Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 82

72 5 0
By 324Pikachu

Wyjaśniłam Hunag Hua, że to co miałam jej już powiedzieć o wczoraj to powiedziałam, więc spotkanie trwało bardzo krótko.

Powiedziała mi tylko, żebym pomogła w czymś Jamonowi w kuźni, po czym będę wolna.

Wyszłam z pomieszczenia. Czekał tam, ku mojemu zdziwieniu, Khillis.

– Chyba mam coś co należy do ciebie.– uniósł moją blyskotkę na wysokość oczu.

– Prosiłabym o zwrot mojej własności.– wyciągnęłam dłoń w jego stronę.

– Nagle taka grzeczna?– prychnął mi w twarz.

Widziałam dziwny błysk w jego oku.

– Chyba nie myślisz, że pozwolę tobie chodzić sobie po głowie, co? Oddaj mi mój naszyjnik i każde z nas pójdzie w swoją stronę. Mam jeszcze coś do zrobienia.– nadal miałam wyciagnieta dłoń.

– Dziś, wieczór, ogród muzyki. Wtedy oddam ci te błyskotke.– schował ją tak po prostu do kieszeni.

– Wiesz, że to brzmi jak szantaż?

– Myślałem, że to dla ciebie ważne.

– To tylko rzecz. Nie przesadzajmy.– machnęłam ręką.

Prawda była taka, że był to naszyjnik od ojca, który zaprowadził by mnie do niego jakbym nie mogła go znaleźć.

Nie miała dla mnie za wielkiej sentymentalnej własności, wręcz był mi obojętny.

– A może to?– pokazał mi sztylet.

– Skad ty...– od razu sprawdziłam miejsce gdzie powinien być.

Nie było broni.

– Powiedzmy, że mam lepkie raczki. Fanty dostaniesz jak przyjdziesz,  inaczej utoną w odmentach pobliskoego morza.

– To już na prawdę szantaż, Khillis.

– Khill, wystarczy. Do zobaczenie później, Ario.– powiedział to i odszedł kręcąc na palcu mój sztylet.

Czego on ode mnie chciał?

To nie wydawało się normalne.

Fuknęłam sobie pod nosem, mrucząc potem przekleństwa na złodzieja i udałam się do kuźni.

Jamon wydawał się nieco zdziwiony widząc mnie.

– Aria, dziś pomagać?– zapytał dla pewności.

– Tak. Dziś ja mam Ci pomóc.

I tak o to zaczęło się pomaganie, targałam ciężki metal do przerobienia na broń.

Rozumiałam już zdziwienie orga gdy zobaczył akurat mnie.

Sama zaczęłam żałować, że się na to zgodziłam.

Całe ciało wręcz błagało o litość.

Moje dłonie gdy skończyliśmy wręcz chciały krwawić. Całe były czerwone, a w głowie się zaczynało kręcić ze zmęczenia.

Upadłam tyłkiem na podłogę.

Nigdy, kurwa, więcej.

– Aria, świetnie się spisać jak na kobieta.– Jamon uśmiechnął się chcąc mnie pocieszyć, ale machnęłam ręką, dając mu do zrozumienia żeby skończył i nawet tak nie mówił.

– Nie wiedziałam, że to takie ciężkie cholerstwo.

– Zazwyczaj Lance pomagać.

– A jako, że go nie ma... Obaj wiecie, że to jest strasznie ciężkie, tak? Chociaż co się dziwić, dla was to jest pewnie lekkie.– westchnęłam.

– Jamon dziękować, Aria za pomoc. Aria bardzo pomóc.– podał mi swoją gigantyczną dłoń by pomóc mi wstać z czego skorzystałam.

– Nie ma za co, ale następnym razem proszę o coś łatwiejszego.

– Jamon obiecacywać.

– Dzięki. Będę już lecieć.– otrzepałam ubranie.

Zaczynało się ściemniać, a ja musiałam odzyskać swoje rzeczy, of pieprzonego kleptomana, bo jak inaczej mogłam go określić?

Udałam się do ogrodu muzyki.

Trytona jeszcze tam nie było, co mnie delikatnie zirytowało. Jeszcze kazał na siebie czekać, buc.

Usiadłam przy fontannie i westchnęłam.

Zauważyłam niedaleko bawiącą się z innym chowańcem Skale. Nie chciałam jej przeszkadzać więc tylko ją obserwowałam.

Po jakimś czasie usłyszałam czyjeś kroki. Od razu odwróciłam się w tamtą stronę.

– Czyli przyszłaś.– zaśmiał się kręcąc z niedowierzaniem głową.

Momentalnie podniosłam się z ziemi do faceta i stanęłam naprzeciw niego wyciągając rękę przed siebie.

– Oddawaj fanty.

Na mój rozkaz tylko się zaśmiał i załapał się za biodra.

– Nie musisz być od razu taka niemiła. Powiedziałem, że oddam to oddam. Nie powiedziałem tylko kiedy.

– Czy wszyscy faceci są tacy upierdliwi? – westchnęłam masując skronie.

– Chyba chciałaś powiedzieć kobiety.

– Nie pomyliłam płci. Uwierz. Oddaj mi proszę moje rzeczy i możemy się rozejść.– ponownie wyciągnęłam dłoń.

– Chce coś w zamian.– uważnie na mnie patrzył.

– Możesz przestać ze mną pogrywać? Przyszłam tu, do cholery.

W tym momencie usłyszałam trzepot skrzydeł i skrzek skierowany w stronę mężczyzny.

Wystawiłam ramię, a Skala na nim usiadła.

– Czy to nie chowaniec Lance'a? – prychnął – Co on robi?

– Skala to po części mój chowaniec.– pogłaskałam draflayela po główce.

– Ciekawe.

Chowaniec zaczynał syczeć, zdecydowanie nie podobał mu się Khillis.

– Spokój, mała. – starałam się ją uspokoić – Chyba żyjesz pod kamieniem nie wiedząc kim jestem.– zaśmiałam się.

Myślałam, że cała KG o mnie gada. A szczególnie o tym co liczyło mnie ze smokiem.

– A jest coś o czym powinienem wiedzieć? Jesteś szefową straży, i to się tylko liczy.

– Którą przejęłam po swoim byłym.– dodałam, a on uniósł kącik ust do góry.

– Dobrze wiedzieć, ze jesteś wolna.– uniósł do góry kącik ust.

– Nie podoba mi się jak ze mną rozmawiasz.– fuknęłam – Skala leć do pokoju.

Chowaniec od razu mnie posłuchał.

– Czy ktoś na twoim stanowisku nie powinien mieć tyłka ze stali?– chwycił mnie za ręce i przyciągnął do siebie.

Moje serce zamarło, a najgorsze jest chyba jednak to, że mnie się to nawet spodobało. Ta szorstkość.

– Mógłbyś mnie puścić?– zapytałam wiedząc, że tak trzeba.

– Widze, że Ci się podoba.– dotknął mojego policzka, a ja jak bezsilny chowaniec uważnie obserwowałam jego poczynania.

– Znamy się kilka godzin. To nie przystoi.– zaznaczyłam.

– Przestanę jeśli powiesz mi, że ci się to nie podoba.– chwycił mój podbródek i złączył nasze usta w dzikim, wygłodniałym pocałunku. Niemal pożerał mi twarz.

Na początku miałam ochotę go odepchnąć, ale w końcu uległam...

Przymknęłam oczy i momentalnie je otworzyłam przypominając sobie o Lance'ie. To by było wobec niego nie fair.

Ale usta i dotyk Khillisa był tak różny od smoka... Fascynowało mnie to.

Prawda było, że jedynym mężczyzną, w moim życiu, który dotykał mnie w ten sposób był właśnie białowłosy.

Nigdy nie posmakowałam innego.

W końca delikatnie odsunęłam się od trytona. Miałam wręcz łzy w oczach patrząc na jego twarz.

On wydawał się tym nieco zdezorientowany.

– Nie mogę.– pośpiesznie odeszłam.

Nawet nie wiem czemu się popłakałam.

Uznałam, że to nie fair względem smoka, ale z drugiej strony obiecałam mu tylko kolejna szanse, a nie ze będę na niego czekać.

Wiedziałam jednak że to go zrani, a ja w chwili obecnej nie czułam się na siłach by go skrzywdzić. Nie mogłam zniżyć się do jego poziomu i wyrządzić innej osobie krzywdę.

Wbiegłam do pokoju i oparłam sie dłońmi o biurko. Spojrzałam na siebie w lustrze i pośpiesznie wytarłam łzy.

To mi nie przystało.

Kurwa znałam faceta kilka godzin i pozwoliłam mu się pocałować, a nawet mi się to w jakimś stopniu podobało, do chuja.

/Lance/

Patrzyłem się w sufit nie wiedząc już o czym myśleć, gdy nagle ktoś otworzył drzwi mojej celi.

Westchnąłem unosząc się na łokciach i spojrzałem na przybysza.

Był to ten facet co przyszedł do mnie z Arią.

Tego którego nazwała bratem.

Nazywał się Hyden?

– Czego chcesz?– zapytałem siadając.

Zdecydowanie te elfy zaczynały działać mi na nerwy. Przychodzili do mnie nadwyraz często, co kilka godzin.

– Zbieraj się. Król chce z tobą rozmawiać.– skrzyżował ręce na klatce piersiowej – Bez numerów. Aria się za tobą wstawiła.

– A ty jej niby ufasz?– zaśmiałem się – Ile się znacie? Dzień?

– Co ci do tego? Chce ci, kurwa, pomóc.– syknął wbijając we mnie swoje spojrzenie.

Niechętnie wstałem i od razu zostałem skuty przez jednego ze strażników. Potem już wyciągnęli mnie z celi i zaprowadzili wprost do króla.

Ten siedział na fotelu mieszając w swoich kielichu.

– Jesteśmy.– zakomunikował brunet podchodząc do władcy Elfów.

Ten od razu zmienił wyraz twarzy i spojrzał na mnie.

– Cieszę się, że w końcu zgodziłeś się ze mną porozmawiać, Lance.– odstawił kielich i skupił wzrok na mnie.

– Nie miałem za specjalnie wyboru.– wzruszyłem ramionami.

– Jak za pewne zdarzyłeś zauważyć - nie mam zamiaru cie zabić. Przyczynienie się do wymarcia smoków było by samobójstwem, a i tak jesteście na wymarciu. W zasadzie - jesteś.

– Możemy przejść do rzeczy? Co konkretnie ode mnie chcesz?– zapytałem nie chcąc go dłużej słuchać, ale obiecałem Arii, że będę z nimi współpracować.

– Chciałbym wykorzystać twoje zdolności do dobrych rzeczy. Owszem, słyszałem wiele dobrego o tobie od Huang Hua, ale to nie zmienia faktu, że jesteś mordercą.

– Skoro słyszałeś o mnie od jednej z mądrzejszych kobiet żyjących na tym świecie to czy poddajesz moja dobroć wątpliwości?– uniosłem brew do góry.

– Ależ nie. Po prostu to zadziwiające, że wróciłeś po kilku latach do starych nawyków, na koniec zuchwale wracając do straży.

– Prawda jest taka, że mnie wrobiono w ostatnie wydarzenia. Ktoś się pode mnie podszył i działał na niekorzyść straży, a mnie wyprano mózg i zabijałem. Nie wypieram się tego, że mam krew na rękach, a tego, że robiłem to świadomie.

– W takim razie czas abyś pokazał ile prawdy jest w tych słowach, Lance'ie.– nachylił się nieco w moją stronę – Pytanie tylko czy jesteś gotów udowodnić, że faktycznie jesteś tak szlachetny jak o tobie mowią, no chyba, że wolisz spędzić resztę życia w więzieniu.

Przymknąłem oczy.

Musiałem sie na to zgodzić. Nie mogłem tego nie zrobić, tylko to dawało mi szanse na spotkanie z dziewczyną.

– Zgadzam się, oczywiście, że się zgadzam.– otworzyłem oczy.

– Świetnie.– klasnął w dłonie – Jeszcze zanim przejdziemy dalej... Hyden.– spojrzał na bruneta, a ten na niego – Nie masz mi czegoś do powiedzenia?

– Nie rozumiem o co pytasz.– uniósł brew do góry.

– Wczoraj, ta dziewczyna - Aria. Czy nie wpuściłeś jej przypadkiem do mojego więźnia?

Mężczyzna nie wydawał się ruszony jego słowami.

– Wiesz dobrze, że nic się przede mną nie ukryje. Powiedział mi jeden ze strażników. Nie jestem o to zły, ale wolałbym wiedzieć. Nie lubię jak rzeczy dzieją się za moimi plecami. Tak czy inaczej to tej uroczej damie zawdzięczamy dzisiejsze spotkanie czyż nie?– tym razem spojrzał na mnie, a ja tylko przytaknąłem – Nakarmcie mojego gościa i pomóżcie doprowadzić mi się do porządku, a potem wyznaczcie mu jakąś komnatę.

Byłem zdziwowny.

Aż tak bardzo chciał mi zaufać?

Po to ten cały cyrk?

Nie mógł zostawić mnie w straży? Wolał chyba mieć zabawkę u siebie...

– A my musimy porozmawiać...– zwrócił się do swojego doradcy.

Nie słyszałem więcej, bo w tym momencie chwycono mnie za ramiona i wyprowadzono z pomieszczenia.

/Aria/

Z moich myśli wyrwał mnie dziwny dźwięk zza okna. Od razu niepewnie podeszłam do okna.

Na parapecie był wbity mój sztylet, a z rękojeści zwisał mój naszyjnik.

Od razu wyrwałam stamtąd ostre narzędzie i wróciłam z nim do pomieszczenia.

– Niech cie.– mruknęłam tylko i rzuciłam rzeczy na biurko.

Złapałam się za biodra i zakręciłam się powoli po pokoju.

Nie umiałam uporządkować myśli.

Postanowiłam jednak, że tak nie można.

Ochlapałam twarz zimną wodą i udałam się na stołówkę.

Niestety nie było dużo strażników. Wręcz było ich mało, bo jedyną grupą była ta z Eriką i jej przyjaciółkami.

Podeszłam do Karuto.

– Przeważnie nie jesz kolacji.– zauważył i podał mi talerz z jedzeniem.

– Prawda, ale dziękuję. Pachnie pysznie.– uśmiechnęłam się lekko.

– Nie wracaj z pełnym talerzem.– dał mi do zrozumienia, że będzie miał mnie na oku.

– O! Aria! Dołącz do nas!– usłyszałam nawoływanie jednej z dziewczyn że stolika Eriki.

Nieco zmieszana podeszłam do nich.

Postanowiłam swój talerz i usiadłam obok Hunag Chu.

– O czym rozmawiamy?– zapytałam włączając się do rozmowy.

Musiałam zająć się czymś innym, wiec nawet ich problemy wydawały się dobrze.

– Mówiłam właśnie o tym, że Chrome mi się oświadczył.– Kareen wydawała się przeszczęśliwa.

– O...– spojrzałam na nią przelotnie, grzebiąc w talerzu – Czyli szykuje nam się ślub w Straży?

– Jak widać, chociaż szczerze sądziliśmy, że nas z Lancem wyprzedzicie...– powedziała wampirzyca patrząc wprost na mnie.

– Lance nie jest zbyt... jakby to powiedzieć... Nie wydaje mi się, żeby mu się z tym spieszyło.– powiedziałam będąc tego pewna, chociaż w obecnych okolicznościach nawet jakby go wypuścili, nie było mowy o żadnym ślubie.

– A jest taki w ciebie zapatrzony.– odezwała się Erika – Czyżby nie był pewny swoich uczuć?

Chciała być złośliwa, ale ja starałam się za to być spokojna.

– Jest w więzieniu, jakbyś nie wiedziała, a to nieco krzyżuje plany.– nabiłam na widelec kawałek sałatki i wsadziłam go do ust – To ma być chwila Szefa Straży Cienia i jego narzeczonej. Kareen mów, dalej.– poprosiłam.

Zrobiłabym wszystko, żeby ta ździra, zwana wybranaką wyroczni, się w końcu zamknęła.

Od ponad miesięcy miałam ochotę ją udusić, nie zamierzałam udawać, że ją lubię.

Wampirzyca szybko kontynuowała, a jej przyjaciółki tylko od czasu do czasu komentowały jej plany lub wpadały w dyskusje.

Ja ich głównie tylko słuchałam i po cichu jadłam.

Musze przyznać, że ich kłótnie zrobiły mi dobrze. Odpędziły moje myśli i zastąpiły je tym jak one bardzo umieją być męczące i irytujące.

Chyba nigdy nie będę jak one.

Nie będę typową dziewczyną która kręci jakiego coś jest koloru czy jaki fason sukienki komu pasuje.

Owszem gadać o facetach to tak, ale nie o takich mało znaczacych rzeczach kojarzących się głównie z dziewczynami.

---

Kiedy kolejny rozdział?

Nie wiem.

Obecnie moim priorytetem jest teraz skończyć czytać to opko, by wyłapać błędy (fabularne) i je naprostować. 

Na razie nie ma tego dużo, na pewno będę robiła delikatną korektę, co najmniej jednego rozdziału, ale nie wpłynie to dla was na czytanie tzn. Nie będziecie musieli tego czytać raz jeszcze.

Od tego rozdziału też, na jakiś czas zaczynamy znów wprowadzać perspektywę Lance'a.

Szczęśliwego nowego roku tak BTW.

Continue Reading

You'll Also Like

237K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
3.9K 158 51
Crystal Ninsoare to młoda dziewczyna, która pragnie połączyć się ze swoją rodziną, uznając, że jedynym sposobem na ponowne spotkanie z nimi jest zost...
16.3K 703 46
Fragment z książki: "-Ciel, uspokój, się co ci da mordowanie jego!- rozdarłam się.- Jego śmierć nie przywróci ci rodziców! - trzymałam, go kurczowo w...
138K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...