Aria || Eldarya LANCExOC

Galing kay 324Pikachu

13.1K 1.2K 277

To nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie... Higit pa

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdzial 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdzial 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 99
Epilog (rozdział 100)

Rozdział 17

146 17 0
Galing kay 324Pikachu

Dni mijały, dzień za dniem. Tydzień za tygodniem. Miesiąc za miesiącem... W pewnym momencie straciłam już rachube czasu.

Przejęłam się nim dopiero gdy białowłosego nie było przez kilka dni.

To, że wychodził i nie było go przez jakiś czas było normalne, ale zawsze miałam od niego jakikolwiek znak życia, a teraz - nic.

Postanowiłam wyruszyć na jego poszukiwania. Nie mogłam zostawić tego od tak. Bo czułam, że musiało się po prostu coś stać.

Uzbrojona w miecz i sztylet, z maską zasłaniającą moją twarz, wyszłam z kryjówki.

Wiedziałam doskonale gdzie się udał mimo, że nic mi nie mówił. Nie znałam za dużo szczegółow z jego planu, ale mimo to wiedział gdzie jest.

Kwatera główna straży Eel.

Co prawda ich kwatera była kilkanaście godzin od miejsca w którym byłam, ale była zbyt zdeterminowana by się poddać i by tego nie zrobić.

Szłam ciemnym lasem. Było tam na prawdę ciemno, na szczęście moje moce mi pomagały. Nauczyłam się panować nad swoimi mocami na tyle by wykorzystywać jakaś ich część w danym momencie.

W tym momencie podmieniłam swoje oczy na oczy deamona, co znacznie ułatwiło mi widzenie w ciemności.

Szłam długo, a nawet bardzo długo. Nie robiłam sobie żadnej przerwy, tylko spieszyłam się by dotrzeć do celu jak najszybciej. Oparłam się o drzewo obserwując wyniosłą budowle, otoczoną wysokim, masywnym murem.

Byłam zdana na siebie tylko na siebie, ale najpierw musiałam ustalić gdzie jest Lance.

Postanowiłam sprawdzić najpierw las dookoła naszej starej kryjówki i dopiero przygotować się na ewentualne włamanie do KG.

Przeszukując najbliższy skrawek lasu nic nie znalazłam, ale gdy zaczęłam zbliżać się do kryjówki. Mój węch oszalał. Czułam krew, sprzed jakiegoś czasu, przez co nie mogłam określić czy była mi znajoma czy nie. Gdy byłam blisko zauważyłam czerwoną ciecz i mając złe przeczucia szybko weszłam do kryjówki.

Moje przeczucia okazały się słuszne. Wszędzie było pełno krwi. Błyskawicznie zaczęłam się rozglądać i znalazłam to czego nie chciałam wiedzieć.

Lance, leżał w kałuży krwi. Sam cały w niej był.

– Lance?!– pobiegłam do niego i uklęklam.

Od razu sprawdziłam jego funkcje życiowe. Jego oddech był bardzo słabo wyczuwalny, a tętno miałam wrażenie, że z minuty na minutę maleje.

– Coś Ty narobił?! – zaczęłam klepać to lekko po twarzy mając nadzieję, że chociaż go obudzę - bezskutecznie.

Schodził z tego świata będąc na moich rękach. Czułam strach, strach o jego życie.

Całe moje dłonie były we krwi jednak nie przejęłam się tym i wyciągnęłam mała książkę z zaklęciami. Mogłam wykonać proste zaklęcie medyczne i postanowiłam od tego zacząć nim znalazłabym inny sposób.

Położyłam mu rękę na twarzy, a zaraz delikatnie ją uniosłam. Zaczęłam recytować sentencje z książki.  Pomogło mi to ustabilizować jego tętno, ale musiałam zająć się jeszcze ranami, które znajdowały się na jego ciele.

Zajmowałam się już ranami cietymi, ale jego były zbyt rozległe by moja krew mogła coś zdziałać. Pozostało mi tak na prawdę zatamować krwawienie czymś gorącym, mając przy okazji nadzieję, że nie dojdzie do krwotoku i zszyć rany. Od razu wzięłam się do pracy.

Nie myślałam wtedy o tym, że mimo, że jego krew wokół była sprzed kilku dni, to on nadal krwawił. Jego rany się nie zasklepiały.

I tak pełnym podziwu było to, że w ciągu tych kilku dni się niewykrwałił...

Zajęło mi to dużo czasu, ale byłam zadowolona, bo funkcje życiowe się poprawily. Obmyłam jego ciało wodą, którą pozyskałam z poblizkiego źródła i położyłam do łóżka.

Posprzatałam krew i czekałam aż się obudzi.

Po kilku dniach zaczęłam tracić nadzieję, jednak nie chciałam go skreślać, ale postanowiłam że musimy zmienić lokalizację. Wiedziałam, że to bardzo ryzykowny pomysł patrząc na stan chłopaka, ale wiedziałam, że tam będziemy bezpieczniejsi i będę mogła lepiej się nim zająć.

W nocy przygotowałam wszystko. Wzięłam go na ręce i rozwinęłam skrzydła. Na piechotę było by to za długo. 

Po wylądowaniu poczułam się słabo, tak jak za pierwszym razem, ale udało mi się to przezwyciężyć i przeniosłam go do innej kryjówki.

Dni mijały, a zapasów zaczęło brakować. Nie wiedziałam co zrobić, bo zazwyczaj zajmował się tym Lance, ale musiałam coś znaleźć, bo nie mogłam umrzeć z głodu.

Funkcje życiowe smoka podtrzymywałam od jakiegoś czasu za pomocą magi, ale zaczynało brakować mi już sił.

Był zbyt słaby i gdyby nie ja umiałby.

Nie wiedziałam co mam robić, niemiałam żadnego pomysłu jak mu pomóc, a w tym wcale nie pomagał fakt, że zaczynałam powoli przymierać głodem.

Nie chciałam zostawiać go samego, bo mógł w każdym momencie umrzeć, ale musiałam zaryzykować, bo od tego nie zależało już tylko jego życie, ale także i moje.

Uzbrojona w sztylet wyszłam w poszukiwaniu jedzenia. Nie wiedziałam czego mogę szukać. Może mam polować na chowańca? Albo jakieś mniejsze insekty? A może jakaś roślinność?

Najgorsze było, że ziemię Eldryi nie były zbyt urodzajne. Dlatego najłatwiej by było okraść jakąś wioskę, ale nie widziałam gdzie taką znajdę, a nie mogłam odchodzić za daleko. Chodziłam i bładziłam po lesie, aż w końcu coś zauważyłam. Na jednym z drzew nie daleko rosły przecież truskawkowe cytryny, ale one ze względu na swój kwaśny smak mało zdawały się do jedzenia.

Wzięłam kilka sztuk i postanowiłam szukać dalej. Jednak nic nie znalazłam, usiadłam na ziemi by chwilę odpocząć i zaczęłam kopać sztyletem małą dziurkę w ziemi.

– Złodziejka, też poluje na robaki? – usłyszałam wesoły, piskliwy i co najważniejsze, znajomy głos.

Uniosłam powoli swój wzrok na różowoałosą, która z żywą ekscytacją siedziała przede mną i patrzyła w ziemię, dokładnie tam gdzie kopałam.

Jej oczy były ogromne.

– Szukam jedzenia.– Westchnęłam i schowałam sztylet do kabury.

– Robaki to jedzenie.– patrzyłam na mnie i w tym momencie wyjęła z sakiewki insekta – proszę. – Podała mi go, a ja od razu odsunęłam głowę z niemałym obrzydzeniem.

– Nie, dziękuję.

Wsadziła jeszcze żywe truchło do ust i się uśmiechnęła.

– Pycha!– krzyknęła podekscytowana.

– Zana?– w tym momencie mnie olśniło. Zielonooka wskazał na siebie palcem – Tak, do Ciebie mówię.– westchnęłam – masz zdolności medyczne?

– Zana nie ma zdolności medycznych. Nie umie leczyć, ale u mnie robić lecznicze eliksiry i umie pomagać.

– Mój przyjaciel...– zacisnęłam usta w cienką linię – Od kilku dni jest nie przytomny. Umiera.– to słowo ledwo przeszło mi przez gardło, czułam rosnącą w nim gule i jak w oczach zaczynają zbierać się łzy – A ja nie umiem mu pomóc...

– Zana może spróbować pomóc, ale przyjaciel złodziejki musi pojawiać się u Zany w domu. Inaczej Zana mu nie pomoże.

– Dobrze, zgoda. Możesz pomóc mi go przenieść?

Przytaknęła tylko głową.

Wiedziałam, że wiele ryzykuje pokazując jej nasza kryjówkę i twarz Lance'a, ale jego życie było ważniejsza niż te rzeczy.

– Nikt nie może się dowiedzieć o tym miejscu, ani o tożsamości mojego przyjaciela. Rozumiesz?– zapytałam nim otworzyłam przejście.

– Zana zrozumiała.

Weszliśmy do kryjówki. Białowłosy był dokładnie w tej pozycji w której go zostawiłam.

– Lance, przyszłam.– podeszłam do niego i od razu sprawdziłam jego funkcje życiowe. Nadal były słabe, ale żył.

Zana popatrzyła na niego.

– Zostawiamy go tu. Przeniesienie mogłoby być dla niego niebezpieczne. Nie będę ryzykować. Pójdę po potrzebne rzeczy i wrócę.– miałam wrażenie, że Zana stała się nagle inna. Jej głos był nieco inny, nie mówiąc już o zmianie sposobu mówienia, który z trzeciej osoby zmienił się na pierwszą.

Ona chyba zauważyła, że się na nią dziwnie patrzę.

– Wyjaśnię jak wrócę.– westchnęła zrezygnowana i szybko wyszła.

Ja usiadłam na łóżku obok chłopaka i dotknęłam jego twarzy.

– Tęsknię.– powiedziałam bardzo cicho i przymknęłam oczy.

Złapałam jego dłoń w swoje dwie i czekałam na powrót elfki.

Bardzo szybko pojawiła się spowrotem.

– Zana wróciła!– usłyszałam śmiech, a za chwilę momentalnie spoważniała – Co mu się stało? – podeszła do nas i zaczęła rozwiązywać bandaż.

Jej oczy momentalnie się powiekszyły.

– Kiedy to się stało?- powiedziała i zaczęła rozwiązywać szybko resztę bandaży. Jej ruchy były bardzo niespokojne.

– Nie wiem dokładnie. Znalazłam go z tydzień temu.

– Wiesz, że to, że on żyje to cud? – spojrzała na mnie.

– Wiesz co mu jest?– rozszerzyłam oczy.

– Nie, ale podejrzewam kto, a raczej co, go zaatakowało.

– Wiesz jak mu pomóc?

– Wiem, ale nie wiem czy to da jakiś skutek i czy nie jest późno.– westchnęłam i podeszła do stołu, zaczęła wyciągać przeróżne rzeczy i coś z nich robić.

– Zachowujesz się... Inaczej.

Dziewczyna westchnęła.

– Wiesz, że każdy ma duszę?

– Co to ma do rzeczy?– zmarszczyłam brwi.

– To, że dołączyłam do Zany w jej ciele.– w tym momencie odezwał się ten słodszy głos.

– Co?

– Głównie władze nad moim ciałem ma duch. Tak się kończą zabawy ze światem zmarłych.– I znów ten drugi, bardziej opanowany głos.

– To czemu teraz masz władzę?

– Bo gdyby ona się miała zająć twoim przyjacielem to trwało by to dłużej, a nie mamy czasu.

– Czyli to Ty jesteś Zana, czy ona?– zaczęłam się nieco gubić.

– Ja. Dusza we mnie nie ma imienia i tylko przekazuje rzeczy, które bym powiedziała.– Westchnęła – Odpal świeczki.

Od razu zrobiłam to o co mnie prosiła.

– Zaczynamy. Postaw je przy łóżku. – Zaczęła szybciej mieszać wywar który zrobiła – Zana będzie wywoływać duchy!– krzyknęła nagle podekscytowana – Jakiej jesteś rasy?

Jej głos zmieniał się niczym w kalejdoskopie.

– Ja? Półwampirem...

– A drugie pół?– warknęła.

– Daemon.– burknęłam.

– Musisz dać mi swojej krwi.– Podała mi naczynie w którym dopiero coś mieszała.

– Po co? 

– Skoro masz lepszą krew to wolę dać tu twoją.

– To nie skazi jego krwi?– wyjęłam sztylet.

– Nie.

– Jego ciało wypycha moją krew.

– Nie martw się, będzie dobrze.

Od razu nacięłam swój nadgarstek i zaczęłam łapać swoją krew do naczynia.

– Starczy.– zabrała mi naczynie.

– Myślisz, że mógł przeżyć przez swoją rasę?

– Wątpię. Tylko wymarłe rasy mogły by to przeżyć. Raczej to kwestia tego, że udało Ci się mu szybko pomóc.– przytaknęłam.

Nie chciałam jej zdradzać rasy Lance'a, bo i tak już za dużo wiedziała.

Dziewczyna wlała mu trochę zawartości naczynia do ust, a potem zaczęła kreślić nią jakieś symbole na jego skórze. Wkrótce zaczęła recydować jakieś sentencje, a jej oczy zrobiły się białe. Było to przerażające.

Sekundę później ciało smoka lekko uniosło się do góry, a wkrótce usłyszałam najbardziej przerażający krzyk, który wydobywał się z jego ust. Zaczął się zmieniać w ryk smoka, widziałam jak symbole na jego skórze zaczynają parować, a moje ciało zaczęło pięć, czułam okropne gorąco w całym ciele.

– Wytrzymaj.– warknęła Zana, jej głos jakoś dziwnie przebił się przez krzyki białowłosego.

Wkrótce wszystko ustało. Ciało Lance opadło spowrotem na łóżko ciężko oddychając. Jego rany wyglądały nieco lepiej. 

– Może to potrwać kilka dni, lub dłużej, zanim się obudzi, ale nie umrze.– oddech różowoałosej też był ciężki.

– To nie miało związku z duchami? Nie powiazałaś z nikim jego dusz?

– Nie. Na chwilę zamieniłam waszą krew, by mógł się szybciej zregenerować. Wiedziałam od początku, że jestem daemonem inaczej bym tego nie zrobiła. Twoja krew zadziałała na gojenie się ran, ale skarzenia pomogły mi się pozbyć siły witalne mojego ducha, to samo unormowało jego funkcje życiowe. I nic mu nie będzie. Jego krew wyprze jakieś mniejsze resztki twojej.

– Nie mogłaś mi tego powiedzieć od razu?

– Czas. Liczył się czas. Obiecuję, że nie opętał go żaden duch. Wszytsko z nim będzie tak jak dawniej. Mam tylko nadzieję, że znów ta pyskata gęba nie będzie się ze mną kłócić. – burknęła. 

– Pyskował ci?– zdzwiliłam się, bo nigdy przy mnie czegoś takiego nie robił. Nie wiedziałam nawet, że potrafi.

– Taka już jego natura.– wzruszyła ramionami – tyle ode mnie. W razie czego znajdę Cię. Teraz wybacz, ale musimy odpocząć, by...

– Wrócić do siebie?

– Tak... nie masz pojęcia jak to jest mieć znów kontrolę – uśmiechnęła się – Ja lubię mieć kontrolę nad Zaną.– usłyszałam uroczy śmiech – Do zobaczenia, złodziejko!– zaczęła iść do wyjścia.

– Do zobaczenia wam.

– Zana, nie lubi jak zwraca się do niej w liczbie mnogiej.

– W takim razie, po prostu "Do zobaczenia".

Wyszły, a ja wróciłam do opieki nad białowłosym.

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

71.8K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
23.8K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
1.5K 226 13
Mija około miesiąca odkąd żółwie nie słyszały o żadnych nowych fantastycznych stworzeniach. Żółwie może i nie... Ale April tak. Dziewczyna nie przyzn...
18.5K 1.4K 35
'Zapadła cisza, która nie była niczym przerywana. Rikiu nie czuła już bólu, smutku, złości czy nienawiści. Nie czuła nic. Po prostu trwała w nicości...