Nikt cię nie zapraszał

By Zocharett

90.1K 8.3K 11.7K

Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodzie... More

1. You sit there stone-faced as if I'm not here
2. Can't you see that I've been crying?
3. I didn't know you'd be insane
4. Dreams can be so deceiving
5. You're an itch I can't reach
6. A wound that won't heal
7. The smell of skin that's burning
8. Just say all I am to you is a...
9. Pain in my neck
10. Thorn in my side
11. Stain on my blade
13. Why do I fantasize to kill you
14. When you're sleeping
15. I didn't know you feel the same
Do czytelników.

12. Blood on my knife

4.1K 458 560
By Zocharett




Draco wszedł do swojej sypialni i policzył bardzo powoli do dziesięciu zanim zatrzasnął za sobą drzwi i oparł się o nie plecami. Oddychał ciężko, krążąc wzrokiem po pokoju, który tak dobrze znał.

- Błagam, powiedz, że tu jesteś - wyszeptał głosem napiętym z nerwów.

- Oczywiście, że jestem - usłyszał i odetchnął z ulgą.

  Lux wyłoniła się spod peleryny niewidki i odwróciła, by rzucić ją na łóżko, ale została przygnieciona takim cieżarem, że cofnęła się o trzy kroki zanim złapała równowagę. Draco wpadł jej w ramiona i wtulił się w jej włosy, drżąc na całym ciele. Zacisnął ręce na jej płaszczu, nieświadomie wbijając paznokcie w jej plecy. Czuła na własnym ramieniu jego bicie serca.

Zamarła z rękami w powietrzu. Taki rodzaj kontaktu ludzkiego był jej zupełnie obcy. Ostatni raz ktoś przytulił ją czternaście lat temu, a był to ten sam rodzaj bliskości - wtedy Syriusz, a teraz Draco potrzebował jej obecności. Pragnął, by dała mu komfort w sytuacji bez wyjścia. 

Położyła powoli rękę na jego głowie i pogładziła po włosach. Draco zawył, zupełnie tracąc kontrolę nad emocjami.

- S-słyszałaś, co powiedział?

- Tak. - odparła, siląc się na spokój, którego chłopak teraz potrzebował.

- Oni zabiją Harry'ego. Zabiją go. On nie przejdzie na ich stronę.

Rozluźnił uścisk i zaczął chodzić nerwowo po pokoju, szarpiąc się za włosy. Nie krył się już z emocjami. Poddał się. Jego delikatna biała twarz była zalana łzami, a oczy skierowane do sufitu przekrwione.

- Draco, posłuchaj mnie... - poprosiła Lux, ale chłopak jej przerwał.

  - Nic nie mogę zrobić. Stracę jedyną osobę, którą kocham.

Lux zamknęła oczy. Doskonale wiedziała, jakie to uczucie. Panicznie się tego bała podczas pierwszej wojny czarodziejów. Draco chociaż miał przyjemność poczuć, jak to jest, gdy osoba, którą kocha odwzajemnia jego uczucie.

  - Beznadzieja - kontynuował w amoku. - Będę patrzył jak odchodzi i nic nie będę mógł zrobić, a jak spróbuje to i tak na nic, bo Czarny Pan mnie zabije.

Lux oprzytomniała. Nagle przestała współczuć chłopakowi, choć widziała jak trzęsą się w nim różne emocje, gdy po raz kolejny okrążał biurko, gryząc skórki przy paznokciach. Poczuła ogarniającą ją wściekłość, gdy usłyszała, że nazywa Voldemorta Czarnym Panem.

- Weź się w garść do cholery jasnej - warknęła cicho.

Nie była pewna, na ile dźwiękoszczelne są drzwi w sypialni Draco.

Przez nagłą zmianę tonu, chłopak przestał łkać. Spojrzał na nią tak, jakby go spoliczkowała.    
Lux wstała.

- Masz dwie możliwości, albo siedzieć zamknięty za drzwiami i się użalać nad swoim losem, albo zacząć, kurwa, działać. Nikt nie musi dzisiaj zginąć. To znaczy, ktoś zginie, z moich własnych rąk, ale nie będzie to Potter.

Draco zmarszczył brwi, ale się nie odezwał. Lux chwyciła go delikatnie za ramiona.

- Jest dobrze, Draco, bo jestem tu przed Harrym. To nie jest sytuacja bez wyjścia, choć zdecydowanie ryzykowna. Nie wiem, czy Lupin zrozumiał moją wiadomość, więc jest duża szansa, że  będę walczyć z nimi sama. Pozostaje więc pytanie, ile jesteś w stanie zaryzykować, by ratować swojego chłopaka?

- Wszystko - odparł Draco jednym tchem. - Jeśli daliby mi wybór, żebym przyjął znak za niego, zrobiłbym to.

Lux cmoknęła z niezadowoleniem.

- W ogóle nie o to mi chodzi. Jeśli sprzeciwisz się śmierciożercom, będziesz ryzykować życie. Nie oszczędzą cię tylko dlatego, że jesteś synem jednego z nich.

Draco zapatrzył się w przestrzeń. Jego czerwone oczy wysychały.

- Zrobię to.

- Nie wiem, czy rozumiesz, co mówię. Możesz zginąć, a jesteś jeszcze bardzo młody. Możesz też przyjąć ten cholerny znak, który i tak nie będzie nic warty jak pozbędziemy się Voldemorta . Możesz też nie stawać do walki i znaleźć sobie nowego chłopaka, nie będę cię oceniać.

Draco spojrzał na nią z odrazą.

- Gdyby tobie ktoś tak powiedział wtedy podczas wojny, co byś zrobiła?

Lux pokręciła głową. Nie mogła sobie teraz pozwolić na takie rozproszenie uwagi.

- Mówiłam ci już, że byłam głupia.

- A jednak teraz chcesz walczyć sama z dwudziestoma osobami, żeby uratować ucznia, którego nawet nie lubisz?

- To nie tak, że nie pałam sympatią do twojego chłopaka, mam was wszystkich po równo w dupie. To jest dużo większa sprawa niż...

Urwała. Coś w powietrzu w pokoju się zmieniło. Zrobiło się zimno, a po skórze przebiegły jej dreszcze. Lux omiotła pokój wzrokiem i wycofała się powoli.

- Deportowali się - Draco powiedział tak cicho, że Lux praktycznie wyczytała to z ruchu jego ust.

Chwyciła pelerynę z łóżka.

- Masz tu różdżkę? - spytała, a gdy pokiwał głową kontynuowała. - Świetnie. To jest najważniejsze. Wyjdziemy tam razem, ja pod peleryną, ty nie. Wiedzą o twojej obecności, więc to by było dziwne. Dam ci znak, jak się zamienimy. W odpowiednim momencie oddam ci pelerynę i stanę do walki, a ty masz rzucać zaklęcia, będąc niewidzialnym. I nie daj się zabić. Dobrze?

Z dołu dobiegł ich spokojny głos Narcyzy, wołającej imię syna. Draco zawahał się.

- Nie chcę, żebyś się narażała. - wyznał.

Lux przewróciła oczami.

- Wzruszające.

- Przecież ty zginiesz, jeśli mi oddasz pelerynę.

- Przestań już. Masz robić to, co mówię. Zejdziesz tam i będziesz udawać idealnego syna tak długo jak to możliwe.

Draco pokiwał głową, wziął głęboki oddech i gdy nie mógł już dłużej ignorować głosu matki, odwrócił się do drzwi. Chwycił jeszcze raz za klamkę, po czym zerknął na Lux, która właśnie zaczęła znikać pod peleryną niewidką.

- Lux, jeśli nie przeżyjemy, chciałbym ci powiedzieć, że jesteś naprawdę...

- No zamknij ten łeb i idź.

Wyminęła go już niewidzialna i trąciła ramieniem, by wiedział, gdzie ona jest.

Poruszali się bardzo powoli. Lux starała się zsynchronizować z jego krokami. Szła z wyciągniętą różdżką pod peleryną, dwa kroki przed nim, by w razie ewentualnego ataku, zdążyła go obronić.

Już na szczycie schodów usłyszeli przeraźliwy śmiech Bellatrix, który sprawiał, że skręcały się wnętrzności. Na parterze, oparta o filar, czekała Narcyza. Bardzo elegancka kobieta wyciągała szyję, by zobaczyć z czego śmieje się jej siostra. Draco stanął przed matką i ukłonił się lekko. Kobieta zrobiła zbolałą minę.

- Kochanie... - zaczęła, wyciągając ręce do jego twarzy.

Draco uniósł dłoń w geście niepozostawiającym wątpliwości. Nie chciał być dotykany.

Narcyza posmutniała. Rozejrzała się wokół i przychyliła do syna.

- No i jak po rozmowie z ojcem? Czy...Czy on był łagodny dla ciebie?

Lux miała ochotę parsknąć śmiechem. Lucjusz Malfoy i bycie łagodnym nie chodziło w parzę.    
Coś w twarzy Draco się zmieniło, a Lux już wiedziała, że słabo radzi sobie z panowaniem nad emocjami.

- Och tak, matko, bardzo łagodny. - jego głos ociekał sarkazmem. - Uderzył mnie tylko raz, więc chyba robimy progres.

Narcyza zamknęła oczy i jęknęła cicho, jakby to ją ktoś uderzył. Draco złagodniał.

- Ale nie martw się, nie będę już robić problemów. Zrobię to co najlepsze dla naszej rodziny. -Przełknął ślinę, jakby słowa nie mogły przejść mu przez gardło. - Przyjmę mroczny znak.

Zacisnęła rękę na ramieniu syna i wyglądała jakby zamierzała, coś jeszcze powiedzieć. Ostatecznie pchnęła go lekko w kierunku sali, a Lux cofnęła się na bok, żeby nie zderzyć się z Narcyzą.

Grupa postaci w czarnych pelerynach stała w ciasnym kręgu, przyglądając się czemuś. Było ich około dwudziestu. Im bardziej się do nich zbliżali, tym głębiej palce Narcyzy wbijały się w obojczyk Draco.

Kilkoro ze zgromadzonych uniosło głowy, gdy usłyszeli kroki, w tym pan Malfoy z bardzo zadowoloną miną. Lux rozejrzała się po twarzach. Kilkoro z nich pamiętała z Azkabanu, ale w większości były to zupełnie nowe osoby, co nie było dobrym znakiem.

Gdy się wyprostowali, oczom Lux ukazało się krzesło stojące pośrodku pokoju, które wcześniej tak ciasno otoczyli. Przeklęła w myślach, a Draco wydał z siebie mimowolnie okrzyk, gdy zobaczyli osobę przywiązaną do tego krzesła.

            * * *

    Harry krwawił.

    Choć musieli go przywiązać najwyżej kilka minut temu, nie mogli się powstrzymać przez zrobieniem mu krzywdy zanim wezwą Voldemorta. Z rąk odpłynęła mu krew od ciasnych sznurów. Lux obeszła powoli krzesło, by zobaczyć jego twarz. Miał rozbity łuk brwiowy, podbite oko, a z jego ust ciekła cienka stróżka krwi, kapiąc na ubranie.

Lux spojrzała ponad nim na Draco. Wpatrywał się w swojego chłopaka z otwartymi ustami. Stał w miejscu nieruchomo z twarzą prawie przezroczystą i wyraźnie zapomniał o ich planie.

  Bellatrix obracała zamaszyście głowę, a to do Draco, a to do Harry'ego, a w oczach tańczyły jej chochliki radości.

- Twój chłopak był niegrzeczny - zachichotała, podskakując wokół Draco.

Jego ręce zacisnęły się w pięści. Zagryzł zęby, przypomniawszy sobie, po co tu jest.

- Za ile... - sam usłyszał jak słabo brzmi jego głos i odchrząknął. - Za ile możemy się spodziewać nadejścia Czarnego Pana?

Lucjusz skinął głową z uznaniem.

- Czekamy na Glizdogona - odpowiedział śmierciożerca bez zębów, którego Lux nie kojarzyła sprzed lat.

Draco skinął głową, ale jego rodzice musieliby być ślepi, by nie zauważyć, jaki jest zestresowany. Narcyza gładziła go po plecach, a on krzywił się, jakby sprawiało mu to ból.

Śmierciożercy kręcili się wokół Harry'ego, bluzgając i wyśmiewając go. O dziwo, on sam nie wyglądał na przestraszonego. Być może już pogodził się ze swoim losem. Nie nawoływał też do Draco o pomoc. Siedział z głową skierowaną do ziemi, wpatrując się w krople własnej krwi na podłodze.

  Ściany ogromnej sali w Rezydencji Malfoyów zatrzęsły się, a świeczniki zaczęły dzwonić, niczym alarm.

- A cóż to znaczy?  - Lucjusz Malfoy zmarszczył brwi, rozglądając się na boki.

Śmierciożercy poszli w jego ślady. Paru z nich zrobiło zmartwione miny.

- Chyba nie myślicie, że to Czarny Pan? - spytała jakaś kobieta.

- Głupia babo, oczywiście, że nie. Nie wie jeszcze, że mamy Pottera.

- To co wydaje ten cholerny hałas?!

Korzystając z nieuwagi Śmierciożerców, Lux wyciągnęła czubek różdżki spod peleryny niewidki i szepnęła najciszej jak mogła "alohomora", celując w więzy Harry'ego. Chłopak pochylił się do przodu, gdy się poluzowały. Uniósł głowę i rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem. Pozostał z rękami splecionymi z tyłu, sprawiając pozory uwięzionego.

- Gdzie jest twoja różdżka? - szepnęła Lux, pochylając się nad nim.

Harry błądził wzrokiem w poszukiwaniu znajomego głosu. Ona jednak nie mogła zaryzykować pokazania mu się.

  - Greyback - wysapał cicho. Lux skinęła głową, choć on nie mógł tego zobaczyć.

Problem w tym, że wilkołaka nie było w pomieszczeniu. Zrobiła krok w stronę wyjścia, ale się zawahała. Nie mogła zostawić Harry'ego i Draco na pastwę dwudziestu śmierciożerców.

Na środku sali zmaterializował się ohydny facet, którego widok budził w Lux instynkt morderczy. Doskonale pamiętała jak łaził po szkole za Syriuszem i Jamesem. Teraz był jeszcze bardziej krępy, przygarbiony i zaniedbany. Zacisnęła dłoń mocniej na różdżce.

Harry odetchnął na jego widok.

- Regulus - wymamrotał. - To wszystko pułapka. Zwabili mnie tu, by mnie oddać Voldemortowi.    

Petter Pettigrew syknął, przyciskając metalową dłoń do czoła. Nachylił się do Harry'ego.

- Nie wymawiaj tego imienia.

- Jasne, przepraszam. Wyciągniesz mnie stąd? To ty mnie rozwiązałeś?   

Lux przeklęła, pomstując głupotę Harry'ego, natomiast Peter Pettigrew zamarł. Jego wąskie, szczurze oczy mierzyły się z pełnymi nadziei, przekrwionymi oczami chłopaka.

- Jaki mamy plan, Regulus? - szepnął do Petera, zerkając na Śmierciożerców, którzy nadal się ze sobą przekomarzali.

  Peter rozglądał sie po sali niespokojnie i skubał niezadbane paznokcie. Na jego twarzy malowała się rosnąca panika, jak to zwykle było w przypadku, gdy kazano mu podjąć jakąś decyzję, zamiast iść ślepo za poleceniami kogoś innego.

W końcu dostał drgawek, wyprostował się i ryknął:

- CHŁOPIEC SIĘ UWOLNIŁ!

  Jego pisk był tak wysoki, że przypominał śpiewaczkę operową. Długo jeszcze niósł się echem. Śmierciożercy jak na komendę obrócili się w jego stronę.

Wszystko stało się bardzo szybko.

Harry zerwał się z krzesła. Peter chwycił go za włosy z krzykiem, jakby bał się własnego czynu.

Lux i Draco w tym samym momencie skierowali różdżki na Petera i krzyknęli "drętwota", a zaklęcie ugodziło go z taką siłą, że poleciał na ogromną okiennicę. Szybka pękła pod jego cieżarem a on wypadł na zewnątrz.

Lucjusz złapał Dracona za kark i wyprowadził z sali, w akompaniamencie towarzyszących im krzyków Narcyzy.

- Ty to zrobiłeś? - warknął Lucjusz - Ty go rozwiązałeś?

  - Nawet jeśli, to co?! - odpowiedział zaczepnie Draco i odwrócił się po raz ostatni, by rzucić swoją różdżkę Harry'emu.

Ktoś ze śmierciożerców deportował się, prawdopodobnie w poszukiwaniu Petera.

Harry skoczył do przodu po różdżkę Draco, a zakapturzona kobieta krzyknęła:

- Niech ktoś wezwie Czarnego Pana, szybko!

Harry poślizgnął się na podłodze, padł i wyciągnął rękę, którą dzieliły centymetry od różdżki swojego chłopaka, gdy salę wypełnił przyprawiający o dreszcze głos Bellatrix Lestrange.

- Crucio!

Chłopak zawył. Wykręcił się w nienaturalnej pozycji. Na ramionach i twarzy powychodziły mu żyły. Zaczął się pocić z wysiłku.

- Kurwa - warknęła Lux. - Expelliarmus!

  Różdżka Bellatrix wyleciała jej z ręki. Zrobiła głupią minę. Wszyscy obecni rozejrzeli się po sali, podczas gdy Harry stękał na podłodze.

- Skoro on jest tu - zaczęła Bellatrix, przechadzając się w kierunku różdżki. Lux zrobiła to samo. - A wy jesteście zaprzysieżeni naszemu panu...To kto właśnie mnie rozbroił?

Schyliła się, ale Lux była szybsza. Przechwyciła różdżkę z orzecha włoskiego, i, nadal pod peleryną, wycelowała obie w kobietę, która stała dosłownie kilka centymetrów od niej. Bellatrix poczerwieniała.

- Mamy szpiega!

Wybuchło zamieszanie. Śmierciożercy zaczęli na oślep rzucać zaklęcia po całej sali. Lux kucnęła i na kolanach zaczęła zmierzać w stronę Harry'ego. On sam korzystając z panującego hałasu, doczołgał się w stronę różdżki Draco. Wyciągnął po nią rękę, gdy na jego knykcie spadł ciężki but. Zawył z bólu.

Lux spojrzała w górę. Nad Harrym stał ogromny mężczyzna, znany wszystkim wilkołak, Fernir Greyback. Szczerzył kły do chłopaka, który ledwo widział bez okularów i z podbitym okiem. Greyback złapał go za umazaną krwią koszulkę i podciągnął do góry tak, że stopy Harry'ego przestały dotykać ziemi.

- Ciekawe jak by zareagowali twoi tatusiowie, jakbyś stał się wilkołakiem - wysapał Greyback w twarz Harry'ego. - Przekonamy się?   

  Krew odpłynęła z jego twarzy, gdy Greyback otworzył paszczę, eksponując kły. Przybliżył się do Harry'ego.

- NIE! - ryknęła Lux, zapominając o otaczającej ich bitwie. Rzuciła się do przodu zamaszyście. - Drętwota!

Zaklęcie z dwóch różdżek, posłało wilkołaka na korytarz, a Lux była prawie pewna, że zemdlał.

Zaległa trochę zbyt podejrzana cisza, jak na pole walki. Harry patrzył na nią wielkimi oczami. Lux rzuciła mu różdżkę Bellatriks i odwróciła się.

Oczy wszystkich śmierciożerców były zwrócone w jej stronę. Peleryna niewidka leżała na podłodze.

Continue Reading

You'll Also Like

3.1K 134 32
Dzień dobry! Przychodzę do was z fascynującym fan fiction w kiczowatym stylu „Zmierzchu", który przez lata zdobył sporą rzeszę fanów (głównie wśród n...
18.1K 1.5K 17
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
284K 10.3K 152
Część pierwsza talksów z fandomu Harry Potter
17K 918 16
Oboje dobrze wiedzieliśmy czego chcemy. Więc dlaczego po prostu się nie zakochaliśmy? - - - Opublikowana w 01.2022r. Updateowana w 12.2023r.