young love «taekook»

By _Love_Mrrr

34.1K 3.5K 886

[🐢] zakończone ✏︎ Taehyung upadł pierwszy, Jeongguk upadł mocniej, a Taehyung odszedł. czyli Jeon Je... More

rozdział 1
rozdział 2
rozdział 3
rozdział 4
rozdział 5
rozdział 6
rozdział 7
rozdział 8
rozdział 9
rozdział 10
rozdział 11
rozdział 12
rozdział 13
rozdział 14
rozdział 15
rozdział 16
rozdział 17
rozdział 18
rozdział 19
rozdział 20
rozdział 21
rozdział 22
rozdział 23
rozdział 24
rozdział 25
rozdział 26
rozdział 27
rozdział 28
rozdział 29
rozdział 31
rozdział 32
rozdział 33
rozdział 34
rozdział 35
rozdział 36
rozdział 37
rozdział 38
rozdział 39
rozdział 40
rozdział 41
rozdział 42
rozdział 43
rozdział 44
rozdział 45
rozdział 46
rozdział 47
rozdział 48
rozdział 49
rozdział 50
rozdział 51
rozdział 52
rozdział 53
rozdział 54
rozdział 55
rozdział 56
rozdział 57
rozdział 58
rozdział 59
rozdział 60
rozdział 61
rozdział 62
rozdział 63
rozdział 64
rozdział 65
rozdział 66
rozdział 67
rozdział 68
rozdział 69
rozdział 70
rozdział 71
rozdział 72
rozdział 73
rozdział 74
rozdział 75
rozdział 76
rozdział 77
rozdział 78
rozdział 79
rozdział 80
rozdział 81
rozdział 82
rozdział 83
rozdział 84
rozdział 85
rozdział 86
rozdział 87
rozdział 88
rozdział 89
rozdział 90
rozdział 91
rozdział 92
rozdział 93
rozdział 94

rozdział 30

377 35 15
By _Love_Mrrr

           Jeon Jeongguk czuł w kościach, że coś stanie się tego piątkowego dnia w zasadzie od samego rana. Razem z Kyuu zaspali, więc chłopiec nie zdążył do przedszkola. Spalił naleśniki ze śniadania, zbił filiżankę i miał paskudny humor. W pewnej chwili zaczął się obawiać wieczornej pracy; co jeśli zrobiłby tam komuś krzywdę? Znając samego siebie z całą pewnością by do tego doszło. O mały włos nie sięgnął po telefon i nie odwołał dorywczej pracy na bankiecie, o którym dowiedział się od siostry Seokjina. Początkowo nawet nie był chętny, ale kiedy usłyszał ile pieniędzy dostanie za kilka godzin obsługi bogatych lalusi po prostu musiał się zgodzić. Brakowało mu w ostatnim czasie na nowe buty dla synka, a robiło się coraz zimniej. Nie mógł pozwolić, aby jego maleństwo zachorowało.

Po za tym ten wieczór wydawał się być idealny do okazji odwrócenia swoich myśli od pewnej osoby. Od kiedy ich oczy spotkały się po raz pierwszy po prawie czterech latach nie mógł zaprzestać myśleć o Taehyungu. Wraz z przypadkowym pojawieniem się go w życiu jego i Beomgyu pojawiły się również niepewności, poczucie winy i strach. Obrzydzenie do samego siebie wróciło ze zdwojoną siłą po kłamstwach, które wypowiedział i również po tym jak bardzo zranił miłość swojego życia.

Niepewność zjawiła się, gdy obserwował śpiące dziecko. Co jeśli źle robił ukrywając go? Dziecko powinno mieć oboje rodziców. Tymczasem Kyuu miał jednego tatę i to nie zawsze radzącego sobie na medal. Starał się nie myśleć o negatywach, dawał mu mnóstwo miłości, ale na jak długo wystarczy sama miłość?

Najgorszy był strach. Bał się panicznie, że Taehyung kiedy dowie się jakimiś cudem prawdy będzie chciał odebrać mu dziecko. A wtedy nie przeżyłby tego. Ten mały człowiek był jego wszystkim; jego wszechświatem i nadzieją na lepsze jutro. To dla niego wstawał rano nie poddając się, jak próbował to zrobić po rozstaniu z Taehyungiem. Porzucił prawie swoje marzenia, ale jakimś cudem udało mu się z tego wybrnąć i to wszystko dlatego małego brzdąca. Dlatego też nie mógł pozwolić, aby Kim Taehyung dowiedział się, że Jeon Beomgyu jest jego dzieckiem. Nigdy.

— Wyglądasz obłędnie!

Wesoły głos przyjaciela wyrwał go z zamyślenia i spojrzał na siebie w lustrze przed sobą. Znajdowali się w mieszkaniu Seokjina, który tego wieczoru również postanowił kelnerować na tym bankiecie. Nie chciał zostawiać przyjaciela samego i bez wsparcia, więc tak też wylądowali w mieszkaniu starszego dobierając dla siebie garnitury. Swoje dziecko oddał w ramiona Sany; dziewczyny, która czasem chciała dorabiać sobie w ich restauracji. Kochała zajmować się Kyuu (on też ją uwielbiał), więc stwierdziła, że na spokojnie mogłaby się nim zająć i tego wieczoru, aby Jeon mógł ufać się na kilka godzin do pracy. Skarb, a nie dziewczyna.

Jeongguk wydął wargę przyglądając się swojemu czarnemu garniturowi; spodnie opinały go w udach i podkreślały wąską talię. Biała koszula wsunięta do nich, a na nią narzucona marynarka. Nic szczególnego; wyglądał jak każdy inny w garniturze. Po za tym czuł się jak głupek w lekkich lokach na przydługich włosach sięgających już końca karku. Dał się namówić Jinowi na spróbowanie czegoś nowego, a teraz nie wiedział czy aby na pewno było to dobrym pomysłem. Na twarz pozwolił sobie nałożyć podkład, aby ukryć pewne niedoskonałości. Zdecydowanie w ostatnim czasie jadł za dużo słodyczy! Jego cera nie przepadała za dużą ilością słodyczy.

— Wyglądam przeciętnie — mruknął po chwili rzucając okiem na ubranego w biały garnitur Seokjina. Podziwiał starszego, że nie bał się ubrać w biel. Oczami wyobraźni nie mógł przestać sobie wyobrażać, jak czerwone wino wylewa się na ten biały garnitur...

— Przestań gadać bzdury, Gguk! — Jin wywrócił oczami, kładąc ręce na biodrach. — Wyglądamy zajebiście, jak na kelnerów rzecz jasna — puścił mu oczko, a Jeongguk parsknął.

— Będziemy przyciągać uwagę — poruszył śmiesznie brwiami, a Kim klasnął w dłonie.

— Właśnie tak kurwa!

Jeongguk zachichotał, rzucając okiem na godzinę na swoim telefonie. Zrobiło mu się ciepło na sercu widząc na tapecie zdjęcie Kyuu z brudną twarzą z czekolady, się z najpiękniejszym uśmiechem na twarzy. Przymrużone oczka, zmarszczony nos i śmiech brzmiący w głowie Jeongguka. Boże, ten maluch był najpiękniejszą istotą na świecie. W zasadzie tak samo jak jego ojciec, ale szybko odgonił od siebie tą myśl. Zablokował z powrotem urządzenie, chowając je do kieszeni marynarki i z lekkim zawahaniem spojrzał na Jina. Naprawdę czuł w kościach, że tego wieczoru coś się stanie. Tylko nie wiedział co. I tego bał się najbardziej.

— Idziemy, hyung? Taksówka już pewnie na nas czeka.

🌹

          Nienawidził tego typu bankietów odkąd tylko pamiętał. Brzydził się tymi wszystkimi fałszywymi twarzami, które nagle tego jednego wieczoru zaczęły się uwielbiać. Najchętniej pominąłby ten cały śmieszy bankiet, ale wiedział, że nadzwyczaj w świecie nie mógł. Namjoon z Yoongim nie wybaczyli mu tego. Więc tak oto skończył pozując do zdjęć na czerwonym dywanie przed wejściem do wielkiego oświetlonego jak choinka przeszklonego budynku. Opierał dłoń na biodrze, a na ustach miał swój wyćwiczony sztuczny uśmiech. Blask fleszy bił go po oczach z ledwością powstrzymywał się od zamknięcia oczu. Niby kilka lat w branży i powinien się przyzwyczaić, ale chyba nigdy do tego nie dojdzie. Już musiał i tak nosić okulary (robił to w zaciszu swojego domku) od tego wszystkiego.

Drgnęła mu powieka, kiedy menadżerka Jennie pchnęła ją w jego stronę i został zmuszony do objęcia jej w talii. Oboje się uśmiechnęli wyćwiczonym uśmiechem i stali tak przez chwilę, aż w końcu zeszli na bok. Taehyung zacisnął usta w linię. Nienawidził, kiedy wytwórnia młodej kobiety próbowała na siłę zrobić z nich parę. Namjoon próbował coś z tym zrobić, ale jak widać do tamtych nic nie docierało. Taehyung chyba musiałby wejść z kimś faktycznie w związek, żeby się od niego odpieprzyli. A jako, że wciąż było do tego daleko musiał się użerać z udawanym związkiem; a raczej wymyślonym przed media.

— Chcę już do domu — mruknął, kiedy wchodzili do wielkiego w złotym kolorze holu. Wszędzie były dodatki złota i bieli; aż bolały go oczy, ale nijak tego nie skomentował.

— Jak zamierzasz marudzić to od razu tam wróć — odpowiedziała czarnowłosa, wywracając oczami i wydęła swoje pomalowane na czerwono usta. — Nikt nie potrzebuje tutaj takiej marudy.

Taehyung mimowolnie uniósł kącik ust kręcąc rozbawiony głową. Właśnie za to uwielbiał Jennie; była bezpośrednia i nie kryła się z tym co myślała. Nadawała się na idealną przyjaciółkę, ale nie dziewczynę. I zarówno on jak i ona wiedzieli, że nigdy więcej ich relacja nie wyjdzie nic poza strefę przyjaźni.

— Najchętniej to bym właśnie zrobił — wzruszył ramionami, zsuwając z ramion swój długi czarny płaszcz odsłaniając tym samym tego samego koloru garnitur idealnie dopasowany do jego ciała. Poprawił krawat oraz włosy czekając chwilę na dziewczynę i podał jej ramię, wchodząc do wielkiej sali.

Była ona potężna i w jasnych kolorach; z sufitu zwisały złote żyrandole, a w ścianach zostały zamontowane lampki ledowe, które pewnie zostaną uruchomione kiedy zrobi się ciemniej. Stoliki stały metr od siebie i z długim czerwonym obrusem. Zastawa stała już na nich gotowa do użycia. W kącie znajdował się długi szwedzki stół z jedzeniem czekającym tylko, aby je zjeść. Po drugiej stronie sali znajdował się parkiet z lustrem w ścianie, co wyglądało nawet dobrze zdaniem Taehyunga. Kręciło się tam już sporo ludzi; śmiejących się, rozmawiających po cichu z kącie oraz byli też ci co z posępną miną siedzieli przy stoliku. Wzrokowo odnalazł ich stolik i miał już tam pociągnąć Jennie, kiedy poczuł jak ktoś zarzuca mu swoje ramiona na szyję, mocno przytulając.

Sapnął zaskoczony wzdychając zapach znajomych perfum. Uśmiechnął się, owijając ramiona, wokół szczupłej sylwetki dziewczyny ubranej w czarną obcisłą sukienkę i pogłaskał ją po odsłoniętych plecach.

— Powinnam cię uderzyć za to, że doprowadzasz moją dziewczyną do szału — mruknęła ciemnowłosa, a Taehyung zachichotał spoglądając w dół w ciemne oczy dziewczyny.

— Ja tylko wykonuję swoją pracę — wyszczerzył zęby w uśmiech, a Lisa pacnęła go w ramię.

— Jesteś takim dupkiem!

Roześmiał się, robiąc niewinną minę i mrugnął do niej. Lisa wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się delikatnie po chwili zaczynając rozmowę z Jennie. Chrząknął, wsuwając dłonie do kieszeni swojej marynarki i skierował się do stolika, przy którym siedział Namjoon z Yoongim oraz Rosé. Z daleka widział jak blondynka macha mu energicznie, więc odmachał jej z lekkim zażenowaniem. Kiwnął głową kilku osobom przez siebie mijanym, chociaż ledwo ich kojarzył i modlił się w duchu, aby nikt nie zatrzymał go do rozmowy. Nie miał nastroju do udawania, że dobrze się bawi i lubi tych wszystkich ludzi się tam znajdujących. Z ulgą po chwili dotarł do ich stolika, opadając na krzesełko obok Rose.

Zlustrował wzrokiem swoich towarzyszy i prawie zagwizdał widząc jak ubrał się Yoongi. Miał długi płaszcz, busiastą koszulę od kołnierzyka w dół i do tego czarne eleganckie spodnie. Jego fryzura mullet dodawała mu elegancji i Taehyung nie mógł się powstrzymać od myśli, że Min wyglądał jak pianista. Przeniósł swoje spojrzenie na Namjoona i już oczami wyobraźni widział jak młode kobiety ślinią się na widok odsłoniętej klatki piersiowej Kima, dzięki jego śliskiej koszuli z mocnym dekoltem. Marynarkę zarzucił na oparcie i wyglądał tak dobrze, że napewno mnóstwo kobiet już śliniło się na jego widok. Rosé zaś wyglądała delikatnie w długiej opinającej szarej sukience wiązanej na szyi i włosach związanych w niechlujnego koka z kilkoma pasmami wypuszczonymi, aby okalać jej twarz. Wszyscy wyglądali niesamowicie.

— Jak się bawicie? — spytał ich, opierając się plecami o oparcie.

— Niedawno dopiero przyjechaliśmy — Yoongi wywrócił oczami. — Ale na razie jest całkiem przyzwoicie — mruknął pod nosem.

— A ja chyba miałem jakieś fazy, bo przysięgam, że widziałem tego mężczyznę, co mi się spodobał — wtrącił szybko Namjoon, nachylając się nad stolikiem. — Tego z restauracji!

Taehyung uniósł brew starając się niepotrzebnie nie panikować. To, że mógł być tam ten mężczyzna nie koniecznie musiało oznaczać również Jeongguka. Chyba by padł, gdyby się okazało, że na tym bankiecie jest również Jeon. W jakiej roli by się tam pojawił? Jako towarzysz swojego kochanka? Ciekawe czy był dalej z tym facetem, z którym go zdradzał kilka lat wcześniej... Potrząsnął głową, aby odpędzić te myśli z głowy i westchnął. Nie minęło jeszcze pięć minut odkąd tam był, a już miał serdecznie dość siedzenia na tym badziewnym bankiecie. Całe szczęście, że grała spokojna cicha muzyka z głośników, bo inaczej chyba naprawdę zszedłby z nudów. Wyciągając swoje długie nogi przed siebie kątem oka zauważył idącego w ich stronę wysokiego mężczyznę o brązowych włosach i miłym wyrazie twarzy. Park Bogum we własnej osobie właśnie zmierzał w kierunku ich stolika; młody aktor i organizator całej tej imprezy. Nie, żeby coś ale Taehyung nie za bardzo za nim przepadał.

— Taehyung! Namjoon, Yoongi i piękna Rosé! — zawołał Park, klaszcząc w dłonie, kiedy przystanął, obok ich stolika. Wspomniana ostania trójka uśmiechnęła się, kiwając mu uprzejmie głową, a Taehyung machnął dłonią.

— Miło cię widzieć, Bogum — powiedział Namjoon, a dołeczki z jego policzkach zrobiły się jeszcze głębsze, kiedy poszerzył swój uśmiech. —:Świetny wystrój — dodał uprzejmie, a Park machnął dłonią.

— Ah, proszę nie przesadzaj — mężczyzna zachichotał, rumieniąc się lekko. — Swoją drogą...Gdzie jest Jimin i jego piękna Dahyun?

— Trochę się spóźnią — odpowiedział Yoongi, zamiast Namjoona i posłał aktorowi lekki uśmiech. — To nie będzie problem?

— Ależ nie! — organizator zabawy pokręcił energicznie głową. — Przegapią tylko pierwszy posiłek i moją przemowę — wzruszył ramionami.

— Posiłek czy twoja przemowa będzie najpierw? — wypalił Taehyung, a oczy wszystkich skupiły się na nim. Bogum chrząknął niezręcznie, a przyjaciele zakryli usta dłonią, aby ukryć uśmiech.

— Posiłek — odmruknął Bogum, rozglądając się po sali. — Idę porozmawiać z resztą gości...Bawcie się dobrze.

I odszedł zostawiając ich samych. Namjoon kopnął go w kostkę pod stołem wywołując cichy jęk z jego ust i złe spojrzenie. To nie była jego wina, że był do diabła głodny! Fuknął pod nosem, zakładając ręce na piersi.

Nie minęła chwila, kiedy do ich stolika przyszła Jennie z Lisą. Rozmowa zaczęła się kręcić, wokół mało istotnych tematów, a Taehyung z każdą chwilą chciał już wrócić do domu, przytulić się do Tanniego i pójść spać. Ta opcja wydawała się taka kusząca...Ale musiał posiedzieć tam co najmniej przez cztery godziny.

Nie wiedział jak to przetrwa.

🌹

           Impreza trwała już jakieś czterdzieści minut, kiedy Jeongguk z cichym jękiem opadał na krzesełko w kuchni. Mimo, że był przyzwyczajony do kelnerowania tak obejście całej tej sali wydawało się nie lada wyzwaniem. W zasadzie to on miał prawą część sali, a Jin z takim innym lewą. Kim uparcie się upierał, aby Jeon nie szedł w tamtą stronę, bo jest tam za dużo ludzi jak na niego samego. Jeonowi wydawało się to podejrzane, ale nie wykłócał się pozwalając przyjacielowi na taki plan.

Przebywanie w jednym pomieszczeniu z tyloma sławnymi osobami wydawało się nierealne. Widział Park Boguma! Song Joong-ki również gdzieś mu się przewinął i w ostatniej chwili powstrzymał się od podbiegnięcia do niego i poproszenia o autograf! To się wydawało takie nierealne! Gdyby tylko mógł zabrałby ze sobą Beomgyu tylko po to, aby miał jakieś nowe przeżycia w życiu, niż siedzenie tylko w domu bądź w przedszkolu i restauracji.

Rozmasowując swoją łydkę stęknął cicho podnosząc wzrok, kiedy do kuchni wszedł wysoki czarnowłosy mężczyzna. Jego serce dostało palpitacji, a oczy rozszerzyły się do wielkości piłeczek ping pongowych. Przyłożył dłoń do ust, aby zagłuszyć swój oddech na tyle, żeby niespodziewany gość w kuchni nie odwrócił się w jego stronę. Powoli podniósł się ze stołka i wolnymi krokami zaczął kierować się do drzwi prowadzących do spiżarni. Nie chciał, aby Kim Taehyung odwrócił się w jego stronę. Nie potrafił sobie wyobrazić konfrontacji z nim. Dlaczego się nie domyślił, że taki ktoś jak Tae z całą pewnością tutaj będzie?

Złapał za klamkę pchając drzwi i wszedł prędko do środka, zamykając drzwi po cichu. Oparł się o nie oddychając ciężko i przegryzł mocno swoją wargę, starając się wyglądać na niewzruszonego, jakby widok jego byłego chłopaka nie wytrącił go z równwagi. Co było totalnym kłamstwem, ale Jeongguk z ostatnich latach lubił okłamywać samego siebie, więc i te nie zrobiłoby większej różnicy.

— Halo? Jest tu ktoś? — usłyszał Taehyunga zza drzwi. Przez chwilę nic nie było słychać po drugiej stronie i Jeon miał już nadzieję, że mężczyzna opuścił pomieszczenie.

— Ja jestem! — odpowiedział po dłuższej chwili znajomy głos. Kim Seokjin wcale nie brzmiał na zaskoczonego widokiem Taehyunga, co odrobinę zaskoczyło Jeongguka. Jin przecież nie lubił Kima! I się z tym nie ukrywał, więc czy nie powinien przynajmniej jakoś inaczej zareagować na jego widok w kuchni? — W czym mogę pomóc?

— Oh, to faktycznie ty...— wymamrotał pod nosem lekko zdziwiony Taehyung, ale zaraz odzyskał refleks. — Potrzebuję talerza, jeden się gdzieś nam zawieruszył — dodał po chwili, a Jin parsknął.

— Nie ma sprawy — odpowiedział starszy, a po chwili dało się usłyszeć lekki hałas, więc najprawdopodobniej szukał talerza dla Taehyunga. — Proszę bardzo.

Nastąpiła chwilowa cisza, a potem usłyszał głośne westchnięcie. Wiedział wtedy, że Jin został sam, dlatego też wyszedł z ukrycia strasząc tym samym przyjaciela, który podskoczył łapiąc się za serce. Jeongguk zacisnął usta w wąską linię, zamykając za sobą drzwi i postawił dwa kroki w stronę Kima. Trzydziestolatek wydawał się zestresowany; miał rozbiegany wzrok i nerwowo ściskał swoje palce. Jeon nie znał go od dzisiaj, więc wiedział, że to były oznaki niepewności i stresu.

— Wiedziałeś — powiedział bez zawahania Jeongguk, widząc pełen poczucia winy wzrok starszego. Nie musiał pytać, aby połączyć fakty. Jin za bardzo nalegał, aby wziął tą dodatkową pracę i jakby było tego mało, sam również dołączył. W razie czego? Gdyby nie poradził sobie z widokiem Taehyunga? I jeszcze te jego opanowanie, gdy go zobaczył!

— Gguk, daj mi wyjaśnić...

— Co chcesz wyjaśnić, hyung? — przerwał mu Jeongguk, marszcząc zezłoszczony brwi. —  Widziałeś, że będzie tutaj Tae! — pisnął. — A wiesz dobrze jak bardzo boli mnie patrzenie na niego! Widok jego twarzy przypomina mi o tym wszystkim, co straciłem!

— Właśnie dlatego chciałem, żebyś tutaj był Jeongguk! — Seokjin zacisnął usta w wąską linię celując w jego stronę palcem. — Może w końcu da ci to do myślenia! Kyuu zasługuje, żeby mieć ojca! A ty ledwo dajesz sobie radę z tym wszystkim! Wykończysz się niedługo!

— Sugerujesz, że jestem złym ojcem? —  dwudziestopięciolatek spojrzał na starszego załzawionymi oczami czując ogromne kłucie w klatce piersiowej. — I że sobie nie radzę? Wow, hyung! Dziękuję za twoją szczerą opinię! — parsknął gorzko, kręcąc głową i otarł swój policzek. — Nigdy nie chciałbym niszczyć życia Taehyungowi lawiną prawdy — szepnął i wyszedł szybko z kuchni, wachlując się dłonią.

Jeongguk czuł jak boli go każda część ciała; serce płonęło z bólu, a płuca nieudolnie próbowały złapać oddech. Zatrzymał się na korytarzu, opierając o ścianę, aby jakoś doprowadzić się do normalnego stanu. Nie mógł wyjść tak do tych ludzi. Nie, kiedy wiedział że tam jest Taehyung. Wiedział jak mało prawdopodobne jest to, że ten go zobaczy pośród tylu ludzi, ale wolał nie ryzykować. Rozsypałby się całkowicie, gdyby Tae zobaczył jak beznadziejnie sobie radzi.

W ogóle nie powinien się przejmować, co pomyśli o nim jego ex, ale prawda była taka, że Jeon Jeongguk nadal kochał Kim Taehyunga. Nie zaprzestał go kochać, choć powinien lata temu. Ten pewnie nienawidził go odkąd cztery lata temu wyszedł z jego mieszkania, łamiąc wtedy serca ich obu. Ale nie miał innego wyjścia. Musiał to zrobić, bo inaczej wszystko posypałoby się jeszcze bardziej, a wtedy nigdy by sobie tego nie wybaczył. Dlatego postanowił odejść, zostawić Taehyunga samego i odejść od niego z ich wspólnym dzieckiem. Czy nigdy nie żałował, że postąpił tak, a nie inaczej? Oczywiście, że żałował. Przez ostatnie cztery lata każdego dnia pluł sobie w brodę, że dał się szantażować temu diabłu w ludzkiej skórze.

Wtedy się go bał.

Bał się również o karierę Taehyunga i że młody mężczyzna go znienawidzi. Nigdy nie planowali mieć dzieci; ba! Nie planowali nawet nigdy się pobierać, a co dopiero zakładać wspólnie rodzinę. Dla nich liczyła się tylko chwila obecna i nic po za tym. A tutaj nagle...Niespodziewanie mieli mieć dziecko? Przecież Taehyung by się załamał. Mieli wtedy dopiero po dwadzieścia kilka lat! W dodatku starszy zaczynał wtedy swoją karierę, nie mógł zostać uwięziony przez nic nie znaczącego Jeongguka i niechciane dziecko.

Zsunął się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach i pociągnął nosem, zaciskając powieki. Bolały go cholernie słowa Jina. Naprawdę uważał go za takiego beznadziejnego ojca? Starał się jak mógł, kochał tego malca ponad wszystko i dałby mu gwiazdki z nieba, gdyby tylko syn tego chciał. Bolały go też przytyki Kima i dzieci z przedszkola Kyuu, że dziecko powinno mieć pełną rodzinę. Wiedział o tym, ale ojciec malca nie wiedział, że jest jego tatą, mimo że widział go już kilka razy na oczy. Hoseok również namawiał go na powiedzenie prawdy Tae, bo jego zdaniem spotkanie Taehyunga nie było przypadkiem. Szczerze w to wątpił.

Zaszlochał cicho w swoją dłoń, wbijając zęby w dolną wargę, aby zniwelować ból psychiczny tym fizycznym i ukrył głowę w kolanach. Nie obchodziło go, że pomoczy sobie spodnie własnymi łzami albo tyłek od brudnej podłogi. W tamtej chwili miał swoje małe załamanie i musiał z nim sobie poradzić, bo w innym razie nie mógł wyjść z korytarza do ludzi.

W takich sytuacjach (zdarzały się rzadko), kiedy był tak bezradny żałował, że nie miał przy swoim boku ukochanej osoby, która przytuliłaby go pocieszając słowami otuchy. Był skazany na samego siebie teraz jak i za każdym razem w swoim mieszkaniu, kiedy pozwalał swojej masce opaść, a bezradność brała górę. Pomagali mu przyjaciele, lecz na ile ich pomoc mogła poratować Jeongguka? Oni przecież też mieli swoje życie, a on dodawał im dodatkowy obowiązek.

Nie wiedział ile tak siedział, kiedy usłyszał czyjeś kroki ze strony sali. Zmarszczył brwi nie rozumiejąc co tych wszystkich tak bardzo ciągnęło do cholernej kuchni! Wszystko mieli na sali! Serce stanęło mu w gardle, kiedy wyobraził sobie, że to ponownie Taehyung, ale odetchnął widząc czarnowłosa kobietę z szpilkach. Oparła się o ścianę, klnąc pod nosem na buty i zsunęła je ze stóp wzdychając z ulgą. Jeongguk przyglądał się jej z lekkim rozbawieniem, unosząc brew. Kobieta prostując plecy odwróciła się w jego stronę, łapiąc się za klatkę piersiową.

— Jezu Chryste! — zawołała, chichocząc cicho i odgarnęła pasmo włosów za ucho. — Ale mnie wystraszyłeś!

—  Przepraszam — również zachichotał, posyłając jej przepraszający uśmiech i otarł swoje policzki. — Nie miałem takiego zamiaru.

— Domyślam się po tym jak wyglądasz — zacmokała, podchodząc do niego bliżej i z ciężkim westchnięciem opadła obok niego, wyciągając przed siebie swoje nogi. — Jak masz na imię? Jestem Lisa — szturchnęła go w bok, przechylając głowę w bok zaciekawiona.

— Jeongguk — mruknął, pociągając nosem i objął ramionami swoje kolana. — Czy nie powinnaś bawić się na sali?

— A czy ty nie powinieneś tam kelnerować? — odparowała Lisa, unosząc brew.

— Szach mat — mlasnął Jeongguk, wzdychając cicho. — Zaraz tam pójdę, tylko...Muszę się delikatnie ogarnąć — uśmiechnął się smutno, wskazując na swoją twarz.

— Zgadzam się, wyglądasz jakby coś cię rozjechało — pokiwała energicznie głową jego towarzyszka, sięgając po coś do swojej malutkiej torebki. — Mam puder... Chcesz? - pomachała mu nim przed nosem, a Jeongguk kiwnął głową odbierając go od niej.

— Dzięki.

Wysunął z kieszeni telefon włączając aparat z przednią kamerką i złapał za pędzelek od kobiety, wygładzając twarz pudrem. Odetchnął widząc, że wygląda lepiej niż przed chwilą, a jego nos nie rzuca się tak w oczy jak wcześniej. Lisa przyglądała mu się zaciekawiona.

— Nie znamy się, ale...Może chcesz mi powiedzieć co się stało?

Westchnął oddając jej pudełeczko z pudrem i wypchnął językiem policzek. Zacisnął dłonie na materiale spodni, opierając głowę o ścianę za sobą.

— Pokłóciłem się z przyjacielem i jakoś szczególnie nie mam ochoty o tym rozmawiać — mruknął, a dziewczyna pokiwała głową.

— Rozumiem — westchnęła. — Możemy spędzić ze sobą trochę czasu, abyś nie zadręczał się złymi myślami.

Nie trzeba mówić, że Jeongguk się zgodził.

I spędził tak czas z Lisą siedząc na korytarzu i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Śmiali się, żartowali jakby byli dobrymi znajomymi, a nie osobami chwilę się znającymi. Dzięki rozmowie dowiedział się, że dziewczyna jest raperką i producentką muzyczną mieszkającą na codzień w Nowym Jorku. Miała swoją ukochaną o imieniu Rosé również gdzieś tam się bawiącą. Była przyjazna, miła i inteligenta! Nie wydawała się taką snobką, za jaką większość ją pewnie uważała. Sam również jej powiedział, gdzie pracuje i trochę o swoich przyjaciołach pomijając fakt, że ma trzy i pół letniego syna i że sam go wychowuje.

Dogadywali się świetnie, ale w końcu trzeba było udać się z powrotem na salę. Nie płacono mu za nic nie robienie. Musiał się udać do kuchni po wodę do wymieniania na stolikach, a Lisa zaproponowała mu, że uda się razem z nim. Rozmawiając weszli do środka, ale Jeongguk od razu znieruchomiał widząc znajdujące się tam osoby.

Stał tam Jin rozmawiający z Taehyungiem, jakimiś innym czarnowłosym mężczyzną, którego widział pierwszy raz na oczy, ale co skupiło jego uwagę to...Ta parszywa twarz, której nigdy nie będzie wstanie zapomnieć. Był ubrany w ohydny zielony garnitur i miał zaczesane do tyłu włosy. Śmiał się z czegoś co powiedział Jin, zachowując się jakby obecność Taehyunga je robiła na nim wrażenia.

Świat Jeongguka ponownie się zatrząsł widząc Taehyunga jak i gościa, który zniszczył mu życie. Zignorował ból, który czuł na widok swojego byłego, a złość wzięła nad nim przewagę. Zacisnął szczękę stawiając krok do przodu.

— Ty sukinsynie — warknął patrząc na Woo-sik Choi zwracając na siebie tym samym uwagę jego jak i pozostałych.

— Przepraszam? — Choi zaśmiał się niezręcznie, unosząc brew. — My się znamy?

— Jeongguk, opanuj się! — warknął Jin, marszcząc zezłoszczony brwi. — Miej szacunek do starszych!

— Nie będę miał szacunku do faceta, który zniszczył mi życie! — uniósł się Jeongguk, zaciskając pięści.

Taehyung z Yoongim przyglądali sie zdezorientowani całej sytuacji. Tae był zaskoczony wybuchem Jeongguka jak i jego przybyciem z Lisą. Widział go przedtem na sali i wtedy przeżył swój pierwszy szok, teraz na spokojnie mógł zachować powagę, ale jednak i tak został wytrącony z równwagi przez dziwne zachowanie młodszego.

— Człowieku ja cię nie znam! — zawołał Woo-sik, prychając.

— Przestań kłamać! — Jeongguk rzucił się na mężczyznę, zaciskając palce na jego marynarce. — Cztery lata temu zniszczyłeś mi życie! — jego oczy napełniły się łzami, kiedy potrząsnął całym ciałem faceta.

— Nie wiem, kim jesteś! — dalej bronił się aktor.

— Nie kłam mi w kurwa w żywe oczy!

Najpewniej by mu przyłożył w momencie, kiedy mężczyzna próbował się uwolnić, ale poczuł silne znajome ramiona, wokół swojej talii. Taehyung odciągnął go od aktora, schylając głowę.

— Uspokój się — warknął mu do ucha, a Jeongguk zesztywniał. Kiedyś uwielbiał, kiedy Taehyung zwracał się do niego tym tonem.

— Myślę, że w kwestii kłamania masz najmniej do powiedzenia, Jeonggukie — wtrącił nagle Jin, patrząc na niego twardym wzrokiem. — Jesteś w tym wręcz cholernym ekspertem.

— N-nie rozumiesz! On kłamie w żywe oczy! — niemalże pisnął, bojąc się tego co straszy chciał powiedzieć.

— Tak samo jak ty kłamiesz od cholernych czterech lat, że Beomgyu nie jest synem Taehyunga!

Reakcje były różne.

Jeongguk opadł z głośnym szlochem na podłogę, Taehyunga aż cofnęło do tyłu, a Yoongi rozszerzył oczy przykładając dłoń do ust. Lisa w tym wszystkim oparła się, aż o ścianę, a Jin roześmiał się klaszcząc w dłonie.

— Dalej masz coś do powiedzenia, Ggukie? — kpił Jin, kołysząc się na piętach, a Jeongguk mógł tylko szlochać i patrzeć na zszokowanego Taehyunga.

— T-to n-nie tak! — pisnął, dotykając jego nogi i ściskając ją żałośnie. — N-nie tak!

— K-kyuu jest naprawdę moim synem? — Taehyung zignorował pozostałych i spojrzał na Jeona twardym wzrokiem. Jeongguk zaszlochał głośniej, patrząc na niego błagalnie. — Jest czy nie?! — ryknął zły.

— T-tak! J-jest! — wyszlochał chłopiec, zakrywając się dłońmi. Jego największy koszmar właśnie się spełniał, a Taehyung nie wyglądał, jakby miał zrozumieć jego największe kłamstwo. Wręcz przeciwnie! Wyglądał na tak cholernie złego i zranionego, że Jeon czuł się jeszcze gorzej. — A-ale to wszystko nie jest tak!

— A jak?! Przez cztery lata ukrywałeś przede mną, że masz ze mną dziecko! Jak mam się czuć do cholery?! — naskoczył na niego Kim, zaciskając usta w wąską linię i parsknął. — Żądam do niego praw i opieki nad nim, Jeongguk!

— Nie! — pisnął błagalnie, łapiąc Taehyunga za dłoń. — N-nie możesz mi go zabrać! K-kocham cię, Taehyung! T-to on zniszczył nam wszystko! — wskazał drżącym palcem na Choi, który przyglądał się im z obojętną twarzą.

— Przestań się upokarzać, Jeongguk! Gdybyś mnie kochał nie odebrał byś mi szansy na posiadanie syna! Którego teraz odbiorę ci tak samo, jak ty odebrałeś mi go — wycedził z nienawiścią Kim, a dwudziestopięciolatek pokręcił energicznie głową.

— B-błagam...

Taehyung skierował się do wyjścia z kuchni. Najpewniej był to koniec imprezy dla niego. Szczególnie po tym wszystkim, czego się dowiedział.

— Spotkamy się w sądzie, Jeongguk.

I wyszedł zostawiając szlochającego Jeongguka na podłodze dokładnie tak samo jak kilka lat wcześniej to on zostawił Taehyunga płaczącego w jego mieszkaniu.

***
no to teraz się porobiło...

Continue Reading

You'll Also Like

110K 4.9K 21
❝ Talkin' bout.. my girl! ❞ ❝ That's from the sixties! ❞ ∘◦ ミ☆ ◦∘ IN WHICH primrose wilder falls in love with stanley barber while listening to eigh...
40.4K 975 31
17 year old Lumine is attending school alone this year, after her brother passed away. And suddenly, with the arrival of a stranger, her life becomes...
8.8K 452 20
𝐈'𝐝 𝐰𝐚𝐢𝐭 𝐮𝐩 𝐟𝐨𝐫 𝐲𝐨𝐮 𝐈 𝐝𝐨𝐧'𝐭 𝐦𝐞𝐚𝐧 𝐭𝐨 𝐫𝐮𝐬𝐡 𝐲𝐨𝐮 𝐁𝐮𝐭 𝐭𝐡𝐞 𝐫𝐮𝐬𝐡 𝐈 𝐠𝐞𝐭 𝐭𝐨𝐮𝐜𝐡𝐢𝐧' 𝐲𝐨𝐮 𝐢𝐬 𝐒𝐨𝐦𝐞𝐭�...
1M 64.7K 119
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...