[T] Remain Nameless | Dramione

By MeMyselfAndVeraVerto

8K 479 81

Jakie to uczucie? Jakby ledwo się trzymał. Ona, ze wszystkich ludzi, najbardziej powinna go unikać. Albo nakr... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3

Rozdział 4

1.6K 84 22
By MeMyselfAndVeraVerto

Środa, 2 maja 2007

Nie przyszła.

Draco zmarszczył brwi nad swoją kawą i ponownie spojrzał na zegarek. Próbował sobie przypomnieć, czy wczoraj mówiła coś o tym, że dziś rano nie będzie mogła się z nim spotkać. Może była chora? Z pewnością nawet Granger raz na jakiś czas zdarzało się zachorować.

Kiedy zrobiło się za późno, żeby mógł dłużej na nią czekać i rzeczywiście nie spóźnić się do pracy, Draco prychnął z irytacją i wyszedł z kawiarni. Praktycznie przebiegł całą drogę do biura, mimo że pogoda była szczególnie przyjemna i słoneczna. Przemknął obok swojego szefa z pobieżnym chrząknięciem na „dzień dobry", po czym kontynuował swoją pospieszną paradę wprost do gabinetu.

— Malfoy? — Jego szef wystawił głowę zza drzwi. Kurwa, może Draco był wobec niego na korytarzu jednak zbyt oschły.

— Słucham?

— Czy nie miałeś dzisiaj obserwować rezerwowego składu Zjednoczonych z Puddlemere?

Draco zbladł. Kurwa mać. Całkowicie zapomniał, że miał się aportować na boisko piętnaście minut temu.

— Och, erm, tak, właśnie zdałem sobie sprawę.... Zapomniałem... jeden z moich raportów.... Właśnie tam zmierzam. — Draco nigdy się nie spóźniał. O czym on, do diabła, myślał?

— Czy wszystko w porządku?

Bellamy Wright-Johnson rzadko pytał o sprawy osobiste lub uczucia swoich pracowników, więc Draco wiedział, że dziś rano musiał wyglądać jak z horroru. Po tym jak machnął szefowi dłonią, Draco już był w drodze i szybko aportował się na boisko treningowe w Puddlemere.

Przez resztę poranka i całe popołudnie zatracał się w swojej ulubionej grze. Quidditch zajmował wszystkie jego zmysły, gdy Draco obserwował szybko latających graczy, krążących wokół niego i ponad nim, podczas gdy on sam notował obserwacje i sprawdzał ich statystyki z poprzedniego sezonu. Sezon Quidditcha miał oficjalnie rozpocząć się już w przyszły weekend, a menedżerowie i trenerzy drużyn mieli czas do połowy tygodnia na finalny dobór swoich składów i zawodników rezerwowych.

Świat Quidditcha był idealnym miejscem do szukania pracy dla kogoś o tak mrocznej historii, jak Draco Malfoy. Nikt nie przejmował się twoim pochodzeniem ani nazwiskiem, o ile interesował cię sport, posiadałeś wiedzę i składałeś przyzwoite rekomendacje zespołom w zakresie rekrutacji i retencji. A już szczególnie jeśli byłeś tak biegłym w ustalaniu najlepszych grafików dla konkretnych graczy jak Draco Malfoy.

I pomimo satysfakcji, jaką odczuwał, Draco był również zdenerwowany faktem, że wystarczyło niepojawienie się Granger tego ranka w kawiarni, by całkowicie wybić go z rytmu. Nie wiedział, jak pogodzić fakt, że wydawało mu się, że była ona jedynym powodem, dla którego wstawał rano z łóżka.

Masz to pod kontrolą.

***

Czwartek, 3 maja 2007

Draco spał ostatniej nocy naprawdę źle. Śnił o dniu, w którym przyjął Mroczny Znak. Uczucie pieczenia, jakiego nigdy przedtem nie doświadczył, przeszło przez jego ramię i rozprzestrzeniło się po całej reszcie ciała. I kiedy gwałtownie wyrwał się ze snu i chwycił się za rękę, przypomniał sobie tę jedną chwilę ze swojego życia, gdy ujrzał w oczach swojej matki strach. Trwało to tylko kilka sekund, zanim gładka, beznamiętna maska ​​ukryła jej prawdziwe emocje. Ale Draco nigdy nie zapomniał wyrazu oczu Narcyzy Malfoy, gdy szaleniec wypalał na skórze jej jedynego dziecka czarnomagiczny symbol.

Jego odbicie w tafli lustra ukazywało wszystkie cechy solidnie nieprzespanej nocy. Mimo że cały wczorajszy dzień spędził w ciepłym słońcu, zaczynał przypominać Krwawego Barona: wychudzony, śmiertelnie blady, z sinymi worami pod oczami. Może żeby coś poczuć, mógłby zacząć dzisiaj z Granger kłótnię, na przykład o chochliki.

Jeśli Granger w ogóle się pokaże. Nie była mu przecież nic winna.

Draco zacisnął usta i starał się nie myśleć o tym, jak ta mugolaczka wkradła się w jego codzienną rutynę.

Granger przybyła o swojej zwykłej porze, ale Draco był zaskoczony, widząc, że wyglądała, jakby sen również był w jej przypadku dość odległym konceptem.

— Dzień dobry — powiedziała radośnie, ale musiała powstrzymać ziewnięcie, gdy usiadła.

— Granger.

Bez słowa zaczęła rozkładać na stole różne książki i czasopisma, by po chwili zniknąć za otwartą gazetą.

Draco odchrząknął.

— Byłaś wczoraj chora?

Oczy brunetki były bystre, gdy oderwały się od gazetyi napotkały jego spojrzenie.

— Nie, nie byłam chora.

Znów spuściła wzrok, by wrócić do lektury, a Draco poczuł znajome ukłucie irytacji.

— Czy miałaś jakieś wcześniejsze spotkanie w Ministerstwie?

Znów uniosła wzrok, ale teraz jej spojrzenie było łagodniejsze, prawie wypełnione współczuciem. Czyżby coś przeoczył?

— Nie, ja, uch... wzięłam urlop na żądanie. — Zrobiła niezręczną minę i ponownie spuściła wzrok. I naprawdę powinien był wtedy odpuścić ten temat. Naprawdę, naprawdę powinien był. Uprzejmym i właściwym zachowaniem byłoby wzięcie pod uwagę wskazówek czających się w jej zachowaniu. Jednak Granger nigdy nie była tak ostrożna, i niech go szlag, ale nienawidził nie otrzymywać bezpośrednich odpowiedzi na swoje pytania.

— Powiedz mi przynajmniej, że wzięłaś wolne z powodu czegoś zabawnego, Granger, i po prostu miałaś kaca, skoro wyglądasz, jakbyś dostała tylko „Powyżej oczekiwań" zamiast „Wybitnego" na jednym ze swoich SUM-ów.

Granger westchnęła i złożyła gazetę. Wyglądała na tak pokonaną, że Draco praktycznie wpadł w panikę, sądząc, że nieumyślnie zrobił coś strasznego.

— Co roku drugiego maja Harry i ja bierzemy wolne, a Ron zamyka sklep z dowcipami. Wszyscy spędzają ten dzień w Norze z Weasleyami, a my... cóż, spędzamy go razem i staramy się uhonorować ludzi, których straciliśmy... Jesteśmy razem i wspominamy ich. Mimo iż z biegiem lat staje się to coraz łatwiejsze, to wciąż jest po prostu... ciężkie. — Urwała i przełknęła gulę w gardle, gdy Draco poczuł, jak żołądek opada mu praktycznie u stóp.

Jak mógł, kurwa, zapomnieć? Wczoraj była rocznica Bitwy o Hogwart. Nic dziwnego, że Granger się nie pojawiła. Dlaczego miałaby chcieć spędzić ten szczególny dla siebie dzień z pieprzonym Śmierciożercą? Nie, Granger bez wątpienia szukałaby pocieszenia u hordy Weasleyów, Pottera i całej rzeszy bohaterów z Gryffindoru, by mogli wznieść toast za zwycięstwo nad złem, rozmawiać o swoich uczuciach, płakać, przytulać się i pocieszać faktem, że ludzie tacy jak Draco zostali pokonani. I dlaczego miałaby chcieć patrzeć tego dnia na jego twarz? Przecież tylko stanowił dla niej takie zabawne przypomnienie, że należał do organizacji, która zamordowała Freda Weasleya, Lavender Brown, Remusa Lupina i...

— Malfoy?

Draco wstał nagle i odwrócił wzrok.

— Właśnie przypomniałem sobie, że mam dziś obserwację wcześniejszego treningu, do zobaczenia Granger.

Wyszedł z kawiarni, nie oglądając się za siebie.

***

Piątek, 4 maja 2007

Kolejny poranek i kolejny trup patrzący na niego z lustra. Tej nocy z przerażeniem odtwarzał w swoim śnie scenę, w której Crabbe ginie w płomieniach Szatańskiej Pożogi w Pokoju Życzeń. Niemal poczuł, jak płomienie liżą jego skórę i sekundę później obudził się w kałuży potu.

Nie było więc dla niego zaskoczeniem, że gdy tylko pojawił się tego ranka w kawiarni, Granger natychmiast skomentowała jego stan.

— Malfoy, naprawdę nie wyglądasz dobrze.

Draco wzruszył ramionami i próbował zignorować sposób, w jaki kawa przemieszczała się w jego pustym żołądku. Prawdopodobnie powinien był przed wyjściem coś zjeść. Granger wyglądała dzisiaj jak jej normalne ja – żwawa i gotowa do naprawiania wszystkich krzywd tego świata. Zaczęłą grzebać w swojej torbie, a potem ukradkiem rozejrzała się na boki, zanim mu coś podała.

— Masz, weź to — szepnęła i Draco zobaczył, że wyciąga do połowy pełną fiolkę.

Nie.

Nie.

— Granger — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Czy to jest to, o czym myślę? — Jego dłonie już zaczynały robić się wilgotne.

— Tak, to Eliksir Słodkiego Snu. Wypiłam połowę wczorajszej nocy i dziś rano wrzuciłam do torby resztę, żeby pamiętać, że muszę skoczyć do apteki w porze lunchu.

Nadal sięgała do niego, podając mu fiolkę. Draco oderwał od niej wzrok i wyjrzał przez okno, próbując policzyć w głowie do dziesięciu.

— Naprawdę nie ma problemu, Malfoy, bo i tak zamierzałam kupić dziś trochę więcej. Wyglądasz, jakbyś w weekend mógł go wykorzystać.

Rzeczywiście przydałoby mu się trochę. To byłoby takie proste. Tylko pół fiolki.

Nie? Nie. Masz to pod kontrolą.

Draco próbował uspokoić swój oddech, ale jego puls nie zwalniał. W pomieszczeniu zaczęło robić się nieprzyjemnie ciepło, a powietrze wokół niego się nie przerzedzało. Nie zdawał sobie sprawy, że drżą mu ręce, dopóki nie spróbował odpiąć górnego guzika swojej koszuli.

— Malfoy, co się dzieje?

Jej głos brzmiał na zmartwiony i odległy. Wciąż trzymała fiolkę na tyle blisko, żeby mógł po nią sięgnąć. Jeden ruch i jego ręka może zamknąć się wokół tej małej buteleczki. Mógłby wykorzystać ten specyfik dzisiejszej nocy, odpłynąć w błogą ciemność i być może nigdy więcej się nie obudzić.

W końcu udało mu się odpiąć górny guzik, ale powietrze wciąż było tak nieludzko gęste. Przycisnął obie dłonie płasko do stołu pomiędzy nimi i zmusił je, by tam pozostały, jakby ktoś rzucił na nie Zaklęcia Trwałego Przylepca.

— Granger — udało mu się wydusić. — Granger. Musisz to odłożyć. Ale już. — Po prostu wpatruj się w stół i utrzymaj wzrok nieruchomo. Nie patrz na to. Nie bierz tego. Masz to pod kontrolą.

— Ale dlaczego... och! O Boże!

Usłyszał, jak odsunęła krzesło od stołu, a potem szybko się oddaliła. Nie odważył się podnieść głowy przez następne kilka minut, próbując ustabilizować tętno i oddech. Teraz już wiedziała. Był uzależniony i nigdy więcej nie mógł choćby tknąć palcem tego naparu. Wystarczyło jedynie dodać to do listy powodów, dla których Hermiona Granger powinna trzymać się z dala od takich jak Draco.

Gdyby nie był w trakcie wychodzenia z ataku paniki, szklanka wody, która nagle trąciła jedną z jego dłoni, sprawiłaby, że spadłby z krzesła. Po szklance wody pojawił się też talerz z dużą bułeczką z jagodami.

— Pij, ile dasz radę, to pomoże — rozbrzmiał jej cichy głos. Draco powoli podniósł rękę i chwycił szklankę. Pociągnął mały łyk i poczuł, jak ciecz zalewa jego pusty żołądek.

— Poczujesz się też lepiej, kiedy choć odrobinę zjesz — mruknęła. Draco skinął głową, ale poczuł, że nie będzie w stanie przełknąć w tej chwili niczego poza wodą. Nie spieszył się. Woda powoli znikała ze szklanki, a uczucie ucisku w jego piersi zelżało.

Draco z ogromnym wysiłkiem podniósł głowę.

— Co z tym zrobiłaś? — zapytał ochrypłym głosem.

— Wylałam do zlewu w toalecie — odpowiedziała.

— Dobrze.

Odważył się na kontakt wzrokowy. Granger nadal wyglądała na zaniepokojoną, ale też zdecydowaną. Nigdzie się nie wybierała.

— Jak długo jesteś czysty?

— Sześć i pół roku.

— To niesamowite, Malfoy.

Draco prychnął i ułamał kawałek bułeczki. Smakowała niemal cudownie, prawie jak jedzenie czekolady po spotkaniu z dementorami. Resztę dokończył w szybkich dwóch kęsach.

— Tak, jestem cholernie niesamowity, bo na sam widok pieprzonej fiolki zostałem zredukowany do drżącego wraku człowieka. — Cóż, jego sarkazm nadal pozostawał nietknięty.

— Mówię poważnie, Malfoy — powiedziała surowym tonem. — Nie każdy ma w sobie taką siłę woli. Powinieneś być z siebie dumny.

W ust Draco wypłynęło kolejne szydercze parsknięcie.

— Granger, dumy mi nie brakuje. Sądzę, że to raczej jej zbyt wysoki poziom wpędzał mnie przez lata w kłopoty, prawda?

Granger przewróciła oczami.

— Och, po prostu przyjmij mój komplement, głupku.

— Ojej, ojej, Granger, czy właśnie tak traktujesz kogoś, kto przechodzi przez publiczny atak paniki? Kopniesz leżącego, co? — Draco zdołał uśmiechnąć się słabo i tym razem zasłużył sobie na jej dobroduszne wywrócenie oczami.

Nagle spojrzał na zegarek.

— Nie musisz już iść?

Wzruszyła ramionami.

— Od czasu do czasu mogę spóźnić się kilka minut. Po prostu upewnię się, że dotrzesz bezpiecznie do swojego biura.

— Nie potrzebuję opiekunki, żeby trafić do pracy.

— Ależ nie, to dla mojej ochrony. — Uniósł brew na jej odpowiedź. — Widzisz, jeśli upadniesz gdzieś po drodze, cóż, to ja będę ostatnią osobą, która cię widziała, prawda? Nie wahałbyś się zapewne, żeby kazać swojemu prawnikowi ścigać mnie za knucie przeciwko tobie jakiegoś złowrogiego spisku.

Hermiona nie mogła powstrzymać wykrzywienia ust w przebiegłym uśmieszku. I pomimo faktu, że kilka minut temu Draco był tak bliski przerwania swojego sześcioletniego stanu trzeźwości, po raz drugi tego ranka naprawdę się uśmiechnął.

— Proszę cię, Granger, to byłoby zbyt łatwe. Wiesz, że zatrudniam tylko najlepszych prawników. W mgnieniu oka zamknęliby cię za próbę zabójstwa.

Zachichotała.

— Czy w takim razie jesteś w stanie w ogóle wstać? Nie chcę być dodatkowo oskarżona o to, że nie pomogłam rannemu.

Wyszli z kawiarni razem, zmierzając do pracy w tym samym kierunku. Ich ścieżki się rozeszły, gdy Draco dotarł do wejścia do Dziurawego Kotła, a Hermiona musiała pokonać jeszcze kilka przecznic w stronę Ministerstwa.

— Granger! — zawołał, gdy znalazła się jakieś dziesięć stóp od niego. Odwróciła się i spojrzała za siebie, a Draco przełknął ślinę, po czym wyrzucił z siebie: — Dziękuję. — Po czym odwrócił się szybko, nie czekając na odpowiedź.

I tak oto rozpoczęła się kolejna poranna rutyna. Od poniedziałku do piątku Draco i Hermiona pokonywali spacerem kilka przecznic od kawiarni aż do swoich miejsc pracy, zanim się rozdzielali.

***

Czerwiec 2007

— Wszystkiego najlepszego, kolego!

Teodor Nott stuknął swoim kuflem piwa o kufel Dracona i pociągnął długi łyk. Draco też wziął jeden, delektując się przyjemnym posmakiem alkoholu, towarzystwem przyjaciela i faktem, że był już piątek. Czuł się prawie tak, jakby był normalnym człowiekiem – zdolnym do czucia się zadowolonym.

— Co nowego? Widzę, że Osy mają już na tak wczesnym etapie przewagę w lidze, prawdopodobnie dzięki tobie.

Tak, Quidditch, to był bezpieczny temat. Ponieważ Draco nie był do końca pewien, jak nawet ze swoim najlepszym przyjacielem mógłby porozmawiać o tym, że od kilku miesięcy, każdego ranka przed pracą, świadomie spędzał swój czas w towarzystwie Hermiony Granger.

Porozmawiali trochę o sporcie, a potem Draco zapytał Teo o jego nową pracę w Departamencie Finansów w Ministerstwie.

— Musisz być nieźle zajęty, nie widziałem cię od miesięcy.

Teo skinął głową, ale wtedy coś nagle przemknęło przez jego twarz i odstawił drinka. Draco zauważył, że jego przyjaciel zamilkł i siedział teraz ze zmarszczonymi brwiami.

Po chwili Teo przemówił.

— Myślisz, że nasi rodzice się mylili?

Draco powoli odsunął kufel od swoich ust.

— Obawiam się, że będziesz musiał być w tym pytaniu troszkę bardziej konkretny.

Teo westchnął i przeczesał palcami swoje brązowe włosy.

— Co do... tak naprawdę wszystkiego. Całe to gówno czystej krwi.

— Skąd to pytanie, Teo?

Jego przyjaciel znowu westchnął.

— Dużo ostatnio myślałem o tym, jak byliśmy wychowywani. To... nie było zdrowe, prawda?

— Chyba nie — odpowiedział sucho Draco i z zazdrością patrzył, że Teo był w stanie publicznie zakasać rękawy, bo nigdy nie przyjął Mrocznego Znaku. Teo i Draco byli przyjaciółmi jeszcze na długo przed Hogwartem, a ich przyjaźń trwała dalej nawet po rozpadzie dawnego świata. Nawet gdy w Hogwarcie Draco rozkoszował się panowaniem nad swoimi ślizgońskimi kumplami, a Teo wolał pozostawać z dala od światła reflektorów i wykazywać się w nauce, utrzymywali dość przyjazne stosunki.

Ale po odejściu Voldemorta okazało się, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż wcześniej sądzili. Ich ojcowie obaj zapłacili życiem za pełnienie roli Śmierciożercy. Ich owdowiałe matki stały się szarymi spadkobierczyniami majątków, wciąż zachowując swego rodzaju pozycję w kręgach towarzyskich społeczności czystej krwi w całej Europie.

Draco i Teo kontynuowali swoje leczenie poza obowiązkowymi sesjami terapeutycznymi. Żadnego z nich nie obchodziło ponowne nawiązywanie kontaktu z większością ze swoich rówieśników ze Slytherinu, którzy wydawali się nigdy nie zamykać ust na temat „starych, dobrych czasów". Czy naprawdę nie widzieli już wystarczająco dużo tortur i śmierci w walce o to, która krew jest najczystsza? Naprawdę wyczerpującym było trzymanie się tej przestarzałej ideologii w tak fanatyczny sposób, więc Draco i Teo zaczęli się coraz bardziej izolować, aż w końcu spotykali się prawie co tydzień tylko we dwóch, aby pić i rozmawiać. Choć jednak głównie pić.

Tak było do zeszłego roku, kiedy Teo stał się dla Dracona praktycznie duchem. Może miał teraz dziewczynę? Draco próbował walczyć z uczuciem zazdrości na myśl o czystym przedramieniu Teo otwierającym mu tak wiele drzwi, które dla Dracona pozostawały zamknięte: pracy w Ministerstwie i szansy na normalne relacje z ludźmi.

Teo wciąż wygłaszał swoje filozoficzne przemyślenia, kiedy umysł Dracona wrócił do rzeczywistości.

— Miałem na myśli... wszystkie te bzdury o mugolach... nic z tego nie miało znaczenia. Mugole nie są ani biedni, ani brudni, ani nie stanowią żadnego odrębnego gatunku. To tylko ludzie... i nie jestem pewien, czy... Po prostu sądzę, że nasi rodzice się mylili, to wszystko.

Draco wzruszył ramionami, niepewny, co wywołało u Teo takie przemyślenia. Gdyby się nad tym zastanowić, Draco musiałby przyznać, że prawie się z tym zgadzał. Prawdę mówiąc, niewiele wiedział o mugolskim świecie poza tą jedną kawiarnią, ale jeśli nauczył się czegokolwiek z wojny, która odbyła się przed dziewięcioma laty, to tego, że po trafieniu Klątwy Zabijającej wszyscy wyglądali tak samo, bez względu na ilość magii w swojej krwi.

— Wciąż widujesz się ze swoim uzdrowicielem? — zapytał Draco.

— Tak. A ty?

— Raz w miesiącu.

Między dwójką starych przyjaciół zapadła pełna zamyślenia cisza, gdy sączyli swoje napoje.

Masz to pod kontrolą.

***

Draco przechadzał się przed kominkiem w holu. Dokładnie o ustalonej porze kominek zapłonął zielonym ogniem, a po chwili wyszła z niego z wdziękiem matka Dracona i podeszła, by objąć syna.

— Wszystkiego najlepszego, kochanie — cmoknęła go w policzek i cofnęła się o krok, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Draco uznał, że najlepiej będzie przemilczeć jej wszelkie niepokojące uwagi dotyczące jego wychudzenia i zmęczonych oczu.

— Dziękuję, matko. Serwis do herbaty jest już gotowy w ogrodzie.

Duże ogrody za budynkiem kwitły żywo o tej porze roku, ale nadal były jedynie bladą imitacją niegdyś wspaniałego krajobrazu, który stanowił atut posiadłości Malfoyów.

Po woni gorącej, świeżo parzonej kawy, drugim rozpoznawalnym zapachem, który Draco wyczuł podczas swojej krótkiej styczności z Amortencją, był zapach różanego ogrodu jego matki, który unosił się na zewnątrz posiadłości w czasie lata. Woń kwiatów była tak silna, że zdawała się opanowywać cały teren, a Draco zawsze kojarzył to ze wspomnieniami lata, nauką latania na miotle i ukrywaniem się pośród krzewów po wykradaniu wraz z Teo i Crabbe'em dodatkowych słodyczy z kuchni.

Ale ogrody Dworu zostały dość mocno zniszczone latem po jego szóstym roku. Między przypadkowymi Śmierciożercami ćwiczącymi na całym terenie klątwy i Fenrirem Greybackiem oraz członkami jego obrzydliwej sfory, którzy woleli spać na zewnątrz, starannie uprawiane róże jego matki nie miały żadnych szans na przetrwanie.

Kto wie jak wygląda obecnie ten niegdyś upragniony i wystawny Dwór Malfoyów? Konfiskata przez Ministerstwo oznaczała, że ​​Draco mógł otrzymać artefakty, pamiątki i dokumenty swojej rodziny tylko po tym, jak przeszły rygorystyczną, magiczną inspekcję, aby upewnić się, że nic, co może mieć związek z czarną magią, nie trafi z powrotem w ręce Dracona lub Narcyzy.

Draco nie mógłby się tym mniej przejmować. Niech spalą to pieprzone miejsce aż po fundamenty. Każdy cal jego niegdyś wspaniałego domu był skażony, a jeśli ktoś inny chciał ten piękny stół z jadalni, na którym gigantyczny wąż pożarł niegdyś kobietę, niech sobie bierze.

Draco ledwo musnął powierzchnię swojego wielkiego spadku, kiedy kupił Franklin House – imponującą wiejską posiadłość w Berkshire, choć nie do końca tak okazałą jak jego dom rodzinny. Narcyza, kiedy go odwiedzała, miała tam skrzydło tylko dla siebie, ale i tak posiadała swój własny angielski dom – na wypadek, gdyby zdecydowała się powrócić do ojczyzny na stałe.

— Jak było w Wiedniu? — Draco zapytał z czystej uprzejmości. Matka opisywała mu wiele swoich doświadczeń w cotygodniowych listach, odkąd zniknęła po Nowym Roku. Draco uznał jednak, że pewnie ​​i tak zechciałaby porozmawiać o spędzonym tam czasie. Gdy Narcyza rozpoczęła długi wywód na temat wszystkich gal, w których uczestniczyła w ciągu ostatnich kilku miesięcy razem ze swoimi dalekimi krewnymi z Rodu Blacków, Draco pozwolił swoim myślom błądzić.

Granger wspomniała mu na ich piątkowym, porannym spacerze do pracy, że jej ustawa o restrukturyzacji granic ziem przeznaczonych dla centaurów wciąż tkwi w martwym punkcie. Oczywiście była cholerną Gryfonką, więc jej taktyką polityczną było odwoływanie się od decyzji i wytykanie prawodawcom braku człowieczeństwa. A kiedy Draco przypomniał jej – dość surowo, musiał przyznać – że większość czarodziejów nie uważała centaurów za cokolwiek więcej niż dzikie bestie, prawie odgryzła mu głowę.

— Wyluzuj, Granger. Jak możesz się spodziewać, że zdobędziesz jakąkolwiek polityczną przysługę, jeśli będziesz się tylko miotać w furii, kiedy ja jedynie zwracam twoją uwagę na prosty fakt społeczny?

W odpowiedzi usłyszał: ​​„Wielkie dzięki, ale nie potrzebuję podstępnych, ślizgońskich lekcji". Mimo to przekonał ją, by przynajmniej pozwoliła mu przeczytać preambułę, żeby mógł na to zerknąć jako osoba o świeżym spojrzeniu na całą sprawę. Już dodał adnotacje do kilku fragmentów, w których określenia mogłyby zostać sformułowane...

— Draco!

Podskoczył lekko, gdy ostry głos matki przeciął jego wędrujące w dal myśli. Miał na tyle wdzięku, by wyglądać na nieco zakłopotanego.

— Przepraszam, mamo, co mówiłaś?

— Pytałam o to, jak ostatnio spędzasz swój wolny czas, oczywiście kiedy nie chodzisz na mecze Quidditcha. Jestem pewna, że zdajesz sobie sprawę, że siostry Greengrass wróciły do ​​Anglii?

Draco pozwolił sobie na wywrócenie oczami. Jego matka miała w sobie subtelność Wyjca.

— Nie mam pojęcia, co u nich, ale widziałem się wczoraj wieczorem z Teo.

Narcyza rozpromieniła się na wzmiankę o Teo, ponieważ od zawsze bardzo go lubiła.

— Och, musisz zaprosić Teodora i jego matkę na kolację, skoro tu jestem.

Draco skinął głową i pozwolił myślom wrócić do czekających na niego w gabinecie przepisów Granger dotyczących centaurów, podczas gdy Narcyza kontynuowała swój długi monolog o zaletach kuchni angielskiej w porównaniu z kuchnią wiedeńską. Jego matka nie musiała wiedzieć, jak rzeczywiście spędzał swój wolny czas.

***

— Pozwoliłaś tej małej fretce spojrzeć na twoją ciężką pracę? Ze mną nigdy się tym nie dzielisz!

Hermiona przewróciła oczami na zarzuty Ginny.

— Ginny, czy kiedykolwiek wykazywałaś zainteresowanie prawami centaurów?

— Teraz wykazuję!

— Przecież rozmawiałam już z tobą o tej sprawie. Zasnęłaś po dwóch minutach!

— Ja? Nie! Po prostu... pozwalałam odpocząć swoim oczom?

Obie zachichotały, słysząc oczywiste kłamstwo Ginny. Hermiona skubała resztki ciasta jeżynowego (czy było jakieś danie, którego Molly Weasley nie opanowała?) i patrzyła, jak Ron i Harry bawią się w latanego berka, ganiając Teddy'ego i Victoire po sadzie. Dzieci mogły latać na miotłach tylko pod nadzorem dorosłych i unosić się najwyżej kilka stóp nad ziemią, ale Hermiona i tak była lekko zestresowana.

— I ufasz mu na tyle, że dzielisz się z nim swoją pracą?

Hermiona wzruszyła ramionami, niepewna czy „zaufanie" to właściwe słowo.

— Jest wystarczająco inteligentny i dosadny. Interesuje mnie jego perspektywa i wiem, że nie będzie owijał w bawełnę.

Odwróciła się do Ginny i zauważyła, że ta z niepokojem przygryza swoją dolną wargę.

— O co chodzi?

Ginny lekko pokręciła głową.

— Jak on wygląda ostatnimi czasy?

Z pewnością mniej mizernie niż zwykle, ale Hermiona wciąż mogła zauważyć, że przesypianie nocy było dla niego trudne. Po ich małym nieporozumieniu w sprawie eliksiru nasennego, wydawał się czuć przy niej nieco swobodniej, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie w rozmowie. Hermiona nie sądziła, żeby kiedykolwiek widziała w kawiarni kogoś tak nienagannie ubranego ani kogoś o tak doskonałej postawie. Choć mogło to przynieść Draconowi pewną dozę sympatii ze strony Ginny, Hermiona nie powiedziała jej ani nikomu innemu o jego dawnym uzależnieniu od eliksirów i obecnie udanym życiu w trzeźwości.

— Dobrze — odpowiedziała, a Ginny uniosła wysoko brwi.

— Och, wszystko w porządku, prawda?

— Ginny Potter, nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz.

Ginny uśmiechnęła się złośliwie i poruszyła sugestywnie brwiami.

— Nie możesz mi powiedzieć, że nie uważasz go za choć trochę atrakcyjnego?

— A ty co, nagle zaczęłaś?

Ginny tylko wzruszyła ramionami.

— Cóż, w dzisiejszych czasach widuję go tylko z daleka na niektórych meczach Quidditcha, więc ciężko mi powiedzieć. Ale nie możesz zaprzeczyć, że był jednym z atrakcyjniejszych chłopców w twoim roczniku.

Hermiona prawie wypluła kawałek ciasta.

— Co!? Ginny, powiedz mi, że nie przyznałaś się właśnie do tego, że Draco Malfoy podobał ci się w szkole?

Rudowłosa znowu tylko wzruszyła ramionami, a Hermiona wręcz zatęskniła za czasami, kiedy Ginny miała dwanaście lat i łatwo było ją speszyć. Teraz wydawało się, że młoda pani Potter nie ma w sobie ani krzty wstydu.

— Wcale nie powiedziałam, że podobał mi się ten znęcający się nad wszystkimi dupek. Tylko obiektywnie stwierdziłam, że był całkiem przystojny. Szkoda, że ​​miał tak okropną osobowość, a ja miałam inne priorytety. — Rzuciła wygłodniałe spojrzenie w stronę Harry'ego, a Hermiona zmarszczyła nos.

— Wciąż tu jestem, wiesz... Proszę, zachowaj dla siebie te pożądliwe tęsknoty.

Ginny prychnęła, ale nadal wpatrywała się w Harry'ego, a myśli Hermiony powędrowały do ​​faktu, że Draco każdego ranka miał na sobie doskonale skrojony garnitur. Z pewnością nie było nic złego w podziwianiu, w jaki sposób ubierał się ten mężczyzna. Nic a nic.

***

— Udany weekend?

Co prawda Draco nie miał zbyt dobrego weekendu, ale wolałby nie przyznawać się do tego przed Granger. Spędził te dni w towarzystwie Narcyzy, którą bardzo kochał, choć jej sugestie dotyczące znalezienia mu odpowiedniej żony stawały się dość męczące. Dodając do tego jego nocne koszmary o torturowaniu jego matki (co szczególnie się nasilało, gdy kobieta wracała z wielomiesięcznych podróży), musiał powiedzieć, że to nie był jeden z jego najlepszych urodzinowych weekendów.

— W porządku, tak sądzę. Moja matka wróciła na jakiś czas do kraju.

— To miłe, musisz za nią tęsknić, kiedy jest za granicą. Zatrzymała się u ciebie?

— Nie, ma własny dom. — Starą posiadłość Lestrange'ów, ale Draco zdecydował się pominąć ten szczegół.

— Jak często wraca do Anglii?

— Dwa razy do roku, zwykle na kilka miesięcy. Wraca na Boże Narodzenie i Nowy Rok, a potem zawsze na moje narodziny – i zostaje na całe lato. — Nie chciał tego powiedzieć. Nie chciał, żeby się dowiedziała.

Jej oczy rozszerzyły się.

— O mój Boże, czy w ten weekend były twoje urodziny?

— Nie.

— Ale z ciebie kłamca. Były, prawda? Nie mogę uwierzyć, że nic mi nie powiedziałeś!

Draco uniósł na nią brew.

— A dlaczego miałbym ci o tym mówić? — Dlaczego w ogóle cię to obchodzi?

I nagle Granger zaczęła wpół narzekać, a wpół mruczeć coś do siebie.

— ...powinnam była wiedzieć... nie pomyślałam... nic dziwnego... cóż, po prostu będę musiała... wiesz, naprawdę powinieneś był dać mi znać!

Draco prychnął.

— Po co, Granger? Co, kupisz mi teraz prezent? Nie jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy... jesteśmy czymkolwiek czym jesteśmy.

Uśmiechnęła się do niego pogodnie i odeszła od stołu. Zanim się zorientował, co się dzieje, wróciła ze świeżą bułeczką z jagodami i postawiła ją przed nim.

— Wszystkiego najlepszego, Malfoy! — powiedziała radośnie i trochę zbyt głośno jak na jego gust. Usiadła i posłała mu kolejny uśmiech. Obdarzył ją najbardziej lodowatym spojrzeniem, na jakie mógł się zdobyć, ale jego ręka już unosiła się ku owocowemu przysmakowi.

Hermiona zachichotała triumfalnie i zaczęła grzebać w swojej torbie. Draco zamarł.

— Granger, przysięgam na Merlina, jeśli masz zamiar wyciągnąć urodzinowe świeczki z tej swojej torby, w której mieści się całe twoje życie, nie obchodzi mnie, ilu ludziom będę musiał dziś rano wyczyścić pamięć, ale zrobię to bez wahania, a potem zmienią ci kolor włosów na fioletowy!

— Spokojnie, Malfoy, wyjmuję tylko kopię dokumentów do sprawy centaurów, ale oczywiście mogę zacząć śpiewać ci „Sto lat", jeśli tego właśnie chcesz.

Zjechał ją kolejnym lodowatym spojrzeniem i, zanim Granger wymyśliła, jak ośmieszyć go publicznie w jakiś inny sposób, w dwóch kęsach pochłonął swoją bułeczkę.

Granger spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi.

— Po namyśle, czy moglibyśmy o tym porozmawiać podczas spaceru? Dziś rano muszę wziąć udział w prezentacji dla całego działu.

Hermiona, ku zaskoczeniu Draco, była otwarta na wiele sugerowanych przez niego zmian w preambule do jej ustawy. Większość jego krytyki dotyczyła raczej tych bardziej emocjonalnych sformułowań, których była skłonna używać. Doradził jej więc, aby bardziej odwoływała się do kwestii pożytku publicznego i tego, co zwykły czarodziej może zyskać na jej propozycjach.

Pokiwała w zamyśleniu głową, gdy dotarli do miejsca ich rozstania.

— Hmm, z pewnością jest to coś, co warto rozważyć w moim następnym szkicu. Wciąż czekam na informację co do wyniku obecnie zaprezentowanego projektu. Widzimy się jutro?

— Do zobaczenia, Granger.

Poczekał, aż znalazła się trochę dalej, zanim zawołał.

— Tak przy okazji, Granger, moje urodziny były piątego czerwca.

Masz to pod kontrolą.


__________

Przepraszam za tak długą przerwę w publikacji tego tłumaczenia. Na obecną chwilę rozdziały będą pojawiać się nieregularnie - przejście do regularnego trybu publikacji przewiduję na styczeń/luty 2023.Do tego czasu rozdziały mogą pojawiać się dość losowo, za co z góry bardzo przepraszam.Ściskam i dziękuję, że jesteście.Vera

Continue Reading

You'll Also Like

114K 8.5K 53
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
43.7K 1.7K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
45.9K 3.1K 71
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent
13.6K 2.4K 16
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...