Od nienawiści do miłości ✔

By MarynaLinchuk

1M 39.5K 1.8K

Życie pisze różne scenariusze. A najciekawsze są te, których nie planujemy. Jak dziewczyna poradzi obie z nie... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
30.
31.
32.
33.
34.
35. The End

29.

20.6K 959 68
By MarynaLinchuk

Po wakacjach przychodzi wreszcie czas na powrót do szkoły, ale zanim to następuje Karol wraz z chłopakami chce urządzić niewielkie przyjęcie. Jestem do tego nastawiona sceptycznie.
- Nie wiem. Nie sądzisz, że to będzie trochę niezręczne? No bo najpierw chodziłam z jednym chłopakiem, a potem z jego kumplem...Bartek nie był tym zachwycony.
- Słyszałaś naszą piątkową rozmowę, tak?- pyta domyślnie. Nawet nie udaję, że nie wiem o co mu chodzi.
- Tak- przyznaję wspominając słowa Kasprzaka: „Sory Karol, ale jak dla mnie to jest trochę dziwne. Najpierw chodzi z Krzyśkiem, a potem z tobą. A gdy ty jej się znudzisz to zacznie z Andrzejem? Wiem, że dawniej przyjaźniła się z Izą, ale teraz...Po prostu sam widzisz jak to wygląda”- I on miał rację- dodaję
- Rację? Więc może niech się dowie jak Władysław Kamiński cię szantażował, jak ciężko pracowałaś przez ostatni rok aby spłacić tę pożyczkę.
- Proszę, nie zaczynaj już. Wystarczająco długo robiłam z siebie ofiarę. Teraz zamierzam zacząć wszystko od nowa.
- Więc rzucisz pracę u tej całej Klaudyny?
- Przecież to tylko korepetycje. Za coś muszę się utrzymywać.
- Mogę dać ci pieniądze.
- Karol...
- Tak, wiem- mówi wymownie biorąc głęboki wdech.- Sama sobie poradzisz i nie chcesz być od nikogo zależna.
- Właśnie.- na chwilę zapada między nami cisza.
- Widziałaś się z nim od czasu wyjaśnienia tej sprawy z twoim ojcem?
- Nie.- mówię czując suchość w ustach doskonale wiedząc, że chodzi o Krzyśka. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się, żeby reagować na niego normalnie.- Myślisz, że pojawi się na przyjęciu?- pytam go, bo wiem że od czasu kiedy Zawadzki uderzył Kamińskiego za to jak mnie obraził w jego mieszkaniu ich kontakt się urwał. I czuję, że to moja wina.
- Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc to sam nie zdecydowałem jeszcze czy go zaproszę.
- Przecież byliście przyjaciółmi, nie psuj tego przeze mnie. Po wszystkim mnie przeprosił.
- Aga, ale to on nie chce już ze mną rozmawiać.- A więc to też moja wina, myślę. Cała ta niezręczna sytuacja w naszym gronie, rozbicie męskiej paczki chłopaków: wszystkiemu winna jestem tylko ja.- Wiesz co ja myślę? Skoro nic już do ciebie nie czuje, to dlaczego tak bardzo cię unika? Okej, byliście kiedyś parą, ale pierwsze spotkanie po tym czasie minęło, więc nie powinien czuć się zażenowany.
- Karol proszę....już wałkowaliśmy ten temat.- Mimo, iż minęło trochę czasu to nadal jest mi trudno. Nie chcę robić sobie już żadnych nadziei. Na dodatek przecież jestem teraz twoją dziewczyną, zapomniałeś? 
- Nie. W takim razie powiedz lepiej jaki prezent kupiłaś Izie na ślub. To już przecież za miesiąc...


W przeddzień rozpoczęcia drugiego roku akademickiego szykuję się więc na przyjęcie. Karol zaprosił między innymi moją młodszą siostrę oraz Maję i jej chłopaka. Oprócz tego było kilku jego kumpli z drużyny hokeja i spoza uczelni. No i oczywiście dwójka jego najlepszych przyjaciół: Bartek i Andrzej. Nasze grono nie liczyło więcej jak dwadzieścia osób. Mimo wszystko czułam się dość niezręcznie, bo jako pierwszy miałam podjąć się roli publicznego występu w charakterze dziewczyny Karola i nie wiedziałam jak wszyscy to przyjmą.
Andżelika z Izą również były zdziwione tym, że spotykam się z Karolem. Ta pierwsza, na wieść o tym roześmiała się sztucznie mówiąc, że pierwsza miłość jednak nie rdzewieje, ale wypadło to raczej blado. Izabela natomiast obrzuciwszy mnie spojrzeniem i kręcąc z niedowierzaniem głową dodała: w ogóle cię już nie rozumiem. No cóż, miałam ochotę im odpowiedzieć, ja siebie prawdę mówiąc też. Ale chciałam pomóc Karolowi w podzięce za to jak bardzo on pomógł mi. Czy mogłam więc tak po prostu wycofać się z umowy między nami? Poza tym, był moim przyjacielem. Przy nim czułam, że jestem w stanie zapomnieć o Krzysztofie Kamińskim i wszystkim co nas łączyło. No dobra, może nie zapomnieć ale przynajmniej nie wspominać wręcz z bolesną tęsknotą. 
- Gotowa?- spytała mnie moja siostra rozentuzjazmowana. Odpowiedziałam jej z bladym uśmiechem. Teraz nawet to, że nigdy nie pukała do mojego pokoju wydawało się nic nie znaczącym szczegółem.
- Tak, zaraz możemy iść. Andżelika już przyjechała?
- Tak, czeka na dole.
- W takim razie już idę- odparłam wkładając płaszcz.
Będąc już na miejscu od razu przywitałam się z Karolem. Po moim początkowym zakłopotaniu, wszystko poszło względnie dobrze. Na dodatek poczułam się mile połechtana faktem, że „mój chłopak” zaprosił kilku moich znajomych z uczelni, tzn Kaśkę, Marlenę i Sylwię oraz Pawła i Olka, który jak zwykle uganiał się za Marleną. Kaśka natomiast od razu zarzuciła mi kłamstwo na temat Zawadzkiego, bo przecież na ostatniej imprezie powiedziałam jej, że nic nas nie łączy. Zbyłam ją mówiąc, że jakoś tak samo wyszło. Paweł tylko mi pogratulował i życzył szczęścia. Ale patrzył na mnie przy tym tak dziwnie, że nie wiedziałam jak to interpretować. Poza tym wszystko przebiegło dość dobrze: poznałam kilku znajomych Karola i koleżanek, które jak później wyznałam mu ze śmiechem obrzucały mnie niechętnymi spojrzeniami. Bo Zawadzki był naprawdę przystojnym chłopakiem. Czasami żałowałam, że to w nim się nie zakochałam. Chociaż nadal walczył ze swoją odmiennością przynajmniej mogłam spędzać z nim czas, a jego rodzice mnie akceptowali. Nie musiałam walczyć z całym światem. Nagle Zawadzki spoważniał gwałtownie co spowodowało, że odwróciłam głowę w kierunku czegoś co tak zmieniło mu nastrój. I wtedy zobaczyłam kogoś przez którego moje serce znów fiknęło małego koziołka. W holu stał Krzysiek. Niepewnie przyglądał się zbieraninie ludzi w poszukiwaniu jakiejś osoby. Gdy zobaczył Karola, zaczął kierować się niepewnie w naszą stronę. 
- Hej- przywitał się z nami
- Cześć- odparł Karol- A więc postanowiłeś jednak przyjść?- spytał go, a ja w duchu dziwiłam się, że zaprosił jednak Kamińskiego.
- Tak. Chciałem z tobą porozmawiać- odpowiedział Zawadzkiemu
- W porządku- wykrztusiłam z siebie wreszcie.- Pójdę się czegoś napić.- Opuściłam ich towarzystwo z prawdziwą ulgą, bo widok Krzyśka całkowicie wytrącił mnie z równowagi. Gdybym jeszcze wiedziała o jego przybyciu mogłabym przygotować na to jakoś swoje serce, ale tak? Znów czułam, że mam ochotę wyć i wrzeszczeć nie wiadomo dlaczego.
- To on, prawda?- usłyszałam obok siebie głos Pawła Czechowskiego.
- O kim mówisz?- spytałam go totalnie zdenerwowana.
- O chłopaku w którym jesteś zakochana. Wiesz, na początku myślałem, że to ten cały Karol. Wiele razy tak się zdarza, że jedna strona przyjaciół chce czegoś więcej i sądziłem, że tak jest w twoim przypadku. Ale te smutne oczy powinny chyba zniknąć jeśli udałoby ci się go zdobyć.
- Nie wiem o czym mówisz- odpowiadam popijając szybko łyk jabłkowego soku.
- Gdy patrzyłaś na tego bruneta, ten smutek gdzieś zniknął. To przez niego jesteś taka, prawda? Byłaś, a właściwie jesteś osobą energiczną i radosną, ale teraz tego nie widać.- Szczerze mówiąc miałam ochotę posłać go do wszystkich diabłów albo chociaż wyrzucić, ale zdawałam sobie sprawę, że ma racje. Dlatego wciąż tam stałam słuchając jego wnikliwej analizy.- Może i nie znałem cię wcześniej, ale znam się na ludziach. A twój śmiech nieraz zamierał w pół drogi jakby na wspomnienie czegoś bolesnego. Mam rację, prawda?
- Dlaczego to wszystko cię tak interesuje?- pytam go.
- Bo ciężko patrzeć na ciebie w takim stanie. Twój obecny chłopak wie o twoim zauroczeniu?
- Tak. Powiedziałam mu o wszystkim.
- I zgadza się z tym? Musi cię bardzo kochać.
- To nie tak...- zaczynam chcąc mu wszystko wytłumaczyć, ale znów uświadamiam sobie, że nie mogę. Bo nie zdradzę sekretu Karola w ten sposób.- Przepraszam, naprawdę nie mogę o tym rozmawiać.- mówię robiąc parę kroków w przeciwną stronę- I dziękuję za psychologiczną interpretację- rzucam mu na odchodnym.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanawiam poszukać Andżeli. Szybko wypatrzam ją na parkiecie z jakimś rudym kolesiem (oczywiście zdążyła już rozstać się ze swoim ostatnim chłopakiem, Kacprem), więc daję jej spokój. Kaśka z Marleną też nieźle wywijają, ale jak dla mnie parkiet odpada. Tak więc postanawiam spacerować dalej. 
- Agnieszka, chodź!- słyszę głos mojej młodszej siostry.
- O co chodzi?- pytam
- Słyszałam od Izy, a właściwie od Bartka...Krzysiek nie chodzi już z Marzeną!- dodaje z radością, ale widząc moją reakcję (a raczej jej brak) mówi zawiedziona:- Nie cieszysz się? Przecież możecie być znów razem!
- Mariola, po raz nie wiadomo który powtarzam ci, że to już nie ma znaczenia.
- Tak? To czemu rozpłakałaś się gdy zniszczyłaś tamten naszyjnik?
- Bo...bo był drogi, a muszę go oddać Krzyśkowi- kłamię na poczekaniu- Poza tym już go wyrzuciłam- to z kolei nie było do końca kłamstwem, choć tak naprawdę to zgubiłam gdzieś popsuty łańcuszek. Przekonałam się o tym dopiero wtedy gdy chciałam oddać go jubilerowi i zapytać ile kosztowałaby naprawa.
- Myślałam, że się ucieszysz...
- Raczej nie powinnam się z tego cieszyć- mówię czując coś przeciwnego. Choć przecież to nic nie musi znaczyć. I zapewne nie znaczy.
Po przyjęciu Karol odwozi mnie do domu. Jest dziwnie zamyślony.
- Co tak bardzo pochłania twoją uwagę?- pytam go.
- Nic ważnego. Po prostu...Krzysiek powiedział, że wyprowadza się na północ kraju. Chce zmienić uczelnię, ale przede wszystkim oderwać się od kontroli ojca i matki. Właściwie to przyszedł się pożegnać.
- Jak to chce się wyprowadzić? Przecież już jutro zaczyna się nowy rok akademicki. Czy nie jest za późno?- pytam by po chwili sama sobie odpowiedzieć- Nie, kiedy jest się synem właściciela jednej z największych firmy budowlanej w kraju. .
- Tak...- Karol kiwa głową nadal zamyślony- Mimo wszystko tak chyba będzie dla niego lepiej. A jak ty się z tym czujesz?
- Ja? W porządku- mówię wzruszając ramionami w geście beztroski.- Choć trochę mnie to zaskoczyło. Ale dla mnie tak też będzie lepiej.
- Pytałem go o ciebie.
- Co?- momentalnie się ożywiam.
- Powiedział, że kochałaś mnie chyba od samego początku i że życzy nam szczęścia- mówiąc to Zawadzki uśmiecha się- Większych bredni nie słyszałem. Najśmieszniejsze jest to, że on naprawdę w to wierzy.
- Zawsze we mnie wątpił. Poza tym zbyt rzadko zapewniałam go o swojej miłości. Wtedy bałam się zranienia, nie chciałam być tą stroną której zależy bardziej. A zależało mi.
- A teraz?
- Co teraz?
- Nadal ci zależy?
- Karol, nie wałkujmy znów tego tematu.
- Więc czemu tchórzysz? Mówisz, że z perspektywy czasu postąpiłabyś inaczej, ale gdy masz szansę to tego nie robisz.
- On powiedział mi, że nic z tego.
- A dziwisz mu się? Skąd w ogóle wytrzasnął tę całą bajkę o twoim zakochaniu we mnie?
- Kiedyś...tzn w szpitalu, gdy zobaczyłam twój pocałunek z Krystianem musiałam coś wymyślić i...
- ...aby mnie chronić, wolałaś pogrążyć siebie.- kończy za mnie.
- No tak, ale to...nie tak.- mówię bez sensu- Poza tym, nigdy ci o tym nie mówiłam, ale nasz związek przebiegał dość specyficznie. Wtedy tylko udawaliśmy, że jesteśmy razem.
- I?- mówi tylko Karol, a ja domyślam się, że chyba wiedział już wcześniej o wszystkim od Krzyśka.
- Więc co mam według ciebie zrobić? Błagać go? Poniżyć się przed nim?
- W prawdziwej miłości nie istnieje coś takiego jak duma czy poniżenie. Jeśli tak to odbierasz, to może rzeczywiście go nie kochasz.
- Jak możesz?- pytam- Myślisz, że bym tego nie zrobiła? Że z powodu głupiej dumy rezygnuje z kogoś kogo kocham? Ale on wyraźnie powiedział mi, że nie chce już ze mną być. Nigdy mi nie wybaczy.
- Więc jest większym hipokrytą niż myślałem. Na pewno nie chcesz z nim porozmawiać? On pojutrze wyjeżdża i nie sądzę, żebyś miała potem ku temu możliwość.- uśmiecham się z przymusem. Bo to już naprawdę koniec. A to, że nie potrafię zaakceptować tego faktu boli mnie tak bardzo, że nie jestem w stanie zapomnieć o Krzysztofie Kamińskim.
Następnego dnia, tuż przed południem, pod mój dom przyjeżdża osoba, której najmniej bym się spodziewała. Wraz z rodzicami, Mariolą i Andżeliką, która właśnie przyszła obserwujemy ciemny, czarny mercedes parkujący pod naszym domem. I wysiadającą z niego elegancką kobietę.


- Nie musisz z nią rozmawiać, kochanie- od razu zaznacza mama- Nie mamy już nic wspólnego z tymi ludźmi.
- Wiem- odwzajemniam jej pokrzepiający gest ściśnięcia dłoni.- Ale chcę się przekonać o co chodzi tym razem. Możesz być pewna, że jeśli zacznie ze mnie drwić lub wyszydzać potraktuję ją odpowiednio.
- Mam nadzieję- dodaje Andżela. Mariola zerka tylko na mnie z troską. Gdy narzucając na siebie kurtkę wychodzę na zewnątrz, na twarzy Małgorzaty Kamińskiej maluje się ulga. Zapewne już myślała, że będzie musiała wejść do tej nory za jaką z pewnością ma mój dom.
- Dzień dobry. Po co się pani tu fatygowała?- pytam ją dość grzecznie. Bo w sumie to nigdy nic bezpośrednio mi nie zrobiła. Ale z pewnością wiedziała o machlojkach jej męża.
- Dzień dobry- skina mi głową- Chciałabym z tobą porozmawiać.
- W takim razie słucham.
- To nie jest dobre miejsce na rozmowę. Mogłabyś pojechać gdzieś ze mną? To nie zajmie długo.
- Obawiam się, że nie- mówię sucho. Wtedy dostrzegam w jej oczach co, co sprawia, że się waham. Bo widzę w nich ból.
- Proszę. Ja...wiem, że masz żal do całej naszej rodziny, ale to co się stało w przeszłości, ...zrobiłam to dla swojego syna. Ja tylko chciałam żeby był szczęśliwy. Poza tym wiedziałam, że wasz związek się nie uda.
- Tak? Więc skoro była tego pani aż tak pewna to czemu nie poczekaliście trochę z mężem na rozpad tego związku co? Skoro nie miał przyszłości, hm?- mimo wszystko nie potrafię ukryć goryczy. Pani Kamińska patrzy na mnie przenikliwie.
- Tak, teraz wiem że postąpiłam źle. I dlatego przyszłam to naprawić. 
- Tak? A w jaki to niby sposób, co?- nie mam zamiaru być dłużej grzeczna. Bo przecież godzenie się na wszystko lub udawanie że o niczym nie wiedziała było z jej strony tak samo złe. A może nawet i gorsze, bo po jej mężu mogłam przynajmniej spodziewać się wszystkiego najgorszego.- Dziękuje, ale niech pani sobie to daruje. Może pani nawet uznać, że przyjęłam przeprosiny i spać spokojnie jeśli to sumienie przywiodło tu panią.- kobieta spuszcza gwałtownie wzrok. Przygotowuję się na to że zaraz mnie zapewne zwymyśla.
- Tak, masz rację.- mówi tylko cicho ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dal.- Tego co się stało nie można już odwrócić. Ale przez wzgląd na Krzyśka, na to co cię z nim łączyło, proszę pomóż mi zatrzymać go tutaj.
- Dlaczego prosi pani o to akurat mnie? Przecież ja nie mam już z nim nic wspólnego.
- A jak myślisz dlaczego wyjeżdża? Z czyjego powodu chce przenieść się na drugi koniec kraju i zerwać wszelkie kontakty z własną rodziną?
- Może właśnie dlatego- mówię brutalnie- Przychodzi tu pani wspierając się troską i miłością do syna, ale czy tak naprawdę w ogóle go pani zna? Czy wie pani jak było mu ciężko? Jak bardzo zależało na chwili spędzonej z ojcem czy matką tak po prostu? Jak bardzo nienawidził wspólnych posiłków, ciągłej kontroli, wyboru nawet dziewczyny?- wybucham- Na tym polega pani miłość?- w tym momencie kobieta zakryła usta dłonią, a jej oczy podejrzanie zaczęły łzawić. Mimo to w ogóle się tym nie wzruszam, bo cały gest jest zbyt teatralny żeby mógł być prawdziwy- A co pani zrobiła, żeby przekonać go do zmiany decyzji? Zaoferowała kupno nowego samochodu? A może mieszkania?
- Dość- prosi mnie cicho- Może i nie jestem idealna, ale kocham go. I wiem, że ty mimo wszystko też.
- Teraz jest pani tego taka pewna? A może zależy mi tylko na pieniądzach, co?- pytam szyderczo.
- Rozumiem, że masz powody by mnie nie lubić. Ale jeśli pomożesz mi go zatrzymać, ja pomogę ci go odzyskać.
- Tak? Ciekawe jak sprawi pani, żeby przestał mnie nienawidzić.- mówię ocierając ukrytkiem łzę- I wie pani, co? Nie zamierzam go zatrzymywać. Wręcz przeciwnie życzę mu żeby uwolnił się od kogoś takiego jak pani i pański mąż.- dodaję i nie żegnając się wchodzę z powrotem do domu. Dopiero teraz dociera do mnie, że już nigdy prawdopodobnie nie zobaczę Krzysztofa.
W dniu jego wyjazdu decyduję się spotkać z nim po raz ostatni. Ale nie na prośbę matki Krzyśka, ale jego siostry. Bo Maja naprawdę boi się, że zostanie sama w tym okropnym miejscu, jak nazywa swój dom. I dlatego teraz stoję pod drzwiami jego nowego mieszkania (którego adres podała mi Majka) nie mówiąc nikomu o tym ani słowa. Gdy otwiera drzwi i widzi mnie na jego twarzy maluje się szok.
- Agnieszka?
- Cześć. Mogę wejść?
- Jasne, ale teraz mam mało czasu. Wieczorem wyjeżdżam.- mówi wyraźnie czując się niezręcznie. A ja próbuję nie myśleć o tym, że zakłopotany wygląda bezbronnie i chłopięco.
- Więc to prawda? Przenosisz się na inną uczelnię?
- Tak.- odpowiada po prostu- Coś się stało? Czy mój ojciec...?
- Nie- uspokajam go- Chodzi o Maję, a właściwie twój wyjazd. Nie chce abyś to robił.
- No cóż, chyba jestem już wystarczająco dorosły żeby sam móc o sobie decydować, nie sądzisz? A poza tym nadal nie rozumiem czemu to ty przekazujesz jej żądanie. 
- Wiesz, ona łudzi się, że jeśli poproszę cię o to abyś został, to zostaniesz- mówię cicho. Krzysiek przerywa na chwilę wkładanie rzeczy do dużej walizki. Patrząc na mnie uśmiecha się lekko kpiąco.
- Tak? A dlaczego miałabyś to niby robić? Przecież ona wie, że spotykasz się z Karolem.- ignorując jego ostatnie stwierdzenie pytam go bardzo poważnie patrząc w te jego błękitne oczy.


- A zostałbyś gdybym to zrobiła?- przez chwilę patrzymy na siebie w milczeniu, nie odzywając się ani słowem. Cisza między nami staje się ciężka i wręcz uciążliwa ze skrywanych emocji. Do czasu gdy Krzysztof nie niszczy tej magii uśmiechając się nieco wymuszenie.
- Karol wie, że tu jesteś? A może przyjechałaś tu z nim?
- Nie- mówię kręcąc głową robiąc w jego stronę kilka kroków.- Jestem tu sama.
- Dlaczego?- pyta tylko i wiem, że nie dotyczy to mojej ostatniej odpowiedzi- Przecież to, że będę daleko powinno być dla ciebie ulgą.
- Możliwe, ale nie jest- odważam się powiedzieć. Krzysiek wciąga ze świstem powietrze.
- O co tak naprawdę ci chodzi? Po co przychodzisz do mnie mówiąc te wszystkie rzeczy?- pytając, podchodzi do mnie bliżej- Teraz okazało się, że Karol to nie to? A może bawi cię wodzenie za nos obu z nas?
- Jak możesz tak mówić?
- Mogę i będę mówił. Bo mam już dość wszystkich twoich gierek, kłamstw i niewinnej minki. Dwa razy nie wchodzę do tej samej rzeki- jego słowa budzą we mnie złość.
- Wcale nie karzę ci do niej wchodzić ani nie twierdzę, że to ja miałam na to ochotę. Po prostu przyszłam tu na prośbę Mai.
- W takim razie możesz już wyjść.
- Krzysiek...
- Powiedziałem, żebyś wyszła. Teraz to ja mówię żebyś dała mi spokój- przerywa mi poważnym tonem, a ja próbując nie dostrzegać w jego słowach wyrzutu niechętnie spełniam prośbę.
- Kocham cię...- mówię do siebie cicho gdy znajduję się już za drzwiami, a on nie może mnie usłyszeć- Wciąż tak bardzo cię kocham...
Nauka w drugim roku akademickim od początku wita mnie sporą partią materiału i nauki. Szczerze mówiąc jest mi to na rękę, bo mając czymś zajęty umysł nie myślę o Krzyśku. I o jego wszystkich ostatnich skierowanych do mnie słowach. Dlaczego usiłował tak bardzo mnie zranić? Czyżby naprawdę robił to tylko w odwecie ze to jak ja potraktowałam go w przeszłości? „ Teraz to ja mówię żebyś dała mi spokój”, słyszę w swojej głowie jak echo. I staram się nie myśleć o tym, że ja prosiłam go kiedyś o to samo.
Dwa tygodnie później, czuję się już znacznie lepiej. W ostatnią sobotę listopada, kiedy ma odbyć się wesele i ślub Izabeli i Bartosza już od samego ranka trwają moje przygotowania. Czuję się szczęśliwa widząc radość na twarzy dość mocno zaokrąglonej już przyjaciółki i wyrazu zachwytu na twarzy gdy patrzy przed ołtarzem na przyszłego męża. I staram się przy tym nie szukać wzrokiem osoby, której tu prawdopodobnie nie ma. 
- Czy ty Izabelo, bierzesz sobie za męża...- wsłuchuję się w melodyjny głos księdza błądząc myślami we własnych wspomnieniach.
„A co zapewnisz mnie, że zostaniesz ze mną na zawsze?
Tak. Mogę ci to obiecać. Bo w tej chwili mam tę pewność. Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię i zawsze będziemy razem. Bo cię kocham.”
- Czy ty, Bartoszu bierzesz sobie za żonę...
„Tylko to mi dziś wszyscy będą zazdrościć takiej ślicznej dziewczyny.
Daj spokój. Przecież wiem, że nie jestem ładna.
Jesteś. Tak samo piękna na zewnątrz jak i w środku.”
- Ogłaszam was mężem i żoną!
„Dlatego tak bardzo denerwowałem się wynikiem tego spotkania. Bo dużo dla mnie znaczysz, wiesz?”, wspomnienia powodują, że usiłuję próbuję powstrzymać płacz, ale na szczęście robię to w dobrym momencie, bo wszyscy obok mnie wiwatują na cześć przyszłej pary młodej. Więc moje łzy można zwalić na krab wzruszenia z czego skwapliwie korzystam.
- Proszę- Karol podaje mi chusteczkę, którą biorę z wdzięcznością.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Wyglądają razem pięknie, prawda?
- Tak- mówię nie mając zamiaru wyjaśniać, że mój płacz ma nieco inne przyczyny.
Wesele odbywa się w niezwykle artystycznej sali, przystrojonej żywymi kwiatami i masą świetlistych perełek na suficie. Początkowo jakoś nie mam nastroju na zabawę, ale po kilku kieliszkach wina nogi same porywają mnie do tańca. Do czasu aż nie zauważam siedzącego w jednym z rogu stołów Krzysztofa. I momentalnie potykam się o nogi Zawadzkiego.
- Przepraszam- mówię tylko.
- Nic się nie stało- odpowiada rozbawiony- Dobrze, że buty są skórzane.
- Tak...
- Hej, o co chodzi?- pyta, a gdy tańcząc przekręca się w moją stronę dodaje:- I wszystko jasne.Ciekawe kiedy przyszedł. W kościele go nie było.
- Nieważne. Możemy tańczyć dalej?- pytam choć szczerze mówiąc cała ochota mi minęła. Ale za nic nie chcę pokazać tego Karolowi.
Przez większość imprezy z powodzeniem udaje mi się unikać Krzyśka. I w ten sposób oprócz chłodnego powitania nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa. Dopiero na końcu, Karol widząc jego prawdę mówiąc nie najlepszy stan powiedział mi:
- Chyba powinienem go odwieść do domu. W tym stanie na pewno nie może prowadzić, a upiera się że wróci sam.
- Jasne, nie ma problemu- odpowiadam.
- Więc możesz mi pomóc?
- Pomóc? Myślałam, że chcesz abym wróciła z kim innym.
- Chyba żartujesz, nie mam zamiaru zostawiać cię samej. Po postu najpierw go odwiozę, a potem to samo zrobię z tobą.
- Dobrze.
Wchodząc jednak do jednego z pokoi, dostrzegamy z Karolem, że Krzysiek jest gorzej pijany niż nam się początkowo zdawało. Gdy Zawadzki dotyka jego ramienia nawet nie reaguje. Razem z Bartkiem udaje im się wsadzić go na tyle siedzenie auta. Ja, aby zapobiec jego upadkowi, siedzę z nim z tyłu, starając się zbytnio go nie dotykać. Ale na jednym z zakrętów (który nawet nie był zbyt mocny) nagle zatacza się tak, że tylko moja szybko interwencja zapobiega nabiciu sobie przez niego potężnego guza. Szybko obejmuję go za szyję drugą ręką podtrzymując jego plecy. Teraz mogę pozwolić sobie na to, bo wiem że rano nic nie będzie pamiętał. 
- W porządku?- pyta mnie Karol widząc moje zmagania.
- Jasne, nie przejmuj się tylko jedź.- po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu.Wyjmując z kieszeni marynarki klucz, szybko wciągamy Krzyśka do mieszkania, a potem sypialni i łóżka. 
- Zostań z nim na chwilę, dobra? Ja tylko zadzwonię do rodziców, że będę później.
- Dobrze- odpowiadam gdy znajduje się już za drzwiami. A gdy zostaję sama z Krzyśkiem nie jestem w stanie na niego nie patrzeć: na czarne, gęste rzęsy, spokojną uśpioną twarz i pełne nieco wydatne usta. I tylko siłą woli powstrzymuję się żeby nie pogłaskać jego policzka. Aby pozbyć się tych myśli wstaję z krzesełka na którym siedzę obok łóżka i pochylam się nad nim lekko aby poprawić mu poduszkę. Potem delikatnie przykrywam go kołdrą.
- Nadal śpi?- Karol wchodzi do pokoju.
- Tak- potwierdzam nadal patrząc na śpiącego. Pospiesznie staram się zmusić do spojrzenia na Karola.
- Możemy już iść. Wyjmiemy tylko jeden z kluczy i zamkniemy mieszkanie od zewnątrz. Niestety nie znam kodu, więc to będzie musiało wystarczyć.
- Dobrze, zaraz idę tylko jeszcze zdejmę mu marynarkę. Będzie mu niewygodnie.
- Pomóc ci?
- Nie, poradzę sobie.
- Dobrze, w takim razie czekam na ciebie w holu.- Gdy Karol wychodzi staram się delikatnie podnieść Krzyśka. Lekko opieram go o wezgłowie masywnego łóżka powoli ściągając jego wierzchnie ubranie usiłując nie pamiętać jak kiedyś robiłam to w zupełnie innych okolicznościach. Na szczęście, on w ogóle się nie budzi, więc mogę to robić powoli nie bojąc się zdemaskowania. A gdy na koniec odpinam mu dwa górne guziki koszuli nie pozostaje mi nic innego jak już iść.
- Nie odchodź...- słyszę za sobą jego cichy głos, tak że przez moment wydaje mi się że zabrzmiał tylko w mojej głowie. Ale leciutki dotyk mojej ręki jest wystarczającym dowodem na to, że jednak nic mi się nie przyśniło. Podnoszę wzrok na jego twarz, ale oczy nadal przysłaniają mu powieki. Zastanawiam się czy on w ogóle wie, że to ja jestem z nim teraz w pokoju. Mimo to odwzajemniam jego uścisk kładąc nasze złączone dłonie na krawędź łóżka.
- Powinieneś się przespać- mówię drżącym głosem nie wiedząc nawet czy on mnie słyszy (bo wszystko wskazuje na to, że jego ostatnie słowa były tylko raczej wynikiem pijackich snów niż moją obecnością). Ale mimo to on nadal nie puszcza mojej dłoni.
- Zostań ze mną...- słyszę znów, a w oczach stają mi łzy. Co z tego, że nawet nie wie kogo ma przed sobą? Że rano oboje będziemy czuć się niezręcznie, a może nawet będzie na mnie zły? I co z tego, że być może przywołuje teraz Marzenę albo inną bliską mu osobę? Dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Bo nawet te kilka godzin spędzone z nim w nocy będzie mi musiało wystarczyć jako wspomnienie na długie lata. Ostrożnie siadam na krześle jeszcze bardziej przysuwając je do łóżka. I do Krzyśka. Drugą dłonią nakrywam jego i cicho szepcę:
- Zostanę.- Gdy Zawadzki wchodzi do pokoju kilka minut później od razu domyśla się dlaczego nie chcę wyjść.
- Chcesz z nim zostać?- pyta, a ja nie mam nawet zamiaru kłamać, że robię to tylko dla bezpieczeństwa Krzyśka przed włamaniem.
- Tak- kiwam głową- Przepraszam.
- Nie ma sprawy. Jesteś pewna?- znów kiwam twierdząco- W takim razie przyjadę po ciebie rano. 
- Dziękuje.
- Nie ma za co. Choć nie wiem czy nie zadajesz sobie tym jeszcze większych ran. 
- Wiem.- mówię cicho patrząc na Krzyśka- Ale nic nie mogę na to poradzić.- Gdy Karol wychodzi ja wciąż tkwię w niezmienionej pozycji trzymając Krzysztofa za rękę.

Continue Reading

You'll Also Like

228K 5.4K 35
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
568K 16.3K 64
„Lepiej być władcą w piekle niż sługą w niebiosach." ~ John Milton, Raj utracony Angie Reed przypadkowo trafi do samego piekła i jeszcze niżej. Ale c...
19K 1.5K 29
07.03.2024, 31.03.2024, 03.06.2024 nr 1 w #cars🤎 27.03.2024, 10.04.2024, 23.04.2024 nr 1 w #destiny🤎 Jeśli lubisz książki, w których znajdujesz swo...
161K 6.5K 54
- Czemu takie zdanie jak ,,my life is my gang"? - przerwał ciszę podczas drogi powrotnej chłopak. - Gang będzie dla mnie tlenem, a wszyscy wiemy, że...