gwiazdolity ;

By radiumei

877 126 259

Nathanael postanowił rozwiązać zagadkę sprzed lat. Marcel zdecydował, że będzie mu towarzyszył. Krótko o tym... More

prolog ;
rozdział 1 ;
rozdział 2 ;
rozdział 3 ;
rozdział 5 ;
krigare: act I ;
krigare: act II ;
krigare: act III ;
rozdział 6 ;
rozdział 7 ;
rozdział 8 ;
rozdział 9 ;

rozdział 4 ;

60 12 14
By radiumei

Nathanael siedział na skrzyni z rekwizytami, skreślając pozycje na wcześniej przygotowanej liście zadań. Raz na jakiś czas zerkał, jak Marcel i Matylda rzucają w siebie serpentynami, które mieli wieszać pod sufitem. Ancymonki.

Od dwóch godzin klub pracował nad przygotowaniem lokalizacji, w której miały się odbyć otrzęsiny. Główni organizatorzy zapewnili lokal, opłacili catering oraz obsługę techniczną i zakupili dekoracje. Na ramionach klubu GWIAZDA spoczęło przygotowanie sali pod względem wizualnym. Na samym początku nikt nie wiedział od czego zacząć. Dano im szczątkowe informacje na temat wyobrażonego wyglądu sali i kazano pracować po swojemu. Taka swoboda spotkała się z mieszanymi reakcjami. Było miło przez pierwsze pół godziny, póki nie okazało się, iż kilka osób zaczynało jedną rzecz, przez co psuło pracę pozostałych.
Widząc armagedon, Nathanael wziął sprawy w swoje ręce, rozpisując grafik pracy z podziałem na role. Uzgodnił, kto chce się czym zajmować, ile czasu potrzeba na jedną sekcję i jak ciężka jest dana czynność. Stał się roboczym koordynatorem, dysponując zeszytem z listą zadań. Pomagała mu Oliwia, precyzyjnie przekazując informacje do zebranych. Miała donośny głos, więc wystarczyło jedno krzyknięcie, by doprowadzić wszystkich do porządku.
Nathanael oszacował, iż zdążą skończyć pół godziny przed programowym wpuszczeniem gości. Po tym mieli zjeść obiad zakupiony przez samorząd studentów. Jeśli chyżo dopną wszystko na ostatni guzik, to Nathanael zdąży wyjść z imprezy przed pojawieniem się pierwszych gości. Musiało się udać.

Wstał ze skrzyni i otworzył ją. Wyciągnął gruby papier oraz szablon do odrysowania. Miał przygotować, a następnie wyciąć napis do powieszenia w sekcji fotograficznej. Studenci mieli mieć robione zdjęcia na tle ścianki. Wszystko w formie fotobudki. Zakupiono nawet tandetne rekwizyty, takie jak chociażby neonowe peruki oraz przesadnej wielkości okulary. Ignacy stwierdził, iż mają one energię typowego polskiego wesela. Nathanael nigdy na takowym nie był, ale, jeśli wierzyć słowom Ignacego, nic nie tracił.
Blondyn wyciągnął ołówek trzymany w kieszeni koszuli, ułożył szablon na papierze i zaczął starannie rysować. Rad był, iż liczba osób w klubie była nieparzysta. Dzięki temu mógł działać sam, gdy inni pracowali w parach. Mimo wstępnego zaakceptowania osób, z którymi przyszło mu dzielić przestrzeń, dalej nie czuł się gotowy do dłuższej pracy zespołowej.
Skupił się na swoim zadaniu, ignorując rozmowy odbywające się za jego plecami. Im dokładniej, tym lepiej, a im lepiej, tym sprawniej. Jeśli skończy wcześniej niż pozostali, to chętnie im pomoże w celu usprawnienia całego procesu organizacyjnego. Grunt to sprawne działanie bez leserowania. Skończy to i wróci do domu.

──────⊹⊱✫⊰⊹──────

Coś zdecydowanie poszło nie tak.
Patrzył, jak Matylda wlewa sobie do ust kolejny kieliszek wysokoprocentowego napoju, kręcąc biodrami do piosenki dobiegającej z głośnika. Ignacy stał w pogotowiu, gdyby dziewczyna miała upaść, a Oliwia pouczała Sabrinę, dlaczego nie warto mieszać ze sobą alkoholi. Nathanael siedział skulony między Marcelem a Harukim, myśląc, dlaczego dalej tu siedzi.

Ah, już sobie przypomniał. Opóźnienie. To ono go zgubiło. Jego grafik legł w gruzach, gdy okazało się, że nie ma taśm ledowych, potrzebnych do oklejenia stołów. Poinformowali o tym wyższy zarząd, który zapewnił im, iż zajmą się tym niezwłocznie. Nie wiedział, co w ich mniemaniu oznaczało "niezwłocznie", lecz w czasie oczekiwania miał ochotę na stworzenie kilku przytoczonych w owym słowie zwłok. Ponad godzinę wypatrywali tego aż ktoś łaskawie dostarczy im taśmy, bez których nie mogli skończyć pracy. Wyrobili się na styk, bo gdy kończyli obklejać ostatni stół do klubu weszli pierwsi goście. Przez brak estymy ze strony organizacji, każde z nich chciało zrezygnować z udziału w imprezie, lecz nie było im to dane. Zostali zagonieni do oddzielnego pokoju jadalnego, gdzie wepchnięto im zimne jedzenie cateringowe w pudełkach i poproszono by poczekali tutaj, póki goście się nie zbiorą. Nie można było opuścić klubu, gdy kolejka była za duża. "Bo bramkarzowi się pomiesza, kto ma wejściówkę, a kto nie". Fenomenalnie. To były studenckie otrzęsiny czy impreza urodzinowa dla grupy 12-latków? Został zmuszony do odczekania aż do zamknięcia bramek. Czyli ponad dwóch godzin.

Na samym początku członkowie klubu postanowili sabotować wejście, wybierając różne metody protestów. Wpierw wysłano Oliwię, żeby pogadała z członkiem samorządu z wnioskiem o wypuszczenie jeńców. Musieli ją odciągnąć, kiedy prawie dokonała zamachu. Później próbowali korupcji. Też nie wyszło. Próba potajemnej ucieczki również zakończyła się fiaskiem. Finalnym zagraniem było zrobienie dużego zamówienia na Uber Eats i ustawienie miejsca odbioru tuż przed wejściem, z nadzieją, iż każą im wyjść do dostawcy. Jęknęli z niezadowoleniem, gdy zamówienie do pokoju dostarczył im jeden z ochroniarzy.
Utknęli tu i nie mogli nic więcej poradzić. Jedynym plusem całej tej katorgi było odizolowanie od reszty uczestników hulanki poprzez osadzenie w prywatnej loży.
Członkowie klubu podjęli decyzję, uznając, iż nie ma sensu siedzieć indyferentnie i nasłuchiwać, jak reszta się bawi. Dlatego zorganizowano specjalne posiedzenie zrzeszenia GWIAZDA. Mieli hordę jedzenia oraz malutki głośnik Harukiego, z którego wcześniej transmitowali muzykę. Matylda obrabowała stoły pierwszaków, zdobywając napoje. I tak skończyli na oglądaniu tego, jak upojona rudowłosa krzyczała na Ignacego, gdy ten zatrzymywał ją przed wyjściem z pokoju i umizgiwania się do młodszych roczników.

Dla Nathanaela był to debiut na tego typu posiadówce i nie miał pojęcia, w jaki sposób powinien się zachowywać. Odmawiał alkoholu ze względu na słabą tolerancję, lecz chętnie delektował się zamówionymi przekąskami. Kończył jeść dyniowe pierożki, gdy został zaczepiony przez Harukiego.

— Wykorzystajmy okazję i poznajmy się lepiej — zaproponował Japończyk. — Może jakieś Q&A?

Beznadziejny pomysł. Nathanaelowi nie przeszkadzało siedzenie w ciszy. Zresztą kogo interesowałaby taka forma rozrywki. Szczególnie gdy chodziło o jego oso…

— Tak! — Matylda z powrotem usiadła na swoim miejscu. — Ja bardzo chętnie poznam Nathanaela! I wiem, że nie jestem jedyna! Oliwka mówi, że wizualnie jesteś bardzo w jej…

Rudowłosa dostała po twarzy papierkiem po burgerze, gdy Oliwia poderwała się z miejsca by ją uciszyć.

— Jeszcze słowo i przysięgam, że osobiście podpalę każdą twoją roślinę w sali klubowej — zagroziła, co poskutkowało afonią ze strony rudowłosej.

— Naprawdę uważasz, że jest przystojniejszy ode mnie? — wtrącił się Ignacy.

— Błagam. To nie jest zbyt trudne do osiągnięcia — wywróciła oczami Oliwia. — Nawet mój dziadek wygląda lepiej od ciebie, a przypominam, że nie żyje i jest w zaawansowanym stanie rozkładu.

Oliwia miała ostry język. Ostrzejszy od Nathanaela. Używanie takich słów mogło świadczyć zarówno o szczerej nienawiści, jak i głębokiej przyjaźni. Nathanael nie mówił z autopsji, widział ten typ relacji w dziełach fikcji. Musiał być ceniony, skoro masowo go powielano.
Nazwanie go przystojniejszym od Ignacego było niewątpliwie mocnym pochlebstwem. Szatyn był krasnolicy. Nie chciał być płytki bądź bezpośredni, lecz bazując na samym wyglądzie, uważał go za niezwykle atrakcyjnego.

— Jesteś dla mnie poważnym zagrożeniem — zwrócił się do niego Ignacy. — Musisz mi powiedzieć o swoim doświadczeniu z kobietami, żebym wiedział, w jakim stopniu muszę się martwić.

Nathanael zacisnął wargi. Ignacy nie musiał się przejmować, gdyż tak się składało, iż relacje z kobietami były dla niego czymś obcym. Nigdy żadna mu się nie podobała, dlatego nie miał okazji do randkowania z jakąkolwiek reprezentantką płci pięknej. Jednak uważał, że na takie rozmowy było za wcześnie. Z potrzasku uratowała go Sabrina.

— Nie wypada pytać o takie rzeczy na pierwszych spotkaniach. Nathanael dopiero do nas dołączył, nie wyciągaj od niego prywaty — zwróciła grzecznie uwagę.

— Racja, racja — zgodził się Haruki. — Nie rób siary.

— Porozmawiajmy o bardziej przyziemnych sprawach — odezwał się Marcel.

— Okej, okej — Ignacy uniósł dłonie w geście kapitulacji. — W takim razie powiedz nam trochę o Szwecji. Marcyś mówił nam, że to stamtąd podchodzisz.

Nathanael potwierdził kiwnięciem głowy. Nie był chętny do opowiadania o sobie, lecz o kraju, w którym się wychował, mógł wygłosić parę słów. Wątpił, by pytanie dotyczyło geografii. Rozmówców bardziej nurtował tak zwany "vibe" całego państwa, a także regionu, w którym się stołował.

— O samej Szwecji mogę powiedzieć tyle, że jest kwitnąca i daje poczucie bezpieczeństwa. Żyje się w niej niemalże utopijnie, mamy ładne widoki oraz społeczność powszechnie uznawaną za serdeczną — opowiadał Nathanael. — Mój dom znajduje się w Sztokholmie i to o nim wiem najwięcej. Nie będę ukrywał, że czuję się związany z tym miastem, uważam je za moje miejsce na świecie. Jest w nim dużo zieleni. I wody. Sztokholm to miasto wysepek, wyglądających jak porozrzucane puzzle. Jest wiele miejsc do odpoczynku oraz rekreacji, nie będę wymieniał z nazw, bo i tak nie zapamiętacie. Można przepłynąć się promem, pozwiedzać muzea, pooglądać architekturę, która jest nieporównywalna. Jedyne, na co warto uważać, to ciasne uliczki oraz dworce po zmroku, lecz to reguła obowiązującą większość miast stołecznych. Jeśli natomiast chodzi o mnie, to uwielbiałem siadać na wybrzeżach by przy morskiej bryzie upajać się literaturą oraz dokarmiać kaczki. To były moje miejsca i mam nadzieję, iż znajdę ich odpowiedniki  w Warszawie.

Nathanael uśmiechnął się do słuchaczy. Wyglądali na wiarygodnie zainteresowanych jego słowami. Ich uwaga powodowała u niego lekki dysonans, gdyż nie sądził, że mówienie o swoim rodzinnym mieście będzie takie pociągające. Zastanawiał się, czy nie popłynął za bardzo. Romantyzowanie Sztokholmu odziedziczył po mamie i nic nie zapowiadało zmiany w tej kwestii. Stolica Szwecji pozostanie na platynowym miejscu w jego sercu.

— Przez twoją opowieść nagle narodziła się we mnie ogromna potrzeba odwiedzenia Sztokholmu — rozmarzyła się Sabrina.

— Zabierz nas tam kiedyś. Całą ekipę — poprosił Ignacy.

— Musielibyście się przygotować, szczególnie finansowo. Jedną z wad Szwecji, których nie dostrzegłem, są wysokie ceny. Mnie, jako mieszkańcowi, raczej nie wadziły, lecz was mogą przerazić — ostrzegł.

Nie kłamał. Warszawa, tak jak cała Polska, była niezmiernie tania w porównaniu z krajów skandynawskich. Nie miał na co narzekać. Od taty dostawał kieszonkowe w walucie euro, dlatego po wymianie mógł sobie pozwolić na więcej rzeczy niż w Szwecji. Pozytyw życia w kraju o niższej średniej krajowej.

— Dla nas to żaden problem! — machnął ręką Marcel. — Grupowo uzbieramy i damy radę.

— Każdy z nas ma pracę na pół etatu. Jeszcze pięć lat i polecimy — Haruki wstawił kciuki w górę.

— Jeśli tak, to myślę, iż mógłbym posłużyć wam za przewodnika — zgodził się Nathanael.

Członkowie klubu przyklasnęli. Nathanael nie wiedział, czy traktowali tę obietnicę na poważnie, lecz nawet jeśli tak, to był gotowy jej dotrzymać. Służenie ludziom za przewodnika po mieście, które darzył sentymentem, będzie dla niego uciechą. Sam na tym skorzysta, ponownie obcując z apolińskimi widokami.

— W takim razie postanowione! — ucieszył się Ignacy. — Proponuję wznieść toast za naszą przyszłą sztokholmską wyprawę!

Polał każdemu do kieliszka, Nathanaelowi i Matyldzie podsunął szklanki pełne soku. Wszyscy wznieśli dłonie w górę, stuknęli się szkłami i wypili "do dna". Na zdrowie.
Nathanael przez resztę wieczoru opowiadał znajomym o Sztokholmie, pokazując im na mapie ulubione miejsca i ucząc ich wymowy. Jego uszy krwawiły od słuchania, jak klubowicze popełniają trzy błędy w jednym wyrazie, lecz ukrywał to za uśmiechem. Kiedyś się nauczą.

On ich nauczy.

──────⊹⊱✫⊰⊹──────

Po swoim pierwszym zalążkowym doświadczeniu imprezy studenckiej Nathanael czuł się wykończony i przez następne dwa dni zupełnie odizolował się od ludzi (na tyle, ile było to możliwe). Musiał zebrać siły na spotkanie klubowe, na które, wbrew pozorom, szedł z dobrowolnie pozytywnym nastawieniem. Zrozumienie, a także unormowane zainteresowanie, które okazano mu na otrzęsinach, pozytywnie wpłynęły na postrzeganie nowych znajomych. Dalej nie uważał tego za sympatię, lecz nie dało się ukryć, iż wizja przebywania w ich towarzystwie już nie przyprawiała go o zawroty głowy. Weszli na poziom zupełnej neutralności.

Na cotygodniowym spotkaniu ponownie zjawił się zbyt wcześnie i przeczuwał, że tak już się przyjmie. Wolał zjawiać się z wyprzedzeniem niż opóźnieniem. Nienawidził, gdy ktoś się spóźniał (szczególnie bez wcześniejszego uprzedzenia), sam nie mógł dopuścić do sytuacji, gdy jemu by się to zdarzyło. Powinien chyba załatwić sobie klucze do sali klubowej. O ile oczywiście w nim zostanie. Dalej był na okresie próbnym i nie mógł wykluczyć scenariusza, w którym opuści organizacje.
Gdy stanął pod drzwiami, usłyszał ciche dźwięki pociągania za struny gitary. Podszedł bliżej, pochylając się by słyszeć lepiej. Ewidentnie dobiegało ono zza wrót sali klubowej. Dwukrotnie upewnił się, iż nie pomylił pięter.
Słysząc ten dźwięk pomyślał, że ktoś musiał zająć salę przed nimi. To się nie zgadzało, zważywszy na to, iż pomieszczenie miało w pełni należeć do organizacji. Zdecydował się zareagować. Zapukał do drzwi w celu uprzedzenia, i zajrzał do środka. Wyobrażał sobie różne osoby, lecz ta go zaskoczyła.
Na stole siedział Marcel. Trzymał przy sobie klasyczną brązową gitarę akustyczną, obitą na boku. Była ozdobiona kolorowymi naklejkami i autografami autorstwa, niewątpliwie, znajomych. Profanacja instrumentu. Brunet muskał struny palcami, wsłuchując się w brzmienie i regulując napięcie. Zerkał na ekran położonego obok telefonu z otwartą aplikacją stroika, sprawdzając, czy trafia w odpowiedni dźwięk. Zauważając Nathanaela, przerwał, kładąc otwartą dłoń na strunach.

— Siemka — przywitał się. — Jak się czujesz? I co tak wcześnie?

Nathanael zamknął drzwi i wszedł do pomieszczenia. Zdjął płaszcz, położył go na swoim krześle. Odwiesił również torbę.

— W porządku, dziękuję. Lubię być przed czasem — odpowiedział. — A ty? Ostatnio przyszedłeś na styk.

— Prowadziłem korepetycje, po których nie miałem się gdzie podziać. Uczę takiego jednego chłopca grać na gitarze — wytłumaczył Marcel. — Rodzice kupili mu zły model gitary. Nie jest zbyt dobry dla początkujących, dlatego zamieniamy się na czas zajęć i potem cały mój sprzęt jest rozstrojony.

Niepokojące. Nathanael nigdy nie przekazałby swojego instrumentu w niepowołane ręce, tym bardziej dziecięce. Mali ludzie wszystko niszczyli i gdyby którykolwiek klawisz jego fortepianu zostałby ubrudzony bądź zarysowany, to nie ręczyłby za siebie. Nie wyobrażał sobie również, na jak niskim etapie swojego życia musiałby się znaleźć, by udzielać lekcji dziatkom.

Nie chciał przeszkadzać Marcelowi, zabrakło mu też pomysłu na dalsze pociągnięcie rozmowy, dlatego usiadł przy stole i zajął się swoimi sprawami. Postanowił poprawić notatki z dzisiejszych zajęć oraz podkreślić najistotniejsze informacje. Dbał o ich schludny wygląd i lubił mieć wszystko czytelne oraz zrozumiałe od razu po pierwszym przeczytaniu. Nieskromnie twierdził, iż najprawdopodobniej prowadził najurodziwszy zeszyt pośród wszystkich studentów jego roku.
Pisał w akompaniamencie gitarowego brzdąkania i przykręcania kluczy. Mógł się skupić do momentu, gdy usłyszał kilkukrotnie powtarzany dźwięk. Spojrzał na Marcela, marszczącego nos i brwi. Jego wzrok skupiony był na telefonie, który nie potrafił złapać odpowiedniego odniesienia do przywołanej na ekranie nuty. Uderzał palcem w strunę, przekręcał, a elektroniczny stroik dalej nie uważał tego za odpowiednią tonację.
Nathanael spojrzał na kolejność strun, wsłuchując się w barwę.

— Poluzuj strunę. Wszedłeś w zły ton — nakierował go.

Marcel przez chwilę okazał zdziwienie, jednak wykonał polecenie. Przekręcił kluczyk w przeciwną stronę i ponownie zahaczył o żyłkę palcami. Jeszcze trochę nieczysto. Nathanael ponownie przekazał mu instrukcje, obserwując dłonie bruneta. Gdy po raz kolejny uderzył on w strunę, dźwięk był poprawny.

— Idealnie — pochwalił.

Na twarzy Marcela wymalowała się radość wymieszana ze wcześniejszym szokiem. Zagrał krótką melodię na gitarze i z zadowoleniem zakomunikował, iż wszystko jest prawidłowo.

— Nigdy nie spotkałem osoby, potrafiącej stroić ze słuchu. Grasz na gitarze? — zapytał go, chowając instrument do futerału.

— Nie. Uczyłem się jej chwytów w celu poprawienia ogólnego czytania ze słuchu — oznajmił. — Gram na fortepianie.

— Ale super! — Marcel ekscytował się tym za bardzo. — Niesamowite. Gra na klawiszach wydaje się trudna. Trzeba tam dużo naciskać. Ale ty masz smukłe i długie palce, więc pewnie nie masz tym problemu.

Nathanael spojrzał na swoje dłonie. Rzeczywiście miały zgrabny kształt, lecz nie sądził, by to właśnie im zawdzięczał swoje umiejętności. Na instrumentach klawiszowych mógł grać każdy, nawet osoba z grubszymi palcami. Liczył się ogólny wkład oraz zaangażowanie.

— Gram od czasów, gdy moje dłonie miały ledwie dwanaście centymetrów, dlatego nie sądzę by występowała tu korelacja bądź ułatwienie — skorygował.

— W takim razie to chyba wrodzony talent, bo ja w dzieciństwie nie potrafiłem nawet dobrze złapać ukulele — prychnął Marcel. — To rozpoznawanie dźwięków ze słuchu to również cenny dar. Jak to się nazywało? Słuch absolutny? Czytałem o tym kiedyś, jest dziedziczny i prawdopodobnie Beethoven go miał. Być może jesteś potomkiem Ludwiga. Wiele na to wskazuje.

Cóż za dogłębna analiza. Marcel bardzo szybko znajdował połączenia między tematami, sprawnie po nich przeskakując. Nathanael zauważył to już wcześniej, lecz teraz dokonał szybkiej analizy czy istnieje szansa na to, iż będzie za nim nadążał. W trakcie rozmów lubił wyczerpywać tematy, natomiast Marcel używał stylu, w którym tylko o nie zahaczał. Na dodatek mówił bardzo szybko, czasem wręcz niewyraźnie, co było dla niego niewiarygodne. Język polski nie był dla Nathanaela rodzimym językiem, a miał trzy razy lepszą dykcję od lidera klubu.

— Być może — Nathanael kontynuował temat Beethovena. — Wtedy liczyłbym na to, że stracę słuch i już nigdy więcej nie będę musiał słuchać twojego gadania.

Zapadła cisza, gdyż blondyn zorientował się, co wymknęło się z jego ust. Zacisnął wargi. Było to bardzo nietaktowne. Nie powinien mówić tak do osoby, która była mu praktycznie obca. Nie byli Oliwią i Ignacym. Rzucił żartem, który mógł zostać różnie odebrany. Nie chciał obrazić oponenta. Owszem, Marcel dalej miał w sobie elementy, które Nathanaela denerwowały, lecz na każdym ich dotychczasowym spotkaniu był dla niego dobrotliwy. Nathanael nie był zimnym głazem, potrafił traktować ludzi z uprzejmością. Mieli pozostać na neutralnym gruncie.
Nathanael był gotów przeprosić za swoje słowa, lecz przerwał mu wybuch śmiechu Marcela. Uniósł brwi. Niemożliwe. Czyżby brunet zrozumiał, iż nie miała być to obelga, tylko luźno rzucona humoreska?

— Dobre, dobre — przyznał Marcel. — Ja liczę na to, że mam w sobie jakieś geny Homera. Gdy oślepnę nie będę musiał dłużej patrzeć na twoją wiecznie skwaszoną minę.

Nathanael otworzył szerzej oczy. Jeśli go, już niedługo niesprawne, uszy nie myliły, to Marcel właśnie zaakceptował jego specyficzny humor i wykorzystał go do kontrataku. Nadszedł dzień, w którym Nathanael spotkał godnego przeciwnika (Oliwii nie liczył, ona była nieco infernalna). Dotychczas, gdy już błysnął swoim nietuzinkowym humorem wśród znajomych, to mimo dłuższego stażu relacji, za każdym razem uznawali to za szczerą obelgę i spotykał się z krzywymi spojrzeniami. Dlatego z czasem, dla ochrony własnej reputacji, ograniczył tego typu docinki, przechowując je wewnątrz swojej głowy.
Uniósł kącik ust. W środku poczuł jakby ulgę, ciężar spadający z żołądka. Nie okazywał tego, lecz taki zwrot wydarzeń bardzo go zadowolił.

— Zobacz, ile się o tobie dowiedziałem — Marcel odsunął wolne krzesło, używając go jako podnóżka. — Umiesz mówić więcej niż dwa zdania, posiadasz ukryte zdolności, geny Beethovena i do tego jesteś zabawniejszy niż się spodziewałem. Masz jeszcze coś do zaoferowania? Napisałeś kiedyś sonatę? A może masz inny talent wynikający ze słuchu absolutnego?

Marcel dobrze zrobił, nie zbaczając z tematu słuchowego. Podszedł Nathanaela, uderzając w temat, o którym ten lubił mówić. Mimo wcześniejszej przysięgi milczenia, złożonej przed samym sobą, w Nathanaelu obudziła się chęć przemówienia. Napad manii, wywołany znalezieniem wspólnego języka. Wewnętrzna ekscytacja czymś nowym, wcześniej niespotykanym. Euforia trwająca chwilę, otwierająca furtkę do nieznanego. Nadeszła pora by podzielić się tkwiącą w nim pasją.

— Może wydawać się to odrobinę nieszablonowe, lecz w wolnym czasie śpiewam razem z moją mamą — odpowiedział. — W ten sposób mogę kształcić głos i słuch jednocześnie. Spełniam się, rozwijając wiele talentów na raz.

Nathanael niezbyt często mówił ludziom, iż w wolnym czasie śpiewa, gdyż mało kto był w stanie docenić jego talent artystyczny. Skoro gra na pianinie nie była wystarczająco ciekawa, to tym bardziej wokal nie zrobiłoby wrażenia. Może w podstawówce dzieci mogłyby się zachwycać cudzym głosem, lecz z wiekiem aspiracja ulega przekształceniu, zmienia tor i nie zajmuje się takimi płonnymi błahostkami. Nathanael na tej płaszczyźnie mógł liczyć tylko na uznanie rodziców oraz rady pedagogicznej. Dla rówieśników był zbyt nużący.
Podzielił się swoim hobby z Marcelem wyłącznie dlatego, iż wiedział, że tamten również pała miłością do muzyki. Każda osoba grająca z pasji na instrumencie powinna mieć w sobie uczucie, zaangażowanie, nieść ze sobą inicjatywę pokazywania muzyki szerszej publiczności. Marcel nie krył się ze swoim instrumentem, nie starał się zatuszować tego, co robi poza uczelnią. Dlatego Nathanael pomyślał, iż może być odpowiednią osobą do rozmowy o tematach dla wirtuozów.

— Naprawdę? — Marcel oparł się łokciami o stół. — Zaśpiewaj mi coś.

— Słucham? — Nathanael skrzywił się. — Nie ma takiej możliwości.

— Wstydzisz się? — prychnął. — Zrozumiałe. Ja też się wstydziłem. Ale nie jesteś jedyny! Ja i Oliwia również śpiewamy. Wprawdzie w moim przypadku nie jest to nic profesjonalnego, ale na karaoke wymiatam.

Czyli w klubie było jeszcze dwóch śpiewaków. Imponujące. Najwidoczniej trafił do śmietanki artystycznej. Skoro tak, to miał niebywałego farta, gdyż pierwszy raz znalazł osoby, z którymi miał tematyczne podłoże do rozmów. Nathanael doświadczyłby całkowicie nowego doznania, w którym nie musiałby udawać, iż interesują go codzienne głupoty poruszane przez nadmuchane towarzystwo.

— Skoro już jesteśmy w temacie… — odezwał się Marcel. — To czy masz to, o co cię poprosiłem? Ten element, którym chciałbyś ozdobić salę?

Nathanael zerknął na swoją torbę. Nie wierzył, że to zrobił, ale przyniósł ze sobą teczkę wypełnioną ptasimi rysunkami. Poniekąd sam się zmotywował, doceniając walory estetyczne swoich prac. Takie dzieła szkoda było ukrywać przed światem. Otrzęsiny również dały mu do myślenia - wzbudzał sympatię wśród grupy, w której się znalazł. Pokazanie im zalążka swojej duszy mogło na jakiś czas zaspokoić ich ciekawość oraz dać mu chwilę spokoju. Tak właściwie nie było przeciwwskazań ku temu by nie mógł pochwalić się swoim dobytkiem.
Ułożył teczkę na blacie, odpinając ją.

— Podobnie do ciebie, fascynuje mnie pewien aspekt świata natury – wyjął z teczki rysunek przedstawiający gołębia, którego zaobserwował na parapecie swojego mieszkania. — Lubię ołówkiem dokumentować napotkane ptaki. Nie jestem ekspertem w dziedzinie ornitologii, lecz nie da się ukryć, iż posiadam o nich ponadprzeciętną wiedzę. Myślę, że kilka moich rysunków mogłoby przyozdobić ściany tego pokoju.

Zerknął na Marcela, oczekując jego reakcji. Brunet wziął w dłonie kilka rysunków, uważnie im się przyglądając. Nie odzywał się (miła odmiana), oglądając przebieg każdej linii oraz kształtu cienia. Po obejrzeniu szkiców, popatrzył na Nathanaela, dalej milcząc. Co miała oznaczać owa reakcja?

— Nie wierzę! — wybuchnął nagle, a Nathanael podskoczył na krześle. — Ile masz jeszcze umiejętności, huh? Co jeszcze robisz po zajęciach? Może powiesz, że grasz w teatrze? Albo, nie wiem, budujesz domy dla potrzebujących?

Nathanael nie wiedział, jaki charakter miała wypowiedź Marcela. Brzmiał na dramatycznie zdenerwowanego.

— Musisz być bożym faworytem, jeśli obdarował cię tyloma zdolnościami, a także ładną buzią — Marcel westchnął. — Ile masz lat i z którego jesteś miesiąca? Muszę wiedzieć, jak daleko za tobą stałem w kolejce po dobre geny.

— Dwadzieścia jeden, czerwiec — odpowiedział z lekkim uśmieszkiem.

— Ahh, czyli wyprzedziłeś mnie o rok! Nie mogłeś trochę poczekać?

— Zapytaj moich rodziców — zaproponował.

— Zapytam — zadeklarował Marcel. — Zapoznasz mnie z nimi? Chętnie zapytam się ich czy interesują się eksperymentami genetycznymi.

Nathanael wypuścił powietrze z ust w efekcie bezgłośnego śmiechu. Marcel był absurdalnie śmieszny w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pod tym względem był łudząco podobny do Matyldy. Nic dziwnego, iż się ze sobą dogadywali. Dwójka najgłośniejszych osób trzymała się razem? Zaskakujące.
Blondyn przyjrzał się Marcelowi. Zastanawiało go, jakim cudem potrafi rozmawiać z osobą, która tak bardzo się od niego różniła w kwestii charakteru. Na samym początku założył, iż nie ma opcji by potrafili ze sobą koegzystować. Marcel był jak fajerwerki - głośny, przykuwający uwagę i mocno widoczny. Buzia mu się na zamykała, na wszystko patrzył z uśmiechem. Nathanael myślał, że ludzie zachowują się tak tylko po alkoholu lub cięższych substancjach. Nie umiał wyobrazić sobie rzeczywistości, w której zachowywałby się choć minimalnie tak, jak on. Tymczasem minął tydzień znajomości, a on prowadził z nim dyskusję, przy której nie towarzyszyły mu negatywne emocje. Wręcz przeciwnie, był nawet gotowy posunąć się do stwierdzenia, iż interakcja ta była całkiem przyjemna. Najwidoczniej radość wywołana odnalezieniem podobieństw zasłoniła sam ciężar ciągnięcia rozmowy.

— Zapisałeś się już na OGUN? — zapytał nagle Marcel.

OGUN to ogólnodostępne zajęcia uniwersyteckie, na które studenci mieli obowiązek się zapisać. Nathanael nie spotkał takiego systemu na innych uczelniach. Uniwersytet Warszawski miał ogromną potrzebę zapychania ludziom planów zajęć przymusowymi aktywnościami dodatkowymi. Ze względu na późniejsze dołączenie na studia nie znalazł już miejsc na intrygujących przedmiotach. Zostały same zbędne zapchajdziury, dlatego uchwalił, iż OGUN wyrobi w semestrze letnim. Szkoda, że nie mógł tego załatwić teraz. Wolał potocznie odklepać i mieć z głowy.

— Nie. Wybór był bardzo ograniczony — odpowiedział.

— A nie myślałeś, żeby zapisać się na któryś z chórów uniwersyteckich? — zaproponował Marcel. — Znam osoby stamtąd i zdarza się, iż te bardziej wybitne jednostki dostają potem rekomendacje, dzięki czemu mogą wejść w poważniejszy świat muzyki.

Nathanael widział pozycje chóralne na liście, lecz myślał, iż jest to jakaś pomyłka. Chodzenie na śpiewanie brzmiało zbyt trywialnie w porównaniu z innymi OGUNami. Nie wiedział, do jakiej kategorii można włączyć tego typu zajęcia. Humanistyczne? Społeczne? Ścisłe, niewątpliwie. Nie wybrał ich, gdyż uznał, że tylko zmarnuje punkty przez błąd na stronie. Gdyby od początku wiedział, iż są to poważne aktywności, to prawdopodobnie wybrałby je już na samym początku.

— Czy jest możliwość by jeszcze się na nie zapisać? — zainteresował się, wyjmując telefon.

— Oczywiście. Rejestracja trwa do końca października — odpowiedział zachęcająco Marcel. — Korzystaj. Jeśli się zapiszesz, to obiecuję, iż z całym klubem będziemy przychodzić na twoje występy.

Nathanael spojrzał na ekran telefonu. Zalogował się na stronę rejestracji i wyszukał odpowiednie pozycje. Miał do wyboru kilka dni tygodnia, dlatego padł na ten, który terminowo najlepiej pasował do jego planu. Dokonał finalnej weryfikacji, przy której przejrzał opis oraz wiarygodność zajęć. Rzeczywiście był to poważny OGUN. Czyli nie został oszukany. Mógł robić to, co lubi w ramach dodatkowego zaliczenia.

Ostatni raz zerknął na Marcela, który w napięciu obserwował jego poczynania. Kiwnął zachęcająco głową. Nie dało się ukryć, iż mógł tylko zyskać, a nie stracić.
Opuszkiem palca dotknął małej ikonki sklepowego koszyczka. Na górze wyskoczył zielony komunikat informujący o pomyślnej rejestracji na zajęcia.

Na twarzy Nathanaela zawitał lekki uśmiech. Dołączenie do klubu GWIAZDA przynosiło więcej korzyści niż się spodziewał. Nie chciał przyznawać, lecz cieszył się z takiego obrotu spraw. Szanse na uszczęśliwienie samego siebie powoli wychylały się ponad horyzont, niczym słońce witające nowy dzień. Nathanael był gotowy cierpliwie obserwować ten niespotykany dotąd świt.

Continue Reading

You'll Also Like

14K 466 61
Czternastoletnia Hailie Monet straciła dwie najukochańsze osoby w swoim życiu. Dziewczyna musiała zamieszkać z braćmi, ale niespodziewane wydarzenie...
280K 10K 23
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
17.3K 730 46
(Wstęp) Hailie monet mieszka z ciocią Gabriellą (tak to jest w książce mama Hailie) i jej partnerem oboje znęcali się nad nią psychicznie i fizyczni...
46.1K 2.7K 61
Emma Watson życie wiele razy dało jej w kość, ma dopiero 21 lat i bagaż ciężkich doświadczeń za sobą. Nie lubi uczuć, ckliwości ani szczerości, nie u...