Stay with me [WSTRZYMANE]

By szameliaa

701 14 2

To jest historia o Chelsea, która od połowy ostatniej klasy liceum miała problemy. Straciła zaufanie mamy, wa... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7

Rozdział 4

76 1 0
By szameliaa

Mieszkając w Henderson miałam taką dosyć głupią tradycję, aby co sobotę wychodzić z moimi najbliższymi do kawiarni albo lodziarni - co w gruncie rzeczy zależało od pogody. Popołudniu, około godziny czternastej, wychodziliśmy na miasto, kupowaliśmy muffinki lub lody i przechadzaliśmy się po parku, zazwyczaj głośno się przy tym śmiejąc. Zawsze oczekiwałam tego dnia, ponieważ był on moją kotwicą. Zawsze łapałam się tej soboty, kiedy w tygodniu nie czułam się dobrze. Była moja odskocznią, moim wybawieniem.

Kiedy tata postanowił odejść ode mnie i Crystal, tym samym bez słowa wyjaśnienia nas zostawiajac samym sobie, coś we mnie pękło. Te piekielnie miłe soboty, w których uśmiechałam się niczym pięciolatek oraz śmiałam tak głośno, przez co później bolało mnie gardło, stały się dla mnie niczym. Zamieniłam je na imprezy z dużą liczbą znajomych i nieznajomych oraz z potężną ilością alkoholu. Zatraciłam się w życiu, które kiedyś było dla mnie tak bardzo odległe, że myślałam, iż nie istnieje.

W tamtym okresie mama bardzo chciała mi pomóc, ale to ja nie chciałam jej do siebie dopuścić. Odpychałam ją, zamykając się w sobie i tworząc gruby mur wątpliwości, którym się okryłam. Świat dla mnie przestał istnieć, ponieważ odeszła tak ważna dla mnie osoba.

Sobotnie wypady do kawiarni zamieniły się w nocne kluby, gdzie spotykałam przypadkowych facetów, z którymi spędzałam połowę wieczoru, obściskując się. Można śmiało powiedzieć, że wtedy upadłam na samo dno, z którego trudno było mi się wybić. Trwało to trochę czasu, ale ostatecznie wytrwałam.

Przez ten czasu, który spędziłam w szpitalu, co sobotę chodziłam do bufetu, w którym kupowałam jakieś ciastko i herbatę. Potrafiłam siedzieć tam całkowicie sama przez co najmniej trzy godziny. Wtedy pokochałam samotność.

Dlatego też nie mogłam sobie odpuścić i dzisiejszej soboty. Udałam się do uniwersyteckiej kawiarni, która była najbliżej. Może nie była wytworna i nie serwowała czekoladowych rogalików, które były moimi ulubionymi w miejskiej kawiarni, Henderson Caffe, ale wydawała mi się równie przytulna. Usiadłam w loży na samym końcu pomieszczenia. Wyjęłam z torebki laptopa, z którego od razu po włączeniu, zaczęła grać muzyka informująca, że dzwoni do mnie mama. Odebrałam niemal od razu.

- Cześć, kochanie - przywitała się, uśmiechając się szeroko - Co tam u ciebie słychać? Masz już jakiś znajomych?

- Zaprzyjaźniłam się z Daphne, poznałam jej brata i jego znajomych. Wydają się naprawdę w porządku - odpowiedziałam, omijając fakt, że zapoznałam się z nimi na imprezie. Nie chce, aby mama była na mnie zła i się o mnie martwiła, przez to, że mogłabym wrócić do tego co było. Chociaż nigdy nie wrócę, lampka z tyłu głowy zawsze będzie zapalona i nie da o sobie zapomnieć.

- To dobrze, że się dogadujecie. Spędzicie ze sobą jeszcze trzy lata, więc to jest istotne - powiedziała tym swoim tonem, który zawsze używała do swoich młodszych pacjentów.

Nigdy tego w niej nie lubiłam. Crystal nie potrafi pogodzić życia zawodowego od tego prywatnego. Będąc w domu posługuje się językiem, który ona tylko rozumie, a ja czasami zastanawiam się, czy moja matka przez przypadek nie rzuca jakimiś wulgaryzmami albo co gorsza, zaklęciami. Traktuje mnie jak swojego pacjenta, a nie jak osiemnastoletnią córkę, która obecnie jest na studiach daleko poza domem.

- A jak u ciebie? - zagadnęłam, chcąc zmienić temat. Czułam, że jeśli tego nie zrobię, mogę żałować takiej decyzji do końca swojego życia.

- A u mnie w porządku - pokiwała głową - dzisiaj było mało pacjentów, bo tylko pięciu, więc miałam dłuższą chwilę wytchnienia. Rzadko się takie dni zdarzają, dlatego korzystałam z tego pełnymi garściami.

Uśmiechnęłam się na jej słowa. Dla niektórych pięciu pacjentów to jest naprawdę mało, ale dla Crystal to jest bardzo dużo. Moja mama słynie w całym kraju ze swojej dobrej, specjalistycznej pomocy, przez co ludzi zapisują swoich podopiecznych na za półtorej roku. Kosmos mówię wam.

- Cieszę się, że sobie radzisz - powiedziałam szczerze - Wydajesz się teraz taka szczęśliwa. Jakby jakiś ogromny ciężar z ciebie spadł.

- Po części tak jest - potwierdziła - Po prostu, kiedy wyjeżdżałaś widziałam jaka byłaś zdenerwowana. Byłam niepewna, czy sobie poradzisz, ale wszystkie moje wątpliwości ustąpiły, gdy zauważyłam ciebie z tą współlokatorką. Po tym błysku w twoim oku, wiedziałam, że się na pewno dogadacie.

Prychnęłam śmiechem na jej słowa.

- A poza tym... - przeciągnęła, lekko podśpiewując. Zmarszczyłam brwi w oczekiwaniu na to co ma mi powiedzieć - Ostatnio szukałam ofert jeśli chodzi o psy i z dnia na dzień przekonuje się, że to dobry pomysł.

Wytrzeszczyłam oczy na jej słowa. Odkąd sięgam pamięcią zdawałam sobie sprawę, że Crystal bardzo chciałaby mieć psa, ale przez alergie mojego ojca nigdy nie było jej to dane. A teraz, gdy go nie ma, a ja jestem osiemset mil od domu, może sobie na to pozwolić. Szczerze mam nadzieje, że się przekona i w niedalekiej przyszłości dostanę wiadomość z treścią, że kupiła sobie czteronogiego przyjaciela. Moja mama zasługuje na szczęście, a wiem, że taki słodziak może jej to zagwarantować.

- Tak! - krzyknęłam bez namysłu, czego od razu pożałowałam. Grupa studentów, która znajdowała się w kawiarni posłała mi zdziwione oraz naganne spojrzenie, przez co zsunęłam się z sofy bardziej w dół i całą swoją uwagę skupiłam na ekranie laptopa - Myślę, że nie powinnaś się zastanawiać, tylko brać od razu. Obie wiemy, że piesek wcześniej był dla ciebie marzeniem nieosiągalnym, ale teraz nic, a tym bardziej nikt cię przed takim zakupem nie powstrzyma.

- Myślisz, że powinnam?

Kiedy miałam jej odpowiedzieć, że to pomysł wręcz idealny, moją uwagę przykuła osoba wchodząca do środka budynku akademickiej kawiarni. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam na bruneta o czarnych oczach, który z szerokim uśmiechem podszedł do lady i rozmawiał z ekspedientką. Jakby wyczuwając czyjś wzrok, przeskanował tymi piekielnie czarnymi tęczówkami całe pomieszczenie, w końcu zatrzymując się na mojej osobie. Automatycznie odwróciłam głowę, a na moich policzkach pojawiły się wypieki.

Cholera jasna!

- Chels?

Podskoczyłam w miejscu na głos mamy, który wybudził mnie z chwilowego letargu. Wróciłam wzrokiem do laptopa, a po jej zmartwionej minie, wiedziałam, że mogę mieć kłopoty. Przełknęłam z trudem ślinę.

- Wszystko w porządku? Strasznie czerwona się zrobiłaś - zauważyła, przez co spuściłam głowę, w ten sposób sprawiając, że moja twarz została zasłonięta przez moje blond włosy.

- Tak, tylko strasznie tu gorąco - wymyśliłam na poczekaniu - Pójdę się przewietrzyć. Za niedługo zadzwonię.

To powiedziawszy, nie czekając na reakcje matki, rozłączyłam się. Chcąc rozładować złość, która we mnie zagnieździła, z hukiem zamknęłam klapę komputera. Spakowałam urządzenie do torby i wstałam z kanapy, od razu kierując się do wyjścia. Zacisnęłam mocniej zęby oraz pięści, gdy przechodziłam obok Booker'a a zapach jego perfum wdarł się do moich nozdrzy.

Boże, on musi mieć takie genialne perfumy?!

- Chelsea?

Przystanęłam w miejscu. Przymknęłam powieki i wzięłam kilka uspokajających wdechów, po czym Odkręciłam się na pięcie twarzą w jego stronę. Ubrany był w luźne szare dresy, białą koszulkę oraz w tym samym kolorze Air force'y. Jego brązowe, lekko kręcone włosy ułożone były w ten charakterystyczny nieład, a pod oczami można było zauważyć lekkie sińce. Czyżby ciężka noc?

- Booker - mruknęłam - Co tu robisz?

Mentalnie walnęłam się w czoło. Naprawdę, Chels?! Ze wszystkich pytań, które mogłaś mu zadać, musiałaś wybrać akurat tak bardzo głupie oraz oczywiste?! Czasami moja bezmyślność rozwala mnie na łopatki. I to dosłownie. Gdybym teraz miała taką możliwość, najprawdopodobniej położyłabym się plackiem na ziemi, pokazując tym samym swoją głupotę, która rozwija się z dnia na dzień coraz bardziej.

- Nate poprosił mnie, abym przywiózł kilka drobiazgów Daphne. On miał to zrobić, ale coś mu nagle wypadło, więc ja zaoferowałem swoją pomoc - wytłumaczył - A po drodze wstąpiłem do kawiarni, chcąc kupić rogaliki czekoladowe dla naszej trójki.

Zmrużyłam gniewnie oczy, ale po chwili wróciły do pierwotnego wyglądu. Zostałam przekupiona przez  czekoladowe rogaliki. No co poradzić, takie życie.

- A co ty tu robisz? - odbił piłeczkę.

Wzruszyłam ramionami.

- Siedziałam i rozmawiałam - odpowiedziałam zdawkowo.

Chłopak przyjrzał mi się badawczo, a ja pod wpływem jego czarnych oczu, skuliłam się. Nie wiem co ten brunet ma w sobie, ale jedno jego spojrzenie potrafi sprawić, że w moim gardle pojawia się gula, przez którą nie mogę powiedzieć chociażby słowa. Tak bardzo mnie to irytuje.

- Wracasz teraz do akademika? - zagadnął, w między czasie odbierając foliową torebkę wypełnioną aż po brzegi.

- Nie - skłamałam bez najmniejszego zająknięcia, czy chociażby wyrzutu sumienia. W jego przypadku ich nie posiadam.

- Nie? - dopytał, podnosząc jedną brew do góry. Kiwnęłam głową - A to gdzie się wybierasz?

Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, jednakże szybko je zamknęłam, ponieważ zdałam sobie sprawę, że nie mam odpowiedzi na jego pytanie. Wydęłam wargi, zawiązałam ręce na klatce piersiowej i niczym zawodowa, obrażona dziewczynka, wyszłam z kawiarni przy akompaniamencie jego śmiechu.

- Poczekaj, Martin!

Zatrzymałam się w miejscu, posłusznie na niego czekając. Brunet dorównał mi kroku i razem ruszyliśmy w kierunku budynku akademickiego, gdzie tymczasowo mieszkałam. W tamtym momencie kompletnie zapomniałam o tym, że miałam iść na spacer.

- Przepraszam.

Odkręciłam głowę, kiedy do moich uszu dotarł cichy szept Booker'a. Przeskanowałam uważnie jego profil. Na pewno można było wiele mówić o chłopaku obok, ale to, że jest przystojny byłoby sporym niedopowiedzeniem. Skarciłam samą siebie za takie głupie myśli, które na moje nieszczęście były w stu procentach prawdziwe. Rozczochrane, lekko zakręcone, brązowe włosy, wystające kości policzkowe oraz ciemne, prawie jak węgiel oczy. Ten ciemnooki chłopak na pewno sprowadza na dno wiele dziewczyn. W tym i mnie.

- Co? - zapytałam głupio, jakby chcąc się upewnić, że wcale się nie przesłyszałam.

- Przepraszam za moje głupie zachowanie - wyjaśnił, a moje oczy zapewne były wielkości spodków. Wiele spodziewałam się po nim, ale raczej nie takich słów - To nie był mądry pomysł z wyrzuceniem twojego telefonu do tego krzaku róży. Oraz te ciągłe wyzywanie i opryskliwe komentarze. Chociaż niektóre były w stu procentach prawdziwe - ostatnie zdanie wypowiedział dosyć cicho, ale na jego nieszczęście usłyszałam je.

Tupet tego chłopaka był tak samo wielki jak moje i wszystkich innych ludzi na świecie.

- Wiedziałam, że tacy jak ty nie są skłoni do szczerych przeprosin - powiedziałam beznamiętnym tonem, odwracając się w stronę jezdni. Przestałam w końcu się na niego patrzeć, ponieważ nie byłam w stanie znieść jego widoku.

- A jaki ja jestem? - zapytał, zapewne nawet nie zastanawiając się nad głębszym sensem moich słów.

Będąc w pełni wkurzona oraz zaabsorbowana chłopakiem i jego wcześniejszą nieumiejętną próba przeproszenia mnie, zrozumiałam, że Booker to Booker. Może nie znałam go wcześniej, ale z rozmów z Daphne oraz Tessą, wiedziałam, że jest on aroganckim dupkiem, który nie przejmuje się niczym oraz wielu rzeczy nie bierze na poważnie. Na przykład głupiego przeproszenia.

- Wiesz co? - zaczęłam, przez chwile patrząc się w niezidentyfikowany punkt tuż przed samą. Następnie odchrząknęłam, przełknęłam ciężko ślinę, aby zwilżyć gardło i kontynuowałam - Jesteś tak bardzo żałosny jeśli myślisz, że oczekuję od ciebie czegoś takiego jak przeprosiny. Nigdy ich nie chciałam i nigdy ich chcieć nie będę. Dla mnie będziesz zwykłym chłopakiem, który nie potrafi chociaż raz przyznać się do błędu, przez to, że pewnie nikt go nie nauczył - wzruszyłam obojętnie ramionami. Po moim ostatnim zdaniu jego szczęka mocniej się zacisnęła, a ręce pobladły przez ucisk - Nie ważne co zrobisz albo co powiesz, nigdy nie będziesz dla mnie kimś ważnym.

Westchnęłam ciężko, po czym szybko przeszłam na drugą stronę ulicy i ruszyłam w stronę akademika. Poczułam skurcz w żołądku, kiedy Odkręciłam głowę, by upewnić się, czy Booker sobie już poszedł. Ale on nadal stał w tej samej pozycji, w jakiej go zostawiłam. Z praktycznie białymi jak kartka knykciami, ostro zarysowaną szczęką przez ścisk żuchwy oraz tym stalowym spojrzeniem, który na pewno rozwaliłyby niejeden głaz, gdyby tylko taką moc posiadał. Wyglądał przerażająco w takim wydaniu.

Wchodząc do środka akademika od razu skierowałam się w stronę zachodniego skrzydła, gdzie mieścił się mój pokój. Wspięłam się po schodach, a przez złość jaka we mnie była w niecałe dziesięć sekund znalazłam się pod drzwiami z numerem trzysta trzy. Z dość dużą siłą pchnęłam płytę, która odbiła się o ścianę z głośnym hukiem. Daphne podskoczyła na łóżku.

- Boże, Chelsea! - zawyła, łapiąc się ręką za klatkę piersiową w pobliżu serca - Ale mnie przestraszyłaś.

- Przepraszam, nie chciałam - powiedziałam szczerze.

Rzuciłam się na swoje łóżko i złapałam za małą, różową ośmiorniczkę, chcąc się do niej przytulić. Spojrzałam na lekko poszarzały sufit. Dlaczego ten chłopak musi być właśnie taki?

- Ciebie też miło widzieć, współlokatorko mojej siostry.

Podskoczyłam w miejscu na dosyć mocny tembr, który spowodował gęsią skórkę na moich rękach. Moja głowa machinalnie przeniosła się na łóżko Blake, ale oprócz ciemnowłosej nie było nikogo. Dziewczyna kiwnęła głową na fotel, który stał w rogu pokoju. Luźno siedział na nim Nate ze skrzyżowanymi w kostkach nogami. Uśmiechał się do mnie zawadiacko i to właśnie dzięki niemu moja  złość na Booker'a trochę opadła. Jednakże nadal pozostała.

- Coś się stało? - zagadnęła Daphne, widząc mój grymas na twarzy. Pokręciłam głową na znak, że jest wszystko w porządku, ale nadal miałam zacięty wyraz twarzy - Widziałaś Booker'a? Powiedział, że idzie po ciebie i wrócicie razem.

Szeroko otworzyłam oczy, kiedy dotarł do mnie sens słów mojej współlokatorki. Nie dosyć, że Booker jest aroganckim chłopem bez grama uczciwości to jeszcze kłamie prosto w twarz! Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, a tu proszę! Chociaż w sumie... można było się po nim tego spodziewać.

- Co? - pomrugałam - Widziałam go w kawiarni i powiedział, że przyjechał do ciebie - tutaj spojrzałam na Daphne, dając jej jasno do zrozumienia, iż chodzi mi o nią - bo podobno ty, Nate - zwróciłam się w stronę chłopaka, który nadal siedział na fotelu - miałeś zawieść kilka rzeczy, ale nie dałeś rady, więc to Booker zaoferował pomoc.

Blake'owie patrzyli na mnie jak na przybysza z kosmosu. Brwi mieli ściągnięte do dołu, a pomiędzy nimi uwydatniła się mała zmarszczka. Śmiesznie wygięli nosy, przez co w innych okolicznościach bym się zaśmiała, ale obecnie sprawa jest zbyt dziwna. Trzeba zachować się przyzwoicie.

- Żartujesz, prawda? - zapytał Nate, wstając na równe nogi i zaczynając chodzić po całym pomieszczeniu.

Był zmartwiony.

- Kazał ci tak powiedzieć?

Daphne podeszła do Nate i przytuliła się do jego boku. Strach wymalował się na ich twarzach, przez co mój gniew wyparował jeszcze szybciej niż się pojawił.

Mogłam go nie lubić. Mogłam go wyzywać i przeklinać w myślach na nie wiadomo ile sposobów. Mogłam nawet wymyślać milion powodów na zamordowanie go. Jednakże nie jestem aż taką bezuczuciową wiedźmą, aby nie mieć wyrzutów sumienia. Booker może być w niebezpieczeństwie, a ja byłam jedyną oraz ostatnią osobą, która z nim rozmawiała.

Jestem za młoda, aby pójść do więzienia!

- Coś może mu się stać?

- Nie wiemy co mu do głowy może wpaść - Nate pokręcił bezradnie głową.

- Nie odbiera - powiedziała Daphne, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że brunetka trzyma w ręce telefon i próbuje usilnie się z kimś skontaktować - Zadzwonię do Marcela.

Przełknęłam ciężko ślinę. Boże! Nagadałam mu tyle okropnych rzeczy, kiedy on mnie przepraszał! Dobra, próbował przepraszać, no ale jednak! Mówiłam, że nigdy nie będę mieć wyrzutów sumienia jeśli one mają być związane z tym przeklętym chłopakiem. A teraz proszę! Dygocze z nerwów, ponieważ może mu się stać coś złego.

I właśnie kiedy tak stałam i przyglądałam się zmartwionym twarzą rodzeństwa Blake'ów, w tamtym momencie mnie oświeciło. Prawie jak poparzona sięgnęłam do tylnej kieszeni jeansów i wyjęłam z niej swojego IPhone'a. Wyszukałam w wiadomościach tą, którą dostałam wczoraj od nieznanego odbiorcy. Połączyłam fakty i wiem, że był to Booker. Wybrałam numer i przyłożyłam telefon do ucha.

Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Czwarty...

- Halo? - powiedziałam, kiedy odebrał telefon. Wzrok Nate i mojej współlokatorki spoczął na mojej osobie - Booker, to ty?

- Chelsea? Skąd ty masz mój... - urwał swoją wypowiedź, zapewne zdając sobie sprawę z jakiej paki dysponuje numerem jego telefonu - Nie mam teraz czasu na rozmowę, jestem trochę zajęty - rzucił oschle.

- W dupie mam to co robisz i czy masz czas lub go nie posiadasz - warknęłam - Gdzie jesteś?

- To chyba nie powinna być twoja sprawa.

Zapadła chwilowa cisza, w której liczyłam do trzydziestu. W duchu wymyślałam różne niemiłe epitety związane z jego osobą.

- Jak jesteś taki hop do przodu, to powiedz to Nate'owi i Daphne - powiedziałam obojętnie - Akurat dobrze, że stoją obok. Na pewno się ucieszą, że jeszcze żyjesz - dodałam słodko, dając nacisk na przed ostatnie słowo.

Wcisnęłam w ręce starszego Blake'a swoją komórkę i podeszłam do okna. Z zawiązanymi na klatce piersiowej rękoma przyglądałam się widokowi ogródka z ogromną ilością krzewów róży. Automatycznie w mojej głowie powstało wspomnienie, kiedy w tym samym miejscu miałam pierwszą kłótnie z Booker'em.

- W dupie mam to! - krzyknął Nate, czym wyrwał mnie z chwilowej retrospekcji. Nadal stojąc w tym samym miejscu, odwróciłam się tak, aby widzieć twarze reszty. Chłopak był nieźle wkurzony - Morgan przestań się tak zachowywać. To nie jest niczyja wina, a ty nie musisz niczego robić. Nie poddawaj się presji.

Zmarszczyłam brwi. Po pierwsze wiem już jak Booker ma na nazwisko, które wydaje mi się już dziwnie znajome. Ale teraz to nie jest istotne, zastanowię się nad tym kiedy indziej. Po drugie, czego chłopak ma nie robić i dlaczego ma się poddawać presji? Boże, on się w coś wpakował, prawda?!

- Dobra, podaj adres. Zaraz tam będę.

I to powiedziawszy, Nate rozłączył się. Oddał mi z powrotem mój telefon, po czym zaczął zbyt chaotycznie zakładać swoją kurtkę dżinsową. Popatrzyłam na brunetkę, która również mało co z tego rozumiała. Przyglądała się bratu, a na jej pięknej twarzy widniała troska.

- Gdzie jedziesz? - spytała w końcu.

- Po tego cholernego idiotę - warknął - Nie wiem jakim cudem znalazł się już w posiadłości za...

Chłopak nagle urwał i zmarszczył brwi, jakby zdając sobie z czegoś sprawę. Utkwił swój lekko zlękniony wzrok na mojej osobie. Chwile mi się tak przyglądał, po czym przełknął wyraźnie ślinę. Jego jabłko Adama zadrżało.

- Mam coś na twarzy?

Pokręcił głową i wyszedł, a huk zamykanych drzwi zapewne było słychać trzy stany dalej.

Z wyraźną konsternacją spojrzałam na Daphne.

- O co chodzi?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Wiesz więcej niż można by się spodziewać - podsumowałam, na co moja współlokatorka przyjrzała mi się bardzo intensywnie. Przez jej zielone tęczówki poczułam się dziwnie - Ale to nie moja sprawa - dodałam tylko.

Brunetka usiadła na swoim łóżku i poklepała miejsce obok siebie. Mentalnie wzruszając ramionami, podeszłam do niej i również przysiadłam. Dziewczyna otuliła mnie jednym ramieniem, a do moich nozdrzy dotarł zapach jej słodkich perfum. Wanilia.

- Booker z Natem przyjaźnią się od małego, więc ja również znam go odkąd sięgam pamięcią - zaczęła cicho, przez co musiałam wytężyć słuch - nigdy się nie kłócili, chociaż często rzucali potężnymi wiązankami dotyczącymi ich pokręconych charakterów - uśmiechnęła się, a ja cicho zachichotałam - wiemy o sobie bardzo dużo, Chels. Booker jest dobrym, ale jednocześnie tak wyniszczonym przez życie człowiekiem, że to się w głowie nie mieści.

Ogarnął mną smutek. Od mojego pierwszego kontaktu z Morgan'em zastanawiałam się, co z tym chłopakiem było nie tak. W swojej głowie wyzywałam go od najgorszych, nie mając przy tym żadnych wyrzutów sumienia. A teraz? Teraz one wylewają się przez pory mojej skóry. Zachowałam się nie na miejscu. Nic o nim nie wiem, a osądzałam go przez pryzmat pierwszego wrażenia jakie miałam przy pierwszej rozmowie.

Ale w sumie nie ma co się dziwić. Byłam tak samo zniszczona jak i on.

- Zdarzyło się wiele rzeczy w jego życiu - kontynuowała - zaczynając od tych dobrych, a kończąc na tych złych. Możesz go na serio nienawidzić, nikt by ci się nawet nie dziwił. Wiem wiele niż mogłabyś przypuszczać. On się w końcu złamie i przestanie taki być, ale zanim to nastąpi zbliży się do ciebie, ponieważ znalazł w tobie coś, dzięki czemu jeszcze nie rzucił tych studiów w cholerę. A uwierz. Miał taki plan zanim opowiedział mi i Nate'owi o pewnej dziewczynie, którą spotkał w gabinecie Pani Cordelii.

I właśnie w tym momencie moje trybiki zaczęły działać na pełnych obrotach. Pierwszy raz spotkałam Booker'a w gabinecie rektora uczelni. Siedział tam, ponieważ chciał zrezygnować, czego w ostateczności nie zrobił. Pamiętam jak pokazałam mu środkowego palca, bowiem odstraszał mnie swoją postawą i tym, że mi się przyglądał. Ale... czy byłam, aż takim ważnym powodem, by dzięki mnie nie rezygnował ze studiów?

- Proszę cię Chelsea tylko o jedno.

- O co takiego?

- Nigdy nie może się dowiedzieć, że ci powiedziałam.

Obiecuję.

Continue Reading

You'll Also Like

1.7M 102K 40
"You all must have heard that a ray of light is definitely visible in the darkness which takes us towards light. But what if instead of light the dev...
322K 25.8K 15
MY Creditor Side Story ပါ။ Parallel Universe သဘောမျိုးပြန်ပြီး Creation လုပ်ထားတာမို့ main story နဲ့ မသက်ဆိုင်ပဲ အရင် character ကို ရသအသစ် တစ်မျိုးနဲ...
681K 26.5K 74
Lilly found an egg on a hiking trip. Nothing abnormal on that, right? Except the egg was four times bigger than supposedly the biggest egg in the wor...
211K 14.8K 19
"YOU ARE MINE TO KEEP OR TO KILL" ~~~ Kiaan and Izna are like completely two different poles. They both belong to two different RIVAL FAMILIES. It's...