Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 78

61 5 6
By 324Pikachu

To kolejny rozdział wrzucony w odstepie kilku minut!

2/2

---

Rano postanowiłam zmienić nieco swoje życie, a raczej wziąć za nie odpowiedzialność i przejąć stery.

Musiałam zadbać o swoją przyszłość.

Purriry oczywiście przed wyjściem zadbała bym wzięła od niej nowe ubranie za drobną opłata.

Nie była zła, że ostatecznie oskubała mnie nieco z kasy. Wysłuchała mnie i dała w sumie kopa do działania.

Weszłam z hukiem do Sali Obrad. Zgodnie z moimi oczekiwaniami była tam szefowa Lśniącej Straży.

Dyskutowała o czymś z Nevrą i Feng Zifu.

Wszyscy byli zdziwieni widząc mnie, ale chyba ich nieco wystraszyłam swoją gwałtownością i pewnością siebie, że nie odważyli się odezwać.

– Składam swoją kandydaturę na Szefa Obsydianu. – uderzyłam lekko dłońmi stół nim to powiedziałam, a osoby w pomieszczeniu spojrzały na siebie.

– Jesteś pewna? Dopiero co odmówiłaś, gdy ci to proponowałam. – W końcu odezwała się.

– Przemyślałam sobie wszystko i przewartościowałam niektóre rzeczy. Jakim gnojem nie był mój były, nie pozwolę by Nevra zaprzepaścił to na co on pracował. Uważam, że podołam zadaniu i sprawdzę się na szczeblu wyżej. Mój stan zdrowia obecnie nie ma nic do rzeczy. Jestem gotową prowadzić i dowodzić strażą w każdych warunkach i w każdym stanie. – mówiłam pewnie.

Patrzyłam na nich z góry.

– Co o tym sądzicie? – zapytała mężczyzn.

Wampir przyglądał mi się z pewnego rodzaju zaciekawieniem i nawet chyba z zachwytem. Nie spodziewał się po mnie takiej postawy.

Feng Zifu znowu wydawał się nieco zmartiwony i nie ukrywał wątpliwości, a Huang Hua tym razem była niczym kamień. Nie mogłam nic wyczytać z jej twarzy, jej wyraz był nie przenikniony.

– Osobiście dałbym jej szanse. Jeśli z taką charyzmą będzie prowadziła - to myślę, że powinno się jej to udać. – odezwał się wampir.

– Ja z kolei obawiam się czy... Straż składakająca się głównie z wojowniczych i nieco dzikich mężczyzn da się prowadzić tak młodej i delikatnej kobiecie. Nie chce cie oczywiście, panienko obrazić. – mówił zaś Feng Zifu.

Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Rozumiałam jego obawy lecz nie czułam przed tym lęku.

– Ja ci chciałam dać szansę, więc wycofanie mojej propozycji było by nie na miejscu. Jeśli się zgodzicie – spojrzała na mężczyzn – Chciałabym dać jej spróbować.

I tak się też stało.

Objęłam przywódctwo nad jedną ze straż. Ogarnęłam też pokój po swoich wybrykach. Nie miałam sumienia wyrzucać jego rzeczy, więc spakowałam je i wrzuciłam pod łóżko.

Po około dwóch tygodniach do kwatery niespodziewanie przybył mój ojciec. Nie był szczęśliwy.

Gdy tylko go zauważyłam podeszłam do niego.

– Co tu robisz? – zapytałam trzymając raport z misji treningowej jednego Obsydiana.

– Przyszedłem z prośbą.

Uniosłam brew.

– Jaką? – skrzyżowałam rece na piersiach.

Mój ojciec przyszedł mnie o coś prosić?

Brzmiało to jak żart.

Wyciągał za swojego pasa jakąś kartkę i mi ją podał.

Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.

– Od kiedy masz skrzynkę na listy? – zakpiłam patrząc na niego znad kartki.

– Treść. – warknął i stuknął palcem na kartkę.

Było to zaproszenie.

Obowiązkowo z osobą towarzyszącą.

Od razu domyślałam się, że proponuję mi bycie tą osobą.

– Nie. – powiedziałam i oddałam mu kartkę – Nie pójdę z tobą na żaden bal. Jestem szefową Obsydianu, od niedawna, muszę dużo ogarnąć.

– Ty nie rozumiesz. – westchnął – Zaproszenie jest od Elfów z Fairfortu. Od króla.

Na początku zmarszczyłam brwi, a później rozszerzyłam oczy.

Fairfort.

Elfy.

Król.

Lance.

– Co? Skąd to masz? Ukradłeś komuś? – zmarszczyłam ponownie brwi.

– Zaprosili mnie. – wzruszył ramionami – A ty masz okazję spotkać się z Lancem.

– To dupek. – bąknęłam.

Nie mogłam jednak ukryć, że chciałam go zobaczyć i zarządać wyjaśnień prosto w oczy.

– Zresztą skąd pewność, że się z nim zobaczę? – patrzyłam mu uważnie w oczy.

– Musimy liczyć ma łud szczęścia. Musisz zaryzykować. – patrzył na mnie z góry.

Westchnęłam.

Czy mogłam teraz tak po prostu zostawić wszystko i iść na bal do Elfów z własnym ojcem, by zobaczyć faceta, który nic dla mnie nie znaczył?

– Pytanie czy warto. Zresztą co ty będziesz z tego miał? – złapałam się za biodra.

– Skorzystam z okazji do nowych znajomości, a bez osoby towarzyszącej nie wypada przyjść.

– Załóżmy, że się zgodzę, jaką jest szansa, że spotkam się z Lancem?

– Pomogę Ci do niego dotrzeć.

– Nie ufam Ci, ojcze.

– Zaufaj.

– Porozmawiam z Huang Hua, czy wyrazi zgodę na moją podróż. Jeśli tak to z tobą pójdę. – przetarłam oczy.

– Będę czekać w takim razie na twoja odpowiedź w domu. Bal jest jutro. Nie zapomnij.– i odszedł.

Wróciłam do analizowania raportu, odkładając na później rozmowę z szefową.

Wieczorem udałam się na spotkanie z kobietą.

– Mam prośbę. – zaczęłam, a kobieta uważnie zaczęła mi się przyglądać – Ojciec zaprosił mnie na bal, do Fairfortu. Chciałabym prosić o dzień wolnego. Tak, wiem, że dopiero co dostałam swoje stanowisko... – przerwała mi.

– Chcesz go zobaczyć? – zapytała i zauważyłam lekki uśmiech na jej ustach.

– Chce usłyszeć po prostu wszystko od niego. – skrzyżowałam rece na piersiach.

– Nie będę Ci tego bronić. Tylko musisz mieć na uwadze, że możesz go nie spotkać, w końcu jest więźniem.

– Liczę na szczęście. Może uda mi się włamać do więzienia.

– W porządku. Życzę Ci w takim razie powodzenia.

Po tych słowach wyszłam od niej i udałam się do butiku purriry.

Projektantka nasyczala na mnie słysząc moją prośbę i to ile ma na wykonanie czasu.

– Czy Ty myślisz, że nie mam co robić?!

– W zasadzie...

– Mam coś na te okazję dla ciebie.– bąknęła w końcu.

I faktycznie miała. Całkiem prostą, czarną dlugą sukienkę z długim rękawem i odkrytymi ramionami, oraz sporym rozporkiem na nogę. Na szczęście nie była rozkloszowana.

– Dziękuję. – powiedziałam dotykając materiału za co dostałam po rękach.

– Muszę ją nieco przerobić pod ciebie. – fuknęła i wyciągnęła łapkę.

– Ale będzie gotowa na jutro? – dopytałam.

– Tak, jeśli zapłacisz.

Westchnęłam i podałam jej sakiewke.

Uśmiechnęła się i wyprosiła mnie, mówiąc żebym wróciła jutro po południu.

Po tym zostało mi już tylko powiadomić ojca.

Nie zwlekając udałam się do rodzica. Przekazałam mu tylko, że się zgadzam i czym prędzej się stamtąd ulotniłam.

Wróciłam do swojego pokoju i oparłam się od drzwi głęboko wzdychając. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i mój wzrok natrafił na oparty w kącie mecz.

To była jedyna rzecz której nie zchowałam. Nie zrobiłam tego z sentymentu czy żeby sobie popatrzeć, powód był dużo prostrzy i mniej filozofoczny.

Ta kupa metalu była dla mnie za ciężka.

Poważnie, nie mogłam jej unieść.

Dla sprostowania: chłopak posiadał dwa miecze. Ten ciężki i drugi, dużo lżejszy, który nosił przy sobie w stanie spoczynku tzn. W KG i podczas sparingów z innymi.

Sam trenował z tym cięższym, z którym też udawal się poza mury KG.

Nigdy nie rozumiałam po co.

Miał swoje dziwactwa, ale to jak każdy z nas.

Złapałam się za boki.

Mój stan był dziwny.

Znałam go od dziesięciu lat, orientowałam się co lubi, a czego nie, ale mimo to stał się w ciągu jednej sekundy dla mnie kimś obojętnym.

Czułam sie z tym dziwnie.

Może nie czułam już tych romantycznych więzi z nim, ale był dla mnie ważny. Dlatego też wręcz musiałam usłyszeć wszystko z jego ust.

To dlatego chciałam tam iść.

Nawet mimo, że zranił mnie strasznie.

Nie wiedziałam jak sie z nim spotkam, w końcu był więźniem, a do więzienia się raczej dobrowolnie lub tak po prostu nie dostanę, ale czułam taka wewnętrzna potrzebę.

Bo to chyba normalne, że nie wystarczył mi durny liścik, nie?

Przetarłam twarz dłońmi i odbiłam się od drzwi.

– Niech cie piorun trafi, gadzie, jeśli się jutro nie spotkamy.– mruknęłam pod nosem.

Głową mi pulsowała od układania sobie, co mu właściwie powiem. Bo przecież nie wejdę tam i nie zacznę na niego krzyczeć czy grozić.

Musieliśmy zachowywać się jak dorośli.

Fakt - po wypiciu odtrutki do wypitego eliksiru sprzed lat, czułam jakby poprzestawiało mi się w głowie.

Wszytsko brałam bardziej na spokojnie, byłam mniej narwana, a przynajmniej tak czułam.

Fakt wszystkie te emocje wzbudzał we mnie smok. Stawałam się bardzo nerwowa jak coś się z nim działo lub nie było go obok.

I cały czas o nim myślałam.

Chociaż robie to i teraz.

Pomasowałam skronie palcami.

– Dosyć.– mruknęłam i westchnęłam.

Musiałam się wyciszyć, jutro będzie czas by o nim myśleć i się martwić.

W tym momencie na oknie wylądowała Skala. Wydała z siebie swój charakterystyczny skrzek na przywitanie, po czym zatrzepotała skrzydłami.

– Ciebie też dobrze widzieć, mała.– uśmiechnęłam się na widok chowańca.

Musiałam się nią zajmować, nie mogłam zostawić jej na pastwę losu.

W końcu sięgnęłam buty z nogi i rzuciłam się na łóżko, gdzie zaraz dołączył do mnie jego chowaniec i wtulił się we mnie.

Wyłączyłam w końcu myślenie i po chwili udało mi się usnąć.

Gdy tylko wstałam byłam bardzo zabiegana. Musiałam jeszcze ogarnąć kilka rzeczy. Podziwiałam smoka za to, że mimo natłoku obowiązków zawsze był taki spokojny... Nigdy nie sądziłam, że to aż tyle pracy.

Wtedy też uświadomiłam sobie, że jak go zastępowałam pod jego nie obecność, to tak na prawdę nie miałam obowiązków. Huang Hua musiała zlecić "faktyczne dowodzenie strażą" komu innemu, a ja była  tylko maskotką.

Gdy już odpowiednie papiery były na biurku szefowej, odmeldowałam się i udałam do Purriry. Projektantka tak jak obiecała - przygotowała mi kreacje w jedną noc, ale wiązało się to oczywiście z dodatkowymi kosztami.

Fakt był taki, że mogłam iść w kreacji w której byłam na poprzednim balu, ale chciałam czegoś nowego na te okazję.

Przygotowania nie zajęły długo, na całe szczęście.

Araton tak jak obiecał czekał na mnie przed KG z naszym transportem, czymś w rodzaju karocy.

– Czy to potrzebne?– zapytałam siedząc już wewnątrz.

– To oficjalny bal królewski. Musimy się przystosować do standardów.

– Przeraża mnie fakt że tyle wiesz na takie tematy.

– Uważasz, że w starym świecie byłem zwykłym mieszkańcem?– uniósł jedna brew.

– Oczywiście, że nie. Nie sądzę jednak, że byłeś kimś z rodziny królewskiej.– prychnęłam, a on uniósł delikatnie jeden kacik ust do góry.

– Nie, nie byłem członkiem żadnej rodziny królewskiej, ale mój ojciec był głównym doradcą i przyjacielem naszego króla. Ja później przejąłem jego posadę, wcześniej będąc nadwornym alchemikiem.

– Nigdy o tym nie mówiłeś...

– Nie pytałaś. Nie zawsze byłem tym kim jestem teraz, co chyba dosyć oczywiste. W tamtych czasach nawet nie umiałem walczyć.– zaśmiał się sam z siebie.

– Ale już wtedy opracowałeś swoją metodę na nieśmiertelność?– uniosłam brew do góry.

– Tak.– przytaknął I spojrzał przez okno na parnoname Eldaryi.

Zapomniałam wspomnieć, że nasz transport był latający...

– Ale mimo to, jesteśmy długożyjącą rasą, Ario. Na pewno nie dożył bym swojego obecnego wieku, ale średnia życia to dwieście lat, co daje niezły wynik. U ciebie średnia raczej jest wyższa, bo wampiry żyją jeszcze dłużej.
Ó
– Czy ja wiem?– spojrzałam ojcu w oczy – Smoki żyją znacznie dłużej...

– To prawda.– przytaknął – To jest bardzo stara rasa... Zresztą tylko z niej został twój chłoptaś. Więc ciężko to mówić o rasie... właściwiej będzie się mówić, że jego przodkowie żyli bardzo długo.

– Smoki są na wymarciu.

– Dlatego elfy go nie zabiją. Jest ostatnim smokiem, bądź o to spokojna.– prychnął.

Ojciec nie wiedział o pieprzonym eliksirze, a ja nie bardzo chciałam mu o tym mówić, chociaż byłam pewna, że prędzej czy później sie domyśli, że coś było lub jest nie tak.

– Nie jesteśmy już razem.– mruknęłam tylko. Tyle miał prawo wiedzieć.

– Słucham? To po co ty sie chcesz z nim spotkać?– pochylił się w moją stronę.

– To skompliowane.

– Aria, kurwa wy jesteście związani już do końca życia tym pieprzonym rytulałem.– uniósł nieco głos.

– Wiem, Tato.

– O co poszło?– spojrzał mi głęboko w oczy – O co, że go złapali? Dlatego postanowiłaś, żeby to zakończyć?

– Nie.– zacisnęłam powieki – Zrobił głupotę. Gigantyczna głupotę, ojcze. Dlatego chcę usłyszeć prawdę z jego ust, a nie z poerdolpnej kartki, która mi zostawił.– otworzyłam oczy, w których, ku mojemu zdziwieniu, pojawiły się łzy.

– Skrzywdzil cie?

– Poniekąd, ale to nie ważne. Nie angazuj się w to. Ważniejsze jest to, że nic do niego nie czuje.

I cóż. Szybko sam rozwiązał mi soe język.

Ojciec wydawał się zdziwiony.

– Co to znaczy?

Westchnęłam.

– Nigdy go na prawdę nie kochałam.

– O czym ty mówisz?– Nie rozumiał.

Jak już zaczęłam mówić wypadało dokończyć temat, bo prędzej czy później wyciągnię ode mnie te informacje.

– Przez lata byłam pod wpływem eliksiru...

Araton nie skomentował tego, tylko się wyprostował i uważnie na mnie popatrzył.

Uważnie przyglądałam się ojcu, który po chwlili znów się odezwał.

– Powtórz.– rozkazał grobowym wręcz tonem.

Z pewną obawą powtórzyłam:

– Byłam pod wpływem eliksiru miłosnego.

Po tym już się nie odezwał do końca drogi.

Przerażał mi fakt krępującej ciszy. Czułam, że zrobiłam źle, że się wygadałam, ale nigdy nie umiałam przyjąć buzi na kłodkę...

Byłam wręcz przekonana, że to może mieć fatalne skutki patrząc na to jak zareagował mój rodzic...

Continue Reading

You'll Also Like

7.4K 1.2K 45
"W przyjaźni nie liczy się, kogo znasz najdłużej. Chodzi o tego, kto wszedł do Twojego życia, powiedział 'Jestem tu dla Ciebie' i udowodnił to." - 𝙖...
7.9K 511 16
Czy kłamstwo to dobre wyjście jeśli chcemy kogoś chronić...? 🌸🌱Miłość i prawda przecież zawsze znajdą własną drogę. . . Nie do końca młoda obywate...
22.9K 3.8K 23
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
7K 386 22
Pewna tajemnicza dziewczyna pojawia się znikąd w wiosce Liścia. Ma wyruszyć na misję z drużyną 7 i 11. Czy drużyny zaufają jej na tyle by z nią współ...