Aria || Eldarya LANCExOC

By 324Pikachu

14.2K 1.2K 285

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)
Rozdział 101 - Co było dalej? (1)
Rozdział 102 - Co było dalej? (2)
Rozdział 103 ‐ Co było dalej? (3)
Rozdział 104 - Co było dalej? (4)
Rozdział 105 - Co było dalej? (5)
Rozdział 106 - Co było dalej? (6)
Rozdział 107 - Co było dalej? (7)
Rozdział 108 ‐ Co było dalej? (8)
Rozdział 109 - Co było dalej? (9)

Rozdział 39

169 14 2
By 324Pikachu

Skrajne wyczerpnaie dawało o sobie znać już od dłuższego czasu, nie wspominając o głodzie, który zaczynał być dla mnie czymś "normalnym", o ile dziwne dźwięki dochodzące z wnętrza organizmu, i ściskanie się żołądka, można nazwać czymś normalnym.

Jeszcze ta cholerna rana na brzuchu, która nie chciała się zagoić. Może to właśnie od mojego słabego ogólnego stanu?

Oparłam się o drzewo i przymknęłam na moment oczy.

Było mi dziwnie gorąco, obraz przed oczami co jakimś czas sam się rozmazywał.

Otworzyłam oczy czując straszną suchość w ustach.

Chwyciłam w dłonie karafkę na wodę i od razu ją otworzyłam.

Przystawiłam naczynie do ust i przechyliłam lecz nic z niej nie wyleciało.

Westchnęłam zrezygnowana, miałam wrażenie, że umrę w tym pieprzonym lesie.

Nogi same się pode mną ugięły, ale mimo to jakimś cudem udało mi się na nich utrzymać.

Ruszyłam powoli przed siebie, natrafiając na jakąś ścieżkę, co samo z siebie oznaczało że niedaleko muszę spotkać kogoś żywego, kto będzie mógł mi pomóc.

Zaczęłam żwawiej iść, co momentalnie poskutkowało strasznym bólem brzucha.

Zacisnęłam zęby powstrzymując płacz i ruszyłam dalej.

W końcu wyszłam z lasu, od razu poczułam spokój, który nie trwał długo.

Rozejrzałam się i zauważyłam miejsce do którego dotarłam, a do którego nigdy nie chciałam wracać, ale potrzebowałam chociaż odrobiny jedzenia.

Na szybko zaczęłam obmyślać plan działania, w końcu nie chciałam tak po prostu wejść przez bramę.

Mój zamglony umysł ułożył prosty plan, przypominając sobie układ pomieszczeń w głównym budynku KG.

Miałam tam wejść, wziąć nieco jedzenia i uciekać, a resztą (w tym moją raną) martwić się potem.

Musiałam bardzo szybko wymyślić sposób jak się tam dostać, w końcu był biały dzień i nie mogłam tak po prostu sobie tam wejść i chodzić jakby nic się nie stało, a nie miałam czasu czekać do wieczora.

Szybko kalkulując wszystko przypomniałam sobie o tajemnym przejściu, ale znajdowało się ono za daleko i nie miałam pewności czy nie będzie nikogo akurat w jego pobliżu.

Musiałam jakoś przedostać się na drugą stronę. Lot w moim stanie był złym pomysłem, tym bardziej, że mógł mnie ktoś zauważyć. Zresztą nie byłam pewna czy jestem w stanie się przemienić.

Jedyna opcja było wspiecie się po murze.

Nie mając zbyt wielkiego wyboru, i już nic do stracenia, zaczęłam wspinać się po murze. Starałam się nie myśleć o bólu lecz z każdą chwilą się nasilał.

Jakimś sposobem udało mi się wspinać na mur, pozostało tylko z niego zejść.

Rozejrzałam się szybko i skoczyłam.

Niestety źle upadłam co poskutkowało nowa falą bólu i nie małym hukiem.

Chciałam się podnieść, ale pociemniało mi przed oczami. Gdy w miarę mój stan się unormował, a trwało to długie sekundy, podniosłam się i schowałam.

A może było to spowodowane dochodzącymi z niedaleka krokami i paniką przed zauważeniem?

Moje ciało przywarło do drzewa.

Nawet wstrzymałam oddech, nasłuchując kroków, ale i moje zmysły szwankowały.

W tym momencie żałowałam, że przeskoczyłam ten pieprzony mur.

– Sprawdźmy okolice.

Usłyszałam bardzo blisko, a moje serce jakby na moment się zatrzymało.

– To nie będzie potrzebne.– usłyszałam nad uchem i poczułam mocny uścisk na ramieniu.

– Proszę...– wyszeptałam spoglądając na osobę, która mnie znalazła.

Mówienie przychodziło mi z dużo większym wysiłkiem niż mi się wydawało.

– Teraz prosisz? A co zanim przeskoczyłaś ten mur? Myślałaś, że nikt tego nie zauważy?– warknął, a w moich oczach pojawiły się łzy.

Musiałam działać szybko.

Kopnęłam mojego "oprawce". Ten nie spodziewając się tego puścił mnie i nawet się zachwiał.

Adrenalina zaczęła działać. Nie czułam już bólu w podbrzuszu, a nawet głód spełzł na dalszy plan.

Zaatakowały mnie kolejne dwa feary.

Przyjęłam pozycje bojową, a dalej... Wszystko wydarzyło się tak szybko.

Udało mi się powalić dwóch, ale od razu po tym dostałam silnego kopa w plecy. Upadłam na twarz i od razu cały ból wrócił.

Poczułam łzy w oczach, ale nie mogłam dać po sobie tego poznać.

Próbowałam się podnieść, ale nie mogłam. Jeden złapał mnie za włosy i uniósł do góry.

– Trzeba było nie zakradać się.– warknął, a mi znowu rozmazał się obraz przed oczami i zakręciło się w głowie, ale jeszcze na tyle trzeźwo myślałam, że sięgnęłam do kabury i wyciągnęłam sztylet.

– Co się tu dzieje?– usłyszałam czyjś głos – Puście ją.– poczułam jak ktoś wyjmuje mi z dłoni nóż.

– Przeskoczyła mur.

– Widzisz w jakim jest stanie?!

– To zwykła złodziejka.

W tym momencie wzrok zaczął mi wracać, a mój oprawca mnie puścił.

Upadłam na kolana i złapałam się za brzuch. Spojrzałam w dół. Krew.

– Zajmę się nią.– uświadomiłam sobie, że głos jest znajomy – Aria?– kucnął przede mną, a ja spojrzałam na twarz tej osoby.

– L-lance?– wypowiedziałam cicho. Byłam w szoku – J-jak?

Zacisnęłam usta czując nawracajaca ze wznowiona siłą fale bólu.

Chłopak złapał moją dłoń i spojrzał na nią.

– Wy jej to zrobiliście?

Zignorował moje pytanie.

– Nie. – wyprzedziłam ich.

– Ona potrzebuje pomocy, a wy... Zejdźcie mi z oczu.– warknął i wziął mnie na ręce.

W tym momencie zaczęłam odpływać.

Obudziłam się w przychodni. Znałam to miejsce.

Moje oczy chwilę przyzwyczajały się do światła, a potem zaczęłam rozglądać się i powoli podnosić.

– Nie ruszaj się.– na dźwięk głosu Ewelein zamarłam.

– Ja...

– Cieszę się, że się obudziłaś, ale nie możesz się przemęczać. Więc nie ruszaj się.– podeszła do mnie.

– Długo byłam nieprzytomna?– w końcu udało mi się coś więcej powiedzieć. Od razu jednak Stałam sobie stronę, że chce mi się pić, Ewelein zdawała się to wyczuć, bo podała mi nieco wody.

– Kilka godzin.– dotknęła mojego czoła – Gorączka odpuściła.– zaczęła dalej mnie badać – Rana też zaczęła się w końcu goić. Zaniedbałaś się.– westchnęła, a ja zrobiłam to zaraz po niej.

Wiedziałam to doskonałe, chociażby dlatego, że moje rany przestały się goić. Moja zdolność regeneracji jakby sama z siebie się zablokowała.

– Wiem, nie praw mi, proszę, kazań...– przymknęłam oczy.

– Wypij to.– podała mi coś.

Śmierdziało to strasznie i było ohydne, ale wypiłam całość duszkiem.

– Zaraz przyjdzie Huang Hua...

– Lance... On...– patrzyłam przed siebie próbując stworzyć jakieś sensowne zdanie.

– Żyje. On cię tu przyniósł.– odpowiedziała na moje jeszcze nie zadane pytanie.

Potrzebowałam tego zapewnienia żeby mieć pewność, że nie zwariowałam.

– Mogę go zobaczyć?– zapytałam niemal błagalnie, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

– O tym zadecyduje szefowa, Ario. Ja był nie miała nic przeciwko, ale...

– Rozumiem.– przetarłam twarz dłońmi, tym samym kończąc temat.

W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła przez nie jakąś kobieta.

Dopiero po dłuższej chwili rozpoznałam w niej Huang Hua.

Wyglądała zupełnie inaczej, przez co byłam w niemałym szoku.

– Miło, że w końcu możemy porozmawiać. Nie ukrywam, że przysporzyłaś nam nieco kłopotu...

– Dlatego jak najszybciej stąd odejdę. Dziękuję za pomoc, ale nie prosiłam o nią.– przerwałam jej.

– Wykrwawiłaś się prawie. Masz bardzo małe pokłady krwi w organizmie. Każda utrata krwi jest dla ciebie groźna. Nie wiem czy Ewelein ci mówiła, ale musieliśmy zrobić ci transfuzje krwi.

– Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, że nie wiele rodzai krwi można mi podać?– podniosłam się nieco wyżej.

– Tak, wiemy o tym, ale nie jestem tu żeby o tym rozmawiać.– spuściła wzrok.

– Czyja krew mi podaliście?– musiałam to wiedzieć, więc jej przerwałam.

Ciemnoskóra westchnęła.

– Dostałaś krew Lance'a.

– Mogłam się tego spodziewać. Przejdź juz do rzeczy.– mruknęłam.

– Nie jesteś zdziwiona...

– Nie, nie jestem. Wiem, że mi pomógł. Jestem za to wkurwiona, że mnie okłamałyscie, że nie żyje.– Mówiłam to patrząc uważnie w jej oczy – Zawołaj Miiko to powiem wam obu co o was myślę.

– Miiko odeszła. Teraz ja tu dowodzę.

– Super.– warknęłam.

– Dlatego też chciałam cię przeprosić za jej kłamstwo. Nie podobał mi się jej pomysł od początku...

– Ale mimo to nic z tym nie zrobiłaś. Chciałyście się mnie pozbyć, teraz to widzę.– zacisnęłam dłonie w pięści.

– Nie, to nie tak. Chciałyśmy żebyś przestała chodzić do więzienia.

– Chciałyście mnie z nim rozdzielić. Nie wierze, że można zrobić komuś takie świństwo. To było bolesne dla naszej dwójki, a wy... Jesteście potworami.– zaczęłam się podnosić z łóżka.

Nie mogłam, a raczej nie chciałam, zostawać w KG ani chwili dłużej.

– Aria, nie rób głupot.

– Ale wy możecie? Rozmawiałaś z nim?

– A jak myślisz?

– Nie będę rozmawiać dalej dopóki go nie zobaczę.– wstałam gwałtownie, przez co zakręciło mi się w głowie.

Od razu się za nią złapałam. Huang Hua chciala pomóc, ale ja powstrzymałam.

– Aria...

– Powiedziałam coś.– spojrzałam na nią groźnie.

Westchnęła bardzo głęboko.

– Oddał Ci sporo swojej krwi. Teraz odpoczywa.

– Zaprowadz mnie do niego.– zarządałam.

– Nie.

– W takim razie wychodzę.– ruszyłam do drzwi.

– Wiesz czemu Miiko chciała was rozdzielić? Bała się ze możesz zrobić cos głupiego i pomóc mu uciec. Bała się też waszej dwójki razem.

– To teraz Ty możesz zacząć się bać tylko mnie. Gdzie moja broń?

Kobieta nie odpowiedziała.

Sama rozejrzałam się po pomieszczeniu i ruszyłam do swoich rzeczy. Szybko je zgarnęłam i podeszłam do drzwi.

– Musisz bać się teraz mnie. Spodziewaj się, że mogę wrócić.– złapałam za klamkę.

– Aria, proszę...

– Koniec.

Złapałam za klamkę i wyszłam przez nie z premedytacją na kogoś wpadając.

– Uważaj. – usłyszałam niski głos nad uchem.

Był znajomy, ale zdecydowanie niższy.

Uniosłam wzrok na twarz właściciela.

Przede mną stał Lance. Jego rysy twarzy przez te lata nieznacznie się zmieniły, stały się dojrzalsze. Na twarzy miał lekki zarost, ale oczy pozostały bez zmian. Nadal by były tak samo piękne.

– Dziękuję za pomoc.– odsunęłam się od niego.

– Nie mogłem cię zostawić w takim stanie. Jak rana na brzuchu?– zapytał, ale w jego głosie nie słyszałam ani grama troski.

Miałam wrażenie, że pyta bardziej z grzeczności, co mnie zabolało.

– Chyba okej.– wzruszyłam ramionami by nie okazać zranienia.

– Chyba?– uniósł brew do góry.

– Co to was tak wszystkich interesuje? Jestem wdzieczna za pomoc chociaż o nią nie prosiłam, a wy zrobiliście to chyba z obowiązku. – mój napad gniewu wyszedł mimowolnie – a teraz przepraszam, ale wychodzę.– minęłam go, ale złapał mnie delikatnie za ramię.

– Martwimy się. Ja się martwię.– tym razem wyczułam jakieś emocje w jego głosie. Szczególnie przy ostatnim zdaniu.

– Jakbyś się martwił...– przerwał mi.

– Nie mów czegoś czego możesz żałować. Dopiero dziś dowiedziałem się, że żyjesz. Myślisz, że jakbym wiedział o tym wcześniej to bym nie chciał cię znaleźć?– puścił moją rękę, a ja odwróciłam się w jego kierunku.

Moje oczy napełniły się łzami.

Chłopak to zauważył i otarł łzy z moich policzków.

– Hej. Nie płacz.

– Tak bardzo tęskniłam... Wyobrażałam sobie setki scenariuszy jakby mogło wyglądać nasze spotkanie, jakbyś żył, a teraz okazuje się, że żyjesz, a ja... Robię z sobie totalna idiotkę. Przepraszam, nie powinnam była krzyczeć. Pomogłeś mi, dałeś mi swoją krew...

– Rozumiem. Spokojnie.– delikatnie objął mnie.

Czułam, że był spięty, ale się starał mnie uspokoić. I zrobił to, czego najbardziej potrzebowałam.

– Jak to możliwe, że...– odsunęłam się od niego.

– Uważam, że najlepiej będzie jeśli o tym powie ci Huang Hua.

– Nie chce z nią rozmawiać.

Białowłosy westchnął.

– Chce tylko i wyłącznie stąd wyjść...

Przymknął oczy i zrobił krok w bok.

Nie chciał się ze man spierać, dlatego postanowił pomóc mi odejść.

– Obym tego nie żałował. Uważaj na siebie.– uważnie na mnie patrzył.

– Nie będziesz. Obiecuje.

Minęłam go i ruszyłam do wyjścia. Słyszałam jeszcze nawoływanie fenghuang, ale szybko ucichły najwyraźniej Lance musiał ją poprosić żeby nie interweniowała i dała mi odejść.

Czym szybciej skierowałam się do wyjścia. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, rozłożyłam skrzydła i wzleciałam w górę.

Niespodziewanie po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie znałam ich przyczyny, ale czułam się strasznie.

W końcu nie codziennie spotyka się się swoją miłość, która do tej pory uważało się za zmarła, sytuacji nie ratował fakt, że nasze spotkanie było też dość chłodne, on nawet za mną nie ruszył, a moje wnętrze wręcz się tego domagało.

Aktywowałam naszyjnik ojca i udałam się do domu.

Po jakimś czasie byłam w domu.

Mój ojciec tylko zmarszczyl brwi widząc mnie, ale postanowił od razu nie zadawać pytań.

Pozwolił mi się samej uspokoić i dopiero wtedy wziął mnie na rozmowę.

– Czemu cię tak długo nie było? I czemu wróciłaś zapłakana i wycieńczona?– siedział w swoim fotelu i mieszał jakiś trunek w szklance.

– Ja... Nie udało mi się zdobyć tego pieprzonego składnika. Zostałam zaatakowana. Prawie się wykrwaliłam, ale trafiłam na teren straży Eel i mi pomogli.– złapałam się za głowę.

– Chcesz mi powiedzieć, że chciałaś narazić swoje życie dla tego składnika? – rodzic starał się być opanowany, ale dłoń zaciskająca sie na szklance wskazywała, że zaczyna górować się w środku.

Szkło było bliskie pęknięcia.

– Mówiłeś, że jest ci bardzo potrzebny.

– Mówiłem też, że nie musisz po niego iść, bo ktoś mi go przyniesie. Mam komu to zlecać.– wstał ze swojego miejsca i odstawił szklankę na stolik.

– Ważne, że żyje.

– Aria, do cholery. Sądząc po twoim wyglądzie byłaś o krok od śmierci.– podszedł do jednej z szafek i coś wyciągnął.

– Płakałam.– przyznałam się od razu.

– Jesteś zbyt blada na "płakanie". – spojrzał na mnie i podał mi jakąś fiolkę – Poczujesz się lepiej.

– Tato...– wzięłam od niego fiolkę, ale poczułam, że muszę mu o czymś powiedzieć – Moja regeneracja się zatrzymała jak mój organizm był bardzo osłabiony, jak umierałam...

– To znaczy?– złapał się za biodra uważnie mnie słuchając.

– Prawie się wykrwawilam. Rana się nie zasklepiła...

– Wypij to.– westchnął.

Od razu wypiłam te okropna w smaku miksturę.

Skrzywiłam się, ale poczułam się od razu znacznie lepiej.

– A teraz... Czemu płakałaś, dziecino?– usiadł obok mnie.

– Czy to istotne?

– Tak.– odpowiedział po chwili.

Spojrzałam ślepo przed siebie.

– On... Żyje.

Araton już się nie odezwał, tylko wstał i wyszedł.

Doskonale wiedział o kim mówię. Oczywistym było, że mu o tym powiedziałam. Wiedziałam, że ojciec nie jest  właściwą osobą do takich rozumów, więc nie dziwiło mnie za specjalnie jego zachowanie.

Ojciec mógł posłuchać, ale zdecydowanie nie lubił rozmów tego typu.

Potarłam skronie.

W tym samym momencie do pomieszczenia wrócił daemon.

– Jak to? Mówiłaś, że umarł.– jego pytanie nieco mnie zdziwiło.

– Oszukali mnie. Oszukali nas, a on nic sobie z tego nie robi.– spuściłam głowę i złapałam się za włosy.

– Rozmawiałaś z nim?

– Chwilę i to było bez sensu.

– A może warto usiąść i porozmawiać dłużej?

– Nie. Ten dupek nie jest tego wart.– z moich oczu popłynęły łzy.

– Ja bym na twoim miejscu spróbował porozmawiać...

– Nie, on nie jest tego wart.

Po tych słowach temat ucichł na bardzo długi czas. Wręcz na lata.

---

Wrzucam ten rozdział tylko i wyłącznie dlatego, żebyście już nie hyli rozczarowaniem braku Lance'a! Jak widać żyje i na się całkiem nieźle.

Continue Reading

You'll Also Like

1.4M 97.4K 89
Przez pięć lat służby Viveki Woods wszystko szło zgodnie z planem. Przez pięć lat pracowała ciężko i wytrwale, by zdobyć zaufanie agentów S.H.I.E.L.D...
41K 2.2K 62
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
23.1K 886 23
Faith Seed, 15 letnia dziewczyna która próbuje przetrwać apokalipsę żywych trupów. Podczas walki o przetrwanie poznaje dużo nowych osób, niestety wię...
32K 2.6K 68
Po wydarzeniach w Departamencie Tajemnic Heather musi nauczyć się żyć jako córka Syriusza Blacka. Rodzina Malfoy otwarcie staje po drugiej stronie ba...