W końcu postanowiłam nie tyle co szukać Lance'a, co śledzić ważniejszych mieszkańców w KG. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Huang Hua wraca do Fengbuangów.
Od razu obrałam ją sobie za cel.
Miałam przeczucie, że Lance ruszy właśnie za nimi.
Musiałam być nad wyraz ostrożna, bo był z nimi wampir, który najmniejszy mój błąd mógł usłyszeć.
Po kilkudniowej podróży dotarliśmy.
Świątynia Fenghuangów.
Byłam szczerze zdziwiona, bo budowla była zniszczona, a głównie mury dookoła niej.
Miałam ochotę ukazać się i pomóc, ale nadal nie mogłam.
Znalazłam siebie miejsce na jednym z drzew nieopodal świątyni i czekałam. Obserwowałam wszytsko uważnie.
Przez wiele godzin nic się nie działo, ale w nocy to się zmieniło.
Moją uwagę przyciągnęły dwie sylwetki. Po dłuższym czasie zauważyłam, że jedną z nich jest chłopak w smoczej zbroi. Ucieszyłam się cholernie, ale nagle zauważyłam, że druga osoba przypomina mi Leiftana.
Wyostrzyłam swój słuch i zaczęłam im się przysłuchiwać.
Nie rozumiałam do końca o czym mówią. Mowili coś o jakiejś dziewczynie i o tym, że nie żyje, o krysztale... A za chwilę Lance zaczął coś mówić o zainteresowaniu Leiftana jakaś Eriką.
Zmarszczyłam brwi, ale słuchałam nadal.
Nagle, niespodziewanie Leiftan uderzył swojego rozmówcę.
Od razu chciałam się rzucić i pomóc białowłosemu, ale coś mnie jeszcze przez chwilę powstrzymało.
Ciekawość.
Obaj zaczęli się bić.
W pewnym momencie maska Lance'a spadła i Leiftan złapał go za gardło.
Musiałam wtedy interweniować.
Wyciągnęłam sztylet i rzuciłam się w ich kierunku.
– Puść go!– wrzasnęłam łapiąc Leiftana od tyłu i przyciskając mu sztylet do gardła.
– A-aria?– wyjęczał cicho Lance. Był zdziwiony moim widokiem.
– No i mamy kolejny nic nie znaczący pionek w całym planie. Od początku miałeś plan by mnie zabić, co?– ręka blondyna zaczęła zacisnąć się mocniej wokół szyi białowlosego.
– O nawet nie wiedział o tym, że tu jestem.– syknęłam mu do ucha i przycisnęłam mocniej ostrze do jego gardła raniąc przy tym jego skórę.
– Aria... i-idź stąd.– smok próbował się wyrwać. Szarpał się jeszcze bardziej, a w jego oczach widziałam przerażenie.
Pierwszy raz Lance się czegoś bał.
Bał się czegoś lub o coś.
– Ooo... Czyli to ona, biedna mała osóbka, której Lance zawzięcie bronił i chciał ukrywać. Wiesz, co? W każdym momencie mogę zrobić jej krzywdę, a Ty nic z tym nie zrobisz. Skoro możesz grozić, że zabijesz Erike, wiedz, że ja też mogę zabić ważną dla Ciebie osobę.– w tym momencie puścił mojego przyjaciela, a mnie odepchnął skrzydłami – Oboje jesteście nikim przy mojej rasie – powiedział chowając skrzydła i odszedł.
O razu podniosłam się i podbiegłam do białowłosego. Trzymał się za szyję.
– Co mu odwaliło?– czułam jak ogarnia mnie panika. Dokładnie przygladałam się chłopakowi.
– Jesteś kretynką.– w końcu na mnie spojrzał.
Był zły.
– Kretynką? Ja? To ty groziłeś, że jak będzie przeszkadzać ci jakiś dziewczyna to ją zabijesz. Zrobiłbyś ze mną to samo? A może zrobisz?
– Nie bądź głupia.– sięgnął po swoją maskę i założył ją na twarz.
– Słucham? Tak dziękujesz za pomoc?– byłam szczerze zszokowana.
– Wszystko zepsułaś. Teraz o tobie wie. – wstał – Po co wróciłaś?– warknął w moją stronę.
– Szukałam Cię.– odpowiedziałam zgodnie z prawdą idąc za nim.
– Po co?
– Ja... Szukałeś mnie.– zaczęłam się bronić.
– Było to prawie półtora roku temu.– mruknął.
– I może nie cieszysz się, że wróciłam?
– Nie. To wszytsko krzyżuje. On o tobie wie, wiesz jakie to może mieć konsekwencje?
– Ale...
– Jesteś głupia.
– Bo sobie pójdę.– warknęłam.
Czułam, że moje wysiłki poszły na marne. Żałowałam, że go szukałam.
– Było by mi to na rękę.
– Super. Zmarnowałam tylko swój czas. Dziękuję Ci. Mógł Cię zabić.– wrzasnęłam I zatrzymałam się.
– Idziesz czy nie?– zapytał niemal od razu.
– Co?– byłam zdziwiona.
– Chyba nie myślisz, że pozwole ci serio sobie pójść.
– Czemu musisz być taki zmienny?– dogoniłam go.
– Musisz pytać?– niespodziewanie złapał mnie za dłoń – Tęskniłem.– powiedział, a ja miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Aż zatrzymałam się.
– Co?
– Tęskniłem za Tobą, Aria.– odwrócił się w moja stronę.
– Duszenie przez Leiftana namieszało ci w głowie?– podeszłam do niego i suknęłam w jego maskę.
– Mówię poważnie.
– Wow... Nigdy bym się po tobie tego nie spodziewała. Chociaż to do Ciebie podobne, najpierw jesteś zły i mnie wyzywasz, a nagle robisz się delikatny i "tęskniłem".
– Na prawdę chcesz się sprzeczać?
– Nie.
– Dlatego koniec.
– Nadal masz wszędzie kryjówki?– pospiesznie zmieniłam temat.
– Nie.– zatrzymał się – dziś śpimy tu.– wskazał na koronę jednego z drzew.
– Żartujesz?– zmarszczyłam brwi.
– Nie.
– Ale masz jakąś kryjówkę, prawda?
– Tak, przy KG.
Przytaknęłam.
Lance pomógł mi wejść na drzewo i sam zrobił to zaraz za mną.
– Co robiłaś przez ten cały czas?– zapytał opierając się plecami o pień drzewa i lekko uchylając swoją maskę.
– Nie wiele.– wzruszyłam ramionami i poprawiłam się na gałęzi obok. Miałam wrażenie, że zaraz spadne.
– To znaczy?
– Jakiś czas się włóczyłam, a potem mnie złapały jakieś fearies. Zaprowadziły, o ironio, do Huang Hua. I to tam spędziłam większość czasu, a potem Cię szukałam.– przymknęłam oczy – A Ty uprzykszałeś życie w KG.
– Uciekłaś czy Huang Hua Cię wypuściła?
– Nie byłam u niej do końca więźniem. Dlatego odeszłam gdy ona postanowiła jechać do KG.
– Tak po prostu dała ci odejść?
– Nie była z tego zadowolona, ale tak. Dała mi odejść.– otworzyłam oczy.
– Szczerze myślałem, że nie żyjesz.– poczułam jego dłoń na swoim udzie.
– Aż tak we mnie wierzysz?– zaśmiałam się i położyłam swoją dłoń na jego dłoni.
– Nie, ale znalazłem frajerów dzierżacych twój miecz.
– Ta... okradli mnie zanim zaprowadzili mnie do Huang Hua, ale masz go?– zapytałam pełna nadziei.
– Tak, ale nie przy sobie.– jego dłoń z mojego uda przeniosła się na twarz.
Chłopak delikatnie złapał za koniec mojej maski i zsunął mi ja twarzy.
– Co robisz?– zapytałam zawstydzona.
– Dawno nie Cię nie widziałem.
– Stop.– powedzialam od razu i odepchnęłam jego dłoń – Co z Tobą jest nie tak? – zmarszczyłam brwi – Wczesniej miałeś w dupie to jak wyglądam i czy mam te pordoloną maskę na twarzy.
– Nie, od zawsze uważałem, że masz głupi powód by ją nosić.
– Nie chodzi już tylko o blizne, a o nie pokazywanie twarzy. Im mniej osób wie jak wyglądam, tym lepiej.
– Czyli się czegoś nauczyłaś?– prychnął rozbawiony i spojrzał przed siebie.
– A Ty nadal coś knujesz? Jak się mają sprawy ze strażą Eel? Zdążyłeś już wszytskoch zabić?– burknęłam.
– Nie, bo pojawiła się przeszkoda.
– Dziewczyna od Leiftana?– uniosłam brew do góry.
Lance zamilkł.
– Czyli o nią chodzi, a co z nią jest nie tak?
– Wszytsko.– warknął w końcu.
– Wyczerpująca odpowiedź, nie powiem.– prychnęłam rozbawiona.
– Ale jest mniejszym wrzodem na tyłku niż Ty.
– Co proszę?– wyciągnęłam dłoń by złapać za jego maskę i ściągnąć mu ją na tyle żeby zobaczyć jego oczy, ale uchylił się, a ja zachwiałam się na gałęzi o mało z niej nie spadając, o mało, bo czarny rycerz zareagował w porę.
– Nadal zastanawiam się jak to jest możliwe, że jeszcze żyjesz.– zaśmiał się.
– To Ty wpędzasz mnie w kłopoty.
– Nie wątpię. Chodź do mnie.– poklepał miejsce przed sobą.
– Co?
– Boję się że jak uśniesz to spadniesz.
– Nie.
– Uparta. No chodź.– wystawił dłoń w moja stronę.
– Nie.
– Aria, jak stąd spadniesz zrobisz sobie krzywdę.
– Od kiedy jesteś taki troskliwy? Stąd pewność, że z Tobą nie spadne?
– Jest większa możliwość, że nie wpadniesz będąc na mojej gałęzi. Zresztą... pierwszy raz tak będziesz spać.
– Jesteś zboczeńcem.
– Chciabym Cię zgwałcić, to już dawno bym to zrobił.– fuknął.
– Nie widzieliśmy się rok, a ty oczekujesz, że będę się do Ciebie tulić?
– Aria, kurwa nie wymyślaj. Bez mojej pomocy spadniesz, a kłopoty i problemy, nie są mi potrzebne.
– Będę spać sama.
– W porządku.– w końcu postanowił odpuścić. Zabrał rękę i oparł głowę o pień drzewa.
– Zresztą nadal nie rozumiem jak chcesz tu w ogóle spać.
– Miałaś szansę się tego dowiedzieć. Teraz sama wymyśl własny sposób.– warknął po czym założył maskę na twarz – Dobranoc.– położył obie dłonie na gałęzi. Byłam pełna podziwu, że się nie chwiał.
Widziałam jak już po chwili usnął, a ja? Przez całą noc walczyłam by utrzymać się na pieprzonej gałęzi.