UPADEK BOGÓW - opowiadania

By Grogwokopie

52 3 5

Ta, to jest dopełnienie fabuły z książki "UPADEK BOGÓW", kto nie czytał niech chociaż zerknie na rozdział o ś... More

Badum, badum, badum, a tam był pies z czterema gałami

Dlaczego w Kleinweiher nie ma Rosjan?

19 0 0
By Grogwokopie

Przypominam tylko, że to uzupełnienie do UPADKU BOGÓW. Trochę taki foreshadowing do przyszłych wydarzeń z książki, taką mam przynajmniej nadzieję, że ta fabuła nie zmodyfikuje się bardziej. A o Dmitriju można by osobną książkę zrobić, bo on tak się zmienił od oryginalnej wersji książki, że aż dziwnie.

 ⚘᠂ ⚘ ˚ ⚘ ᠂ ⚘ 

Dmitrij przechadzał się ze swoim ogromnym owczarkiem wzdłuż drogi. Rękę miał na temblaku, rażoną kulą wystrzeloną w jego stronę przez własnych rodaków. Jego pluton ruszył dalej, w głąb ojczyzny, wyrywając ją przy boku Niemców z rąk bolszewików. On został w tyle, bo ranna ręka i ostre przeziębienie wykluczyły go z walk i teraz został z oddziałami Niemieckimi, które odpoczywały w pobliskiej wiosce. Znaczy odpoczywali do czasu. Dziś rano przyszedł jakiś rozkaz, wszyscy byli nim bardzo poruszeni i zdawali się wszyscy o nim mówić, choć Dmitrijowi nikt nie chciał powiedzieć, o co właściwie chodzi.

Ogólnie czuł się dość samotnie. Nie rozmawiał po Rosyjsku od kiedy trafił do szpitala polowego i choć znał Niemiecki, jakoś nie miał ochoty gadać z tą gawiedzią. Wyjechał z dwoma innymi żołnierzami poza wioskę, aby pilnować drogi wjazdowej do miasta, jedynej zresztą. Pies przywiązał się do niego gdy leżał w szpitalu, a że okazało się, że jego właściciel zginął, postanowił poświęcić mu trochę uwagi, póki nie wyzdrowieje. Teraz kundel nie opuszczał go ani na chwilę.

-I co powiesz? -z zadumy wyrwał go znajomy, surowy głos Jägera, jednego z bardziej przychylnych mu Niemców.

-A nic... -burknął niewyraźnie.

Kapral stanął obok niego i razem z nim spojrzał na wioskę odznaczającą się na tle lasu. Między nią a nimi rozpościerała się łąka z pożółkłą trawą. Cały ten obraz wydawał się dość ponury, zwłaszcza gdy słońce zupełnie znikało za chmurami i robiło się prawie ciemno. Czasem zaś przez grubą ołowianą masę przebijały się pojedyncze promienie i wtedy wyglądało to nawet pociesznie.

-Co właściwie tam się dzieje? -zapytał Dmitrij po dłuższej chili milczenia. Kapral chrząknął niezręcznie.

-Musimy... spacyfikować wioskę... -odparł trochę zażenowany Jäger, jakby chciał coś jeszcze dodać.

-Co to znaczy? -Rosjanin mówił prawie obojętnie, lecz gdy zwrócił oczy w stronę Niemca, ten dostrzegł w nich błysk prawie niezdrowej ciekawości. Znów wydał z siebie jakiś astmatyczny odgłos.

-Khy, no wiesz... -Niemiec pochmurniał. Nie wiedział co zrobić. Mówić prawdę? Jak Dmitrij na to zareaguje? Z drugiej strony dowiedziałby się, tak czy siak. Wyjął papierosa i chciał poczęstować kompana, ale ten pokręcił przecząco głową.

-Lepiej weź -powiedział ponuro -przyda ci się.

Dmitrij zmarszczył brwi, ale nie wziął szluga. 

-Wiesz, bałem się żeby ci powiedzieć... bo widzisz... Dla ciebie to będzie podłe, a i propaganda będzie cierpieć... -popatrzył udręczonym wzrokiem na rannego. Rosjanin z niepokojem zaczął głaskać psa po głowie -Wiesz, chcemy pokoju z wami... -tu wskazał niedbale ręką na Dmitrija -ale Hitler tak do końca nie może zrezygnować z idei Lebensraum, no nie? 

-O czym ty mówisz? -wzburzył się Rosjanin i o mało nie zmiażdżył trzymanego w ręce łańcucha dla psa. Tak naprawdę spodziewał się, co kapral ma na myśli. W jego głowie już pokazywały się wyimaginowane drastyczne obrazy. Mimo to przed Niemcem i sobą próbował przynajmniej udawać, że nie ma pojęcia o co chodzi.

Jäger zamilkł i popatrzył w stronę łąki. Przez trawę biegła jakaś dziewczyna, z daleka słabo było ją widać. Gdy Dmitrij też ją spostrzegł przełknął ślinę i pytająco spojrzał na kaprala. Nagle za dziewczyną spomiędzy domów wybiegł jakiś esesman. Trzeci mężczyzna, który tu z nimi przyjechał, wyjrzał z opla i po chwili wyszedł do nich za karabinem.

-Co tam się dzieje? -zapytał Jägera. 

-Próbuje uciekać -szepnął kapral.

Dmitrija zmroziło. Oto jest, jakby bezczelne potwierdzenie jego wszystkich obaw. Tylko dlaczego?

Żołnierz który wybiegł za dziewoją zatrzymał się i strzelił. Za każdym razem, gdy rozlegał się huk, Rosjanin ściskał mocniej łańcuch. Jäger wyrwał z rąk trzeciego żołnierza broń i mierzył do biegnącej. Dmitrij zamknął oczy i drgnął słysząc strzał.

-Idioci -splunął Jäger -toż ja z daleka wycelowałem, a ten smarkacz nie dał rady. Dobrze się czujesz? -zwrócił się nagle do Rosjanina, z tym samym, zarówno obojętnym jak i surowym tonem. Tamten tylko blady jak kreda przytaknął powoli. Widząc to, kapral zafrasował się trochę -wiesz... Nic osobistego. To raczej odosobniony przypadek... Nie wszystkie rosyjskie wsie czeka to samo...

Dmitrij jednak ze ściśniętym sercem pomyślał, że to kłamstwo. Mało tego, widział jak Jäger zaciska usta i nerwowo biega oczami patrząc na wszystko i nic jednocześnie. Gdy przypadkiem spojrzał na niego, spłoszył się i prawie wypluł papierosa. "Kłamie naumyślnie" -uświadomił sobie. Czy naprawdę ma go za takiego idiotę? Zapewne oddziały specjalne SS robią takie egzekucje w całym kraju, tylko po cichu, albo tuszują. 

Niedoszły strzelec podszedł do nich zdyszany, biegł tutaj przez całą łąkę. Był to wysoki, chudy. ciemny blondyn z okrągłymi okularami na nosie i przerwą między jedynkami. Uśmiechnął się do trzech mężczyzn, ale Rosjaninowi ten uśmiech wydał się strasznie sztuczny, wymuszony i to z prawdziwą bezczelnością, bo absolutnie nie próbował tego ukryć. 

-Panowie, Heil -przywitał się, zupełnie nie pojmując ponurej atmosfery między mężczyznami. Kierowca splunął na niego i wrócił do samochodu, zaś Jäger skrzywił się.

-I czego tu przyszedłeś? -syknął w jego stronę. Chłopak zmieszał się. Widocznie miał jakiś głębszy powód niż żeby im zaheilować. 

-Było bliżej niż do wioski -wykręcał się. Zapewne jest mięczak i po prostu unika brudnej roboty. Kto tam go wie, czy czasem nie specjalnie chybił.

-Dobra, wsiadaj na pakę i tak musimy już wracać -rzucił i wskazał ruchem głowy opla.

Gdy wsiadali do samochodu, Dmitrij zobaczył, że z centrum wioski unosi się dym. Przełknął znowu ślinę. 

Gdy dotarli na miejsce, zauważył że pośrodku wioski leży płonący stos ludzkich ciał. Wzdrygnął się, ale ku swojemu zdziwieniu zauważył, że napięcie które było w nim wcześniej zniknęło. Czuł się teraz bardzo dziwnie. Pies też zdawał się być jakby w szoku, patrzył na niego wielkimi, brązowymi oczami i zdawał się mówić: "To mogłeś być ty, gdyby nie Niemiecki mundur". Wygramolił się z auta, uważając na ranną rękę i stał tak dłuższy czas w miejscu, z bladą jak ściana twarzą. Pies przy nodze. Patrzył na stos i jego oczy zdawały się wychodzić z oczodołów. Jäger podszedł do niego niepewnie.

-Pamiętaj co mówiłem -wtrącił i położył mu rękę na ramieniu, ściskając je po przyjacielsku. Dmitrij nagle zakrył twarz rękoma i z pół minuty stał tak, nie poruszając się prawie. Kapral cały czas stał przy nim i z przestrachem czekał na rozwój zdarzeń.

-Tak, tak... -powiedział w końcu Rosjanin i uniósł ku niemu głowę z lekkim, mdłym uśmiechem. 

-No bo... my jesteśmy z tobą, w końcu służysz III Rzeszy.

-Tak, tak... -powtórzył Dmitrij i poszedł nie zważając na kaprala w bliżej sobie nieokreślonym kierunku, ciągnąc psa za sobą.

"Co za baran z tego Jägera"-myślał idąc w stronę lasu -"krzty pomyślunku, co on w ogóle gada? Lepiej już by się w ogóle nie odzywał." Kapral był tak płytki i zaślepiony, nigdy nie pojąłby tego co teraz on czuł w sobie. Dobrze, że chociaż ma psa. Zatrzymał się i smutno uśmiechając się pogłaskał owczarka. Właściwie nie miał on imienia. Na obroży nie było plakietki z wygrawerowanym imieniem, a nikt nie pamiętał jak właściciel wołał na pupila. 

-Powinienem dać ci imię -stwierdził nagle-Na przykład Nitka. Miałem kiedyś takiego kota -powiedział mimochodem. Starał się uwagę skupić na psie, zapomnieć o tym co przed chwilą widział. Bo co on może z tym zrobić? Wtedy w jego głowie zrodziła się podła myśl. Próbował ją jednak zbyć. Wtedy wydawało mu się, że nie ma mowy, o jakimkolwiek oporze wobec Niemców. Poza tym uczucia które się w nim zrodziły, wcale nie były wzniosłe i świadczące o wielkim patriotyzmie. Sam bał się to przed sobą przyznać. 

Gdy stał tak sam na sam z psem w lesie, usłyszał z wioski pijany śmiech Niemców. No tak. Typowe. Trzeba się porządnie odmużdżyć  po tej rzezi. Czyli nachlać po prostu. Widział oddziały specjalne, które właśnie tak radziły sobie z codzienną brutalizacją. Swoją drogą, ciekawiło go, dlaczego właściwie Waffen-SS wykonało ten rozkaz. W końcu zazwyczaj sę tym nie zajmują, przynajmniej on nie posiadał takich informacji. I co takiego jest w tej wsi, że musieli w niej wybić wszystkich mieszkańców? 

Poszedł dalej w las, spuściwszy psa z łańcucha i zatopiwszy się w myślach. Starał się zapomnieć, przynajmniej teraz, o tym "Niemieckim występku", ale za każdym razem, gdy próbował ich sobie usprawiedliwić, gniew wzbierał w nim coraz bardziej. Doszło do tego, że kopnął zamaszyście leżący akurat przed nim kamień i za chwilę pożałował tego.

-Niech to diabli palą! -wrzasnął niekontrolowanie i zdyszany rozpoczął oskarżycielski monolog(po rosyjsku oczywiście) -Wandale! Zabójcy, mordercy! Kto im dał prawo, żeby tak się wywyższać?! Że teraz im wszystko wolno zażynać, nie tylko Żydów, ale i Rosjan! A mieli nas odratować od Stalina! Naiwni my, naiwny ja! Czy już taka dola, że cokolwiek daje nam cień nadziei, zamienia się w ciemiężyciela? Przecież mimo uszu puszczałem te wszystkie dyrdymały, o wyższości rasy i komu wolno, a komu nie, te ich bezsensowne, wywrotowe teorie i wodzostwo tak niebezpieczne, jak jakiś obłęd! Jak mogłem się na to godzić! Trzeba mi było zostać w Moskwie, skończyć studia! Co mnie postrzeliło, żeby przyłożyć do tego rękę!

Sam już nie wiedział kogo wini, więc naburmuszony poczłapał dalej, wsłuchując się w szum wiatru. Dobrze usprawiedliwić swoją frustrację chęcią zemsty i patriotycznymi wzniosłościami, poczuł się po tym lepiej. Nagle gdzieś pośród drzew usłyszał głosy.

-Prędzej, prędzej! -odezwał się jakiś mężczyzna, łamanym rosyjskim.

Byli niedaleko. Dmitrij podszedł do pobliskich krzewów i trzymając podekscytowanego Nitkę za obrożę, przyglądał się scenie. Zobaczył kobietę z koszykiem i jakiegoś człowieka w mundurze Waffen-SS. Gdy odwrócił się w jego stronę wzdrygnął się. Rozpoznał Ruperta Fischera, oficera i bliskiego przyjaciela Alfreda Eismanna, który był jednym z dowódców tego całego cyrku. Coś ścisnęło mu krtań.

-Ksenia, szybciej! -denerwował się Rupert, ponaglając swoją towarzyszkę.

-Lepiej byś wziął ode mnie ten tłumok! -kobieta też była roztrzęsiona, ale mówiła całkiem przytomnie. Esesman podszedł do niej i wziął koszyk. W tej chwili Dmitrij powoli puścił psa i zdrową ręką począł wyjmować z kabury pistolet. Ręka mu drżała. Podniósł broń w stronę mężczyzny i pociągnął za spust. Rozległ się strzał i Fischer z Ksenią padli na ziemię. 

-Co się dzieje Rupert? -zapytała trwożnie, łamiąc Niemiecki bardzo wyraźnym, rosyjskim akcentem kobieta.

-Spokojnie, to na pewno nasi, wszystko wytłumaczę, mam przecież pozwolenie od Alfa.

Esesman wstał i podniósł ręce do góry. Nie zauważył go. Rosjanin cały czas mierzył, nie ruszył się ani na chwilę. Zobaczył, że mężczyzna chce coś mówić, ale nie dał mu. Zwolnił kurek i już po chwili pocisk przeszył pierś Fischera prawie na wylot. Ksenia zakryła usta rękoma. Opanowała dreszcze i z rozpaczą w głosie zawołała na cały głos.

-Szubrawcy! Podli ludzie, obiecują jedno, a robią drugie! Jak mogliście zabić swojego własnego żołnierza!

Dmitrij schował się za pobliskie drzewo. Pies siedział cały czas w miejscu z napięciem przyglądając się leżącemu w poszyciu ciału.

-Nitka! Nitka, do nogi! -zawołał najciszej jak mógł Rosjanin, któremu serce podchodziło do gardła na myśl o konfrontacji z tą kobietą.

-Nie chowajcie się! -rozpłakała się nagle Ksenia -Zabijcie już raczej i mnie i oszczędźcie mi bólu po stracie kochanka!

"Co za ceremonialne słowa" -uśmiechnął się szyderczo Dmitrij.

-Nie, ty musisz żyć, aby kara była skuteczna! -krzyknął nagle w ojczystym języku w stronę kobiety, prawie wybuchając śmiechem. 

-Jaka kara? Dlaczego karać szczerą miłość?

-Kolaboracja z wrogiem karana powinna być śmiercią! -ta sytuacja nagle zaczęła go potwornie śmieszyć i miejsce lęku zajęła nawet zbytnia pewność siebie.

-Kolaboracja? Więc nie jesteś Niemcem?

-Nieeeeeeee -parsknął głośno Dmitrij -ja jestem tak jak pani: Rosjaninem, wielkim patriotą i wyznawcą obrządku prawosławnego!

Ksenia przeraziła się nie na żarty. Natychmiast porwała koszyk z ziemi i pobiegła w stronę wioski. Naprawdę zamierzała iść pożalić się tym mendom? Dmitrij znów się spłoszył. Zawołał do siebie psa i okrężną drogą wrócił do wioski.

Na miejscu panowało już poruszenie. Ksenia rzeczywiście pobiegła do Eismanna i teraz postanowił bliżej zbadać miejsce zbrodni. Rosjaninowi wydawało się, że choć mężczyzna nie pokazywał tego po sobie wyraźnie, na wieść o śmierci Ruperta stał się jakby roztrzęsiony. Długo biegał między pijanymi jeszcze żołnierzami, wykonując masę zbędnych, nerwowych ruchów. 

-O! -zawołał zauważywszy Dmitrija -Ty niepełnosprawny, idziesz z nami -powiedział trzęsącym się głosem -chce mieć Ruska pod ręką. Jakby ta pani miała problem z wysłowieniem się.

Szli przez las z Alfredem prawie tą samą drogą, którą wcześniej szedł sam. Nitka cały czas podążał za nim, mimo spuszczenia ze smyczy. To go pocieszało, nawet bardzo, bo z każdym krokiem czuł jakby przygniatał go większy ciężar. Nie odzywał się, obserwując tylko bacznie każdy ruch Kseni, która przyprawiała go swoją obecnością o mdłości. Nie bez powodu Eismann zabrał ze sobą świadka i Rosjanin bał się mówić, żeby nie rozpoznała jego głosu. Już nie czuł się tak pewnie.

Gdy doszli na miejsce, ludzie Eismanna rozproszyli się w poszukiwaniu jakiś poszlak. Sam Alfred podszedł z Dmitrijem oraz Ksenią do ciała.

-Szliśmy tak jak nam kazałeś -chlipała Rosjanka -do domu za lasem, ale wtedy ktoś wystrzelił bez ostrzeżenia.... Za pierwszym razem chybił, ale potem... -głos jej się załamał i nie była w stanie już nic więcej powiedzieć.

-Dobrze... -Eismann skrobał coś w małym notesiku, który wyjął z kieszeni munduru i zwrócił oczy w stronę Dmitrija.

-Co?! -zawołał w zapamiętaniu Rosjanin -Oczekujesz, że powiem ci, który dokładnie z moich kolegów komuchów to zrobił?! Bo jeśli tak, to musisz wiedzieć, że jakimś dziwnym trafem dawno się z nimi nie widziałem!

Nastała chwila ciszy. Zarówno esesman jak i Ksenia wpatrywali się zdziwieni w Dmitrija. Chyba nawet na chwilę zapomnieli o zmarłym przyjacielu. Po plecach mężczyzny przeszedł dreszcz. Nie wytrzymał napięcia i wybuchł. Może się w ten sposób zdradzić, powinien być ostrożniejszy.

-Przepraszam Herr... -bąknął pod nosem -chciałbym pomóc, ale nie wiem jak.

-Ty się tu przechadzałeś, zaraz po egzekucji -powiedział strapiony Eismann.

-No tak... nawet słyszałem strzały -odpowiedział Rosjanin, starając się brzmieć przekonująco, ale też naturalnie.

-To czemu zaraz do nas nie przyszedłeś?

-Nie mogę biegać -wskazał rękę z temblakiem -no i... musiałem pilnować psa.

Przez chwilę znowu Alfred się nie odzywał, jakby o czymś intensywnie myślał, ale w końcu uśmiechnął się lekko.

-No tak, ty i ten pies jesteście ostatnio nierozłączni -rzucił i schylił się w stronę trupa Ruperta. Wtedy nagle Dmitrij usłyszał jak Nitka zaczyna cicho warczeć. Ksenia odwróciła wzrok od twarzy zmarłego, gdy Alfred zamknął jego niewidzące oczy. W momencie gdy dotknął ręką bladego już czoła, pies niespodziewanie wyrwał się z zdrowej ręki Rosjanina i rzucił się z zębami na Eismanna. Kobieta krzyknęła zdziwiona, esesman szarpał się z psem, a Dmitrij stał jak słup soli, patrząc na tą scenę i sam nie wiedział, czy czasem nie jest mu dziwnie przyjemnie patrzeć na tą szarpaninę. 

-Zrób coś! Powstrzymaj tego kundla! -wrzasnął Niemiec. Nikt z obecnych nigdy nie słyszał, aby mówił takim tonem. Żołnierze przestali przeszukiwać miejsce zbrodni i jak zaczarowani wpatrywali się w walką swojego dowódcy z ogromnym psem.

-Nitka, Nitka... -zawołał na owczarka Rosjanin, lecz jego wołanie nic nie pomagało. Nagle Eismann złapał bydlę za skórzaną obrożę i cisnął nim dwa metry od siebie. Szybko wstał na nogi. W tej chwili wszyscy wpatrywali się mu w twarz.

-Co? -spytał trochę poirytowany. Tymczasem od jego lewej skroni, przez nos i aż do kości policzkowej z prawej strony ciągnęła się krwawa szrama. 

-Eismann... Masz coś na twarzy -odezwał się powoli jakiś dowcipniś w Stahlhelmie. Alfred lekko dotknął swojej skroni i syknął z bólu. Dmitrij cały czas stał z otwartą gębą i nie był w stanie nic z siebie wydusić. Tymczasem pies skomląc podniósł się z ziemi. Widząc to, Eismann wpadł w furię. Błyskawicznie dobył pistolet i wycelował w Nitkę.

-Nie! -zawołał Dmitrij, jakby obudzony z transu -Nie zabijaj go! -podbiegł do psa i objął jego szyję rękoma.

-To- to....to jest bestia! Zachowuje się jak wściekły! -wycedził przez zęby, plując aż na stojącą obok Ksenię.

-Nie utrzymałem go, przepraszam, ale nie rób mu krzywdy! -wyglądał jak małe dziecko.

-Zostaw tego psa Alf... -wtrąciła się Ksenia, jakby przejęła się losem zwierzęcia -to nic nie pomoże, masz ważniejsze rzeczy na głowie, a co temu psu strzeliło do łba, to trudno.

Alfred uspokoił się, poprawił mundur i położył rękę na jej ramieniu. 

-Dobrze -dodał cicho -Rupert pewnie też wolałby puścić psa wolno.

Dmitrij odetchnął z ulgą słysząc te słowa. Nitce sprzyjały okoliczności łagodzące, takie jak żałoba Eismanna. Bo był poruszony, Rosjanin był pewien. Dobrze to ukrywał, ale widząc jak traktuje Ksenię, widać że był blisko z tym całym "Rupertem" i chce się nią zająć za przyjaciela. Podrapał psa po głowie i wstał z ziemi z zamiarem udania się do kwatery.

-Ej -zawołał go nagle Alfred -nie tak prędko! Nie chce widzieć tego potwora! Jak jeszcze raz go zobaczę, zabiję. A wiedz, że nie puszczam słów na wiatr! 

Dmitrij przytaknął już trochę strapiony. Gdy szedł już w stronę wioski, dogoniła go Ksenia.

-Em... Przepraszam -dotknęła go lekko w ramię -możesz zostawić psa u mnie. Mam kojec. Tam go nikt nie znajdzie i sam nie będzie mógł uciec.

Spojrzał w jej zapłakaną twarz. Miała przekrwione, podkrążone oczy i rozwichrzone włosy. Prawie żal mu się jej zrobiło. W końcu zabił jej kochanka, zapewne jej jedyną podporę i gwarancję bezpieczeństwa w towarzystwie esesmanów. Pewnie tylko dzięki niemu przeżyła egzekucję. Coś ścisnęło mu serce i natychmiast pożałował swojego postępku.

-Dobrze -odpowiedział trochę niepewnie.

Kobieta jeszcze coś omawiała z Eismannem, co chwila wycierając mokre od łez oczy. Potem żołnierze poszli z powrotem do wioski, a Dmitrij po kryjomu poszedł z Ksenią do jej domu. Kojec był dość duży. Nitka wszedł do niego bez problemu. Rosjanka zaprosiła go do domu. Z początku nie chciał się zgodzić, każda chwila spędzona w jej obecności przyprawiała go o mdłości, ale ostatecznie skorzystał z zaproszenia.

-Czyli jesteś Rosjaninem w Waffen-SS? -spytała kobieta, gdy już jej się przedstawił.

-Tak... zostałem ranny i zamarudziłem z tyłu frontu, ale jak tylko wyzdrowieję, zamierzam dołączyć do swoich... -rzucił obojętnie Dmitrij.

-Tak...? -spytała jakby trwożnie -Ale właściwie dlaczego? Dlaczego współpracujesz z Niemcami?

Rosjanin zaśmiał się krótko.

-A dlaczego ty chodziłaś z Niemcem? Żeby nie powiedzieć dobitniej...

Kobieta oburzyła się.

-Rupert był dobrym człowiekiem -zaczęła przełykając ślinę -pomagał mi bardzo i... wcale nie był uprzedzony.

Dmitrij chciał powiedzieć coś poetyckiego, ale powstrzymał się i wrócił do poprzedniego tematu.

-Okupacja wygląda inaczej tu niż w dużych miastach. Tam nie rżnie się ludzi na ulicach. Wieści ze wsi są tłumione, dużo się zrzuca na partyzantów, którzy z resztą mnożą się jak grzyby po deszczu.

-Jak... Zrzucają winę na partyzantów?

-Oni są mistrzami w tuszowaniu faktów, to niesamowite, jak potrafią malować rzeczywistość.

-Do tego jesteśmy niejako przyzwyczajeni.... -dodała Ksenia i spojrzała tępo w podłogę.

Nagle z sąsiedniego pokoju Dmitrij dosłyszał kroki i w drzwiach ukazała się wystraszona twarz chłopca. Rosjanin wzdrygnął się nagle.

-Och, Saszka... -zawołała cicho Ksenia -Czy twoja siostra zasnęła? Chodź tutaj...

Gdy dziecko zbliżyło się do nich, Dmitrij poczuł jakby spadł na niego jeszcze większy ciężar. W jego głowie pojawiło się dużo pytań.

-Gdzie wujek Rupert? -spytał trwożnie chłopczyk. Te słowa jakoś ulżyły mężczyźnie. To znaczy, że nieboszczyk nie jest jego ojcem. Tylko... kto w takim razie był? Otrząsnął się z rozmyślań i wstał nagle od stołu.

-Już nas opuszczasz? Mamy jeszcze tyle do obgadania -poruszyła się Ksenia, powstrzymując się cały czas od płaczu.

-Widzę... że macie sprawy do omówienia -wskazał na dziecko -no a poza tym i tak będę tu zaglądał. Ktoś w końcu musi karmić tego kundla.

Uśmiechnął się do niej na odchodne i bez pożegnania wyszedł z chaty. Zbliżała się noc, przez chmury szybciej robiło się ciemno. 

"Co za beznadzieja" -pomyślał Dmitrij -"Co ja właściwie chciałem tym osiągnąć? I jak długo wytrzymam, za nim Alfred dowie się prawdy? To wszystko było tak nieprzemyślane" -stropił się okropnie. Zaraz jednak w jego głowie pojawiła się nowa myśl, jakby zesłana -"Ale w sumie, czy jemu się nie należało? W końcu co znaczy taki jeden Rupert. Ci ludzie wybili przecież całą wieś! A Eismann? Jego twarzy tym bardziej nie ma co żałować."

Wziął głęboki wdech. Nie mógł już dłużej tego tłumić w sobie. Komuniści, bolszewicy, ciemiężyciele narodu Rosyjskiego z ostatnich lat? Nieważne kto dowodzi tą całą "partyzantką". Dmitrij musiał skończyć z tą hipokryzją. Skończyć z poddaństwem wobec ludobójców. Tego właśnie chciał.

 ⚘᠂ ⚘ ˚ ⚘ ᠂ ⚘ 

Kogo chcecie następnego? Eismann? Rupertowa? Znaczy... KsEnIa? Kto tam jeszcze był... taki cokolwiek znaczący... Nie wiem... Spory Kristin i Wilhelma? Historia o tym jak Krysia się upiła i spała w rowie w lesie. Nie wiem, wymyślcie coś.

Continue Reading

You'll Also Like

Księżna By Księżna

Historical Fiction

73.1K 3.2K 42
Zostało postanowione, księżniczka Wielkopolska - Wiktoria, miała poślubić namiestnika Litwy - Skirgiełło. Ale ona nie chce wychodzić za mąż! I to za...
duchowy doctor By iwi1202

Historical Fiction

41.5K 2.3K 82
Nie moja manga ja tylko tłumaczę Ona, przywódczyni ukrytej sekty, specjalizuje się w truciznach i zabójstwach. Geniusz i dziwak w oczach innych. Po ś...
Tysiąc Łez ✔️ By Lilian

Historical Fiction

157K 9.6K 110
Tom I "Raj nieżywych dusz" Imperium Osmańskie w drugiej połowie szesnastego wieku swą potęgą zadziwiało wszystkie wielkie monarchie Europy. Chrześcij...
19.1K 1.2K 34
- Na łodydze mojego życia, wyrosły dwa kwiaty. Jeden zazdrości i dumy, ten więdnieje; drugi miłości ku tobie, świeżo rozkwity. Schyl się i zerwij go...