Nikt cię nie zapraszał

Door Zocharett

89.9K 8.3K 11.6K

Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodzie... Meer

1. You sit there stone-faced as if I'm not here
2. Can't you see that I've been crying?
3. I didn't know you'd be insane
4. Dreams can be so deceiving
5. You're an itch I can't reach
7. The smell of skin that's burning
8. Just say all I am to you is a...
9. Pain in my neck
10. Thorn in my side
11. Stain on my blade
12. Blood on my knife
13. Why do I fantasize to kill you
14. When you're sleeping
15. I didn't know you feel the same
Do czytelników.

6. A wound that won't heal

5.3K 478 549
Door Zocharett

Poprzednio:

Napełnił dwa plastikowe kubki i podał jej jeden, przysuwając nogą krzesło do jej łóżka.

- Twoje zdrowie, Lux.

Unieśli kubki.
Przełyk Lux rozpalił gorzki smak, który z każdym kolejnym łykiem, rozluźniał jej zaciśnięte z nerwów gardło.


Remus odchylił głowę i zaśmiał się, czkając głośno.

- Nie wierzę, że myślałaś, że próbuję cię poderwać.

- Cicho - Lux przystawiła mu chwiejnie palec do ust, a Remus zrobił wielkie oczy.

- Racja, Poppy mnie stąd wywali.

- Nie, nie chcę po prostu, żeby usłyszała, że kiedykolwiek tak pomyślałam.   

Oboje zachichotali. Przewrócona butelka whisky była już pusta, a oni właśnie dopijali resztkę z kubków. Minęło sporo czasu odkąd Remus tu przyszedł, ale procenty sprawiły, że żadne z nich nie patrzyło na zegarek. Lux przyznała w myślach, że stary znajomy nie jest najgorszy po alkoholu. Mogła powiedzieć najgłupszą rzecz na świecie, a on i tak bardzo ochoczo przytakiwał, a na każde jej słowo wybuchał śmiechem, jakby prezentowała mu swój program stand upu.

- Oho - powiedziała równie pijana Lux, przechylając swój pusty kubek.    

Kilka kropel spłynęło po ściankach i spadło na materac.  Remus wyciągnął ręce w powietrzu i zacisnął dłonie, jakby próbował je złapać.

- Co teraz?

Lupin oparł brodę na ręce w zamyśleniu. Nagle poderwał się na nogi, a Lux wyobraziła sobie jak nad jego głową zapala się żarówka.

- Już wiem! Chodźmy do Hogsmeade.   

Lux parsknęła.

- Cooo?

- Chodź - powtórzył i już ciągnął ją za rękaw. - Potrzebujemy więcej whisky.   

Dała mu się wyciągnąć z łóżka i oboje zachwiali się, chwytając się za ramiona, by złapać równowagę. Zostawili butelkę i kubki przy łóżku, i wymknęli się przez drzwi ciemnym korytarzem.

Pani Pomfrey drzemała oparła na dłoniach w swoim gabinecie. Przeszli obok niej na palcach, a wyglądali jak skradające się gdzieś postacie z kreskówek. Noga Lux przestała ją boleć - nie była pewna czy przez ohydny eliksir pani Pomfrey, czy przez znieczulenie alkoholowe. Skierowała się schodami do frontowych drzwi, ale Remus niespodziewanie pociągnął ją za pelerynę.

- Ej!

- Cicho, pokażę ci sekretne wyjście, którego używaliśmy za czasów szkolnych.

Dotarli do gobelinu i Lux przeczesała wzrokiem korytarz, po czym trochę za mocno puknęła się w głowę.

- Ał.   

- Co?   

- Przecież nie musimy się tak skradać, jesteśmy nauczycielami. Możemy robić co nam się podoba.   

Remus wydał z siebie długie "Aaaaa", ale i tak zachęcił ją by przeszła przez tajne przejście.Wąski korytarz sprawił że musieli się lekko pochylić, ale już za chwilę stali wyprostowani przy świetle księżyca.

- Dobrze, że nie ma pełni - powiedziała Lux. - Cholera wie, jak się zająć pijanym wilkołakiem.

Pewnie gdyby był trzeźwy, Remus wziąłby tę uwagę bardziej personalnie. Teraz tylko pokręcił głową ze śmiechem.    

Rozmawiali przez całą drogę do Hogsmeade. Oboje trochę bełkotali i trzymali się za ramiona jak najlepsi kumple. Chłodny wiatr smagał ich po zaczerwienionych twarzach, ale w ogóle tego nie odczuwali.  Kończyli śpiewać pieśń o mężnym Odonie, gdy dotarli do Dziurawego Kotła.   

- I Odo, bohater, przyniesiony do domu, do miejsca, które chłopcem będąc znał, złożony na spoczynek z kapeluszem na lewej stronie, i różdżką na pół złamaną, a przez to smutek się stał.

Lupin pchnął ramieniem drzwi, które skrzypnęły głośno. W pubie aż roiło się od ludzi. Bardzo różnił się od Gospody pod Świńskim Łbem, tutaj faktycznie trudno było znaleźć miejsce, ale w końcu wcisnęli się gdzieś w kąt, a kelnerka podała im po szklance. Stuknęli szkłem, wylewając nieco whisky na stół i wzięli po łyku.

Przy stoliku obok grupka czarodziejów grała w jakąś skomplikowaną grę karcianą. Lux przez chwilę śledziła ich ruchy, ale jej stan nie pozwalał jej się skupić na tyle, by zrozumieć zasady. Remus dźgnął ją palcem w ramię.

- Założymy się o pięć galeonów, kto pierwszy tu cię rozpozna?   

Lux skrzywiła się.

- Nie jesteś trochę zbyt bezrobotny, by się zakładać o pieniądze?   

- Nie, jeśli wygram. - wskazał palcem na wysoką wiedźmę w ogromnym zielonym kapeluszu. - Ona. Wygląda na kogoś, kto prenumeruje Proroka Codziennego.

- Mhm, mhm - Lux pokiwała głową z udawanym zastanowieniem. - Ja stawiam na....tego typa.   

Odwróciła się tak zamaszyście do Remusa, że aż dźgnęła go paznokciem w nos. Odsunął głowę.

- Nie możesz stawiać na mnie, patafianie.

- Patafianie? - Lux wybałuszyła oczy. - Rany, pijany Remus jest super. Przecież jesteś w tym pubie, nie nadwyrężyłam zasad twojej głupiej gry. A teraz płać.   
Poklepała się po kieszeni, a on zrezygnowany wyciągnął sakiewkę.

- Ale musisz się teraz czuć głupio. - powiedziała zaczepnie.   

- Na pewno nie głupiej niż ty, gdy myślałaś, że chcę z tobą...   

- Remus! - Lux walnęła go pięścią w ramię. - Ach, żałuję że ci przerwałam. Jesteś taki nadęty, wiele bym zapłaciła, by usłyszeć jak wymawiasz słowa uprawiać seks.   

Lupin skrzyżował ręce na klatce piersiowej.   

- Ile?   

- Co?   

- Ile jesteś w stanie zapłacić?   

Lux uniosła brwi w rozbawieniu.

- Aż tak cię zabolała ta utrata pięciu galeonów? - Przychyliła się do niego, odstawiając szklankę. - Założę się, że w domu nie używasz takich słów. Mówisz do swojego chłopaka zróbmy TO albo włóż to tam.   

- Aleś ty infantylna - powiedział, ale w jego głosie nie było urazy. - Dla twojej informacji,  nie muszę prosić mojego mężczyzny o seks.

Wbrew swojej woli, przed oczami Lux zaczęły pojawiać się nieproszone obrazy. Remus wracający do domu z walizką i źrenice Syriusza rozszerzające się na jego widok. Zobaczyła jak Syriusz łapię go delikatnie za marynarkę i przyciąga do siebie, składając na jego ustach długi pocałunek. Mówi Remusowi jak bardzo za nim tęsknił, a Remus opiera na jego klatce piersiowej swoje słabe ramiona, jakby tulenie go dodawało mu siły.

Jako, że Remus nie wspominał przy niej o Syriuszu, Lux wypierała z myśli fakt, że są razem. Nie chciała myśleć o tym, jacy są ze sobą szczęśliwi. Jak łatwo Syriuszowi było zapomnieć, że kiedykolwiek była częścią jego życia i cokolwiek dla niego znaczyła.

  Wróciła do rzeczywistości, gdy Remus uniósł szklankę do ust, a na tle świecy coś błysnęło. Spojrzała na jego rękę i poczuła jak przewraca jej się w żołądku. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć?   

- Kiedy...um... - zaczęła niepewnie, po czym wydusiła z siebie jednym tchem, jakby odklejała plaster z rany. - Kiedy wzięliście ślub?   

Remus wypluł whisky z powrotem do szklanki i odwrócił się zamaszyście w jej stronę . Zobaczył wzrok Lux skoncentrowany na złotej obrączce na jego palcu. Schował dłonie do kieszeni, jakby go to zawstydziło.

- Czemu zadajesz pytanie, na które nie chcesz znać odpowiedzi?   

Lux pozostała nieruchoma. Zamknęła oczy i przygryzła policzek. Choć w pubie było wyjątkowo głośno przez innych pijanych czarodziejów i czarownice, ona nic nie słyszała.    

- Remus, ja cię nie nienawidzę - powiedziała powoli. - Ja po prostu...po prostu...   

Bębniła posklejanymi od whisky palcami w blat stołu. Remus przykrył jej dłoń swoją.

- Ja to wszystko rozumiem, Lux. Nie musisz nic mówić.

- Zabieraj tę łapę - powiedziała, ale jej głos był łagodny. - Nie musisz się flexować obrączką.

Remus odsunął się jak oparzony.   

- Ja nie...

- Żartowałam przecież.

Przysunęła się do niego w przypływie odwagi, ale nadal nie mogła mu spojrzeć w oczy.   

- Dzięki, że mnie znosisz. Tak naprawdę to nie mam pretensji do ciebie, tylko do samej siebie, o to, że w ogóle nie panuję nad tym, że czuję...to...akurat do niego.   

Uniosła niepewnie wzrok i ku swojemu zdziwieniu zauważyła, że kąciki ust Remusa drżą. Powstrzymywał się od śmiechu.

- Co? - spytała Lux oskarżycielskim tonem.

- Śmiałaś się ze mnie, że nie umiem wypowiedzieć słowa seks, a sama co robisz? Takie piękne słowo, miłość, nie może ci przejść przez gardło.

Uśmiechnęła się smutno, a on przysunął się do niej, tak, że czuła zapach whisky z jego ust.   

- Zapłacę Ci pięć galeonów jak powiesz na głos "kocham".

- Twój mąż się z tobą rozwiedzie, jeśli stracisz wszystkie oszczędności na zakładach.

- Jakby wiedział jaką tworzę z Tobą więź, to by mi jeszcze dopłacił.   

Lux się skrzywiła.

- Po pierwsze, nie tworzymy żadnej więzi. Poza tym, myślę, że miałby to w dupie.

Coś w twarzy Remusa się zmieniło. Posmutniał. Choć na niego nie patrzyła, czuła, że przechodzi wewnętrzną walkę. W końcu odchrząknął nerwowo i przemówił:

- Wiesz, on był załamany, jak się od niego odsunęłaś.

- Nie rób tego, Lupin.

- A czy kiedykolwiek będzie dobry moment, by to powiedzieć? - westchnął, unosząc wzrok do sufitu. - Było mu bardzo ciężko, gdy przestałaś z nim rozmawiać, ciągle liczył, że się odezwiesz. A jednak  następny raz, gdy się spotkaliście, był dopiero wtedy, gdy obroniłaś go przed wrobieniem w morderstwa. Większość życia zmaga się z poczuciem winy.

Lux zacisnęła zęby. Wlepiła wzrok w swoje blade palce, stukające nerwowo o blat.

- Nie szukał mnie - powiedziała cicho.

- Co?

- Wyszłam z Azkabanu po pięciu latach. Nie szukał mnie.

Remus skoncentrował na niej spojrzenie, a im dłużej patrzyli sobie w  oczy, tym bardziej Lux upewniała się, że coś ukrywa.

Poruszył się nerwowo.

- Nie będę waszym posłańcem, Lux. To jest coś, o czym musicie sami porozmawiać.

Lux od razu pokręciła głową.

- Nie planuję już nigdy z nim o niczym rozmawiać.

- Więc planujesz już zawsze żyć z poczuciem, że źle go potraktowałaś?

Szklanka Lux uderzyła o blat z hukiem, rozlewając zawartość.

- Ja go źle potraktowałam?! Wiesz, ile mnie to psychicznie kosztowało, patrzeć jak się zachowujecie na korytarzach? Wyobrażasz sobie, jak trudno było mi pozwolić mu odejść? Nie mogłabym się z nim przyjaźnić, bo rozwaliłoby mnie psychicznie obserwowanie jak znalazł w tobie wszystko to, co ja chciałam mu dać. - Zrobiła pauzę, bo coraz trudniej jej się oddychało. - A nie zamierzałam stawać na drodze do jego szczęścia. Zrobiłam jedyną rzecz, jaką mogłam w tamtej sytuacji. Dałam mu powód, by o mnie zapomniał.

Odchyliła się na krześle, przygryzając policzek. Choć w pubie nikt nawet nie zauważył jej wybuchu, to czuła jak zmieniła się atmosfera. Nie musiała patrzeć na Lupina, by czuć jego żal.

Przysunął się do niej, a ona jeszcze bardziej wcisnęła się w kąt. Nie miała już dokąd uciec.

- Rozumiem. - Remus zawahał się. Jego głos brzmiał dziwnie gardłowo. - Czy...czy mogę cię przytulić?

Lux zesztywniała.

- Spróbuj, a poderżnę ci gardło, przysięgam na Merlina.

Po twarzy Remusa przebiegł smutny uśmiech. Przez długą chwilę żadne z nich się nie odzywało. Siedzieli w milczeniu, choć myśli obojga uciekały do tej samej osoby.

Wysoka kelnerka przeszła obok ich stolika, a Remus poprosił o następną kolejkę. Lux nie była pewna, czy jej ściśnięty z nerwów żołądek przyjmie więcej alkoholu.

- Lux? - zwrócił na siebie jej uwagę.

Dała znać, że go słucha skinieniem głowy.

- Jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko, co zrobiłaś dla mojej rodziny.

Alkohol w żyłach Lux zaczął przez nią przemawiać.

- Gównoprawda. Skrzywdziłam was. Przecież ty wiesz, co zaszło, tamtej nocy, podczas wojny...

- Wiem. - Przerwał jej Remus, który nie zamierzał wracać do tego myślami. - Już ci kiedyś
powiedziałem, że nie mam pretensji. Właściwie, jestem ci wdzięczny. Zjawiłaś się w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. A ja gdzie byłem? - prychnął pogardliwie na to wspomnienie. - W kryjówce zakonu, nieświadomy, jakie Peter miał plany.

Lux zmierzyła go badawczym spojrzeniem.

- Mówisz serio?

Remus pokiwał głową.

- Wow - westchnęła Lux. - Musisz go naprawdę kochać.

Podskoczyła na nagły głośny dźwięk tuż przy jej uchu - klaśniecie dłoni.
Remus patrzył na nią z szerokim uśmiechem, jakby już pozbył się z głowy myśli o tamtej nocy.

- Aha! Powiedziałaś to! Powiedziałaś "kochać" i nawet się nie zawahałaś.

Lux zmarszczyła brwi.

- Jesteś dziwny. Ale dla sprostowania, nie mam problemu z powiedzeniem, że kocham...No cóż, twojego męża. Obawiałam się, że to ty będziesz miał problem z usłyszeniem tego.

Wychyliła szklankę, jednym ruchem wlewając jej zawartość do gardła, jakby miała odkazić jej usta po wypowiedzianych słowach. Przypatrywał jej się ze smutnym uśmiechem, a ona nawet po pijaku nie była w stanie zmierzyć się ze współczuciem w jego oczach.

- Lux? - zagadnął tonem, który jej się nie spodobał.

- Hm?

- Co ci się stało w szyję?   

Lux podskoczyła w miejscu. Już prawie wyrzuciła z pamięci nieprzyjemne spotkanie ze Snapem. Przerzuciła swoje grube włosy na ramiona, osłaniając fioletowe siniaki.   

- Nie twoja sprawa, towarzyszu wilkołaku - odparła, siląc się na udawany śmiech.

Remus badał ją czujnym spojrzeniem. Nie odezwała się. Nie zamierzała mu się zwierzać.

- To kiedy wzięliście ślub? - zagadnęła, jakby ten temat mógł być mniej bolesny.   

Mężczyzna studiował jej twarz, zastanawiając się czy warto odpowiadać, i Lux go nie winiła, sądząc po ich pierwszym spotkaniu i jej reakcji, gdy wspomniał o Syriuszu.    

Odchrząknął i poprawił się w miejscu.

- Dawno temu. Ale to nie był ślub z miłości...To znaczy, kocham go nad życie, ale... To skomplikowane. Wiesz, trwała wojna. Potrzebowaliśmy aktu małżeństwa, i różnych innych spraw papierkowych, żebym ja również miał prawną opiekę nad Harrym. No, w razie gdyby...Gdyby...   

Przełknął głośno ślinę i wlepił wzrok w szklankę.

- W razie gdyby któryś z nas poległ na wojnie. Żeby Harry nie został znowu sierotą. Żeby twoja ofiara nie okazała się bezsensowna.

Lux jęknęła.   

- Chcesz powiedzieć, że to ja pchnęłam cię do małżeństwa z miłością mojego życia?   

Remus niepewnie pokiwał głową.

- Można tak to ująć.   

Lux rozciągnęła się. Wchodziła powoli w kolejną fazę upicia - robiła się strasznie senna.

- Szkoda. On zasługuje na coś więcej niż byle jaki ślub dla papierka.

- Zgadzam się, ale wiesz, jak to jest gdy pojawia się dziecko, przestajesz myśleć o swoich potrzebach, liczy się tylko ono.

- Nie wiem, jak to jest mieć dziecko, ale podejrzewam, że wystarczy dać mu cukierki i włączyć telewizję.

- Tele-co?   

Lux trzasnęła się w czoło.

- Ja wiem tyle o dzieciach, ile ty o mugolach.

- Dobrze, że nie powiedziałaś tego na rozmowie o pracę.

Remus zaczął zadawać jej jakieś pytania o mugoli, ale Lux przestała go słuchać.

Zobaczyła zjawisko, które nawet jak na świat magiczny wydało jej się nienaturalne. Trąciła Remusa łokciem i kazała mu być cicho.    

Po przeciwnej stronie pubu, pomiędzy dwoma stolikami siedziała postać w czarnej pelerynie. W tym akurat nie było nic dziwnego, co trzeci czarodziej tak wyglądał, łącznie z Lux. Natomiast obok tej osoby zmaterializował się znikąd jeden z uczniów Hogwartu. Uczeń, który był ostatnią osobą, która powinna wymykać się w nocy do Hogsmeade.   

Harry Potter składał pospiesznie w rękach pelerynę niewidkę i rozglądał się na boki niespokojnie. Jego głowa obróciła się w stronę Lux i Remusa, a oni szybko zanurkowali pod stół.

- Co on wyprawia? - głos Remusa spoważniał, jakby widok Harry'ego w takim miejscu sprawił, że nagle wytrzeźwiał.

- Cicho - warknęła Lux.

Harry wrzucił zawiniątko z peleryny pod stół i usiadł naprzeciwko zakapturzonej postaci. Z kieszeni wystawała mu mapa huncwotów.    

Trudno było wyczytać coś z ruchu jego ust, natomiast wyraz twarz wskazywał wyraźnie zmartwienie. Mówił coś bardzo szybko do osoby, która siedziała bez ruchu.    

Na moment barman zastawił im widok. Podszedł do stolika i postawił przed Harrym szklankę ognistej, a gdy się odsunął, chłopak akurat sięgał do torby po jakiś przedmiot.   

Remus żachnął się z oburzeniem.   

- On ma czternaście lat i serwują mu tu alkohol?! Niech no tylko Łapa się o tym dowie, z samego rana napiszę mu list, narobi takiego rabanu, że zamkną ten lokal w...

- Możesz się wreszcie przymknąć? - szepnęła Lux. - Nie to jest teraz najważniejsze. Rozpoznajesz co on trzyma w rękach?   

Oboje mrużyli oczy, by lepiej widzieć, wychylając się lekko spod stołu. Harry położył płasko coś, co mogło być książką albo zeszytem i przesunął to po blacie. Jego rozmówca uniósł to do góry, a Lux wciągnęła powietrze na widok zielonej okładki.

- Ja to już widziałam! W gabinecie Dumbledore'a. Tamtej nocy, wiesz...   

- Kiedy mnie zaatakowałaś, tak. - dokończył Remus rzeczowo. - To co to jest?   

- Nie wiem, tak se to tylko trzymałam w rękach, żebyś przestał do mnie mówić.

Z gardła Remusa wydobyło się krótkie "ach" ze zrozumieniem. Harry schował książkę, a wyjął kilka monet i podał je rozmówcy. Lux się skrzywiła.

- A za co on mu płaci, skoro zabiera tę książkę z powrotem?   

Ale Remus w ogóle jej nie słuchał.

- To tak wykorzystuje swoje kieszonkowe? Muszę napisać do Łapy, najwyraźniej dostaje od niego za dużo...

- Remus skup się, Harry wychodzi.

- Och, tak. To co robimy?   

Lux odwróciła się do niego, uderzając głową w stół.   

- Ja go jutro skonfrontuje po zajęciach, ty się nic nie odzywaj. Dasz radę to zrobić?

Usta Remusa zwęziły się, ale westchnął pokonany.

- Spróbuję, ale nic nie obiecuję.   

- Super. - powiedziała Lux, wstając. - A teraz chodźmy nauczyć tamtego typa trochę manier.

Pokręciła szyją na wszystkie strony, a jej kości strzeliły. Obróciła różdżkę w rękach i ruszyła przed siebie, a jej kroki już nie były chwiejne, tylko zdecydowane i pewne siebie. Remus podążył za nią.

Zakapturzony człowiek nie widział ich ruchów i nie mógł w żaden sposób usłyszeć ich rozmowy, a jednak zerwał się z krzesła i zaczął biec w stronę drzwi, przepychając się między krzesłami w akompaniamencie krzyków zdenerwowanych klientów. Kilku oblało się swoimi trunkami, gdy nieznajomy czarodziej uciekał.

Lux była tak zaskoczona, że potrzebowała chwili by zareagować. W końcu jej umysł zarejestrował, co się dzieje.   

- Hej, niech ktoś go zatrzyma! - ryknęła.

Przeskoczyła stół przy którym siedziała czarownica w zielonym kapeluszu i rzuciła się do przodu. Popchnęła przechodzącą obok wiedźmę, a ona przeklęła coś za nią. Była na kilka centymetrów od czarodzieja, już wystawiła nogę do przodu, by nadepnąć mu na pelerynę, gdy ktoś złapał ją za kaptur i pociągnął do tyłu.

- Ty złodziejko. Najpierw zapłać.

To wielki barman sapał jej w kark. Nieudolnie próbowała wyswobodzić się z jego uścisku.

- Puść mnie, kretynie, próbuję złapać potencjalnego przestępcę.

- A coś pani jest z departamentu przestrzegania prawa, czy co?

- Z departamentu przestrzegania prawa, dobre - prychnęła czarownica w zielonym kapeluszu. - To morderczyni!

- Terylionie, ona jest ze mną - przerwał jej Remus, który dużo mniej gwałtownie przechodził między stołami.

- Remus Lupin - zawołał barman i puścił pelerynę Lux, by uścisnąć dłoń Remusowi - Co u Ciebie, jak zdrowie? Co słychać u Syriusza?

Remus spojrzał na Lux z zakłopotaniem, ale ona tylko zacisnęła zęby i kiwnęła porozumiewawczo w stronę drzwi.

- Ja...y...dobrze, wszystko dobrze, dziękuję. Wybacz mi Terylionie, ale bardzo się spieszymy.

Barman był dużo bardziej wyrozumiały wobec Remusa, szczególnie gdy zapłacił mu za dużo za drinki. Wypadli na zimne powietrze chwilę później, ale nigdzie nie było już śladu po czarnej pelerynie.

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

60.4K 2K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
85.1K 3K 47
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
14.8K 718 29
16 letnia dziewczyna przez przypadek poznaje chłopaka który jest sławnym streamerem, dosyć szybko się zakochują. Spotyka ją wiele nie szczęść lecz gd...
48.1K 1.8K 42
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...