środa, 20 października
Strach i niepewność to naturalne, ludzkie emocje, ale jako managerowie nigdy, przenigdy nie okazujcie ich swoim pracownikom. Już nawet niemowlęta wyczuwają strach swoich rodziców, co udziela się także im i katastrofa gotowa. Co by się w waszej pracy nie działo, zawsze miejcie podniesioną głowę i mówcie "spokojnie, damy radę, ogarniemy to, mam plan". Tylko pewnością siebie jesteście w stanie osiągnąć sukces.
Powtarzając słowa, które usłyszała kilka miesięcy temu na szkoleniu managerskim, Julia pewnym krokiem wkroczyła do biura. Dziś rano zaczęła analizować całą sprawę i dotarło do niej, że w piątek była zbyt potulna. Mimo, że była wdzięczna Adamowi za to, że jej bronił, powinna być bardziej stanowcza i bronić swojego dobrego imienia. Zdecydowanie nie powinna pozwalać sobie na jakiekolwiek zastraszanie. Stres uszedł z niej właściwie w momencie, kiedy wysiadła z autobusu i zobaczyła biurowiec. Co będzie, to będzie, pomyślała. Z pracy mnie przecież nie wywalą.
Wczorajsza niedziela należała prawdopodobnie do najprzyjemniejszych w tym roku. Można było powiedzieć, że obecność Filipa w jej mieszkaniu podziałała na nią jak najbardziej skuteczny antydepresant. Cieszyła się, że pozwoliła mu do siebie wrócić. I nie miała już żadnych obaw w związku z odnowieniem tej relacji.
- Zapraszam - piorunując ją wzrokiem, Beata otworzyła drzwi do sali konferencyjnej. Julia spojrzała jej wyzywająco w oczy i weszła do środka. Zastała tam już Adama i Jakuba Żabińskiego, prezesa gdańskiego oddziału firmy. Gdzie byli pozostali zaproszeni uczestnicy?
- Cześć - wymieniła uścisk dłoni z Żabińskim. Ku jej zdziwieniu, nie wyglądał na zdenerwowanego.
- No dobrze, to chyba możemy zaczynać - Beata zamknęła drzwi i usiadła obok Jakuba. - Jesteśmy w mniejszym gronie, okazało się, że Robert z Krzysztofem musieli wrócić do Gdańska.
- Co nie znaczy, że nie zdążyłem z nimi porozmawiać - Kuba poprawił kołnierzyk białej koszuli. Julia pierwszy raz widziała go na żywo - do tej pory rozmawiali jedynie raz przez kamerkę i jeszcze nie zdążyła wyrobić sobie o nim zdania. - Nie powiedziałbym, żeby była to miła rozmowa. Muszę wam powiedzieć, że byłem zdumiony, że moi pracownicy wykazali się takim brakiem profesjonalizmu.
Adam i Beata spojrzeli po sobie, a następnie zerknęli na Julię, która również była zdziwiona, jednak zachowywała pokerową twarz. Wyczekująco patrzyła na Żabińskiego.
- Na czym ten brak profesjonalizmu polegał? - zapytała, patrząc na niego spode łba.
- Nie sądziłem, że mam w zespole dwóch seksistów, dyskredytujących kompetencje jednej z kluczowych osób w kwestii projektów - ciągnął Kuba z wyczuwalną skruchą. O proszę, czyli swoją niechęć do Julii okazywali także w rozmowie z własnym szefem? Świetnie, odwaliliście za mnie robotę i jeszcze sami się wkopaliście. Julia czuła ogromną ulgę, ale nie okazywała tego. - Przede wszystkim, Julia, to chciałbym cię za nich bardzo przeprosić. Osobiście dopilnuję, żeby zrobili to samo.
- Ja nie potrzebuję przeprosin - potrząsnęła głową i spojrzała na zaskoczonego Adama. - Potrzebuję ludzi, którzy nie będą patrzyli na mój wiek i płeć przy tak poważnej współpracy. To nie polityka, to jest biznes.
- Oczywiście - Kuba pokiwał głową jak dziecko, które dostało reprymendę od nauczycielki i dodatkowe zadanie za karę. - Wyznaczyłem do tego Kasię Pawłowską i Karola Szyszło, są to najmilsi ludzie, jakich znam, a przy tym także świetni pracownicy. Będą w Warszawie od środy do piątku.
- No dobrze - odezwał się Adam. - To jeszcze dziś zaproszę ich na spotkanie i za parę dni wszystko sobie omówimy.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - Beata patrzyła nieufnie na Żabińskiego. Julia zerknęła na nią z nutą satysfakcji. I co, głupia krowo? Sądziłaś, że będziecie dzisiaj wieszać na mnie psy, a tymczasem usłyszałam przeprosiny. Szkoda, że nie widzisz swojej miny. - Robert i Krzysztof posiadają ogromne doświadczenie w projektach.
- Kasia z Karolem także - stwierdził Jakub. - Słuchajcie, praca pracą, ale polityka firmy, poza dobrem klienta, zakłada też szacunek wobec każdego pracownika. Ta współpraca ma trwać dwa miesiące i nie pozwolę na to, by ten czas był pełen nerwów i napięcia.
- Cieszę się, że doszedłeś do tego wniosku - Julia wstała. - Za dziesięć minut mam kolejne spotkanie. Czy to wszystko?
- Tak, tak, oczywiście - Kuba również wstał. - Jeszcze raz bardzo cię przepraszam.
Julia posłała znaczące spojrzenie Beacie i Adamowi, pożegnała się z Kubą i wymaszerowała z sali konferencyjnej. Błyskawicznie znalazła się w swoim gabinecie, usiadła w fotelu i zaczęła odliczać. Nie minęło dziesięć sekund, aż w środku pojawił się Adam. Zatrzymał się przy drzwiach, wbijając w Julię zdziwiony wzrok.
- Co jest? - spytała.
- Cóż - powiedział z uniesionymi brwiami. - Zaskoczyłaś mnie.
- Pozytywnie czy negatywnie?
Nie odpowiedział od razu. Naprawdę był zdezorientowany - miał wrażenie, że Julię ktoś podmienił.
- Ciężko powiedzieć - podszedł bliżej. - Jestem po prostu zaskoczony. Do tej pory uważałem cię za bardziej spokojną i wyważoną osobę...
- Ja byłam spokojna - stwierdziła. - To, że się nie uśmiechałam i nie kiwałam głową jak figurka pieska w samochodzie, nie znaczy, że nie byłam wyważona.
Adam zamrugał oczami, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszał. Julia zerknęła na smartwatcha, wyciągnęła z szuflady grubą teczkę i wstała z fotela.
- Idę na spotkanie. Pogadamy później.
Pewnym krokiem wyszła z biura. Opłacało się opuścić strefę komfortu, myślała. Idąc korytarzem, minęła wzburzoną Beatę, która unikała jej wzroku. Na twarzy Julii pojawił się satysfakcjonujący uśmiech.
***
Laptop Filipa miał być gotowy do odbioru jeszcze pod koniec tego tygodnia. Chociaż tyle, myślał, zdumiony przeglądając miliard nowych i zupełnie mu niepotrzebnych funkcji w nowym telefonie. Nigdy nie potrzebował nie wiadomo jak zaawansowanego sprzętu, toteż od wielu lat używał iPhone'a 7 i ani myślał zmieniać go na nowszy model. Niestety, w sobotni wieczór zdany był na to, co było na stanie w sklepie Apple i zmuszony był kupić iPhone'a 11, w dodatku zielonego. Spędził pół nocy na kopiowaniu danych i ogólnym ogarnianiu telefonu, a i tak nadal nie mógł się do niego przyzwyczaić. Był zły na to, że niektóre funkcje, które bardzo ułatwiały mu życie w poprzednim telefonie, w nowym modelu zostały zastąpione innymi, mniej przyjaznymi udogodnieniami.
Starał się jednak nie przejmować tak błahymi rzeczami, kiedy w jego życiu uczuciowym ponownie zaszły pozytywne zmiany. Odkąd trafił na Julię trzy tygodnie temu, czuł się jak nowo narodzony, budził się z myślą, że los się do niego uśmiechnął. Każdego dnia robił małe kroki do przodu, by odbudować jej zaufanie i efekty były zauważalne. A to, co zdarzyło się w niedzielę, mógł śmiało nazwać najpiękniejszym momentem ostatnich dwóch lat.
Mimo że właśnie jeden z ważniejszych celów został osiągnięty, Filip wiedział, że to jeszcze nie koniec. Nie mógł przestać się starać o względy Julii, bo miał świadomość, że musi wynagrodzić jej to, co zrobił parę lat temu. I tak był wielkim szczęściarzem, że w ogóle mu wybaczyła. Chciał umówić się z nią w poniedziałek po pracy, ale musiała zostać po godzinach. We wtorek tak samo. Dopiero w środę udało się jej skończyć o w miarę ludzkiej porze i zgodziła się na spotkanie.
- Witam, pani manager - zaskoczył ją pod wejściem do biura, trzymając w rękach ogromny bukiet czerwonych róż. Julia uniosła brwi. Była tak zaskoczona, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Oprzytomniała dopiero kiedy usłyszała jakieś głosy za plecami, wyciągnęła rękę po bukiet i powiedziała cicho:
- Dziękuję, Filip. Ale chodźmy już stąd.
No i znowu zaczną się plotki na mój temat, myślała, gdy zaczął ją prowadzić w stronę auta. Oczywiście, była miło zaskoczona, ale gdzieś w środku czuła niepokój. Już raz przeżywała obgadywanie jej za plecami w firmie i nie chciała, by to się powtórzyło.
- Pięknie wyglądasz - powiedział, gdy wsiedli do czarnego bentley'a, zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Filip zgasił światło w samochodzie i pocałował Julię w usta. Dzień od razu stał się lepszy.
- Dziękuję - wygładziła sukienkę w kolorze butelkowej zieleni i zdjęła z płaszcza płatek róży. Filip otworzył schowek i wyjął z niego czarną, satynową opaskę na oczy.
- Hm? - Julia uniosła brew, kiedy wyciągnął opaskę w jej stronę.
- Załóż, proszę.
- Żartujesz? - zamrugała oczami.
- W żadnym wypadku. Mam dla ciebie niespodziankę.
Spojrzała na niego pytająco, lecz on tylko tajemniczo się uśmiechał, przysuwając opaskę bliżej
- Filip... - westchnęła zniecierpliwiona.
- Zakładaj, nie narzekaj - ponaglił ją. Zrobiła obrażoną minę i w końcu założyła opaskę.
- Jeśli masz zamiar mnie porwać i urządzić coś w stylu 365 dni, to odradzam - powiedziała groźnie.
- Dziwne masz te fantazje - parsknął śmiechem, ale już sekundę później sam zaczął myśleć o sprawach łóżkowych. Na chwilę wyłączył się, wspominając ich pierwszy raz we włoskim hotelu. Widok Julii w hotelowym łóżku na trwałe wrył się w jego pamięć - promienie słońca wpadające do pokoju, nadające jej śniadej skórze złocisty kolor, kontrastujący ze śnieżnobiałą pościelą, długie nogi wystające spod cienkiej kołdry, rozmarzony wzrok...
- Filip?
- Przepraszam, mówiłaś coś?
- Pytałam, czy mam się bać.
- Ależ skąd. Gwarantuję ci, że będziesz zadowolona.
Spodziewała się długiej drogi, tymczasem niecałe piętnaście minut później buczenie silnika samochodowego ustało. Usłyszała dźwięk przekręcania kluczyka w stacyjce, następnie Filip wysiadł z auta, otworzył drzwi po stronie pasażera i pomógł jej wysiąść.
- Mam nadzieję, że to nie jest żaden prank - powiedziała, czując podmuch wiatru na twarzy. W tle słyszała normalny zgiełk ulicy, więc musieli być wciąż w Śródmieściu.
- Julka, za kogo ty mnie masz? - spytał, obejmując ją mocno w pasie. - Okej, idziemy, powoli.
W pewnym momencie poczuła ciepło - weszli do jakiegoś budynku. Usłyszała cichą, łagodną muzykę, jakieś głosy w tle. Zastanawiała się, czy ktoś patrzy na nich z boku, myśląc, co tu się w ogóle dzieje.
- Gesù Cristo! - powiedziała, czując nagle ruch podłogi.
- Spokojnie, to tylko winda - uspokoił ją Filip.
- Czy uda mi się przeżyć ten dzień bez zawału serca?
- Proszę cię, nigdy nie bawiłaś się w ciuciubabkę za dzieciaka?
- Wtedy byłam młodsza i miałam zdrowe serce.
- To na następną randkę zabiorę cię do kardiologa.
Jechali podejrzanie długo. Filip cały czas obejmował ją w pasie, choć stała w miejscu i nie groziło jej żadne potknięcie ani nic takiego. W pewnym momencie poczuła, jak przytykają się jej uszy - musieli być dość wysoko.
- Piętro czterdzieste - usłyszała.
- Które? - zawołała. Gdzie on ją, do cholery, zabrał? - Filip, gdzie my jesteśmy?
- Zaraz się dowiesz - pociągnął ją do przodu. Przeszli parę kroków i zatrzymali się. Filip ściągnął jej płaszcz i dodał: - Okej, nie ruszaj się przez chwilę, ja zaraz wrócę.
- Dokąd idziesz?
- Moment, zaufaj mi.
Z niewiadomych powodów serce zaczęło bić jej kilka razy szybciej. Miejsce, do którego ją zaprowadził, było podejrzenie ciche, słyszała jedynie kroki Filipa i jakieś przytłumione głosy. Czuła się dość nieswojo i, mimo, że Filip był pewnie jakieś kilka metrów dalej, czuła coraz większy niepokój.
W pewnym momencie usłyszała cichą muzykę. Bardzo szybko rozpoznała utwór Slow Dancing in a Burning Room Johna Mayera, jedną z jej ulubionych piosenek. Chwilę później pojawił się przy niej Filip, lekko dotykając jej ramion.
- Dwa kroki do przodu - szepnął. - Jeszcze jeden, jeszcze... okej. A teraz uwaga, zdejmuję opaskę.
Chwilę później odsłonił jej oczy. Zaczęła ostrożnie podnosić powieki, powoli przyzwyczajając się do światła. Nagle zaczęła mocniej mrugać oczami, bo przed sobą zobaczyła ogromne okna i panoramę wieczornej Warszawy. Znała to miejsce. Panorama Sky Bar, najwyżej położony koktajl bar w Polsce, usytuowany na jednym z najwyższych pięter hotelu Mariott w Śródmieściu.
- Pani pozwoli - wyciągnął do niej rękę. Była tak zaskoczona tym, co zobaczyła, że zareagowała dopiero kilka sekund później. Podała mu dłoń i zobaczyła, że ma na sobie oliwkową koszulę. Taką samą, jak w dniu, w którym się poznali.
- Ee... tutaj jest parkiet? - bąknęła, gdy poprowadził ją na środek baru.
- Normalnie nie - wyjaśnił. - Dla nas zrobili wyjątek i poprzestawiali stoły.
Wciąż była w głębokim szoku. Nie wiedziała, gdzie oczy podziać - patrzyła to na Filipa, to w okna na panoramę miasta, to rozglądała się dookoła, zastanawiając się, gdzie podziali się wszyscy ludzie. Pełnia wrażeń była wręcz przytłaczająca. Była tutaj raz, na urodzinach Moniki trzy lata temu, i pamiętała, że zastała tu wtedy taki tłum, że ledwo zobaczyła Pałac Kultury - okna były zastawione ludźmi, którzy robili sobie zdjęcia na tle Warszawy.
- A... dlaczego tu nikogo nie ma? - spytała. - Nikt nas mnie widział?
- Dlaczego ty zadajesz tyle pytań? - Filip mocniej przyciągnął ją do siebie, kołysząc się w rytm muzyki. - Ciesz się chwilą. Pogadamy w swoim czasie.
Uśmiechnęła się lekko i pozwoliła mu prowadzić w tańcu. Wciąż czuła się trochę nieswojo i nie mogła powstrzymać wzroku przed bieganiem po całej sali. Tymczasem Filip patrzył tylko na nią. Widok radości malującej się na jej twarzy był naprawdę niesamowity.
- Nie wierzę, że mnie tu przyprowadziłeś - powiedziała jakiś czas później, gdy zajęli miejsce na kanapie przy oknie. Kilka minut temu kelner przyniósł im drinki - Julia zastanawiała się, skąd wiedział, w którym momencie ma wejść i co przynieść, ale nie zadawała już żadnych pytań.
- Oj tam - powiedział skromnie Filip, mocniej obejmując ją ramieniem. - To drobiazg, naprawdę.
- Drobiazg? - uniosła brwi. - Chyba żartujesz. Ja nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, ile to wszystko musiało kosztować.
- Pieniądze nie są tu najważniejsze - wyjaśnił. - Ja wiem, że to może był mało oryginalny pomysł, ale ze względu na porę roku miałem ograniczone możliwości.
- Oryginalny czy nie, to nieistotne. Tutaj jest tak pięknie - znowu wbiła wzrok w okno. Filip złapał ją za rękę. Sam nie był w stanie otrząsnąć się z wrażenia, że to wszystko mu się wciąż śni. Był przekonany, że w tym momencie na świecie nie było drugiego takiego szczęściarza jak on.
- I cicho - zauważył.
- Fakt - przyznała. - Środek miasta, a tutaj jak makiem zasiał.
- Nigdy tu wcześniej nie byłem, wiesz?
- No co ty - odwróciła głowę w jego stronę.
- Wszystko załatwiałem telefonicznie i przez Internet - wyjaśnił. - A ty... ty już tu byłaś, tak?
- Tak, ale, proszę cię, tu nawet nie ma porównania - machnęła ręką i wyciągnęła z torebki telefon, by zrobić zdjęcie panoramy. Gdy skończyła, Filip wyciągnął swojego iPhone'a.
- Chodź, przetestujemy możliwości fotograficzne mojego nowego aparatu - zaproponował. Odwrócili się plecami do okien i Filip zaczął robić zdjęcia. Na ostatnim pocałował Julię w usta i po chwili postanowił odłożyć telefon, bo uczucia wzięły w górę. To nie był sen, powtarzał w myślach. To, co jeszcze tak niedawno wydawało się być poza zasięgiem jego możliwości, stawało się prawdą. Trzymał w rękach cały swój świat i ani myślał go puścić.