[T] Remain Nameless | Dramione

MeMyselfAndVeraVerto tarafından

8K 479 81

Jakie to uczucie? Jakby ledwo się trzymał. Ona, ze wszystkich ludzi, najbardziej powinna go unikać. Albo nakr... Daha Fazla

Rozdział 1
Rozdział 3
Rozdział 4

Rozdział 2

1.3K 111 13
MeMyselfAndVeraVerto tarafından

— Malfoy. Draco Malfoy. Umówiłaś się na randkę przy kawie z Draconem Malfoyem?

— Tak, Draco Malfoy. I nie, to nie była randka i, na brodę Merlina, mów ciszej, Ginny!

Hermiona omiotła wzrokiem całą kuchnię w domu Weasleyów, ale ta na szczęście była pusta, oczywiście z wyjątkiem niej samej i Ginny Potter. Molly poprosiła je, aby przyniosły kilka dodatkowych nakryć do kolacji, a Hermiona skorzystała z okazji, by spędzić trochę czasu sam na sam z Ginny. Prywatne rozmowy należały obecnie do rzadkości podczas cotygodniowych niedzielnych kolacji w Norze, a Hermiona musiała opowiedzieć przyjaciółce o swoim dziwnym spotkaniu z kimś, kto nie był ani Harrym, ani Ronem.

— Ale byliście w mugolskiej kawiarni. I on po prostu usiadł przy twoim stoliku?

— Tak jakby. Podszedł do niego w ten swój arogancki sposób i oskarżył mnie o kradzież miejsca, jakbym chciała zrobić mu na złość.

Ginny spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami.

— To takie dziwne! Oczywiście nie ta część o arogancji, ale fakt, że oboje odwiedzacie to samo miejsce... to dziwne. Tak samo jak to, że udało mu się z tobą uprzejmie porozmawiać.

Hermiona zmarszczyła brwi, przypominając sobie ich rozmowę. Na początku wydawało się to rzeczywiście dość dziwne.

— Jak wyglądał? — Pytanie Ginny przedarło się przez jej wspomnienie.

Samotny. Chudy. Zmęczony. Złamany, ale próbujący odbić się od dna. Dokładnie tak, jak ja.

— Wyglądał na zagubionego — odparła cicho Hermiona. Ginny kiwnęła głową ze współczuciem.

— Mogę go sobie wyobrazić. Nie sądzę, żeby miał kogokolwiek w swoim życiu.

— Dziewczyny!

Krzyk Molly Weasley przedarł się przez ciszę w kuchni, a obie kobiety podskoczyły i prawie upuściły talerze trzymane w dłoniach.

— Równie dobrze mogłabym sama tu przyjść i przynieść te talerze, co zajęłoby mi o wiele mniej czasu niż wam! Chodźcie, poplotkujecie sobie później! — Kobieta wyprowadziła je z kuchni i pchnęła w stronę jadalni.

— Przepraszam, mamo — odparła potulnie Ginny, gdy szły.

Hermiona trzymała się blisko przyjaciółki, zanim obie dotarły do reszty zebranych.

— Ginny, nie mów nikomu, proszę. Wiesz, o Malfoyu. Myślę, że Harry i Ron mogliby zachowywać się przez to... dziwnie. A to naprawdę nic takiego — szepnęła.

— Oczywiście, Hermiono. Nikomu nic nie powiem.

***

Ginny dotrzymała jedynie połowy obietnicy danej Hermionie. Kiedy ona i Harry szykowali się do spania tej nocy, rudowłosa opowiedziała swojemu mężowi o spotkaniu Hermiony z Draco. Harry położył okulary na szafce nocnej i zwrócił się do żony, marszcząc przy tym brwi.

— Hermiona umówiła się na kawę, tak? Z Malfoyem?

Ginny przewróciła oczami.

— Nie, w żadnym wypadku. Można powiedzieć, że po prostu odbyli... ponowne nawiązanie znajomości przy kawie. Hermiona powiedziała, że ​​to była naprawdę przyjemna pogawędka.

Grymas Harry'ego tylko się pogłębił.

— Nie mów Ronowi, dobrze? Hermiona nawet nie chciała, żebym powiedziała o tym tobie.

— Nie powiem — obiecał jej Harry i zamierzał dotrzymać słowa. Gdy Ginny zasnęła obok niego, Harry czuł się jednak całkowicie rozbudzony. Przypomniał sobie dyskrecję, jaką obiecał Draconowi Malfoyowi sześć lat temu, kiedy ten pojawił się w progu jego domu. Dotrzymał wtedy słowa i już prawie o tym zapomniał. Harry odepchnął to wspomnienie, ale nie mógł powstrzymać się od rozważania toru, jaki obrało życie Dracona od czasów końca wojny.

***

Był poniedziałek rano i Draco nie spał już o 5:05. Tym razem jednak wydawało się, że o tak wczesnej godzinie obudziło go raczej oczekiwanie niż ból. Może powinien przesunąć czasowo swoją zwykłą rutynę, skoro zegar biologiczny obudził go o tak wczesnej porze? Masz to pod kontrolą.

Kupił kawę i usiadł przy swoim stoliku, czekając. Hermiona Granger go nie zawiodła. Weszła do lokalu, ubrana do pracy tak, jak zwykle. Odgarnęła włosy na bok i odwróciła głowę w jego stronę. Uśmiechnęła się do niego i skinęła głową, po czym ruszyła do lady po swoje standardowe zamówienie.

Wychodząc, uniosła rękę na pożegnanie, a Draco odwzajemnił gest.

Popatrz na siebie, tak przekonująco udaje ci się sprawiać wrażenie normalnie funkcjonującego człowieka. Draco niemal warknął do swojej drwiącej podświadomości, żeby się odpieprzyła.

W każdy roboczy dzień tygodnia Hermiona i Draco odprawiali swój mały, grzecznościowy rytuał towarzyski. Draco unikał chodzenia do kawiarni w weekend, wykorzystując dość rzadko spotykaną ładną pogodę, żeby trochę polatać nad terenami wokół swojego domu. Czy Granger udała się w ten weekend do kawiarni? Uznał, że zbyt mocno skupiał się na tym, co Granger może robić w wolnym czasie, więc zaczął ćwiczyć na miotle te bardziej niebezpieczne manewry, żeby odwrócić swoją uwagę. Masz to pod kontrolą.

Kolejny tydzień przyniósł ten sam szereg nowych zachowań i Draco zaakceptował fakt, że teraz zostało to już stałym punktem jego porannej rutyny. Kup kawę. Usiądź. Spójrz w górę, gdy wejdzie Granger. Grzecznie skiń głową. Śledź jej ruchy, gdy składa zamówienie. Odmachaj jej, gdy będzie wychodzić. Powtarzaj te czynności codziennie, od poniedziałku do piątku.

I to właśnie Granger odwróciła o 180 stopni cały scenariusz jego nowej, starannie pielęgnowanej rutyny. Dziesięć minut po swoim zwykłym przybyciu do kawiarni w trzeci poniedziałek tego nowego, porannego rytuału, Granger praktycznie podbiegła do stolika Malfoya.

— Mógłbyś to dla mnie popilnować? Dzięki!

Zanim Draco zdążył choćby zacząć formułować odpowiedź, rzuciła w jego stronę swoją torbę i kilka zeszytów i podbiegła do lady. Zdecydowanie był to jeden z tych poranków, kiedy wydawała się być zarówno nadmiernie przygotowana, jak i przytłoczona wszystkim, co działo się w jej biurze.

Granger pospiesznie wróciła z napojem i zaczęła wpychać jak najwięcej swoich rzeczy do torby. A ta, jak zauważył Draco, magicznie się powiększała, by zmieścić w środku dosłownie całą bibliotekę, którą kobieta wydawała się nosić ze sobą.

— Dzięki, Malfoy, do zobaczenia jutro! — I z tymi słowami zarzuciła torbę na ramię i wybiegła przez drzwi, zanim on choćby zdążył wykrzyknąć: „Do zobaczenia, Granger".

To z pewnością było interesujące. Hermiona Granger przez krótką chwilę zaufała Draconowi Malfoyowi w kwestii swoich rzeczy osobistych, zostawiając je pod jego opieką.

Nie byli przyjaciółmi. Byli ledwie znajomymi. A jednak zaufała mu, a potem podziękowała, zupełnie bez powodu.

W następnym tygodniu ich rutyna pozostała taka sama. Chociaż to wszystko mogło istnieć jedynie w głowie Draco, wydawało mu się, że jej uśmiech za każdym razem robił się nieco szerszy. Zaczął wyglądać na prawdziwy, a nie tylko na zaciśnięte wargi i lekko uniesione kąciki, jakby było to jakieś społeczne zobowiązanie. A może tylko to sobie wyobraził.

Pewnego poniedziałku Hermiona przybyła około kwadrans przed swoją zwykle obieraną porą. Uśmiechnęła się do Draco, ale zamiast ruszyć w stronę lady, podeszła do jego stolika. O słodki, pieprzony Merlinie, czego mogłaby od niego chcieć?

— Cześć, nie masz nic przeciwko temu, żebym się do ciebie przysiadła? Mam trochę wolnego czasu przed pracą.

Draco zaczął przetwarzać w głowie listę możliwych odpowiedzi:

Dlaczego?

Poważnie, dlaczego?

Czy to jakiś żart?

Myślisz, że jestem żartem?

Co, do cholery, w ciebie wstąpiło, Granger? Nie pamiętasz wszystkich tych okropnych, paskudnych rzeczy, które mówiłem ci w szkole?

Ale zaoferował jej najbardziej racjonalną odpowiedź, na jaką było go stać:

— Jasne.

A potem skinął głową w stronę pustego krzesła naprzeciwko siebie.

Uśmiechnęła się, i to tak prawdziwie, po czym odłożyła swoją torbę.

— Chcesz coś? Tutejsza Chai Masala jest moim absolutnym faworytem, pijam ją każdego ranka.

Więc to właśnie zamawiała.

Draco potrząsnął głową i wskazał swoją wciąż prawie pełną filiżankę.

— Nie, już wszystko mam.

To było dziwne, prawda? Hermiona Granger właśnie zaproponowała, że ​​przyniesie mu kawę, jakby nie było to nic wielkiego. Jakby od lat wcale nie był dla niej paskudnym, obrzydliwym tyranem. Jakby nie była torturowana do granic świadomości w jego własnym domu. A teraz siedziała z nim przy jednym stole, jakby była to całkowicie normalna, naturalna kolej rzeczy.

Hermiona usiadła z powrotem i dmuchnęła w gorącą herbatę, po czym wzięła łyk. Jednak zamiast sięgnąć po jedną z wielu książek lub teczek pełnych dokumentów ukrytych w niezmierzonych głębinach jej torby, zapytała go:

— Więc, jak minął ci weekend?

Jak minął mi weekend? Jak minął mi pieprzony weekend? Pieprzyć to wszystko. To musiała być jakaś dziwna, alternatywna rzeczywistość, a Draco miał zamiar po prostu grać dalej, dopóki nie wróci do właściwego wymiaru. Blondyn nagle zdał sobie sprawę, że odpowiedź musiała zajmować mu trochę za długo, ponieważ przyjemny wyraz twarzy Hermiony nagle wypełniła wątpliwość i troska.

Przepraszam, Granger, ale spędzam tak dużo czasu we własnym popieprzonym umyśle, że zwykła, ludzka konwersacja mnie odrobinę przerasta.

— Eee, w porządku. Trochę polatałem, w końcu pogoda była taka ładna.

Słodki Salazarze, czy on właśnie nawijał o cholernej pogodzie?

— Przyjemnie, prawda? Ja sama udałam się w odwiedziny do rodziców i pomogłam mamie postawić nowe ogrodzenie wokół ogrodu. Czy nie musisz często podróżować w weekendy? Nie jestem pewna, kiedy robisz zwiady, skoro to jeszcze nie jest sezon Quidditcha.

— Och, ee, tak, zwykle w ciągu tygodnia udaję się do biura, aby rano złożyć raporty, a następnie aportuję się na sesje treningowe różnych zespołów. Mecze rzeczywiście odbywają się w weekendy, zwykle rano, ale te nie zaczną się jeszcze przez dobry miesiąc.

Dlaczego w ogóle mówił jej o tym wszystkim?

— To chyba fajnie podróżować tak często, nawet jeśli tylko lokalnie. Złożyłam wnioski o udział w kilku konferencjach międzynarodowych, ale zobaczymy, które zostaną zatwierdzone przez komisję budżetową. Zdecydowanie nie wydają się być zbyt chętni do wysyłania mnie w tym roku na rozmowy z goblinami, ale odniosłam spory sukces w wielu negocjacjach z trytonami, co oznacza kolejną podróż nad Morze Śródziemne, prawdopodobnie następnej wiosny.

— Nie wiedziałem, że pozwalają ci tak często wyjeżdżać z kraju. Czy Ministerstwo nie rozpada się czasami bez twojej błyskotliwości?

— Tak, a potem wracam i znów wszystko jest w porządku, także nie ma o co się martwić — uśmiechnęła się do niego ponad filiżanką.

Hermiona zerknęła na swój nadgarstek i szybko dopiła herbatę.

— Lepiej już pójdę, do zobaczenia jutro, Malfoy.

Zabrzmiała tak, jakby to wszystko było normalne, jakby on był normalny. Draco przeczesał drżącą dłonią swoje jasne włosy. Prawdopodobnie nadszedł czas, aby omówić to podczas jego następnej wizyty. Mam to pod kontrolą.

***

Hermiona znowu naruszała jego rutynę. Teraz poranki zaczynały się od jej wejścia do kawiarni, odrzucania włosów do tyłu, podejścia do Draco i zapytania:

— Czy mogę się do ciebie przysiąść?

Draco zawsze odpowiadał „jasne" i kiwał głową w stronę krzesła.

***

Marzec 2007

W środę Draco opuścił swoje biuro tuż przed jedenastą i przeszedł kilka przecznic dalej, by dotrzeć na Ulicę Pokątną. Wszedł do znajomego budynku o fasadzie z wypolerowanego piaskowca i ruszył po schodach do gabinetu Uzdrowiciela Browninga. Draco zawsze przychodził dokładnie na czas, co oznaczało, że czarownica z recepcji niemal natychmiast zapraszała go bezpośrednio do gabinetu, a on nie musiał zawracać sobie głowy bezcelowymi pogawędkami.

Draco usiadł na wygodnej, skórzanej sofie i przygotował się na comiesięczne spotkanie. Naprzeciw niego, w skórzanym fotelu z wysokim oparciem, siedziała jedyna osoba na świecie, która wiedziała, jak daleko zdołał zajść Draco Malfoy na przestrzeni ostatnich prawie dziewięciu lat.

Draco został wysłany na dwa lata obowiązkowych wizyt u Uzdrowiciela w ramach swojego wyroku powojennego. Na początku spotkania odbywały się dwa razy w tygodniu, a pierwsze miesiące były dla niego szczególnie trudne.

Teraz, po latach, Draco trzymał się swoich regularnych wizyt na comiesięcznych, dobrowolnych, płatnych spotkaniach. Tylko szef Dracona wiedział, dokąd ten udawał się w każdą trzecią środę miesiąca dokładnie o godzinie jedenastej. Ale ludzie z branży Quidditcha bywali w biurze o tak dziwnych i nieregularnych porach, wpadając i wypadając przez Fiuu, aportując się do różnych obiektów treningowych lub spotykając z graczami, że nikt inny nawet nie zastanawiał się nad tym, gdzie mógłby być Draco.

— Dzień dobry, Draco. Jak się miewasz od naszego ostatniego spotkania?

Browning zaczynał od tego pytania każdą ich wspólną sesję. Był to łysy mężczyzna o bystrych, prawie czarnych oczach, nieco powiększonych przez okulary w złotych oprawkach. Draco zaryzykowałby przypuszczeniem, że mężczyzna mógł mieć około sześćdziesięciu lat. Zdecydowanie był za stary, żeby uczęszczać do Hogwartu z Lucjuszem. Obok krzesła uzdrowiciela w powietrzu unosiło się pióro lewitujące tuż nad pergaminem i gotowe do zapisania odpowiedzi Draco, albo raczej do zanotowania wniosków Browninga odnośnie jego odpowiedzi.

— Eee, w porządku, jak sądzę. — Draco nigdy nie czuł, żeby udzielił odpowiedniej odpowiedzi na to początkowe pytanie. No dobrze, wiesz, niedawno miewałem myśli samobójcze, ale teraz wydaje mi się, że wkroczyłem w alternatywną rzeczywistość, gdzie każdego ranka spotykam się przy kawie z Hermioną Granger, więc myśli o samookaleczaniu zostały na razie zepchnięte na dalszy plan.

— Rozumiem. — Drap, drap rozbrzmiało notujące pióro. — Czy jest coś konkretnego, co chciałbyś dodać do swojego ostatniego opisu stanu emocjonalnego?

Draco westchnął. To był swego rodzaju taniec, który odbywał się na każdym ich spotkaniu. Draco wygłaszał niejasne, lekko nieokreślone oświadczenie opisujące jego odczucia, a Browning zagłębiał się w niego, podczas gdy pióro drapało o pergamin, dopóki Draco nie wyrzucił z siebie tego, co leżało mu na sercu.

— Cóż, znowu miałem koszmary. — Drap, drap, drap.

— I jakie były te koszmary?

Draco poruszył się na swoim miejscu. Rozdrapał ranę, więc może Browning mógłby wyssać z niej truciznę.

— Eee, te co zwykle. Czarny Pan zmuszający mnie do torturowania ludzi albo on torturujący ludzi... i ten gigantyczny wąż... — Draco wzdrygnął się, urywając.

Drap, drap.

— A czy brałeś jakieś eliksiry, żeby odeprzeć te koszmary? — Ton mężczyzny był profesjonalny, neutralny. Draco pojawiał się tu wystarczająco długo, by wiedzieć, że to nie było oskarżenie, ale prośba o dokładne informacje.

— Nie. Nie brałem. — Browning skinął głową, ale nic nie skomentował. Draco od lat nie spożywał Eliksiru Bezsennego Snu. Od czasu do czasu brał wprawdzie Eliksir Uspokajający i to tylko w naprawdę złe dni, ale nie było to żadne uzależnienie.

— A jak tam praca?

Koniec drapania. Mężczyzna musiał już dojść do jasnego wniosku co do stanu psychicznego Draco. Nie było już potrzeby notowania tymczasowych uwag.

— Dobrze, jak zwykle.

— Czy kontaktowałeś się ostatnio ze swoją matką?

— Tak, nadal jest w Wiedniu. Zastanawia się nad przedłużeniem pobytu.

— I jak się z tym czujesz?

Draco wzruszył ramionami. Jego matka była dorosłą kobietą i tylko Draco wiązał ją w jakiś wątły sposób z jej własną ojczyzną. Mogła robić, co tylko chciała. Poza tym łatwiej było mu ignorować bierne, agresywne komentarze Narcyzy na temat braku żony lub jakiegokolwiek znaczącego związku, kiedy otrzymywał je jedynie listownie.

— W porządku, naprawdę. Myślę, że za granicą mimo wszystko jest jej łatwiej.

— A jak spędzałeś ostatnio swój czas wolny?

Ach, oto i ono, pytanie za milion galeonów. Browning znał już Draco zbyt dobrze, a gburowate odpowiedzi blondyna z poprzedniego miesiąca: „nic szczególnego" i „tylko latałem na miotle" z pewnością oznaczono już na pergaminie jako „niepokojące".

Cóż, chrzanić to wszystko. Draco nie miał nikogo innego w swoim życiu, z kim mógłby porozmawiać o sytuacji z Granger. Przecież w końcu płacił Browningowi.

— Właściwie to tak jakby... ponownie nawiązałem kontakt z moją starą znajomą ze szkoły. — I było to technicznie poprawne stwierdzenie.

— Ach tak? I gdzie to się stało? — Chociaż nie było to zauważalne w głosie Uzdrowiciela, Draco spekulował, że Browning był zaskoczony. W końcu jedynym przyjacielem, o którym Draco mu wspomniał (a niegdyś zwykł to robić), był Teodor Nott.

— W tej mugolskiej kawiarni, do której zawsze chodzę. Okazuje się, że ona również odwiedza ją każdego ranka.

— Czy była twoją przyjaciółką w czasach Hogwartu?

Draco szczerze roześmiał się na to pytanie.

— Merlinie, nie. Jestem pewien, że nienawidziła mnie całym sercem.

To by było na tyle co do szczegółów, które Browning miał uzyskać tym razem. Ponieważ Browning wiedział już wszystko o Hermionie Granger. Prawdopodobnie miał o niej całe niekończące się zwoje pergaminów, które zostały zebrane z poprzednich sesji Draco. Jego pierwsze kilka lat terapii wiązało się z wieloma wyznaniami i wylewaniem żali, szczególnie z jej powodu. Ale nie pójdzie tą drogą, nie dzisiaj. Drap, drap, drap. To cholerne pióro.

— Więc nie było to przyjemne spotkanie?

— Eee, może na początku, ale udało nam się trochę porozmawiać. Nie widzieliśmy się od lat, więc myślę, że był to bardziej szok niż cokolwiek innego.

— I te spotkania trwają dalej?

— Tak. Niedawno zaczęła przesiadywać ze mną przy moim stoliku.

— O czym z nią rozmawiasz?

Draco wzruszył ramionami.

— Widzieliśmy się tylko kilka razy. Trzymamy się głównie tematów dotyczących pracy.

— Jak się czujesz spędzając z nią czas?

Jakie to uczucie? Jakby ledwo się trzymał. Ona, ze wszystkich ludzi, najbardziej powinna go unikać. Albo nakrzyczeć na niego. Przekląć go. Opluć. Wyciągnąć różdżkę i zmieść go z powierzchni ziemi. Kiedy patrzył na Hermionę Granger, miażdżyło go jednocześnie poczucie winy, ulga i zakłopotanie. A ona zachowywała się, jakby wszystko było takie cholernie normalne!

— Przytłoczony.

***

Zarówno w czwartek, jak i piątek rano Hermiona zapytała, czy mogłaby usiąść z Draco, a on odpowiedział „oczywiście".

Ale w ciągu weekendu, siedząc sam w swoim dużym, wiejskim domu, Draco mógł jedynie rozmyślać o nowym rodzaju pokoju między nim, a Granger. Z pewnością musiała powiedzieć o tym Weasleyowi, prawda? I Potterowi. Tak, zdecydowanie. Pewnie wszyscy mieliby niezły ubaw z tego, że Granger każdego ranka pijała kawę razem z samotną, żałosną fretką. Małą, śmierciożerczą fretką, która tak bardzo bała się czarodziejskiego świata, że upadła na tyle nisko, że musiała odwiedzać mugolską kawiarnię.

W poniedziałek, po dość bezsennym weekendzie, Draco był w raczej podłym nastroju. Potem do środka weszła Granger, podchodząc do jego stolika z tym cholernym uśmiechem na twarzy, odsunęła krzesło naprzeciwko niego i usiadła. Czekaj, co?

— Dzień dobry! — powiedziała radośnie. Wyjęła gazetę, położyła ją na stole i ruszyła do lady po herbatę.

Ale nawet nie zapytała, czy mogłaby dziś z nim usiąść! Po prostu podeszła i rzuciła swoje rzeczy na ziemię, jakby, do cholery, należała do tego miejsca, i nieważne, co myślał o tym Draco! Co za bezczelność! Masz to pod kontrolą.

A potem wróciła ze swoim parującym kubkiem i znowu usiadła, nawet nie kłopocząc się, by zapytać, jak Draco mógłby poczuć się w związku z jej obecnością.

— Jak tam weekend? Ja chciałam zrobić sobie trochę wolnego i ponownie zobaczyć się z rodzicami, ale czy widziałeś, że zaczęto rozważać zniesienie zakazu używania włosów jednorożca w produkcji odzieży?! Musiałam rozesłać tyle sów, że mój dom zaczął przypominać pocztę. — Przerwała, by odetchnąć i upić łyk herbaty, a Draco szybko wykorzystał sytuację, by się odezwać.

— Granger — powiedział powoli. — Co ty tutaj robisz?

Spojrzała na niego zdezorientowana.

— Przepraszam, co? Co masz na myśli?

Draco prychnął z irytacją.

— Co ty tutaj robisz? Ze mną?

Ucieszył się, widząc lekki rumieniec rozgrzewający jej policzki. Dobrze, więc miał na nią pewien wpływ i teraz nie tylko on czuł się nieswojo.

— Myślałam, że wiesz... ja tylko... czy chcesz, żebym sobie poszła?

— Nie! — Czy jego odpowiedź musiała być taka szybka i pełna desperacji? Teraz Granger wyglądała na jeszcze bardziej zdezorientowaną.

— Okej — zaczęła powoli. — Pomyślałam tylko, że... nie przeszkadza ci to, że przysiadam się do ciebie. Jeśli zrobiłam coś, co cię uraziło, to...

— Nie! Nic takiego! — Przerwał jej, ponieważ dokładnie wiedział, dokąd zmierzała ta wypowiedź, a jeśli usłyszy od niej te słowa, będzie potrzebował jakieś czternaście porcji Eliksiru Uspokajającego, aby przetrwać ten dzień.

— Więc o co chodzi? — O Merlinie, teraz wyglądała na zaniepokojoną, a litość w jej oczach doprowadzała go do mdłości.

— Słuchaj, chcę tylko wiedzieć... dlaczego w ogóle do mnie podeszłaś? Dlaczego przychodzisz tu każdego ranka? — Miał nadzieję, że nie zabrzmiał zbyt żałośnie, ale, kurwa, musiał wiedzieć.

Hermiona przyjrzała mu się z namysłem i Draco zobaczył, jak w jej oczach pojawia się zrozumienie. Wiedziała dokładnie, o co mu chodziło.

— Za każdym razem, gdy na ciebie patrzyłam, widziałam samą siebie. — Draco zauważył, że jej ręce mocno ściskają kubek, jakby przyciągał ją do stołu. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała. — Proszę, nie... proszę, nie obrażaj się. Wiem, że przekroczyłam pewne granice. Ale ujrzałam w tobie bardzo specyficzną rzecz, którą widziałam tylko wtedy, gdy sama spoglądałam w lustro.

Zamilkła, być może po to, by dać Draco szansę na nią krzyknąć, wszcząć kłótnię lub po prostu odejść, ale on czuł, jakby niewidzialna siła trzymała go tam. Nie chciał stąd odejść za żadne skarby. Jeśli istniała choćby najmniejsza szansa, że ​​jedna osoba na tej przeklętej ziemi mogłaby go zrozumieć, to zamierzał to wykorzystać. Nawet jeśli tą osobą była Hermiona Granger.

— Nie sądzę, czy umiem to właściwie ująć w słowa. Przychodzę do tego miejsca każdego ranka, ponieważ daje mi to choć krótki moment anonimowości. Nie muszę spełniać oczekiwań wszystkich dookoła. Mogę po prostu być. Tutaj nie jestem „najbystrzejszą czarownicą swojego pokojenia" ani „tą mądrą pomocniczką Harry'ego Pottera", jestem tylko kobietą w drodze do pracy, która naprawdę lubi swoją poranną herbatę. Ale ostatnio wydaje mi się, że za bardzo polegam na tym uczuciu. Martwię się, że jeśli pozwolę, by przejęło to nade mną kontrolę... jeśli poczuję przymus, by coraz częściej móc czuć się w ten sposób... to co to będzie świadczyć o życiu, jakie prowadzę? Więc ostatnio, kiedy cię tu spotkałam, sądziłam, że tylko to sobie wyobraziłam. Każdego dnia patrzyłam na ciebie, żeby się upewnić, że cię nie wymyśliłam. Ponieważ byłeś tak wyraźnym przypomnieniem mojego ukrytego, magicznego życia, co każdego ranka ​​odpychałam na bok, ale twoja obecność wciąż mnie z tego wytrącała. A kiedy na mnie spojrzałeś... poczułam, jakbyś mógł być tutaj z tych samych powodów co ja. By móc po prostu egzystować spokojnie przez ten mały fragment dnia. Czy ma to sens?

To miało sens. Miało to tyle pieprzonego sensu, że Draco poczuł, jak przepływa przez niego dziwna mieszanka surowego żalu i nagłego uniesienia. Ale zanim mógł poddać się tym emocjom, musiał wiedzieć jeszcze jedną rzecz.

— A co twój mąż myśli o naszych porannych spotkaniach?

Hermiona zmarszczyła brwi w zmieszaniu.

— Kto?

— Twój mąż. Weasley.

— Ron!? — Wypuściła z ust dość niegodne parsknięcie, chichocząc, a Draco nie był pewien, czy zrozumiał jej dowcip. Kiedy doszła do siebie po tym nagłym ataku chichotu, w końcu udzieliła mu pełnej odpowiedzi. — Ron i ja nie jesteśmy razem od lat. Oczywiście nadal pozostajemy najlepszymi przyjaciółmi, ale nie, Ron i ja nie jesteśmy ani małżeństwem, ani się nie spotykamy. On od jakiegoś czasu umawia się z Padmą Patil, pamiętasz ją?

— Chyba tak. Nasz rocznik, Krukonka? Czy to z nią zaliczył spektakularnie nieudane wyjście na Bal Bożonarodzeniowy w czwartej klasie?

— O tak, tego wieczoru zrobił z siebie totalnego głupka — odpowiedziała z uśmieszkiem. — Teraz ta anegdotka stanowi dla nich całkiem uroczy prywatny żart.

Draco prychnął, ale postanowił zachować dla siebie wszelkie obraźliwe komentarze na temat Rona.

— Więc powiedz mi, Granger, czy poślubiłaś zatem jednego z jego wielu braci? Czy w kolejce nie czekało ich piętnastu lub więcej?

Hermiona przewróciła oczami.

— Nie, a ponieważ wygląda na to, że zamierzasz mnie przesłuchać, czy mimo swojego wieku jestem nadal żałośnie sama, oszczędzę ci kłopotów. W tej chwili z nikim się nie spotykam.

Draco zbladł.

— Och, um, nie próbowałem z ciebie kpić... — Świetnie, więc z góry założyła co do niego wszystko, co najgorsze. A teraz wyglądała na równie przerażoną.

— Och! Po prostu myślałam, że... cóż, to nie ma znaczenia — urwała cichym głosem, gdy między nimi zapadła gęsta, niezręczna cisza. Było to dość oczywiste z jej strony, że naprawdę założyła co do niego wszystko, co najpaskudniejsze. W końcu, czy kiedykolwiek zrobił coś, co mogłoby wzbudzić w niej jakąkolwiek wiarę w to, że nie zawsze był tylko bezwzględnym tyranem?

Masz to pod kontrolą.

— Cóż, chyba jesteśmy kwita, Granger. Ja sam dostaję cotygodniowe listy od własnej matki przypominające mi, że jestem... jak to ujęłaś? Żałośnie sam jak na swój wiek. Uwielbia też informować mnie, że nie posiadam jeszcze dziedzica i nie wydaje się, żebym nawet próbował odnieść sukces w budowaniu jakiejkolwiek relacji.

To trwało tylko ułamek sekundy, ale Draco zauważył w niej błysk zdziwienia na jego wyznanie równające się symbolicznej gałązce oliwnej, zanim posłała mu niepewny uśmiech.

— To brzmi dość wścibsko. Moi rodzice na szczęście nie są tak ciekawscy co do mojego życia miłosnego. Chciałbym móc powiedzieć to samo o Ginny...

Spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi. Czy naprawdę żałowała, że ​​musiała go już opuścić?

— Muszę już iść. Do zobaczenia jutro? — Skinął głową, a ona wstała, żeby udać się do pracy.

— Granger, czekaj. — Może i mógł zabrzmieć na zdesperowanego i dziecinnego, ale musiał się upewnić.

— To co powiedziałaś... o tym, dlaczego przyszłaś ze mną porozmawiać? Wyjaśniłaś to dość jasno. Ja... chyba po prostu pomyślałem, że możesz się... ze mnie śmiać — dokończył z goryczą, wściekły na siebie za ujawnienie jej swojego strachu.

— Nie, Malfoy. Nigdy bym tego nie zrobiła. — Nawet tobie zawisło niewypowiedziane, ale Draco praktycznie słyszał, jak słowa opuszczają jej usta.

***

Starał się nie pić alkoholu w tygodniu, ale jego rozmowa z Hermioną tego ranka sprawiła, że gdy tylko wrócił wieczorem do domu, ​​przywołał do siebie Ognistą Whisky. Nalał sobie szklankę i usiadł przed kominkiem w swojej sypialni. Zakręcił bursztynowym płynem w kryształowej szklance, podczas gdy słowa Hermiony odtwarzały się jak zdarta płyta w jego umyśle.

Nie muszę spełniać oczekiwań wszystkich dookoła. Mogę po prostu być. Właśnie tak Hermiona opisała swoją obecność w kawiarni. I chociaż nie mogli być od siebie jeszcze bardziej różni (czysta krew i mugolaczka, Ślizgon i Gryfonka, parias i bohaterka), powiedziała, że dostrzegła między nimi podobieństwo. Jeśli odrzucić na bok szczegóły ich pochodzenia i życiowych wyborów, Draco zdał sobie sprawę, że miała rację.

Czy oboje nie byli tylko dziećmi zajętymi rzeczami, których większość dorosłych wolałaby uniknąć? Prawdopodobnie dzielili nawet kilka nakładających się na siebie koszmarów. Oboje przeżyli, wbrew wszelkim przeciwnościom. A analizując jej dzisiejsze wyznanie, wyglądało na to, że oboje robili wszystko, co w ich mocy, by nie rozpaść się na kawałki.

Więc mimo wszystko nie poślubiła Weasleya. To była z pewnością ciekawa nowina. Draco oczywiście zakładał, że od jakiegoś czasu byli nieszczęśliwym małżeństwem, mającym co najmniej czwórkę dzieci. Ale myśląc o tym, co wiedział o Granger i pamiętając jej dzisiejsze słowa, to naprawdę miało sens. Wszyscy na świecie przecież spodziewaliby się, że Granger i Weasley zrobią właśnie to. Zastanawiał się, dlaczego wszystko między nimi się skończyło, ale wiedział, że nigdy nie powinien jej o to pytać. Hermiona wydawała się mieć za sobą cały ten związek, skoro na samą myśl o nim zareagowała ostrym napadem chichotu.

Draco wychylił whisky jednym haustem i stwierdził, że nie ma ochoty jeść obiadu.

***

— Dzień dobry.

— Granger.

Hermiona usiadła naprzeciwko Draco z nieśmiałym uśmiechem, a on stłumił chęć przewrócenia oczami i rzucenia jakimś zgryźliwym komentarzem. Nie musisz być przecież od razu takim palantem.

Wyglądała na zmęczoną. Czy spędziła większość ostatniej nocy gdzieś na jawie, ponownie przeżywając ich wczorajszą rozmowę? On sam prawdopodobnie wyglądał dziś jak chodzący trup.

— Malfoy, co do wczoraj...

Och, Merlinie, zaczyna się. Oczywiście, że chciałaby omówić swoje cholerne odczucia związane z ich wczorajszą pogawędką.

— Nie, Granger, w porządku, tylko nie...

— Nie, słuchaj Malfoy, chcę, żebyś wiedział, że nie próbowałam...

— Granger, poważnie, to nie ma znaczenia, po prostu zapomnij o tym i... do diabła, kogo oszukujemy? — Nie miał zamiaru pozwolić, by irytacja przeniknęła do jego słów, ale wsiąkła mu pod skórę w ciągu niecałej minuty, a jego plan bycia serdecznym rozpadł się na kawałki.

— Co masz na myśli?

Kogo oszukujemy? Ty i ja nie jesteśmy... cóż, to po prostu dziwne i nie sądzisz, że wręcz naiwne tak udawać, że jesteśmy tylko znajomymi ze szkoły? Nigdy nikim takim nie byliśmy i dobrze o tym wiesz. Mamy za sobą zbyt złożoną przeszłość.

Dlaczego, dlaczego, dlaczego to robił? Dlaczego czuł potrzebę wysadzenia wszystkiego w powietrze? To przez to, co zrobiłeś. To przez wszystko, co zrobiłeś. Zwłaszcza jej.

— Masz rację — dopowiedziała cicho. Draco skinął ponuro głową, wiedząc, że czymkolwiek były dla niego te poranki, nie miało to już żadnego znaczenia. Granger odejdzie teraz tak, jak powinna była, a on zostanie tutaj. Bezimienny obywatel tego świata, samotny, mający do towarzystwa jedynie głosy w swojej głowie.

Ale nie odeszła. Zamiast tego Hermiona odchrząknęła, odgarnęła luźne loki z ramienia i wyciągnęła do niego rękę.

— Witaj. Jestem Hermiona Granger.

Draco wpatrywał się w jej wyciągniętą rękę. Po chwili przeniósł swoje spojrzenie na jej brązowe oczy i nie mógł wykryć w nich żadnego oszustwa, żadnej kpiny. Granger była pełna ciepła i powagi. Spojrzał z powrotem na jej rękę i wszystko, co ona reprezentowała. Szansę. Czystą kartę. I w tym momencie również swego rodzaju koło ratunkowe dla Draco.

Ujął jej wyciągniętą dłoń.

— Draco Malfoy.

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

13.9K 882 26
O Natalie Horner krążyła jedna plotka - dziewczyna nie istnieje. Córka szefa zespołu Formuły 1 po raz pierwszy w swoim życiu została pokazana publicz...
18.4K 584 38
Co, gdy na liście Jacoba Smitha, szefa mafii, pojawi się dość młody policjant? |Rozpoczęcie:10.12.2023r |Koniec:21.04.2024r...
297K 6.2K 35
21-letnia Veronica Smith rozpoczyna praktykę jako psycholog w więzieniu, w którym przebywa jeden z najniebezpieczniejszych przestępców w całym USA, L...
637K 1.9K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.