Eternal arrangement

Por anonimowa20021

64.5K 1.7K 1.9K

Anastasia ma dwadzieścia trzy lata i mieszka na Sycylii od dobrych kilku lat . Podczas ślubu jej ciotki pozna... Más

1. Nieznajomy mężczyzna
2. Jestem nienormalna
3. Masz to jak w banku
4. Lubię twarde sztuki
5. Nie preferuję tylnych siedzeń
6. I nie waż się, tego więcej robić
7. Trzeba było dobrze odegrać ten teatrzyk
8. Potępiony Anioł
10. Bilet powrotny dla ciebie
11. Powininem sie trzymać od niej z daleka.
12. Będę tego żałować, prawda?
13. Pieprzone łzy
14. Gdybyś był mniejszym skurwysynem, wszystko byłoby inne
15. Nie potrafię się przy tobie kontrolować
16. Bo nie chcesz wchodzić do tego świata
17. W takim razie to działa w dwie strony
18. To ostatnie ostrzeżenie
19. Czasami mam ochotę uciąć ci ten język
20. To frustrujące
21. Pierwsza i ostatnia
22. Lubisz się bać?
23. Akt I
24. Ale to wciąż nie był on
25. Wodził mnie na pokuszenie
26. Akt II
27. I wanna be your vacuum cleaner
28. Nie wiem co ze mną zrobiłaś, że coś czuję.
29. SEKSUALNA, NEBEZPECZNA,
30. Nigdy, kurwa, nie rób nic przeciwko niemu.
31. Akt III
32. Rozgrzeszenie
Epilog
Podziękowania
🖤Burned Layout🖤
‼️Przypomnienie‼️

9. Nie musisz nic mówić

1.8K 49 12
Por anonimowa20021

Lorenzo POV:

Była pierwsza w nocy, gdy wstałem z niewygodnego łóżka i cicho opuściłem dom. Anastasia twardo spała, więc przymknąłem najciszej skrzypiące drzwi i wyszedłem na dwór. Usiadłem na betonowych schodach, głęboko wzdychając. Uniosłem wzrok na mrok, który panował w środku lasu. Świeciło miliony gwiazd i wielki okrągły księżyc rzucał niewielkie światło, przebijając się przez drzewa. Sięgnąłem ręką do kurtki jeansowej i wyjąłem z niej foliowy woreczek, w którym siedziały trzy skręty. Wsunąłem jointa między wargi, szukając w kieszeni zapalniczki, a gdy ją znalazłem przystawiłem ogień do końcówki.

Zaciągnąłem się porządnie ziołem, odchylając głowę do tyłu. Przymknąłem powieki, wydychając ziołowy dym, który stworzył kłębek chmury nade mną. Strzepnąłem popiół, przykładając palce do skroni i gapiąc się na swoje buty. Zastanawiałem się, po co pocałowałem Anastasie. Usprawiedliwiałem się tym, że miałem po prostu chwilą potrzebę, choć i tak to nic nie zmieni w naszej relacji ani mojego nastawienia. Całowała może i dobrze, zresztą tak jak większość lasek, które przeleciałem w ciągu tego miesiąca. Kobiety zawsze do mnie lgnęły i co do tego nie miałem wątpliwości. Mogłem mieć każdą, a wystarczyłaby tylko krótka rozmowa, a potem szło szybko. Zazwyczaj nie pamiętałem ich imienia, o ile mi się kiedykolwiek przedstawiały, co było tak naprawdę zbędne.

I tak jak do tej pory, nikt nie potrafił mi się sprzeciwiać i pyskować, to ona mi tym trochę imponowała. Była na mnie cięta, wyzywała mnie bez wyrzutów sumienia i traktowała mnie w sumie tak samo jak ja traktowałem ją. Czasami zastanawiałem się, czy robiłaby to dalej, gdyby poznała całą prawdę. Kim jestem, co robię z ludźmi i jaki naprawdę jestem.
Zabrałem ją tutaj, żeby jej trochę dopiec, ale nie naumyślnie, żeby skręciła kostkę. Nie miałem zamiaru jej przepraszać za swoje zachowanie, bo to do mnie nie należało. Nigdy nie przepraszałem ludzi, ani nie należałem do tego typu człowieka, który będzie błagał o wybaczenie. Nic, ani nikt nigdy tego nie zmienił, więc ja też nie miałem zamiaru tego robić w najbliższym czasie. Chciałem po prostu załagodzić konflikt między nami, bo jakoś musieliśmy się dogadać, bo czy jej się to podobało czy nie, była na mojej łasce.

Nie miała prawa mieszać się w moje życie, ani pytać mnie o moją przeszłość. Łączyły nas tylko interesy, dlatego reszta była i pozostanie dla niej obca. Ona miała swoje życie, które gówno mnie obchodziło, a ja miałem swoje, które również powinno pozostać tylko i wyłącznie moje.

Zerknąłem kątem oka na okno, które prowadziło wprost na łóżko, na którym dalej spała, zwrócona w przeciwnym kierunku.

Bała się mnie, wiedziałem to. Od zawsze karmiłem się strachem ludzi, który w nich wywoływałem. I choć na zewnątrz udawała twardą, to ją przerażałem. Bo w końcu o to chodziło i tak miało być. Ostatnio sporo się kłóciliśmy, ale nie bez powodu. Sama wpieprzyła się w problemy, bo była tak bardzo ciekawa, co oznacza towarzystwo Black'a. Mimo wszystko, miałem w sobie trochę człowieczeństwa i nie pozwalałem, żeby wchodziła do tego świata. Mnie nikt nie ostrzegł, ale ją owszem mogłem, co praktycznie cały czas robiłem, ale ona nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Może i na jej szczęście, nasza umowa nie potrwa długo, bo bardzo prawdopodobne, że za niecałe pięć dni, będę martwy.

Chrząknąłem cicho, usłyszawszy wibrowanie telefonu w kieszeni kurtki. Sięgnąłem po urządzenie i wszedłem w wiadomości, widząc coś nowego od Emiliano.

Emiliano: Załatwiłeś towar?

Przewróciłem oczami, czytając wiadomość. Oczywiście, że nie. Miałem to krótko mówiąc w dupie. Wszyscy tak bardzo się mną martwili, ale na dobrą sprawę, chuj ich powinno to obchodzić. Nie miałem zamiaru nikogo prosić, ani przepraszać na swoje zachowanie.

Lorenzo: Nie, powiedziałem żebyście się w to, kurwa, nie mieszali.

Zacisnąłem szczękę i wyłączyłem iPhone'a, chowając go z powrotem do kieszeni kurtki. Wstałem z betonu, otrzepując tył spodni i ostatni raz zaciągnąłem się skrętem. Rzuciłem niedopałek na ziemie i przygasiłem go butem. Wszedłem z powrotem cicho do domu, przymykając skrzypiące drzwi. Liznąłem górny szczyt zębów, patrząc na dalej śpiącą brunetkę. Z powrotem się rozebrałem, kładąc się na niewygodnym materacu. Zerknąłem na nią kątem oka, ponieważ była odwrócona w przeciwnym kierunku do mnie. Gapiłem się w sufit, leżąc na wznak i myśląc nad tym wszystkim. Nigdy nie spałem twardo z kimś, bo rzadko komu ufałem. Co prawda, Mckelmerg nie wyglądała jakby miała rzucić się na mnie z nożem, ale też nie byłem tego do końca pewien.

Z letargu, wyrwało mnie dotknięcie mojego ramienia. Uniosłem wysoko brwi, odwracając głowę w jej stronę, gdy obejmowała moje ramię. Jej długie włosy były dookoła rozrzucone na poduszce, a sama wtulała w nią policzek. Przełknąłem ślinę, unosząc dłoń, by odgarnąć jej plączący się kosmyk kasztanowych włosów. Ani drgnęła, gdy to zrobiłem, tylko mruknęła cicho przez sen. Westchnąłem, a zaraz po tym naciągnąłem na nią koc, który nieco się zsunął. Odsunąłem się na bezpieczną odległości i przymknąłem oczy.

Anastasia POV

***

Zmrużyłam oczy, gdy dotarło do mnie oślepiające światło słoneczne. Jęknęłam cicho, czując ból głowy jakbym co najmniej była na kacu. Zaczęłam się powoli przebudzać, gdy poczułam czyjaś ciężką rękę, która zwisała na mojej talii. Rozszerzyłam oczy i odwróciłam się ostrożnie, licząc, że to jakiś morderca. Przewróciłam oczami, widząc iż to jednak śpiący Lorenzo, więc odetchnęłam cicho, kręcąc głową. Strzepnęłam jego rękę ze swojego ciała, jednak on ani drgnął na mój ruch. Wyplątałam się powoli z koca, i zobaczyłam mroczki przed oczami przez gwałtowny ruch. Kilkukrotnie pomrugałam powiekami, po czym zsunęłam się z łóżka, próbując stanąć na kostkę.

Co prawda, była jeszcze trochę spuchnięta, ale jej stan był lepszy, więc powoli kuśtykając zgarnęłam swoją kurtkę jeansową, w której miałam papierosy. Mogłam powoli chodzić, lecz nie były to tak odważne ruchy. Narzuciłam na siebie kurtkę i miałam już wyjść, ale zobaczyłam telefon Lorenzo, który leżał na drewnianym stole. Przygryzłam wargę, zerkając w stronę bruneta, który dalej spał, więc skorzystałam, chcąc sprawdzić godzinę. W żadnym wypadku nie chciałam mu grzebać w telefonie, ale zanim spojrzałam na czas, zobaczyłam piętnaście nowych wiadomości na pasku powiadomień. Kilka były od nieznanych numerów, a jeden z nich był zapisany jako Emiliano.

Lorenzo: Nie, powiedziałem żebyście się w to nie mieszali.

Emiliano: Sam tego nie załatwisz.

Emiliano: Weź się, kurwa w końcu w garść. Nie będę wiecznie ci ratować dupy.

Emiliano: Pakujesz się w kolejne bagno, dobrze wiesz, że ostatnim razem to się źle skończyło. Chcesz powtórkę z rozrywki?

Uniosłam brwi, czytając trzy wiadomości, które trochę mnie zmieszały. Było jeszcze kilka, ale nie chciałam zostać przyłapana, więc więcej ich nie czytałam. Zegar wskazywał dziewiątą piętnaście, więc ja jak gdyby nigdy nic, wyłączyłam go, odkładając w te same miejsce. Spojrzałam ostatni raz na Lorenzo i najciszej jak potrafiłam wyślizgnęłam się z domku i wyszłam na zewnątrz. Przymknęłam drzwi, a moją twarz od razu zaatakowały ciepłe promienie słoneczne. Weszłam na ganek, opierając się o werandę, jednocześnie obserwując widok malujący się naprzeciwko mnie. Byłam trochę niewyspana, bo jednak to nie była moja wymarzona noc w takim miejscu, a jeszcze dodatkowo z nim. Zacisnęłam usta w wąską linię, sięgając po paczkę czerwonych Marlboro, które widniały w mojej kieszeni. Wyjęłam również małą zapalniczkę z Hello Kitty i odpaliłam papierosa.

Zaciągnęłam się tytoniem, oglądając leśny krajobraz. Było całkiem przyjemnie na zewnątrz. Świeciło co raz mocniejsze słońce, zaczęły śpiewać ptaki, i co raz przebiegały małe zające. Przyłożyłam dłoń do czoła, wypuszczając przeciągłe powietrze. Nie czułam się dobrze z tym wszystkim. Mimo, że może doszliśmy do jako takiego porozumienia, to czułam... jakbym gasła i się wypalała. Po wczorajszym pocałunku wiedziałam, że bezpowrotnie wchodzę na złą drogę. Chciałam coś komuś udowodnić? Chciałam być lepsza, przez to, że się z nim pocałowałam i prawie doszło do czegoś więcej? Nie wiedziałam co mam czuć, ani jak mam się zachowywać. To był tylko pocałunek, i dobrze wiedziałam, że dla niego to nic nie znaczyło, a jednak... chciałam więcej i to mnie najbardziej dobijało.

Przebiegłam palcami po swoich lekko splątanych włosach i zauważyłam, że mój papieros, sam z siebie zaczął kruszyć popiół. Strzepnęłam resztę nadmiaru i zaciągnęłam się mocniej. Nie paliłam jakoś nałogowo, zazwyczaj robiłam to w towarzystwie, albo, gdy się denerwowałam i to była dla mnie zazwyczaj najlepsze lekarstwo. Zeszłam z ganku i usiadłam na schodkach, bo ból kostki zaczął być bardziej doskwierający. Odetchnęłam ulgą, siadając na przed ostatnim betonowym schodku, kończąc swojego papierosa. Lekko drgnęłam, gdy usłyszałam jak otwierają się za mną drzwi. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że to Lorenzo.

— Papieros na śniadanie?– zapytał głosem przesiąkniętym kpiną. I cały mój dobry nastrój został spieprzony w ciągu kilkunastu sekund jego obecności. — To niezdrowe. – skomentował, na co westchnęłam.

— A co jest zdrowe? Bo na pewno nie twoja obecność. – bąknęłam cierpko, wydmuchując po raz ostatni dym. Odrzuciłam niedopałek na bok, depcząc go butem.

— Och... czuje się urażony. – złapał się teatralnie za pierś, siadając niedaleko mnie. — Myślałem, że będziesz spać co najmniej do dwunastej. – zwrócił uwagę, na co wzruszyłam ramionami.

— Widzisz, potrafię zaskakiwać. – mruknęłam pod nosem, bawiąc się zapalniczką pomiędzy palcami.

Nastała chwilowa cisza, w której uważnie mnie obserwował. Nie odezwałam się ani słowem, ani na niego nie spojrzałam, tylko wbiłam wzrok w leśny krajobraz.

— Co z kostką?– odezwał się w końcu, więc spojrzałam na niego z opóźnionym refleksem. Wskazał brodą na kończynę, więc kiwnęłam głową.

— Już lepiej, mogę stąpać. – odpowiedziałam, zagryzając wnętrze policzka. Schowałam zapalniczkę na kieszeni kurtki, po czym ostrożnie wstałam.

— To dobrze. Za godzinę pójdziemy w kierunku auta. – poinformował mnie i podobnie jak ja wstał, ruszając w kierunku domu.

Nie czekając, poszłam za nim lekko kuśtykając na prawą nogę. Przytrzymał mi drzwi wejściowe, więc skinęłam niewidocznie głową i weszłam do środka. Niewzruszony skierował się w głąb domku, a ja zostałam w pomieszczeniu, gdzie spaliśmy. Usiadłam z powrotem na materac i wypuściłam przeciągle powietrze. Zdałam sobie sprawę, że nawet nie mam przy sobie torebki, bo została w samochodzie. Byłam głodna i zmęczona tą kiepsko przespaną nocą i jedyne o czym marzyłam to to, aby wrócić do domu jak najszybciej. Wczorajszy dzień był koszmarny i teraz wiem, że chociażby miał mnie wyciągać siłą na kolejną taką atrakcję to nigdzie się nie ruszę.

Usłyszałam jakieś szmery i stukanie jakby szklankami w głębi domu, ale nie przejęłam się tym, a zaczęłam o tym wszystkim myśleć. Z tego co pamiętałam, po słowach Black'a, dla Lorenzo zostały dwa dni na oddanie towaru po ostatniej akcji. Próbowałam połączyć jakoś fakty, ale nie miałam pojęcia co mogłoby się za tym kryć. Narkotyki? Może przewóz nielegalnych ludzi? Boże, naoglądałam się za dużo trzynastej dzielnicy. Momentami myślałam nawet czy to czasem nie jest jakiś pieprzony gangster, ale przecież to nie film akcji. Sycylia i Włochy zawsze słynęły z mafii, gangsterów i owszem nie byłam taka zaślepiona, bo słyszałam o takich gangach, ale zawsze trzymałam się od tego z daleka. Ci ludzie byli nieprzewidywalni i nie utrzymywałam z nimi żadnych kontaktów, ani nie miałam zamiaru ich zawierać.

Trochę myślałam nad tymi wiadomościami od Emiliano. Nie miałam pojęcia kim był, ani czy jest dobry czy zły, jednak łatwo było się domyślić, że chodziło o ten cały towar. Kolejne bagno? Powtórka z rozrywki? Miałam tyle pytań, ale ani jednej odpowiedzi. Miałam prawo wiedzieć z kim się zadaje, ale wiedziałam, że moja ciekawość może doprowadzić do kolejnego sporu. Był nieprzewidywalny i mimo, że obiecał mi poprawę, to mu w ogóle nie ufałam. Może i tworzyłam jakieś głupie niespełnione teorie, ale miałam totalny mętlik w głowie na ten temat. Ciągłe pytania rodziły się w mojej głowie: „Czy Lorenzo odda ten towar Blackowi?" Czy będę, lub jestem w to zamieszana i poniosę tego konsekwencje?"

Miałam wrażenie, że ten człowiek jest jedną wielką pieprzoną zagadką, którą jeszcze nikt nie odkrył.

Odwróciłam głowę w stronę Lorenzo, który przyszedł w końcu, ku mojemu zdziwieniu z dwoma kubkami. Z beznamiętną miną podał mi jeden z nich, a po zapachu zorientowałam się, że to kawa. Uniosłam brwi, przyjmując ciepły kubek i posłałam mu zaskoczone spojrzenie. Jak gdyby nigdy nic, zajął krzesło naprzeciwko, upijając łyk.

— Skąd ty masz... kawę?– spojrzałam jeszcze raz na ciecz w kubku i wzięłam niepewny łyk. Była gorzka, bez mleka, ale znośna.

— Znalazłem czajnik i przeterminowaną kawę w słoiku. – rzekł, pijąc ją ostrożnie i patrząc na mnie z pod przymrużonych oczy.

— Co?– wybałuszyłam nienaturalnie oczy, przełykając z trudem napój. — Jak to przeterminowana?– powiedziałam nieco głośniej, a on tylko namalował kpiący uśmieszek.

— Żartuje. – prychnął rozbawiony, dopijając ją prawie do końca. Przewróciłam tylko oczami, przełykając gorzką ciecz.

— Zabawne. – pisnęłam przesłodzonym głosem, biorąc ostatni łyk tego gówna. Faktycznie mogło być przeterminowane, a ja nawet tego nie czułam. Odstawiłam kubek na stolik, rezygnując z dalszego picia. — Już? Idziemy? Chce do domu. – marudziłam, na co on westchnął odstawiając kubek i wstając z krzesła.

— Idziemy. – zadecydował, zbierając swoje dokumenty.

***

Po męczącej półtorej godzinie wyszliśmy z tego przeklętego lasu. Niestety Lorenzo w połowie drogi musiał mnie znowu nieść, bo nie dałam rady tyle iść przez dalej bolącą kostkę. Co mi się wcale nie podobało, ale nie miałam okazji protestować, gdy po prostu wziął mnie na ręce i niósł. Czułam się trochę niekomfortowo, gdy mnie dotykał, ale nie powiedziałam nic na ten temat. Nie wiedziałam czym sobie zasłużyłam jego łaską, ale po części byłam wdzięczna, choć nigdy nie powiem mu tego w twarz. Przez większość drogi nie zamieniliśmy ani słowa i szczerze mówiąc nie wiem czym to było konkretnie spowodowane, ale wolałam ciszę niż jego ciągłe pieprzenie.

— Nareszcie. – westchnęłam ciężko, gdy postawił mnie na równą powierzchnie. Znaleźliśmy się pod jego samochodem, więc niemalże od razu rzuciłam się do swojej torebki, by znaleźć telefon. — Oddaj już mój telefon. – warknęłam, przypominając sobie, że wczoraj go zabrał.

— To sobie weź. – mruknął szorstko, odpalając papierosa. Przewróciłam oczami, ale sięgnęłam posłusznie do schowka, by wyjąć swój telefon.

Uradowana pociągnęłam za uchwyt, który ukazał swoją zawartość. Na wierzchu leżał mój telefon, więc wyjęłam go i już miałam zamknąć schowek, ale zauważyłam coś zafoliowanego dalej. Automatycznie zerknęłam na Lorenzo przez przednią szybę, ale był zajęty pisaniem na swoim iPhonie, więc z czystej ciekawości sięgnęłam ręką dalej. I przysięgam, że jak zobaczyłam zafoliowany pistolet, prawdziwy pistolet! To zamarłam i dostałam prawie zawału. Panika i strach ogarnął moje ciało, gdy zobaczyłam broń. Nigdy w życiu nie widziałam broni i miałam ochotę wrzeszczeć jak wariatka, po czym uciec gdzie pieprz rośnie, gdy gapiłam się przez następne kilka sekund na broń. Jak poparzona zamknęłam z głośnym trzaskiem schowek i odskoczyłam na swoje siedzenie. Przeczesałam włosy nerwowym, drżącym ruchem, a wtedy Lorenzo odwrócił się w moją stronę posyłając pytające spojrzenie. Uniósł brew, widząc zapewne mój przerażony wyraz twarzy. Szybko się ogarnęłam i przełknęłam ślinę, posyłając mu niemrawy uśmiech.

Pokręcił jedynie z politowaniem głową, odwracając się znowu tyłem i kończąc swojego papierosa. Kurwa mać. W co ja się wpakowałam, do cholery? Naprawdę żartowałam sobie z tą mafią, ale patrząc na to co właśnie przed chwilą zobaczyłam, nic mnie już nie mogło zdziwić. Próbowałam opanować swoje drżące ciało, ale nie mogłam. Słodki Jezu, co się odpieprza w moim życiu.

Bijąc się z myślami, nawet nie zauważyłam, że trzymam swój upragniony telefon w dłoniach. Gdy tylko mężczyzna odwrócił się w moją stronę, wcisnęłam nos w iPhone'a, udając wielkie zainteresowanie. Weszłam w wiadomości, zapominając nawet, że nie ma tutaj zasięgu. Czułam na sobie jego podejrzliwy wzrok na moją nagłą zmianę zachowania, ale nie odważyłam się na niego spojrzeć.

Co jeśli on jest naprawdę mordercą? Co jeśli on chce mnie zabić?

Starałam się zachować neutralny wyraz twarzy, gdy wsiadł do samochodu. Obserwując mnie prześwietlającym wzrokiem, zapiął pasy i trzasnął drzwiami, na co drgnęłam. Nie potrafiłam na niego spojrzeć. Miałam wrażenie, że jak tylko popatrzyłam na broń, to cała moja pewność siebie uleciała. Gdy poczułam jak złapał mnie za rękę, pisnęłam przerażona, a on posłał mi niezrozumiałe spojrzenie.

— Kurwa, nie wrzeszcz tak. – skrzywił się, patrząc mi pytająco w oczy. — Ducha zobaczyłaś?– zapytał spokojnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami, wyswobadzając rękę z uchwytu.

— Jedź. – rzuciłam krótko, chcąc aby mój głos brzmiał pewnie, jednak taki nie był. Mężczyzna dalej spojrzał na mnie zdezorientowany, ale westchnął tylko i posłusznie ruszył z pod parkingu.

Nie odezwałam się ani słowem podczas drogi. Głowa cała mi pulsowała od tego wszystkiego. Kurwa, broń? Naprawdę? Czy tylko ja muszę mieć takiego pecha w życiu? Byłam przerażona tym wszystkim co się działo. Miałam ochotę się rozpłakać i uciec do domu żeby pozamykać się na wszystkie spusty i ukryć się pod kołdrą. Lorenzo też nie drążył, ale przyglądał mi się z boku, jednak ja ani razu na niego nie popatrzyłam. Nerwowo podrygiwałam nogą, aż dojechaliśmy pod mój apartament. Zanim zdążył zaparkować pod bramą, odpięłam pasy z zamiarem szybkiego pożegnania się, ale ciemnooki zatrzymał mnie łapiąc za nadgarstek.

Uspokój się, może cię nie zabije? Może chce cię tylko nastraszyć? To nie jest film akcji.

— Poczekaj. – rzucił dziwnie opanowanym tonem, dalej trzymając mnie za rękę.

Dobra, jest spokojny, kurwa jest spokojny on nigdy nie jest spokojny!

Wzięłam głębszy oddech żeby się uspokoić i spojrzałam w jego oczy.

— O co chodzi?– zapytałam spokojnie, gdy czarne tęczówki dosłownie zawładnęły całym moim ciałem.

Lorenzo westchnął podobnie jak ja, jakby przygotowywał się co najmniej na wyznanie prawdy, albo wyrok. Zabrał palce z moje nadgarstka, zaczesując swoje włosy do tyłu. Nie wyglądał na zadowolonego, ani na wściekłego, tylko był stoicko spokojny.

— Posłuchaj mnie. – powiedział oficjalnym tonem, nie znoszący sprzeciwu, dlatego też wciąż na niego patrząc zamieniłam się w słuch. — Chodzi o to... że jeśli nie oddam towaru dla Black'a... to może się to skończyć nie po mojej myśli. – przebiegł palcami po żuchwie, którą nerwowo poruszył, zaciskając usta w wąską linię. — Black jest skurwysynem i zapewne albo mnie zabije od razu, albo będzie szukał zemsty, co jest bardziej prawdopodobne. – przełknął ślinę, opierając głowę o zagłówek. O dziwo przestałam się go bać i nawet nie wiem co było konkretnym powodem. Chyba powinnam skakać z radości, że może były jakieś szanse, iż da mi spokój, ale poczułam dziwne ukłucie w dole pleców. Poprawiłam się na siedzeniu, dalej na niego patrząc. — Po prostu obiecaj mi... – zwrócił się ponownie w moją stronę, przemykając językiem po dolnej wardze. — ... że cokolwiek by się nie działo, nie pójdziesz w tamtą dzielnicę. – powiedział poważnym tonem. — Nie szukaj mnie po prostu. Jeśli zniknę niebawem, to wróć do swojego życia i nie próbuj się dowiedzieć gdzie jestem i czy w ogóle żyje. – sprostował, a ja uniosłam brwi, patrząc na niego z niedowierzaniem. To zabrzmiało jakoś... dziwnie. Tak jakby się ze mną żegnał i miał już mnie więcej nie zobaczyć?

— Czekaj... – zaczęłam z lekkim zdezorientowaniem. — Czy ty się ze mną już żegnasz?– zapytałam, unosząc wysoko jedną brew. — I mam tak po prostu udawać, że nie istniałeś, jeśli z dnia na dzień przestaniesz dawać znak życia?– prychnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. Szczerze to nie mam pojęcia dlaczego nagle mnie to tak zmartwiło. Ale, do cholery! Znamy się nie cały miesiąc i mam nagle zapomnieć, że żył i zrobił młyn w moim życiu?

— Anastasia... – zaczął, przecierając twarz, ale ja pokręciłam głową.

— Nie Anastazjuj mi teraz. – warknęłam zirytowana. — Nie słyszysz jak to brzmi?– wyrzuciłam rękoma w powietrzu, łapiąc się za grzbiet nosa.

— Tak wygląda te życie. – zacisnął szczękę. — To nie są moje widzi misie ani żarty. – odparł. — Po prostu cię informuje, możliwe, że się więcej nie zobaczymy i tyle. – wytłumaczył, dokładnie tak, jakby mówił o pogodzie.

— I ty się tym nie przejmiesz?– zapytałam retorycznie, gestykulując palcami i patrząc mu prosto w czarne oczy. Były takie puste, mam wrażenie smutne i zrezygnowane. — Nie wiem... nie boisz się, że czeka na ciebie śmierć za rogiem i tak łatwo ci o tym mówić?– opuściłam zrezygnowana ręce. Czy naprawdę on musiał być na wszystko taki obojętny? Co mu zrobiło życie, iż miał takie beznadziejne podejście.

— A dla kogo mam żyć?– zapytał cicho, pustym głosem. Nie miałam pojęcia do kogo tym nawiązuje. Nie miałam pojęcia do czego dąży, ani czemu najchętniej wyjąłby ten pieprzony pistolet ze schowka i strzelił sobie nim pomiędzy oczy. Nie znałam jego przeszłości. Nie znałam dobrze nawet jego aktualnego życia, bo o niczym mi nie mówił. Nie wiedziałam czy ma rodzinę, ani czy może kogoś, kto by go kochał.

Nie wiedziałam też jak mam mu odpowiedzieć na te pytanie. Wcisnęłam dłonie między uda, gapiąc się w widok naprzeciwko.

— To co mam ci powiedzieć?– zmieniłam temat, chcąc uniknąć tego niezrozumiałego wyznania. — Powodzenia, mam nadzieję, że wylądujesz w niebie?– zapytałam czysto hipotetycznie, na co on parsknął cicho kręcąc głową.

— Wiem, że skończę w piekle, więc nawet nie przyjmuje krzyżyka na drogę. – prychnął, stukając palcami w kierownice.

— Z tobą się nie da rozmawiać. – pokręciłam głową. — Wiesz co?– odwróciłam się w jego stronę. — Spałabym spokojniej i wiedziałabym co ci wyryć na nagrobku, gdybyś mi powiedział przynajmniej dlaczego umierasz. – rzuciłam mu krótkie spojrzenie i chciałam już wysiąść z samochodu, ale zatrzymał mnie jego głos.

— Gdy skończyłem osiemnaście lat, ojciec wyjebał mnie z domu. – zaczął, a ja uniosłam brwi i puściłam klamkę, odwracając się w jego kierunku. — Zostałem sam, nie miałem nikogo, ani dachu nad głową. – przełknął ślinę, a mówił to z taką beznamiętnością, czego w ogóle nie rozumiałam. Myślałam, że będzie krzyczał, włoży w to emocje, będzie to z siebie wyrzucał, a on to recytował jak z nędznej kartki papiery. — Wtedy, gdy byłem bezdomny trafiłem na dzielnicę Black'a. Tam go poznałem, i zacząłem wszystkiego próbować. Zacząłem palić zioło, piłem wszystko po kolei, a potem zacząłem ćpać. – kontynuował, a ja przełknęłam ciężko ślinę, obracając między palcami bransoletkę z nadgarstka. — Black od zawsze był narkomanem, więc dogadaliśmy się. Zawarliśmy prosty układ. On mi dawał, a ja sprzedawałem i zarabiałem. – wzruszył prosto ramionami. — Sam nawet nie wiedziałem, dlaczego straciłem tak szybko kontrolę, przecież brałem kiedy chciałem i odkładałem kiedy chciałem. Potem, gdy już nie potrafiłem przeżyć dnia bez wstrzyknięcia amfetaminy... ale to nie tak, że byłem zmuszany. Zacząłem brać, bo wzięła mnie ciekawość. – zaśmiał się gorzko. — Chciałem odreagować przez to jak zjebało mi się życie. Brałem kokainę, opiaty, morfina, heroina. – wymieniał na palcach. — Black zawsze miał tego potąd, więc nie było problemu. Potem zaczęłam regularnie handlować. Z czasem byłem już tak zdeterminowany, że podbierałem towar, bo nie mogłem czekać tak długo aż zarobię i wtedy dostanę. Nie miałem kasy żeby sam sobie załatwić, bo miałem tylko prochy w ramach zapłaty Byłem wkurwiony, że to tak wygląda. Gorzej było jak Black się zorientował. – pokiwał głową. — Dlatego teraz, gdy mam pieniądze ale nie jestem w stanie tego załatwić, się mści. – wyjaśnił. — No więc... jestem narkomanem. – rozłożył ręce, patrząc w górę.

Wypuściłam oddech, który wstrzymywałam podczas jego wyznania. Poczułam jak gula stanęła mi w piekącym gardle, a w oczach zatańczyło mi niechciane łzy. Nie wiem, współczułam mu? Było mi przykro, czy może tak mnie załamał jego sposób wypowiedzi, który był tak kurewsko pusty. Zamrugałam szybko powiekami, otrząsając się z letargu. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że Lorenzo cokolwiek brał, ani że coś takiego go spotkało w życiu. Wyglądał na ułożonego człowieka, przynajmniej pod względem wyglądu, bo faktycznie bywał czasami pieprznięty. Ale może właśnie w taki sposób pokazywał jak wyglądało jego życie? Może właśnie dlatego był taki zepsuty i w nic się nie angażował, a jeśli już, to bywał obojętny. Teraz zrozumiałam. Chciałam prawdy, to ją dostałam. To było szokujące. Był bogaty, dobrze żył, jeździł drogimi samochodami, ale wiedziałam od początku, że pod tym wszystkim kryje się coś jeszcze.

A ziarnko zostało zasiane już w tej pierdolonej dzielnice w której jak dobrze myślałam, coś zdecydowanie nie grało. Teraz ludzko zrozumiałam, dlaczego rzucił się na Matteo, szarpał się z nim i wydarł się na mnie. Nie usprawiedliwiałam go tym, bo to nie była wymówka i dalej trochę byłam na niego za to zła, ale teraz chodziło mi o bardziej ogólną sytuację.

— To... – zaczęłam, chcąc jakoś się wysłowić, ale marnie mi to wychodziło. — Nie wiem co mam ci powiedzieć. – westchnęłam, zagryzając wargę z nerwów.

Brunet pokręcił tylko głową, kładąc rękę na udzie.

— Nie musisz nic mówić. – powiedział ostentacyjnie. — Nie chce współczucia, to najgorsze co możesz powiedzieć, więc nie mów nic. – powiedział trochę ostrzej niż chyba przewidywał.

     — Nie musisz nic mówić. – powiedział ostentacyjnie. — Nie chce współczucia, to najgorsze co możesz powiedzieć, więc lepiej nie mów nic. – powiedział trochę ostrzej niż chyba przewidywał. Chrząknął cicho, tak jakby miał powrócić do swojego opanowanego tonu.

Pokiwałam jedynie głową, mocniej zaciskając palce na udach. Potarłam je nerwowo, czując się trochę źle, że chciałam mu współczuć. Ale co mogłam innego powiedzieć?! Nie wiedziałam jak to jest na jego miejscu więc tak, nie mogłam go rozumieć, a tylko współczuć, ale mu się to nie podobało. Postanowiłam po prostu posiedzieć w ciszy, i poczekać aż mnie stąd wyrzuci.

     — Nie uciekasz?– zapytał nawet na mnie nie patrząc, a ja uniosłam brew.

     — Nie? Dlaczego miałabym?– odbiłam, zaplatając ręce na piersi. Czy on naprawdę myślał, że ucieknę przez jego wyznanie po tym jak zobaczyłam u niego pistolet w aucie?

    — Nie wiem. Po prostu ludzie zazwyczaj źle reagują na narkomanów. – wzruszył barkiem, zaciskając usta w wąską linię. Prychnął gorzko, a wtedy zerknęłam na niego pytająco. — Zazwyczaj spierdalają.

    — Ludzie przychodzą, ludzie odchodzą. – wzruszyłam ramionami. — Wiesz o tym, ale za każdym razem i tak jesteś zaskoczony. – przechyliłam głowę w jego stronę, a on wtedy wbił we mnie mrocznie spojrzenie. — Ja nie mam takiej potrzeby. Zresztą, nie wyglądasz na narkomana. – stwierdziłam, mimowolnie skanując go od góry do dołu.

    — Nie trzeba wyglądać żeby nim być. – odparł. Spojrzałam na jego roztrzepane włosy, i pokręciłam głową. – patrzyłam w jego czarne tęczówki, które wywiercały mi dziurę w ciele

     — Więc dlatego poszarpałeś się wtedy z Matteo?– dopytałam, ale odpowiedź była raczej oczywista. Kiwnął głową, zaciskając szczękę, zatem postanowiłam zejść z tego tematu.

     — Dlatego. Chciał tak bardzo żebyś poznała prawdę, a ja nie chciałem. – wycedził z jadem, zaciskając palce na kierownicy, aż pobladły mu knykcie.

     — To czemu mi teraz powiedziałeś?– drążyłam na dobrą sprawę, mógł po prostu powiedzieć nie i kazać mi spieprzać, a jednak to powiedział.

      — Bo uznałem, że powinnaś wiedzieć. Mogłabyś się domyślić z czasem. Chciałem żebyś wiedziała, jeśli nie wrócę za dwa dni... to pewnie będę gdzieś w lesie... w worku. – powiedział to z taką finezją, aż wywróciłam oczami.

      — Postawie ci chryzantemy. – odparłam z nutą rozbawienia. Spojrzałam na niego i sądziłam, że się zdenerwuje tym komentarzem, ale zauważyłam jak jeden jego kącik zadrżał. — Nie wiem, ja wolałabym być skremowana. – wyznałam, opierając się o zagłówek siedzenia. — A co jeśli się obudzisz?– zapytałam bardziej siebie, zwracając na nieco spojrzenie.

Popatrzył na mnie jak na wariatkę, po czym westchnął ciężko, parskając śmiechem. Pokręcił głową z politowaniem, opierając się na siedzeniu.

      — Zapamiętam. – pokiwał głową, a ja lekko rozszerzyłam oczy, przypominając sobie, że ma pod nogami pistolet.

      — Ale nie da się tego jakoś załatwić?– zeszłam z tematu, patrząc mu w oczy.

      — Wszystko się da, Anastasia. Pytanie czy mnie to obchodzi i czy mam zamiar zawracać sobie tym głowę. – oznajmił, na co uniosłam brwi.

      — To nie zależy ci, skoro jest jakaś opcja?

      — Nie. – burknął pod nosem. — Mi to lotto.

      — To co będzie?– zapytałam, chcąc jakoś to podsumować. Po jego minie widziałam, że był już zmęczony tym tematem.

      — Okaże się, albo mnie zabije i wrzuci do rzeki, albo... – uciął, jakby nad czymś się zastanawiając.

— Albo...?– chciałam go pociągnąć za język, ale w odpowiedzi zacisnął szczękę.

      — Idź już do domu. – kiwnął brodą na mój apartament, cedząc przez zaciśnięte zęby. O dziwo mnie to jakoś nie spłoszyło. — Odezwę się jak będę żył. – rzekł całkiem poważnie, a ja poczułam dziwny uścisk w brzuchu.

      — Nie mów tak. – prawie wyszeptałam i kurwa, niech mi ktoś wleje trochę oleju w głowie. Przysunęłam się w jego stronę, więc odwrócił głowę w moją stronę, unosząc brwi w zdziwieniu. Musnęłam ustami jego policzek, czując szorstkość od małych włosków zarostu. Zrobiłam to tak, jakbym miała go więcej nie zobaczyć. Chrząknęłam cicho i odsunęłam się jak poparzona, po czym otworzyłam drzwi od samochodu i wyskoczyłam z niego żeby nie zdążył nic powiedzieć na ten temat.

Kurwa jaka ty jesteś głupia.

Opuściłam pojazd, pozostawiając go z nieodgadniętym wyrazem twarzy, ale nie odwróciłam się ani razu. Szłam jak najszybciej przed siebie, by dostrzec pod drzwi. Maserati jeszcze przez dłuższy moment stało pod bramą apartamentu, co widziałam kątem oka. Otworzyłam drzwi wejściowe i wślizgnęłam się do środka. Wypuściłam zgromadzone powietrze, przybijając sobie mentalnie face-palma w czoło, kręcąc na boki głową. Rzuciłam klucze, oraz torebkę na komodę, po czym udałam się do salonu. Opadłam z hukiem na kanapę, wciskając twarz w poduszkę i wydzierając się w nią jak opętana. Gdy już się uspokoiłam, przeczesałam włosy przykładając dłoń do rozgrzanego od emocji czoła.

Przygryzłam wargę, siadając po turecku na meblu i odchylając głowę do tyłu. Próbowałam jakoś przetworzyć te wszystkie informacje o jego życiu, o których dzisiaj mi powiedział. Dalej byłam nieco skołowana i miałam wrażenie, że to co się teraz dzieje jest jakąś fikcją. Szczerze mówiąc, po tym co mi powiedział było mi go ludzko żal, czego nie powiem, bo przecież nie chciał słyszeć żadnego współczucia, więc nie odzywałam się więcej na ten temat. To było takie głupie. Nie mógł zamknąć tego etapu w swoim życiu, bo ciągnęło się to za nim jak demony i ciągle żył przeszłością. Najbardziej chyba dobijające było to, że on nawet nie chciał cokolwiek zrobić żeby to załatwić. To była poważna sprawa. Jeżeli to co mówił było faktycznie prawdą i śmierć czekała na niego za rogiem, to kompletnie nie rozumiałam jego myślenia. Owszem, życie było słabe pod różnymi względami i w jego sytuacji akurat nie miałam co do tego wątpliwości, tylko dlaczego on dążył do tej śmierci? Ciągle mnie to męczyło i wydawało mi się, że to nie była cała prawda o jego przeszłości, ale to, że wiedziałam przynajmniej to, to już było duże osiągniecie.

Spojrzałam na ciemne, dębowe panele pod moimi stopami i pokręciłam głową. Podparłam podbródek o zwiniętą pięść i zastanawiałam się co dalej robić. Tak naprawdę byłam bezradna i mogłam chyba tylko mu zaufać i liczyć, że stanie się jakiś cud. Był przecież jak pieprzony głaz, do którego coś się mówiło, a on i tak wypuszczał to drugim uchem. No dosłownie jak grochem o ścianę! Chciałam z nim porozmawiać, jakoś dotrzeć, ale był nieugięty. Do tej pory go nienawidziłam, życzyłam wszystkiego co najgorsze, ale przecież nie nienawidziłam go do tego stopnia, żeby życzyć mu śmierci.

Jakaś drobna iskierka zadowolenia pojawiła się we mnie, gdy po tych wielokrotnych próbach, w końcu coś doszło do złotego środka. Czyli jednak dało się przebić jego barierę zamkniętego w sobie dupka i czegoś się dowiedzieć.

Byłam praktycznie bezradna, więc po prostu odpuściłam. Starałam się nie zawracać sobie tym głowy, więc postanowiłam zająć się czymś bardziej pożytecznym. Czułam się brudna, po wczorajszej nocy w jednym ubraniu, więc od razu powędrowałam do łazienki, zabierając ze sobą telefon. Położyłam go na umywalce, a sama się rozebrałam i odkręciłam kurek z ciepłą wodą w wannie. Przygotowałam sobie różowy ręcznik w księżniczki, tak mam dwadzieścia trzy lata i używam takie ręczniki. Złapałam za butelkę z płynem o zapachu kakaowym i nalałam trochę do wanny, a już po chwili stworzyła się góra piany. Usiadłam na progu wanny i zerknęłam na telefon. Zacisnęłam usta w wąską linię i nie myśląc nawet o konsekwencjach, wybrałam wiadomość tekstową do Lorenzo.

Anastasia: żyjesz?

Wypełniłam policzki dużą ilością powietrza, widząc, że jest aktywny na messengerze.

Odczytał.

Pisemne kropki zaczęły skakać góra dół w szybkim tępie, a ja jak otępiona się w nie gapiłam.

Skurwysyn: Nie, wegetuje.

Przewróciłam oczami na tą odpowiedź, ale zaczął ponownie pisać.

Skurwysyn: Martwisz się, co? Zbiedniejesz beze mnie.

Prychnęłam z kpiną kręcąc na boki głową. Kretyn.

Anastasia: kutas.

Skurwysyn: Żadna nie narzekała na wielkość. Jeśli chcesz zobaczyć, to zapraszam.

Anastasia: wtedy spełnię swój największy koszmar. nie chce mieć traumy.

Jezu Chryste.

Wyłączyłam telefon widząc jak dalej coś pisze, bo nie miałam siły nawet tego czytać. Wykorzystywał na każdym kroku moje wyzwiska i łapał mnie za słówka. Westchnęłam i zobaczyłam, że woda prawie się przelewa, więc szybko zakręciłam kurek, po czym weszłam do gorącej wody, która przypominała wrzątek, ale to lubiłam. Zatopiłam się w pianie, która zakrywała moje nagie ciało i sięgnęłam po kieliszek z winem, który sobie przygotowałam. Opatuliłam się przyjemnie pianą i upiłam łyk wina. Przyjemny winogronowy posmak podrażnił moje podniebienie, więc jeszcze przez chwilę rozkoszowałam się smakiem, a potem odstawiłam kieliszek na kosz do prania. Przymknęłam na sekundę powieki, i nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam na dziesięć minut.

Obudziłam się, gdy woda zaczęła stygnąć, dlatego pokręciłam głową karcąc się za spanie w wannie, po czym skończyłam się myć. Wyszłam z wanny i stanęłam gołymi stopami na puchatym dywaniku. Na ciele spoczywały krople wody, a gdy po ciele przeszły mi dreszcze wytarłam się szybko i założyłam satynowy, czarny szlafrok. Nałożyłam turban na mokre włosy i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam cholernie blado. Głębokie sińce rozciągały się pod moimi brązowymi tęczówkami, dlatego wypuściłam przeciągle powietrze, cały czas krążąc myślami wokół Lorenzo. Zacisnęłam palce na umywalce, mieląc dolną wargę między zębami. Miałam nadzieje, że robi sobie żarty z tą śmiercią. Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś mu się stało. Nie łączyło nas nic bliskiego, ale sam fakt, że go znałam sprawiał, że nie mogłam być taka obojętna jak on.

Dwa dni.

Dwa pieprzone dni.

Weszłam do swojej sypialni, opadając na łóżko. Nie odczytałam więcej wiadomości od Lorenzo, a wyjęłam tylko ładowarkę z szafki nocnej i podłączyłam go do ładowania. Chciałam wstać z kucka, ale wtedy zadzwonił mój telefon. Pierwsze co pomyślałam to to, że to Lorenzo, ale gdy zobaczyłam nieznany numer, dziwne ciarki przebiegły mi po plecach. Przełknęłam ślinę nie wiedząc co zrobić. Wzięłam głębszy oddech i zdecydowałam się odebrać niezapisany numer.

— Tak?– zapytałam na początek. Po drugiej stronie usłyszałam szmer, a po chwili męski głos, który znałam.

— Anastasia?– odezwał się męski głos, nie mogłam skojarzyć do kogo należał, ale go znałam.

— A kto pyta?– odbiłam, siadając na materacu.

— Matt. – odparł, na co ja przewróciłam oczami. Od ostatniej akcji gdzie uciekł, byłam trochę na niego zdenerwowana. — Chciałem zapytać... czy nic ci nie jest po... ostatnim. Nie powinienem cię wtedy zostawiać, ale... po prostu wolałem się nie mieszać. – wyjaśnił, na co ja uniosłam brew.

— Nie powinieneś. – potwierdziłam ruchem głowy. Bo nie powinen. Wtedy naprawdę bałam się Lorenzo, jak się na mnie rzucił. — Nic mi nie jest. Pokłóciliśmy się, ale dzisiaj mi wszystko wyjaśnił.

— Wyjaśnił...? Czekaj...

— Powiedział mi prawdę o Blacku i o tych całych narkotykach. – skrzywiłam się na tą informację.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Cisza która nawet nie wiem co oznaczała, ale po chwili usłyszałam pogwizdywanie w słuchawce.

— Poważnie?!– prawie wydarł się do telefonu, na co odchyliłam urządzenie w bok. — O cholera... nie spodziewałem się... w sensie, że tak szybko.

— O co ci chodzi?– zapytałam marszcząc brwi i gapiąc się na swoje paznokcie.

— Hm... no wiesz. Lorenzo raczej mało komu ufa. Ile się znacie? Miesiąc?– zapytał, na co potaknęłam. — To pieprzony przełom, że ci powiedział. Z praktycznie nikim się nie dzieli swoim prywatnym życiem, ani przeszłością. Jestem w szoku. – wyznał, a ja byłam już co raz bardziej zmieszana.

— Przełom?

— Cholerny przełom. – potwierdził.

— Ja już nie wiem co o tym myśleć. – westchnęłam opadając plecami na łóżko. — To jest tak popierdolone. Lorenzo twierdzi, że ma dwa dni na oddanie narkotyków. W ogóle się tym nie przejmuje... – przymknęłam powieki ze zmęczenia. — Nie mogliście... nie wiem. Wybrać inną karierę?– zapytałam, na co parsknął śmiechem.

— No tak... towar. – odpowiedział nieco niespokojnym głosem, ale zamaskował to odkaszlnięciem. — Coś wykombinuje. Jest jak szur, zawsze wyjdzie innym kanałem. – zironizował. — Gdyby się coś działo... to zadzwoń pod ten numer. – zaoferował, więc uniosłam jeden kącik.

— Okej, dzięki. – powiedziałam szczerze. Warto było mieć kogoś, kto mógłby pomóc mu, lub mi w nagłym wypadku.

— Nie, to ja dziękuję, że wzbudziłaś w nim zaufanie. Mam nadzieję, że do zobaczenia.

Rozłączył się a ja westchnęłam ciężko, moje życie się tak bardzo wywróciło do góry nogami w ciągu tego tygodnia. Wzbudziłam w sobie zaufanie? Ale z jakiej racji? Non stop się kłóciliśmy, dopiekaliśmy sobie i cały czas były jakieś spory, ale potrafiliśmy się jakoś dogadać i czasem to nam nawet wychodziło. Już nie mam mu za złe, że na mnie wtedy się darł bo poszłam za nim w tą ciemną uliczkę albo jak zostałam w samochodzie o drugiej w nocy.

Odrzuciłam telefon na bok, a następnie wysuszyłam włosy. Ubrałam się w szary, wygodny dres i zeszłam na dół, żeby coś zjeść. Zrobiłam sobie zapiekankę, do której włączyłam Netflixa i tak spędziłam większość dnia. Dopiero później, gdy na zegarze wybiła dwudziesta trzecia, skierowałam się do sypialni. Byłam wykończona tym wszystkim i marzyłam o tym, aby się dobrze wyspać. Umyłam jeszcze zęby w łazience połączonej z moją sypialnią, zrobiłam pielęgnacje i byłam tak naprawdę gotowa do snu. Przebrałam się w luźną koszulkę z logiem jakiegoś starego zespołu, oraz krótkie spodenki i zaszyłam się w ciepłym łóżku.

***

— Kurwa. – jęknęłam, szukając dłonią na oślep telefonu na szafce nocnej. Rozchyliłam delikatnie zaspane powieki, łapiąc za dzwoniący telefon.

— No brawo, nareszcie odebrałaś. – usłyszałam zachrypnięty głos, gdy odebrałam połączenie. — Wstawaj, do cholery!

— Czego chcesz?– syknęłam szorstko, podpierając się łokciami na materacu.

— Czego chce?– zaśmiał się. — Dużo rzeczy. Dzisiaj potowarzysz mi na imprezie ze znajomymi. – oznajmił, a ja zerwałam się jak poparzona z łóżka.

— Dzisiaj?!– wydarłam się. — Ja pierdolę, dlaczego nie mówiłeś wcześniej?

— Pisałem do ciebie, ale księżniczka spała. – zadrwił. — Mam się fatygować żeby docierały do ciebie ważne sprawy?– zapytał warcząc, na co wystawiłam środkowego palca, chociaż tego nie widział.

— O której jest ta impreza?– zapytałam, wsuwając stopy w ciepłe kapcie.

— Nie wiem, dziewiętnasta, albo dwudziesta. – odparł, a ja spojrzałam na zegarek. Dochodziła trzynasta.

— To po cholerę dzwonisz do mnie w środku nocy!– krzyknęłam zirytowana.

— Jeśli trzynasta piętnaście to dla ciebie środek nocy, to życzę powodzenia. Nudziłem się. – prychnął, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem przeczesując palcami skołtunione włosy.

— Pierdol się. – warknęłam wściekle i się rozłączyłam. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie budził ze snu.

Zaraz po chwili otrzymałam od niego wiadomość.

Skurwysyn: Chętnie, powiedz gdzie. Dopasuje się.

Po odczytaniu SMS-a rzuciłam telefon na poduszkę, wydając z siebie zduszone wycie, gdy schowałam głowę w poduszkę.

***

Starałam się dodać rozdział jak najszybciej <3

W końcu poznaliśmy prawdę o przeszłości Lorenzo, ale to nie wszystko jeszcze sporo się wydarzy...

Do następnego ♥️

Seguir leyendo

También te gustarán

10.2K 291 16
~moje życie rozpadło się na miliony kawałków, których nie dało się już poskładać
636K 1.3K 5
Kylie Wilson jest milionerką, dziedziczką sieci hoteli znanej na całym świecie. Stopniowo przejmuje stery rządów od ojca, wprowadzając własne, świeże...
Lightning Por ☪Kelsey☪

Misterio / Suspenso

60.9K 3.5K 19
Burza niosła za sobą możliwość błyskawic. Pojawiały się na sekundy, pięknie lśniąc na niebie i sprawiając, że ludzie chcieli je zatrzymać w pamięci n...
112K 3.9K 20
Jestem jedyną spadkobierczynią La Cosa Nostry. I to ja w przyszłości, przejmie władzę w familii. Nazywam się Valentina Costanza Cantos i jestem nastę...