Jutrzenka pachniała hiacyntam...

By MaryWitcher

2.8K 344 129

Wraz z nadejściem wiosny, Astoria Greengrass, młoda arystokratka o kapryśnym usposobieniu i oczach zdolnych p... More

JUTRZENKA PACHNIAŁA HIACYNTAMI
I. HIACYNTY I WIELKIE WEJŚCIA
II. URAŻONA DUMA, PYSZNY GNIEW
III. WZLOTY I UPADKI
IV. PO FAKCIE I PO NOSIE
V. FALBANKI, KORONKI I ROZCZAROWANIA
VII. PRAWDY MORALNE I TE ODROBINĘ MNIEJ
VIII. PIĘKNYM ZA NADOBNE, NADOBNYM ZA PIĘKNE
IX. NIECH ŻYJE BAL!
X. PANNA GREENGRASS NA WROGIM TERYTORIUM

VI. WALORY PIKNIKÓW NA ŚWIEŻYM POWIETRZU

128 23 4
By MaryWitcher

Rozdział zbetowany przez CanisPL.


→ W poprzednim rozdziale: skłaniający do rozważań list Dafne, wizyta krawcowych i szczera rozmowa z matką, wyprawa na piknik oraz nieoczekiwany towarzysz.


— Panno Greengrass, może wody? Wygląda pani tak blado, proszę usiąść.

Ostatnie, na co Astoria miała ochotę, to właśnie siadać. Gdy tylko wydostała się z powozu, wszyscy bardzo przejęli się jej stanem i choć zapewne w innym wypadku cieszyłaby się z tego niezmiernie, teraz było to jedynie uciążliwe. Rzeczywiście, czuła się słabo, lecz nie na tyle, by w spokoju znieść opiekę pani Crabbe – żywiła do niej awersję po tym, jak kiedyś upadła i potem musiała wysłuchiwać wykładu o tym, dlaczego młode panny nie powinny biegać. W dodatku dość nieciekawy zapach dolatywał z ust starszej kobiety i prawdę mówiąc, to właśnie ocuciło Astorię najbardziej.

Delikatnie odepchnęła dłoń pani Crabbe i przyzywając gestem lokaja, powiedziała miękko:

— Och, dziękuję, lecz to tylko przez dzisiejszą pogodę. Nie powinnam była wystawiać twarzy do słońca. — Uśmiechnęła się i ze szczególną dbałością omijając wzrokiem Malfoya, rozejrzała się, kto tak właściwie przybył, a potem wdzięcznie wyciągnęła dłoń w stronę lokaja. — Parasolka.

Zręcznym ruchem rozłożyła ją i oparła na ramieniu, aby następnie obdarzyć nieco bardziej promiennym uśmiechem pana Archambeau. Wyglądał, jakby chciał się odezwać i zagaić rozmowę, lecz w chwili gdy otwierał usta, przy Astorii jak spod ziemi znalazły się panny Abbott oraz Bulstrode. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i zaczęły szczebiotać, nie pozwalając swojej ofierze dojść do słowa.

— Och, panno Astorio, cóż za wieści do nas dochodzą!

— Chyba się na panią obrazimy, że dowiadujemy się jako ostatnie!

Astoria zmarszczyła brwi i mruknęła coś pod nosem, próbując w subtelny sposób uciec od kolejnej dawki natarczywych pytań. Zacisnęła mocniej palce na rączce parasola i cofnęła się nieznacznie. Obie panny podążyły za nią. Zamrugała z niedowierzaniem.

— Gratulujemy zaręczyn! Tak trudno uwierzyć, że już niedługo będzie pani mężatką!

— Tak cudownie wygląda pani z panem Malfoyem, tylko pozazdrościć.

— Musi pani nam zdradzić wszystkie szczegóły.

Jeszcze jeden krok. Jeszcze...

Och! Mój Boże. Niebiosa naprawdę postanowiły rzucić ją w wir otchłani piekielnych już za życia. Nawet nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że niemalże wdepnęła w Malfoya. Nie dało się pomylić tego zapachu z nikim innym.

— Ja... dziękuję — wydukała speszona, nie ośmielając się spojrzeć za siebie. Dostrzegła mimowolnie, że jego oddech gwałtownie przyspieszył, sama zaś mając wrażenie, że zaraz wydusi z siebie ostatnie tchnienie.

— Bardzo pani zbladła! Coś się stało?

— Powinna była pani usiąść. Czy dobrze się pani czuje?

Och, wyśmienicie. Gdyby tylko mogła zniknąć z powierzchni ziemi i spędzić resztę życia w łóżku z baldachimem, nikogo nie widując, czułaby się wręcz niebiańsko.

— Panie wybaczą, ale pani Greengrass potrzebuje teraz spokoju — odparł niespodziewanie Malfoy i stanął przy Astorii tak, że prawie stykali się dłońmi. Zamarła. Na litość boską, co on wyprawiał? — Słońce dzisiaj rzeczywiście nie rozpieszcza.

Panna Abbott kiwnęła ze zrozumieniem głową, a swej towarzyszce posłała wymowny uśmieszek, który pogłębił się, kiedy pan Malfoy dodał:

— Panno Greengrass, proszę przyjąć me ramię w drodze do miejsca pikniku.

— W drodze? Uhm... Och... Oczywiście, z przyjemnością.

Gdyby pan Malfoy sam nie palił się właśnie z gorejącego zażenowania i uporczywie nie wbijał wzroku we wstążkę ustawionych powozów, zapewne zauważyłby, że Astoria zadrżała, opierając się na nim, a potem subtelnie skrzywiła i rzuciła tęskne spojrzenie w stronę pana Archambeau.

Zapowiadał się doprawdy wyborny piknik.


Po krótkim spacerze na wzniesienie za domem Davisów Astoria z ulgą wyswobodziła się z nieudogodnienia, jakim było ramię Malfoya, i opadła na przygotowane przez służbę poduszki. Cień i chłodny wiatr okazały się na tyle łaskawe, by mogła się odprężyć, a przynajmniej udawać pogodę ducha bez większych wyrzeczeń. Przechadzka z Malfoyem u boku już w znacznym stopniu nadwyrężyła jej cierpliwość oraz pokłady radosnej uprzejmości – nie dawała rady nawet na niego spojrzeć. Wciąż czuła nieznośny zapach jego perfum i gdyby nie twardy grunt pod stopami oraz perspektywa upadku wprost w ramiona tego ogrodowego krasnala, zapewne by zemdlała.

Wprawdzie było jej trochę niewygodnie na poduszce i irytowało ją ciągłe plątanie się sukni pod nogami, lecz szklanka chłodnej lemoniady zdołała ostudzić jej zdenerwowanie na tyle, by móc oddać się jednej z ulubionych rozrywek – obserwacji innych ludzi. Rozłożyła wachlarz i leniwie opierając się o stos przygotowanych kap, zaczęła niby to z zachwytem spoglądać na otaczającą naturę, tak naprawdę jednak przypatrując się towarzyszom pikniku.

Nie zauważyła nikogo, kto byłby w złym humorze – oprócz, rzecz jasna, Malfoya, którego z wielu przyczyn postanowiła nie włączać w swą analizę. Pannę Davis cechował beztroski spokój, objawiający się uniesionych lekko kącikach ust i zręcznie obracanej w dłoniach robóce; państwo Macmillan jak zwykle trwali w prostocie swego obycia, zgodnie mlcząc i nawet panna Bulstrode, która unikała okazywania radości, dzisiaj przejawiała niezwykłą swobodę oraz uprzejmość wynikającą z czystego zadowolenia, co udowadniały jej pozytywne uwagi na temat sukien wszystkich dziewcząt. Największą zmianę Astoria zauważyła u panny Parkinson i pana Zabiniego – oboje wydawali się trochę zdystansowani, a mimo to nie brakowało im pogody ducha. Odsunęli się od pozostałych i ściszonymi głosami o czymś rozmawiali, rzucając przy tym rozbawione spojrzenia na swych towarzyszy. Musi się coś za tym kryć, stwierdziła z namysłem, a potem pospiesznie skierowała swą uwagę na resztę towarzystwa, tylko po to, by za chwilę skoncentrować się na swoim wiosennym ulubieńcu.

Pan Archambeau siedział rozluźniony z nieobecnym uśmiechem na ustach i oczami, w których czaił się pewien rodzaj dziecięcej figlarności. Gdy Astoria zatrzymała na nim spojrzenie, uniósł wzrok, a jego wargi wyciągnęły się jeszcze bardziej. Wyprostował się i unosząc nieznacznie prawą brew, rzekł głośniej, niż to było konieczne:

— Drodzy państwo! — Kilka głów odwróciło się w jego stronę. — Piknik ten powstał z mej inicjatywy, ku radości i zachwytom gawiedzi, lecz na razie odpowiedniego świętowania brak. — Urwał na chwilę i jakby ważąc słowa, skinął Astorii. — Panna Greengrass wydaje się znużona, nieprawdaż? Wstydźcie się państwo za takie zachowanie! Nie możemy dopuścić, by damy się nudziły.

— Och, daleko mi do znużenia — odparła gładko, z błyskiem w oku oraz rozbawieniem w kącikach ust. — Przecież dopiero zaczęliśmy! Proszę o cierpliwość, panie Archambeau.

— Cierpliwość! Cóż za przeżytek! — zawołał ze śmiechem i przysunął się nieznacznie w jej stronę. — Piknik został stworzony dla zabaw oraz uciech, zabawmy się więc. Proponuję niewinną grę w zagadki.

Pani Macmillan i panna Abbott wymieniły spojrzenia, a Malfoy zesztywniał i z powątpiewaniem spojrzał na Archambeau, jakby uważał to za kolejny pomysł niesfornego dziecka.

— Ja zacznę — ciągnął niezrażony Octavius. — Hm... Co to jest – je tylko najlepsze czekoladki, przebiera w najlepszych jedwabiach i uśmiecha się z rezerwą, acz kokieteryjnie?

— Ma pan na myśli siebie? — zapytał śmiertelnie poważnie Malfoy, co Archambeau skwitował jedynie śmiechem.

— Proszę próbować dalej.

— Obawiam się, że nie odgadniemy odpowiedzi — rzucił pan Macmillan leniwym tonem, będąc znacznie bardziej zainteresowanym talerzem sandwiczów.

W oczach Archambeau pojawił się cień irytacji – na ułamek sekundy zmarszczył brwi, a potem uśmiechnął się szelmowsko i klasnął w dłonie.

— Dobrze, sam państwu odpowiem. Otóż miałem na myśli angielską damę!

Kilka panien – i zresztą tylko one – zachichotało i zaczęło wypytywać o różnice między Angielkami a Francuzkami, jakby co sezon o nich nie słyszały w Bath oraz Londynie. Octavius odpowiedział im niezobowiązująco i pobieżnie, co najwyraźniej nie wystarczyło interesantkom. Raz przykuwszy uwagę pana Archambeau, postanowiły nie wypuścić jej z rąk tak łatwo. Astoria przez moment przysłuchiwała się ich beztroskiemu szczebiotowi, lecz potem zrezygnowała, postanawiając skupić się na pralinkach.

Przez dłuższą chwilę lustrowała wypełnione słodkościami patery, by następnie wyciągnąć dłoń i zatrzymać ją nad najwyższym piętrem. Nie mogła się zdecydować – wszystko wydawało się wyśmienite i najchętniej spróbowałaby każdego łakocia po trochu, lecz nie zostałoby to raczej dobrze przyjęte. Nie chciała wyjść na osobę zachłanną i niepotrafiącą opanować własnego apetytu, dlatego koniec końców chwyciła za drobną magdalenkę, posłusznie godząc się ze stanem rzeczy. Lubiła ten rodzaj wypieku – jadała go nieraz w Londynie, ale nie mogła sobie odmówić właśnie tej wersji, przygotowanej pod dyktando pana Archambeau. Ufała jego gustom i doświadczeniu zdobytemu we Francji, więc bez wahania uniosła ciasteczko do ust i już miała rozpocząć degustację, gdy kątem oka zauważyła parę oczu, wpatrujących się w nią z nieskrywaną pogardą.

— Panie Malfoy, przecież nie zabieram panu ostatniego smakołyka przed nosa — zagaiła pogodnie, nieznacznie kierując ku niemu głowę.

— Proszę sobie nie przeszkadzać — odparł oschle, odwracając wzrok jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku.

— Och, zaciekawił mnie pan. — Wzruszyła lekko ramionami. — Czymże tym razem zawiniłam?

Zmarszczył brwi, a jego czoło przecięła nieprzyjemna w swej ostrości zmarszczka. Wydawał się urażony samym faktem, że Astoria zadała pytanie, co napędzało ją jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się ze słodyczą i dodała niespiesznie, wiedząc, że Malfoy nie zechce odpowiedzieć:

— Czyżby wyjaśnienie było aż tak wstydliwe?

— Irytuje mnie fakt, że nawet na talerzach Anglicy muszą obcować z obcą kulturą, w dodatku kulturą niższego rzędu — wycedził nagle, tym razem utrzymując z nią kontakt wzrokowy. — A pani zdaje się nie zauważać problemu, ba!, pani to sprawia przyjemność.

Wpatrywała się w niego przez chwilę z namysłem, jakby ważąc słowa, a kiedy wreszcie otworzyła usta, jedyne co zrobiła, to pogłębiła uśmiech, by potem wprost na oczach Malfoya wgryźć się w magdalenkę.

— Smacznego, panie Malfoy!

Pierwszy odwrócił wzrok.


Niebo ma dzisiaj kolor płaszcza, który ostatnio zamówiłam, pomyślała Astoria, stojąc samotnie na wzniesieniu i spokojnie kontemplując otaczającą ją przyrodę. Taki zaś komplement należał – jeśli chodzi o pannę Greengrass – do komplementów najwyższej wagi i niebo mogło czuć się docenione, że jego odcień został uwzględniony w garderobie młodej, szalenie wybrednej arystokratki.

Po raz pierwszy od rozpoczęcia pikniku Astoria mogła w pełni nacieszyć się błogą samotnością. Lubiła towarzystwo – ba! kochała znajdować się w ogniu życzliwej uwagi oraz zachwytów, lecz momentami potrzebowała znaleźć się z dala od wszystkich, dlatego więc gdy grupie zostało zaproponowane zwiedzenie nowo wybudowanej szklarni, Astoria uprzejmie odmówiła, tłumacząc się swoim stanem zdrowia. W istocie nie czuła się tak źle, lecz parę minut w odosobnieniu i bez obecności Malfoya było cenniejsze niż szklarnia. Kiedy pozostali odeszli, wspięła się na pobliskie wzniesienie i tam już pozostała, mając widok na wszystko – od miejsca pikniku, przez ogrody, aż po odległe bramy posiadłości Davisów.

Panująca wokół cisza i chłodny wiatr z północy oczarowały ją w takim stopniu, że przestała zwracać uwagę na cokolwiek innego niż błogie doznania zmysłów, którymi się rozkoszowała po bolączkach spędzenia pikniku u boku osób, których najchętniej nigdy by nie spotkała. Wiele jej oczekiwań zostało tego dnia zniweczonych w dość okrutny sposób i stwierdziła, że bez choć jednej prostej przyjemności nie może się obejść. Nie po to przygotowała tak wspaniałą toaletę i ułożyła włosy w nowy, francuski sposób, by teraz nie móc podumać w milczeniu nad błękitem nieba. Nic więc dziwnego, że kierowana owymi wzniosłymi motywami przyjemności, nie usłyszała zbliżających się kroków i jak zabawka na sprężynie wyskakująca z pudełka, podskoczyła na dźwięk zbyt dobrze znajomego głosu – tuż za nią stał Malfoy i odchrząkał znacząco, jakby przymierzając się do rozpoczęcia rozmowy.

— Jeśli ma się pan teraz zemścić za to ciastko, proszę dać mi jakieś ostatnie życzenie przed sądem ostatecznym — westchnęła zrezygnowana, gdy tylko pozbyła się resztek zaskoczenia, a potem dramatycznie uniosła dłoń do serca i przybrała zbolały grymas. — Musi pan wiedzieć, że wyrażam skruchę.

Malfoy zacisnął jedynie wargi w wąską linię, nie zamierzając odpowiadać na zaczepkę Astorii. Po chwili odchrząknął i rzekł:

— Widać nas stąd jak na dłoni. Mam nadzieję, że bierze pani to pod uwagę.

— I cóż w związku z tym?

Zesztywniał, a następnie pochylając się nieco, wydobył zza pleców mały bukiecik świeżo zebranych kwiatów i wyciągnął go w jej stronę. Astoria przekrzywiła głowę jak ptak, delikatnym ruchem chwyciła prezent i podnosząc go do nosa, uśmiechnęła się z rozbawieniem.

— Mógł się pan bardziej postarać.

— Nie oczekiwałem wdzięczności od kogoś takiego jak pani.

Tym razem to on przybrał na twarz maskę uśmiechu – chytrą i chłodną, jakby żartował sobie z widza przedstawienia. Podchwyciła ten ton i, nieznacznie przed nim dygając, wyciągnęła dłoń jak do pocałunku.

— Akt się jeszcze nie skończył, panie Malfoy. 


a/n kolejny rozdział za nami! działo się już więcej, a przede wszystkim więcej z malfoyem — bardzo lubię pisać z nim sceny, ale nie mam pojęcia dlaczego. ta złośliwość jest zadziwiająco przyjemna do tworzenia!

jak wrażenia po rozdziale? co sądzicie o panu archambeau? czy kogoś wam może nie przypomina? (wink wink do fanów austen!)

do następnego x

Continue Reading

You'll Also Like

8.9K 473 25
"Niech los rzuci nas w ciemność, a ja i tak pójdę za tobą, bo tam jest światło naszej miłości." Koszmar przyjaciół z Duskwood dobiega końca. Mia, któ...
3.8K 515 23
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...
8K 709 23
Popuparny i przebojowy chlopak aspirujący na zostanie aktorem grajacym w filmach akcji. Przecież może wszystko z pieniędzmi i wpływowych rodzicami. Ż...
52.7K 2K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...