Rodzinny obiad ze Zwiastunami...

By kajenus

285 23 29

Tartaglia nienawidził spotkań tego typu. Tym bardziej że nie było to ich zwyczajne posiedzenie, na którym oma... More

Rodzinny obiad ze Zwiastunami Fatui

285 23 29
By kajenus

Tartaglia nienawidził spotkań tego typu. Tym bardziej że nie było to ich zwyczajne posiedzenie, na którym omawiali ważne rzeczy - o nie. To miał być obiad. Pogrzeb La Signory wytrącił ich z codziennego rytmu załatwiania swoich spraw i sprawił, że jak najprędzej zebrali się w Śnieżnai, aby po raz ostatni pożegnać się z towarzyszką. A skoro już (prawie) wszyscy mieli być na miejscu przez przynajmniej kilka najbliższych dni, zdecydowano, że odbędzie się wspólny obiad. Rudowłosy bez problemu mógł stwierdzić, że reszta też nie była z tej idei bardzo zadowolona.
Na razie, siedział w swojej komnacie w Pałacu Polarnym. Mimo iż rozpalił w kominku i nie tak dawno dorzucił do niego drewna, wciąż było zimno. Cholernie zimno. Takie były uroki ich państwa - panował tu wieczny mróz; ludzie w domach musieli nosić grube, skórzane ubrania, aby nie marznąć.
Kiedy poprawiał swój ubiór, aby wyglądać jak najlepiej, usłyszał pukanie do drzwi. Ostatecznie, przekręcił szalik bardziej w lewo i udał się w stronę drzwi, otwierając je. Jak się spodziewał, stała przed nimi jedna ze służek.

- Lordzie Paniczu, obiad czeka - powiedziała bez emocji, kłaniając się.

Panicz podziękował jej i odesłał dziewczynę. Szybkim krokiem przeszedł przez długi korytarz północnego skrzydła, docierając w końcu do sali, gdzie miał odbyć się ten cholerny obiad. Popchnął ciężkie drzwi, mieniące się niczym lód przy zachodzie słońca, i wszedł. Przy stole siedziało już sześć osób - Głupiec, Kapitan, Kogut, Marionetka, Panienka oraz Sługa - z czego dwie ostatnie siedziały obok, szepcząc coś do siebie. Wygląda na to, że poza nim brakowało jeszcze tylko Doktora i Bogacza... Aż dziwne, bo ten drugi nie miał w zwyczaju się spóźniać, nawet o minutę.
Skinął głową na powitanie Zwiastunom wyższym rangą od niego i już miał prawie zająć swoje miejsce na krześle, gdy nagle drzwi gwałtownie otworzyły się ponownie - do pomieszczenia raptownie wpadli Il Dottore i Pantalone. Pospiesznie zajmując swoje miejsca zaraz obok Panicza, bankier przeprosił za spóźnienie swoje oraz swojego towarzysza. Doktor jedynie mruknął coś pod nosem. Pierro odkaszlnął i przemówił:

- Cóż, skoro wszyscy już dotarli - przeleciał wzrokiem Zwiastunów siedzących i po jego prawej i po jego lewej - uważam, że możemy zacząć jeść. Smacznego, towarzysze.
Cała ósmeka skinęła głowami, odpowiadając mu tym samym.

Służący stojący pod ścianą ogromnego pomieszczenia ruszyli i zaserwowali pierwsze danie, podając na stół dokładnie dziewięć talerzy zupy.
Trzeba przyznać, że nawet jeśli Tartaglia nie był jakoś mocno podekscytowany, aby jeść ze swoimi kooperantami, to cieszył się, że w końcu jest to coś, co bardzo dobrze znał - potrawa typowa dla kuchni Śnieżnai. Podczas pobytu w Liyue zdążył skosztować kuchni o bardzo... specyficznych smakach. Jednak nic nie mogło konkurować z tym, co jadali ludzie w jego kraju; dlategoż od razu wziął się za jedzenie gorącego rosołu. Potrawa paliła go w gardło, ale jednocześnie rozgrzewała od środka, przez co nie trząsł się z powodu temperatury panującej wokół niego, nawet w zamkniętym pomieszczeniu. Wszyscy jedli w kompletnej ciszy, skupieni na swoich dystyngowanych głębokich talerzach.

- Nie garb się tak - mruknął do niego Pantalone, który nagle znalazł się w najbliższej przestrzeni osobistej chłopaka. - I uśmiechnij się.

Starszy mężczyzna nachylał się w jego stronę, a na jego twarzy znajdował się ten uśmiech. Rudowłosy spojrzał na niego ze znużonym wyrazem twarzy. To, w jaki sposób Dziewiąty Zwiastun się prezentował, czasami naprawdę irytowało - był pełen wdzięku, nieważne czy przemawiał, czy po prostu siedział na zebraniach. Był wręcz obrzydliwie ekstrawagancki.
Nawet jeśli Pantalone miał zamiar szepnąć, to przez grobową ciszę panującą w pomieszczeniu to i tak wszyscy to usłyszeli.

Panicz zastanawiał się, czy w końcu któryś ze Zwiastunów postanowi się odezwać, tak do wszystkich. W końcu podczas pogrzebu Signory mieli sobie tyle do powiedzenia...
Ostatczenie Pulcinella zabrał głos, tak, aby rozluźnić atmosferę:

- Trzy światy z tą pogodą.

Wszyscy Zwiastuni zwrócili wzrok w jego stronę. Okulary Pulcinelli mieniły się w blasku żyrandola wiszącego wysoko ponad ich głowami.

- Przypomina mi jeden wieczór, nie na długo przed tym, jak Panicz do nas dołączył, gdy uderzyła silna nawałnica i byliśmy wszyscy zmuszeni zostać w pałacu...

- Gdy urządziliśmy turniej skata? - przypomniał Pantalone, przełykając zupę. - Wciąż jestem pełen podziwu, że Sandrone zdołała pokonać nas wszystkich.

Marionetka kiwnęła głową i zasłoniła usta, chichocząc, pełna swojego wdzięku i tajemniczości.

Panicz nie miał pojęcia, co to za gra - chociaż słysząc nazwę, mógł wywnioskować, że pochodziła albo z Mondstadt, albo z Fontaine. Zresztą, nigdy nie lubił gier karcianych, a na pewno nie po tym, jak Dottore raz popłakał się ze śmiechu, gdy rudowłosy dobrał aż 16 kart w Makao. Po drugie, nigdy by się nie przyznał otwarcie, że nie wie, o czym mówią, bo w tym pomieszczeniu były przynajmniej trzy osoby, które mogłyby go za to wyśmiać.

- Och, widzę, że Tartaglia próbuje przetworzyć, o czym mówimy. Naprawdę nie znasz Skata? - stwierdziła bystrze Arlecchino, odkładając zdobioną w motywy Fatui łyżkę do pustego talerza. Teraz zastanawiał się, czy jej pytanie miało być szczerze.

Czy naprawdę zamieszanie na jego twarzy było tak widoczne?

- Chłopak ledwo by pojął zasady, skoro ma problem w Makao wygrać. Zbyt skomplikowane dla tak prostego umysłu - odpowiedział jej Doktor, uśmiechając się i ukazując ostre zęby. Mimo iż jego górna część twarzy była zasłonięta tą cholerną maską, Panicz mógł wyobrazić sobie przeszywający wzrok mężczyzny skupiony na nim.

- Ej! Nie moja wina, że ona zawsze czeka z Królem pik do samego końca - zaczął bronić się Panicz, wskazując ręką na Arlecchino.

- Dla ciebie żadna „ona" - Zwiastunka zmarszczyła brwi.

- W takim razie przepraszam, najjaśniejsza Pani Cappuccino - żartobliwie ukłonił się na tyle, jak bardzo pozwalało mu siedzenie przy stole. Usłyszał, jak Pantalone siedzący obok stara się stłumić chichot.

Kobieta otworzyła usta, jednak się uciszyła, gdy tylko Pierro skinieniem ręki, w cichym rozkazie, kazał służbie podać im drugie danie. Zamiast tego, Zwiastunka posłała mu spojrzenie pełne grozy. Głębokie talerze zostały zabrane i zastąpione płytkimi, czystymi. Na sam środek stołu został podany pieczony prosiak, wraz z szałotem oraz pieczywem. Do tego, przy prawym górnym rogu talerza postawiono kieliszki, do których nalano wina. Panicz sam nie przepadał aż tak za winem (zdecydowaniem wolał piwo), ale tylko po etykiecie butelki mógł stwierdzić, że trunek do dzisiejszego obiadu wybierał Bogacz.

Głupiec dostojnie podniósł się ze swojego krzesła i z kieliszkiem w dłoni wzniósł toast:

- Za zdrowie Śnieżnai, Jej wysokości Carycy, nasze, Fatui. Wypijmy za naszych wrogów, życząc, aby spełniło im się to wszystko, czego oni nam życzą!

- Niech żyje! - odpowiedzieli wszyscy równo.

Po wzniesieniu toastu wszyscy wzięli się za nałożenie sobie odpowiedniej porcji jedzenia. Panicz wziął kawałek mięsa i już chciał chwycić za łyżkę, aby nabrać szałotu, gdy wyprzedził go Capitano. Przypadkowo, palcami musnął o rękę mężczyzny. Zwiastun nałożył sobie jedną łyżkę, drugą, trzecią. Rudowłosy spojrzał na niego podekscytowany, unosząc brwi w akcie zdziwienia. Na jego talerzu szałot przeważał nad dziczyzną. Masz okazję, żeby do niego zagadać - pokrzepił się w myślach i cicho odkaszlnął.

- W tym śledziu jest szałot? - wypalił pierwsze, co mu przyszło do głowy.

Mimo iż twarzy Kapitana nie można było zobaczyć, Panicz przysięgał, że mógł poczuć, jak mężczyzna patrzy na niego sceptycznym wzrokiem.
Wtedy sobie uświadomił, co powiedział.
Wszyscy na niego patrzyli.
Kurwa mać.

- ... słucham? - odezwał się w końcu głos zza hełmu.

- Znacz, um, czy w tym szałocie jest śledź?

- Jak widzisz, nie.

Tartaglia wymamrotał „dobrze" pod nosem i szybko nałożył szałotu na swój talerz, starając się uniknąć kontaktu z Capitano. Skupił się na jedzeniu, ze wzrokiem utkwionym w talerzu.
Trzeba było jednak przyznać, że smakowało dobrze. Bardzo dobrze. A mięso nawet jeszcze lepiej, gdy było popijane mniszkowym winem. Znowu nastała między nimi cisza. Wszyscy byli skupieni na posiłku.

Wtem Sługa ponownie się odezwała, przelatując wzrokiem po każdym Zwiastunie obecnym w pomieszczeniu.

- Korzystając z tego, że jesteśmy tu zebrani... Bogaczu, mam do ciebie pewną sprawę - ostatecznie utkwiła wzrok na bankierze.

- Jeśli nie może to poczekać aż do końca obiadu, zamieniam się w słuch - przechylił głowę lekko w bok, na jego ustach pojawił się uśmiech. Ten typowy uśmiech. Wyglądający przyjaźnie, lecz nigdy szczery.

Z jakiegoś powodu Panicz poczuł, jak atmosfera w pomieszczeniu... stała się napięta.

Sługa odwzajemniła uśmiech.

- Sugeruję, żebyście byli ciszej w nocy.

- Chyba nie wiem, o czym mówisz - uniósł jedną z brwi, zamieszany.

Dottore wziął łyk wina.

- Dobrze wiesz, Bogaczu... „OCH, DOTTORE! DOTTORE! MOCNIEJ!" - udawała jęki, zniżając głos tak, aby imitować głos mężczyzny. Dla podkreślenia słów zaczęła uderzać kolanem od spodu stołu - Cały pałac słyszy, jak się pieprzycie!

Doktor zakrztusił się, wypluwając z ust wino, plamiąc biały obrus przed nim. Pantalone momentalnie zarumienił się ze wstydu.

Panicz wtedy zrozumiał prawdopodobny powód ich spóźnienia na obiad.

- To tłumaczy te dziwne dźwięki po nocach! Myślałam, że ktoś jest mordowany. Znowu. - wypaliła Sandrone, nawet nie patrząc na nich, a pusto przed siebie, na obrus.

- Nie macie nic na swoją obronę - rzuciła, krzyżując ręce na piersi.

- A może jesteś po prostu zazdrosna? - Dottore jako pierwszy przywrócił się do pionu, znów ukazując uśmiech pełen zębów. Mimo tego, jego policzki też były lekko rozpalone.

- Nigdy bym nie dotknęła takiego mężczyzny jak ciebie - wycedziła przez zaciśnięte zęby.

- Ty byś żadnego mężczyzny nie dotknęła - wtrącił Panicz i chociaż wiedział, że to jak dolewanie oliwy do ognia, nie mógł się oprzeć pokusie. Trzeba było przyznać, że cokolwiek Arlecchino chciała wywołać tym wyznaniem, o wiele ożywiło ich dzisiejsze spotkanie. Nie mógł na to narzekać, cała sytuacja bawiła go i czyniła to nudne popołudnie ciekawszym.

Przeniosła swoje niecodzienne spojrzenie w stronę rudego chłopaka.

- Dziwisz się?! Są obrzydliwi! - pokazała ręką w stronę siedzących obok siebie Bogacza i Doktora. - Ja już dobrze wiem, czemu się spóźnili!

- Wypraszam sobie! - odpowiedział Pantalone równie oburzonym tonem.

Colombina przysunęła się do ramienia Arlecchino i położyła rękę na jej barku.

- Kochana, nie denerwuj się - zwróciła się do kobiety swoim śpiewnym tonem.

Tartaglia zamrugał kilka razy.

- Wy też?! Czy ktoś jeszcze chciałby tutaj ogłosić, że się z kimś umawia?! - chłopak przeniósł wzrok z Colombiny i Arlecchino na siedzących obok niego Pantalone i Dottore, unosząc ręce do góry w akcie protestu.

- Moi drodzy, może... - zaczął Pulcinella, rozkładając ręce i starając się uspokoić czwórkę Zwiastunów.

- No to skoro już przy tym jesteśmy, to może ty powinieneś zmienić swój alias na Koguta, Pantalone? Wydaje mi się, że bardziej pasuje do twojej persony, niż do burmistrza naszej stolicy!

- Sługo! - zaprotestował sam Pulcinella.

Wtedy Capitano podniósł się ze swojego miejsca, cień jego potężnej sylwetki padł na stół. Momentalnie, cała reszta Zwiastunów ucichła, czekając na następny ruch mężczyzny.

Sandrone przeżegnała się i złączyła ręce, szepcząc „O Caryco", a przez ciszę, która zapadła w pomieszczeniu, było ją dokładnie słychać.

Capitano po prostu wziął głęboki wdech i wydech, chociaż przez hełm dźwięk wydawał się stłumiony. Obrócił się gwałtownie i rzucając pod nosem „ja pierdole", po prostu wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą lodowymi drzwiami.

Pozostali Zwiastuni spojrzeli z niedowierzaniem w stronę drzwi, za którymi zniknął Kapitan. Tartaglia otworzył usta, zamknął je, po czym ponownie otworzył, ale żadne przemyślane zdanie nie przyszło mu do głowy.

- Pozwolę sobie nie skomentować tego braku szacunku do osób wyższych rangą, Sługo - w końcu odezwał się Pantalone, wracając do poprzedniej „dyskusji". Zmarszczył ciemne brwi. - W czym ci przeszkadza to, co robimy prywatnie?

- W czym przeszkadza? - prychnęła kobieta. - Nie mogę spać przez słuchanie tego trzeszczącego łóżka!

- Ja jakoś nie wypominam ci tego, gdy obściskujesz się z Colombiną! - odpowiedział równie zirytowany Pantalone, z siłą kładąc rękę na stole. Zastawa wokół niego lekko podskoczyła.

- Może to dlatego, że my nie jesteśmy przy tym tak ohydne?! - było widać, że i ona i Dziewiąty Zwiastun mieli dość siebie z każdą mijającą sekundą.

W tym samym momencie Doktor siedział obok, odchylony na krześle, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Na jego twarzy (a przynajmniej części niezasłoniętej przez maskę) malował się ten sarkastyczny uśmieszek. Tak jakby czerpał sobie satysfakcję z tego, jak dwójka Zwiastunów sobie skacze do gardeł i oskarżenia Arlecchino w ogóle nie dotyczyły jego osoby.
Zdecydowanie za wiele ludzi w tym pomieszczeniu lubiło się awanturować i powodować chaos.

Tartaglia usłyszał za sobą ciche westchnięcie i mimowolnie odciągając wzrok od rozgrywającej przed sobą sceny, zobaczył jak Pierro, widocznie zawiedziony dziecinnym wręcz zachowaniem, kciukiem i palcem wskazującym pociera nasadę nosa. Panicz zastanawiał się, czy ich dyrektor żałował teraz, że w ogóle zdecydowano się na taki obiad? To było raczej wiadome, że przy osobowościach, jakie większość z nich ma, wytrzymanie w jednym pokoju dłużej na pewno by się nie obyło bez żadnej kłótni czy chociażby słownej przepychanki.
Rudowłosy chłopak przez chwilę nie przysłuchiwał się jakże dorosłym dogadywaniem sobie, gdy nagle pozostała czwórka Zwiastunów, która nie była w to wciągnięta, zwróciła wzrok, usłyszała głos przewracających się kieliszków i obijania o sztućce.

Arlecchino nachylała się nad stołem, trzymając za kołnierz golfu Pantalone'a, którego szarpnięciem ciągnęła do siebie, ponieważ siedział naprzeciwko niej. Jej ciężki płaszcz przy okazji strącił kilka kieliszków, przez co niedopite wino wylało się na śnieżnobiały obrus.

- Posłuchaj mnie! - warknęła srebrnowłosa.

Dottore wstał, żeby zainterweniować, gdy nagle Colombina zdecydowała się wziąć nóż i rzucić w niego; refleks Doktora był jednak sprawniejszy i schylił się, nim sztuciec go trafił. Zamiast tego, nóż przeleciał przez całą salę, prawie trafiając Pierro po drodze. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu, jednak i on zrobił unik, jedynie przechylając głowę - nóż świsnął koło jego ucha, lądując na podłodze za krzesłem.
Nagle w pomieszczeniu zapadła grobowa cisza, cała reszta Zwiastunów wstrzymała oddech, gdy Pierro wyprostował się na swoim krześle.

- Chociaż jeden raz... - zaczął, wyraźnie zniesmaczony ich zachowaniem. - Chociaż jeden raz proszę was o normalne zachowanie, a wy pokazujecie jedynie, jak żałośni potraficie być... Idźcie już stąd! Do swoich pokojów. Może wtedy się uspokoicie.

Nerwowym ruchem ręki nakazał odesłanie reszty Zwiastunów do swoich prywatnych kwater. Kiedy Panicz w końcu dotarł do swojej, odetchnął z ulgą, siadając na łóżku.

To był naprawdę udany obiad.

Continue Reading

You'll Also Like

3.2K 162 11
Druga część z serii o Michael'u ✌️👀 I część: "Majkel Afton: Pizzeria Spierdolenia"
94K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
27.1K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
25K 2K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...