The Necromancer || Tłumaczeni...

By Zikonest

131K 9.4K 2K

Harry Potter znika ze świata w wieku 4 lat, uznany za martwego przez magiczną społeczność. Jednak gdy jego im... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46

21

2.4K 204 28
By Zikonest

- Jest martwy? - krzyknął głośno blond chłopak, przerywając ciszę, a naraz dziesiątki osób zaczęły pomrukiwać i spekulować.

Kurwa mać, co za bagno.

Umysł Harry'ego zaczął pracować na najwyższych obrotach, analizując sytuację i szybko zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie wytłumaczyć urzędnikom turnieju, jak to się stało, że smok padł martwy bez, wydawałoby się, ani jednej rzuconej klątwy. Ale zaraz, jak dowiodły komentarze blondyna, ludzie na trybunach nie wiedzieli na pewno, czy smok jest martwy, przynajmniej jeszcze nie teraz.

Naraz Harry użył niewielkiej ilości swoich nekromantycznych mocy, aby nadać martwemu ciału smoka niewielkie szarpnięcie, tak jakby bestia była nieprzytomna, ale próbowała się obudzić.

Natychmiast głośne "Oooooh" rozniosło się echem po arenie od widzów zdających sobie sprawę, że smok nie był martwy, ale właściwie mógł się obudzić w każdej chwili i spalić Harry'ego żywcem, być może nawet udałoby mu się to podczas drugiej próby.

Harry nie tracił czasu na realizację swojego pierwotnego planu porwania żywego smoka. Fakt, że smok był teraz martwy, nie przeszkadzał mu ani trochę. Po to właśnie były rytuały wskrzeszania, jeśli Rigel chciał być smokiem. A jeśli nie, to Harry mógł po prostu zamienić smoka w inferiusa. Pewnym krokiem, Harry obszedł smoka dookoła, wpisując w kamień runy niezbędne do stworzenia portalu, który otworzy się pod smokiem i natychmiast przeniósł go na podwórko Harry'ego. Wplótł też w krąg kilka run na urok konserwujący, żeby ciało nie zaczęło się rozkładać. I co kilka sekund Harry sprawiał, że jedna z nóg lub skrzydeł smoka drgała, jakby nadal żyła, więc widzowie nie wiedzieli, co się właściwie stało.

Przed aktywacją portalu, Harry delikatnie umieścił jaja poza kręgiem, ponieważ nie miał żadnego pożytku z całej gromadki młodych. Wyrosłyby na duże smoki, z dużymi apetytami, a Magica nie mogła utrzymać wystarczającej ilości żywego inwentarza, by wykarmić pół tuzina głodnych smoków.

Podnosząc złote jajo, Harry wyszedł z kręgu i machnięciem ręki aktywował runy. Natychmiast pod martwym smokiem pojawił się złoty portal i bez chwili przerwy cała bestia przepłynęła przez niego, jakby znikając w nicości.

Z trybun rozległy się okrzyki zdziwienia, ale Harry zignorował je i ponownie zamknął portal, dezaktywując runy. Potem krótko machnął różdżką, by całkowicie odczarować runy. Nie chciał, żeby ktoś znalazł sekwencję runiczną, która otworzyła portal prosto do domu Harry'ego.

Oklaski odbiły się echem po arenie, gdy Harry opuścił ją pewnym siebie krokiem, mimo że jego twarz wciąż wydawała się płonąć.

- Tędy. - powiedział szkolny uzdrowiciel, chwytając Harry'ego za łokieć.

- Jakie są obrażenia? - zapytał Harry, podążając za nią do namiotu pierwszej pomocy, gdzie usiadł na brzegu pobliskiego łóżka.

- Oparzenia trzeciego stopnia na twarzy i górnej części ciała. - powiedziała uzdrowicielka, machając nad nim różdżką. - Ale balsam na oparzenia zaraz to naprawi.

- Moja prababcia wynalazła ten balsam. - Harry powiedział, żeby nawiązać rozmowę, gdy uzdrowicielka wróciła z dużym słojem zielonej pasty. - Charis MacMillan-Black.

- Jak miło. - powiedział uzdrowiciel, otwierając słoik. - Będę musiała usunąć tę brodę, żebym mogła wyleczyć pańską twarz, panie Potter.

Harry wpatrywał się w nią zszokowany. 

- Nie.

- O tak, panie Potter. - Uzdrowicielka nie mogła powstrzymać rozbawionego uśmiechu. - Ponad połowa i tak już zniknęła, więc trochę więcej nie zaszkodzi.

Wciąż będąc w absolutnym szoku, Harry ostrożnie podniósł rękę do twarzy i pomacał brodę, która była bardzo szorstka dzięki przypalonym krawędziom. Cóż, to, co z niej zostało, było, bo prawa strona twarzy wydawała się podejrzanie goła. Harry westchnął i potrząsnął głową, zanim rzucił uzdrowicielowi błagalne spojrzenie. 

- Proszę, bądź delikatna.

V nie odpuści mu tego, Harry po prostu to wiedział.

Uzdrowicielka pracowała szybko i sprawnie i delikatnym czarem zgoliła cenny zarost Harry'ego, po czym posmarowała całą jego twarz i szyję gęstą, zieloną pastą. Następnie zdjęła mu koszulę i posmarowała jego klatkę piersiową i ramiona, a na koniec lekko poparzone dłonie. Przynajmniej pozwoliła mu zachować włosy na głowie, ale Harry mógł stwierdzić po dotyku, że one również były miejscami spalone i wymagały porządnego cięcia raczej wcześniej niż później.

Harry wyglądał jak totalny klaun, kiedy jego przyjaciele weszli do namiotu.

Remusowi towarzyszyła niska kobieta o dużym biuście, która nie mogła przestać ciągnąć za koszulę.

- Dziękuję. - Harry powiedział do uzdrowicielki, gdy ta kazała mu pozostawić balsam na sobie przez co najmniej dwanaście godzin, zanim dała mu trochę prywatności.

- Jak kobiety mogą nie zwariować od noszenia stanika przez cały dzień? - mruknęła kobieta, ponownie naciągając na siebie ubranie i dopiero teraz Harry zdał sobie sprawę, że to musiał być Syriusz.

Klapa namiotu otworzyła się ponownie, wpuszczając Barty'ego jako Moody'ego i Voldemorta - starca z siwą brodą. I V, który siedział na ramieniu Voldemorta, jakby był królem paradowanym przez swoich wiernych poddanych. Sam Voldemort uważnie ignorował ptaka.

V rzucił jedno spojrzenie na zieloną, bezbrodą twarz Harry'ego i zaczął krakać z czystej rozkoszy, trzepocząc skrzydłami z podniecenia.

- Tak, tak. - westchnął Harry, kręcąc głową z rezygnacją. - Wyglądam dziwnie, rozumiem.

V podleciał do Harry'ego i usiadł mu na kolanie, klaszcząc przy tym dziobem.

- Głupia broda zniknęła!

- Cieszę się, że nic ci nie jest, z brodą czy bez niej. - Remus powiedział z żartobliwym błyskiem w oczach. - Przez chwilę wyglądało na to, że smok spalił cię żywcem.

- Gdzie on się podział, ten smok? - zapytał Syriusz.

- Na moim podwórku. - odpowiedział Harry, wzruszając ramionami bez większego zainteresowania.

Oczy Remusa rozszerzyły się w niepokoju. 

- Wypuściłeś smoka w Magice?

- Jest martwy. - Harry powiedział szorstkim szeptem.

- Nie żyje, nie żyje. - V skrzeczał zgodnie, rzucając Remusowi protekcjonalne spojrzenie.

- Ach - Remus wydał z siebie głębokie westchnienie i skinął głową. - Cieszę się, że to słyszę. Wyglądało na to, że wciąż żyje.

- Tak, to miało zmylić wszystkich z faktu, że przypadkowo ją zabiłem. - Harry powiedział z ponurym uśmieszkiem.

- Przypadkowo zabiłeś smoka. - Barty powiedział niedowierzającym tonem, a sztuczne oko Moody'ego zakręciło się dziko.

- Chciałem wziąć ją żywcem. - Harry powiedział, wzruszając ramionami. Właśnie wszystko spieprzył, prawda? Nawet w podeszłym wieku Harry nadal był dobry w planowaniu jednej rzeczy, tylko po to, żeby potem wszystko poszło w bok w najbardziej spektakularny sposób. - Ale nie podobał jej się mój zapach i zionęła na mnie, a ja spanikowałem, dobra?

- Mimo wszystko, ten portal był imponujący. - przyznał Voldemort, po czym gestem wskazał na wejście do namiotu. - Wiele osób na zewnątrz będzie się zastanawiało, jak udało ci się stworzyć coś takiego.

- Kiedy będzie pan gotowy, panie Potter, czekają na pana na zewnątrz, aby wystawić panu wynik. - powiedziała uzdrowicielka, podchodząc do niego ponownie.

- Nie zależy mi na wyniku, ale przypuszczam, że równie dobrze mogę iść. - Harry wstał z cichym jękiem, wsunął z powrotem swoją spaloną koszulę i wciągnął na siebie spaloną pelerynę. V zajął swoje zwyczajowe miejsce na ramieniu Harry'ego, które wciąż było trochę obolałe od oparzeń, a potem wszyscy wyszli na zewnątrz, gdzie czekało na niego troje bardzo niespokojnych dzieci.

- Nic ci nie jest! - Hermiona prawie krzyknęła, gdy go zauważyła.

- Niedługo będę jak nowy. - Harry zapewnił swoich młodych asystentów. - Tylko od teraz z mniejszą ilością włosów.

Neville wyglądał na nieco rozczarowanego tą wiadomością.

- Lubiłem twoją brodę. Dzięki niej wyglądałeś jak Hagrid.

Harry wzruszył ramionami, jednocześnie obdarzając Neville'a wdzięcznym uśmiechem.

- Dzięki. Mógłbym spróbować ją odnowić, ale wątpię, żeby V mi na to pozwolił.

- Nie ma brody! - V zaszczebiotał, ostro dziobiąc policzek Harry'ego. Gdy się odsunął, jego dziób pokryty był częściowo zieloną pastą.

- Panie Potter. - podszedł do nich rudowłosy mężczyzna, który wyglądał bardzo podobnie do Rona. - Gdzie się podziała ta smoczyca? Musimy ją znaleźć.

- To jest Charlie, mój brat. - Ron powiedział szybko, nie bez sporej dawki dumy.

Harry sprawiał wrażenie raczej zdezorientowanego.

- Wiesz, nie jestem do końca pewien. Musiałem otworzyć ten portal w pośpiechu, zanim smok obudził się z powrotem i mnie wykończył, więc po prostu celowałem w drugą stronę świata.

Oczy Charliego Weasleya rozszerzyły się niemal komicznie.

- Na drugą stronę świata?

- Cóż, zasady nie mówiły, że musimy trzymać wszystkie akcesoria w miejscu wykonania pierwszego zadania. - Harry wyjaśnił z miłym uśmiechem. - Życzę miłego dnia. - Nie dając Charliemu Weasleyowi szansy na odpowiedź, Harry ominął go i ruszył w stronę namiotu jury.

Po tym, jak wszyscy ogłosili swoje oceny, Harry zremisował na pierwszym miejscu z Wiktorem Krumem, ale szczerze mówiąc, nie mógł się tym przejmować. Zamierzał szybko wrócić do domu, bo miał do załatwienia sprawę martwego smoka.

- Panie Potter. - powiedziała profesor McGonagall, wchodząc Harry'emu w drogę, gdy ten zamierzał przekroczyć szeroki trawnik Hogwartu. - Oficjalne ogłoszenia w Hogwarcie ogłaszamy dopiero później, ale skoro spędza pan tu tak mało czasu, pomyślałam, że dobrze byłoby poinformować pana już teraz.

- Poinformować mnie o czym? - zapytał Harry niecierpliwie.

- Bal z okazji Yule. - Profesor McGonagall powiedziała z wąskim uśmiechem, jakby nie mogła się zdecydować, czy cała sytuacja jest dla niej niesmaczna czy zabawna. - W noc Bożego Narodzenia odbędzie się tutaj, w Hogwarcie, bal, na którym oczekiwani są uczestnicy. Z towarzyszem.

Harry'ego kusiło, żeby ją zasztyletować, szczerze mówiąc. Twarz nadal go paliła, stracił brodę, a na jego podwórku marnował się w tej chwili zupełnie dobry, martwy smok.

- Czy stracę swoją magię, jeśli nie wezmę udziału? - zapytał Harry, zwężając oczy.

- Nie - wargi McGonagall zacisnęły się w wąską linię. - Ależ, panie Potter, to tradycja...

Harry odciął ją ostrym gestem ręki.

- Madam, nie mógłbym się przejmować waszymi tradycjami. Proszę pamiętać, że zostałem zmuszony do tego turnieju wbrew mojej woli i prawie zostałem po prostu spalony na śmierć przez pieprzonego smoka, a wszystko to dla rozrywki waszych ludzi. Możesz wziąć ten bal i wsadzić go sobie w dupę.

Remus i Syriusz stali z boku, patrząc na Harry'ego w absolutnym szoku, usta wiszące otwarte, jak Harry przepchał drogę obok McGonagall ze śmiejącym się V.

- Dupa nie bal, dupa nie bal.

Voldemort trzymał się w ryzach, ale ledwo, bo jego usta drgały, gdy pędził za Harrym przez trawnik Hogwartu w stronę bramy.

- Poważnie. - mruknął Harry ze znacznie pogorszonym nastrojem. - Dlaczego każda pieprzona osoba tutaj myśli, że może traktować mnie jak dziecko.

- Bo nie mają pojęcia o twoich prawdziwych mocach. - Voldemort powiedział, gdy dogonił Harry'ego, dopasowując się do jego pospiesznych kroków. - Właśnie oszukałeś cały stadion ludzi, by myśleli, że ewidentnie martwy smok wcale nie był martwy, a ty nawet nie podniosłeś różdżki, by to zrobić. Co więcej, nigdy nie podniosłeś różdżki, żeby zabić smoka.

- Tak przypuszczam. - Harry zatrzymał się, gdy tylko minęli bramę. - Będę zadowolony, kiedy ten cały głupi turniej się skończy i będę mógł skupić się na prowadzeniu wyspy.

Zanim Voldemort zdążył zareagować, nowy głos rozległ się po całym terenie.

- Panie Potter! Panie Potter! - Bartemius Crouch Sr spieszył w ich stronę, jedną ręką trzymając swój melonik mocno osadzony na głowie.

- Och, do kurwy nędzy. - Harry mruknął, kuszony, by po prostu się aportować, ale ostatecznie jego magia była na szali z powodu tego głupiego turnieju, więc zdecydował, że to chyba dobry pomysł, by zobaczyć, czego urzędnik turnieju chce od niego teraz.

- Panie Potter. - Crouch odetchnął, gdy do nich dotarł. - Departament Edukacji prosił mnie, abym przypomniał panu, że tylko czarodzieje, którzy mają co najmniej trzy Sumy, mogą nosić różdżki w Wielkiej Brytanii. Wysłali do pana kilka listów ponaglających, by zapisał się pan na Sumy w grudniu tego roku, ale nie otrzymali jeszcze odpowiedzi.

Harry rzucił Crouchowi Sr obojętne spojrzenie.

- Od kiedy to brytyjskie prawa obowiązują obywateli innych państw?

- Przepraszam? - Crouch zmarszczył brwi, patrząc na Harry'ego z zakłopotaniem. - Cóż, panie Potter, nie obowiązują. Każdy kraj ma swoje własne prawa.

Harry pochylił się lekko do przodu i zaoferował Crouchowi mały, zadowolony z siebie uśmiech. - Dokładnie. Zgodnie z prawem kraju, w którym mieszkam, wolno mi nosić różdżkę.

- Czekaj... chcesz powiedzieć... - Crouch wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
- Nie jestem już obywatelem brytyjskim. Przeniosłem się za granicę. Miłego dnia. - I z tymi słowami Harry aportował się na teren przed swoim zamkiem. 

Voldemort pojawił się tam kilka chwil później z ostrym trzaskiem.

- Mam do zajęcia się smokiem. - Harry powiedział w momencie, gdy drzwi zamku otworzyły się i Keket wysunęła się na zewnątrz. - Witaj, dziewczyno. Wciąż jestem w jednym kawałku.

- Głupia broda zniknęła! - V poczuł się zmuszony zwrócić na to uwagę, mimo że Keket już wpatrywała się w twarz Harry'ego, klikając z rozbawieniem.

- Mój eliksir wielosokowy już prawie się zużył. - Voldemort zauważył, opierając się jedną ręką o ścianę zamku. - Za chwilę dołączę do ciebie przy smoku.

W tym momencie Remus i Syriusz zjawili się u drzwi Harry'ego.

- Idę sprawdzić, co u Reggiego, - zawołał Syriusz, pędząc do zamku. Remus skinął Harry'emu głową i wszedł za Syriuszem do środka.

- Więc zabiłem smoka. - Harry powiedział Keketowi, gdy chodzili po zamku. - Nie chciałem tego zrobić, ale mogę go wskrzesić. Myślałem, żeby zapytać Rigela, czy nie chciałby skorzystać z ciała przez jakiś czas.

Keket zadudniła ze zrozumieniem i gdy tylko zobaczyła martwego smoka leżącego na kwiecistej łące, ruszyła w jego stronę, okrążając go tak, by móc obejrzeć go z każdej możliwej strony. Gdy tylko wróciła do Harry'ego, oparła swoją wielką głowę o jego biodro, zanim spojrzała mu w oczy. To był jej sposób na powiedzenie Harry'emu, że chce z nim porozmawiać. Harry bez wahania odwzajemnił spojrzenie i połączył ich umysły za pomocą legilimencji.

Daj mi ciało smoka. Keket powiedziała od razu.

- Dlaczego? - zapytał Harry, niepewny, dlaczego Keket miałaby o coś takiego pytać. Była bardziej niż szczęśliwa jako barok przez ponad sto lat.

Keket westchnęła, zwieszając lekko głowę. To ciało się starzeje, Harry. Czuję to w swoich kościach. Potrzebuję dużo snu. Moje stawy bolą mnie teraz prawie codziennie.

- Och. - Harry był bardziej niż trochę zaskoczony. Zauważył, oczywiście, że Keket spała więcej w dzisiejszych czasach niż dekady temu, ale nigdy nie zastanawiał się nad przyczyną tego stanu rzeczy. Ale to miało sens. Baroki nie były magicznymi stworzeniami. Były tylko zwierzętami, choć dość długo żyjącymi.

Twoja magia i moja dusza dodały temu ciału wiele lat życia. Keket powiedziała cierpliwym tonem. Ale mój czas się kończy. Czuję to.

Harry poczuł, że łzy napływają mu do oczu, gdy kucnął przed najstarszą przyjaciółką, kładąc obie dłonie na boku jej masywnej głowy. Oparł czoło o jej szeroki pysk, rozsmarowując zieloną maź na całej powierzchni jej czarnych łusek.

- Dobra, dziewczyno. Zrobimy z ciebie smoka. Będzie mi tylko brakowało twojego towarzystwa w zamku, spania u stóp mojego łóżka. To będzie niemożliwe w twoim nowym ciele.

Keket kliknęła i potarła głowę o dłonie Harry'ego. Tak, ale zamiast tego moglibyśmy razem latać.

- To prawda. - Harry powiedział ze smutnym uśmiechem, odpychając się z powrotem z westchnieniem.

- Czy wszystko w porządku? - Voldemort powiedział, gdy do nich dołączył, znów wyglądając na wysokiego, mrocznego i przystojnego.

- Tak i nie - powiedział Harry, gestykulując na Keket. - Umieściłem duszę mojego najstarszego przyjaciela w ciele baroka wiele lat temu. - Harry wyjaśnił widocznie zaskoczonemu Voldemortowi. - Ale ciało baroka się starzeje i chce zostać przeniesiona do ciała smoka. Jest to dość łatwe do zrobienia, ale nie mogę trzymać smoka w moim zamku, więc będzie mi brakowało jej w pobliżu.

Voldemort skinął powoli głową kilka razy, wpatrując się w dół, jakby głęboko zamyślony.

- Poczekaj jeszcze chwilę z przenoszeniem jej. Być może mam rozwiązanie twojego problemu. - I nie mówiąc nic więcej, Voldemort aportował się.

- Cóż, równie dobrze możemy złożyć rytualny krąg. Będzie nam potrzebny bez względu na to, co zrobimy ze smokiem. - Harry powiedział z ostatnim pociągnięciem ręki po głowie Keket. W momencie, gdy narysował kontury kręgu, Voldemort pojawił się ponownie, ostrożnie trzymając szklaną karafkę, w której znajdował się opalizujący płyn, mieniący się w świetle słońca.

- To odmłodzi obecne ciało twojego przyjaciela. - Voldemort powiedział, na krótko podnosząc karafkę. - Przywrócona zostanie jej młodość i będzie mogła żyć jeszcze przez wiele lat.

- Naprawdę? - Harry zamrugał, wpatrując się w karafkę, niepewny, jaki eliksir był zdolny do czegoś takiego.

- O tak. - Uśmiech Voldemorta przypominał Harry'emu uśmiech rekina pokazującego zdecydowanie zbyt wiele zębów. - Oczywiście, oczekiwałbym... przysługi w zamian za ten prezent.

Aha. No i stało się. Harry prawie chciał roześmiać się na głos, ale zamiast tego tylko przewrócił oczami i gestem nakazał Voldemortowi, żeby mówił dalej. Naturalnie Czarny Pan chciałby każdą najmniejszą rzecz obrócić na swoją korzyść.

Drapieżny uśmiech Voldemorta przygasł, aż w końcu nabrał pozytywnego wyrazu.

- Wydajesz się najbardziej szczęśliwy, kiedy bierzesz się w garść przy budowie wyspy, Harry. Pozwól, że zdejmę z ciebie część obowiązków.

- Hmm. - Harry zwęził oczy, doskonale widząc, do czego Voldemort zmierza. Co za pieprzony wąż z niego był, chociaż Harry przypuszczał, że nie mógł i nie powinien być zaskoczony próbą przejęcia władzy przez Voldemorta.

- Uczyń mnie Gubernatorem na następne pięć lat. - Voldemort powiedział tonem, który był tak bardzo rozsądny, a nawet miły. - Ja zajmę się polityką, a ty będziesz mógł uprawiać ziemię i mieć swojego przyjaciela u boku w zamku.

Harry odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się.

- Niezła próba, sąsiedzie. - Potem odwrócił się plecami do Voldemorta w wyraźnym odrzuceniu i obdarzył Keket uśmiechem. - Wygląda na to, że dzisiaj polecimy razem, zanim zajdzie słońce. - Keket świergotała w podnieceniu.

- Harry... - Głos Voldemorta zawierał wyraźną dozę frustracji. - Harry, bądź rozsądny.

- Nie. - Harry odwrócił się, by spojrzeć na Voldemorta i nie obchodziło go, że jego twarz wciąż była pokryta zieloną mazią, a włosy były spalone i w nierównym nieładzie. Nie oddałby rządów nad swoim krajem w ręce Voldemorta, za nic w świecie. - Jeśli chcesz zostać gubernatorem Magica, możesz ubiegać się o to stanowisko za pięć lat, kiedy to zostaną ogłoszone wybory. Ale jak jasno określono w regulaminie, który podpisałeś, przenosząc się tutaj, ja jestem gubernatorem przez najbliższe pięć lat, gdy będziemy rozwijać ten kraj. Koniec historii. Jestem po prostu głęboko rozczarowany, że próbujesz mnie szantażować w tej sprawie, podczas gdy stawką jest życie mojego najstarszego przyjaciela. Proszę się odpierdolić.

Kiedy Voldemort znów zaczął mówić, Keket wydała z siebie głośny ryk i otworzyła szeroko usta, skacząc w stronę Voldemorta, który potknął się z zaskoczenia, ledwo trzymając się karafki.

- Poza tym. - Harry powiedział do Keket, gestem wskazując, by dołączyła do niego, gdy kończył rytualny krąg. - Możesz być smokiem przez kilka lat, tylko po to, żeby się tym bawić, a kiedy znudzi ci się bycie tak dużą i zechcesz znów zamieszkać w zamku, znajdziemy ci nowe ciało. W tym świecie mają wiele ciekawych magicznych stworzeń.

- Testral. - V skrzeknął, nie przestając rzucać Voldemortowi paskudnych spojrzeń. - Nundu.

- Widzisz? - Harry uśmiechnął się do Keket, podczas gdy ona otarła się głową o jego biodro. - Czekają na ciebie przeróżne ciekawe możliwości.

- Czy naprawdę zamierzasz mnie zignorować? - Voldemort zażądał, głos miał na bardzo realnej krawędzi gniewu.

Harry zignorował go i spokojnie zakończył krąg wokół smoka. Nigdy nie poddał się szantażowi i nie zamierzał zaczynać teraz.

- Dobrze - powiedział w końcu Voldemort ze znużonym westchnieniem. - Nie będę prosił o stanowisko gubernatora już teraz. Będę się o to ubiegał za pięć lat. A teraz złóż mi inną ofertę. To jest Eliksir Życia, Harry. Jest wart więcej niż małe co nieco.

Harry wzruszył ramionami, wciąż nie patrząc na Voldemorta.

- Nawet nie wiem, co to jest, więc dla mnie jest bezwartościowe.

Voldemort wydał z siebie całkowicie sfrustrowany dźwięk.

- Eliksir Życia. Robi się go z kamienia filozoficznego. Daje wieczne życie, jeśli jest spożywany regularnie. Przy jednorazowym spożyciu przywraca młodość i zdrowie.

- Taaaa, nadal nic mi to nie mówi. - Harry powiedział głosem, który aż ociekał niechęcią do dawania dupy. - Proszę bardzo, kółko zrobione.

- Harry... po prostu... - Cała twarz Voldemorta była ściśnięta frustracją. - Jak możesz się po prostu nie przejmować?

- Lata i lata praktyki. - Harry odpowiedział z kpiącym uśmiechem. Kto wiedział, że wkurzanie Czarnych Panów może być tak zabawne. - Chcesz ofertę? Oto moja oferta. Nauczę cię, jak chodzić po Śmiertelnych Krainach.

Twarz Voldemorta rozluźniła się w gładką maskę, gdy rozważał propozycję Harry'ego.

- Ale ty i tak zamierzałeś mi to zaoferować, bez żadnych kosztów.

- Przyjmij to lub zrezygnuj. - Harry znów odwrócił się do Voldemorta plecami i gestem wskazał Keket, by weszła do kręgu. - To nie będzie bolało, dziewczyno, ale prawdopodobnie poczujesz się bardzo dziwnie, zmieniając ciało po tak długim życiu w tym jednym.

- Dobra! - Voldemort zabrzmiał, jakby był bardzo bliski tupnięcia nogą. - Przyjmę to jako zapłatę. Masz, uratuj swojego przyjaciela. - Voldemort wyciągnął karafkę, jakby zamiast bezcennego eliksiru trzymał w niej stęchły mocz.

- Dzięki. - Harry przyjął karafkę, skinął na Keket, która cierpliwie siedziała obok smoka, po czym pomaszerował z powrotem do swojego zamku.

- Harry, dokąd się wybierasz? - Voldemort zażądał, marszcząc brwi.

- Nie sprecyzowałeś, o którego przyjaciela chodzi. - Harry zawołał przez ramię. - Jestem po prostu okropnie rozczarowany, bo widziałeś, że Regulus jest na skraju śmierci i ani razu nie zaproponowałeś eliksiru, który mógłby uratować mu życie. - Harry pomaszerował prosto do swojego zamku, V paplając mu na ramieniu. Rozumiał aż za dobrze, dlaczego Voldemort nie zaoferował eliksiru Regulusowi. Nie było w nim nic dla niego. Ale teraz, gdy Keket go potrzebowała, Voldemort uznał, że może wykorzystać sytuację, by pod przykrywką troskliwego przyjaciela spróbować odebrać Harry'emu władzę.

Tak, ciekawa próba, ale Harry nie urodził się wczoraj. Będzie mu niezmiernie brakowało Keket, ale jej dusza będzie żyła dalej i to było tym, co w ostatecznym rozrachunku liczyło się najbardziej.

Regulus nie spał, gdy Harry wszedł do jego pokoju. Syriusz i Remus siedzieli przy jego łóżku, najwyraźniej właśnie skończyli opowiadać Reggiemu o ostatnich przygodach Harry'ego. Regulus był zbyt słaby, by mówić, ale jego oczy skrzyły się z rozbawienia, gdy podniósł jedną kościstą dłoń, by gestem dotknąć bezbrodego podbródka Harry'ego.

- Tak, tak, smok prawie wygrał, aż w końcu nie wygrał. - Harry powiedział, podchodząc do niezajętej strony łóżka Regulusa. - Przyniosłem ci prezent. To pomoże cię uleczyć. Nazywa się Eliksir Życia, ale nie mam pojęcia, czym jest..

Syriusz wydał z siebie dławiący odgłos, a Remus zacisnął dłoń na ustach w szoku.

- Skąd to wziąłeś? - wyszeptał Remus.

- Voldemort. - Harry powiedział i od razu Regulus skurczył się z powrotem w poduszkę, oczy szeroko otwarte w oczywistym strachu. - Nie przyjdzie po ciebie, Regulusie. - wyjaśnił szybko Harry. - W zasadzie to on pomógł uratować ci życie.

- Dumbledore powiedział nam, że Kamień Filozoficzny został skradziony. - Remus powiedział cicho, wciąż z wyrazem niedowierzania na twarzy, wpatrując się w Harry'ego.

- Harry wzruszył ramionami, nadal nie wiedząc, o co chodzi z tym kamieniem. - Masz, chcesz? - Harry wyciągnął karafkę w stronę Regulusa, który rzucił jej bardzo podejrzliwe spojrzenie.

- Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej. - Harry powiedział, rozumiejąc, dlaczego Regulus niechętnie wypiłby coś, co zaoferował Voldemort. - Nie chciał, żebyś to ty wypił. Miało być dla Keket.

- Dlaczego twoja piekielna bestia miałaby potrzebować Eliksiru Życia? - zapytał Syriusz, wciąż brzmiąc na lekko oszołomionego.

- Ponieważ jej ciało jest stare i nie zostało jej więcej czasu. Ale zamiast tego zamieniam ją w smoka, więc to nic nie szkodzi.

- Co? - Syriusz zapytał bardzo małym głosem.

Regulus uniósł drżącą rękę i gestem nakazał Harry'emu podać mu eliksir. Harry uśmiechnął się do niego, ostrożnie zbliżając brzeg karafki do spierzchniętych warg. Regulus zamknął oczy i powoli wypił eliksir, którego odrobina spłynęła mu po brodzie. Kiedy karafka była już pusta, Regulus leżał nieruchomo.

- Reggie? - zapytał Syriusz, pochylając się bliżej łóżka. - Czy wszystko w porządku?

Część włosów Regulusa odrosła na ich oczach, podczas gdy jego twarz nieco się wypełniła, a na policzki powrócił kolor. Kiedy Regulus otworzył oczy, nie były one już zapadnięte.

- Czuję się wspaniale, - powiedział Regulus, patrząc ze zdumieniem między Harrym i Syriuszem. - Dziękuję, panie Potter.

- Harry wystarczy. Witaj z powrotem, Regulusie.

- Możemy cię zabrać z powrotem do Black Manor. - Syriusz powiedział. - I pokazać ci Magikę. Wyobraź sobie, Reggie, wyspę, na której nie musimy ukrywać naszej magii. Możemy latać na miotłach z jednego końca na drugi bez obawy, że zobaczą nas mugole.

- To naprawdę brzmi niesamowicie. - Regulus powiedział, patrząc na Syriusza, jakby obawiał się, że jego brat może być mirażem, który w każdej chwili może zniknąć. Potem zerknął na Harry'ego. - Dzięki za gościnę.

- Nie ma za co. Zostawię was, żebyście wrócili do domu. - I z tymi słowami Harry zostawił ich samych, ciesząc się, że Regulus natychmiast wrócił do zdrowia.

Tuż przed pokojem Regulusa Harry wpadł na Voldemorta, który trzymał w ręku kolejną mieniącą się karafkę.

- Jesteś niemożliwym człowiekiem! - Voldemort warknął, a jego twarz przypominała obraz cichej furii. - Ale jestem gotów zawrzeć nową umowę.

- Podaj swoją cenę. - Harry powiedział z wyraźnym rozbawieniem w głosie.

Voldemort pochylił krótko głowę, biorąc głęboki oddech.

- Nie jesteś jedynym, który ma niebezpiecznego zwierzaka za starego przyjaciela.

- Kontynuuj.

- Proszę, abyś stworzył nową wyspę, u wybrzeży. Nie musi być duża. Potrzebuje kilku wygodnych jaskiń, trochę lasów dla dzikich zwierząt i może małe jezioro.

- To dość łatwe do zrobienia. - Harry powiedział zgodnie - Co tam będzie mieszkać?

Spojrzenie, jakim Voldemort obdarzył Harry'ego, było niemal wyzywające.

- Bazyliszek.

Harry zmarszczył brwi w zmartwieniu.

- Czy one nie są naprawdę niebezpieczne?

Na twarzy Voldemorta znów malowała się frustracja.

- Mówi to człowiek, który obecnie ma na podwórku smoka i właśnie mówił o zamianie swojego przyjaciela w nundu.

- W porządku. - Harry zachichotał, po czym skinął głową ze zrozumieniem. - Masz rację. Jedna dobrze zagospodarowana wyspa dla twojego bazyliszka w zamian za Eliksir Życia dla Keket. Zgoda?

- Zgoda. - Voldemort szybko podał karafkę Harry'emu, jakby obawiając się, że Harry może zmienić zdanie.

- Gdzie obecnie znajduje się bazyliszek? Kiedy byłbyś w stanie go tu sprowadzić?

- Twarz Voldemorta znów się wygładziła, a na jej powierzchni pojawił się czarujący uśmiech. - I tu właśnie robi się ciekawie. Bazyliszek jest ukryty w Hogwarcie.

Harry uniósł obie brwi w szoku. Co to za pieprzone społeczeństwo, które trzymało w swoich szkołach niebezpieczne mordercze węże?

- Trudno byłoby mi się teraz włamać do Hogwartu, nie zakłócając pracy barier i nie alarmując Dumbledore'a o mojej obecności, - kontynuował Voldemort, przechylając lekko głowę, jakby chciał się przedstawić jako bardziej niewinny, niż był w rzeczywistości.

- Więc jak zdobędziesz bazyliszka? - zapytał Harry, nie dając się zwieść czarującej fasadzie Voldemorta nawet przez sekundę.

- I tu właśnie wkraczasz ty, Harry. - Voldemort zbliżył się nieco do Harry'ego. - Masz zaproszenie do Hogwartu na Boże Narodzenie.

- Nie - powiedział Harry od razu, gdy zorientował się, dokąd to zmierza. - Absolutnie nie.

Voldemort obserwował go, podczas gdy drzwi za nimi otworzyły się i Syriusz, Remus i Regulus wyszli na zewnątrz. Zatrzymali się, gdy zobaczyli, że korytarz jest zajęty i wpatrywali się w Harry'ego i Voldemorta w zakłopotaniu.

- Harry... - Voldemort powiedział słodko-gładkim głosem. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na Bal Yule?

Continue Reading

You'll Also Like

14.1K 781 47
Vivienne Stonewall, 16 letnia dziewczyna, przenosi się do szkoły swojego brata, Caleb'a, czyli do Akademii Królewskiej. Tam poznaje grupę przyjaciół...
16.8K 1.1K 36
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
9.9K 918 22
Kto nie znał Jamesa Pottera? Chłopaka należącego do szkolnej elity, rozrabiakę wszechczasów i jednego z huncwotów. Miał wybujałe ego sięgające Słońca...
18.5K 563 18
Co by się stało gdyby Camden'owi udało się porwać 4-letnią Hailie? Jak wyglądałoby jej dzieciństwo z ojcem i braćmi? W tej książce pokaże jak wygląd...