WHATEVER IT TAKES | RISK #2

By itsmrsbrunette

39.2K 1.6K 2.6K

~ Bo byliśmy głupcami, którzy odnaleźli do siebie drogę, myśląc, że będąc jednością, przezwyciężymy mrok. Zsz... More

WSTĘP
Prolog
1. Wszystko się zmieniło.
2. Tak bardzo jak on.
3.1. Chcę obiecać ci wieczność.
3.2. Zbyt wiele słów.
4. Sprawa się skomplikowała.
5. Rozczarowanie.
6. Zmieniłaś się.
7. Umowa.
8. Nie prowokuj mnie.
10. Łzy
11. Zraniłaś go.
12. Dwudziesty dziewiąty czerwca.
13. Pewne rzeczy się nie zmieniają.
14. Zdejmij maskę.
15. Odrodzenie.
16. Małe kroczki.

9. Pozwól mu na szczęście.

1.6K 87 89
By itsmrsbrunette

w geście wdzięczności za aktywność, rozdział dedykuję naqwake <3 naprawdę to doceniam

Ból głowy spowodował, że ku własnemu niezadowoleniu obudziłam się ze snu. Wciąż nie otwierając oczu, przetarłam twarz dłońmi, po czym przekręciłam się na plecy, ciężko ziewając. Czułam się jak wyjęta z trumny, w której przed sekundą mieli mnie pochować, czyli jednym słowem po prostu źle. Światło wpadające do sypialni przez odsłonięte okno utrudniało mi rozklejenie powiek, dlatego odwlekałam to najdłużej jak to możliwe.

Gdy po paru minutach leżenia ze złudną nadzieją na zaśnięcie spotkało mnie niepowodzenie, odliczyłam w myślach do trzech i otworzyłam oczy, od razu tego żałując. Światło słoneczne było tak nieznośne, że aż się wzdrygnęłam. a przyzwyczajenie się do niego zajęło mi kilka chwil. Przeczesałam palcami włosy, powoli rozejrzałam się po pomieszczeniu i właśnie wtedy moje serce stanęło. Poderwałam się do siadu z prędkością światła, a ból mięśni znów dał się we znaki. Zaczęłam się rozglądać, a nerwy rosły z każdą sekundą. Gdzie ja, do kurwy nędzy, byłam? Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca na oczy, a świadomość, że byłam sama, jeszcze bardziej potęgowała moje zdezorientowanie.

Pierwszym, co przykuło moją uwagę, był charakterystyczny zapach. Przystawiłam białą pościel do nosa, zaciągając się wonią, która wydawała się znajoma, a nutą dominującą okazał się być cynamon. Następnie zaczęłam obserwować meble. Wielkie małżeńskie łóżko stało pośrodku pokoju, po bokach znajdowały się szafki nocne zrobione z rudego drewna, a naprzeciwko, tuż obok drzwi była czarna, matowa szafa.

Warknęłam pod nosem, bo gdy tylko spróbowałam się podnieść, nieprzyjemny skurcz chwycił moją szyję. Zaklęłam siarczyście i przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej, układając na nich podbródek. Objęłam uda ramionami, a gdy moje myśli mimowolnie popłynęły w kierunku wydarzeń ostatniej nocy, chyba się załamałam. Momentami w pamięci pojawiały się luki, ale większość sytuacji, szczególnie tych z pierwszych kilku godzin imprezy, była wyraźna. Wciąż czułam na swojej skórze dotyk jego dłoni, muśnięcia jego warg na szyi, czy chociażby gorący oddech, który łaskotał moje policzki, gdy Ethan znajdował się blisko. Nawet głupi odgłos jego zachrypniętego, podpitego głosu, gdy szeptał mi do ucha oraz spojrzenie, którym obdarowywał mnie przez całą noc. Wszystko wydawało się tak wyraźne i tak cholernie niepoprawne, że musiałam włożyć wiele siły, aby stłumić odruch wymiotny. Matko, co my narobiliśmy?

Zaraz potem mój wzrok padł na dół, pozwalając mi zorientować się, że oprócz bielizny miałam na sobie wyłącznie białą, męską koszulkę. Wplotłam palce we włosy, mając ochotę płakać z bezsilności. Wyrzuty sumienia dusiły mnie od środka, szczególnie, gdy zdałam sobie sprawę z faktu, który zeszłej nocy najwidoczniej całkowicie wyparłam, a mianowicie z tego, że Ethan był w pieprzonym związku z dziewczyną, która patrzyła w niego jak w obrazek. Hailey Evans może i nie wzbudziła mojej sympatii, zresztą chyba vice versa, bo jej krzywe spojrzenia rzucane pod moim adresem były wystarczającym dowodem na to, że i ona mnie nie lubiła, ale nie można odmówić jej tego, że gdy tylko o nim mówiła, jej oczy błyszczały jak najpiękniejsze gwiazdy. Była w nim tak bardzo zakochana, a ja zgodziłam się udawać partnerkę jej chłopaka i pozwoliłam mu, aby po pijaku całował moją szyję, a nawet rozebrał mnie z ubrań i przebrał w swoje własne. Kobieta kobiecie nie powinna robić czegoś takiego, a jednak ja pokazałam, że w słowach Ethana było 100% racji i rzeczywiście byłam tylko nic niewartą suką, która rzucała w stronę faceta będącego w związku tak prowokujące teksty.

Nie minęło wiele czasu, a moją głowę zalały kolejne wspomnienia. Znów miałam przed oczami Ethana, który wynosił mnie z taksówki, a potem po schodach jakiegoś wysokiego budynku, aby kwadrans później pozbawić mnie butów, podać szklankę wody i położyć do swojego własnego łóżka, podczas gdy sam wybrał dla siebie sen na kanapie. Pamiętałam, jak przed snem posadził mnie na brzegu wanny i ręcznikiem nasączonym wodą powoli zmywał mój makijaż. Pamiętałam tak wiele, choć chyba lepiej byłoby nie pamiętać niczego.

Nie mam pojęcia, ile minut spędziłam na tępym gapieniu się w sufit, ale wiedziałam, że prędzej czy później musiałam zmierzyć się z rzeczywistością. Z drugiego pokoju dochodził dźwięk telewizora i elektrycznego czajnika. Odrzuciłam kołdrę na drugi brzeg łóżka, a następnie postawiłam stopy na zimnej podłodze, czując nieprzyjemne pulsowanie głowy. Grunt to nie zwymiotować. Mozolnym krokiem podeszłam do drzwi, naciągając koszulkę, aby ta zakryła jak największą część moich ud. Przeczesałam palcami poplątane włosy, po czym bez wahania nacisnęłam klamkę i opuściłam sypialnię. Miejmy to już za sobą.

Ukazało mi się spore pomieszczenie, na które składała się kuchnia z wyspą kuchenną, robiącą za jadalnię, połączona z przestronnym salonem zapewniającym wyjście na balkon. Wnętrze było ciemne i ponure, ściany pomalowano na matowy odcień czerni, a podłogę wyłożono panelami w kolorze rudego drewna. Większość dodatków, w tym duży narożnik, miało szarą barwę. Biorąc pod uwagę tę osobowość właściciela, którą znałam, powiedziałabym, że wystrój ten do niego nie pasował, tym bardziej że jego mieszkanie w Atlantic City zostało zachowane z jasnych kolorach. Cóż, najwidoczniej przez ten rok pozmieniało się więcej, niż sądziłam.

Mój wzrok powędrował w kierunku, z którego do salonu wpadały promienie czerwcowego słońca. Okno prowadzące na balkon było uchylone, a wiatr hulający na zewnątrz sprawiał, że szara zasłona latała na wszystkie strony. Przez moment wpatrywałam się w tamto miejsce, domyślając się, że właśnie tam znajduje się Ethan, ale nie mogłam przemóc się do zrobienia kroku. Gdy wreszcie się na to zdecydowałam, zostałam wyprzedzona, a przez szklane drzwi przeszła damska sylwetka.          D a m s k a.

Rozchyliłam usta, gdy przed oczami mignęły mi jasnobrązowe włosy. W szoku zjechałam wzrokiem ciało od góry do dołu, a kiedy w dziewczynie ubranej w jasnoniebieskie spodenki i żółty top rozpoznałam Hailey Evans, prawie dostałam zawału. Nie, nie, nie. Właśnie spełniał się najgorszy możliwy scenariusz.

Zielonooka zatrzymała się wpół kroku i z reakcją przybliżoną do mojej przypatrywała mi się w zaskoczeniu. Dopiero po chwili - w przeciwieństwie do mnie - udało jej się odezwać.

    — Co ty tu robisz? — wydusiła niemrawo, jakby wciąż nie dowierzała w to, co widzi.

    Wtedy mój wzrok powędrował w dół, a ja zdałam sobie sprawę, że stałam przed dziewczyną Ethana w jego pieprzonej koszulce. Pierwsze oznaki paniki targnęły moim umysłem, gdy pojawiła się w nim wizja tego, co Hailey mogła sobie pomyśleć. Rany, przecież to im może rozwalić związek.

    Odetchnęłam szybko, a następnie zrobiłam krok przed siebie, nerwowo kiwając głową.

    — Słuchaj, Hailey. Wiem, jak to może wyglądać, ale posłuchaj — westchnęłam, zakładając pasmo włosów za ucho. Właśnie w tym momencie w mojej głowie narodziło się zbyt wiele pytań i wszystko, co chciałam powiedzieć, wydawało się bezsensowne. Bo dlaczego miałabym przejmować się związkiem Ethana? Bo chcesz, aby był szczęśliwy. — Musisz wiedzieć, że między mną a Ethanem do niczego nie doszło — zapewniłam cicho, jakbym nagle nie była tego taka pewna. — Nie spaliśmy ze sobą.

    Pocałunki na szyi można określić słowami do niczego między nami nie doszło? Matko, jestem żałosna.

    — Wiem, że nie — wypaliła niemal natychmiastowo, czym zbiła mnie z tropu. Zaniepokojenie, które odznaczyło się na jej twarzy na mój widok, błędnie zinterpretowałam jako niewiedzę. I o ile tę sprawę sobie wyjaśniłyśmy, Hailey wciąż wyglądała na równie zdenerwowaną i może... rozczarowaną? Cokolwiek to było, nie miało krzty pozytywnych emocji. Szatynka oparła dłonie na biodrach i uniosła brew prześmiewczo. — To, czego nie wiem, to dlaczego wychodzisz o trzynasteh z jego sypialni.

    — Och, to... — wykrztusiłam piskliwie, zanim zdążyłam to przemyśleć. Wytrzeszczyłam oczy na własną reakcję, bo przez to zabrzmiało to tak, jakbym miała coś do ukrycia. W gruncie rzeczy rzeczywiście miałam, ale Hailey nie powinna o tym wiedzieć, a po jej minie mogłam wywnioskować, że zrobiła się podejrzliwa. — Byliśmy wczoraj na imprezie i trochę za dużo wypiłam, więc Ethan zaproponował, abym przespała się tutaj zamiast wracać sama do hotelu. Potem użyczył mi swoją sypialnię, a sam poszedł położyć się w salonie.

    Evans podeszła do szarego narożnika i zajęła miejsce na podłokietniku, patrząc na mnie tak intensywnie, jakby prześwietlała mi wnętrzności.

    — Hmm... Ethan wyjaśnił mi sytuację, ale o tym, że zostałaś na noc, jakoś zapomniał mnie uprzedzić — rzuciła oschle, wciąż mi się przypatrując. Co prawda, jej spojrzenie nie robiło na mnie wrażenia, ale mimo to czułam się niekomfortowo. Z drugiej strony zdziwiłam się, że wypowiadała się tak, jakby rzeczywiście znała okoliczności. Ciekawe, jaką wersję sytuacji sprzedał jej Ethan. — Czemu jesteś taka zdziwiona? O tym, że ostatniej nocy dałaś się poznać jako jego dziewczyna, też wiem — zironizowała.

    O, kurwa. Tego się nie spodziewałam.

    Pomrugałam kilkukrotnie, a następnie moje wargi opuściło westchnienie przepełnione znużeniem. Gdzie, do cholery, podziewał się Ethan i dlaczego nie raczył uprzedzić mnie o tym, że powiedział Hailey, która patrzy na mnie, jakby chciała mnie zabić, o prawdziwej wersji wydarzeń. Matko, jestem pewna, że zrobił to po to, aby się wybielić i z naszej dwójki to ze mnie zrobić tę gorszą! Co za palant. Muszę jak najszybciej stąd zniknąć.

    Przez chwilę patrzyłam na szatynkę, która wyglądała, jakby się nad czymś zastanawiała, a cisza, jaka między nami zapanowała, była tak niezręczna i nieprzyjemna, że niewiele brakowało, abym się nią udusiła. Zdecydowałam zakończyć ten cyrk i po cichym westchnieniu bez słowa w stronę Hailey skierowałam się do sypialni w celu odszukania moich rzeczy. Odnalezienie ich wbrew pozorom okazało się banalnie proste, bo czarna sukienka złożona w kostkę leżała na parapecie, a sandałki na koturnach na podłodze zaraz pod nim.

O ile znalezienie ubrań było łatwe, o tyle włożenie ich na siebie stało się większym wyzwaniem. Przy każdym gwałtowniejszym ruchu głowa mi pękała, a skurcze łapały najmniej spodziewane mięśnie. Kiedy po dobrych pięciu minutach udało mi wcisnąć się w czarną, obcisłą sukienkę, odrzuciłam koszulkę Ethana na łóżko i stanęłam przed lustrem, związując włosy w niechlujny kok. Wyglądałam gorzej niż źle, w ustach czułam nieprzyjemny posmak po wymiocinach i alkoholu, co zmusiło mnie do przeszukania szafki nocnej Ethana, wiedząc, że miał niezdrową obsesję na punkcie gum do żucia. Jaka była moja radość, gdy w trzeciej szufladzie szafki nocnej odnalazłam nienaruszone opakowanie, które natychmiast otworzyłam. Były limonkowe, co przywołało falę wspomnień, ale i tak wpakowałam do buzi trzy sztuki na raz, a następnie całą paczkę wrzuciłam do torebki. Lubił te gumy? Cóż, już ich nie miał.

Chwyciłam w rękę buty i po upewnieniu się, że w torebce był telefon i karta do pokoju hotelowego, skierowałam się do salonu, przez który przeszłam tak szybko i cicho jak jakieś widmo. Nie chciałam tracić czasu na wybrankę Ethana, skoro on sam zajął się wyjaśnianiem jej sytuacji. Po spojrzeniu, którym mnie maltretowała, byłam wręcz pewna, że moje podejrzenia są słuszne i rzeczywiście to mnie postawił w złym świetle, siebie samego wybielając. A ja głupia próbowałam wymyślić taką wymówkę, aby tylko ochronić ich związek. Brawo, Destiny.

Zatrzymałam się dopiero w przedpokoju, gdzie podparłam się biodrem o ścianę, aby nie przewrócić się przy zakładaniu sandałów. Matko, wiązanie tych przeklętych sznurków na kacu zdecydowanie nie stanie się moim hobby. Cały czas czułam na sobie intensywny wzrok Hailey, a gdy byłam w trakcie obwiązywania sznurkiem lewej łydki, wreszcie postanowiła się odezwać:

    — Znam go lepiej, niż myślisz.

    Zmarszczyłam brwi i znieruchomiałam.

    — Słucham? — Zerknęłam na nią przez ramię.

    Stała oparta bokiem o wyspę kuchenną i z rękami na biodrach obserwowała to, co robię.

    — Znam go — powtórzyła. — Znam go lepiej, niż myślisz i widzę, że coś jest z nim nie tak. Zaczął chodzić jakiś przygnębiony, wiecznie jest zamyślony i roztargniony i prawie w ogóle się nie odzywa. Dziwnym trafem to wszystko trwa, odkąd pojawiłaś się w pobliżu.

    Jej słowa zaskoczyły mnie na tyle, że przez moment zupełnie nie zarejestrowałam ich sensu, więc po prostu stałam i patrzyłam na nią z wysoko uniesionymi brwiami, mrugając milion razy na minutę, chcąc pozbyć się kotłującej we mnie konsternacji.

    — Co masz na myśli? — wydusiłam.

    Oczywiście, mogłabym zacząć bronić się już teraz, ale nie wybadałam jeszcze, jak dużo wiedziała, o ile coś w ogóle jej świtało. Równie dobrze mogły być to tylko głupie przypuszczenia czy bezpodstawne zarzuty zazdrosnej dziewczyny.

    Hailey prychnęła i z jawnym politowaniem wymalowanym na twarzy poprawiła ramiączko żółtej sukienki, po czym skrzyżowała ramiona na biuście, mierząc mnie oceniającym wzrokiem.

    — Ja i Ethan nie mamy przed sobą tajemnic. — Och, o tym jak wczoraj całował moją szyję, też ci powiedział? Matko, jestem okropna. — Wiem o dziewczynie, która w przeszłości bardzo skrzywdziła Ethana, mimo że jemu bardzo na niej zależało. Może i podczas opowiadania tej historii nigdy nie wypowiedział twojego imienia, a teraz zarzeka się, że kompletnie nic dla niego nie znaczysz, ale ja nie jestem głupia. Widzę, jak na ciebie patrzy, nawet wtedy, kiedy ty odwracasz wzrok. Nie trudno domyślić się, że od początku chodziło o ciebie.

Rozchyliłam wargi, pozwalając, aby wydostał się spomiędzy nich płytki, urwany oddech.

— Do czego zmierzasz?

— Do tego, żebyś pozwoliła mi się nim zaopiekować, zamiast wpadać do jego życia jak huragan i znów mieszać mu w głowie.

— Posłuchaj mnie, Hailey. — Dałam nacisk na jej imię. — Czy ci się to podoba, czy nie, mnie i Ethana kiedyś coś łączyło. Przez coś, mam na myśli więcej, niż możesz sobie wyobrazić. — Wyraz mojej twarzy pozostawał obojętny. Nie chciałam zaprezentować zbyt wrogiego nastawienia poprzez wzgląd na to, że Evans - mimo działania mi na nerwy - wciąż była tylko dziewczyną, która dbała o szczęście Ethana, za co w zasadzie w duchu powinnam jej dziękować. Mimo to zachowywała się tak, jakby Pierce był jej własnością, a żadna inna kobieta nie mogła się do niego zbliżać. Odchrząknęłam. — Rozumiem, że teraz to ty zajmujesz miejsce najbliższej mu osoby, a oglądanie mnie w jego towarzystwie zapewne nie należy do najprzyjemniejszych czynności na świecie, ale nie zdołasz tak po prostu wymazać faktu, że mnie i Ethana zawsze będzie łączyła wspólna przeszłość — westchnęłam, obserwując szatynkę, która wciąż nie była przekonana do moich słów. — Uwierz mi, ja naprawdę nie zamierzam się między was wpierdalać. Niczego od niego nie chcę, Hailey. Gwarantuję ci, że on ode mnie też nie, bo wbrew pozorom nadal trochę go znam.

Hailey wyglądała, jakby w pewien sposób uspokoiły ją moje słowa, mimo to wciąż patrzyła na mnie z rezerwą i obawą, której nie potrafiłam wyjaśnić. Podejrzliwie uniosła brew i w milczeniu przełknęła ślinę, jakby potrzebowała czasu, aby przyswoić sens mojej wypowiedzi do wiadomości.

— Skoro niczego od siebie nie chcecie, po co wciąż się wokół siebie kręcicie? — odezwała się po chwili ciszy i zrobiła krok przed siebie, owijając się ramionami. — Nie sądzisz, że po tym, co was łączyło i jak to się dla niego skończyło, jakakolwiek relacja między wami po prostu nie ma sensu?

Popatrzyłam na nią z pobłażaniem. Odniosłam wrażenie, że kompletnie nie rozumiała, co do niej mówiłam.

— Kiedy ma się wspólnych przyjaciół, kręcenie się wokół siebie bywa nieuniknione — zauważyłam, na co przewróciła oczami. Chyba obie miałyśmy dosyć tej pogawędki. — Nie możesz robić mu problemu o każdą dziewczynę, która przed poznaniem ciebie była z nim bliżej, niż ci się to podoba. Sama jeszcze rok temu zajmowałam w jego życiu miejsce, które teraz zajmujesz ty, ale to już nie ma znaczenia, bo powinnaś znać Ethana na tyle, żeby wiedzieć, że nie lubi żyć przeszłością. Ja też nie. — Krótkie westchnienie opuściło moje wargi. Liczyłam, że tym razem do niej trafiłam, ale wpatrywała się we mnie tak, jakby czekała, aż powiem coś jeszcze. Zasznurowałam usta. — Po prostu choćbyś bardzo chciała, nie zmienisz tego, że między mną a Ethanem coś kiedyś było — odparłam, bo odczułam dziwną potrzebę, aby bronić tego, co mieliśmy rok temu.

Może teraz nasze stosunki ograniczały się do minimalnych, ale to właśnie ten człowiek sprawił, że rok temu na krótką chwilę znów coś... poczułam. Jak mogłabym tak po prostu pozwolić, aby osoba, niemająca o nas pojęcia, zamiotła to wszystko pod dywan?

W gruncie rzeczy po prostu byłam żałosna, bo uraziło mnie to, że partnerka Ethana próbuje usunąć mnie z życia swojego chłopaka. Kiedy ja się taka stałam i dlaczego nawet w takiej sytuacji nie potrafiłam odpuścić?

Już zamierzałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie głos Evans.

— Ja nie, ale twoje zniknięcie tak — odezwała się tak oschle, jakby od lat wykuwała to zdanie w pamięci. Zatrzymałam się wpół kroku, po czym odwróciłam przez ramię, obserwując jej twarz szykującą się do monologu. — Od dwóch lat jestem cheerleaderką drużyny, do której dołączył. Wiesz, jaki był Ethan, gdy poznałam go na początku września? — prychnęła, choć w jej głosie rozbrzmiał smutek związany z powracaniem do tamtych wspomnień. — Pusty. Kompletnie wyprany z emocji, wiecznie milczący i gburowaty. Nie przykładał się do koszykówki, zdarzało mu się, że zamiast na trening wybierał się do klubów i barów, z których trzeba było odbierać go, bo był tak pijany, że zapominał, gdzie mieszkał. Na początku sądziłam, że to po prostu jeden z tych rozpuszczonych bogatych chłopców, który bez mamy nie potrafi sobie poradzić z presją, jaka ciąży na nim w związku z drużyną. Nie masz pojęcia, jak bardzo go nienawidziłam. Nie dopuszczał do siebie nikogo, przy każdej próbie kontaktu obrzucał mnie i innych epitetami, jakich chyba nigdy nie zapomnę, a gdyby nie troska Marvina, który od początku widział w nim kogoś więcej niż niedojrzałego gówniarza, pewnie nie przetrwałby tutaj nawet dwóch miesięcy. Starałam się trzymać od niego z daleka, aż pewnej nocy zadzwonił do mnie Marvin z prośbą, abym zajrzała do Ethana. Wiesz, co zastałam w jego mieszkaniu? — przerwała, biorąc dwa głębokie oddechy. Jej dłonie zacisnęły się w piąstki, a powieki na moment przymknęły, jakby zbierała siły. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takiej odsłonie. — On płakał. Nie, czekaj, to nie był płacz. On wył. Siedział skulony w rogu pokoju i wył jak małe dziecko, trzymając w dłoniach skrawki fotografii, które podarł na strzępy. Właśnie wtedy obiecałam sobie, że go z tego wyciągnę. Do momentu wizytu w Atlantic City myślałam, że idzie mi całkiem dobrze.

Między nami zapanowała cisza, która wydawała się głośniejsza od krzyku. Nie patrzyłyśmy sobie w oczy, bo obecnie kotłowało się z nich zbyt wiele emocji, którymi nie chciałyśmy się ze sobą podzielić. Wbiłam wzrok w ciemną podłogę, zaciskając rękę na futrynie, o którą się podtrzymywałam. Czułam, że od wybuchu dzieliło mnie coraz mniej, co natomiast zaczynało mnie przerażać. Na samo wyobrażenie Ethana, który ze zdjęciem w dłoni po prostu płakał, serce nieprzyjemnie mnie bolało, jakby ktoś owinął je sznurem i z każdą kolejną sekundą zaciskał go na nim coraz mocniej. Wtedy pierwszy raz odkąd poprosiłam go, aby wyjechał, przeszło mi przez myśl, że mogłam podjąć złą decyzję. Cierpiał, a mnie nie było przy nim. Koniec końców i tak wyszedł na prostą i był względnie szczęśliwy, ale droga, którą przeszedł, w dodatku beze mnie, umiejętnie wprowadziła chaos do mojego uporządkowanego umysłu. Czym zawiniliśmy, że to wszystko nam się przytrafiło?

Cichy, zachrypnięty głos Hailey wypełnił pomieszczenie zupełnie niespodziewanie, sprawiając, że moje ciało pokryła gęsia skórka.

    — Jeżeli kiedykolwiek ci na nim zależało, pozwól mu na szczęście. — Spojrzała mi w oczy. — Obie wiemy, że jestem w stanie mu je podarować ale... bez ciebie. Zakończ to i nie rozgrzebuj przeszłości, która złamała go wystarczająco mocno.

    Patrzyłyśmy sobie w oczy, tocząc bitwę na wzrok. Z twarzy Evans zniknęła podejrzliwość i zostało na niej tylko zdeterminowanie, aby osiągnąć swój cel i ze mną wygrać. Prawda była taka, że poległam już na starcie, ponieważ Ethan miał szansę na szczęście beze mnie.

    Wtedy dźwięk otwieranych drzwi wyrwał nas z letargu. Z lekkim przerażeniem obróciłam się za siebie, z rezerwą wypatrując progu. Szybko okazało się, kto w nim stanął.

    — Destiny! — zawołał, jakby mnie szukał, a gdy jego wzrok padł na mnie, wyglądał na zaskoczonego. — Chryste, gdzie ty masz telefon? Wszyscy do ciebie wydzwaniają, bo za dwie godziny musisz być na lotnisku, a wciąż nie dotarłaś do hotelu. Crystal prawie mnie zabiła, bo ta wariatka ubzdurała sobie, że coś ci zrobiłem... — Wyrzucił ręce w powietrze, wcześniej zamykając za sobą drzwi. Urwał wypowiedź w połowie, kiedy uniósł spojrzenie wyżej i trafił nim na Hailey, w reakcji na co uniósł brwi. — Co ty tu robisz?

    Przekręciłam głowę w jej stronę.

    — Przyszłam zaraz po tym, jak rano zadzwoniłeś, ale nie cię nie zastałam. — Wywróciła oczami, dając nacisk na to, że nie zastała w domu akurat jego. Nie musiała mówić, aby cała nasza trójka wiedziała, że zastanie mnie wcale jej nie ucieszyło. — Gdzie byłeś?

    — Musiałem pozałatwiać parę spraw — westchnął ze znużeniem i wszedł w głąb mieszkania, odrzucając na wyspę kuchenną klucze od samochodu. Hailey wierciła oczami dziurę w jego sylwetce i skrzyżowawszy ramiona na biuście, posłała mu oskarżycielskie spojrzenie, co Pierce zdecydował się zignorować i zamiast tego wolał zwrócić się do mnie: — Destiny, zamówiłem ci ubera, będzie za jakieś dziesięć minut. Pojedziesz do hotelu i się spakujesz, bo za dwie godziny wracamy do Atlantic City...

    — Mieliśmy wracać jutro — wtrąciłam, marszcząc brwi.

    Brunet westchnął i oparł obie dłonie na blacie wyspy kuchennej.

    — Ale wracamy dziś.

    — Wracamy? — znikąd odezwała się Hailey, akcentując ostatnią sylabę. Z Ethanem na nią spojrzeliśmy, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. — Wy? — Wskazała palcem na naszą dwójkę. Dopiero gdy to powiedziała, zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście użył czasownika w pierwszej osobie. Wbiłam w niego wzrok równie zdziwiony, co ten szatynki. — A co ty niby masz zamiar ponownie robić w Atlantic City?

    Pierce wydawał się być już tym wszystkim zmęczony.

    — Coś mi wypadło i muszę lecieć z nimi. To nie jest czas na twoje wyrzuty. Muszę się spakować.

    Dziewczyna wyrzuciła ręce w powietrze.

    — To nie czas na moje wyrzuty? — prychnęła ironicznie, podchodząc bliżej niego. Oparła dłonie po drugiej stronie blatu i pochyliła się nad nim, przez co ich twarze dzieliła niewielka odległość. — Mam prawo je mieć. Musiałeś coś załatwić? Coś ci wypadło? Nic mi, do cholery, nie mówisz, więc owszem, to jest czas na moje wyrzuty!

    Przyglądałam się tej sytuacji z boku i śmiało mogę przyznać, że w tamtym momencie byłam idealną definicją bycia w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Niebieskooki potrząsnął głową, po czym odepchnął się od marmurowego blatu i ruszył w kierunku sypialni, do której zaraz potem pognała za nim zdenerwowana Hailey, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Ethan wyjął spod łóżka wielką torbę sportową i ułożył ją na materacu, po czym zniknął mi z zasięgu wzroku. Odtąd mogłam przyglądać się jedynie Evans.

    — Musimy przedyskutować twój wyjazd — nakazała, łapiąc się pod boki.

    Prychnięcie rozniosło się po sypialni.

    — Nie rozśmieszaj mnie. — Słyszałam jego głos trochę niewyraźnie. — Za późno na dyskusję, kupiłem już bilet. Nie pytam cię o pozwolenie, Hailey.

    Dłonie dziewczyny bezwładnie opadły po obu stronach jej ciała, a oczy patrzyły na niego z bezradnością i smutkiem. W pośpiechu wpychał do torby ubrania, w ogóle nie zwracając uwagi na szatynkę. Był jak w jakimś amoku. Poruszał się gwałtownie i nerwowo, a każdy najcichszy oddech zdawał się go irytować.

    Coś się z nim działo. Coś niedobrego.

    — Ethan, proszę cię...

    — Nie, Hailey.

    — Nie możesz tak po prostu wyjechać, rozumiesz? Porozmawiaj ze mną. Powiedz mi, co się dzieje, bo przecież widzę, że coś jest nie tak — jęknęła męczeńsko, patrząc na niego wzrokiem, który świadczył o tym, że niewiele dzieliło ją od wylania łez. A on wciąż ją ignorował. — Błagam cię, cokolwiek to jest, powiedz mi. Przecież nie mamy przed sobą tajemnic, tak?

    — Nie mam teraz na to czasu. — Jego ton był tak oschły, że nagle sama poczułam się jak intruz.

    Szatynka nerwowo wciągnęła powietrze i podeszła do niego, gdy wpychał do bagażu ostatnie rzeczy.

    — Nie masz czasu na mnie? — Głos jej się załamał. — Naprawdę zaczynam się o ciebie martwić. Nic nie mówisz, jesteś rozkojarzony i kompletnie nie słuchasz, co do ciebie mówię. — Złapała go za rękaw bluzy, gdy zapinał torbę. — Nigdy taki nie byłeś. Co się z tobą dzieje i po jaką cholerę jedziesz do miasta, które tak bardzo cię zniszczyło?!

    Ethan natychmiast wyszarpał rękaw z jej uścisku.

    — Daj mi święty spokój! — wrzasnął, zarzucając torbę na ramię.

    Zaraz potem opuścił sypialnię, zostawiając w niej smutną Hailey, która usiadła na brzegu łóżka i oparła ręce na kolanach, zwieszając głowę. Kiedy jego wzrok padł na mnie, zrobiło mi się niedobrze. Był taki oschły, pusty, niepodobny do niego... Chyba nie spodziewał się, że wciąż przebywałam w mieszkaniu, bo zatrzymał się wpół kroku i rozszerzył powieki, jakby właśnie zobaczył ducha. Przez moment żadne z nas się nie poruszyło, czekając na ruch tego drugiego, ale gdy nic się nie działo, a ciężar kontaktu wzrokowego zaczął zgniatać mnie od środka, nerwowo odchrząknęłam i zaczęłam tyłem iść w kierunku wyjścia z mieszkania.

    — Mój czeka na mnie uber — wymamrotałam, a gdy zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam, skrzywiłam się. — Ja już lepiej pójdę. — Uśmiechnęłam się nerwowo i z udawanym spokojem opuściłam mieszkanie.

    Gdy zamknęłam za sobą drzwi, niemal biegiem puściłam się po schodach na dół, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego cyrku.

﹡﹡﹡

    Przysiadłam na jednym z lotniskowych krzesełek i zaczęłam masować palcami skroń, gdyż ból głowy, mimo zażytych tabletek, stawał się nie do zniesienia, a dodatkowe mdłości spowodowane kacem, lotem i faktem, że byłam jakiś dzień czy dwa przed miesiączką, wcale mi nie pomagały. Cóż, podróżowanie na kacu z bandą liczącą włącznie ze mną osiem osób nie było najlepszym pomysłem, gdyż ogólny gwar i hałas były nieuniknione. Westchnęłam, gdy tym razem Ruby przejęła inicjatywę i zaczęła rozkazywać wszystkim, jak i gdzie mają stanąć. Czekaliśmy właśnie na odbiór bagaży, choć w drodze z samolotu do wnętrza lotniska już zdążyliśmy chwilowo zgubić Sawyera i Masona, którzy nie uprzedzając nikogo, skręcili sobie do jednego ze sklepików, by kupić hot dogi. Żyję z wariatami.

    Minęło parę minut, a towarzystwo już nie stało w jednej dużej grupie, tylko podzieliło się na mniejsze. Crystal z Masonem i Mckenzie zawzięcie dyskutowali na nieznany mi temat, a w tym czasie Ruby i Sawyer zdążyli skoczyć do stoiska z bibelotami, gdzie sprawili sobie po pluszowym miśku. Nieco dalej stali Shane i Ethan, którzy - biorąc pod uwagę ich miny i gwałtowną gestykulację - ewidentnie się o coś sprzeczali, co nieco mnie zdziwiło. To naprawdę rzadki widok.

    Dzięki Bogu, niewiele później nasze bagaże pojawiły się na taśmie. Podnosząc się z krzesełka, nieco zakręciło mi się w głowie, ale zignorowałam to i czym prędzej podreptałam w kierunku, z którego nadjeżdżała moja fioletowa walizka. Wszyscy ustawiliśmy się w kółku, a Ruby, która chyba przejęła rolę matkowania od nieobecnej Nory, stanęła pośrodku.

    — Wszyscy wiedzą, z kim jadą? — zapytała, a my przytaknęliśmy skinieniem głów. — Dobra, to się zbierajmy.

    Od razu przeniosłam wzrok na Shane'a, który stał obok Kenzie i Masona. To z nim miałam wracać do Atlantic City. Złapałam za rączkę walizki, by ruszyć w jego kierunku.

    — Wracamy. — Przystanęłam, jeszcze zanim zdążyłam postawić krok i obróciłam głowę, trafiając na znudzoną twarz Ethana.

    Wow, odezwał się do mnie. To naprawdę wyczyn, biorąc pod uwagę to, że przez cały dzień się unikaliśmy i nie zamieniliśmy ze sobą słowa, nie licząc tej krótkiej komunikacji w jego mieszkaniu. Być może oboje byliśmy przerażeni tym, czego dopuściliśmy się zeszłej nocy.

    — Jacy my? — prychnęłam, skanując go wzrokiem od góry do dołu. — Wracam z Shane'em.

    Pierce wywrócił oczami.

    — Wracasz ze mną.

    — Wracam z Shane'em.

    — Nie. — Wziął uspokajający wdech. — Shane po drodze musi zajechać do mamy, a wątpi, że propozycja herbatki u boku zrzędliwej pani Howard jest spełnieniem twoich marzeń, więc wręcz wymusił na mnie, abym cię ze sobą zabrał. — Spojrzał na mnie ze znużeniem. — Jeśli ci się coś nie podoba, zawsze możesz wracać do Atlantic City taksówką, ale nie wydaje mi się, że wizja płacenia jakichś dwustu dolców za przejazd z Wilmington do domu ci odpowiada. Ty wybierasz — dodał, uśmiechając się w sposób przypominający grymas.

    Gdy tak na niego patrzyłam, odniosłam szczere wrażenie, że wręcz modlił się, abym jednak wybrała opcję numer dwa i pojechała taksówką. Cóż, ten wariant z pewnością był korzystny dla nas obojga, bo spędzenie ze sobą prawie dwugodzinnej podróży w jednym aucie groziło końcem świata. Prędzej się pozabijamy, niż dojedziemy na miejsce.

    — Wybieram opcję numer trzy i jadę z kimś innym — postanowiłam.

    Brunet prychnął pod nosem i gestem głowy pokazał, że rzekomo mnie do tego zachęca.

    — Powodzenia. — Pokręcił głową ze zmarnowaniem, po czym poprawił torbę sportową na swoim ramieniu, obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia.

    Odetchnęłam pod nosem i obróciłam się za siebie, by złapać kogoś od nas w celu transportu. Było nas mało, a samochodów do dyspozycji mieliśmy sporo, więc nie mogło być problemu, abym się do kogoś dołączyła. Albo wróć. Jednak mógł być problem, a nawet na pewno był. Na lotnisku, w miejscu, w którym przed chwilą staliśmy całą ósemką, nie został nikt. Rozchyliłam wargi, kląc pod nosem. Rany, jestem tylko zwykłą studentką. Nie mogę pozwolić sobie na zapłacenie przynajmniej dwustu dolarów za głupi powrót do domu. Prędzej pójdę pieszo.

    Z jęknięciem powiodłam wzrokiem w stronę wyjścia z lotniska. Krew w moich żyłach zawrzała, gdy w oddali dostrzegłam Ethana, który ze skrzyżowanymi ramionami i tym swoim zwycięskim wyrazem twarzy, stał przy szklanych drzwiach i spoglądał prosto na mnie.

    Zaczęłam iść przed siebie, ciągnąc za sobą walizkę. Moja mina była zacięta, aby Ethan z góry wiedział, jak bardzo wkurzona byłam. Shane mnie wystawił, a w dodatku ze wszystkich możliwych transportów załatwił mi właśnie swojego, pożal się Boże, przyjaciela.

    — I co? Już się najeździłaś z kimś innym? — zapytał, gdy znalazłam się niedaleko.

    Wciągnęłam ze świstem powietrze, nagle zapominając o bólu głowy. Myślami właśnie topiłam Ethana w najbliższej kałuży.

    — Zamknij się. — Przeszłam przez obrotowe drzwi.

    Wzdrygnęłam się, gdy chłodne powietrze zderzyło się z moją rozgrzaną skórą. Było pochmurno i wilgotnie, tak więc trafiliśmy na jeden z chłodniejszych dni, czego oczywiście nie przewidziałam i miałam na sobie jedynie jeansowe shorty, biały top na ramiączkach i luźną, flanelową koszulę w czarno-czerwoną kratę.

Ethan szedł tuż za mną, mamrocząc coś pod nosem.

    — Jak chcesz, ale na twoim miejscu odnosiłbym się do kierowcy z szacunkiem, bo zawsze może cię tutaj zostawić — rzucił mimochodem i wzruszył ramionami, wymijając mnie.

    — Tak? To mnie tu, kurwa, zostaw — warknęłam, czując, jak wszystkie czynniki wpływające na moje złe samopoczucie nagle stały się intensywniejsze, jednak najbardziej irytujący z nich właśnie znajdował się przede mną. Trzymajcie mnie.

    Ethan odwrócił się najpierw przez ramię, a zaraz potem szedł przodem do mnie, zupełnie nie patrząc pod nogi. Mam nadzieję, że wyrżniesz się na najbliższym krawężniku, pomyślałam, gdy chłopak uniósł ręce w geście obronnym i uśmiechnął się tak sarkastycznie, jak tylko potrafił.

    — Nie ma problemu. — Wyjął z kieszeni bluzy klucz od samochodu. — Miłego spaceru. Powiadomię resztę, że do domu doczołgasz się za jakieś dwa dni.

    A potem tak po prostu uśmiechnął się ze sztuczną słodkością i ruszył przed siebie nad wyraz wesołym krokiem, który na 100% miał mnie jedynie sprowokować. Idiota.

Wzięłam dwa głębokie oddechy, aby nieco ochłonąć, wystawiłam do niego środkowego palca, mimo że nie mógł tego zobaczyć, po czym ruszyłam przed siebie tak dumnie, jak tylko umiałam. Obserwowałam Ethana, który wrzuca torbę na tylne siedzenie, po czym otwiera drzwi i zasiada na miejscu kierowcy. Gdy z daleka usłyszałam dźwięk odpalanego silnika, nerwowo przełknęłam, bo zdałam sobie sprawę, że Ethan i jego mercedes to była moja jedyna racjonalna opcja.

Przecież nie ma szans, że teraz będę się przed nim płaszczyć i biec do auta. Trzeba było myśleć o tym wcześniej, mądralo.

Z lekką paniką przygryzłam dolną wargę, pragnąc znaleźć się w ciepłym samochodzie, ale byłam zbyt dumna, aby teraz go zawołać. Dlatego spięłam się, mocniej zacisnęłam palce na rączce walizki i szybkim, gwałtownym krokiem ruszyłam przed siebie, idąc po parkingu jak po pieprzonym wybiegu. Trudno, najwyżej złapię stopa. Nie dam mu tej satysfakcji. Nie ma takiej opcji.

Wzdrygnęłam się i niemal podskoczyłam, gdy auto z piskiem zatrzymało się po mojej lewej stronie. Zerknęłam w bok. Oczywiście, że zobaczyłam Ethana, jakby inaczej! Jeszcze mocniej zacisnęłam szczękę i wciąż nie przystanęłam, zupełnie go ignorując.

Pojazd powoli ruszył, dotrzymując mi tempa.

    — Czyli jednak spacerek? — Szyba po stronie pasażera zjechała w dół. — Jak poprosisz, to może jeszcze się nad tobą zlituję. Wsiadasz czy nie?

    Przymknęłam na chwilę powieki, aby nie wybuchnąć w reakcji na to, jak bezwstydnie bawił się moim kosztem. Kpina w jego głosie była tak wyczuwalna, że nawet głuchy by ją wychwycił. Uniosłam lewą rękę i bez słowa ponownie pokazałam chłopakowi środkowy palec, idąc przed siebie. Byłam przed okresem, więc moje hormony dawały się we znaki, a do tego miałam okropnego kaca, więc zdecydowanie nie należałam teraz do najspokojniejszych istot na świecie, zwłaszcza jeżeli chodziło o Ethana Pierce'a.

    — Ostatnia szansa, Destiny — oznajmił z wyższością. — Moja łaska kończy się za trzy, dwa...

    I wtedy przed oczami przeleciały mi te wszystkie historie o kobietach skrzywdzonych przez nieznajomych, którzy proponowali im podwózki.

    Zaklęłam w myślach, po czym otworzyłam drzwi i wpakowałam walizkę na tylne siedzenie.

    — Jak ja cię, kurwa, nienawidzę — syknęłam, usadawiając się na miejscu pasażera.

Bez przerwy czując na sobie zadowolone spojrzenie Pierce'a, z całej siły trzasnęłam drzwiami i założyłam nogę na nogę, po czym zapięłam pas. Gdy się z tym uporałam, wbiłam wzrok w szybę, krzyżując ramiona na biuście.

— Musisz trzaskać? — zapytał opryskliwie, na co jedynie przewróciłam oczami. — Zawsze mogę cię wysadzić.

    — Idiota — szepnęłam niemal bezgłośnie.

    — Za to też mogę cię wysadzić — odezwał się głupio, a zaraz potem docisnął gaz, przez co samochód przyspieszył.

Przemilczałam to, choć wewnątrz gotowałam się do tego stopnia, że to aż dziwne, że jeszcze nie zrobiłam się na twarzy czerwona jak burak. Obecność Ethana była teraz moim największym koszmarem. Nie potrafiłam spojrzeć samej sobie w oczy po tym, co stało się na wczorajszej imprezie, dlatego że ja nigdy taka nie byłam, nie dobierałam się do zajętego faceta, a już tym bardziej nie pakowałam mu się do samochodu następnego dnia. Widziałam rozczarowanie w oczach Hailey, gdy rano zobaczyła mnie w mieszkaniu, a fakt, że chwilę później ona i Pierce się pokłócili, wcale nie stawiał nas w dobrym świetle. I to już nie chodzi o to, żeby bronić Ethana, bo prawdę mówiąc, to czy jego związek przetrwa, czy też nie, średnio mnie obchodziło. Liczyła się tu niczemu winna Evans, która, tak jak każda inna kobieta, nie zasługiwała na coś takiego.

Od zawarcia naszej głupiej umowy musiała minąć prawie doba, abym zaczęła zauważać w niej same minusy. Chryste, co ja miałam w głowie, gdy w zamian za to, że Pierce zniknie z mojego życia, zgodziłam się na udawanie jego dziewczyny, choć takową rzeczywiście ma, a podczas imprezy siedziała w swoim pokoju akademickim i uczyła się do egzaminu? Miałam tyle możliwości, aby usunąć go ze swojego życia, a w akcie desperacji i złości za to, co powiedział do mnie kilka dni wcześniej, wybrałam tę najgorszą. 

W samochodzie roznosiła się klasyczna woń będąca mieszanką cynamonu i limonki, bo Ethan chyba miał fioła na punkcie tych dwóch zapachów. Oprócz używania cynamonowego żelu pod prysznic, na lusterku zawiesił sobie zapachową choinkę, oczywiście - cynamonową, a te swoje gumy limonkowe żuł już od momentu, kiedy się poznaliśmy, i wciąż mu się nie znudziły. Od ponad godziny trwaliśmy w ciężkiej, nieprzyjemnej ciszy, która była tak niekomfortowa, że to aż przykre, bo jeszcze rok temu mogliśmy siedzieć w milczeniu pół dnia, czując się w swoim towarzystwie po prostu dobrze. Cały czas miałam przymknięte powieki, i mimo że nie spałam, miałam czas, aby mentalnie odpocząć, wsłuchując się w powolne piosenki kolejno dobiegające z radia.

W pewnym momencie samochód wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk, a do uchylenia jednego oka zmusił mnie zdenerwowany ton Ethana:

    — Co jest, kurwa?

mały polsat, bo why not? mam nadzieję, że rozdział się spodobał, koniecznie dajcie mi tu znać o swoich przemyśleniach!

widzimy się niedługo w kolejnym, buziak!

twitter: #shiningheartsIMB

Continue Reading

You'll Also Like

42.1K 1.7K 11
Część II trylogii Mafia Vivian Scott po ucieczce z domu Demona, wyprowadza się do Europy razem z ciotką. Kobieta zaczęła szkolić dziewczynę, aby ta p...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

87.5K 2.5K 39
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
28.6K 1.3K 11
Życie dziewiętnastoletniego Damon'a Willow'a nigdy nie było usypane płatkami róż. W każdej szkole był wyśmiewany, a powodem było jego lewe ramię, któ...
68.7K 3.8K 53
Co by się stało gdyby Hailie znów miała taką relację z braćmi?Jak by się potoczyło życie jej dzieci?I jakie niebezpieczeństwami sprowadzi ich nazwisk...