Ambiwalencja dusz: Bez żalu [...

By zUaAmaterasu

453 43 179

"Syn wygnańców". "Geniusz nowego pokolenia". Jak jego ojciec. "Osierocony dziedzic najważniejszego rodu szla... More

Przedmowa
0. Kwestia (nie)hańbienia pamięci
1. Świat bez bohaterów
2. Dziecięce świętości
3. Fundamentalne więzi
4. To, co utracone
5. Wiecznie żywi zmarli
6. Towar deficytowy
7. Pętla narodzin i śmierci
8. Królowa złudzeń i kłamstw
9. Do samego końca
10. Fałszywy bohater
11. (Nie)tchórzliwy rewanż
12. Tęsknota
13. Niepozorni
14. Kotwica. Dom
15. Gin i Yuudai
16. Serce z kamienia
17. Brutalny świat dorosłych
19. Nieuchronny los
20. Serce i rozsądek
21. Ten, który opowiada historię
22. Obce spojrzenie
23. Osobliwa troska
24. Cena wolności
25. (Nie)czułe groźby
26. Jej historia
27. Dylemat człowieczeństwa
28. Złe prawo to nie prawo
29. Burzyciel światów
30. Bez względu na wszystko
Posłowie

18. Wyśniony ideał

4 1 2
By zUaAmaterasu

Cudowne uczucie. Ciałem nie szargał ból miażdżący kości i trawiący organy, w żyłach nie szumiała krew, brutalnie przypominając o tym, że wciąż oddychała, a możliwość wzięcia głębokiego oddechu bez obawy przed obrzyganiem krwią stroju... dawno nie doświadczyła tego rodzaju wolności. W swoim świecie trawiła ją śmiertelna choroba, każdy dzień, w którym doświadczała promieni wschodzącego słońca, a żegnał ją blask księżyca, był zarówno błogosławieństwem, jak i ironią losu. Ale ten drobny wytrych, oszustwo, zawahanie dziedzica poprzedniczki pozwoliło skorzystać w wyrwy powstającej pomiędzy wymiarami i uciec. Naturalnie, pozostawiła bez wyjaśnienia młodszego brata martwiącego się o nią za każdym razem, kiedy opuszczał księżniczkę, by wypełniać własne obowiązki. Nie przygotowała zastępczyni na nagłe zniknięcie dowódczyni. Ale miała powody, które były podyktowane niczym więcej niż dobrem sprawy.

Otaczające ją twarze były jednocześnie znajome i obce. W ich spojrzeniu dostrzegała mieszaninę emocji: strach, niedowierzanie, prawdziwe przerażenie, ulgę, nawet znamiona szczęścia. Doskonale znała przeszłość poprzedniej Yuudai, matki dziedzica, widziała ją podczas niezliczonych wędrówek po świecie złożonym z luster. Obserwowała, z jakimi wątpliwościami zmagali się bogowie śmierci bliscy i nie jej sercu, ba, wiedziała, kto szczególnie żałował jej śmierci.

Utkwiła wzrok w Kuchikim Byakuyi, chociaż to nie on budził w kobiecie największe zainteresowanie. Najchętniej posłałaby drapieżny uśmiech Ichimaru Ginowi, by dać mu do zrozumienia, że doceniała wieki spędzone na pielęgnowaniu wspomnienia zmarłej szlachcianki. Uważała tę więź na najbardziej osobliwą — dotykała tych pierwotnych instynktów budzących w niej żądzę krwi.

— Zaraz? K-kapitan? — Z tłumu szepczących głosów wybił się jeden męski, którego nie potrafiła zidentyfikować. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, musiała powstrzymać kopniak rozwścieczonej Sui-Feng.

— Ty! — Nie miała największego problemu z powstrzymaniem wytrąconej z równowagi kapitan. Haori identyczne wręcz z tym zdobiącym ramiona Yuudai załopotało w powietrzu. Księżniczka Kuchikich spiorunowała młodszą przywódczynię sił specjalnych zimnym, mrożących krew w żyłach spojrzeniem.

— Znaj swoje miejsce — zażądała arystokratka, z lekkością odpychając napastniczkę odrobiną energii duchowej. Siła uderzenia posłała ją kilka metrów dalej w taki sposób, że musiała włożyć wszystkie siły, by wyhamować i nie wpaść w zbiorowisko bogów śmierci zaciekawionych bankai Urahary-Kuchikiego Hyouki. Yuudai pokazowo otrzepała dłonie, jakby bez wysiłku odgoniła natrętnego owada. — Nie jestem kimś, do kogo masz start, Feng.

— Jesteś...!

— Daj spokój, kapitan Sui-Feng — przerwał jej niespodziewanie Hirako Shinji. Rozłożył ręce w beztroskim geście, po czym skwitował: — Nie trzeba być szczególnie ogarniętym, żeby zorientować się, że ta kobieta nie ma za wiele wspólnego z naszą Kuchiki. Część z nas widziała jej trupa — wypunktował brutalnie. — Nasza Kuchiki Yuudai jest martwa, prawda, Ichimaru?

— Tak bezpośrednio wywołujesz mnie do tablicy, kapitanie Hirako, ale co mi pozostaje? — Gin zachowywał się z identyczną wręcz teatralnością, z jaką wyrył się w jej pamięci. W świecie Yuudai zginął podczas bitwy o Karakurę z rąk nikogo innego jak Aizena Sousuke. Tak jak pierwotnie miało być. Ten scenariusz powtarzał się w wielu światach i jedynym wytłumaczeniem osobliwej anomalii była poprzedniczka księżniczki. Gdyby nie ich układ, gdyby nie Hyouka, prawdopodobnie zginąłby wieku wcześniej. — Ale tak. Mogę z pewnością potwierdzić, że Kuchiki Yuudai zginęła.

Zresztą przybyszka nie zamierzała kryć swojej tożsamości. Nawet jeżeli próbowałaby odegrać rolę istoty z tego świata, szybko zostałaby przyłapana na kłamstwie. Nie potrafiłaby z taką łatwością udawać kogoś, z kim nie łączyło ją nic poza imieniem, nazwiskiem i identycznym wyglądem.

Przeciętni bogowie śmierci nie zauważali subtelności świadczących o zmianie nastroju Byakuyi, ale w świecie za lustrem brat był osobą najbliższą jej sercu. Z łatwością wyłapała to charakterystyczne spięcie ramion, wyostrzenie spojrzenia stalowych oczu. Westchnęła ciężko, po czym wypowiedziała najmniej raniące słowa, jakie przyszły jej do głowy.

— Musisz mi wybaczyć, ale podobnie jak nie jesteś moim bratem, ja nie jestem twoją siostrą.

Tyle. Nie czuła się w obowiązku przepraszać kogokolwiek za wywołane rozczarowanie.

— A ty wstań, chłopcze — zwróciła się wreszcie do Hyouki. Patrzenie na niego wciąż wywoływało ból w jej sercu ze względu na ten przeklęty słomiany kolor włosów przywodzący na myśl Uraharę Kisuke.

Paradoksalnie, nie czuła tego samego, gdy przelotnie zerknęła na Shihouina Yuushirou. Pogodzenie się z zamordowaniem dawnej mentorki przyszło jej o wiele prościej, ponieważ ta przed śmiercią podjęła walkę. Stary przyjaciel nie kłopotał się nawet tym, uznawszy, że zasłużył czynami i wyborami. Zresztą zanim rozpłatała jego ciało przy użyciu na wpół uwolnionej formy Zanpakutou przytulił ją z czułością, jakiej nigdy nie zaznała ze strony męża-sadysty i szeptem wyznał, że jej wybacza. I nie to, że zrobiła to z nieświadomością roli, jaką odegrał w życiu jej poprzednich wcieleń. Działała z czystą premedytacją oraz zimną krwią charakterystyczną dla dowódcy sił specjalnych.

W postawie Urahary-Kuchikiego dostrzegła widoczne gołym okiem wahanie, gdy nieporadnie trzymał pokerową twarz i z gracją wstawał z ziemi. Wsunął broń za pas czarnego stroju boga śmierci.

— Rozczarowałeś mnie — stwierdziła.

— Nie sądzę, żeby można było mówić o rozczarowaniu. Zdecydowałem inaczej niż by pani sobie życzyła. — Doskonale widziała, że powstrzymywał się przed poufałym tonem i krzyczącym w jego spojrzeniu mamo.

— Myślałam, że chcemy dokładnie tego samego — ciągnęła psychologiczną grę dalej. — Myślałam, że twoim celem jest przede wszystkich oczyścić imię rodziców. Ujawnić światu, kto w rzeczywistości stał za jej śmiercią. Zdemaskować fałszywych bohaterów. Postanowiłeś jednak wybrać prostszą drogę. Włożyłam wszystkie siły, by się tutaj pojawić — zdradziła. — To, co zrobiłeś, nie przedstawia cię w najlepszym świetle — ciągnęła dalej. — Deklarowałeś, że potrzebujesz osiągnąć bankai, ponieważ łączy nas wspólnota celów. — Teatralność wręcz biła z jej karcącej pozy, ale dla arystokratki jej pokroju odgrywanie głównej roli w przedstawieniu było chlebem powszednim. Codziennie stawiała siebie w centrum nowego spektaklu, ukrywając za skrupulatnie przygotowaną fasadą chorobę, rozżalenie, niemoc. — Można by powiedzieć, że wykorzystałeś naiwną kobietę na krańcu swojego życia. Pytanie, kto cię tego nauczył, chłopcze. Matka? Wuj? Mentor? Wszystkim im można postawić podobne zarzuty. — Westchnęła na zakończenie. — Spodziewałam się po tobie o wiele więcej.

— Zamknij się — wybuchnął Yuushirou. — Zamknij się, do cholery! — Młody Shihouin błyskawicznie znalazł się u boku kochanka, chwycił go za ramię i odepchnął za siebie, by zasłonić go przed Yuudai własnym ciałem. Ten heroiczny gest w normalnych okolicznościach może i by wzbudził u kobiety litość, ale w tym wypadku pozostała wyłącznie kpina. Po tym, jak uporała się z agresją Sui-Feng, sądził, że stanowił dla niej jakiekolwiek wyzwanie? Ironię sytuacji podbudowywała opaska z emblematem 2. oddziału przymocowana do jego umięśnionego ramienia. — Nie słuchaj tej pieprzonej wariatki, Hyouka. Nie ma racji. Nie zrobiłeś niczego złego. To nie jest twoja wina. Za nic nie odpowiadasz. I wy wszyscy — palcem wycelował w zgromadzonych bogów śmierci, gotowy rzucić się na nich w obronie partnera, jeżeli by tylko pomyśleli inaczej — nawet nie próbujcie oskarżać go o cokolwiek. Ona zrobiła to sama. Sama!

— Och, naiwny mały kretynie — rzuciła, nie potrafiąc skomentować tego w inny sposób — chciałabym zauważyć, że również niczego do tej pory nie zrobiłam. Próbujesz namalować mój obraz w czarnych barwach, chociaż wasz zasób informacji jest żałośnie nieimponujący. Jak dobrze, że te wszystkie światy są zorganizowane w ten sposób, że rządzą ci mający nieco więcej oleju w głowie, prawda, wszechkapitanie Kyouraku? — zwróciła się do milczącego dotychczas niecodziennie milczącego mężczyzny w słomianym kapeluszu i kwiecistym haori zasłaniającym to z symbolem 1. oddziału. — Z przyjemnością przedstawię wyjaśnienia mojej niezapowiedzianej wizyty w bardziej kameralnym gronie z większym stężeniem decyzyjności na metr kwadratowy. Będę zobowiązana. — Skłoniła się dystyngowanie, lekko, okazując szacunek najważniejszemu ze zgromadzonych bogów śmierci.

— Trzeba przyznać — odezwał się po chwili przytłaczającego myślenia — że chociaż nie jesteś moją Yuudaiś, to zmysł do polityki posiadasz ten sam. To imponujące i przerażające zarazem.

— Do usług, wszechkapitanie Kyouraku.

***

Nie pamiętał, kiedy zwołano zebranie kapitanów w trybie pilnym. Ostatnio chyba w przypadku inwazji Wandenreich, dlatego myśli o tym, że jego przyczyną była kobieta wyglądająca jak jego zmarła siostra, budziła w arystokracie obawy. Stłumił je poczuciem lojalności wobec Społeczności Dusz, wobec rodziny, ale nie potrafił pozbyć się narastającego z każdą chwilą rozdwojenia w sobie, kiedy bruneta w szacie charakterystycznej dla egzekutorów 2. oddziału i białym haori z ich symbolem na plecach stanęła pomiędzy kapitanami jak zwierzątko z cyrku, atrakcja dla przyjezdnych, wreszcie intruzka. W jej wyprostowanej postawie nie było grama zawahania. Doskonale wiedziała, po co przybyła do Seireitei i najwyraźniej zamierzała przekonać ich o słuszności swojego wyboru. Tak, by nie wylądowała w więzieniu, a Rada Czterdziestu Sześciu, poruszona wtargnięciem, nie zdecydowała o jej rychłej anihilacji.

Wyglądała w ten sposób, jakby już kiedyś przechodziła podobne procedury.

Wciąż powtarzała, że nie jest Yuudai, a jednocześnie ją jest. Mówiła o własnym świecie, co wydawali się pojmować jedynie Hirako i Kyouraku. Byakuya szybko wydedukował, że siostrzeniec powiedział im więcej niż jemu, że ujawnił prawdziwą moc kryjącą się za Suikyou no Hyouką. Gdy zmarła siostra kłamała mu wprost w oczy, reagował różnie, najczęściej gniewem, wpadał w szał, próbował przemocą wytłumaczyć jej hierarchię starszeństwa w rodzie i wpłynąć w ten sposób na jej skłonność do zakrzywiania rzeczywistości. Odnajdując w tym zachowaniu znamiona jej dziedzictwa, mógł tylko czuć rozczarowanie sobą. Hyouka mu nie ufał na tyle, by przyjść z tym problemem do niego. Historia powtarzała się w najboleśniejszy z możliwych sposobów.

— Życzyłaś sobie mniejszej publiczności. — Przytłaczającą ciszę przerwał głos Shinsuiego. Trzynaście pary oczu wpatrzonych w przybyszkę wypełniły skrajnie różne emocje: od strachu, poprzez emocjonalny chłód, kończąc na niezdrowej fascynacji i obłędzie. Kuchiki najchętniej powyrywałby nogi z tyłków Zarakiemu i Mayuriemu, którzy wyglądali, jakby chcieli tę kobietę w jakiś sposób zeżreć: czy to w brutalnej walce na nagie miecze, czy w laboratorium na stole sekcyjnym. Kapitan 6. oddziału przyłapał się na nadopiekuńczości, która wynikała z tego uderzającego podobieństwa.

— Dziękuję za wzięcie mojego żądania pod uwagę — odpowiedziała dumnym dystyngowanym tonem jak na przedstawicielkę szanowanego rodu przystało. — Pozwólcie, że jeszcze raz się przedstawię. Nazywam się Kuchiki Yuudai i w swoim świecie przyszło mi piastować stanowisko 2. oddziału oraz przywódczyni sił specjalnych. Mój świat i wasz świat egzystują równolegle, co samo w sobie jest pewną anomalią, aczkolwiek zacznijmy od tego, że narodziły się w tym samym momencie. Zgodnie z moimi dociekaniami, tym momentem było nic innego jak pojawienie się Kuchiki Yuudai.

— To brzmi jak kompletne wariactwo — zarzucił twardo stąpający po ziemi Muguruma.

— Wolałabym, by kapitan nie wtrącał się w moją wypowiedź — zauważyła lodowatym nieznoszącym sprzeciwu tonem — ale należy przyznać, że nie znajduje się pan daleko od prawdy, chociaż nazywanie teorii światów równoległym kompletnym wariactwem jest absolutnie wulgarne i niedopuszczalne w tak zacnym gronie — zwróciła mu uwagę z wyższością. Jako dziecko, Byakuya właśnie tak wyobrażał sobie starszą siostrę. Jako kobietę chłodną, ale uprzejmą dla obcych, a jemu pokazującą to wrażliwe opiekuńcze oblicze. Znającą swoje miejsce w szeregu i przypominającą o nim innym.

Była jego wymarzonym ideałem.

Góra mięśni w postaci Kenseia zaczerwieniła się z frywolnością panienki, którą pierwszy raz w życiu podrywano. Yuudai nawet brew nie drgnęła, gdy jawnie upokarzała kapitana.

— Anomalia w postaci światów równoległych pojawiła się wraz z tragiczną śmiercią pierwszej Yuudai. Nie wiadomo, kiedy to się stało, ale zapoczątkowało to cykl narodzin i śmierci trwający aż do dzisiaj. Pojawiała się w swoim świecie, padała ofiarą mniejszych lub większych okrucieństw i odchodziła, a życie kontynuowało swój rytm. W przejściu pomiędzy światami pozostawał tylko ślad umożliwiający podglądactwo przeszłych wydarzeń. Odejściu Yuudai zawsze towarzyszyło poczucie winy i niespełnionej misji. Urodziła się w nieodpowiednich czasach. Powinna była postąpić inaczej. Biedna dziewczyna, niefortunnie trafiła. Pewnie takie myśli nierzadko nawiedzały państwa, gdy myśleli państwo o Yuudai. — Z rozwagą dotykała najczulszych punktów. — Ale tak zostało zapisane w gwiazdach. To musiało się wydarzyć, by cykl został zakończony. Tyle że system nie przewidział sytuacji, w której po Yuudai coś zostanie. Od początku jednak: nastąpiły dwa znaczące odstępstwa od reguły. Odeszła bez wyrzutów, że nie zdążyła czegoś dokonać, to pierwsza anomalia. Jej poprzednie wcielenia zostawiały za sobą stos niedokończonych spraw. Yuudai z tego świata uniknęła tego losu. To jednak nie wystarczyło, by zagrozić systemowi. Jest jeszcze wytrych, którym obdarzyła nas wszystkie — zawiesiła opowieść, jakby dawała przestrzeń pozostałym na rzucenie sugestii. Po wybryku Mugurumy nikt się jednak nie odważył jej przerwać. — Cudowne dziecko. Dziedzic.

— Hyouka — wyrwało się mimowolnie Rukii. W zimnym uśmiechu rozciągającym usta przybyszki pojawiła się odrobina serdeczności.

— Zgadza się. Urahara-Kuchiki Hyouka. Kiedy tylko odkryłam jego istnienie, kiedy zorientowałam się, że wraz z jego narodzinami cykl nie został zakończony i mogłam go dosięgnąć, ponieważ — zamyśliła się na chwilę w teatralnym akcie doboru odpowiedniego słowa — jego matka znalazła sobie partnera równoważącego jej ułomności, a przy tym szalonego jak ona. — Szmer oburzenia przeszedł przez część kapitanów, ale Kyouraku uniósł rękę i tym samym ich uciszył. — Prawdziwy cud. Wiedziałam, że jest jedyną szansą, by zdjąć tę klątwę.

— Klątwę? — prychnął Mayuri. — Przyszło ci się odradzać za każdym razem. To raczej cud, nie klątwa. Jaką magię do tego wykorzystano? Co trzeba było zrobić...? — nakręcał się coraz bardziej. Byakuya już myślał o interwencji, ale kobieta postanowiła rozwiązać impas własnymi rękami.

— Nie różni się pan od tego drania, który pragnął rozłożyć mnie na części pierwsze na stole sekcyjnym — zwróciła uwagę na uderzające podobieństwo — więc odpowiem panu w ten sam sposób, kiedy mnie zapytano o naturę Suikyou no Hyouki: nie wiem. Aczkolwiek ta rzeczywistość nie jest tak skonstruowana, że to cud. To przekleństwo. Wiąże się z bólem nie do zniesienia, z poszukiwaniem na nowo odpowiedzi. Pojawienie się dziedzica jest szansą jedną na milion, by ukrócić ten żart losu. By wziąć sprawy w swoje ręce. Zakończenie tego cyklu to moja misja. Nie wtargnęłam do tego świata, by przyczynić się do jego zniszczenia, by zrujnować odwieczny porządek w Społeczności Dusz. Moją intencją nie jest sięganie po władzę dla własnych korzyści ani przedwieczne animozje. Domyślam się, że takie scenariusze pojawiły się w państwa głowach. Włożyłam w tę podróż ostatnia cząstek pozostałej mi woli i mocy, ponieważ to ciało — sugestywnie wskazała dłonią na swoją klatkę piersiową — nie jest oryginalnie moje. Uformowało je Zanpakutou dziedzica, wkładając w nie całą potęgę, jaką dysponuje. Trafiło się państwu cudownie uzdolnione dziecko. Szkoda by było zaprzepaścić to, co może zrobić, pochopnymi decyzjami.

— Prawdopodobnie nie my będziemy o tym decydować, a Rada Czterdziestu Sześciu — stwierdził Kyouraku. Olśniewający arystokratyczny uśmiech wykrzywił idealnie piękną twarz kapitan Kuchiki.

— Zdaję sobie z tego sprawę, ale wiem, jak wiele wnosi słowo wszechkapitana i najwyżej postawionych szlachciców. Tym samym chcę zdobyć państwa przychylność — bez grama wahania obnażyła mechanizmy działania. Autorefleksyjność zaimponowała części dowódców, wprawiając ich w zmieszanie, stupor. Ręce Sui-Feng widocznie się trzęsły. Yadoumaru uciekała wzrokiem, nie chcąc być tą, która musi podjąć ostateczną decyzję. A Byakuya... Byakuya dostrzegał w tej kobiecie wyłącznie swoją starszą siostrę.

— Do czasu rozwiązania tej sprawy należałoby ją aresztować — mruknął niepewnie Kensei.

To rozjuszyło Byakuyę.

— Nie zgadzam się — po raz pierwszy zdecydował się zabrać głos. — Z tego świata czy nie, ta kobieta należy do Kuchikich. Ma prawo do azylu w rodzinnej rezydencji. — Na krótki moment lód w spojrzeniu kobiety stopniał, zastąpiony przez dumę i wdzięczność. — Zgadzam się, że to sprawa nierozstrzygalna na gruncie rodu, ale przysługuje jej oczekiwanie na — proces i wyrok brzmiały, jakby mieli do czynienia z rasowym przestępcą, a przecież kapitan z innego świata nie popełniła żadnej zbrodni — decyzję Rady Czterdziestu Sześciu. Oczywiście, będzie trzymana straż, ale osadzanie jej w więzieniu godziłoby w pozycję arystokracji.

Nie zadrżał mu głos, kiedy wygłaszał przemówienie. Pozostali słuchali go albo z oburzeniem, albo z obojętnością. Powoływanie się na odwieczny porządek Społeczności Dusz to jedyne, co mu zostało. Wcześniej nie zrobił dla starszej siostry nic, co by radykalnie poprawiło jej dramatyczną w wielu momentach sytuację. Przynajmniej w ten sposób mógł się rewanżować swojej Yuudai za dobro, wyrozumiałość i chęć ochrony jego wartości, za ofiarne poświęcenie, za które nigdy w znaczący sposób się nie odwdzięczył.

— Kapitan Kuchiki ma rację. — Shunsui westchnął. — To nie jest kwestia, którą możemy dyskutować. Decyzję należy zostawić Radzie Czterdziestu Sześciu, a tymczasem będzie tak, jak zaproponowałeś.

— To absurd! — zaoponowała Sui-Feng. — Powinno się pociągnąć do odpowiedzialności zarówno ją, jak i jego, a ty — gniewnie popatrzyła na Byakuyę — jeszcze powinieneś odpowiedzieć za współudział. Została naruszona integralność Społeczności Dusz. Porządek! Dwóch kapitanów jednego oddziału w tym samym czasie? Wchodzenie do naszego świata, bo coś ci się ubzdurało? Co za absurd!

Oskarżenia były absolutnie nie do przyjęcia. Najwyraźniej nie tylko on podzielił tę opinię, ponieważ Yuudai zdążyła uprzedzić jego argumenty:

Absurd? Gdybym była Shihouin Yoruichi, również by pani tak uważała?

— ...co? — wykrztusiła. — Jak śmiesz...?!

— Jak śmiem? — Zatrzepotała teatralnie rzęsami. — Jak pani śmie zarzucać arystokratom niewybaczalne zbrodnie ze względu na osobiste zatargi z waszą Yuudai? — zapytała bezpośrednio, w efekcie czego niższa kapitan zamilkła jak zaczarowana. — Wolę, żeby nie zabrzmiało to jak groźba, ale wiem, dziewczyno — po raz pierwszy pozwoliła sobie na nieformalny ton. — Wiem o wszystkim, co cię dręczy w związku ze śmiercią Kuchiki Yuudai. Wyrzucasz sobie los Shihouin Yoruichi. Trawi cię poczucie winy, które postanowiłaś ulokować w dziedzicu, ale wiesz, że przecież chłopiec nie jest niczemu winien. Dostrzegasz jego talent.

— ...przestań — zażądała słabo.

— Mam przestać? — Yuudai nie zdziwiła się, jakby dokładnie tego się spodziewała. — To ty rozpoczęłaś tę bitwę.

— Przestań! — wykrzyczała i pewnie by się na nią rzuciła, gdyby w mgnieniu oka Byakuya nie stanął pomiędzy dwiema kobietami. Z wyższością popatrzył na starą towarzyszkę, nie mając odwagi podnieść wzroku na inne wcielenie starszej siostry. Jego interwencja wywołała poruszenie, wprawiając wszystkich bez wyjątku w stan najwyższego zdumienia.

— Dość. Decyzja została podjęta — przemówił. Pierwszy otrząsnął się Kyouraku.

— Racja. Spotkanie uznaję za zakończone. Kapitanie Kuchiki, gdybyś mógł...

— Zajmę się naszym gościem — celowo położył nacisk na ostatnie słowo. Zgromadzeni w mniejszym lub większym pośpiechu zaczęli opuszczać hol 1. oddziału. W spojrzeniu niektórych dostrzegał chęć zamienienia dwóch słów z przybyszką z innego świata, ale głowa rodziny zniechęcała ich wojowniczą postawą. Ostatecznie zostali we dwoje w pustym pomieszczeniu. Nawet Rukia odczytała tę palącą chęć brata do samotnego rozmówienia się ze starszą kobietą.

Chwyciła rękaw jego kapitańskiego haori. Yuudai, nie Rukia, uzmysłowił sobie.

Ich spojrzenia spotkały się, a to uderzające podobieństwo do starszej siostry zakłuło go w okolicach klatki piersiowej. Musiał powtórzyć sobie, że ta istota w kapitańskim płaszczu nie była jego krewną.

— Dziękuję, Byakuyo — powiedziała cicho, łagodnie. Jej piękną arystokratyczną twarz rozświetlił uśmiech pełen wdzięczności; dokładnie taki wrył się w jego pamięci w czasach wczesnej młodości. Ból w klatce piersiowej powoli stawał się nie do zniesienia, a czułość, z jaką wymówiła jego imię... może i była lodowata, dystansowała się, ale dla niego... w jej fioletowych oczach widział, że dostrzegała w nim własnego brata. — Dziękuję za wzięcie mojej strony.

— Jak właściwie powinienem się do ciebie zwracać? — Odciągnął swoją uwagę od tych spostrzeżeń.

— W moim świecie mówią do mnie kapitan Kuchiki albo księżniczko, ale sądzę, że będzie nam dwojgu prościej, jeżeli będziesz zwracał się do mnie po imieniu. Tak jak ja do ciebie — zasugerowała. Chociaż coś w środku podpowiadało mu, że to w pewien sposób niewłaściwe, że szargało pamięć starszej siostry, nie potrafił nie ulec pokusie.

***

To była jedna wielka porażka.

Nie patrząc na nic, wpadł do oficerskiej klitki, po drodze demolując i tak pogrążone w bałaganie mieszkanie. W furii rozrzucał rzeczy, a Shihouin, który podążył jego śladem, zastygł w bezruchu w drzwiach wejściowych, samemu nie wiedząc, co robić. Hyouka musiał rozładować frustrację, nienawiść, poczucie bezsilności, a zamiast rujnowania kwater dywizji, za co zgarnąłby jeszcze burę od kapitan, postanowił wyżyć się we własnym azylu. Książki, ubrania, przedmioty gospodarstwa domowego, lustro w łazience — wszystko, co wpadło w jego ręce, padało ofiarą niszczycielskiej siły. Z amoku wyrwał go dopiero dźwięk szkła będący raczej żałosnym przenikliwym piskiem niż paraliżującym hukiem. Spojrzawszy na podłogę, po której motało się pierze z rozerwanej brutalną siłą rąk pierze, zauważył ramkę z pamiętnym zdjęciem szczerze śmiejących się rodziców. Jakim cudem najcenniejsza pamiątka znalazła się w tym miejscu? Powinna...? Kiedy Urahara-Kuchiki ją tu przyniósł?

Nogi się pod nim ugięły. Upadł na kolana, kompletnie pozbawiony energii, jakby ta wyparowała z niego w jednym momencie. Drżącymi dłońmi ujął fotografię i podniósł ją z żywym przerażeniem. Jak śmiał do tego dopuścić? W kącikach fioletowych oczu zebrały się łzy.

— Przepraszam — wydukał. — Przepraszam, mamo, tato.

Nie potrafił określić, dlaczego właściwie dręczyły go tak potworne wyrzuty sumienia. Nie chodziło przecież wyłącznie o zdjęcie, to przecież symbol.

— Przepraszam. — Po jego bladych policzkach pociekły łzy bezsilności.

Do Hyouki dotarło, że Yuushirou przypadł do niego i objął go swoimi silnymi ramionami. Blondyn chciał podjąć walkę, ale kompletnie zabrakło mu energii — cały jej arsenał ulokował w demolowaniu mieszkania. Pozwolił się przytulił, pogładzić po głowie jak małe dziecko i ukołysać.

— Csi. Nie miałeś na to wpływu. To nie jest twoja wina — łagodnym tonem wtłaczał mu do głowy słowa ukojenia. Miał do nich ambiwalentny stosunek. Oczywiście, potrzebował ich jak powietrza, by się nie udusić, ale z drugiej strony, część jego duszy krzyczała, że zasłużył na ból, cierpienie, na to wszystko, co fundowało mu serce. — To wszystko ona. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Jesteś cudowny, Hyouka, rozumiesz? Cudowny.

— Z-zbiłem... — wykrztusił słabo. Oczyścił starą fotografię z odłamków szkła i przytulił do piersi niczym najcenniejszy skarb. — Przepraszam — wychlipał.

— Już, już. — Machinalnie pogładził jego długie roztrzepane blond włosy. — Już, Hyouka. Nic się nie stało. Będziemy spać dzisiaj u mnie, a jutro... jutro sobie to jakoś poukładamy, hm? Wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży — zapewnił. — Poradzimy sobie z tym obaj. Wspólnymi siłami, dobrze? — zapytał, nie kryjąc wiary w to, że oficer się zgodzi. Urahara-Kuchiki nie widział powodu, dla którego miałby protestować. Skuszony obietnicą bezwarunkowego wsparcia, wypuścił artefakt przeszłości z rąk i wkładając pozostałą mu siłę, wtulił się w partnera. Shihouin stracił równowagę, przez co obaj znaleźli się na podłodze. Jego beztroski chichot zadziałał na dziedzica jak opatrunek na świeżą ranę. — Kocham cię, Hyouka. Zawsze o tym pamiętaj. — Ucałował jego czoło po tym krótkim, ale szczerym wyznaniu.

Rzadko kiedy mówili to sobie wprost. Zbyt rzadko.

— Ja ciebie też, draniu — jęknął przez łzy.

W tym rozpadającym się na części pierwsze świecie jedyne, w czym odnajdywał stałość, to nic innego jako odwzajemniona miłość do Shihouina Yuushirou. Urahara-Kuchiki Hyouka postanowił się jej trzymać jak tonący brzytwy, chociaż prawdopodobnie zostałby skrytykowany za sentymentalizm. Czymże mógł się usprawiedliwić? Może i był genialnym dzieckiem dwojga wygnańców, ale miał kochające i wrażliwe chłopięce serce.

Continue Reading

You'll Also Like

17.2K 1.4K 23
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...
7.8M 259K 45
Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz, 2016/2017; first version "Girls Love Ba...
87.9K 5.7K 20
Pierwsza wersja Śmierci Motyla z 2018 roku. Aktualnie pisany jest remake. W 2045 roku spokój zwykłych szarych ludzi został zakłócony. Nieznana dotąd...
96.6K 5.6K 23
Hongbin to płatny zabójca, który ma jedną zasadę: nie zabija niewinnych. Nim zdecyduje się wykonać zlecenie, obserwuje ofiarę i dokładnie sprawdza je...