Stay with me [WSTRZYMANE]

By szameliaa

701 14 2

To jest historia o Chelsea, która od połowy ostatniej klasy liceum miała problemy. Straciła zaufanie mamy, wa... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7

Rozdział 5

56 0 0
By szameliaa

Przetarłam zmęczoną twarz dłońmi i zamglonym wzrokiem spojrzałam na Pana Profesora. Sytuacja z wczoraj mnie chyba przerosła, co odbiło się na moim samopoczuciu oraz wyglądzie. Z samego rana brałam zimny prysznic, w uniwersyteckiej kawiarni kupiłam dużą kawę oraz wypiłam do tej pory dwa napoje energetyczne, a mimo wszystko nadal chce mi się bardzo spać.

Po wczorajszej rozmowie oraz szczerym wyznaniu Daphne, kręciłam się z boku na bok nie potrafiąc chociażby zamknąć oczu, aby spróbować zasnąć. Mój wzrok cały czas był utkwiony albo w ścianie, albo w suficie. Łóżko pod wpływem mojego poruszania się co chwile skrzypiało, co strasznie irytowało moją współlokatorkę, ponieważ co najmniej pięć razy zwracała mi uwagę.

Nie jestem za bardzo pewna, co mam myśleć o tej całej sytuacji. Oczywiście, że jest mi totalnie dziwnie, ale również czuje coś jeszcze. Coś, czego nie potrafię zidentyfikować. To dziwne uczucie pojawiło się, gdy usłyszałam te słowa: On się w końcu złamie i przestanie taki być, ale zanim to nastąpi zbliży się do ciebie, ponieważ znalazł w tobie coś, dzięki czemu jeszcze nie rzucił tych studiów w cholerę. Dzięki mnie nie rzucił studiów? Ale po co miałby to robić? Miał jakiś konkretny powód? Został mu przecież ostatni rok nauki. Przecież to zleci jeszcze szybciej niżby można przypuszczać! Jednakże nadal zastanawia mnie fakt, dlaczego akurat ja. Dlaczego on we mnie znalazł coś takiego, dzięki czemu nie zmarnował jeszcze sobie życia?

Boże! Mam tyle pytań, a tak mało odpowiedzi! Ale przecież obiecałam Daphne, że nie wspomnę chociażby słówkiem o tym co usłyszałam. I tej obietnicy nie chcę złamać. Za żadne skarby.

- Jesteś jakoś dzisiaj dziwnie nieobecna - powiedziała Blake, kiedy wychodziłyśmy z sali, gdzie miałyśmy nasz ostatni wykład w tym dniu.

Po chwili dopiero zdołałam odpowiedzieć zdawkowo.

- Nie wyspałam się i to dlatego.

Brunetka chwile mi się przyglądała, ale chyba postanowiła urwać ten temat, ponieważ westchnęła głośno, pokręciła głową i mi nie odpowiedziała. W duchu jej za to dziękuje.

- Dzisiaj piątek - zaczęła, a ja lekko zainteresowana tym co chce powiedzieć, spojrzałam na nią - Nate nas zaprasza do siebie.

Cząstki mojego dobrego humoru uleciały jeszcze szybciej niż się pojawiły. Z grymasem na twarzy spojrzałam na Daphne, która niczym nie przejęta przeszła przez drzwi, które przytrzymał nam jakiś chłopak. Skinęłam do niego głową w podzięce.

- Ja chyba zostanę w akademiku... - zaczęłam, ale brunetka szybko mi przerwała.

- Nie ma nawet takiej opcji! - powiedziała dobitnie - Idziesz ze mną. Oni cię naprawdę polubili, Chels. Chcą żebyś przyszła.

Westchnęłam głośno i złapałam się opuszkami kciuka i palca wskazującego za nasadę nosa. Bardzo mi to schlebia i mile łechta mojego ego, ponieważ naprawdę się cieszę z tego, iż wszyscy mnie polubili. Ja też poczułam się naprawdę dobrze i swobodnie w ich towarzystwie. Mamy tyle tematów do rozmowy, które w zasadzie nigdy nam się nie kończą, przez co odczuwam wrażenie jakbym się z nimi wychowywała na jednym podwórku. Jakbyśmy znali się od zawsze.

No, ale oczywiście jak każdy z nas i oni mają swoje wady. A mianowicie oni są starsi, co oznacza, że więcej imprezują oraz piją napoje wysoko procentowe. A ja, jako, że to ja, nie mogę sobie na nie pozwolić. Boje się, że jak napije się chociażby małego łyczka te miesiące, które spędziłam na naprawieniu samej siebie, pójdą w cholerę. A ja nie chce, aby one poszły w zapomniane. Chcę się stać lepsza, dla mamy.

- Okej, pójdę. Ale...

- Nie będziesz pić?

Czy ona czyta mi w myślach?

Pokręciłam głową przyznając jej tym samym racje. Blake wygięła usta w podkówkę.

- I nic nie zmieni twojego zdania, prawda?

Kiwnęłam głową kolejny raz potwierdzając jej słowa.

- Szkoda - wzruszyła ramionami - Ale lepiej być z twoim niepijącym towarzystwem niż żeby go w ogóle nie było - złapała mnie za rękę i wesoło ruszyła przed siebie od czasu do czasu podskakując.

Jestem pod wrażeniem jak tej dziewczynie w ciągu pięciu sekund zmienia się nastrój.

- Wykryto u ciebie dwubiegunowość? - zapytałam będąc naprawdę zainteresowana tym tematem. Ta dziewczyna to wulkan sprzecznych ze sobą emocji.

- Nie, czemu pytasz? - spojrzała na mnie marszcząc gęste brwi.

Wzruszyłam ramionami.

- Tak z ciekawości.

Szłyśmy wyłożoną kamieniami ścieżką, którą dojdziemy do naszego akademika. W trakcie drogi ustaliłyśmy, że chwile posiedzimy w pokoju i się odświeżymy po zajęciach, a dopiero później pojedziemy do domu Nate'a. Sam budynek uniwersytetu znajduje się na obrzeżach miasta, a brat mojej współlokatorki ma dom na ładnym osiedlu nieopodal SU.

Jako pierwsza weszłam do pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko z głośnym westchnięciem. Zawiązałam ręce na brzuchu i spojrzałam na już trochę zżółkły sufit. W tym samym czasie Daphne zamknęła się w łazience, zapewne by wziąć odświeżający prysznic. Będąc sama z własnymi myślami, niemal automatycznie do mojej głowy wleciały wspomnienia z wczorajszego dnia.

,,On się w końcu złamie i przestanie taki być, ale zanim to nastąpi zbliży się do ciebie, ponieważ znalazł w tobie coś, dzięki czemu jeszcze nie rzucił tych studiów w cholerę. A uwierz. Miał taki plan zanim opowiedział mi i Nate'owi o pewnej dziewczynie, którą spotkał przed gabinetem Pani Cordelii."

Niczym mantra powtarzam sobie te kilka słów, które wywołały na mnie, aż tak ogromne wrażenie. Nadal nie wiem co one oznaczają i dlaczego to właśnie ja jestem odpowiedzialna za jedną z ważniejszych decyzji w życiu Booker'a. Przecież ja go nie znam! Nie mam pojęcia z jakiego powodu to właśnie ja jestem jego głównym powodem, a ta chęć dowiedzenia się prawdy jest tak bardzo silna, jak nic innego wcześniej.

Jednakże zdaje sobie sprawę, iż obiecałam coś mojej nowej przyjaciółce i nie mam zamiaru za nic w świecie stracić jej zaufania. Muszę schować swoją ciekawość do kieszeni i zaufać dobremu rozsądkowi.

- Jestem gotowa!

Podskoczyłam w miejscu na donośny huk, który wydały z siebie drzwi przez zderzenie się ze ścianą. Z naganą w oczach spojrzałam na Daphne, która chyba również uważała, iż przesadziła ze swoją siłą.

- Troszeczkę za mocno - skrzywiła się, ale tuż po chwili jej postawa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Znowu była tą rozweseloną brunetką z niewykrytą dwubiegunowością.

Pokręciłam na nią głową i wróciłam do tej samej pozycji, w której tkwiłam do niedawna. Po zderzeniu się z miękkim materacem, moje myśli od razu powróciły do tego przeklętego chłopaka z ciemnymi jak noc oczami. Co on w sobie takiego ma, że zaprząta mi głowę od takiego czasu. To tylko zwykły dupek, który myśli, że może mieć świat na każde skinienie. Zachowuje się arogancko, chodzi dumny jak paw i jest chamski. A jednak nie potrafi wyjść z mojej głowy od pierwszego dnia, kiedy go tylko spotkałam.

- O czym tak myślisz?

Głos mojej współlokatorki wyrwał mnie z letargu. Spojrzałam na nią z lekkim opóźnieniem, a ona, jakby rozumiejąc o co chodzi, westchnęła głośno i położyła się w takiej samej pozycji jak ja, tuż obok mnie. Stykałyśmy się ramionami.

- O nim, prawda?

Wiedziałam, że się na mnie patrzy, dlatego kiwnęłam głową. Potwierdzenie tych słów werbalnie kosztowało mnie zbyt wiele wysiłku.

- Może nie powinnam ci tego mówić, ale nie sądziłam, że będziesz sobie, aż tak zaprzątać tym głowę - westchnęła głośno i przetarła twarz, która nagle wydawała się zmęczona.

- Po prostu... - zaczęłam, ale urwałam w połowie, ponieważ nie wiedziałam do końca, co mogłabym powiedzieć.

Po prostu jestem na tyle głupia, że w głowie zakiełkowała mi cholerna myśl, która mile łechta moje ego, a samo wyobrażenie sobie, iż to może stać się naprawdę jest jeszcze gorsze i bardziej uzależniające niż narkotyk.

- Z jakieś głupiej strony mi się to podoba - powiedziałam na bezdechu po kilku przedłużających się w cholerę minutach ciszy - jestem dziwna?

Daphne skanowała moją twarz przez chwilę, a potem uniosła lekko kąciki ust. Nie był to uśmiech, ale coś w rodzaju pocieszenia. Albo zapewnienia. Nie jestem w stanie tego zidentyfikować.

- Czyli według ciebie głupie jest to, że podoba ci się to, iż jakiś chłopak sobie ubzdurał w głowie, że zmienisz go z bestii w pięknego księcia jednym pocałunkiem? - zapytała z lekka drwiąc sobie z tej sytuacji. Ale ja się jej nie dziwie, bo to właśnie tak wygląda.

- Mniej więcej - przyznałam jej racje - ale to przecież Booker! Chłopak, który przyciąga swoim wyglądem, a odpycha charakterem!

- Skarbie - Daphne położyła dłoń na moim ramieniu, dając mi tym samym sygnał, abym na nią spojrzała. Uczyniłam to niemal od razu - to, że Belle'a zakochała się w charakterze Bestii i jednym buziakiem sprawiła, że on stał się pięknym księciem, wcale nie oznacza, że Book ma podobnie.

Pokiwałam głową, ponieważ dziewczyna serio mówiła z sensem. Ten chłopak jest jak róża. Wygląda przepięknie, ale nosi na sobie kolce, które przypominają o tym, jaka jest naprawdę. Będzie próbowała zwabić cię swoim pięknem, ale nie można zapomnieć o tym, że to kwiat, który szybko więdnie i łatwo można się nią skaleczyć.

- Jesteś jego przyjaciółką, nie powinnaś mówić o nim jak najlepiej?

Dziewczyna uśmiechnęła się na te słowa.

- Zgadza się, jestem. Ale również jestem twoją przyjaciółką i mówię ci to z dobroci serca. Może miał trudną przeszłość, ale to nie jest bajka. On się nie zmieni.

Pomiędzy nami zapanowała cisza, w której ja analizowałam to wszystko co powiedziała Blake. Może ona ma racje? W końcu brunetka dłużej zna Rochester'a i wie o nim zdecydowanie więcej niż ja. Chociaż w sumie, ja nie wiem o nim nic, więc chyba powinnam zaufać jej słowom. To nie jest disneyowska bajka, w której dobra dziewczyna ratuje złego chłopaka, który sięgnął już dna. Nie zostanie jego księżniczką i nie będą żyć długo i szczęśliwie. To jest świat rzeczywisty, a w nim występują zdecydowanie inne reguły.

- Przyznaj się. - zmrużyłam na nią oczy - Ile razy w tym tygodniu oglądałaś Piękną i Bestie? - zapytałam, ponieważ tyle, ile użyła dzisiaj metafor do tej bajki to coś niebywałego.

Daphne chwili mi się przypatrywała. Pod wpływem mojego stalowego spojrzenia zrezygnowała chyba z wymówek.

- Trzy... - spojrzałam na nią pobłażliwie , na co wyrzuciła ręce do góry - no dobra, osiem! Masz mnie! Już, zadowolona?

- Nie wiesz jak bardzo.

I to powiedziawszy, wstałam i ruszyłam do wyjścia z pokoju. Czułam za sobą obecność brunetki, ale bardzo się nią nie przejęłam. W niezrozumiały dla mnie sposób, byłam szczęśliwa. Po rozmowę z Blake spadł ze mnie ogromny ciężar, który czułam na sobie od kilku dni. Uwolniłam się od niego.

Wyszłyśmy z budynku akademika. Wcześniej już zdecydowałyśmy, iż zrobimy sobie trzydziestominutowy spacer do domu Nate'a i jego paczki, dlatego też nie zatrzymałyśmy się, gdy mijałyśmy przystanek autobusowy.

Pomiędzy napami panowała idealna cisza, nie była ona niekomfortowa, a śmiało mogłabym stwierdzić, że była idealna. Szłam po krawężniku starając się nie spaść, przez co, co jakiś czas musiałam wyciągać ręce, aby się nie przewrócić. Napewno wyglądałam komicznie w tej sytuacji, ale nie przejęłam się tym zbytnio.

- Mrocznie, co? - zagadnęła Daphne, kiedy przemierzałyśmy drogą, w której dookoła był sam las. Robiło się już ciemno, a lekka mgła dawała poczucie jakbyśmy się znalazły w horrorze. Machinalnie przesunęłam się bliżej dziewczyny, czym wywołałam jej donośny śmiech. - No co ty, nie mów, że się boisz.

- Nie boje się - zaoponowałam zbyt gwałtownie, na skutek czego brunetka spojrzała na mnie pobłażliwie. Wyrzuciłam ręce do góry - Może trochę! Naprawdę czuje się jak w horrorze!

- Wyluzuj, to jest mało ruchliwa ulica. Nic nam się nie stanie - próbowała mnie uspokoić, co wcale jej nie wychodziło, a śmiało można by rzec, że dało odwrotny efekt.

- Czyli jest większe prawdopodobieństwo zamordowania bez świadków. Nikt nas nie znajdzie - powiedziałam śmiertelnie poważnie.

Dziewczyna spojrzała na mnie a jej cyniczny uśmieszek spłynął z twarzy, tak szybko jak się pojawił. Uniosłam jedną brew do góry i zawiązałam ręce na klatce piersiowej, pokazując w ten sposób swoją wyższość. Wcale się tego nie wstydziłam. Lubię mieć rację, tak samo jak większość populacji na tym świecie. Podbija mi to samoocenę.

- W tym momencie rzuciłabym krzywym żartem o głupich blondynkach, ale nie mogę, bo ty jesteś ich totalnym przeciwieństwem - warknęła sama do siebie, ale niestety i ja to usłyszałam - To takie niesprawiedliwe!

- Cóż za ironia - westchnęłam teatralnie - Ty nie jesteś blondynką, a identyfikujesz się z nimi - rzuciłam prześmiewczo.

Daphne rzuciła mi śmiercionośne spojrzenie, ale widziałam zdradzające ją kąciki ust. Po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem, a w jej ślady poszłam i ja. Szłyśmy środkiem drogi, nie zważając na ewentualny ruch uliczny. Po prostu tam byłyśmy, śmiejąc się do rozpuku i żyjąc jakby świat nie istniał.

To wszystko pękło w chwili, gdy usłyszałyśmy klakson samochodu. Popatrzyłyśmy na siebie w tym samym czasie i zapewne nam obu właśnie życie przeleciało przed oczami. Nie wiele myśląc popchnęłam lekko moją współlokatorkę, przez co ta się lekko zachwiała i poleciała w bok. Za chwile w jej ślady poszłam i ja.

Leżałyśmy na brudnej ziemi, będąc przytulone do siebie najmocniej jak tylko potrafiłyśmy. Nie dało się pomiędzy nasze ciała wcisnąć nawet szpilki.

Nadsłuchiwałam jak samochód powoli zwalnia, by po chwili zatrzymać się tuż obok nas. Słysząc donośny, tak dobrze znany mi śmiech, czułam, iż moje serce zaraz eksploduje, ponieważ tak bardzo moje ciśnienie w tym momencie zostało podwyższone. Blake jakby również rozumiejąc co właśnie miało miejsce poczerwieniała ze złości. Wcale jej się nie dziwie.

Będąc konkurencja dla samego karabinu maszynowego wstałam. Nie przejmowałam się nawet tym, że moje spodnie były brudne. Interesował mnie tylko ten głupi brunet, który jawnie się nabijał z nas oraz naszej reakcji.

- Czy ciebie już całkowicie popierdoliło?! - krzyknęłam, nie przejmując się tym, że może nas ktoś usłyszeć. Niech wszyscy wiedzą, iż istnieje pewien dureń, który dostał prawo jazdy od samego szatana.

- Co jest z tobą nie tak, Morgan?! - wrzasnęła brunetka, która tak samo jak ja straciła resztki cierpliwości.

Chłopak nic sobie nie robił z naszych wrzasków. Stał, luźno oparty jednym ramieniem o drzwi swojego auta i śmiał się niczym zawodowy psychopata. Miałam ochotę go ukatrupić gołymi rękami, pomimo tego, że wyglądał cholernie dobrze w zwykłych czarnych jeansach z lekkim przetarciami i beżowej bluzie z kapturem, której rękawy zawinął na wysokości łokci. Umrze, ale chociaż wyglądając jak człowiek.

- Dobra, pośmiałem się - powiedział, ale nadal dusił się swoim chorym śmiechem - Wystarczy.

Moje brwi wystrzeliły pod samą linię włosów, gdy chłopak stał się poważny. Nie było nawet widać, żeby kiedykolwiek się z czegoś śmiał. Na powrót wyglądał jak zmęczony życiem mężczyzna, człowiek. Cokolwiek.

- Wychowywałeś się w piwnicy? - zapytałam tylko, a później bez słowa ruszyłam w stronę jego samochodu, chcąc zasiąść na miejscu kierowcy. W międzyczasie dałam znać Daphne, aby również wsiadła. Zamknęłam za sobą drzwi, wcale nie będąc przy tym delikatną. Blake zrobiła dokładnie to samo.

- Hola, hola

Booker zatrzymał mnie gestem ręki, kiedy miałam naciskać na pedał gazu. Uchyliłam szybę i spojrzałam spod wachlarza rzęs na jego ciemne jak noc oczy, które teraz miały w sobie przebłyski niebieskiego. Intrygujące.

- Coś nie tak? - zapytałam zbyt przesłodzonym tonem.

- Wysiadaj.

Złapał za klamkę, chcąc otworzyć drzwi, ale mój refleks był tym razem szybszy. Zablokowałam drzwi i uśmiechnęłam się do niego triumfalnie. Widziałam jak jego grdyka znacznie się poruszyła, a cała jego twarz zbladła.

- Martin - rzucił ostrzegawczo, ale nie przejęłam się tym zbytnio.

- Przykro mi - wzruszyłam ramionami - Takie są konsekwencje, gdy przestraszy się dwie dziewczyny.

Nie czekając na jego reakcję, przycisnęłam pedał gazu i odjechałam z piskiem opon. W bocznym lusterku można było zauważyć malejącą sylwetkę bruneta.

- Nieźle go załatwiłaś.

Wzruszyłam tylko ramionami, nie chcąc komentować jej słów. Ale niestety niesforny uśmieszek musiał zalęgnąć się na mojej twarzy.

***

Mija już właśnie trzecia godzina, gdy siedzimy w domu starszego Blake'a. Wszystko wydaje się naprawdę w porządku. Oni piją piwo, zajadając się przy tym różnymi przekąskami, a ja sączę jakiś sok porzeczkowy, który znalazła dla mnie Tessa. Chłopcy wygłupiają się jakby mieli po dziesięć lat, a my - dziewczyny, patrzymy na nich pobłażliwie, starając się nie wybuchnąć śmiechem na ich własna głupotę.

Obecnie siedzę na blacie kuchennej wyspy i piję wodę mineralną, ponieważ zrobiło mi się niedobrze. Nie jestem pewna czy była to kwestia duchoty, która panuje w tym domu, czy zapachu różnych specyfików, które nielegalnie robił w swojej piwnicy dziadek Marcela.

- Kogo moje oczy widzą.

Wzmocniłam swój uścisk na butelce i Odkręciłam głowę w bok. Do pomieszczenia wchodził nie kto inny jak Booker Morgan. Uśmiechał się psychopatycznie, a ręce miał rozłożone na szerokości ramion, jakby serio cieszył się, że mnie widzi.  Otaksowałam go znudzonym spojrzeniem i powróciłam do gapienia się przez okno.

- Właśnie, szkoda, że moje  widzą

Brunet oparł się o blat naprzeciwko mnie i przewrócił oczami. Nie zrobił sobie nic z mojego komentarza, którym jasno dałam mu do zrozumienia, że nie chce mi się z nim gadać.

- Mój samochód jest cały?

Odwróciłam wzrok, wchodząc w swoją role. Podczas jazdy ustaliłam z Daphne, że będziemy udawać, iż nie wyrobiłam na zakręcie, a jego samochód spadł z klifu wprost do jeziora. Nam ledwo co udało się ujść z życiem, a teraz, dla rozluźnienia spędzamy czas ze znajomymi.

- Nie ma go na podjeździe - zauważył, na co lekko pokiwałam głową - Co z nim zrobiłaś?

- Ale dlaczego od razu ja?! - oburzyłam się, ale po znaczącym spojrzeniu bruneta zgarbiłam się lekko.

Nadal nie wychodziłam ze swojej roli.

- Nie wyrobiłam na zakręcie - skrzywiłam się, jakby to była dla mnie ogromna trauma - O mały włos, abyśmy skończyły tak jak ten samochód - pokręciłam głową z udawanym niedowierzaniem - Po prostu - tutaj palcem wskazującym obrysowałam jak samochód spadał z klifu, a następnie do wody, dodając odpowiednie dźwięki.

Niepewnie spojrzałam na Book'a, który cały zbladł. Ręce mocno zacisnął na kancie blatu. Był zły i to bardzo. Postanowiłam ulotnić się zanim wulkan wybuchnie. Zeskoczyłam z blatu i ruszyłam w stronę wyjścia z kuchni, ale zamiast przejść, zatrzymałam się. Spojrzałam na Morgan'a, który nadal stał w tej samej pozycji.

- Jaja sobie robiłam. Stoi ładnie zaparkowany w garażu.

I dopiero teraz, z uśmiechem na ustach wyszłam z pomieszczenia. Słyszałam jak chłopak mnie nawoływał, ale nawet się nie odwróciłam. Z wysoko uniesioną brodą usiadłam tuż obok Daphne, a wszyscy zgromadzenie podejrzliwie zerkali to na mnie, to na przejście do kuchni, z którego wychodził właśnie zdenerwowany Booker.

- Ona - pokazał na mnie palcem - To jest zło wcielone. A ona - tutaj wskazał na Daphne - Jest niewiele lepsza. Wariatki!

- Dobra, stary, wyluzuj - powiedział z lekka wstawiony Oliver - Usiądź, dupnij sobie kilka głębszych i będzie elegancko.

Miałam ochotę zaśmiać się ze słów Adams'a, ponieważ on serio był nie możliwy. Był tym znajomym w grupie, któremu po dwóch piwach odwala i włącza się pijacki slang, który tylko on potrafi zrozumieć. Ale chyba za to go wszyscy kochają. Nie ważne w jakim stanie się go znajdzie i tak jest super kompanem i mistrzem w byciu kretynem. Teraz dopiero do mnie doszło jak przesrane musi mieć Tessa.

Booker przewrócił oczami, ale posłusznie usiadł na wolnym fotelu i złapał butelkę z piwem. Co chwile zerkał w moją stronę, tylko po to, by posłać mi rozdrażnione spojrzenie.

- Lepiej? - spytał Oliver, kiedy zauważył, że Book kończy trzecią butelkę piwa.

- Nadal jestem wkurwiony, bo ona miała czelność ukraść i kpić sobie z mojego samochodu!

Ostentacyjnie przewróciłam oczami, a Marcel, który dotychczas był raczej cicho, o mało co nie zakrztusił się colą, którą akurat pił.

- Ona zrobiła co?

- Dobrze słyszycie - pokiwał głową - wraz z twoją siostrą, Nate.

Przewróciłam oczami. Spojrzałam na Daphne, później na miskę popcornu i znowu na dziewczynę, dając jej do zrozumienia, co mi chodzi po głowie. Brunetka niezauważalnie kiwnęła, werbalnie pokazując, że zrozumiała aluzje. W tym samym czasie złapałyśmy za garść prażonej kukurydzy i rzuciłyśmy w stronę nadętego gbura.

I właśnie w ten o to sposób rozpętała się wojna. Każdy rzucał w siebie nawzajem. Śmialiśmy się, ukrywaliśmy nie chcąc dostać amunicją i oczywiście, rzucaliśmy. Moim celem był Booker, co było chyba odwzajemnione. Gdy chłopak zabrał całą miskę popcornu i zaczął rzucać nim w moją stronę, uznałam, iż to jest dobry moment na ucieczkę. Wzięłam nogi za pas i pobiegłam w stronę kuchni, a brunet zaraz za mną. Skończyliśmy po przeciwległych stronach blatu.

To jest niesamowite. Przez całą noc i popołudnie miałam w głowie tylko i wyłącznie słowa mojej współlokatorki, a teraz, gdy jestem w jego towarzystwie, zachowuje się tak zwyczajnie. Jakby wczorajsza rozmowa nie miała miejsca. Nie wiem czy to była zasługa dzisiejszej rady Daphne, czy tego, iż mój mózg stara się wyprzeć te wspomnienie, ale jestem naprawdę zadowolona. W końcu nie zamartwiam się tą sytuacja i żyje jak normalna dziewiętnastolatka.

Będąc pochłonięta swoimi myślami, nie zauważyłam, kiedy Booker znalazł się tuż obok mnie. Nie miałam nawet czasu na ponowną ucieczkę, ponieważ chłopak złapał mnie jedną ręką w pasie i uniemożliwił chociażby najmniejszy ruch. Znalazłam się w pułapce, bez możliwości wydostania się.

- Ładnie tak robić sobie żarty z Booker'a? - powiedział tuż przy moim uchu. Wzdrygnęłam się, udając obrzydzenie.

- Słabo jest mówić o sobie w trzeciej osobie, wiesz? - odpyskowałam mu - To znaczy, że masz większe ego niż wielkości Rosji na mapie.

- может быть, но у тебя все еще есть много под моей кожей.

Otworzyłam szeroko oczy, słysząc tak dobry rosyjski akcent. Przekrzywiłam lekko głowę, by móc spojrzeć na chłopaka. Nie ułatwiał mi fakt, że tkwiliśmy w dosyć nie wygodnej pozycji.

- Znasz rosyjski?

- Oraz łaciński, włoski, hiszpański, japoński, niderlandzki i podstawy polskiego.- wymienił, a mnie jeszcze bardziej zamurowało.

Może nie znam bruneta długo, ale jak na moje oko to wyglądał, jak typowy bad boy w tych wszystkich amerykańskich filmach. Jedyne w czym był dobry to w sporcie i podrywaniu dziewczyn, a nauka była dla niego gorsza niż wizyta w najskrytszych czeluściach samego piekła.

- A niemiecki? - uniosłam jedną brew do góry.

Pokręcił głową na nie, przez co na mojej twarzy zagościł diabelski uśmieszek.

- Mitleidz. Ich dachte, du würdest mich mit etwas anderem überraschen, mit einem hübschen Gesicht - powiedziałam, mając pewność, że mnie nie zrozumie.

Nie macie pojęcia jak bardzo się pomyliłam.

Continue Reading

You'll Also Like

3M 196K 89
What will happen when an innocent girl gets trapped in the clutches of a devil mafia? This is the story of Rishabh and Anokhi. Anokhi's life is as...
681K 26.5K 74
Lilly found an egg on a hiking trip. Nothing abnormal on that, right? Except the egg was four times bigger than supposedly the biggest egg in the wor...
652K 67.8K 26
في وسط دهليز معتم يولد شخصًا قاتم قوي جبارً بارد يوجد بداخل قلبهُ شرارةًُ مُنيرة هل ستصبح الشرارة نارًا تحرق الجميع أم ستبرد وتنطفئ ماذا لو تلون الأ...
436K 41.6K 32
She is shy He is outspoken She is clumsy He is graceful She is innocent He is cunning She is broken He is perfect or is he? . . . . . . . . JI...