Błąd przeszłości ( Geralt x J...

By Landyna_

3.4K 162 80

Jeżeli chcesz się dowiedzieć, co czyni człowieka mordercą, zastanów się, co mogłoby ciebie skłonić do zabici... More

**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚2˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚3˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚4˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚5˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 6 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 7 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚8˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 9 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 10 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙* 11˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 12 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚13˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 14 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 15 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 16 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 17 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 18 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*
**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ 19 ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*

**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚1˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*

338 16 0
By Landyna_


Pov: Geralt

       Podróżowałem wraz ze swoją wierną przyjaciółką Płotką, zwalczając potwory, które próbowały na każdy możliwy sposób uniemożliwić moją dalszą podróż do Oxenfurtu. Moją misją, a raczej planem, było zabić Tajęże, która terroryzowała miasto, oczywiście, jeżeliby wierzyć plotkom. Ostatnimi czasy, nie miałem ochoty na chodzenie w głąb lasów dobrowolnie. Zabijałem te stwory tylko dla zamówienia, aby dostać pieniądze i móc ruszyć dalej.
Tydzień temu, kiedy spotkałem się z Yennefer, obwieściła mi plan jednego z królów. A mianowicie, chciał znaleźć pewną książkę, zawierającą wiedzę o najciemniejszej magii całego kontynentu. Nie wiedziałem po co, ani w jaki sposób ta bezużyteczna sklejka kartek miałaby coś zmienić. Szczerze? Nawet mnie to nie obchodziło. Moją pracą było zabijanie potworów, które zagrażały ludziom.

Podczas mojej drogi do Oxenfurtu, widziałem mnóstwo wiosek, które miały porozwieszane ogłoszenia. Nie poświęcając im więcej uwagi, marzyłem o chłodnym kuflu dobrego piwa. Miałem zamiar dzisiejszą noc spędzić w lesie, pomiędzy drzewami. Nie chciałem marnować swoich pieniędzy, na nocleg w jednej z karczm. To już nie te czasy, gdy podróżowałem z bardem. Wymuszał on wtedy choć jedną noc w tygodniu, której nie spędzilibyśmy pod gołym niebem. Za każdym razem oczekiwał miejsca,  gdzie można by było zjeść normalny, ciepły posiłek i umyć się. Czasem, gdy samotność mnie przytłacza, a cisza szumi w uszach, żałuję, że go wtedy zostawiłem. Pomimo, iż często mnie irytował, był w niektórych momentach również przydatny. Kiedy byłem zbyt leniwy na kąpiel, (czyli zawsze), to właśnie on bawił się moimi włosami, równocześnie zachwycając się ich kolorem i długością. Nie wiem, dlaczego je tak bardzo wielbił, ale sam fakt, że się o nie troszczył więcej niż ja, był ciekawy.

Gdy nareszcie dojechałem do wioski, przywiązałem swojego konia i wszedłem do gospody, zamawiając piwo. Jak zawsze siedziałem przy ostatnim stoliku, gdzie prawie nikt nie zaglądał. Nie potrzebowałem obserwatorów.

— Podobno nie zlituje się nad nikim! Mówią, że zabił trzydziestu żołnierzy sam, bez odniesienia żadnych poważniejszych obrażeń! —
Słyszałem rozmowy przy stoliku, który stał niedaleko mnie. Nie miałem pojęcia o czym, albo o kim rozmawiają, jednak zaintrygowany nasłuchiwałem dalej. Ten ktoś musiał być naprawdę niezły, skoro udało mu się zabić tylu mężczyzn. Chwilę jeszcze słuchałem rozmów wieśniaków, jednak, gdy już dopiłem swoje piwo, opuściłem gospodę.

— Mam nadzieję, że nie zanudziłaś się podczas mojej nieobecności. —
Powiedziałem do swojego konia, odwiązując wcześniej zawiązaną wokół płotu pętlę. Jednak nie było dane mi w spokoju odjechać.

— Wiedźminie! Stój! —

Krzyk kobiety zabrzmiał mi w uszach. Mogła mieć około trzydziestu lat. Włosy miała brązowe i lekko kręcone. Jej oczy wręcz błagały o pomoc. Widziałem w nich przerażenie, jednak nie byłem pewien, co owa kobieta może ode mnie chcieć.

— Proszę, pomóż mi! Mój mąż Radosz został porwany! —
Przybiegła do mnie ze złączonymi dłońmi. Czy ją wyglądałem na kogoś, kto by się zajmował szukaniem ludzi?

— Jestem Wiedźminem, a nie detektywem. —
Powiedziałem niezainteresowany. Chciałem wskoczyć na Płotkę i odjechać jak najdalej stąd, jednak kobieta nie odpuszczała.

— Mam w domu czwórkę dzieci, które pytają kiedy wróci ich ukochany ojciec, a ja muszę je okłamywać! Zlituj się nade mną, wiedźminie! Dam ci wszystko, tylko proszę, znajdź mojego ukochanego! —
Była na skraju płaczu. Naprawdę jej zależało na swoim mężu. Wiedziałem, że nie mogę tego tak zostawić. Moje serce zwyczajnie mi na to nie pozwalało.

— Gdzie go widziałaś po raz ostatni i kto go porwał? —
Zacząłem zadawać pytania, które miały mi pomóc w odnalezieniu tego człowieka.

— Stało się to niedaleko. Przyszedł pewien mężczyzna z żołnierzami. O coś się dopytywał, jednak Radosz nie udzielił mu odpowiedzi,  przez co został mocno pobity, a potem wrzucony do jakiegoś wozu. Porywacze odjechali w stronę Novigradu. —
Obwieściła kobieta. Nie miałem pojęcia, o co mogło chodzić, ale miałem nadzieję, że nagroda za to będzie duża.

— Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby go odnaleźć i przywieźć z powrotem do domu —
Powiedziałem i wsiadłem na Płotkę. Kobieta zaczęła mi dziękować, pełna nadziei. Nic więcej nie mówiąc, ruszyłem w drogę.

Jechałem za śladami pozostawionymi przez wóz, który miał rzekomo wieźć naszą zgubę. Mogłem się tylko domyślać, o co chodzi. Novigrad ostatnio na za dużo sobie pozwalał. Z tego co wiem, groził Oxenfurtowi z powodów biznesowych, a na koniec, wywalczył sobie więcej jedzenia, które im dostarczał sam Oxenfurt. Dużo plotek mówiło również o mordercy, zatrudnionym przez samego króla, który odwalał za niego całą brudną robotę. Nie wiedziałem, ile jest w tym prawdy, jednak przeczuwałem, że niedługo ją poznam. Zmęczony wydarzeniami z dzisiejszego dnia, zjechałem z głównej drogi do lasu. Nie zaszywałem się w głąb, aby nie tracić czasu, zmartwiony, że ślady kół mogłyby zniknąć lub zostać ponownie przysypane piachem do rana.

Następnego dnia, wróciłem na główną ścieżkę i ruszyłem z powrotem za lekko już zwietrzałymi śladami. Doprowadziły mnie one do Novigradu, gdzie zacząłem wypytywać o zaginionego mężczyznę. Dziwnym było to, że nikt z pytanych przechodniów go nie widział. Postanowiłem więc zawitać do gospody. Tam ludzie zawsze wiedzieli najwięcej. Stanąłem przy barze, gdzie barman nalewał piwo dla innego klienta, a następnie zmierzył mnie wzrokiem.

— Co podać? —
Spytał znudzony. Pewnie nie lubił tej pracy, ale cóż, sam jest sobie winny.

— Informacje. —
Odrzekłem, rzucając mu pieniądze na stół.
— Porwano mężczyznę z wioski położonej niedaleko Novigradu. Przywieziono go prawdopodobnie przedwczoraj w wozie, podczas pory nocnej. Widziałeś coś? —
Spytałem, nie owijając w bawełnę. Czym prędzej zdobędę potrzebne informacje, tym szybciej będę miał spokój. Barman spojrzał na skórzany worek, otworzył go i ze skupieniem studiując jego zawartość, zastanawiał się. Mój wzrok i ilość monet, przekonały go do mówienia. Gestem wykonanym przez jego rękę, zrozumiałem, że mam się nachylić. To też zrobiłem i słuchałem uważnie, analizując każde wypowiedziane przez mężczyznę słowo.

— Z tego, co słyszałem, porywają rolników z pobliskich wiosek, nie wiem jednak do czego są wykorzystywani. Więżą ich w pałacu króla. —

Powiedział ciszej, wracając do polerowania szklanki. Nie miałem pojęcia, co król znowu wymyślił, ale wiedziałem, że to nie będzie nic dobrego. Jeśli dobrze pamiętam, władca Cyrus nie był jednym z najmilszych królów. Za każdym jego planem chował się dalszy, znacznie gorszy spisek.

— Jak się dostanę do pałacu? —
Spytałem obojętnym głosem. Chciałem to już mieć za sobą. Mężczyzna udawał, że nie usłyszał pytania, które padło i zaczął nalewać piwo następnemu klientowi. Wiedziałem, czego chce. Wysypałem więcej novigradzkich koron na stół, a barmanowi zaświeciły się oczy i ponownie odwrócił się w moją stronę, odpowiadając na wcześniej zadane przeze mnie pytanie.

— W nocy, jedna brama prowadząca do pałacu stoi pusta. Nikt jej nie pilnuje, ale za to w środku są wszędzie straże. Niemożliwym jest się tam dostać—
Pokręcił głową. Tyle mi wystarczyło do obmyślenia planu. Nie chciałem sięgać po przemoc, kiedy nie musiałem. Najpierw spróbuję odbyć dyplomatyczną rozmowę.

— Hm. —
To był ostatni dźwięk, jaki się ze mnie wydostał. Opuściłem gospodę, mając na celu dojście do pałacu, który był położony dalej od miasta. Nie wiedziałem, co tak na prawdę mógłbym zaoferować komuś takiemu jak Cyrus, jednak nie porzucałem nadziei. Musi przecież istnieć rzecz, która skłoniłaby go do oddania jednego marnego rolnika w moje ręce.

— Stać! Nikt nie przejdzie przez bramę! —
Krzyknął do mnie jeden z rycerzy, którzy pilnowali wejścia do zamku.

— Jestem Geralt z Rivii. Przyszedłem tu, by dobić targu z waszym władcą. —
Obwieściłem spokojnym tonem. Gdy usłyszeli o interesach, wpuścili mnie do środka. Owszem, nie mogłem iść sam. Byłem prowadzony przez ośmiu rycerzy.

— Wasza wysokość, przyszedł Wiedźmin, który chce z królem dobić interesu. —
Jego sługa się ukłonił i wskazał na mnie. Nie miałem zamiaru się przed nim płaszczyć, ani nic podobnego. Cyrus był cwanym, lecz mądrym władcą, który wiedział, kiedy warto robić z kimś interesy. Jednak był też tyranem. Mówiono o nim tylko złe rzeczy, nigdy od nikogo z ust nie padła pochwała, skierowana w jego stronę. Podobno powiesił całą rodzinę za to, że jeden z członków przez przypadek rozlał mu napój. Czy była to prawda? Nie wiem, jednak to dosyć prawdopodobne.

— Geralt z Rivii. Kto by się spodziewał takiego gościa? —

Zapytał, dobrze wiedząc kim jestem. No tak, historie o mnie były różne, lecz znane na całym kontynencie. Każdy słyszał choć jedną opowieść, lub balladę ze mną powiązaną.

— Przyszedłem w sprawie jednego z rolników. —

Zacząłem. Nie miałem zamiaru zostawać na dłużej. Obowiązki mnie wzywały, a to miasto i tak jest pełne fanatyków wiecznego ognia, którzy dają sobie wcisnąć do głowy każdą głupotę.
— Jego żona ma w domu czwórkę dzieci, które czekają na powrót ojca. Pozwól mi go zabrać do domu. —
Król wyglądał, jakoby rozmyślał nad moją propozycją, jednak było to tylko moje złudzenie. Nawet nie pomyślał o wypuszczeniu niewinnego rolnika. Nic by nie otrzymał w zamian, a opinia ludu go nie obchodziła. Ważna jest tylko władza i poddani, którzy będą za tobą stać choć wbrew własnej woli.

— Kusząca propozycja, ale nie zgadzam się. Co bym za to dostał? Dobrze wiesz wiedźminie, że nie ma na tym świecie nic za darmo. —

Zszedł z tronu, podchodząc do stolika, z którego zgarnął jabłko w dłoń i spojrzał na mnie.
— Kobieta musiała ci dużo zaproponować, że miałeś odwagę o coś takiego prosić. Powiedz, może kiedy jej dam pieniądze, zapomni o swoim mężu? —
Wiedziałem do czego zmierza. Chciał przekupić mnie i tę dziewkę. Wiedział, że jego plan byłby zagrożony, gdybym się nie zgodził.

— Pieniądze nic tu nie dadzą. Tutaj chodzi o rodzinę i miłość. —
Nie dałem się przekupić. Mój koci wzrok był wklejony w króla, który bawił się owocem, uśmiechając się do mnie.

— No tak, rodzina jest czymś ważnym w dzisiejszych czasach dla tych naiwnych głupców bez majątku. Nie mają nic oprócz nadziei, że dzięki niej się coś zmieni. Rodzina jest jak to jabłko. —
Pokazał na czerwony owoc, który dalej trzymał w ręku.
— Jest piękne i smaczne. Lecz, gdy odgryzie się kawałek, już nie jest tak piękne jak przedtem. —
Powiedział, po czym wgryzł się zachłannie w owoc.
— Dziura w nim zostanie na zawsze, ale można ją zakryć inną częścią, innego jabłka. Wtedy będzie wszystko praktycznie jak kiedyś. —
Wiedziałem, że mówił o pieniądzach, które miały zakleić dziurę po stracie bliskiego, ale co to da, skoro i tak ukochanego nie będzie przy jego żonie?

— Czyli rozumiem, że mi go nie dasz i proponujesz pieniądze. Podziękuję. Chce tego rolnika. —

Stanąłem na swoim. Cały czas byłem spokojny. Nie miałem powodu, by się denerwować. To nie był mój bliski i ta sprawa mnie nie dotyczyła, jednak chciałem, aby rolnik wrócił do swoich dzieci.

— Chyba się nie dogadamy, wiedźminie. Miło było się dowiedzieć, że żyjesz, a teraz żegnaj. —

Machnął ręką, na znak, aby wyprowadzić mnie z pałacu. Jednak strażnicy nie musieli stawiać nawet kroku w moją stronę. Sam odszedłem, zastanawiając się nad dalszymi wydarzeniami. Warto było spróbować zabrać stamtąd rolnika. Wiedziałem, jak mniej więcej wygląda, kiedy go przywieźli i w jakim może być stanie. Po prostu trzeba się tam tylko jakoś dostać.

Poczekałem, nim słońce schowa się za taflę morza, które oblewało część Novigradu. Kiedy księżyc zawładnął niebem, uznałem, że to dobra pora by się wszcząć plan w moje życie. Rzuciłem kamieniem w ścianę, co przykuło uwagę strażników. Od razu poszli w tym kierunku, a ja na spokojnie znalazłem się po drugiej stronie bramy. Wiedziałem już, jak co gdzie wygląda, dzięki moim dzisiejszym odwiedzinom u króla. Gdy dostałem się do głównych drzwi pałacu, postanowiłem użyć znaku Somne, który spowodował zapadnięcie w sen strażników na jakiś czas. Tak więc się wkradłem się do pałacu. Dostałem się przez główną straż, a dalej miało iść gładko, jednak przechytrzyli mnie. Pewnie spodziewali się mojego ponownego przyjścia i zaplanowali, aby mnie otoczyć. Było ich za dużo i nie chciałem, by polała się niepotrzebnie krew.

— Poddaj się, inaczej zaatakujemy! —
Krzyknął jeden ze strażników. Wziąłem głęboki wdech , a potem wydech, po czym położyłem swój miecz na ziemię, jako znak poddania się. Tak więc zostałem zabrany do głównej sali. Stoły były przepełnione przeróżnymi potrawami i napojami, przeważnie piwem. Widocznie szykował się bankiet.

— Wiedziałem, że nie poddasz się bez walki! —
Zaśmiał się król, który przybył właśnie do sali. Widocznie miał dobry humor.
— W innych okolicznościach nazwałbym cię głupcem, ale już dzięki twojej reputacji wiem, że jesteś nieugięty i przebiegły. Oczywiście, twoje dzisiejsze czyny były za prawdę odważne, jednakże naiwne.—
Dalej się uśmiechał. Śmiał mi się w oczy za to, że dałem się złapać jednak, mnie to jakoś nie ruszało. Tyle razy ktoś mnie złapał, a za każdym razem wydostawałem się z więzienia.

— I co teraz? Zabijesz mnie? —
Spytałem, dalej się tym nie przejmując. Groźby i przeklinanie mnie, było na porządku dziennym. Po prostu ludzie nie doceniali mojej pracy, którą wykonywałem dla nich, by im się lepiej żyło.

— Proszę cię. —
Zaśmiał się, kręcąc głową.
— Szkoda cię zabijać, ale też głupota cię wypuszczać. Zostaniesz tutaj na jakiś czas pod pałacem. Jesteś za? Wiem, że tak. Taka oferta jest nie do odrzucenia. —
Wrednie się uśmiechnął, wkładając do ust winogrona. Wiedziałem, że taki jak on są bez szacunku. Nie widzą nic oprócz swojego nosa i władzy. Nie miałem nic do powiedzenia. Po prostu się lekko zaśmiałem, kręcąc głową.

— I żebyś zrozumiał, że to ja tutaj rządzę, muszę cię ukarać bardziej, niż tylko więzieniem. —
Powiedział machając ręką. W tej chwili przyprowadzili tego rolnika, którego szukałem. Był pobity i wyczerpany. Zgaduję, że trzymali go bez jedzenia i picia cały dzień. Wiedziałem, co Cyrus chce zrobić. Nie mógł być aż tak bezczelny. Nie wierzyłem w to, że można być takim człowiekiem.
— Może by się to nie musiało tak skończyć, gdybyś odpuścił, Geralcie. —
Uśmiechnął się, podchodząc do niewinnego rolnika i śmiejąc się z niego.

— Myślałem, że jesteś bardziej rozsądny. —
To było jedyne, co wydobyło się z moich ust. Nie mogłem bardziej skomentować zaistniałej sytuacji, patrząc na moje położenie. Zdawałem sobie sprawę, że może i jest to na prawdę moja wina, ale prędzej czy później by go zabili.
Już chciał coś powiedzieć, ale naszą rozmowę przerwał jego sługa, który przyszedł z "bardzo ważną informacją".

— Mój panie, już wrócił.—
Nie miałem pojęcia o kim mowa. Pewnie jakiś rycerz wrócił z misji, którą dał mu król, ale co ja mogłem wiedzieć? Nie obchodziło mnie, co tu się działo. Nie byłem tu od problemów politycznych, ani niczego podobnego.

— Nareszcie. Już się bałem, że się zgubił. —
Napił się wina, pokazując na mnie i znowu zwracając na mnie wzrok.
— Może słyszałeś o mordercy z Novigradu? Każdy się go boi, jest nie do powstrzymania, zabił 30 żołnierzy własnymi rękoma, bez niczyjej pomocy. —
Zaczął wyolbrzymiać. Zaciekawił mnie ten "ktoś" z Novigradu. Chciałem się przekonać, czy naprawdę jest tak dobry jak o nim mówią, jednak wiedziałem, że jest po złej stronie i będzie trzeba się go kiedyś pozbyć. Jest zbyt niebezpieczny.
— Przedstawiam ci mojego ulubieńca. —
Wskazał na duże drzwi, które otworzyli poddani.

Do sali weszła postać mężczyzny. Na głowie miał ciemno-brązowy kapelusz. Po jednej stronie, był lekko zagięty w górę i w środku miał długie, czerwone piórko. Owy kapelusz, był za bardzo elegancki, jak na kogoś, kto kocha się kąpać w krwi. Na sobie miał długi, czerwony płaszcz ze skóry. Wyglądał na za drogi jak na kogoś, kto tylko i wyłącznie morduje. Owszem, jeśli król by mu nie płacił za te morderstwa całkiem sporych pieniędzy. Jestem na świecie już długo i wiem, jak wyglądają takie potwory, którym jest on. Nie są tak elegancko ubrani. Raczej chodzą jak biedacy, ponieważ nie obchodzi ich wygląd. W nim było jednak coś, co go wyróżniało. Wyglądało na to, że dbał bardziej niż powinien o swój wygląd.
Spodnie miał czarne tak samo, jak wysokie buty, które miał na nogach. Nagle wziął w swoje ręce lutnię, którą miał przewieszoną na plecach i zaczął grać jakąś melodię. Skoczył na stół, po którym przeszedł, pomiędzy jedzeniem i zeskoczył przy królu. Ta melodia była mi znana. Gdzieś ją już kiedyś słyszałem. Ten morderca,miał coś znajomego w sobie. Nawet na mnie nie spojrzał. Nie wiedział z kim ma do czynienia, tak samo, jak ja.
Cyrus wskazał na rolnika, który płakał ze strachu. Wiedział co go czeka, tak samo, jak my wszyscy tutaj. Mężczyzna w kapeluszu odłożył swoją lutnie i podszedł do rolnika, wyciągając dwa, długie, jednak krótsze niż miecz noże.

— Przedstawiam ci mojego syna —
Uśmiechnął się król, wskazując na mężczyznę, który przyłożył nóż do gardła swej ofierze.

— Pozdrów ode mnie Szatana. —
Usłyszałem znaną mi melodię głosu. Nie wierzyłem własnym uszom.

To nie może być prawda.

W tej chwili mężczyzna poderżnął gardło rolnikowi, który zaczął dusić się własną krwią. Straszliwa śmierć, na którą nie zasługiwał.

— Nie! —
Wiedziałem, ze mój krzyk na nic się zda. Jednak nie była to rzecz, która mnie najbardziej martwiła.

— Juliana, znanego kiedyś jako Jaskier, bard nad bardami! —
Dokończył swoje zdanie Cyrus. Na chwilę przestałem oddychać.

To nie może być prawda.
To jest zwykły, głupi sen!

W tej chwili spojrzał na mnie on...
Jaskier. Nie wierzyłem własnym oczom. Powtarzałem w kółko jak mantrę: to nie jest ten sam Jaskier. Jednakże... Jedyne co się zmieniło w jego wyglądzie, to dłuższe włosy i lekki zarost na twarzy, prawie jednak niewidoczny. Oczy miał dalej takie same: duże i niebieskie, jednak już w nich nie widziałem radości, którą kiedyś miał w sobie. Widziałem w nich obojętność, ale też przerażenie. 

Kiedy zauważył kim jestem, stanął nieruchomo w miejscu. Nie wierzył, że to jestem ja, pewnie tak samo, jak ja nie wierzyłem, że to jest ten sam Jaskier, którego kiedyś zostawiłem, nawet, gdy mi mówił, że szuka go ktoś bardzo groźny i może mu zrobić krzywdę. Nie wiedziałem jednak, że chodzi o coś tak bardzo ważnego. W tej chwili oblało mnie poczucie winy. To przeze mnie Jaskier został złapany i zrobili z niego potwora.

— Jaskier? —
To było jedyne, co byłem w stanie powiedzieć. Nie mogłem uwierzyć, że to on. Ten sam Jaskier, który by nie skrzywdził nawet pszczółki, ponieważ widział w niej coś ważnego dla świata. Ten sam Jaskier, który się śmiał i radował z każdej głupoty i gadał więcej, niż to było możliwe do przetworzenia.

— Znacie się? —
Spytał od razu podejrzliwie król. Pewnie nie wiedział o naszych podróżach, choć ballady Jaskra o mnie były bardzo sławne.

— Znam go tylko z ballad. Geralt z Rivii, rzeźnik z blaviken. Egoistyczny wiedźmin. —
Widziałem tą nienawiść w oczach Jaskra. Nie byłem ślepy, jednak dalej wierzyłem w to, że to tylko głupi sen. To, co się właśnie działo, nie mogło być prawdą. Po prostu w to nie wierzyłem.

— Widzę, że mówi się o tobie też złe rzeczy. —
Zaśmiał się Cyrus, podchodząc do Jaskra, swojego syna. Jakim cudem on jest jego synem? Przecież są od siebie charakterem tak różni. Cyrus był tyranem, a Jaskier niewinną duszyczką.
— Zabierzcie go na dół. Niech tam zdechnie z głodu. —
Rozkazał król, po czym straże mnie wyprowadzili. Nie broniłem się. W tej chwili, wszystkie moje plany legły w gruzach. Jedyne, czego chciałem, to wiedzieć, co stało się Jaskrowi. Nie mogłem tak żyć z uczuciem, że mój dawny wspólnik podróży jest teraz największym mordercą w Novigradzie. To się po prostu nie mieściło w głowie. Cały czas patrzyłem na barda, tak samo jak on na mnie, zanim go nie straciłem z pola widzenia.

Zostałem zamknięty w więzieniu pod pałacem i pierwszy raz w życiu nie chciałem się stąd wydostać. Potrzebowałem Jaskra. Musiałem się dowiedzieć, jak to wszystko jest możliwe. To, że jest synem Cyrusa i mordercą, kiedy to on był zawsze tym niewinnym, głupim bardem, który miał tyle szczęścia, ile problemów.

Nie wybaczę sobie, jeśli to przeze mnie go złapali.

✧・゚: *✧・゚:*✧・゚: *✧・゚:*✧・゚: *✧・゚:*


Hejka! Mam nadzieję, że pierwszy rozdział was zainteresował ^^.

Zdaje sobie sprawę, że dużo ludzi może nie znać wiedźmińskich znaków ,więc mogę je tutaj rozpisać.

Znak Aard - wytwarza i wypycha energię od rzucającego w kierunku przeciwnika lub przeszkody

Znak Aksji - używany jest do poskramiania zwierząt czy nawet ludzi.

Znak Igni - wytwarza ogień w postaci krótkiego stożka lub małej wiązki płomieni.

Znak Quen - wytwarza magiczną barierę ochronną która chroni wiedźmina.

Znak Yrden - zabezpiecza przed otwarciem. W grach służy jako pułapka. Spowalnia przeciwników którzy wejdą w jego zasięg.

Znak Heliotropu - amortyzuje uderzenia o twardą powierzchnię jak podłogę czy ścianę. Zatrzymuje też zaklęcia.

Znak Somne - powoduje u osoby poddanej jego działaniu zapadnięcie w sen.

19.01.2022

Continue Reading

You'll Also Like

6.8K 604 16
Wielka przygoda z dramą w tle. Charlie, uczestniczka z Polski, wchodzi w świat Eurowizji z przytupem. Jest pewna siebie, ciesząc się z tego wielkiego...
9.6K 568 24
Uczeń z problemami i świeżo upieczony nauczyciel oraz opcja pomocy. Tylko czy pomoc w tym przypadku ma tylko jedno znaczenie. Oni widzą kilka znaczeń...
13.4K 2.8K 30
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
69.7K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...