Nikt cię nie zapraszał

By Zocharett

90.1K 8.3K 11.7K

Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodzie... More

1. You sit there stone-faced as if I'm not here
2. Can't you see that I've been crying?
3. I didn't know you'd be insane
4. Dreams can be so deceiving
5. You're an itch I can't reach
6. A wound that won't heal
7. The smell of skin that's burning
8. Just say all I am to you is a...
9. Pain in my neck
10. Thorn in my side
11. Stain on my blade
12. Blood on my knife
14. When you're sleeping
15. I didn't know you feel the same
Do czytelników.

13. Why do I fantasize to kill you

4.3K 471 1.1K
By Zocharett




- Cóż za osobistość nas odwiedziła? No to teraz się zabawimy - głos Bellatriks promieniował ekscytacją. - Potter bądź grzeczny, oddaj mi różdżkę Draco.

Harry przywarł plecami do Lux. Okręcali się powoli wokół własnej osi na ugiętych kolanach z różdzkami sztywno wyciągniętymi przed siebie, dokładnie obserwując każdy najmniejszy ruch. Byli gotowi odeprzeć atak w każdej chwili.

- Negocjujmy - wypalił nagle Harry w akcie czystej desperacji.

- Co ty robisz? - warknęła Lux.

Wysoki śmierciożerca parsknął śmiechem.

- Z Czarnym Panem się nie negocjuje.

Harry go zignorował. Zwrócił się do Bellatrix, która z kolei przyglądała mu się z zaciekawieniem.

- Co się stanie, jeśli zgodzę się przyjąć znak?

- Po moim trupie, kurwa - syknęła Lux tak cicho, że tylko Harry ją usłyszał.

Syknęła ponownie, gdy kopnął ją w łydkę. Zrozumiała.

Bellatrix okręciła na palcu kosmyk włosów, zastanawiając się.

- Nikt ci tu nie ufa, więc złożysz Czarnemu Panu przysięgę wieczystą. Wyrzekniesz się swoich plugawych, szlamowatych kumpli i zaczniesz brać czynny udział w czyszczeniu społeczeństwa, aż zostanie w nim sama czysta krew.

Harry przełknął ślinę.

- A potem co? Mam uwierzyć, że Voldemort zostawi mnie w spokoju?

Któryś ze śmierciożerców wrzasnął i machnął różdżką w kierunku Harry'ego.

- Nie wymawiaj imienia Czarnego pana!

- Protego - Lux wyczarowała tarczę przed Harrym i wykorzystała sekundę, by schylić się po pelerynę niewidkę.

Śmierciożercy wyciągnęli różdżki, a ona narzuciła pelerynę na głowę Harry'ego.

- Co ty rob...Protego! - zaczął Harry, ale magiczne pociski już leciały w ich stronę.

- Uciekaj - warknęła Lux, odbijając zaklęcia. - Ja ich zatrzymam.

Nie posłuchał jej. Wycofał się w inne miejsce, ale nadal walczył. Raz po raz widziała czubek różdżki wyłaniający się spod peleryny. Jego zaklęcia nie były jednak aż tak skuteczne. Różdżka Bellatrix nie słuchała go tak jak powinna.

Lux zatrzymała wzrok trochę za długo na Harrym i została ugodzona drętwotą. Ból w klatce piersiowej był okropny, ale szybko zebrała się z powrotem na nogi.

Harry był bardzo zmęczony. Zdążyli już się na nim poznęcać, a jak na kogoś potraktowanego klątwą cruciatus i tak nieźle się trzymał. Lux chciała wrzasnąć, by uciekał, ale nie chciała sprowadzać na niego jeszcze więcej uwagi. Większość różdżek była skierowana na nią. Sama powoli traciła siły. Gdy odwracała się, by odeprzeć zaklęcie z jednej strony, następne już gnało z drugiej, więc w końcu jedyne co mogła zrobić, to stworzyć zaklęcie tarczy, które nijak pomagało na polu walki. Opadała z sił. Przez to wszystko nie zauważyła, w którym momencie Bellatrix opuściła pomieszczenie.

Ogromna kula niebieskiego światła zmaterializowała się na środku sali. Walka w momencie ustała. Wszyscy wyciągnęli różdżki w jej stronę. Lux upadła na kolana, desperacko usiłując złapać oddech.

- Co to jest? - spytał ktoś w masce.

Nikt nie wysilił się na odpowiedź. Od razu ich zobaczyli.

Niebieska mgła zaczęła opadać, a spod niej wyłonili się Remus Lupin, Severus Snape i Minerva McGonagall, wszyscy skupieni i przygotowani na walkę.

Wtedy naprawdę się zaczęło. Raz po raz słychać było zaklęcia niewybaczalne, które były świetnie kontrowane przez nauczycieli. Harry nadal próbował angażować się w walkę, ale gdy zobaczył, że Lux idzie w stronę jego zawieszonej w powietrzu różdżki, schował ją pod pelerynę.

- Wypierdalaj stąd, Potter - warknęła, choć dobrze wiedziała, że jej nie posłucha.

Stanęła z boku, regenerując siły. Wyglądało na to, że nauczyciele nie potrzebowali jej pomocy. Nawet Remus wyglądał na bardziej energicznego niż zwykle. Snape nie bał się rzucić klątwy cruciatus na mężczyznę w masce, który bardzo szybko upadł na podłogę, tracąc przytomność.

I kiedy już wydawało się, że walka zostanie wygrana, mury rezydencji Malfoyów zatrzęsły się. Nie było to paniczne drżenie jak przy słabawej teleportacji Glizdogona, tylko prawdziwe potężne zatrzęsenie, które nie mogło zwiastować nic dobrego.

Lux po raz ostatni kazała Harry'emu uciekać, choć podświadomie wiedziała, że już na to za późno. Z każdej strony zaczęły się wlewać zamaskowane postacie w czarnych pelerynach.

Lampiony popękały, a niektórzy śmierciożercy zamarli z wrażenia, gdy to zobaczyli.

Stanął na samym środku. On, człowiek nie przypominający człowieka, tylko węża, z łysą głową i żółtymi oczami. Między jego palcami wisiała swobodnie różdżka, którą Lux doskonale znała.

Po raz pierwszy zobaczyła na żywo Voldemorta. Pomimo legendy jaką był otoczony, nie wyglądał na tak potężnego. Jego słabe ręce nie były w stanie zacisnąć się na różdżce, oczy zapadły mu się w głąb czaszki, a jego skóra traciła kolor, jakby gniła.

Lux oprzytomniała.

- Accio różdżka - szepnęła, ale broń w ręce Voldemorta ani drgnęła.

Rozchylił otwór gębowy, który nie przypominał czerwieni ludzkich warg i przemówił takim
głosem jakby był gdzieś daleko.

- Przyprowadźcie mi chłopca.

- Drętwota! - krzyknął Lupin, waląc zaklęciem w jednego ze śmierciożerców.

Poplecznicy Voldemorta, jakby dopiero sobie przypomnieli, co ich pan im właśnie przerwał.

Walka zawrzała ponownie. Voldemort uniósł się nad tłumem, wypełniającym całą salę w poszukiwaniu chłopca. Lux wyciągnęła szyję w tym samym celu.

Bellatrix wleciała do sali.

- Panie mój! - zawyła. - Chodźmy stąd, nie chcę, żeby trafiło cię jakieś zaklęcie...

Wąskie oczy Voldemorta ją odnalazły. Zawyła, albo ze strachu, albo z podniecenia.

- Wezwałaś mnie, Bellatriks - wysyczał. - Gdzie jest chłopiec?

- Ja...Ja...On tu był. Jeszcze przed chwilą. Panie mój, błagam, rozgość się w jadalni, ja ci go zaraz przyprowadzę...

Ryknęła z bólu, gdy Voldemort skierował na nią różdżkę. Nie wypowiedział żadnego zaklęcia na głos, więc można sobie tylko wyobrażać, co jej robił.
Lux zamarła nagle, gdy dostrzegła coś, czego nie dostrzegł nikt w sali. Jeden ze śmierciożerców w czarnej szacie i kapturze wyszedł z sali, osłaniając nienaturalnie ramieniem powietrze.

Zupełnie jak na wysokości ramienia Harry'ego pod peleryną niewidką.

Lux oceniła chłodno sytuację. Walka była nierówna. Trójka nauczycieli kontra około czterdziestu śmierciożerców. Powinna zostać i walczyć z nimi.
Ale w głębi serca wiedziała, że nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś się stało Harry'emu. To by zabiło Syriusza.

Wybiegła z sali, nie oglądając się za siebie. Postać w kapturze i Harry, którego tenisówki wystawały spod peleryny niewidki szli szybko w stronę wyjścia. Lux puściła się biegiem.

- Hej wy! - zawołała.

Śmierciożerca przyspieszył. Złapał Harry'ego mocno za ramiona, a Lux już wiedziała co zamierza. Ignorując fakt, że może im zrobić krzywdę, skoczyła do przodu i w ostatniej chwili zdążyła chwycić towarzysza Harry'ego za ramię. Deportowali się.

Jakie było jej zdziwienie, gdy otworzyła oczy i stała przed bramą Hogwartu. Upewniła się, czy nie rozszczepiła się po drodze, ale oprócz drobnych zadrapań i siniaków w skutek bitwy, była cała.
Trzymając mocno różdżkę, chwyciła śmierciożercę za kaptur, zmuszając, by wstał.

- Lux, przestań - zawołał Harry, doskakując do niej.

- Co do... - urwała, gdy zakapturzony człowiek się do niej odwrócił.

Nic nie rozumiała. Patrzyła w twarz, którą myślała, że znała, a myśli krążyły jej niespokojnie po głowie. Pod maską śmierciożercy nie krył się kto inny jak Albus Dumbledore.

Zaciskała ręce na kapturze, który zleciał z głowy starca w oszołomieniu. Świat wokół niej spowolnił, a cały jej system wartości runął w gruzach. Nie poczuła, gdy Harry zaczął szarpać ją za nadgarstek, by go puściła.

- LUX! - krzyknał.

- Proszę - powiedział spokojnie Dumbledore. - Nie wiń profesor Hardbrooke, że się o ciebie troszczy. Takie jest jej zadanie.

Lux próbowała zachować trzeźwość umysłu, choć graniczyło to z cudem.

- Ty stary zdrajco - wydusiła w końcu. - Jesteś po jego stronie? Jak mogłeś...

- Oczywiście, że nie jestem po stronie Voldemorta, Lux. Może mnie puścisz i porozmawiamy spokojnie?

Kobieta patrzyła to na jego, to na Harry'ego. Nie miała żadnej innej możliwości. Niechętnie rozluźniła uścisk na szacie Dumbledore'a, ale wciągnęła Harry'ego za siebie.

- Chyba żartujesz - prychnął chłopak.

- Stój. Chcę wiedzieć, co tu się dzieje.

Dumbledore pokiwał powoli głową rytmicznie z gałęziami drzew bujanymi przez wiatr. Żadne z nich nie czuło zimna tej nocy. Emocje rozpalały ciało Lux.

- Bellatrix wezwała Voldemorta - powiedział dyrektor. - Twoim zadaniem było przetrzymać ich, by do tego nie doszło.

Lux się skrzywiła. Dzwoniło jej w uszach.

- Co? Skąd miałam wiedzieć, że miałam takie zadanie?

Harry wychylił się zza jej pleców i spojrzał z zaciekawieniem na Dumbledore'a, któremu wyraźnie nie pasowało zaangażowanie chłopaka w tę rozmowę.

- Proszę cię, idź już do zamku po tę książkę. Tak jak ustaliliśmy.

- Panie profesorze, z całym szacunkiem, chciałbym być przy tej rozmowie...

- Niestety, profesor Hardbrooke zawiodła, Voldemort już jest w Dworze Malfoyów, więc nie mamy czasu...

Lux kopnęła w konar najbliższego drzewa.

- DO KURWY NĘDZY, POWIESZ MI O CO CHODZI CZY NIE?! - wrzasnęła, a spokojny wzrok Dumbledore'a wyprowadził ją z równowagi. - Legilimens.

Dumbledore zablokował jej próbę penetracji umysłu z taką siłą, że straciła równowagę. Harry jęknął cicho.

- To ja już pójdę - powiedział i ruszył w kierunku zamku.

Ledwo zniknął za murem, a Dumbledore wyciągnął z rękawa różdżkę. Lux zrobiła to samo. Uniosła się na nogi, nie odrywając od niego wzroku. Widziała pod jego siwymi wąsami zarys uśmiechu, chociaż nie wiedziała, co go może bawić.

- Jesteś mi to winna, Lux. Miałaś dbać o bezpieczeństwo chłopaka.

- A myślisz, że co robiłam u Malfoyów, poszłam na herbatkę do Cyzi? Wykonywałam twoje polecenia, jak zwykle.

Dumbledore pokręcił głową. Zerwał kontakt wzrokowy i opuścił różdżkę. Zaczął przechadzać się wokół Lux, która obracała się, śledząc jego ruchy.

- Rozumiesz, że nie mogłem ci powiedzieć całego planu, prawda?

Lux poczuła, że robi jej się gorąco.

- Zdziwiłabym się, gdybyś to zrobił.

- Jesteś bardzo zdolną czarownicą, Lux. Gdybyś nie podjęła złej decyzji podczas wojny, zostałabyś świetnym aurorem. Myślę, że podświadomie wiedziałaś, ale odpychałaś od siebie myśl, że twoje życie naprawdę jest, wybacz mi, nic nie warte. Nie byłabyś w stanie odbudować reputacji w świecie czarodziejów. Ja jedyny zobaczyłem w tobie potencjał. Walczyłem, żebyś wyszła z Azkabanu, bo wiedziałem, że twoje życie może nabrać jeszcze sencu. Nie byłem przekonany, czy nadal będziesz w stanie zrobić wszystko dla Syriusza Blacka. Okażę się to dziś, jeśli zgodzisz się na moją ostatnią przysługę.

Po ciele Lux przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Głos Dumbledore'a się zmienił. Jego aura spokoju zmieniła się na lodowatą. Nawet wiatr zdawał się zwolnić.

- Jaką przysługę? - spytała, siląc się na obojętny ton.

- Nie mam za wiele czasu, ale muszę opowiedzieć ci, jak do tego doszło. Ostatni rok spędziłem na szukaniu i niszczeniu Horkrusów. Pamiętasz, co to są horkruksy, prawda? - zerknął na nią, jakby dawał jej lekcję, a ona skinęła głową. - Świetnie. Dusza Voldemorta była rozszczepiona na siedem części. Odnalazłem sześć z nich i wpadłem w kompletny zastój. Nie mogłem znaleźć ostatniego.

Lux zacisnęła dłoń na różdżce. Popędziła go, by kontynuował.

- I wtedy pojawiłaś się ty, Lux. To ty znalazłaś ostatni horkruks.

- Ja? - skrzywiła się.

- Wiesz, jak to odkryłem? Horkruksy Voldemorta mają taką paskudną cechę, że wyzwalają w nas najgorsze emocje. Gdy zostawiłem cię sam na sam z Remusem w gabinecie, zaczęłaś grzebać w moich rzeczach. Wyciągnęłaś z regału książkę, o której istnieniu nie wiedziałem, a tuż po tym jak ją wzięłaś, wpadłaś w szał. To mi dało do myślenia.

Lux otworzyła usta, ale nie dał jej dojść do słowa.

- Zanim jednak skończyłem dyskutować z Remusem na temat twojego zachowania, książka zniknęła. Po prostu zniknęła. Od tamtej pory jej nie widziałem.

Zmierzył ją spojrzeniem. Wysunęła różdżkę do przodu. Dumbledore uśmiechnął się pobłażliwie na ten widok.

- Ty wiedziałaś, Lux. Wiedziałaś, że ma ją Harry. Ostatniego horkruksa.

- Nie wiedziałam, że to horkruks.

- Ale i tak powinnaś była mi o tym powiedzieć. Ale tak czy inaczej, tobie też go wykradziono. Rozumiem, że już wiesz o wycieczkach Petera Pettigrew do zamku, prawda?

Pokiwała powoli głową.

- Może cię to zdziwi, Lux, ale już od jakiegoś czasu wiedziałem, że Harry koresponduje z Peterem, który udaje Regulusa. Nie wiesz wielu rzeczy na temat świata czarodziejów. Pozmieniało się tu trochę. Myślę, że Peter chciał, by Harry miał książkę z autorskimi zaklęciami Voldemorta, ponieważ...

Lux wciągnęła głośno powietrze.

- Autorskimi?

- Oczywiście. Nie przerywaj mi z łaski swojej, czas nas goni. Z jakiegoś powodu, Voldemort naprawdę wierzy, że Harry przejdzie na jego stronę. Chce go sobie podporządkować. Chyba myśli, że Harry Potter jest potężnym czarodziejem, a to nieprawda, jest słaby. I to wszystko przez ciebie.

- Serio, kurwa? Obwiniasz mnie nawet o to, że Harry nie jest dla ciebie wystarczająco zdolny?

Twarz Dumbledore'a spoważniała. Zatrzymał się.

- Harry powinien był się wychowywać u swojej ciotki, która nienawidzi czarodziejów. Wyrósłby na dużo bardziej skromnego chłopca i bardziej przykładałby się do nauki, bo by docenił swoje magiczne możliwości. A Black, proszę cię, on się nie nadaje na ojca. Przez to twoje małe poświęcenie, zepsułaś chłopaka, który jako jedyny może zabić Voldemorta.

Świat Lux się zatrzymał, gdy zaczęły do niej docierać słowa Dumbledore'a. Z trudem łapała oddech.

- Ty to zaplanowałeś? - przemówiła, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. - Ty...Ty chciałeś wrobić Syriusza w tamte zbrodnie?

Dumbledore przewrócił oczami.

- Jak to mówisz w ten sposób, to brzmi to dużo gorzej niż było naprawdę. Widzisz, życie Syriusza jest równie nic nie warte, jak twoje. Nie ma rodziny, nikt by po nim nie płakał. Podsunąłem taki luźny pomysł...imperiusem...Ale ty musiałaś wszystko zepsuć. Wiedziałaś, że Syriusz będzie walczyć, więc zbierałaś o nim informacje, by był bezpieczny. No i dokonałaś swego. No ale trudno, było minęło, nie mam pretensji. W końcu zgodziłaś się trenować pod moim okiem przez te osiem lat na - nakreślił palcami cudzysłów. - wygnaniu. Jestem zadowolony z twoich usług. Choć, nie obraź się, fakty są takie, że nadal jesteś bezwartościowa.

Lux zacisnęła zęby. Głowa jej pękała.

- Wyduś to w końcu z siebie, Dumbledore.

- Wiedziałem, że Peter chce zaciągnąć Harry'ego do Dworu Malfoyów. Wiedziałem też, że jak się dowiesz, to za nim pójdziesz. Wszystko dla przyszywanego syna Syriusza, prawda? - uśmiechnął się pogardliwie. - To był łatwy plan. Bellatrix miała wezwać Voldemorta, który rzuci się do Harry'ego. Ty zatrzymałabyś śmierciożerców. Niestety Voldemort jest tak słaby, ze wszędzie chodzi z całą armią. Zadbałem o twoje szkolenie, myślę, że byłabyś w stanie bronić się przed całą ich armią przez około dziesięć minut. W tym czasie Zakon Feniksa deportowałby się do Rezydencji Malfoyów i pomógł Harry'emu osłabić Voldemorta, by finalnie on mógł go zabić. Dziesięć minut by nam wystarczyło.

Lux patrzyła na niego spod zmarszczonych brwi.

- A co po tych dziesięciu minutach?

Dumbledore zachował kamienną twarz i wypowiedział następne słowa tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie:

- Zabiliby cię.

Lux zakręciło się w głowie. Przypomniała jej się cela w Azkabanie. Mała przestrzeń, w której nawet jakby miała siłę wstać, to by nie miała miejsca, a wszechobecni dementorzy wysysali z niej całą energię.
Pięć lat Azkabanu to dla niej głównie wspomnienia majaczącej gdzieś twarzy Dumbledore'a, który zapewniał ją, że wierzy w jej niewinność i że jej pomoże. I naprawdę to zrobił. Znalazł dla niej dom i otoczył zaklęciami ochronnymi. Obiecał, że będzie ją nauczał magii, szkolił na aurora i po latach pomoże wrócić do świata czarodziejów. Zapewnił jej bezpieczeństwo i ochronę przez osiem lat. Prawie mu zaufała. A teraz...

- Więc to wszystko było kłamstwo? - spytała cicho. - Od początku planowałeś potraktować mnie tylko jako zaporę przed śmierciożercami?

- Och, Lux, nie zrozum mnie źle. Rozważałem innych ludzi, ale ze wszystkich bezużytecznych czarodziejów, uznałem, że ciebie będzie najmniej szkoda. Bądźmy szczerzy, nikt nie będzie płakać jak cię zabiją, myślę, że przeciwnie, urządzą paradę ze szczęścia, szczególnie po tych morderstwach w szkole.

Uniosła wzrok do nieba. Serce waliło jej w piersi. Po raz kolejny zaufała i się zawiodła. Tak wyglądało całe jej życie. Za każdym razem, gdy wydawało jej się, że już zaczyna jej się wszystko układać, następował zwrot akcji. Może Dumbledore ma rację? Jej obecność na świecie jest naprawdę bezużyteczna i najlepsze co może zrobić to oddać się w ofierze po raz drugi, tym razem finalny? Kręciło jej się w głowie.

- To jaki jest teraz plan, skoro Voldemort już jest na miejscu? - spytała. Słyszała swój głos tak, jakby dochodził gdzieś z daleka.

Dumbledore poruszył brwiami wyraźnie zdziwiony.

- Severus nie miał racji, jednak naprawdę dojrzałaś. Ja pójdę pomóc Harry'emu znaleźć i zniszczyć horkrus, wiesz jaki on jest nieuzdolniony, sam nie da rady. A musimy go zniszczyć, żeby to jego marne expeliarmus dało radę zabić Voldemorta. Deportuj się na pole walki. Nauczyciele wezmą śmierciożerców, Ty Voldemorta. Osłab go najbardziej jak możesz, dopóki cię nie zabije. Kup nam trochę czasu.

Pokiwała powoli głową. Dumbledore klepnął ją w ramię.

- Możesz spróbować nie dać się zabić, chociaż jak zleci się tam cała armia śmierciożerców, nie dasz rady. - Zamilkł, czekając na jej reakcję, a gdy nie odpowiedziała, dodał. - Zrób to dla Syriusza.

Luz gwałtownie straciła jego rękę.

- Nie waż się wciągać go do tej rozmowy, ty zdrajco.

Wróciła myślami do lat szkolnych w Hogwarcie. Do czwórki przyjaciół z Gryffindoru biegających po korytarzach, bo akurat uciekali przed McGonagall albo Filchem.

Potem do wakacji w domu i przesiadywaniu całymi dniami w gnijącym domku na drzewie, do którego przez ostatnie trzy lata jej edukacji nikt nie zaglądał.

Wreszcie zobaczyła twarz Syriusza wśród płomieni zbliżającą się do niej niebezpiecznie.

Otworzyła oczy.

- Zrobię, co trzeba Dumbledore. - powiedziała bez emocji. - Ale wiedz, że znajomość z tobą była ogromną nieprzyjemnością.

- Postępujesz słusznie, Lux. - wyciągnął do niej rękę. - W imię większego dobra.

Lux się skrzywiła.

- Pierdolę to twoje większe dobro.

Zamknęła oczy, a gdy jej powieki rozchyliły się ponownie, była w dworze u Malfoyów.

Weszła do środka na sztywnych nogach. Słabo dochodziły do niej odgłosy walki, która eskalowała do większych rozmiarów. Wyminęła kilka ciał śmierciożerców, ale nie zastanawiała się czy żyją. Przechodząc obok nieruchomego Greybacka wyjęła z jego kieszeni różdżkę Harry'ego, i pokusiła się o kopnięcie wilkołaka w twarz. Odbiła się niczym piłka.

Dzierżąc w rękach różdżkę Bellatrix, swoją i Harry'ego, miała nadzieję, że powiększenie swojej siły. Wkroczyła do sali.

Od razu wróciła do rzeczywistości, poczuła skok ciśnienie i wściekłość, jakiej jeszcze nie czuła. Nadal kilkunastu śmierciożerców trzymało się na nogach, lecz po stronie zakonu nie walczył już tylko Remus, Minerva i Severus. Dołączyli do nich Neville, Hermiona i Ron.

Nauczyciele mieli mocno widoczne obrażenia. Wiek McGonagall też dawał jej w kość. Ledwo trzymała się na nogach. Remus był rozczochrany i spocony, ale wyjątkowo nie wyglądał na zmęczonego, natomiast Snape sztywny i skupiony.

Dzieciaki natomiast musiały być tu dopiero od kilku minut. Żadne z nich nie miało choćby śladów zabrudzenia. Nie wiedzieli na co się piszą. Stali ciasno ze sobą ściśnięci, a Ron obejmował jedną ręką Hermionę, podczas gdy grupa śmierciożerców ich otaczała.

- Drętwota - powiedziała Lux, celując w okrąg.

Dwóch śmierciożerców odrzuciło. Reszta pomknęła w stronę Lux niczym wygłodniałe psy.

- Czy wyście pogłupieli?! Jakim cudem, kurwa, umiecie się deportować?? - wrzasnęła Lux do uczniów, szykując się na odparcie ataku. - Uciekajcie stąd, ale już!

- Cruc... - zaczął śmierciożerca bez zębów.

- Petrifikus totalus! - wypalił Neville.

Mężczyzna zatrzymał się w pół słowa, zastygł i runął na ziemię.

Rozpoczęła się walka.

- Podsłuchaliśmy pani rozmowę z Dumbledorem - wyjaśnił Ron, odpychając zaklęcia.

- To było straszne - zawtórowała Hermiona. - Harry też to słyszał.

Odbijali zaklęcia, a Lux raz po raz sprawdzała, czy żadne z nich nie wchodzi sobie nawzajem w drogę, czy dobrze trzymają różdżki i czy nie są zmęczeni. Któryś śmierciożerca trafił ją w kolano.

- Kurwa - zawyła Lux, zginając się w pół.

- Expeliarmus - krzyknął Ron.

- Nie wierzę w to co gadał - Neville odwrócił się do Lux. - Będziemy panią wspierać, nie pozwolimy...

- Uważaj! - krzyknęła - Protego!

Pocisk z kogoś różdżki zatrzymał się tuż przed twarzą Neville'a, który lekko pobladł.

- Nigdy nie zrywaj kontaktu wzrokowego z przeciwnikiem - ryknęła. - Powiedzcie mi, gdzie jest Voldemort?

Ron syknął na dźwięk tego imienia. Hermiona pokręciła głową.

- Nie wiem, ale pewnie gdzieś w domu.

- A co z Bellą?

- Wyżywał się na niej, albo umarła, albo straciła przytomność, trudno powiedzieć. Malfoyowie też się nie pokazują. Nie wiem...

Straszliwa myśl ugodziła Lux niczym pocisk. Ktoś uderzył ją drętwotą, a ona wyleciała z sali, ale nie wypuściła różdżek z ręki.

- Muszę spadać - krzyknęła, czując jak serce podchodzi jej do gardła. - Błagam, poradzicie sobie? Musicie. To bardzo ważne.

- Na luzie, pani H. - odparł Ron, choć ton jego głosu na to nie wskazywał.

Lux nie miała wyboru. Puściła się biegiem, ignorując okropny ból w kolanie. Przygryzała wargi i syczała, by szybciej pokonać odległość na schodach. Dotarła do drzwi sypialni Dracona i rzuciła się na nie całym ciężarem.

W środku, przywiązany do krzesła siedział Draco, z rozszarpaną koszulą i wyciągniętym na prosto przedramieniem. Nad nim stała przerażona Narcyza, wbijając palce w jego barki, by powstrzymać drżenie własnych rąk. Obok niej Lucjusz ze stoickim spokojem wpatrywał się w postać naprzeciw nim.

Lord Voldemort pochylał się właśnie nad gładką ręką chłopaka, gdy gwałtowne wejście Lux im przerwało.

Lucjusz sięgnął do kieszeni, a Draco jęknął z ulgą na jej widok.

- Rictumsempra - wycelowała w pana Malfoya, który skurczył się z bolesnym jękiem. Lux to nie usatysfakcjonowało. - Expulso!

Szyba trzasnęła, a Narcyza wydała z siebie długi okrzyk, gdy patrzyła jak jej mąż wypada z drugiego piętra, machając desperacko rękami.

Lux wycelowała różdżkę w Voldemorta.

- Rozwiąż młodego, Narcyzo - warknęła, nawet na nią nie patrząc. - Sorry, za takie dramatyczne wejście. Ty, przystojniaku, musisz być Tom Riddle, tak?

Bezczelne pytanie sprawiło, że Voldemort syknął cicho. Zwęził oczy, których spojrzenie mroziło krew w żyłach. Zgarbił się lekko i rozchylił usta, które poruszyły się, choć Lux nie wydawało się, że cokolwiek powiedział.

- Wybrańcem to ja nie jestem, ale chętnie bym sprawdziła swoje umiejętności w pojedynku z kimś owianym taką sławą - kontynuowała nonszalancko. - Szczerze, Tom? Średnio mi się chce wierzyć, że jesteś taki potężny. Zwykle jest tak, że jak ktoś jest sławny to ludzie przesadzają na jego temat.

Voldemort wyciągnął w jej kierunku różdżkę. Nie uniósł dłoni tak wysoko jak normalni czarodzieje. Jego nadgarstek ledwo się poruszył. Bardzo dziwnie pozycjonował różdżkę w dłoni.

Narcyza kończyła rozwiązywać Draco drżącymi rękami. Lux zerknęła na nich przelotnie. Z kieszeni płaszcza Narcyzy wystawała jej zdobiona różdżka, natomiast Draco swojej nie miał. Był bezbronny.

- Jestem najpotężniejszym czarodziejem w historii - wysyczał Voldemort.

Lux się do niego odwróciła.

- Ja jestem najpotężniejszą czarownicą w historii - odparła Lux zaczepnie. - Założymy się o pięć galeonów, kto wygra? Ach, zapomniałam, ty chyba jesteś bezrobotny, co, Tom? Co właściwie robiłeś przez ostatnie czternaście lat? Nie znam się na zasiłkach dla bezrobotnych czarodziejów, ale tobie ministerstwo raczej by nic nie przyznało.

Voldemort zaczął coś szeptać, choć żaden nawet najmniejszy dźwięk nie wychodził z jego ust, albo był tłumiony przez dźwięki walki z parteru.

Lux znikąd poczuła taki ból jakby łamały jej się kości. Upuściła wszystkie trzy różdżki i padła na podłogę. Oczy zaszły jej czarną mgłą. Krzyczała z bólu, wbijając paznokcie w dłonie, by zapanować nad sobą.

Draco złapał wszystkie różdżki z podłogi i wycelował w Voldemorta.

- Draco, nie! - wrzasnęła Narcyza głosem zmienionym z przerażenia.

Wyciągnęła ręce do swojego jedynego syna, ale było za późno. Draco miał w oczach skupienie, jakiego Lux jeszcze wcześniej nie widziała w swoim rozkojarzonym uczniu.

- Expelliarmus - powiedział zdecydowanie, a zaklęcie wystrzeliło z trzech różdżek.

Voldemort machnął ręką. Zaklęcia rozeszły się na wszystkie strony. Oczy Draco podążyły za każdym z pocisków, które roztrzaskiwały się o ściany, a z każdym kolejnym, chłopak coraz bardziej bladł.

Na parterze rozległ się huk, a podłoga zatrząsła się. Trochę tynku odpadło ze ściany.

- Cóż, Draco - przemówił Voldemort zadowolony z siebie. - W tym momencie mogłeś już być moim sługą, żyć długo i szczęśliwie. Ale dokonałeś wyboru. Mam nadzieję, że jesteś z niego dumny.

Narcyza załkała. Lux uniosła się na drżących ramionach.

- Czekaj - poprosiła słabo Lux, wyciągając ręce w geście pokoju. - Nie dajmy się ponieść emocjom, dojdziemy do porozumienia.

Voldemort odchylił się w rytm ruchu różdżki:

- Avada Kedavra.

- NIE! - wrzasnęły Lux i Narcyza jednocześnie.

Wszystko ucichło. Promień zielonego światła wystrzelił z różdżki Voldemorta prosto na Draco. Lux miała wrażenie, że ogląda to w spowolnionym tempie. Chłopak nie uciekał. Patrzył przed siebie, wprost na zmierzające w niego zaklęcie, jakby nie rozumiał, co się właśnie dzieje. Że to ostatnie sekundy jego życia. Że już nigdy nie zobaczy Harry'ego.

Lux próbowała stanąć na nogi, ale pocisk przeleciał jej nad głową.

Zaklęcie uderzyło. Lux zacisnęła powieki. Nie była gotowa się z tym zmierzyć. Draco był za młody, miał jeszcze całe życie przed sobą.

Rozległ się huk martwego ciała uderzającego o panele.

Musiała się odwrócić. Potrzebowała różdżek, by kontynuować walkę. Przełykając ogromną gulę w gardle pochyliła się nad poległym i zamarła.

Na panelach leżało bezwładne ciało Narcyzy. Oddała się w ofierze za syna.

Draco pozostał nieruchomy, sztywny z szoku. Choć matka oddała za niego życie, jakaś cząstka jego umarła w tym momencie.

Continue Reading

You'll Also Like

Królestwo By Jaskółka

Historical Fiction

22.7K 1.1K 56
XII wiek. Era krucjat, wojen, rycerzy i królów. W Królestwie Jerozolimskim zapanował chaos. Jedyny dziedzic korony ginie, a aktualny młody król choru...
3.1K 134 32
Dzień dobry! Przychodzę do was z fascynującym fan fiction w kiczowatym stylu „Zmierzchu", który przez lata zdobył sporą rzeszę fanów (głównie wśród n...
17.9K 1.5K 17
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
17K 918 16
Oboje dobrze wiedzieliśmy czego chcemy. Więc dlaczego po prostu się nie zakochaliśmy? - - - Opublikowana w 01.2022r. Updateowana w 12.2023r.