.
– Tu jesteś! – zawołał Charlie. Wziął kota na ręce z dala od psa, który zaczął na niego szczekać. Papier do pakowania, w które były zapakowane herbaty się rozerwał, dlatego też kilka pudełek wystawało spod choinki.
– Williamie, czy ty… – kobieta poczerwieniała ze złości, spoglądając na pudełka od herbaty.
Zanim jednak blondynka skończyła mówić, w domu zabrzmiał donośny alarm przeciwpożarowy i zapach spalenizny.
– Pierniczki! Zapomniałam ustawić stoper! – krzyknęła nagle Ruby, gnając do kuchni. Prędko wyciągnęła blachę z piekarnika, z którego ulatniał się czarny dym, a kiedy wyłożyła ją na blat, cicho parsknęła śmiechem. To nie były pierniczki, a istny węgiel. Wszyscy momentalnie zatkali nosy. W całym domu śmierdziało spalenizną, a alarm przeciwpożarowy wciąż dudnił im w uszach. Kiedy czujnik skończył wydawać irytujący dźwięk, Charlie, Ruby i William głupio się uśmiechnęli.
– Wesołych świąt! – krzyknęli chórem, starając się udobruchać kobietę, która poczerwieniała ze złości prawdopodobnie do granic swych możliwości.
– Ja wam zaraz dam wesołych świąt! – fuknęła, rzucając torebkę na szafkę.
I może nie były to idealne święta, ale liczyło się to, że spędzili je wspólnie, popijając herbatę i śmiejąc się z kota, który właził cały czas na choinkę. A pierniczki… cóż, następnym razem może się udadzą.
Bo w święta liczy się wspólnie spędzony czas i miła atmosfera...