Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 42

150 16 4
By 324Pikachu

Z samego rana przyszedł po mnie jakiś strażnik mówiąc, że jestem potrzebna w sali obrad, więc czym prędzej się tam udałam.

Było tam mało osób. Może raptem sześć, a w ich skład wchodzili szefowie straży, mój ojciec oraz Hunag Hua ze swoją prawa ręką.

Ojciec od razu zmarszczył brwi widząc mnie i mój stan, ale postanowił go nie komentować przy wszystkich.

– Są już wszyscy. – oznajmiła Hunag Hua – Czas więc powiedzieć, coś nie coś, o naszym planie. Stworzymy małą grupę, która uda się na poszukiwania składników na odległych terenach. Udadzą się tam Nevra, jako dowódca całej misji – wampir przytaknął – Lance – smok również przytaknął – Na prośbę Aratona, uda się z wami Aria – przytaknęłam – Oraz dołączę do waszej grupy Kori, ktora jest w stanie udzielić wam jakieś pomocy medycznej, jakby coś poszło nie tak oraz na wszelki wypadek - Mathieu, jako eksperta od ziemskich spraw, bo po drodze możecie natknąć się na ludzkie przedmioty, bądź nawet na ludzi. Huang Chu, ty zostaniesz na miejscu i będziesz pomagać Aratonowi w alchemii, poproszę o pomoc również Ezarela.

– Mam nadzieję, że nie puścimy mojego laboratorium z dymem. – mruknęła nie zbyt zadowolona, że będzie musiała dzielić z kimś swoją norę.

– O to bądź spokojna. Nie planuje nic palić, ani wysadzać. – fuknął mój ojciec.

– Możecie iść przygotować się do misji i przy okazji zawołajcie do mnie Mathieu i Kori. – poprosiła.

– Aria, ty zostań chwilę. – poprosił mój ojciec gdy już mieliśmy wychodzić.

– Oczywiście. – od razu do niego podeszłam, a chłopcy wyszli.

– Przekażę Ci to co wie Nevra. Musicie być gotowi na wszytsko, więc jakby was rozdzielono chce żeby wszystko przebiegło pomyślnie. – podał mi mapę i jakaś kartkę – Daje ci mapę z miejscami występowania składników oraz że składnikami, a tu – siegnął do swojej torby – Masz specyfikację tych roslin wraz z obrazkami. – podał mi swój notes.

– Dziękuję, tato.

– Leć do naszego domu i się przygotuj. Za godzinę macie spotkać się przy bramie.

– Dobrze tato. – przytaknęłam i wyszłam kierując się do wyjścia by dostać się do domu.

Droga do domu nie trwała długo, bo ten na szczęście nie poszybował za daleko na chmurze.

Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i wróciłam pod wielką bramę.

Jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam dodatkową twarz - Erika, z uśmiechem na ustach rozmawiała właśnie ze swoim facetem, na co odwróciłam wzrok. Nie mogłam na to patrzeć, jednak jej słowa usłyszałam.

– Cieszysz się, że jedziemy razem? Super, że Huang Hua się zgodziła! – kobieta była przeszczęśliwam, a dla mnie to oznaczało torturę.

Sama jej obecność irytowała mnie do granic możliwości, a jak jeszcze przypominałam siebie, że jest z nim... Tak, zdecydowanie byłam zazdrosna.

– Podejdźcie do mnie. – zawołał nas do siebie wampir – Będziemy poruszać się w grupie, rozbitej, w razie czego, na trzy mniejsze. Jako, że mamy trzy kobiety i trzech mężczyzn, w każdej z grup znajdzie się jedna kobieta i jeden mężczyzna, tak jak nas podzielę tak będziemy podróżować. Kori z Mathieu – widziałam niezadowolenie na twarzy mężczyzny, jednak powstrzymał się od komentarzy – Lance z Eriką i Aria ze mną.

Nie zdziwił mnie ten wybór.

– Możemy porozmawiać ma osobności? – zapytałam, na co wampir od razu się zgodził.

– Może lepiej żebym pojechała z Mathieu? Jak zostaniemy rozdzieleni to będziemy chociaż wiedzieli gdzie się udać. – wskazałam mu swoją mapę.

– Wybacz, ale nie chce mieć "gościa specjalnego" na sumieniu. Jestem za ciebie odpowiedzialny, Araton i Huang Hua by mnie zabili gdyby coś Ci się stało.

– Umiem o siebie zadbać, na prawdę. Proszę przemyśl to. – poprosiłam.

– Przemyślę, ale nic nie obiecuje. – brunet minął mnie wracając do grupy.

Westchnęłam niezadowolona. W końcu oboje byliśmy "nawigatorami" bez sensu była wspólna podróż, tym bardziej, ze obawiał się ewentualnego rozdzielenia.

– Jeśli wszyscy są gotowi to zalecam zajęcie miejsc i wyruszenie. – oznajmił przechwytujac jednego z wierzchowców.

Wsiadł pierwszy, a potem podał mi rękę i pomógł wsiąść za siebie.

Niedługo po tym wyruszyliśmy.

– Bądź uważna, dobrze? – poprosił mój towarzysz.

– Oczywiście. Myślę, że i tak dwóm wampirom nic nie umknie. – zaśmiałam się, na co on cicho zachichotał.

– Oby tak było.

Podróżowaliśmy kilka godzin, żeby zająć nieco czasu, prowadziłam z Nevrą nie zobowiązującą rozmowę tak na prawdę o wszytskim i o niczym, jednak nie mogło być spokojnie do samego końca.

– Możesz przestać mnie macać?! Kori skup się na rozglądaniu się! – wrzasnął Mathieu na co Nevra gwałtownie się zatrzymał.

– Żeby było co macać. – widziałam jak wbija mu palce w brzuch.

– Czy wy nie możecie się uspokoić i chociaż raz nie zachowywać się jak dzieci? – syknął wampir.

– To ty nas razem złączyłeś, a ja wiedziałem, że to będzie zły pomysł! – jęknął.

– Przez was tracimy czas. – ryknął, a oni od razu wyprostowali się jak struny – I nie zamierzam robić więcej postojów. Aria pojedziesz z Lancem, Eriką z Mathieu, a Kori ze mną.

– Ale Nevra...- zaczęła wybranka wyroczni, ale przerwała widząc wściekłe spojrzenie wampira.

Lance też nie wyglądał na specjalnie zadowolonego, ale zsiadł zamocował moje rzeczy do swojego wierzchowca, a na koniec pomógł mi usiąść, wcześniej oczywiście zamieniając kilka słów z prawa ręka Huang Hua.

Złapałam się siodła uważając, że dotykanie go po naszej wczorajszej, burzliwej, rozmowie będzie nie na miejscu.

On oczywiście dość szybko to wyczuł.

– Obejmij mnie w pasie.

– Po wczorajszej rozmowie wolę nie, skoro chcesz mnie unikać, proszę bardzo. Ja nie zamierzam ci w tym przeszkadzać. – warknęłam cicho.

– Nie wygłupiaj się. Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo.

– To dlatego jadę akurat z tobą? Bo Nevra boi się o mnie? – warknęłam już nieco głośniej.

– Nie rób cyrku. Nevra nie przeżyje kolejnego, wymuszonego postoju z byle powodu.

– Dlatego nawet cie nie dotykam, bo twoja kobieta patrzy.

Prawda było, że ona na prawdę patrzyła i mordowała nas wzrokiem.

Westchnął i puścił lejce jedną ręką i sięgnął nią do tyłu dotykając mojej dłoni i położył ją na swojej talii.

– Zrób to samo z drugą ręką. – powiedział tonem nie przyjmującym żadnego sprzeciwu.

Nie chętnie położyłam obie ręce na jego talii, na co on tylko westchnął i mocniej się nimi objął.

Nie rozmawialiśmy że sobą wcale, co było wręcz nóżące.

– Teraz ostrożniej, wjeżdżamy na niebezpieczne tereny. – oświadczył Nevra.

Od razu spięłam się i zaczęłam być jeszcze uważniejsza niż wcześniej.

Już po około piętnastu minutach dało się usłyszeć jakieś szmery.

– Ostrożnie. Coś słyszałam – powiedziałam do swojego towarzysza, na co on tylko przytaknął.

W ciągu kolejnych minut szmery się nasiliły.

– Przyśpieszamy. – rozkazał szef całej akcji i w tym momencie w naszą stronę posypała się salwa strzał.

Wraz z Lancem jechaliśmy jako ostatni, dlatego gdy nasz chowaniec oberwał w szyję i upadł wykrwawiając się, to my polecieliśmy razem z nim, i nie miał kto nam pomóc.

Po chwili jednak ostrzał ustał.

– Jedzcie dalej! Spotkamy się potem! – wrzasnął smok sięgając po miecz i zasłaniając mnie swoim ciałem – trzymaj się za mną.

– Nie ma mowy. – sięgnęłam po swój miecz.

– Tu jest niebezpiecznie. – fuknął.

– Umiem walczyć. – stanęłam do niego tyłem – Rozglądaj się. Na pewno są w pobliżu i mogą nas zaatakować. – syknęłam wytężając słuch.

– Przecież wiem.

Już po kilku sekundach zostaliśmy otoczeni przez większą grupę.

– Nie atakuj, tylko się broń. – mruknął cicho białowłosy.

– Nie ucz mnie walczyć, do cholery. – warknęłam, a koło wokół nas zaczęło się zacieśniać. – Mimo to myśle, że lepiej by było spróbować się przebić. – zaczęłam przyjmować pozycje dogodną do ataku.

– Nie rób nic głupiego.

– Lepiej coś zrobić niż nie. – warknęłam i rzuciłam się z atakiem na przeciwników.

Lance warknął niezadowolony i sam zaczął walczyć.

Precyzyjnie atakowałam mieczem aż usłyszałam...

– Uciekaj! – ryk smoka.

Od razu odwróciłam się w jego strone i to był błąd. Poczułam ostrze na szyi, widziałam jak smok upuszcza miecz i upada. Zauważyłam jakaś strzałkę w jego szyi.

A po chwili sama odpłynęłam czując ukucie na szyi.

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, w którym pachniało stęchlizną.

Czułam ból w całym ciele, ale szczególnie wyróżniała się szyją. Czułam jakby ktoś wbijał mi tak jakaś igłę raz za razem.

Chwilę mi zajęło przyzwyczajenie się do ciemności. Gdy jednak to się udało zauważyłam na przeciw siebie sylwetkę Lance'a, ale on nadal był nieprzytomny.

Był cały poobijany. W kąciku ust miał zaschniętą stróżkę krwi, cały był w różnego rodzaju zadrapaniach.

Spróbowałam wstać na równe nogi, ale były one zbyt wiotkie bym mogła na nich ustać, przez co od razu upadłam.

– Aria? – usłyszałam słaby głos smoka – Wszystko ok?

Nie wiem czemu, ale to jedno zdanie doszczętnie mnie zirytowało. Podniosłam się do siadu i spojrzałam na niego.

– Gdybyś lepiej walczył nic by mi nie było. Trzeba było zmienić się w smoka, miałbyś może jakieś szanse, a tak... Napierdala mnie całe ciało i wstrzyknęli mi chuj wie co...

Wyglądał na zdziwionego, ale zaczął też uważniej mi się przyglądać.

– Za to ty mogłaś mnie słychać i nie zaczynać ataku. – Mimo wszystko mówił spokojnie i nie podniósł głosu.

– Wolałam coś zrobić niż stać i czekać jak nas zabiją. – wstałam na równe nogi, wymagało to nie lada wysiłku, ale w końcu się udało.

– Sądzisz, że żyjemy, bo zaczęłaś atak? Żyjemy, bo oni tak chcieli. – mruknął i wstał.

Gromiłam go wzrokiem i w tym momencie jakby nic usłyszałam pęknięcie metalu i w tym momencie mężczyzna pokazał mi wolne ręce.

– Chyba nie byli przygotowani... – mruknął nieco rozczarowany.

– Jak ty...

– Metal nie jest elastyczny. Wystarczyło zmienić ręce w smoczą formę. – wzruszył ramionami.

– A mi pomożesz? – zapytałam i odwróciłam się do niego tyłem.

– Lepiej jak będziesz miała związane ręce.

– Chyba żartujesz! Pomóż mi i to już. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

– Nie, bo znów możesz zrobić coś głupiego. – warknął.

– Nie wygłupiaj się no. Proszę, nie mamy czasu.

Westchnął i zarzucił mi włosy na jego z ramion, po czym chwycił lekko za kajdanki.

– Możesz poczuć ciepło.

– Nie podpal mi tylko ubrań. Nie chce zostać z gołym tyłkiem. – westchnęłam, po czym poczułam ciepło. Trwało to chwilę, ale w końcu puściły.

Zostały mi tylko "bransoletki", ale postanowiłam się nimi nie przejmować. Wiedziałam, że zajmiemy się tym potem.

Smok rozejrzał się po pomieszczeniu.

Jego spojrzenie spoczęło na oknie. Chwilę tylko się w nie patrzył po czym podszedł do niego. Okno było nieco ponad jego głową i było maleńkie.

– Spróbuję rozgiąć nieco pręty żebyś mogła się przecisnąć. Potem masz od razu uciekać, bez sztuczek. –  mruknął i wyciągnął ręce w stronę prętów. Wymagało to nie lada siły, ale już po chwili zaczęły się nieco odkształcać.

– Nie uciekne sama. Nie zostawię cie tu. – podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu – Albo oboje, albo wcale.

– Musisz być bezpieczna. – warknął.

Zwróciłam uwagę na jego knykcie. Były białe, a pręty bardzo powoli się odkształcały.

– Może spróbować magia? – zapytałam puszczając jego zdanie mimo uszu.

–Wydaje mi się, że nie są aż takimi idiotami.

– Odsuń się. – odciągnęłam go i spróbowałam wytworzyć w dłoniach trochę energii, ale nic się nie stało, więc spróbowałam mocniej i nadal nic.

Spojrzałam przerażona na Lance'a z wyciągniętymi przed siebie dłońmi.

Czułam nawet zbierajace się w oczach łzy.

– Ja... Nie mogę czarować. – wyszeptałam.

- To te łańcuchy. Blokują twoja moc, albo przez środek który nam wstrzyknęli.

- Zdejmij je.

– Nie, bo zrobie ci pieprzoną krzywdę, nie będziesz mogła się zregenerować, a ból będzie okropny. – warknął.

– Jak się uwolniłeś, skoro są odporne na magię?!

– Nie wiem. – fuknął.

– Spróbuj je rozgrzać.

Westchnął i postanowił zrobić jak powiedziałam. Odsunął mnie za siebie i zaczął ziać ogniem. Niebieskie płomienie już po chwili rozgrzały do czerwoności metal.

Mój towarzysz postanowił to wykorzystać i chwycił za nie.

– Lance! Poparzysz się! – chciałam go powstrzymać, ale na próżno.

Złapał gorące pręty i zaczął ciągnąć.

Już po chwili cicho zaskrzypiały i zaczęły się rozszerzać.

– Chyba się już przeciśniesz. – powiedział i je puścił, a ja od razu chwyciłam jego dłonie i zaczęłam lekko masować swoimi palcami.

– Nie poparzyłeś się... – spojrzałam mu w oczy.

– Jestem smokiem, głupio by było jakbym mógł się poparzyć. Ogień to część mnie. – mruknął, ale nie cofnął swoich dłoni – Ostudze je i cie podsadze. – odwrócił głowę w stronę okna.

– Nie uciekne sama, a co jeśli jesteśmy wysoko? Zapomniałeś, że mam zablokowane moce?

– Aria, pomyślimy potem. – ostudził gorące pręty i chciał mnie chwycić w talii, ale powstrzymałam go gestem ręki.

– Nie uważasz, że to głupie, że władasz dwoma żywiołami? I to przeciwnymi? – chciałam go powstrzymać zmieniając temat.

– Moi rodzice byli obydwoma naturami - ogniem i lodem. Stąd moje możliwości, lód jest u mnie silniejszy, a u Valkyona było na odwot miał silniejszy ogień. Nie ważne zresztą. Musisz uciekać, nie pora na takie rozmowy. – zlapał mnie i podniósł.

Wyjrzałam przez okno i od razu się schowałam.

– Nie poradzę sobie. – pokręciłam głową – Jesteśmy z cztery piętra ponad ziemią. Zabije się.

– Kurwa. – warknął – Ja się nie zmieszczę.

– Może chociaż spróbuj. Jest tam dużo miejsca o dziwo.

Westchnął i złapał się za pręty po czym się podciągnął. Chwilę siłował się z prętami, aż jeden, o dziwo puścił i wypadł.

Chłopak bez problemu mógł się już przecisnąć i tak też zrobił. Wychodząc zaczął zminiać się w swoją smoczą formę zostawiając mi swój ogon.

– Chwyć go, szybko zanim nas zauważa.

Zrobiłam jak kazał i pomógł mi tym wdrapać się na okno, potem podleciała na tyle blisko bym mogła zejść na jego grzbiet.

Od razu tak zrobiłam.

– Wszytsko w porządku? – zapytał.

– Tak...

– Może to ryzykowne, ale polecimy w miejsce ataku. Może nie zabrali naszych rzeczy.

Przytaknęłam.

Lance bardzo uważnie obserwując okolice leciał w miejsce docelowe.

Nie było tam na szczęście nikogo, ale uchowały się tam nasze rzeczy, wraz z upuszczonymi przez nas mieczami. Mieliśmy niebywałe szczęście.

Była tam nawet moją kabura z mapą! Musiała mi spaść podczas walki.

Mieliśmy na prawdę więcej szczęścia niż rozumu.

Zabraliśmy te najpotrzebniejsze i ruszyliśmy przed siebie.

W tym momencie zaczął padać deszcz.

– Poszukamy jakiejś kryjówki. – oznajmił.

– Tam dalej widzę chyba jakaś jaskinie... – wskazałam palcem jakiś kierunek, a białowłosy od razu zaczął się tam kierować.

Po kilku minutach, w ciągu których deszcz się bardzo nasilił dotarliśmy do niewielkiej jaskini. Była mała, ale wystarczająca dla naszej dwójki i ogniska.

Chłopak zrzucił swoje rzeczy i wyszedł szybko zebrać kilka gałęzi żeby rozpalić ogień.

Ja w tym czasie usiadłam na ziemi i objęłam się rękoma. Było mi zimno i jeszcze na dodatek byłam przemoczona, nie wspominając o tym, że byłam zmęczona.

Mój towarzysz wrócił już po chwili. Mimo mokrego drewna udało mu się jakoś rozpalić ognisko.

– Wszytsko w porządku? – usiadł obok mnie.

– Tak. – przytaknęłam i dotknęłam nadgarstków – Pomożesz?

– Jesteś pewna? – zapytał nie ukrywając wątpliwości.

Domyślam się jaki może mieć sposób na ich zdjęcie, ale wiedziałam też, że to będzie lepsze niż brak moich zdolności.

– Tak. – wyciagnęłam ręce przed siebie.

– Nie od razu odzyskasz zdolności. Może to troche potrwać, a ból będzie straszny...

– Rób co musisz.

– W porządku. – westchnął i ściągnął mi najpierw rękawiczki z dłoni.

Po tym, nie będąc przekonanym do tego pomysłu, zaczął ziać małym strumieniem ognia.

Temperatura rosła, a po pewnym czasie czułam ogromny ból. Od razu z nim pojawiły się w moich oczach łzy, ale zacisnęłam usta bardzo mocno by nie zaczęć krzyczeć.

Jego ogień smarzył mi skórę.

W powietrzu unosił się straszliwy smród.

Smok żeby wszystko przyśpieszczyć starał się rozlerwać dodatkowo bransoletę, gdy ta robiła się nieco plastyczna.

Po chwili jedna z nich puściła. Chłopak od razu swoją drugą naturą zaczął studzić mój czerwony nadgarstek, bardzo delikatnie trzymając go w swoich dłoniach.

Była to przyjemna odmiana, ale nadgarstek nadal bolał i pojawiały się na nim bąble.

– Jesteś gotowa na drugą rękę?- mówiąc to nie patrzył mi w oczy. Nie miał odwagi, było mu wstyd, że żeby mi pomóc musiał zrobić mi krzywdę.

- Nie, ale tak trzeba.- wyszeptałam dławiac łzami - Odzyskam moce i ból zniknie. Proszę... zrób to szybko.

Nie chętnie wziął się za uwolnienie mojej drugiej ręki. Ból był również nie do zniesienia co poprzedni, ale poszło to dużo szybciej.

Smok beż zbędnych słów po wszystkim wciągnął mnie na swoje kolana, objął i bardzo delikatnie dmuchając zaczął próbowac usmierzyć mój ból.

Nie wiem nawet w którym momencie usnęłam, przytulona do niego...

---

Co sądzicie o ostatnich rozdziałach?

Postaram się żeby rozdział był chociaż jeden w tygodniu, bo jak wiadomo pisze je na bieżąco i szczerze mając w umyśle to jak wcześniej prowadziłam te historie, w pierwszej wersji "2. Części", a teraz to mimo że te same wydarzenia to one bardzo różne. W sumie mi się to podoba mi na pewno uważam że jest lepiej niż było wcześniej XD

Niby ta sama historia, a wyszły dwie różne 🙈

Ale jestem ciekawa waszego zdania :D

Continue Reading

You'll Also Like

40.5K 2.3K 57
Czy zastanawialiście się kiedyś jak potoczyłaby się historia klanu Uchiha i samej Konohy gdyby Itachi nie był zmuszony do wymordowania swojego klanu...
21.6K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
60.7K 3.8K 19
On - sierota, samotny i wykorzystany Ona - niechciane dziecko, zapomniane Co, gdy los sprawi, że się spotkają. Jaki będzie ich wybór? Kochać i opuści...
5.5K 610 31
31 dni zapewne również jest nam wszystkim dobrze znane, ale... Czy wiedzieliście o wersji awae? Skoro nie to zapraszam do czytania.