Helianthus | Kaebedo Genshin...

By sad_bloody_angel

534 64 123

"W progu stał wysoki chłopak, w zadziwiająco eleganckich ubraniach. Opierał się ramieniem o framugę drzwi, rz... More

~Promesse~

534 64 123
By sad_bloody_angel

Intensywny i przenikający zapach rozpuszczalnika i farb olejnych unosił się w całym pomieszczeniu, skutecznie zwracając uwagę na fakt iż brakowało tu chociaż chwilowego wietrzenia. Przez wysoką temperaturę było to jeszcze bardziej uciążliwe. Lato było potwornie gorące tego roku, co nie było zbyt typowe dla tych rejonów. Często mówi się, że ciepła i słoneczna pogoda tutaj graniczy z cudem, bo zazwyczaj cała okolica zalewana jest litrami deszczu, wiosną natomiast ludzie drżą tutaj w obawie przed burzami. Warunki zupełnie nie sprzyjające małym wioskom i wsiom, tym bardziej gdy plony są podtapiane, a nasiona zwyczajnie wypłukiwane z ziemi. Daleko stąd do jakiegokolwiek większego miasta więc kiedy w okolicznych sklepach czegoś nie ma, zostaje tylko modlenie się o cud. Zazwyczaj każda młoda osoba, która wchodzi dopiero w dorosłość, ucieka stąd jak najszybciej może, jakby uciekając przed poparzeniem. Na palcach można by policzyć młodszych mieszkańców tego miejsca, a mi przyszło się do nich zaliczać.

Westchnąłem cicho, odkładając pędzel po kilku godzinach nieprzerwanego malowania. Kłujący ból w ramieniu i plecach dał o sobie znać, co zmusiło mnie do lekkiego przeciągnięcia. Fakt iż mój pędzel zamiast w wodzie przeznaczonej do farb, wylądował w kubku z herbatą zmusił mnie do wstania z mojego stanowiska. Skierowałem się powolnym krokiem do klapy w podłodze, która była jedynym zejściem ze strychu. Zaraz po jej otworzeniu chłodne powietrze uderzyło moje ciało. Gdyby nie fakt iż ciepłe powietrze unosi się w górę, pewnie nie cierpiałbym katuszy, przesiadując na strychu, który mogłby równie dobrze pełnić rolę piekarnika. W całym domu panowała wyjątkowa cisza, jednak była to zupełnie normalna rzecz, od kiedy mieszkam sam. Co prawda moja młodsza kuzynka składa mi wizyty praktycznie codziennie, kiedy tylko nie jest zajęta zabawą na dworze. Przywykła już do tego, że nie mam za wiele czasu na zabawę, więc dotrzymuje mi towarzystwa, przy malowaniu i innych moich zajęciach. Czasami udaje jej się zostać też na noc, co wręcz uwielbia przez to, że zawsze czytam jej wtedy książki.

Udało mi się dowlec do kuchni, po drodze sprawdzjąc godzinę na zegarze ściennym zawieszonym w korytarzu. Dochodziła 19, co tylko przypomniało mi o głodzie, spowodowanym pominięciem wszystkich posiłków w dniu dzisiejszym. Bardzo często zdarza mi się zapomnieć o jedzeniu czy spaniu kiedy pochłonie mnie jakieś zajęcie. W najgorszym przypadku zasnę kiedyś z głową na palecie farb.

Włączyłem wodę w czajniku i otworzyłem lodówkę by sprawdzić jej zawartość. Była niestety równie pusta co wczoraj, nie żebym spodziewał się jakiś magicznych stworków, które ją napełnią, jednak mimo wszystko czułem swego rodzaju zawód. Wyciągnąłem ostatni plaster sera i rzuciłem go na talerz postawiony na blacie obok. Będę w końcu musiał iść po jakieś zakupy, bo życie na tostach i płatkach, na dłuższą metę było trudne, a teraz kończy się nawet to.

Udało mi się zrobić kanapkę z resztek chleba oraz herbatę, która zdatna będzie do picia za około godzinę przez obecne temperatury. Cóż, najlepiej będzie poczekać na zachód słońca, który chociaż odrobinę pomoże o ile noc nie będzie równie gorąca.

Udałem się do salonu, który wręcz prosił się o posprzątanie. Kanapa zawalona była kartkami i rozmaitymi książkami, a na podłodze dało się znaleźć sporo misek po płatkach oraz butelki po wodzie. Tak długo jak nie mam gości poza Klee, której ten bałagan nie wadzi, wszystko jest dla mnie w miare okej. Umiem się odnaleźć w swoim własnym domu, nawet jeśli jest tu sporo zbędnych przedmiotów. Wszystko to można by przypisać do cech typowego artysty, w końcu taka praca wymaga w mniejszym czy większym  stopniu pewnego bałaganu. W moim przypadku jest to chyba jednak coś innego, w końcu pracownia mieści się na strychu, a nie w salonie. Lubię to jednak przypisywać pod fakt bycia malarzem, chociaż to jedynie wygodna wymówka.

Bez większego entuzjazmu zabrałem się za pochłanianie nieco czerstwego chleba, co okazało się sporym wyzwaniem, bez dostepnego picia poza tym wrzątkiem w kubku. Przerzuciłem wzrok na czarny, nieco zakurzony ekran telewizora, który ledwo co działał przez jakieś problemy z łapaniem sygnału. W sumie zawsze znajdzie się jakiś powód dlaczego nagle przestaje działać, chociażby przegrzanie i braki w dostawie prądu lub też burze i zerwane druty. Można by to wrecz zaliczyć do rzeczy typowych dla tej dziury. Nic tu nie idzie dobrze, a ja i tak męczę się w tym miejscu przepełnionym beznadziejnością i pechem. Nadal się łudzę iż uda mi się znaleźć tu jakąkolwiek inspirację do malowania, ale poza jednym sporym polem słoneczników nie ma tu raczej dużo rzeczy godnych uwiecznienia. Chociaż malowanie życia codziennego to również świetna tematyka, mnie nadal jakimś cudem pociąga do krajobrazów i portretów. Tu jednak nie tylko otoczenie ale i sami ludzie wydają się szarzy, cóż w takim miejscu trudno byłoby się doszukać jakiejś kolorowej osobowości.

Udało mi się skończyć ostatecznie kanapkę, a herbata zrobiła się w miarę zdatna do picia, zgarnąłem kubek w dłoń. Oprócz wyszczernionej jednej strony brakowało mu też ucha, ale tak długo jak pełnił właściwie swoją rolę nie śmiałbym go wyrzucać. Ten odrapany, porcelanowy kubek miał nawet swój urok, głównie dlatego iż odnajduję go jako jeden z prezentów jaki udało mi się otrzymać od matki, zanim nie zdecydowała się zostawić mnie i wyjechać nie wiadomo gdzie, tylko po to bym po miesiącu dostał informację, że miała wypadek.

Wstałem powoli z kanapy i powlokłem się w stronę łazienki, przydałaby mi się jakaś kąpiel czy chociażby prysznic, bo czuję jakbym nie mył się conajmniej od tygodnia. Patrząc na to jakie panują teraz temparatury i ogólne warunki, jest to chyba dość uzasadnione. Ustawiłem kubek na podłodze zaraz obok wanny i przeciągnąłem sie nieco, rzucając przelotne spojrzenie na moje odbicie w lustrze. Cienie pod oczami i włosy układające się w dosłownie każdą możliwą stronę, to dość typowy widok, tym razem doszły do tego suche, spękane wargi i przekrwione białka w oczach. W skrócie wyglądam jakbym spędził dobre kilkanaście godzin na wpatrywaniu się w ekran laptopa bez kropli wody przez przynajmniej dwa dni. Pomyśleć, że przez ten czas nawet nie miałem laptopa w dłoniach, a starałem się skupić jedynie na malowaniu.

Usłyszałem dzwonek do drzwi, który powstrzymał mnie przed ułożeniem jakkolwiek włosów. Upewniłem się, że nie odkręciłem jeszcze wody i udałem się powoli do drzwi, spinając w wlosy w jakikolwiek luźny kucyk. Dzwonienie do drzwi nie ustawało, stajac się coraz bardziej natrętne i częste. Wydałem z siebie ciche westchnienie i powoli odkluczyłem drzwi.

W progu stał wysoki chłopak, w zadziwiająco eleganckich ubraniach. Opierał się ramieniem o framugę drzwi, rzucając mi dziwne spojrzenie jednym okiem z góry. Drugie oko natomiast przysłonięte było opaską w białym kolorze. Długie ciemne włosy wręcz opływaly jego ramię, niczym materiał. Posłał w moją stronę uśmiech, szczerząc się śnieżnobiałymi zębami. Pasował do opisu jakiegoś celebryty czy księcia z bajki dla dzieci. To jeszcze bardziej przypomniało mi o moich rozwalonych włosach i worach pod oczami.

— Nie, nie chcę rozmawiać o Bogu, może Pan zahaczyć sąsiada na rogu ulicy, powinien być bardziej zainteresowny. — mruknąłem i złapałem za klamkę by zamknąć drzwi.

Jak mogłem się spodziewać czyjś idealnie wypolerowamy but zablokował mi możliwość zamknięcia drzwi. Po kilku jeszcze próbach siłowania się z klamką odpuściłem i otworzyłem ponownie drzwi.

— Takie zime powitanie mi fundujesz? Okaż no trochę serca Albedo... — zamruczał granatowowłosy, marszcząc się nieco.

— Widzę dane osobowe już Pan ma, więc nic już Panu nie potrzeba. Kalendarza ze strażakami nie kupię ani tych podejrzanych ciasteczek. Żegnam Pana.

— Nie wygłupiaj się Albedo, nie poznajesz mnie? — westchnał chłopak i wepchnął się do mieszkania, jakoś mnie wymijając.

— A powinienem? — uniosłem brew starając się maksymalnie wysilić mózg by odtworzyć czy mogłem w jakichkolwiek okolicznościach spotkać tego gościa wcześniej.

— To ja Kaeya. Pamiętasz nie? — spojrzał na mnie z jakimiś iskierkami w oczach, a raczej oku.

— Nic mi to nie mówi. Kompletnie.

— Tak szybko o mnie zapomniałeś, ale ty jesteś. — westchnął i ruszył w głąb domu.

Otrząsnąłem sie nieco dopiero po chwili i zamknąłem drzwi, ruszajac za nim. Jego ruchy miały w sobie 100% elegancji, co zbijało mnie z tropu jeszcze bardziej. Nie ma szans by ktoś taki uchował się w tej dziurze, a już napewno nie znam nikogo takiego.

Chłopak rozejrzał się i skręcił ostecznie do kuchni, tylko po to by po chwili przejrzeć mi szafki. Oparł się o blat, powoli żując jakiegoś pojedynczego płatka, który musiał ostać się jeszcze w jakimś opakowaniu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

— No to... Przypomnisz mi może z kim mam przyjemność? — oparłem się plecami o ścianę przy drzwiach.

— Wersja krótka czy długa?

— Poprostu streszczenie.

— Ale tak serio nie wiesz? Za dzieciaka mi obiecałeś, że nie zapomnisz jak już wyjdę. No, a ja Ci mówiłem, że wrócę. No to jestem.

— Czyli mówisz, że w zasadzie jesteśmy jakiś znajomymi z dzieciństwa i z jakiegoś powodu nawiedzasz mnie tu o 21 w środku tygodnia tylko dlatego, że obiecałeś mi kiedyś tam iż mnie odwiedzisz?

— No dokładnie. — uśmiechnął się — Tak na marginesie masz może jeszcze gdzieś trochę tych płatków, bo mega dobre są.

Absurd. To chyba jedyne słowo, które trafnie mogłoby opisać sytuację w jakiej się właśnie znalazłem. Kiedy miałem już otworzyć usta by się z tym absurdem zmierzyć usłyszałem kolejny dzwonek do drzwi. Spojrzałem na chłopaka i uniosłem brew.

— Kogo jeszcze przywlokłeś? — mruknąłem.

— To nie ja. — wzruszył ramionami i przerzucił wzrok na lodówkę.

Powoli poszedłem do drzwi i je otworzyłem. W drzwiach tym razem stała znajoma mi sylwetka.

— Diluc? Co tu robisz? — westchnałem — Nie wiem z czym przychodzisz ale to niezbyt odpowiedni moment bo właśnie-

— Czy ten pasożyt tu jest? — mężczyzna zaczął się rozglądać, starając się coś dojrzeć.

— Jaki pasożyt?

— Kaeya. Taki pajac z granatowymi włosami. — mruknął.

— Znasz go? Świetnie. Bo właśnie okrada mi kuchnię z resztek jedzenia. — odsunąłem się nieco od drzwi i wpuściłem czerwonowłosego do środka.

Mężczyzna zdecydownym krokiem ruszył do kuchni i coś mi mówiło, że skończy się na jakiejś bijatyce.

Continue Reading

You'll Also Like

16.8K 1.5K 54
Czasem jedno, przypadkowe i niezbyt miłe spotkanie potrafi kompletnie zmienić całe życie, przewartościowując je dokumentnie. Doskonale przekona się o...
5.7K 452 23
Przez całe życie staramy się uciec od przeszłości, licząc, że konsekwencje naszych dawnych czynów nas nie dopadną. Nicole Jade uciekła od przeszłości...
144K 3.9K 172
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
15.8K 775 122
Co gdyby się okazało, że niektórzy z Inazumy mieszkaliby razem w Akademiku? Mnóstwo gejozy, przekleństwa, shipy czyli coś, co lubię najbardziej=) Pos...