obliviate

By puzonzuzon

316 21 9

*** Kiedy pewne rodzeństwo wyrusza do Hogwartu, aby uzyskać odpowiedzi na nachodzące ich pytania, a w konsekw... More

*****
*000*
*001*
*003*

*002*

40 2 0
By puzonzuzon

,,Kubeł wody i gniewny kapeć"

   Świat napędza harmonia, a ją uwarunkowuje każda decyzja najmniejszego organizmu, którego istnienie wpływa na milion pozostałych. Jeden ruch skrzydła motyla może spowodować upadek wieży, a dwa kolejne wybudowanie nowej. To w jaki sposób nasz wszechświat jest całkowicie zależny od każdego, a jednocześnie każdy jest tylko pionkiem życia, zdaje się być zarówno zachwycające i przerażające. Gdy uświadamiamy sobie ile jeden gest może zmienić, bardziej skupiamy się na jego wykonaniu, a co za tym idzie - każdy wybór staje się nowym wyzwaniem. Jak na przykład wbiegnąć w ścianę czy uciec od ,,inteligenta", który ci to proponuje? Albo przeniesiesz się do ukrytego peronu, zdobędziesz nowego guza na głowie albo nigdy nie dowiesz się prawdy. Cokolwiek wybierzesz będzie to miało swoje konsekwencje i na zawsze zmieni przyszłość. Ale tak serio - Wbiegłbyś czy nie?

   - Hollyy - zawołała Willow łapiąc za oliwkowy kaptur dziewczyny.

   - On chce żebyś w ścianie wbiegła kobieto, krzyżyk na drogę. - Zaśmiała się w odpowiedzi szykując się ponownie do biegu.

   Pogoda, jak zazwyczaj w Londynie zostawiała dużo do myślenia, jednakże pozwalała na brak potrzeby noszenia kurtek bądź płaszczów. Wystarczał lekki sweter bądź bluza, jak to miało miejsce w przypadku Holly. Zielonkawy polar był nieco za duży na drobną posturę nastolatki. Z tej także przyczyny opadające na jej dłonie rękawy zostały zwinnie podwinięte, aby ułatwić inne czynności. Sięgające ramion włosy w kolorze ciepłego blondu związane były wtedy w luźnego kucyka i tylko pojedyncze kosmyki opadały na twarz nastolatki, przysłaniając  tęczówki, których odcień przypominał żółknące wczesną jesienią liście. Niby zielone, jednakże gdzieniegdzie prześwitywał złoty odcień.

   - Dasz radę, - burknęła Will - z resztą, Amora idzie pierwsza. Jeśli okaże się, że typo zmyślał, to będziemy wiedzieć, żeby nie iść w jej ślady.

   Blondynka pokiwała ochoczo głową przekonana pomyślnością planu i stanęła obok siostry. Różnica wzrostu pomiędzy nimi nie była ogromna, można by powiedzieć, iż proporcjonalna do dzielącego je roku. Ale była to tak naprawdę jedno z nielicznych podobieństw pomiędzy dwójką. Holly miała bardzo pogodną twarz - rumieńce, oliwkową cerę, liczne piegi, uśmiechnięte oczy. Zawsze chodziła w dobrym humorze, a przynajmniej taki sugerowała jej mimika. Posiadała pulchne policzki oraz kartoflany nosek. Za to buzia jej siostry posiadała znacznie ostrzejszy wyraz - krótka, lecz pociągła twarz, zadarty nos i kilka zdobiących go pieprzyków, do tego przenikliwe oczy o nieskazitelnej piwnej barwie. Była również znacznie bledsza od siostry, co nadawało jej wręcz trupiego wyrazu. Męczące ją problemy ze snem powodowały stałą obecność worów pod oczami, które przy jej karnacji miały odcień niebieskawy. Nie pomagało to jej wizerunkowi i choć do 18-tych urodzin dzieliło ją jeszcze kilka lat, jej wizerunek niekiedy mógłby dawać wrażenie, iż należała już do drugiego świata.

   - Myślisz, że kiedy ruszy? - Spytał Zachary zbliżając się do dwójki z wrednym uśmieszkiem błądzącym po jego ustach.

   - O, czyli myślisz, że ruszy? - Zakpiła z naiwności czarnowłosa. - Stawiam 5 galeonów, że w przeciągu dwóch minut ktoś nie wytrzyma i wejdzie za nią.

   - Stoi - pokiwał głową zadowolony chłopak bacznie przypatrując się sytuacji.

   Z uśmiechem przyglądał się, kiedy mijały kolejne sekundy, a nikt nie decydował się wyręczyć siostrę. Nikomu się z resztą zbytnio nie śpieszyło, a sama Amora zdawała się być zbyt zajęta usadzaniem wszystkiego na swojej teczce. Wokół jej szerokich jeansów krążył szarobury kot - Thaddeo, którego kupiła podczas ostatniej wizyty na Pokątnej.

   - 10, 9 - zaczął odliczać brunet wpatrując się z zacięciem na wskazówki zegarka.

   W tym momencie poczuł gwałtowny powiew wiatru, a że byli na peronie podniósł wzrok zaciekawiony.

   - Bon voyage! - zawołała Willow mijając stojącą przed wejściem siostrę, zanim wbiegła w murowaną ściankę.

   Tuż przed domniemywanym ,,przejściem" przymknęła oczy szykując się na uderzenie. ,, Może jak walnę w nos to będzie prosty" - pomyślała, zanim zorientowała się, iż zderzenie nie nastąpiło. Niepewnie uchyliła powieki ze zdziwieniem stwierdzając, iż nie dostrzega nawet jednego zadrapania. Podniosła zatem wzrok znad swoich rąk i rozejrzała się dookoła. Znajdowała się na bliźniaczo podobnym peronie, do tego z którego przybyła. Nic nie zdradzałoby magicznego podłoża tego miejsca. No może pomijając fakt wejścia przez ścianę i dziwnie przyglądających się ludzi.

   - Żyjesz? - zapytała siedzącego na jej walizce kota. Zwierzątko zamruczało do niej w odpowiedzi, po czym zeskoczyło nagle na bok. - Coś się stało? - dorzuciła.

   Lecz zanim otrzymała potwierdzające miauknięcie poczuła jak coś, bądź raczej ktoś popycha ją do przodu.

   - Co tak stanęłaś w połowie ściany, debilu - skarciła ją Delilah. - Dupę ci było widać z drugiej strony. I jak to tłumaczyć mugolom, co?

   Kruczowłosa rozejrzała się za sobą zdezorientowana, zanim ze ściany wyszła Meadow.

   - Nie stójcie jak te dwa kołki, przejść się nie da. - rzuciła wskazując miejsce, gdzie stało mniej ludzi.

   - Ktoś to zauważył? - spytała zmartwiona sytuacją piwnooka.

   - Nie no, mugole z reguły ignorują stojących w ścianie ludzi. - odpowiedziała ironicznie Lilah.

   - Jakich stojących w ści...? - spytała Amora, która chwilę temu dołączyła do trójki. - Delilah, co ty jej znowu nagadałaś?

    W tym momencie Willow odetchnęła z ulgą rozumiejąc, iż cała sytuacja była wymysłem Delilah, aby wyprowadzić ją z równowagi. I w sumie, udało jej się, gdyż już po chwili owy żartowniś mógł poczuć na sobie wiercące spojrzenie. Zanim się obejrzała do reszty dołączyli Holly, Zachary i Asher, którzy  mocno spóźnieni nie potrafili odnaleźć się w sytuacji.

   - Nie róbcie sceny - ostrzegła Amora. - I tak już zwracamy na siebie za dużo uwagi.

   I rzeczywiście ją zwracali, a najbardziej sytuacja zainteresowała ludzi z tak zwanych ,,wyższych klas", a przynajmniej na to wskazywał ich ubiór i nienaganne zachowanie. Nie dość, że patrzyli to jeszcze oceniali, co bardzo speszyło siostry. Nie należały do zbyt socjalnych osób, funkcjonowanie w odległym od społeczności domku, w środku lasu nie wpłynęło zbyt pozytywnie na ich zdolności radzenia sobie ze stresem społecznym. W takiej sytuacji skorzystały, więc ze znanego wszystkim sposobu ,,jeśli ja ciebie nie widzę, ty mnie nie widzisz" i przeczekały tą niekomfortową sytuację. Wreszcie zainteresowana grupka znudziła się bezsensownym przyglądaniem się i wróciła do przerwanych zajęć.

   Obawa i niepewność wkroczyły w umysły nastolatków, napędzając niepokoju do tego, co ich czeka w najbliższej przyszłości. Jeśli teraz wejdą na pokład tramwaju, będą w drodze do Hogwartu, a to rozpocznie nowy, całkowicie inny rozdział w życiu grupki. Pierwszy z zadumy wyrwał się Asher, który po odrzuceniu zmartwień odwrócił się do rodzeństwa.

   - Czego ja się właściwie obawiam? - zapytał. - Nie  może być gorzej niż z wami. - Rzucił i pobiegł do najbliższego wejścia.

   - Czy on? - zaczęła skołowana Willow.

   - Tak - odpowiedziała krótko Delilah.

   Nastąpiła chwila ciszy, ale była to cisza przed burzą.

   - TEN MAŁY GNOJEK! - zawołała biegnąc za nim czarnowłosa.

   Chwilę później dołączyła Delilah, w której ślady poszła kolejno Holly, Amora, Zachary i wolniej podążająca za resztą Meadow.

   - Banda idiotów - podsumowała.

   Do pociągu wbiegli krótko po sobie, głośno wciągając powietrze po krótkim biegu. Przy wejściu znajdowało się kilka innych osób, których pośpiesznie przeprosili chcąc dostać się do środka. Maszyna miała odjeżdżać nie wcześniej niż za godzinę, więc większość przedziałów była wciąż pusta. Z tej także przyczyny nie minęło dziesięć minut, a rodzeństwo mogło rozkładać bagaże przy niezajętych siedzeniach. Miejsce pod oknem po zażartej dyskusji wygrała, tak jak większość podejrzewała Holly, która od razu rozpoczęła swoją drzemkę. Zaś naprzeciwko niej usiadł Zachary, który prawdę mówiąc niekoniecznie chciał zająć ową pozycję. Wyjął z podróżnej torby podręcznik do eliksirów, po czym zaczął zgrabnie przeglądać strony zanim zatrzymał się na nagłówku - ,,wywar żywej śmierci". Siedząca obok Amora zerknęła mu znad ramienia, zanim przejęła trzymaną przez niego książkę. Ten spojrzał na nią zirytowany z wymalowanym pytaniem na twarzy.

   - Rekwiruję, - zapowiedziała - zanim nas tu wszystkich powybijasz. - W odpowiedzi otrzymała kilka chichotów, aczkolwiek wizja Zachary'ego wykorzystującego nietypową wiedzę do swoich niecnych planów, nie wydawała się taka nielogiczna.

   Nastolatka spojrzała znudzonym wzrokiem na otoczenie. Z lewej strony słyszała pomrukiwanie Mufasy, który wylegiwał się na kolanach Ashera. Nie musiała długo się zastanawiać, aby dojść do wniosku, iż chłopak zasnął. Nie dość, że oddychał spokojnie to mogłaby przysiąść, że kilka razy usłyszała ciche chrapnięcie, które na nowo zwracało jej uwagę.  Kiedy zjawisko powtórzyło się po raz kolejny, spojrzała w jego kierunku z pretensją. Jego okrągłą twarz przykrywała czupryna licznych złotych loków, których odcień można byłoby porównać do świeżo zebranego miodu. Gdzieniegdzie można było dostrzec rumiane policzki brata ozdobione piegami. Duże oczy przysłaniały teraz podłużne rzęsy, a ich kolor zdawałby się tajemnicą, gdyby Amora nie znała go na pamięć. Niczym dwa okrągłe kasztany spoglądały na nią z rozbawieniem jeszcze tego poranka. Uśmiechnęła się lekko do siebie spoglądając na boki. Kątem oka dała radę ujrzeć swoje odbicie w skrawku szyby. A nie mogła się zbytnio przyjrzeć szczegółom, gdyż znaczną część jej twarzy przysłaniały liczne piegi - szczególnie dużo było ich na nosie i pod brwią, aczkolwiek wciąż posiadała o przynajmniej połowę mniej niż jej brat. Czekoladowe oczy w kształcie migdałów spoglądały na nią z widocznym zaciekawieniem, choć prosta grzywka przykrywała je częściowo. Nie marnowała więcej czasu przyglądając się odbiciu i otworzyła pociągłe usta, aby zagaić rozmowę, lecz zanim zdążyła coś powiedzieć Delilah rozpoczęła nowy temat.

   - Co by powiedziała w tym momencie matka? - zaczęła zyskując prychnięcie Willow.

   - Co by powiedziała? -powtórzyła z lekkim uśmiechem na ustach czarnowłosa. Podniosła się lekko na rękach opierając plecy o ścianę pod oknem. W przedziale brakowało jednego miejsca siedzącego, dlatego usiadła ona na podłodze. - Przecież ona nienawidziła tej szkoły.

   - Chyba trochę przesadzasz. - Przerwała jej gromiącym spojrzeniem Meadow. - Owszem, mówiła, że za nią nie przepadała, a przynajmniej za systemem, aczkolwiek myślę, że chciałaby abyśmy dalej się uczyli.

   - Chcieć to ona se może. - Burknęła w odpowiedzi piwnooka. - Teraz i tak nic na to nie poradzi.

   - Willow! - zganiła ją Amora.

   - Teoretycznie ma rację, - poparła ją Delilah - tylko właściwie dlaczego. Aż tak źle uczą?

   - Myślę, że to była kwestia dumy. - Stwierdziła Will. - Albo w sumie może nie tyle co dumy, a podniesienia swojej samooceny. - Starała się obronić swoją opinię piwnooka. - Wiemy, że nie chciała dzieci, często to powtarzała. To po jakiego brać, aż siódemkę?

   - Ósemkę - poprawiła ją Delilah.

   - Ósemkę, - dodała szybko korzystając z sugestii siostry - nie umiem liczyć, ale to bez znaczenia.

   - To nie kwestia liczenia, Willow, tylko posiadania mózgu. Zresztą za bardzo szukasz drugiego dna - rzekł Zachary.

  - Dokładnie - poparła go Meadow. - W zasadzie, sama sobie odpowiedziałaś. Skoro wzięła nas, aż tyle, to chyba jednak chciała te dzieci.

   To zdanie zakończyło dyskusję, gdyż nie było osoby, która chciałaby ją kontynuować. Ponadto nagła zmiana atmosfery, która nastąpiła chwilę po ostatniej wypowiedzi blondynki, sprawiła, że nie tylko chęć do rozmowy opuściła podróżujących. Siedzących w pociągu nadeszła przytłaczająca chwila melancholii, a powodem tego byli wkraczający do pociągu dementorzy.  Jedynie Zachary pozostał niewzruszony i z ciekawością przyglądał się biegu zdarzeń. Niektórzy wyglądali na korytarz z ciekawością, ale rodzeństwo Topaz pozostało w bezruchu. Ich opiekunka opowiadała im za życia często o magicznych istotach, takich jak ta, z którą mieli właśnie do czynienia. Dlatego kiedy ciemna postura mijała ich przedział, nikt nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku.

   - Myślicie, że sobie poszedł? - spytała zaintrygowana Meadow.

   - To on w ogóle chodził? - spytała ironicznie zaspana Holly poprawiając kocyk, który osunął jej się z kolan. - Dla mnie to bardziej wyglądało jakby lewitował.

   Temat opiekunki, Helene Topaz, oraz jej ,,ukrytych celi" był często poruszany przez czarnowłosą, częściej niż powinien zważając na jego absurd. Jednakże Willow uwielbiała zagadki i wszelkiego rodzaju kryminały, do tego stopnia, że jej ciągłe doszukiwanie się ukrytych informacji wyprowadzało jej rodzeństwo z równowagi. A wcześniejsza rozmowa prawdopodobnie powróciłaby po wyjściu zakapturzonej postaci, z racji iż pomogłaby w zajęciu myśli czymś innym, gdyby  nie wyłaniający się zza drzew zamek, który całkowicie zwrócił uwagę podróżnych. Od razu wszyscy rzuciły się do okna taranując po drodze siedzące w tamtym miejscu osoby.

   Zanim się obejrzeli stali przed szkołą starając się zapisać w pamięci ten zapierający dech w piersi widok. Nie kończył się na pięknej architekturze, bowiem największe pobudzenie niosła ze sobą świadomość tego, jaką historię niosą ze sobą mury tego budynku. Dalej podekscytowanie tylko rosło, a w pewnych momentach zdawało się być nie do zniesienia. Szczególnie wtedy, kiedy profesor McGonagall zapowiedziała, iż za chwilę wraz z pierwszorocznymi zostaną przydzieleni do domów.

   - To co? Papier, kamień, nożyce kto pierwszy idzie? - zaproponowała zdenerwowana Holly, jednakże jej plan poszedł w zapomnienie, kiedy nauczycielka zaczęła sama wywoływać uczniów. - Chyba przegapiłam ten moment, jak mówiła, że idziemy alfabetycznie - podrapała się po głowie.

   W rzeczywistości profesorka nie wywoływała ludzi alfabetycznie. Holly po prostu założyła, że tak było, gdyż nie pamiętała poprawnej kolejności liter.

   - Delilah Topaz! - po sali rozszedł się głos czarownicy.

   Szatynka bez śladu strachu weszła na podest. Choć nie było tego widać była zdenerwowana, lecz nie była nawet pewna czego. ,,Co najgorszego może się zdarzyć?" - pomyślała, lecz od razu znalazła odpowiedź - ,, Mogę zahaczyć szatą o schodek, przewrócić się i być pośmiewiskiem przed wszystkimi ludźmi przez następne lata. Albo przydzieli mnie do domu, w którym w ogóle się nie odnajdę." Z przerażeniem w oczach i  paniką panującą nad jej myślami, doszła do przygotowanego wcześniej siedzenia, przy którym stała uśmiechnięta profesorka. Lekko drżąc usiadła na fotelu i już po chwili miała nałożoną na głowię tiarę.

   - Hmm, ambicja i spryt to jedne z twoich silnych cech - usłyszała w głowie nastolatka. - Lecz to sprawiedliwość i uprzejmość przeważają w twoim charakterze. Niech będzie... HUFFLEPUFF! - zawołała na całą salę czapka, a przy stojącym w kącie stole usłyszano wiwaty i oklaski.

   Delilah z uśmiechem na twarzy skoczyła z podium. Jej jasnobrązowe loki podskakiwały, kiedy wesołym krokiem skierowała się do stołu puchonów. Usiadła obok Ashera, który przed nią został przydzielony do tego samego domu. Odwróciła w jego kierunku podłużną twarz i uśmiechnęła się, podkreślając tym samym mocno zarysowane kości policzkowe. Błądziła po sali szaroniebieskimi tęczówkami, wciąż nie będąc w pełni świadoma minionych zdarzeń. Na nowo ich uwagę zwróciła znana im osoba, której dom miał zostać wybrany - Willow.

   - Niezwykła przebiegłość i kreatywność oraz zdolność dobiegania prawdy wręcz natychmiast przydzieliłaby ciebie do Ravenclaw. - Zaczęła szmerać do niej tiara, zanim nie zamilczała na dłuższą chwilę. - Jednakże to twoja lojalność do morali jest niepodważalna, zrobisz dobry dodatek do ... HUFFLEPUFF!

   Skutkiem tego właśnie, aż trójka z rodzeństwa trafiła do domu Helgi Hufflepuff. W przypadku Meadow i Zacharego tiara nie zastanawiała się długo i przydzieliła ich odpowiednio do Ravenclaw i Slytherinu. Z trudniejszym wyborem napotkała się w przypadku Amory i Holly, w pierwszym wypadku decyzja wahała się pomiędzy Ravenclaw i Gryffindorem, zaś w drugim - pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem. U obu nastolatek przezwyciężyły cechy odwagi i szlachetności, przez co zostały przedzielone do domu Godryka Gryffindora. I choć od czasów słynnego Harrego Pottera i jego przydziału do domu nie łatwo było zwrócić uwagę uczniów, to siedem osób z tym samym nazwiskiem, z pewnością nie pierwszoklasistów będących przydzielanych do domów, było dosyć ciekawym widowiskiem. Większość reakcji była pozytywna, ale nie wszyscy zdawali się być zadowoleni ze zmian.

   - ,,Kolejni Weasleyowie" - pomyślał pewien blondyn siedzący przy stole ślizgonów - ,, Chociaż to nazwisko coś mi mówi" - kontynuował, zanim odwrócił się w stronę jedynego z rodzeństwa, które zostało przydzielone do jego domu.

   - Jesteś Topaz, tak? Jakiej jesteś krwi? - spytał unosząc brew.

   Na twarzy bruneta można było dostrzec  widoczne zmieszanie, kiedy unikał kontaktu wzrokowego.

   - No chyba nie jesteś szlamą? - dopytał ponownie.

   - Nie, to na pewno nie - zaprzeczył szybko Zachary. - Matka miała fioła na punkcie czystości krwi, nie zaadoptowałaby mugolaka. Zachary Topaz. - Przedstawił się. - A ty jakiej jesteś krwi?

   - Jakiej jestem krwi? - spytał ironicznie . - To dosyć obraźliwie, nie uważasz? Jestem Draco Malfoy.

   I tym zdaniem podsumował swoją wypowiedź, dając oczywisty przekaz drugiemu rozmówcy. Wiele razy obiło mu się to nazwisko o uszy, kiedy jego opiekunka dowiadywała się o sprawach ministerstwa. Dalsza konwersacja nie trwała za długo, chociaż kilka zdań zostało jeszcze wymienionych i choć głupio było przyznać się Zackowi - czuł on, iż świetnie dogada się on z nowo poznanymi osobami.

   Do rozpoczęcia uczty zaprosił dyrektor, po tym przypomniał, co z resztą robi co rok, o obowiązujących zasadach, zwracając tym razem uwagę, iż do wchodzenia do lasu ostrzega się nie tylko pierwszorocznych. Mało dyskretnie spojrzał na nowych trzecio- i drugo- klasistów, którzy dopiero co rozpoczęli swoją naukę w Hogwarcie. Rozpoczął ucztę, chwilę przed tym jak poprosił Topazów o zejście na bok, gdzie miała ich spotkać profesor McGonagall.

   Pomimo, iż staruszka miała dosyć surowy wyraz twarz i wydawała się być wymagająca, dawała wrażenie bardzo miłej osoby. A przynajmniej tak uważał Asher, aczkolwiek dla niego nie było osób złych, byli tylko źle ocenieni bądźcie niekochani. Podobną teorię miały zresztą jego siostry, a przynajmniej Amora i Willow, choć dla nich było to trochę bardziej skomplikowane. Will wychodziła z założenia, iż człowiek z natury jest głupi bądź głupszy i mówiła o tym z dużą skromnością wiernie uważając, iż sama nie należy do ludzi najmądrzejszych. ,, Wiesz, boję się, że zapomnę, iż człowiek to człowiek i nagle zacznę od niego czegoś wymagać" - zwierzyła się niegdyś bratu. Jeśli chodzi o Amorę, to mniej wierzyła ona w ludzką głupotę, choć oczywiście jej nie zaprzeczała, aczkolwiek nie podążała teorią, iż to ona sprawia, że człowiek staje się zły. Kierowała się tym, iż często ,,źli ludzie" stawali w sytuacjach bez wyjścia i niesłusznie przez środowisko byli napiętnowani ,,złem".

    - Witam państwa - zaczęła bardziej oficjalnie, niż się spodziewało rodzeństwo. - Zostałam poproszona przez dyrektora, aby poinformować was o kwestiach, które nie dotyczyły reszty uczniów. Z racji, że przychodzicie do szkoły w pewnym opóźnieniu, każde z was będzie miało dodatkowe prace i zaliczenia, aby nadrobić zaległy materiał. - w odpowiedzi usłyszała mamroty niezadowolenia, lecz nie zauważywszy skąd one pochodzą, kontynuowała. - Potrzebne książki z poprzednich lat znajdziecie  w swoich pokojach. - Tutaj przerwała zastanawiając się, co miała jeszcze przekazać.

   - A gdzie są te pokoje? - spytała Meadow.

   - Do głównych dormitorium podprowadzą was prefekci waszych domów - odpowiedziała zwięźle, zanim przeszła do bardziej szczegółowych informacji. - Chwilowo w sypialniach będziecie w takich grupach w jakich wasz wiek oraz płeć na to pozwala. Co przez to mam na myśli, iż większość z was będzie tymczasowo sama, oprócz dwóch par z czego jedna będzie się składać wyjątkowo z drugo- i trzecio- klasistki. - dopowiedziała ostatnie zdania, a przynajmniej te o których pamiętała. - Skład pokoi przypuszczalnie zmieni się w przyszłości, lecz na ten moment będzie wyglądał właśnie tak. A teraz idźcie szybko coś zjeść, gdyż za chwilę prefekci zaczną was oprowadzać.

   I profesor rzeczywiście miała rację, gdyż niepełne dziesięć minut po tym jak zakończyła swoją wypowiedź, na krańcach stołów stanęli uczniowie ze srebrną odznaką nawołując do siebie nowo-przybyłych. Na tle pierwszoklasistów rodzeństwo Topaz przypominało olbrzymy, a najbardziej pasował do tej kategorii Zachary, który był wzrostu dwóch  przeciętnych 11-latków stojących sobie na głowie. Nie przypadł mu do gustu ten tytuł, więc szybko rzucił swoją opinię.

   - Nie ja tu jestem gigantem, a oni przypominają gobliny. - rzucił zanim rozdzielił się na niższych piętrach z siostrami.

   - Tak to sobie tłumacz! - krzyknęła w jakiej stronę ze śmiechem Willow.

   - Odezwał się krasnal - burknął pod nosem, zanim poczuł zadawany cios. - Jak ona to...?

   - Tylko ja ją mogę obrażać - prychnęła urażona Delilah zanim dołączyła do siostry.

   - Masz jakieś problem z agresją, wiesz? - rzucił w jej stronę, lecz jego słowa nie doszły już do odbiorcy.

   Przez jakiś czas było cicho w zamku i mało osób wychodziło na korytarz, dopóki nie zaczęła się cisza nocna i wszyscy pochowali się po sypialniach. No, prawie wszyscy, nie wliczając przebiegające przez korytarze pewne osobniki opatulone w grube koce, których nie przejmowały zbliżające się kroki Flicha.

   Kiedy dotarli do obranego celu zapukali dwukrotnie licząc, że poszukiwana osoba jest w pokoju wspólnym.

   - Co wy tu robicie? - szepnęła w ich stronę oburzona Amora widząc zadowolone twarze pięciorga z jej rodzeństwa. - I nawet ty Meadow?

   - Zmusili mnie - rzuciła z udawanym przerażeniem nastolatka, lecz przerwała powagę śmiechem.

   - Opowiemy ci w środku, jak nam nie dadzą szlabanu w pierwszy dzień. - krzyknęła na nią szeptem Delilah.

   Okazało się, że wychodzące ze ścian duchy oraz dziwne spojrzenia uczniów niezbyt pozytywnie wpłynęły na nowych w tym środowisku czarodziejów. Nie koniecznie były one nieprzyjemne, przeciwnie większość osób była ciekawska i chciała poznać nieznane dotąd osoby. To w tym było najgorsze, chcieli rozmawiać, pytać, a nieśmiałe,  w większości rodzeństwo, przerażała myśl nawiązywania znajomości z innymi osobami, niż z tymi, z którymi spędziło całe swoje życie. Stąd wyszedł właśnie pomysł zebrania wszystkich ze sobą, a że nałożyło to się z godzinami na sen, było zwyczajnym zbiegiem okoliczności. Lecz niósł on za sobą wiele pozytywnych konsekwencji. Wieczór, a w zasadzie bardziej noc, gdyż zegar wskazywał godzinę dwudziestą czwartą, minął im przyjemnie w pokoju wspólnym gryfonów. Na tyle przyjemnie, iż nie czując upływającego czasu, wszyscy zasnęli przy cieple palącego się kominka. A sen, który ich naszedł bym snem twardym, z którego nie wybudziły ich nawet głośne kroki mijających kanapę gryfonów kierujących się na śniadanie. Dopiero kiedy grupką zainteresowała się para bliźniaczych rudych czupryn, które niezbyt dyskretnie zaczęły rozkładać wszelkiego rodzaju ,,pułapki", Willow uchyliła powieki. A stało się to w na tyle dobrym momencie , że jej odchrząkniecie wyprowadziło bliźniaków ze skupienia, co sprawiło, iż zawieszany zaklęciem kubeł z wodą wylał się na twarz śpiącej Holly, która swoim krzykiem obudziła resztę rodzeństwa.

   - Jak cudownie jest wstawać do tego dźwięku. - Rzekł zirytowany Zachary, który również był nieco wilgotny od wylanej wody.

   - Miło poznać - rzuciła Willow z dziwnym brakiem ironii.

  - To Fred i George Weasley dla was. - rzuciła Amora, która poznała ich od razu po uczcie.

   - Uduszę was! - zawołała przemoczona blondynka, która stała się po raz kolejny ofiarą ich żartu.

   - Nam również - zaczął jeden.

   - Miło poznać - dokończył za niego brat.

   - Aczkolwiek będziemy się już zbierać - stwierdził z udawanym smutkiem pierwszy.

   - Gdyż wzywa nas - dorzucił drugi.

   - Transfiguracja! - dodali wspólnie zanim zniknęli za drzwiami.

   - Tak tłumaczcie się, tchórze -rzuciła w wejście kapciem zirytowana Holly.

   - A właściwie to która jest godzina? - spytała Meadow niezbyt przejęta sytuacją, lecz kiedy spojrzała na wskazówki, od razu się pobudziła.

   A z nią cała reszta, która biegnąc do wyjścia zderzyła się parę razy o siebie, nie mieszcząc się we framudze. Głośny odgłos rozniósł się po już pustym korytarzu, co sprawiło, że napięcie jeszcze bardziej wzrosło. Może mniej napięcie, a panika, chociaż często jedno powoduje drugie. Wszyscy ruszyli przed siebie bez większego celu, gdyż praktycznie żadne z nich nie wiedziało, gdzie znajduje się poszukiwana sala. Oprócz Meadow, która pamiętając, że lekcje zaczynają się za pięć minut, spokojnie ruszyła do wieży południowej, gdzie miała mieć zajęcia z transmutacji.

   Zanim można byłoby doliczyć do trzech każdy pobiegł w obranych kierunku, niekoniecznie poprawnym, lecz dziwnym trafem nie byłoby osoby, która nie wyrobiłaby się tego poranka na lekcję. Nie licząc tego jak Holly dobiegła w ostatnim momencie przed zamknięciem drzwi. Ale przecież zdążyła, nieprawdaż?

   Meadow i Zachary wraz z innymi ślizgonami i krukonami mięli lekcję transmutacji, wówczas gdy cała reszta, pomijając Holly i Ashera, którzy byli o rok młodsi, miała swoje pierwsze spotkanie z profesorem Snape'm. Nie dawał on najprzyjemniejszego wrażenia. W sytuacji nie pomogło również to, że w chwili kiedy nowi uczniowie weszli do sali, zawiadomił, iż każdy ma wykonać, ku zadowoleniu uczniów, eliksir słodkiego snu, chcąc tym sprawdzić umiejętności rodzeństwa. Był to jeden z prostszych mikstur, dlatego większość zdziwiła się z wyboru nauczyciela, który nie słynął z przychylności dla uczniów. Dobroć skończyła się na tym, kiedy profesor zaczął sam dobierać par,  usadzając tym samym Amorę z Hermioną, Rona z Delilah i Willow z Harrym.

  Granger i Amora od razu złapały wspólny język. Głośno śmiały się z opowiadanych historii, co sprawnie uciszył nauczyciel. Kiedy jednak oddalił się od ich stanowiska, na nowo zaczęły rozmawiać na temat ulubionych mugolskich kapel, sprawnie przyrządzając wywar. Jeśli chodzi o siedzących za nimi Rona z Delilah to było to trochę bardziej skomplikowane. Jedno bardziej niezręczne od drugiego, przez co przez pierwsze kilka minut spędzili w nurtującej ciszy.

   - Delilah. - wyskoczyła nagle szatynka od razu żałując tego, że się odezwała. - ,,No i wyszłam na idiotkę,  ,,Delilah", kto tak mówi randomowo bez uprzedzenia" - pomyślała mając ochotę wylać na siebie zawartość gotującego się śluzu gumochłona. - ,,Swoją drogą czy to powinno tak wrzeć?

   - Ron Weasley - uśmiechnął się w jej stronę rudzielec wyrywając ją tym samym z transu.

   - Weasley? Masz przypadkiem dwójkę braci? - spytała dociekliwie.

   - Żeby to było tylko dwóch - zaśmiał się zamiatając tym samym pozostałości niezręczności.

  Relacja Willow i Harrego nie miała ...  najlepszego początku? Powiedzmy, że nie byli zbytnio zadowoleniu ze swojej obecności. W powietrzu unosiła się nie tyle co niezręczność, a niechęć, która nie wiadomo skąd przybyła.

   - Podaj mi lawendę - burknęła czarnowłosa nie chcąc mówić więcej niż musi. Chwilę potem w jej dłoni znalazł się biały kwiat. - L a w e n d ę. Gdzie ty tu usłyszałeś waleriana?

   - Waleriana też jest w przepisie - rzucił podobnie zirytowany chłopak.

   - Tak, ale na samym końcu. Nie potrafisz czytać czy to te szkła takie słabe? - prychnęła Willow.

   - I ciebie przydzielili do Hufflepuffu? Puchoni są podobno uprzejmi - odburknął nastolatek.

   - A krukoni powinni być mądrzy i moja siostra się tam dostała. - Przewróciła oczami Willow. - Widać, że coś im szwankuje ten system. - Rzuciła zanim przez przypadek nie potrąciła bulgoczącego kociołka na buty przechodzącej obok ich stolika osoby.

   Uniosła wzrok, aby przeprosić za swój występek, kiedy zamarła.







*     *     *     *     *     *     *     *     *     *

Dobry dobry,

Jak zakładałam, dokończenie tego rozdziału zajęło mi około miesiąca. I nie wiem czy bardziej dumą, czy przerażeniem wspominam czasy, kiedy na napisanie jednego rozdziału spędzałam 2 godziny? I to jeszcze wszytko tego samego dnia. Chociaż kiedyś pisałam znacznie krócej, więc to też miało duży wpływ najprawdopodobniej.

No cóż, z uprzedzeniem informuję, że kolejny rozdział może się trochę bardziej opóźnić. Jak pewnie słyszeliście wracamy do szkoły, a co za tym idzie - roczny z matmy:)))

Zachęcam do pozostawienia komentarza, chętnie usłyszę waszą opinię. Znowu jest to bardziej wprowadzający rozdział, ale następnym razem powinien mieć już trochę bardziej akcji. Z góry również przepraszam za jakiekolwiek błędy, które mogłam ominąć.

~ Koniec Psot

Z.P.

Continue Reading

You'll Also Like

300K 9.7K 56
When he denied his own baby calling her a cheater. "This baby is not mine." But why god planned them to meet again? "I would like you to transfer in...
Fake Love By :)

Fanfiction

136K 3.1K 46
When your PR team tells you that we have to date a girl on the UCONN women basketball team and you can't say no to it... At first you don't think too...
758K 46.1K 111
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
329K 12.8K 43
ဤ Fic သည် အရမ်းရိုင်းစိုင်းသော အသုံးအနှုန်းတွေကိုသာသုံးထားသော Big Warning 🚨18+ Fic တပုဒ်ဖြစ်သည် ။