Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 69

71 9 0
By 324Pikachu

Siedziałam na ziemi grzejąc się od ogniska rozpalonego przez smoka. Byłam cała morka, ale na szczęście pozbyłam się całego brudu.

Smok przygotowywał w tym czasie jakiś wywar do rytułalu.

Nie chciałam mu przeszkadzać, więc tylko się przyglądałam.

Cały pomysł wydawał się cholernie szalony. W końcu dopiero kilka godzin temu okazało się, że byłam oszukiwana, a prawdziwy Lance był zakładnikiem, lalką w rękach wroga.

Oczywiście nadaliśmy już list do Huang Hua objaśniając wszystko. Nie wiedziałam jak zareaguje na te wiadomości. Poinformowaliśmy ją również o naszej decyzji.

– Jestem gotowy. – stanął nade mną i podał mi wolną dłoń.

Chwyciłam ją i wstałam.

– Musisz mieć czysty umysł, bez wątpliwości. Gdy coś powiem musisz to zrobić. Chwyć sztylet w dłoń i natnij swój kciuk.

Przytaknęłam i od razu to zrobiłam.

– Teraz... czas na nieco obrzydliwą rzecz. Tym palcem narysuj linie dzielącą moją twarz na pół, schodząca po szyi aż do klatki piersiowej. Musisz to zrobić bardzo szybko zważając ma swoją regenerację.

Chciałam zadać pytanie, ale się ugryzłam w język i wykonałam polecenie.

Po tym chłopak zrobił to samo tylko ze swoją krwią na mnie.

Nie komentowałam tego.

Po tym podał mi miskę i naciął ponownie mój kciuk, który zdarzył się już zagoić. Pospiesznie splótł po tym nasze dłonie, tak by nasze kciuki stykały się ranami.

– Powtarzaj za mną. – W tym momencie zaczął wypowiadać sentencje w starożytnym języku, którego nie znałam. Na szczęście mówił na tyle wolno i wyraźnie bym mogła po nim powtarzać.

Musiało się w końcu udać, bo mieliśmy jedna próbę.

W końcu wziął łyk wywaru i mi podał bym zrobiła to samo.

Po tym złapał naczynie i wyrzucił je. Chwycił mnie w talii, skracając do minimum dystans między nami. Złączył nasze usta, a ja poczułam jak narysowana linia i kciuk zaczynają mrowić.

Po chwili oparł swoje czoło o moje i sam zaczął coś recytować. Szeptał i znów był to starożytny język, więc nie wiedziałam co mówi.

Moja i jego krew zaczęły świecić się na czerwono. Uważnie przyglądałam się twarzy chłopaka. Wydawal sie bardzo, ale to bardzo spokojny.

Po chwili wszystko zgasło, a Lance puścił mnie i odsunął się o kilka kroków wstecz.

Nie czułam różnicy, zaczynałam nawet myśleć, że nie wyszło, aż nagle...

Słyszysz mnie?

To był głos smoka.

Od razu na niego spojrzałam, a on na mnie.

– Udało się. – wyszeptałam, a on się uśmiechnął bardzo delikatnie.

– Miejmy nadzieję, że wszystko sie udało. – powedzial i westchnął.

Sięgnęłam po bukłak z wodą i swoją, i tak już do niczego, koszulkę.

– Co powiedziałeś na sam koniec? – zapytałam i podeszłam do niego.

– Tylko sentencje rytualną. Rytuału nie da się modyfikować, więc się nie martw. – nie patrzył na mnie mówiąc to.

– Chyba coś kręcisz. – odkręciłam bukłak i nalalam wody na materiał.

– To nic ważnego. – W końcu na mnie spojrzał, a ja mokrym materiałem zaczęłam zmywać krew z jego twarzy.

– Czyli coś było. Możesz mi powiedzieć? I tak to chyba nic nie zmini, bo rytuału nie zmienimy.

Westchnął i przymknął oczy.

– Zmieniłem jeden warunek.

– Mianowicie? – zeszłam już na skórę jego szyi z pozbywaniem się czerwnyej kreski.

– Nie umrzesz, gdy ja to zrobię. Przejąłem na sobie konsekwencje.

– Co? – spojrzałam w niebieskie tęczówki – wymazałeś ten warunek? Mówiłeś, że nie da się tego zmienić.

– Nie wymazałem go, a lekko nagiąłem. Nie zgodziłabyś się, dlatego ci nie powiedziałem. Tak jak powiedziałem - nie umrzesz, gdy ja zginę, ale jeśli ty zginiesz to i ja umrę. Tak jak być powinno.

– Dlaczego to zrobiłeś? To egoistyczne.

Nie odpowiedział, tylko wyjął z mojej dłoni szmate i teraz to on zaczął ścierać ze mnie swoją krew.

– Odpowiadaj.– zaczęłam naciskać.

– Nie namierzam. – powiedział tylko i skupił się na czynności, którą wykonywał.

– Irytuje mnie to.

Wzruszył ramionami.

– Cieszę się, że żyjesz. Za dużo straciłaś życia. Doceń, że będziesz miała więcej czasu i nie będzie on zależny od mojego. – jego ton głosu był ponury.

Wydawał się ogólnie dziwny. Był bardziej... wycofany. Nie pamiętam, gdy trzymał mnie na taki dystans.

Nawet teraz - poza rytułałem stara się mnie nie dotykać.

Coś się stało.

Coś się zmieniło w jego głowie.

Nie był osobą, która mnie w jakiś sposób odtrącała.

– Wybacz jeśli to będzie nie na miejscu, ale... Czemu taki jesteś? Taki... zimny?– postanowiłam o to zapytać.

– Za dużo sie wydarzyło od naszego ostatniego spotkania. Wybacz, że... Po prostu chce dystansu. Na razie. – spojrzał mi w oczy – Ale nie wymyślaj sobie nic. Kocham cie, inaczej bym nie prosił cie o rytuał. Po prostu potrzebuje dystansu by poukładać sobie wszystko w głowie. W końcu byłem jednym z tych na których polujemy. – zaśmiał się gorzko.

– Czyli przerwa? – zapytałam nieco przerażona.

– Nie. Tylko przestrzeń. Jeśli chcesz się przytulić to to zrób, ale nie oczekuj na razie ode mnie czułości.

– Czyli jak cie przytulę to jakbym przytulała kukłę? – czułam się zraniona i chciało mi się się płakać.

Tez byłam zagubiona w całej sytuacji, ale... Cholera właśnie wzięłam z nim jakiegoś rodzaju ślub. Związałam z nim swój los, a on, co?

Odwala takie rzeczy?

Chce dystansu?

– Nie wyjdę po prostu z inicjatywą i proszę byś i ty za często nie przekraczała granic.

– To brzmi ewidentnie jak zerwanie. Cała ta sytuacja jest posrana. – zaczęłam gestykulować rękami. Byłam zrozpaczona.

– Wiem, że dla ciebie to na pewno trudniejsze niż dla mnie, ale chce ułożyć sobie myśli.

– Kurwa, Lance prawie cię zdradziłam z tobą. Facet wyglądał jak ty, zachowywał się jak ty, mówił jak ty... Może tylko inaczej smakowała jego krew... Ale to była idealna kopia. Czuje się jak śmieć, że mówię, że bardzo cie kocham, a to samo mówiłam jemu i nawet nie poznałam, że jest z nim coś nie tak, że to mimo wszytsko, nie jest "mój" Lance.– poczułam łzy zbierające się w koncikach moich oczu.

Na prawdę czułam siw jakbym go zdradziła. Sama że sobą czułam się okropnie w tamtym czasie, a on nawet nie chciał się postarać by mi udowodnić, że tak nie jest.

Tak, potrzebowałam właśnie w tym momencie być potraktowana jak dziecko. By ktoś mnie przytulił i uspokoił tłumacząc jak bardzo się mylę.

– Nie winie cie za to. Winie tylko i wyłącznie siebie, że im na to pozwoliłem. Czuje też satysfakcję z tego, że rozwaliłem mu głowę za to, że śmiał ciebie dotknąć. Nie potrafię się jednak pogodzić z tym, że udało im się mnie złapać, że skończyłem w ich ekipie i, że do cholery mordowałem niewinną ludność. Prawie też zabiłem ciebie.

– To nie pierwszy raz gdy zabijałeś. – mruknęłam pod nosem, zaciskając pięści – I z tamtym się nie musiałeś pogodzić.

– Nie mów czegoś o czym nie wiesz. Nie było cię obok. Nie mam wyzutów sumienia jak zabijam będąc sobą, gdy jest to zgodne ze mną, ale inaczej jest jak coś mnie do tego pcha, czy to magią czy kryształ.

– Nie byłeś sobą. Nie miałeś kontroli.– starałam się go uspokoić.

– Tak to wysjasnisz rodzinom tych których zabiłem?

– Jakbyś tak do tego podchodził to masz do przeproszenia pół Eldaryi. Każdy kogo zabiłeś, nie ważne z jakich pobudek, kogoś miał.

– Zakończmy temat, bo się pokłócimy, a nikomu to raczej nie jest potrzebne. Ubierz się. Zaraz wyruszamy.– odwrócił się i odszedł kilka metrów dalej, a ja założyłam na siebie czystą bluzkę, a starą wrzuciłam do ognia.

Smok wygrzebał coś do ubrania z plecaka zmarłego i też się przebrał.

– Gotowa?– zapytał, a ja przytaknęłam.– Gdzie ostatni raz widziałaś chłopków?

Odpowiedziałam mu szybko na pytanie, a on westchnął, ale za chwile ruszył. Chyba zdał sobie sprawę jaka droga nas czeka, a raczej jak długa.

Narzucił bardzo szybkie tempo. Nie skłamie jeśli powiem, że nie nadążałam.

Byliśmy w Farwie o wschodzie słońca.

Całą drogę się do siebie nie odzywaliśmy, co mnie osobiście dobijało. Odważyłam się przerwać ciszę gdy weszliśmy do miasteczka.

– Może to nie na miejscu, ale...– zawahałam się.

– No?– spojrzałam na mnie kątem oka.

– Czy Ty pamiętasz coś z... tych wszystkich ataków?

– Jak przez gęsta mgłę. Więc bardziej bym powiedział, że nie.– odpowiedział po chwili – Wyprzedzając jednak pytanie - wiem o całej ich intrydze, bo omawiali to przy mnie. Nie przypuszczali, że uda mi się uwolnić. Mieli mnie zniewolić całkowicie jak wróci ta moja marna kopia.– prychnął patrząc w ziemię i kopnął kamyk na ziemi.– W końcu miałbym całą moc i był ich bronią.

Jego stan był martwiący. Wydawał się słabszy psychicznie. Świadczyło o tym nawet to głupie kopnięcie kamyka. Nigdy wcześniej by nie kopnął kamyka specjalnie i to jeszcze na niego patrząc. Nie był osobą, ktora patrzy na ziemię okazując tym samym brak pewności.

– Czyli można powiedzieć, że pojawiłam się w najlepszym momencie?– uśmiechnęłam się starajac się polepszyć atmosferę, mimo, że okolicznosci nie były sprzyjające.

– Tak.– rzucił krótko i spojrzał przed siebie. Był nieobecny.

Co się stało? Co tam się wydarzyło? Co stało się w jego głowie?

Miałam tyle pytań, a jeszcze mniej odpowiedzi, w końcu zamykał się coraz bardziej przede mną.

– Jeśli nic im nie powiedział, to myślę, że powinni być tutaj.– zaczął się rozglądać po budzącej się osadzie.

Ja w tym czasie zauważyłam coś co leci w nasza stronę.

Była to Skala.

– Mamy odpowiedz.– zatrzymałam go i w tym momencie wpadł na niego chowaniec ciesząc się okropnie.

To był kolejny argument, że to nasz Lance. Na jego kopie tak nie reagowała.

– Cześć, koleżanko.– pogłaskał ją lekko po głowie.

– Skala, spokój.– powiedziałam łapiąc ja za łapę i zaczęłam odwiązywać list.

Gdy był już w moich rękach zaczęłam go prostować.

– Co pisze? – dopytał dalej głaszcząc chowańca.

– Zaraz się dowiemy.

Przeczytałam list i westchnęłam.

– Coś nie tak?– patrzył na mnie uważnie.

– Pokrótce? Chciałaby, żebyśmy wrócili ze względu na ciebie, chcę cię przesłuchać. Uważa też nasza decyzję za głupia i nie przemyślaną, ale rozumie też ją i faktycznie może to być przydatne. A i też jest świadoma, że nie pozwolimy sobie teraz na powrót, dlatego wysyła od razu innych do pomocy, bo faktycznie stawia nas w to w średniej sytuacji. Napisze jej szybko odpowiedź.– podałam mu list i sama sięgnęłam do plecaka na jego plecach by wyciągnąć kartkę i coś do pisania.

Po tym szybko napisałam, że postaramy się wrócić jak najszybciej nam się uda. Przyczepiłam go Skali do łapki i kazaliśmy jej wracać.

Potem zaczęliśmy pytać pojawiających się mieszkańców o naszych sojuszników i szybko doszliśmy do wniosku, że na całe szczęście nadal są w Farwie.

Zaczęliśmy szukać ich w miejscach z noclegami.

Gdy tylko ich znaleźliśmy obaj dziwnie popatrzyli na Lance'a i zaczęli pytać...

– Co mu zrobiłaś?– zapytał Illar, a ja westchnęłam i spojrzałam na chłopaka.

Ten też westchnął i sam postawnił odpowiedzieć.

– Oszukali was. Facet, który z wami podróżował nie był mną. Za dużo by mówić.

– Co to znaczy?– dopytał elf.

– To, że z kim innym wyruszyliśmy na misję, a z kim innym wrócimy.– włączyłam się – Zostaliśmy oszukani jak dzieci. Podmienili nam szefa Obsydianiu, przypadkiem udało nam się wszystko odkręcić i jest z nami już właściwą osobą. Tamta nam już nie zagraża. Lance zmiażdżył mu czaszkę.– wzdrygnęłam się na samo wspomnienie.

– Skad wiadomo, że to ten właściwy?– warknął alchemik i uważnie zaczął przyglądać się smokowi.

– Widziałam ich obu. Zresztą ten właściwie pachnie.– zaśmiałam się delikatnie, ale nikomu nie było do śmiechu – Chodzi o krew.

– Tamten miał moją pamięć, więc jesteśmy w na prawdę słabej sytuacji. Dobrze jednak, że szybko udało nam sie z Arią go dopaść.

– Ty mu wierzysz?– warknął zirytowany Ezarel.

– Tak.– przytaknęłam.

Lance nagle wystawił rękę.

– Proszę, chcecie to sprawdzajcie. Aria, potwierdzisz, że moja krew jest nie do podrobienia?– spojrzał na mnie.

– Co za chora rozmowa.– pokręciłam głową – Tak. Zaświadczam, że to "ten" Lance. Tak, facet który z nami podróżował smakował inaczej, ale myślałam, że tak ma być. Że coś się zmieniło. Nie myślałam, że to kto inny. A ten tutaj – wskazałam na białowłosego – smakuje tak jak powinien. Zresztą nie chce mówić o nim jak o pieprzonej przekąsce, bo jestem pół wampirzycą. Ufam mu, dlatego też by zapobiec ponownemu oszustwu - zawarliśmy magiczne małżeństwo.

Oczy chłopaków się rozszerzyły. Ezarel popatrzyl po chwili na mnie jak na idiotkę.

–  Czy Ty rozum postradałas? W ciągu kilku godzin zamieniłaś jednego faceta na drugiego i tak nagle z tym drugim wykonałaś rytuał kochanków? Czy ciebie popierdoliło?!– kipił wręcz ze złości.

– Ja ją do tego nakłoniłem. Swoją złość wyladowuj na mnie, nie na niej.– powiedział szef obsydianu, zasłaniając mnie sobą.

Przyznam szczerze, że to akurat mnie uradowało.

– Ty się Zamknij, na razie, a ty. – wskazał na mnie – zostajesz odsunięta ze swojej funkcji.

Nie wierzy nam.

Usłyszałam w głowie głos smoka i od razu na niego spojrzałam.

Tak, wiem, ale i go rozumiem. Jak ty byś się zachował w tej sytuacji?

Zapytałam, a on westchnął.

– W zasadzie to Huang Hua, dała mi dowództwo.– powiedziałam, a Lance uniósł do góry jedną brew – Jestem twoim zastępcą.– uderzyłam chłopaka lekko w ramię.

– Serio?

– To fakt.– westchnął – Ale i tak mu nie wierzę.

– Nie mam jak ci udowodnić swojego statusu. W końcu facet miał moją pamięć.– wzruszył ramionami. Nie bardzo chciało mu się udowadniać prawdę – A obecnie tylko ona jest w stanie potwierdzić moją autentyczność.

– Koniec tematu. Jako przywodczyni, zakańczam temat. Ufam mu, wierzę mu w 99%, że jest tym za kogo się podaję. Byłam przy ich konfrontacji, zweryfikowałam go. Dlatego czy chcecie czy nie musicie się obecnie pogodzić z moim zdaniem.– złapałam się za biodra.

– W porządku, kapitanie.– zasalutował żartobliwie fioletowowłosy.

– Jaki mamy plan, Szefowo?– zapytał żartobliwie Ez.

Przygryzłam dolną wargę i podrapałam się po głowie. Szczerze? Nie miałam pojęcia. Dopiero co zostałam awansowana na to stanowisko...

Usłyszałam prychniecie nad uchem.

– To chyba oczywiste. Zwijamy manatki i spowrotem kierujemy się w miejsce, skąd wróciliśmy przed chwilą z Arią. Potem poszukamy śladów, zbadamy ciała, o ile ich nie sprzątnęli i będziemy ich szukać.– powedział za mnie Lance – A przynajmniej to uproszczony plan.

– To chyba ona, dowodzi czy nie?– alchemik zdecydowanie szukał zaczepki.

– To jej pierwsze minuty, daruj jej.– poczułam dłoń na ramieniu.

Pomogę Ci. Nie martw się, a go olej.

Ścisnął moje ramię po czym zabrał dłoń.

– Więc idźcie po swoje rzeczy, my poczekamy na zewnątrz i później ruszymy.– powiedziałam starając się brzmieć pewnie.

Ale prawda była taka, że po całej sytuacji z przed kilku godzin cały zapał do dowodzenia uleciał ze mnie i było tylko, i wyłącznie, w tym miejscu przerażenie.

Chłopcy ruszyli po rzeczy, a my wyszliśmy z budynku.

Popatrzyłam na swoje dłonie.

Czy dam sobie radę?

– Na pewno świetnie ci pójdzie.

– Hę?– uniosłam głowę do góry – Tak sądzisz?– prychnęłam – Twój sobowtór był innego zdania, a przynajmniej tak mi się wydaje...

– To słowa sobowtóra, nie moje.

– Ale miał twoją pamięć i twoje wspomnienia. Jakbyś wiedział jak podeszli do tego oszustwa... Sądziłyśmy, że ty, znaczy on, jest pod wpływem zaklęcia miłosnego. Był dla mnie gbórem...– odpowiedziałam mu wszytsko pokrótce.

Czułam się zażenowana. Czemu ja się na prawdę w tym wszystkim nie połapałam?

Chciało mi się płakać.

On słuchał mnie uważnie, nie przerywając.

Nie ukrywałam przed nim żadnego szczegółu.

Widziałam jak starał się być spokojny, ale momentami zaciskał pięści i usta.

– To nie twoja wina.– skwitował na koniec.

– Jest mi tak głupio...– ukryłam twarz w dłoniach – Ja nigdy...– przerwał mi.

– Wiem.

– Przytulisz?– zapytałam ze względu na naszą rozmowę po rytuale. Potrzebowałam w tym momencie jego bliskości.

– Tak.– objął mnie i przytulił swoją głowę do mojej.

– Dziękuję.– wyszeptałam tylko.

Continue Reading

You'll Also Like

3.1K 270 35
Pierwsza książka na wattpadzie o 50 twarzach Anakina Skywalkera. Zapraszam do czytania :)
138K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
19.4K 2.3K 200
Tytuł mówi sam za siebie Znajdziecie tutaj: • memy • tapety • zdjęcia • shipy _____________________ Data rozpoczęcia: 19.05.2021 Data zakończeni...
31.6K 3.3K 38
Lizbett Moreen, młoda kobieta cierpiąca na zaniki pamięci, od niemalże roku przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Trafiła tam po wydarzeniach, które r...