the legacy [JUŻ W SPRZEDAŻY!]

By JBHiddleston

1.7M 1.6K 656

''Zakaz tylko zwiększa pragnienie'' ☢ SCENY EROTYCZNE More

The Legacy Zostanie Wydane!
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
JUŻ W SPRZEDAŻY!

Prolog

13.4K 253 186
By JBHiddleston

Dwa lata wcześniej.


Pokój wypełniał subtelny mrok.

Fallon czuła jego ciężar na nagich ramionach, gdy stojąc przed lustrem w zaciszu posiadłości Emersonów, starała się zwalczyć znużenie. Miała za sobą wyczerpujący tydzień. Wciąż nie potrafiła przestawić się z trybu ''Liceum'' na tryb ''Studia'', choć od rozpoczęcia semestru minął już blisko miesiąc.

Kilka godzin wcześniej, wychodząc z budynku uniwersytetu, marzyła jedynie o gorącej kąpieli i spędzeniu miłego, spokojnego wieczoru w towarzystwie Taylora. Jego dwudzieste pierwsze urodziny były idealną okazją, aby nadrobić ostatnie tygodnie. Teraz mieli dla siebie zdecydowanie mniej czasu niż gdy oboje wciąż uczęszczali do liceum. Nawet fakt, że studiowali na tym samym uniwersytecie, niewiele pomagał. Mijali się na korytarzu, pomiędzy zajęciami lub spędzali razem przerwy na lunch, choć nawet wtedy Fallon siedziała z nosem głęboko w książkach.

Co prawda od pierwszych egzaminów dzieliły ją długie miesiące, ale ogrom materiału skutecznie motywował ją do zabrania się do pracy już teraz. Tylorowi nie podobało się jednak to, jak wiele uwagi i czasu poświęcała nauce. Sam był typem studenta, który przypominał sobie o czymś takim jak egzaminy, praktycznie w ostatniej chwili. Podejście do nauki było jedną z rzeczy, która ich dzieliła i przez którą co jakiś czas naradzały się pomiędzy nimi drobne sprzeczki i kłótnie. W ostatnich tygodniach zdarzały się one nieco częściej niż zwykle.

Dlatego Fallon cieszyła się, że ten wieczór w końcu będą mieli tylko dla siebie. Przynajmniej do momentu, kiedy Taylor poinformował ją, że do jego domu wpadnie kilku znajomych z roku i kolegów z drużyny rugby, jaka narodziła się jeszcze w liceum.

Romantyczny wieczór tylko we dwoje zamienił się w domówkę, a ''kilku znajomych'' w całe tłumy, które przybyły do ogromnej posiadłości Emersonów.

Na dźwięk śmiechów i muzyki dochodzących z parteru, ból zaczął powoli gromadzić się w skroniach Fallon. Zamierzała jednak ubrać na twarz uśmiech i przynajmniej udawać, że chce tutaj być.

Robiła to dla Taylora. To był jego dzień. Przecież nie mogła go zepsuć.

Dla Taylora, powtórzyła w myślach, sięgając po szminkę. Leżała na blacie komody, tuż obok pudełka owiniętego kolorowym papierem i przyozdobionego czerwoną kokardą. Kawałek dalej spoczywał telefon.

Pochyliła się w stronę lustra w tej samej chwili, w której drzwi delikatnie się otworzyły. Razem ze smugą żółtego światła, do pokoju wpadł piskliwy dziewczęcy śmiech. Kilka sekund później zmieszał się z pierwszymi dźwiękami Don't Start Now.

– Tutaj jesteś. – Tylor pojawił się wśród cieni.

Jego przystojną twarz wciąż zdobiły resztki wakacyjnej opalenizny. Jasne, słomkowe włosy, jak zawsze, pozostawały w lekkim nieładzie, dodając mu nieco chłopięcego uroku. Hollywoodzki uśmiech błysnął w mroku, przez co w sercu Fallon zagościło rozkoszne ciepło.

Gdy widziała go tak szczęśliwego, zmęczenie nagle odchodziło w niepamięć, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Nawet jeżeli huczne imprezy nie były czymś w jej stylu, zamierzała po prostu cieszyć się tym dniem razem z nim.

– Musiałam poprawić makijaż – wyjaśniła, czując jego duże, ciepłe dłonie na swojej talii.

– Z każdym razem, gdy masz ją na sobie, uświadamiam sobie, że kupienie tej sukienki było cholernie dobrym pomysłem– wymruczał cicho, muskając wargami płatek ucha dziewczyny.

Fallon zaśmiała się cicho, tonąc w jego ramionach. Zerknęła w stronę lustra i dostrzegając ich odbicie, znowu poczuła w sercu to znajome, przyjemne ciepło. Czerwona sukienka, która ściśle przylegała do jej ciała, podkreślając tym samym wcięcie w talii i krzywiznę bioder, była prezentem. Dostała ją na ostatnie święta i sądząc po jakości materiału, musiała kosztować fortunę.

Taylor nigdy nie ukrywał faktu, że wydanie kilku tysięcy na ubranie nie stanowiło dla niego większego problemu. Jego ojciec prowadził świetnie prosperującą sieć ekskluzywnych hoteli, a nazwisko Emerson można było napotkać w każdej gazecie, jaką tylko wzięło się do ręki.

Fallon nie czuła się jednak komfortowo dostając prezent, którego wartość wynosiła tyle, co miesięczna pensja jej rodziców. Właśnie dlatego, stojąc w ogromnej rezydencji Emersonów, ubrana w sukienkę za kilka tysięcy dolarów, miała wrażenie, że nie jest do końca sobą. Zupełnie jakby ktoś połączył ze sobą szmacianą lalkę z porcelanową figurką.

Rodzice nie mieli nic przeciwko jej związkowi z Taylorem. Bardzo go polubili, ale dziewczyna wiedziała, że jego rodzina nie jest tak samo pozytywnie zastawiona w stosunku do niej. W świecie, do którego należeli Emersonowie, ktoś taki jak Fallon, stanowił brzydką plamę na idealnym wizerunku.

Głos Taylora sprowadził jej myśli na właściwie miejsce:

– Wyglądasz pięknie. – Oparł podbródek na jej ramieniu, wcześniej składając pełen czułości pocałunek na nagiej skórze.

Jak każdy mężczyzna noszący nazwisko Emerson, potrafił być czarujący, ale w przeciwieństwie do swojego ojca i starszego brata, od Taylora biło przyjemne, naturalne ciepło. Właśnie dlatego, mimo dzielących ich różnić, Fallon oddała mu swoje serce. Boże, kochała tego chłopaka tak mocno, że była w stanie znieść nawet niechęć jego rodziny.

W ciszy rozbrzmiał krótki sygnał telefonu, a ciemność na moment rozświetliły blady blask padający z urządzenia, które wciąż tkwiło na komodzie.

Taylor mocniej objął talię Fallon, nie pozwalając jej ruszyć się z miejsca.

– To Noel – wyjaśniła, odnajdując jego spojrzenie w odbiciu lustra. – Muszę odebrać.

– Nie musisz.

– Pojechał na imprezę do znajomego. Pewnie nie ma, jak wrócić do domu i chce, żebym po niego przyjechała...

– Nie jesteś niańką swojego brata, Lonie. Nie dzisiaj – wtrącił.

– To nie potrwa długo. Wrócę, zanim zdążysz za mną zatęsknić.

– Nie chcę za tobą tęsknić – westchnął, delikatnie się od niej odsuwając.

Taylor nie starał się ukryć niezadowolenia. Nie był to pierwszy raz, kiedy Fallon porzucała go, aby wyciągnąć z kłopotów swojego rozwydrzonego braciszka. Ten dzieciak cholernie działał mu na nerwy. Był chodzącym problemem. Na dodatek traktował swoją starszą siostrą jak tarczę, która miała ochronić go przed gniewem rodziców.

– Nawet dzisiaj, w moje urodziny? – Powiódł za nią spojrzeniem, gdy chwyciła telefon.

– Naprawdę muszę... – Zamilkła, dostrzegając grymas zawodu na jego twarzy. – Masz rację. – Wcisnęła czerwoną słuchawkę i wypuściła z płuc głębokie westchnienie. – Dzisiaj jest twój dzień. Mam coś dla ciebie. – Chwyciła pakunek, by następnie mu go wręczyć.

– Nie musiałaś...

– Otwórz – wtrąciła, nie potrafiąc zapanować nad zniecierpliwieniem.

Wybranie prezentu dla kogoś, kto mógł pozwolić sobie praktycznie na wszystko, stanowiło spore wyzwanie. Fallon czuła jednak, że świetnie sobie z tym poradziła.

Nie odrywała wzroku od dłoni Taylora, gdy rozrywał kolorowy papier i rozwiązywał kokardę. Kiedy chwycił ramkę z ich wspólnym zdjęciem, na jego twarzy rozkwitł szczery uśmiech.

– Jest świetne.

– Otwórz kopertę – poleciła, odbierając od niego fotografię. Postawiła ją na komodzie, tuż obok pucharu i kolekcjonerskiego modelu Impali 64.

– Cholera. – Poderwał głowę i zerknął na Fallon. – To bilety na Rugby New York?

– W ten czwartek – dodała. – Pomyślałam, że moglibyśmy...

– Zabiorę Nicka – wtrącił, sprawiając, że słowa dziewczyny stały się niesłyszalne.

Uśmiech, jaki dotychczas zdobił jej usta, nieco zmalał.

– Myślałam raczej o tym, że moglibyśmy pójść na ten mecz razem. Ostatnio spędzamy mało czasu tylko we dwoje...

– Lonie. – Uśmiechnął się. – Wiem, jak bardzo nie znosisz rugby. Nie musisz tego dla mnie robić.

– Właściwie...

Zamilkła, gdy Taylor objął dłonią jej policzek i cmoknął ją pośpiesznie w wargi.

– To chyba rzeczywiście nie dla mnie – dokończyła.

– Dziękuję za prezent. – Odłożył bilety obok zdjęcia.

Z korytarza dobiegł głos Nicka, wiecznego podrywacza, niepoprawnego kobieciarza i najlepszego przyjaciela Taylora:

– Emerson!

Blondyn westchnął.

– Nie da mi spokoju, jeżeli się z nim nie napiję. Znajdę cię później, w porządku?

– Jasne.

Kiedy Taylor zniknął wśród śmiechów i odgłosów muzyki, Fallon zerknęła na ich wspólne zdjęcie. Zrobili je kilka tygodni wcześniej, gdy spędzali weekend w małym domku w górach. Nagle uświadomiła sobie, że był to ostatni raz, kiedy mieli chwilę tylko dla siebie.

Miała o to do siebie żal. Może gdyby poświęcała odrobinę mniej czasu na naukę, wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Świat przecież by się nie zawalił, gdyby czasami po prostu nieco odpuściła i pozwoliła sobie na coś więcej niż godziny spędzone nad książkami. Coś nie pozwalało jej jednak odłożyć nauki na drugi plan. Być może była to świadomość, że jej tata musiał brać nadgodziny, aby opłacać studia. Rodzice traktowali to jako oczywistość, choć Fallon wiele razy próbowała przekonać ich, że przecież mogłaby znaleźć pracę.

– Nie dzisiaj. – Stanęła przed lustrem i poprawiła kruczoczarne włosy, które długimi pasmami opadały na jej częściowo odkryte plecy. – Nie dzisiaj – powtórzyła szeptem, zerkając w oczy własnemu odbiciu.

Naprawdę pragnęła aż tak bardzo się tym wszystkim nie zamartwiać. Miała wrażenie, że czasami stresowała się nawet wtedy, gdy wiatr zawiał nieco mocniej, niż powinien.

Odetchnęła głęboko, przywołując własne myśli do porządku, a właściwie odcinając je od wszystkiego, co mogło zepsuć ten wieczór.

Ekran telefonu ponownie się zaświecił, ale Fallon już zdążyła się odwrócić i ruszyć w stronę drzwi, więc nie mogła tego spostrzec. Wyszła na korytarz, zostawiając dzwoniące urządzenie w ciemnościach pustego pokoju.

Wkroczyła prosto w świat, którego częścią nigdy nie miała się stać – bogate dzieciaki, piękne, długonogie dziewczyny ubrane w coś, co bardziej przypominało bikini, niż sukienki. Dzieciaki, które nie musiały martwić się o własną przyszłość, bo tuż za rogiem czekała na nich rodzinna spuścizna.

Fallon przeszła przez salon wielkości boiska do koszykówki. Musiała przecisnąć się przez tłum, jaki zgromadził się przy okrągłym stole, gdzie dwójka dawnych znajomych Taylora właśnie urządzała wyścig zatytułowany: ''Kto szybciej opróżni dziesięć kieliszków tequili.''

Gdy w końcu udało jej się dostać do kuchni, podeszła do wyspy, która wyglądała jak szwedzki stół. Na blacie leżało kilka opakowań pizzy, porozrzucane plastikowe kubki i poprzewracane butelki z alkoholem. Fallon zmarszczyła brwi, dostrzegając karafkę z bursztynowym płynem. Była to ulubiona whisky ojca Taylora. Ktoś musiał wykraść ją z jego gabinetu.

Robert Emerson przebywał za miastem, nie mając pojęcia, że w jego domu odbywają się właśnie zawody w piciu alkoholu na czas, a w łazience na pierwszym piętrze ktoś tej nocy najprawdopodobniej straci dziewictwo.

Chwyciła karafkę z whisky. Zamierzała odnieść ją do gabinetu i odłożyć w bezpieczne miejsce. Nawet nie chciała wyobrażać sobie reakcji Emersona, gdyby pewnego dnia zajrzał do barku i nie odnalazł w niej swojej ulubionej whisky. Wina spadłaby na Taylora, bo tylko on wciąż mieszkał z ojcem.

– Myślałam, że Fallon Helling stroni od alkoholu.

Brunetka zamarła ze szklanym naczyniem w dłoni i ukłuciem wściekłości, którą nagle poczuła głęboko we własnym sercu. Sądziła, że nic nie zdoła wyprowadzić ją z równowagi w zaledwie ułamek sekundy, ale Meredith Benson już za czasów liceum wykazywała się talentem w byciu przesadnie irytującą.

Fallon odwróciła się w stronę dziewczyny, która wyglądała jak nieudolna kopia Kylie Jenner i przywołała na twarz lekki uśmiech. Zanim zdołała odpowiedzieć na słowną zaczepkę, Meredith dodała:

– Ale, jak widać, ludzie się zmieniają. – Uniosła chudą, opaloną dłoń i musnęła palcami szklaną zatyczkę karafki, by następnie odłożyć ją na kuchenny blat, z którego zgarnęła jeden z czerwonych kubków. – Gdzie zgubiłaś swoją cnotliwość, Helling? – Wyjęła z dłoni Fallon karafkę i napełniła swój kubek drogą whisky. – Zostawiłaś ją w tym samym miejscu, co godność, gdy zaczęłaś pieprzyć się z Emersonem?

Gdy związek Fallon i Taylora wyszedł na jaw, w liceum narodziło się wiele plotek. Niektóre zazdrosne dziewczyny, w tym również Meredith, nie potrafiły pogodzić się z tym, że ktoś noszący nazwisko Emerson mógłby zakochać się w dziewczynie, która nie mieszka w marmurowej willi i nie spędza weekendów na zakupach w Mediolanie.

Słowa z czasem raniły jednak coraz mniej, aż stawały się zbyt ciche, aby dłużej mogły sprawiać ból.

– To urocze, że tak bardzo się o mnie troszczysz, Meredith. – Fallon zabrała blondynce alkohol. – Ale następnym razem trzymaj ręce przy sobie i nie dotykaj czegoś, co nie jest i nigdy nie będzie twoje.

Meredith posłała jej mordercze spojrzenie, najwyraźniej odnajdując w tych słowach głębsze znaczenie. Choć wyglądała na głupią, wbrew pozorom, wcale taka nie była.

– Nie stój tutaj za długo. – Chwyciła kubek z whisky Roberta Emersona. – Chyba nie chcesz przegapić wygranej swojego chłopaka, prawda? – Rzuciła przez ramię, a jej idealnie białe zęby błysnęły, gdy usta ułożyły się w nieco zbyt szerokim uśmiechu.

Fallon zmarszczyła brwi i nie potrafiąc zignorować nagłego uczucia niepokoju, ruszyła za Meredith, która poprowadziła ją prosto do salonu, gdzie dookoła stołu zgromadziło się jeszcze więcej osób.

Teraz miejsce poprzedniej dwójki zajęli Taylor i Nick.

– Cholera – mruknęła, uświadamiając sobie, że to przecież nie mogło dobrze się skończyć.

Odstawiła whisky na blat stolika. Musiała zapobiec tej tragedii, bo najwyraźniej nikt z tych, którzy przyglądali się całemu widowisku, nie wiedział, że wypicie z rzędu tylu kieliszków tak mocnego alkoholu, może mieć tragiczne skutki.

Zanim udało jej się przepchnąć przez tłum, Taylor zdążył opróżnić już trzy kieliszki. Krzywił się za każdym razem, kiedy miał przełknąć gorzki alkohol. Nigdy nie miał mocnej głowy, ale najwidoczniej wizja porażki wydawała mu się o wiele gorsza niż zatrucie alkoholem i trafienie do szpitala.

– Oszalałeś? – zapytała, gdy w końcu dotarła do stołu.

– Nie teraz. – rzucił, nawet na nią nie patrząc.

– Przestań, to naprawdę może się źle skończyć...

Taylor zerknął w bok i chwycił kolejny kieliszek, gdy zauważył, że Nick prawie go doganiał. Unosząc szkło do ust, napotkał spojrzenie Fallon.

– Proszę... – Ściszyła głos, jednak nawet to nic nie dało. Kieliszek został opróżniony do samego dna, podobnie jak dwa kolejne.

Zarówno Taylor, jak i Nick, zachęcani krzykami swoich kolegów, nie zamierzali przestać.

A Fallon nie zamierzała pozwolić, aby którykolwiek z nich zaraz wylądował w szpitalu. Zasłoniła jeden z dwóch ostatnich kieliszków własną dłonią.

– Twój ojciec jutro wraca do miasta – przypomniała, mając nadzieję, że zdoła jakoś do niego dotrzeć.

Nick dostrzegł zawahanie na twarzy najlepszego kumpla i rzucił z przekąsem:

– Boisz się tatusia, Emerson?

Wzrok, jakim Taylor obdarzył Fallon, stwardniał w ułamku sekundy. Chwycił ten kieliszek, którego nie zdołała zasłonić i nie odwracając wzroku, jednym łykiem wypił jego zawartość. Miał gdzieś własne zdrowie i fakt, że dziewczyna się o niego martwiła. Liczyło się tylko to, aby nie stracił w oczach znajomych.

Przełknął alkohol, a sekundę później z jego płuc wyrwał się zduszony kaszel. Musiał chwycić się stołu, aby nikt nie dostrzegł, że już ledwo był w stanie ustać na nogach. Gdy sięgnął po ostatni kieliszek, Fallon chwyciła szkło, uniosła je do warg i opróżniła go do dna.

Gorzki smak tequili wypełnił jej usta. Potrzebowała chwili, aby zmusić się do przełknięcia trunku. Taylor nie odrywał od niej spojrzenia. Oddychając ciężko i wciąż trzymając się krawędzi blatu, powoli zmarszczył brwi w grymasie irytacji.

– Nie prosiłem cię o pomoc – warknął, choć głos miał bardziej bełkotliwy i niewyraźny, niż jeszcze chwilę wcześniej. – Nie prosiłem o pieprzoną pomoc, Fallon! – podniósł głos.

W jednej chwili śmiechy kompletnie ucichły. W ciszy słychać było jedynie przyśpieszony oddech Taylora i szepty. To jednak nie jego wybuch złości skutecznie uciszył zarówno zgromadzony tłum, jak i muzykę. Zrobiło to pojawienie się Christiana Emersona, o czym Fallon przekonała się, gdy kilka sekund później odwróciła głowę.

Dostrzegła mężczyznę w czerni. Stał w wejściu do salonu. I to właśnie on, choć z jego ust nie padło jeszcze ani jedno słowo, sprawił, że nikt nie odważył się nabrać nawet głębszego wdechu. Nawet Nick, który zazwyczaj miał najwięcej do powiedzenia, pośpiesznie cofnął się o krok, uciekając z centrum widowiska.

Tymczasem Christian Emerson przesunął spojrzeniem po tłumie. Ubrany w idealnie skrojony garnitur, z twarzą zdradzającą lekką irytację, tak bardzo przypominał swojego ojca, przez co przerażał Fallon jeszcze bardziej.

– Za pięć minut ma was tu wszystkich nie być. – Miał głos barwy aksamitu przesiąkniętego złowrogim spokojem.

Tych kilka rzuconych przez niego słów wystarczyło, aby w zaledwie trzy minuty salon kompletnie opustoszał. Fallon przez ułamek sekundy rozważała, czy nie wymknąć się razem z tłumem, ale postanowiła zostać.

Dopiero gdy drzwi w końcu się zamknęły, a w posiadłości zapanowała cisza, Christian pokonał dwa stopnie, jakie oddzielały hol od salonu i wymijając kilka plastikowych kubków leżących na posadzce, ruszył w stronę stołu.

Dziewczyna cofnęła się o krok, który wystarczył, aby poczuła krawędź blatu wbijającą się w jej biodro.

Dziedzic fortuny Emersonów nie poświęcił jej jednak ani jednego spojrzenia. Skupiając się na młodszym bracie, powiedział:

– Ojciec będzie tutaj za dwie godziny. Lepiej, żebyś zdążył do tego czasu posprzątać bałagan, który narobiłeś. – Jego głos zmienił barwę. Był zimny niczym lód.

Taylor spuścił wzrok. Wyglądał jak skarcony dzieciak i to wcale nie przez fakt, że różnica wieku, jaka dzieliła jego i Christiana wynosiła prawie dwanaście lat.

Fallon pytała go o relację ze starszym bratem tylko raz i ten jeden raz w zupełności wystarczył, aby zorientowała się, że nie jest to łatwy i przyjemny temat. Postanowiła więc więcej go nie poruszać, nawet jeżeli ciekawość momentami nie dawała jej spokoju.

Nie miała okazji zbyt długo o tym myśleć, bo poczuła, że ciężar spojrzenia Christiana przyszpilił ją do podłogi. Potrzebowała kilku dłuższych sekund i ogromnej ilości odwagi, aby odwzajemnić jego spojrzenie.

– Powinnaś wrócić do domu – oznajmił. Nie było to ani propozycją, ani tym bardziej sugestią.

Christian Emerson nie był człowiekiem, który cokolwiek sugerował. Po prostu kazał jej się wynosić, bo, podobnie jak jego ojciec, uważał Fallon za szpetną plamę na wizerunku ich idealnej rodziny.

Dziewczyna przeniosła wzrok na Taylora. Sądziła, że stanie w jej obronie lub cokolwiek powie, ale ten nawet na nią nie spojrzał. Nie była pewna, czy tak bardzo bał się własnego brata, czy po prostu wciąż był na nią wściekły za to, co stało się przed kilkoma minutami.

– Muszę tylko pójść po swój telefon – mruknęła, przelotnie zerkając na Christiana.

Nie chciała patrzeć w jego oczy dłużej, niż było to konieczne. Cholera, nie chciała nawet stać w tym samym pomieszczeniu, co on, więc jeszcze raz spojrzała na Taylora, po czym pośpiesznie opuściła salon. Zwolniła, dopiero gdy znalazła się na schodach, mając nadzieję, że uda jej się usłyszeć strzępki ich rozmowy, ale nic nie zmąciło ciszy, jaka od dłuższego momentu panowała w pomieszczeniach.

Zabrała swój telefon z komody w sypialni, gdzie odnalazła także kurtkę. Gdy wróciła do salonu, zastała tam jedynie Taylora. Odwrócony tyłem do Fallon, sprzątał puste kieliszki ze stołu.

– Pomogę ci...

– Christian miał rację – uciął, wciąż się nie odwracając. – Powinnaś wracać do domu. Zamówię dla ciebie taksówkę.

– Poradzę sobie. – Stanęła tuż za nim i uniosła dłoń, jednak zawahała się, zanim jej palce dotknęły jego ramienia. – Myślałam, że twój ojciec ma jakieś spotkanie za miastem.

– Bo to prawda. Miał wrócić dopiero jutro, ale sprawy potoczyły się szybciej niż przypuszczał i będzie za chwilę w domu. – Odetchnął głęboko. – Christian przyjechał zabrać jakieś papiery z jego gabinetu.

– Taylorze...

Fallon zamilkła, kiedy w końcu na nią spojrzał. Jego spojrzenie wciąż było nieco zamglone, choć nagłe pojawienie się brata wyraźnie zdołało go otrzeźwić.

– Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. Wiem, że nie chciałaś źle. Nick wpadł na pomysł z piciem, a ja jak ostatni idiota się na to zgodziłem.

– Przykro mi, że to wszystko tak się skończyło.

– Jedź do domu – polecił. – Lepiej, żeby mój ojciec cię tutaj nie widział. Pewnie i tak dowie się o imprezie. – Skrzywił się.

– Daj znać, gdy wróci, okej? – Objęła dłońmi policzki chłopaka, pochyliła się i złożyła na jego wargach krótki, pełen czułości pocałunek. – Smakujesz tequilą – mruknęła, na co Taylor mimowolnie się uśmiechnął.

– Uważaj na siebie.

Fallon opuściła posiadłość Emersonów. Ubrała na siebie kurtkę i ruszyła w dół kamiennego podjazdu. Na jego drugim końcu znajdowała się ogromna, żelazna brama, która oddzielała tę niebotycznie wielką willę od zwykłego, szarego świata.

Blask padający z ekranu telefonu oświetlił jej twarz wśród ciemności. Skrzywiła się, widząc siedem nieodebranych połączeń od Noela. W końcu odpuścił i zapewne zadzwonił do rodziców. Wiedziała, że brat będzie na nią o to zły, ale Taylor miał pod tym względem sporo racji – zbyt często wyciągała Noela z kłopotów.

Kiedy dotarła do bramy i już miała wybrać numer taksówki, usłyszała nadjeżdżający samochód. Sekundę później na jej nagie nogi padło światło reflektorów czarnego maserati. Fallon sądziła, że auto przejedzie przez bramę i w końcu zniknie wśród mroku, ale sportowy wóz zatrzymał się tuż obok niej.

Przyciemniana szyba opadła, ukazując twarz Christiana Emersona.

– Podwiozę cię – oznajmił.

Dziewczyna przełknęła zaskoczenie i w końcu uniosła telefon.

– Zamówię taksówkę. Nie chcę sprawiać...

– Wsiadaj – wtrącił, odwracając wzrok w stronę bramy, jakby chciał dać tym samym do zrozumienia, że dyskusja na ten temat właśnie dobiegła końca.

Fallon przypomniała sobie tę samą myśl, jaka wpadła do jej głowy kilkanaście minut wcześniej, gdy zobaczyła go w salonie – Christian Emerson nie jest człowiekiem, który składa propozycje. Nie pyta o zdanie, nie sugeruje. Po prostu rozkazuje, zupełnie jakby brał na własność wszystko, na co tylko spojrzy.

Mimo że wizja spędzenia całej drogi tak blisko tego mężczyzny wydawała jej się nie tyle niedorzeczna, co przerażająca, bez słowa wsiadła do samochodu, zajmując miejsce pasażera.

– Zapnij pasy – polecił.

Żelazna brama rozsunęła się, wydając z siebie cichy chrzęst.

W samochodzie panował nieprzyjemny chłód, więc Fallon wsunęła dłonie pomiędzy uda. Nie zamierzała poprosić, aby włączył ogrzewanie. Nie zamierzała nawet się odzywać. Przynajmniej do momentu, aż w końcu nie zebrała w sobie dość odwagi (i może równie dużej ilości szaleństwa) i w końcu mruknęła niepewnie:

– Wasz ojciec się wścieknie, gdy dowie się, że Taylor urządził imprezę, prawda?

Odwróciła głowę, aby spojrzeć na jego profil. W ciemności, jaka wypełniała samochód, rysy twarzy bruneta wydawały się mniej ostre i surowe, niż gdy stał wśród bielu salonu.

Próbowała przypomnieć sobie wszystkie jego zdjęcia, które widziała na okładkach biznesowych magazynów, czy w internecie. Portale plotkarskie lubiły takie osobowości jak Christian Emerson – pełne sprzeczności. Za wszelką cenę próbowały doszukać się wady w jego idealnym wizerunku.

Fallon ją znała – Christian Emerson był dupkiem. Miała okazję przekonać się o tym, już podczas ich pierwszego spotkania, a także każdego następnego. Mężczyzna nigdy nie próbował ukryć faktu, że szczerze za nią nie przepadał.

– Jeżeli się dowie – odpowiedział.

Samochód wyjechał za bramę. O tak późnej porze przedmieścia Nowego Jorku, szczególnie w piątek, wciąż tętniły życiem. Na chodnikach można było dostrzec grupy roześmianych nastolatków. Z domów, które mijali, dochodziły głośne dźwięki muzyki.

– Co musi się stać, aby się o tym nie dowiedział?

Przełknęła z trudem, kiedy odwzajemnił jej spojrzenie.

– Próbujesz dobić ze mną targu, Fallon? – W jego głosie rozbrzmiało suche rozbawienie. – Naprawdę musisz kochać mojego brata.

– Ile kosztuje twoje milczenie?

Kącik ust Christiana drgnął ku górze, a jego wzrok przesunął się w dół. Fallon poczuła ciężar spojrzenia zielonych oczu Emersona najpierw na własnym dekolcie, a potem nagich udach, pomiędzy którymi wciąż trzymała zmarznięte dłonie.

– Prześpij się ze mną.

Zanim dziewczyna zdołała przełknąć zaskoczenie i nagłe uczucie niepokoju, Christian krótko się zaśmiał i znowu skupił się na drodze.

– Żartuję. Nie interesują mnie dzieci.

– Nie jestem dzieckiem. – Równie szybko ugryzła się w język.

Christian był od niej o trzynaście lat starszy, ale fakt, że patrzył na nią jak na dzieciaka, ani trochę jej się nie podobał.

– To twój brat. – Nie odpuszczała. – Wiesz, że dzisiaj są jego urodziny?

Emerson nie odpowiedział, a jego twarz nie zdradzała, czy ta wiadomość go zaskoczyła, czy też nie. Był niczym betonowa ściana.

– Mógłbyś ten jeden raz po prostu... Stanąć po jego stronie?

– Mój brat musi brać odpowiedzialność za swoje czyny. W innym wypadku do końca życia będzie jedynie rozwydrzonym dzieciakiem, który potrafi myśleć tylko o jednym.

– Twierdzisz, że robisz to dla jego dobra?

– A ty sądzisz, że...

– Niedobrze mi – wybełkotała, czując gwałtowne mdłości.

Christian oderwał spojrzenie od drogi.

– Chyba będę wymiotować – dodała.

– Teraz?

– Mhm. – Zdołała skinąć.

Samochód gwałtownie skręcił i zatrzymał się na poboczu.

Fallon w ciemności odnalazła klamkę, otworzyła drzwi i zdołała w ostatniej chwili chwycić się karoserii, nim mocniej zakręciło jej się w głowie. Czuła ciężar drinka, którego wypiła na żołądku, a teraz również w gardle.

Odeszła kilka kroków w kierunku drzewa, zanim mdłości w końcu stały się nie do zniesienia i zwymiotowała. Od rana nie zjadła zbyt wiele, więc już po chwili jej żołądek był zupełnie pusty.

Wyprostowała się, czując na ustach smak tequili. Czuła się zupełnie tak, jakby wypiła kolejny kieliszek. Właśnie dlatego nigdy nie sięgała po alkohol – miała tak słabą głowę, że nawet niewielka jego ilość była w stanie ją pokonać.

Wytarła usta wierzchem dłoni i odwróciła się w kierunku Emersona, który w czasie, gdy ona pozbywała się zawartości żołądka, zdążył wysiąść z auta. Teraz stał oparty o jego bok, z dłońmi w kieszeniach garniturowych spodni i lekkim, pełnym satysfakcji uśmiechem przyklejonym do przystojnej twarzy.

Tej jednej rzeczy Fallon niestety nie mogła mu odmówić – był zniewalający. Ale Emersonowie najwidoczniej po prostu mieli to w genach. Szkoda, że empatii i życzliwości również nie można było w nich przekazać.

– Gdy dorośniesz, zrozumiesz, że w naszym świecie nie ma dla ciebie miejsca – rzucił, gdy ruszyła w stronę auta. – Obyś była dość mądra, by pojąć to zanim ktoś cię złamie. Taylor cię nie obroni.

Dziewczyna wyciągnęła z samochodu swój telefon.

– Dzięki za przejażdżkę i cenną radę. Resztę drogi pokonam na nogach.

– Nie masz pojęcia, co robisz, Fallon. – Zatrzymał ją, kiedy się odwróciła. – Nie pasujesz tutaj. To nie rada. To ostrzeżenie.

Fallon zacisnęła zęby. Przez to, co przeszła w liceum, zdołała przywyknąć do podobnych słów. Ale te, w ustach Christiana Emersona, zdawały się o wiele gorsze. Sposób, w jaki to mówił, wyższość, jaka pobrzmiewała w jego głosie, raniły bardziej.

Po jej policzku spłynęła jedna łza. Tylko jedna. Na więcej przecież nie mogła sobie pozwolić. Nie chciała dać mu tej satysfakcji.

Nie odpowiedziała. Zamiast tego bez słowa ruszyła przed siebie. Zdołała postawić zaledwie kilka kroków, gdy telefon, który trzymała w dłoni, zawibrował. Na ekranie pojawił się nieznany numer.

– Tak? – Przycisnęła urządzenie do policzka i podciągnęła nosem.

– Fallon Helling?

– Tak, to ja.

– Dzwonię z komisariatu przy Clark Street.

– Coś się stało?

– Chodzi o pani rodziców.

Czas gwałtownie zwolnił.

– Zdarzył się wypadek. Bardzo mi przykro...

Fallon poczuła, że jej nogi zaczęły słabnąć. Dłoń nieświadomie wylądowała na reflektorze czarnego maserati. Poczuła ciepło lampy pod palcami i szybkie bicie własnego serca.

Zamknęła oczy, zmuszając się do oddychania. Jej płuca oplótł silny ból. Z gardła wyrwał się dźwięk, który przypominał świst wiatru.

Noel, pomyślała. Rodzice pojechali, aby go odebrać.

Słowa opuściły usta Fallon wbrew jej kontroli:

– Byli sami?

– Tak.

Poczuła ulgę. To uczucie trwało jednak tylko marną sekundę, po której po prostu się poddała – telefon wysunął się spomiędzy jej palców i z trzaskiem wylądował na jezdni. Roztrzaskał się na kawałki.

Godzinę wcześniej, gdy nie odebrała telefonu od brata, nie przypuszczała, że tego wieczoru jej życie zmieni się w piekło. Rodzina Emersonów miała stanowić jego nieodłączną część.



J.B.H

Continue Reading

You'll Also Like

16.7M 88.1K 7
~I podpalę nawet piekło, aby tylko znów znaleźć się w twoich ramionach~ Druga część trylogii "Hell". __________ © Pizgacz, 2018/2019
73.5K 7.3K 33
Lauren jest królową szkoły. Wielu zazdrości jej urody i znajomych. Ona sama nie przejmuje się uczuciami innych. Często ich rani, przecież może, w ko...
4.3M 7.1K 6
PREMIERA 11 PAŹDZIERNIKA Jak wkurzyć szkolnego przystojniaka? Haley Moore nałogowo czyta książki, ciągle poprawia spadające z nosa duże oku...
1.3M 69.1K 65
Idealny świat Imogen McLean przekształca się w bajkę, gdzie by przetrwać trzeba kłamać i dobrze grać. Miłość jest potrzeba, a w przypadku Lawrence'a...