[T] Nigdy w sercu | Dramione

By MeMyselfAndVeraVerto

49K 2.7K 279

Hermiona Granger nigdy nie sądziła, że niecałą dekadę po wojnie, Draco Malfoy będzie jej najlepszym przyjacie... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13

Rozdział 6

3.4K 194 18
By MeMyselfAndVeraVerto

Biorąc głęboki oddech dla odwagi, Hermiona po raz ostatni rozejrzała się po swoim ministerialnym biurze. Spakowała wszystkie osobiste rzeczy do pudełka, które skurczyła i schowała do kieszeni, po czym zgasiła światła i wymknęła się za drzwi.

W głębi duszy wiedziała, że ​​będzie tęsknić za pracą w Ministerstwie, jednak oferta stanowiska Łamaczki Klątw dla Gringotta okazałą się ostatecznie zbyt dobra, by potrafiła z niej zrezygnować. Już od miesięcy wiedziała, że jej najpiękniejsze dni w Ministerstwie Magii już dawno minęły i nadszedł czas na zmianę.

Niefortunnym było jednak to, że zmiany od zawsze wywoływały w niej niepokój.

Pod koniec tygodnia, po przepracowaniu ostatnich dni w Ministerstwie, miała rozpocząć swój staż ze Starszym Łamaczem Klątw. Tennyson zasugerował, że możliwym jest, iż to on będzie ją szkolił. Sama myśl o pracy z kimś tak doświadczonym i utalentowanym była dla Hermiony zarówno onieśmielająca, jak i ekscytująca.

Draco był zadowolony, że przyjęła ofertę od Gringotta, bo sam w końcu najbardziej ją do tego namawiał. Hermiona zdawała sobie jednak sprawę, że chciał tylko, żeby była szczęśliwa, bo doskonale wiedział, że od jakiegoś czasu nie była specjalnie zadowolona ze swojej pracy w Ministerstwie.

Jej Departament był już z lekka opustoszały, gdy pakowała ostatnie rzeczy. Kiedy wyszła ze swojego starego biura, w pomieszczeniu zastała tylko garstkę współpracowników. Po kilku cichych i spokojnych pożegnaniach, w końcu wróciła do domu.

***

Obudziła się wczesnym rankiem pierwszego dnia szkoleń z łamania klątw, odkrywając, że jej nerwy zdążyły ostygnąć przez noc.

Po chwili z jej gardła wydostał się zduszony pisk, gdy nagle zdała sobie sprawę, że nie jest sama.

— Merlinie! — wykrzyknęła, krzywiąc się i przecierając oczy. — Mogłeś zapukać.

Draco opierał się o ścianę jej sypialni, z uśmiechem na ustach i spojrzeniem pełnym oczekiwania.

— Przecież nic ci nie jest — odparł, machając lekceważąco ręką.

— Nie możesz po prostu wpraszać się... — Urwała na widok rozbawienia, które wciąż malowało się na jego twarzy, gdy potrząsał lekko głową. Naciągając kołdrę pod samą szyję, wbiła w niego swoje twarde spojrzenie.

— Oj, daj spokój — zaśmiał się Draco, siadając po drugiej stronie jej łóżka. — Przecież wiesz, że widziałem cię już w stroju kąpielowym, prawda? — Szarpnął palcami za chaotyczną plątaninę jej loków. — Zabieram cię na śniadanie przed twoim pierwszym dniem w nowej pracy.

Zmarszczyła brwi, gapiąc się na niego.

Rażąco naruszyłeś moją prywatność, żeby móc zabrać mnie na śniadanie?

— Dramatyzujesz.

— Ja...

Hermiono.

Skrzywiła się ponownie, marszcząc lekko czoło, ale nie odpowiedziała. Draco postukał lekko palcem w czubek jej nosa, przewracając oczami.

— Wstawaj. Weź prysznic, ubierz się, czy co tam jeszcze musisz zrobić... Masz dwadzieścia minut.

Po tych słowach wyszedł z pokoju, pozostawiając Hermionę z umysłem przepełnionym falami zmieszania i resztek snu.

***

Dwadzieścia minut później Hermiona znalazła go w swojej kuchni. Przeglądał poranny egzemplarz Proroka Codziennego, jakby nie było nic złego w tym, że praktycznie włamał się do jej mieszkania i obserwował ją podczas snu.

— Jesteś szurnięty — mruknęła, z satysfakcją mierząc wzrokiem jego starannie uczesane włosy. — Dlaczego już nie śpisz? Jest dopiero siódma.

— Mówiłem ci — mruknął pod nosem, składając Proroka na pół, gdy drugą ręką ujął ją za nadgarstek. — Śniadanie. Będziesz potrzebować dziś dużo energii.

To było urocze, choć potwornie nie na miejscu. Mocniej zacisnął palce wokół jej ręki, zanim, kiedy wstał, przyglądając się jej przez chwilę.

Hermiona nie mogła do końca pojąć, dlaczego jej tętno nagle gwałtownie przyspieszyło, kiedy jego kciuk musnął punkt tętna na jej nadgarstku, a jego wzrok utkwił w oczach.

— Dziękuję — powiedziała cicho, przełykając.

Kiedy ostatnim razem rozmawiali o tych sprawach, Draco zdecydowanie opowiedział się za tym, by nic się między nimi nie zmieniało. Jednak mimo to nie puścił jej dłoni, z jedynie zmarszczył lekko brwi.

— Pójdzie ci znakomicie, jestem tego pewien — powiedział w końcu.

Coś zacisnęło się wokół jej serca, a oddech uwiązł w gardle, kiedy w końcu ją puścił, robiąc krok w tył. Hermiona niepewnie skinęła głową i zmusiła się do uśmiechu.

— Dzięki. Jestem ci winna przysługę za znalezienie mi tej pracy.

Przez jego własny uśmiech przemknął cień smutku.

— Nie jesteś mi nic winna.

Wbrew wszystkiemu, Hermiona nie potrafiła wykrzesać w sobie żadnej ekscytacji w związku z nową pracą. Zdecydowanie nie pomagało też to, że Draco patrzył na nią, jakby wisiało między nimi coś niewypowiedzianego. Mimowolnie zastanawiała się, czy rzeczywiście przyszedł zabrać ją tylko na śniadanie.

Przeciągnęła dłonią po jego ramieniu, chwytając go za łokieć.

— Idziemy?

— Tak — powiedział, odwracając wzrok. Ponownie wygiął usta w typowym dla siebie uśmieszku, a wszelkie inne emocje zniknęły z jego twarzy w mgnieniu oka. Hermiona żałowała, że to dostrzegła. Zawsze świetnie radził sobie z maskowaniem uczuć, jednak ona znała go zbyt dobrze. Nastawił łokieć, układając jej dłoń w jego zgięciu. — Chodźmy.

***

Podczas śniadania Draco był nienaturalnie zadumany, wprawiając Hermionę w dalsze rozmyślania nad tym, co działo się w jego umyśle. Jednak wiedziała, że kiedy był w takim nastroju, nie było sensu próbować cokolwiek z niego wyciągać.

Po śniadaniu, podczas którego jej nastrój stał się bardziej negatywny niż pozytywny, rozdzielili się, a Hermiona ruszyła do Gringotta na swój pierwszy dzień.

Luther Tennyson czekał już na nią w holu. Gobliny tłoczyły się u jego stóp, zajmując się własnymi sprawami, jakby mężczyzna kompletnie nie istniał.

Kiedy Hermiona podeszła bliżej, nerwy zawirowały w jej żołądku, bliskie przejęcia kontroli nad emocjami. Mężczyzna skinął delikatnie głową na powitanie, po czym poprowadził ją w kierunku wąskiego korytarza o pustych ścianach, sięgającego w głąb budynku

Miał na sobie prostą białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem i czarne spodnie, przez co wydawał się o wiele bardziej niepozorny, niż sugerowałaby jego silna zawodowa pozycja.

Kiedy szli, zerknął na nią z ukosa.

— Cieszę się, że zdecydowałaś się dołączyć do nas tutaj w Banku Gringotta. Mam nadzieję, że profesja Łamaczki Klątw będzie dla ciebie zarówno wyzwaniem, jak i przedmiotem satysfakcji — powiedział.

Chociaż umysł Hermiony wciąż wypełniał szereg zastrzeżeń, skinęła głową.

— Również na to liczę — odparła.

Po chwili wprowadził ją do małego gabinetu wypełnionego regałami pełnymi książek i dokumentów. Na środku pomieszczenia znajdowało się proste biurko, a ściany pokrywały różnorodne grafiki. Tennyson ściągnął z półki jeden z grubszych tomów, wręczając go Hermionie.

— Oto podstawowy podręcznik dla Łamaczy Klątw — oznajmił. Kiedy oczy Hermiony rozszerzyły się na widok grubej księgi, zaśmiał się. — Nie spodziewam się, że przeczytasz to wszystko od razu... albo kiedykolwiek. Potraktuj tę książkę jako punkt odniesienia. Jak wspomniałem wcześniej, większości zasad swojej profesji nauczysz się poprzez praktykę. Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć już dzisiaj. A podręcznik możesz poprzeglądać w wolnym czasie między zadaniami.

Hermiona skinęła głową, czując dreszczyk ekscytacji, kiedy wkładała książkę do swojej torby.

— W wielu przypadkach... — ciągnął, wyprowadzając ją z biura i kierując w stronę kolejnego długiego, krętego korytarza. — Nasza praca zmusza nas do przemieszczania się pomiędzy różnymi miejscami. Jednak przeważnie przeklęte przedmioty przenoszone są bezpośrednio tutaj, niezależnie od tego, czy zostały przejęte przez aurorów, czy zdobyte w inny sposób. — Wskazał na zapieczętowane drzwi, do których się zbliżyli. — W tym pomieszczeniu potwierdzamy ich przejęcie, a następnie zabieramy je na dół do przebadania.

Na końcu korytarza znajdował się system wozów kopalnianych, podobnych do tych, które przewoziły właścicieli skarbców do podziemi. Tennyson wskazał na najbliższy z pojazdów.

— Te nie wymagają autoryzacji u goblinów, ale tylko certyfikowani Łamacze Klątw mogą dostać się na koniec trasy. A także ty, skoro jesteś ze mną.

Machnął ręką w zapraszającym geście, a Hermiona zwinnie weszła do wózka. Tennyson zajął miejsce obok niej, po czym opuścił dźwignię, pozwalając im ruszyć torem pod ziemię.

Przez chwilę Hermiona myślała o dniu, w którym włamała się do Gringotta z Harrym i Ronem, by potem uciec na grzbiecie ślepego smoka. Nie miała jednak ochoty poruszać tego tematu podczas swojego pierwszego dnia pracy w banku.

Im głębiej zjeżdżali, tym bardziej się stresowała. Jednak zanim zdążyli dotrzeć zbyt głęboko, Tennyson odbił wózkiem na bok, kończąc trasę w innym korytarzu, który wyglądał dość podobnie do poprzedniego. Ten w którym się znajdowali był jednak niewiele więcej niż tylko wejściem, prowadzącym do szerokiej, przepastnej komnaty.

Łamacze klątw pracowali na poszczególnych stacjach roboczych, przyglądając się uważnie badanym obiektom. W oddali Hermiona widziała zespół obserwujący masywną, świecącą kulę, która wyglądała niemal jak meteor.

Uśmiechnęła się, kiedy Tennyson przeprowadził ją przez pokój, kierując się w stronę pustej stacji roboczej. Niektórzy Łamacze spoglądali przyjaźnie w ich stronę, a inni po prostu kontynuowali swoją pracę.

Tennyson założył okulary.

— Dobrze. Mamy... — Przerwał i spojrzał notatkę obok czegoś, co wyglądało na stary teleskop. — Przedmiot, który przy dotknięciu wywołuje ślepotę. — Ponownie uniósł wzrok, by na nią spojrzeć, po czym skinął głową. — Zaczynamy?

***

Pod koniec pierwszego dnia, umysł Hermiony wirował od zatrważającej ilości nowych informacji.

Przez cały czas obserwowała Tennysona, który w ciągu całego dnia przywrócił do właściwego stanu aż cztery oddzielne przedmioty. Zaklęcia, które rzucał, były tak płynne, że stała obok niego niczym zahipnotyzowana. Podczas lat spędzonych w Ministerstwie nigdy nie była tak chętna do nauki jak dziś.

Tennyson opisywał wszystko spokojnie i oszczędnie w słowa, a równocześnie niezwykle inteligentnie. Hermiona stała u jego boku, rozdarta między ekscytacją rychłego wykonywania tej profesji samodzielnie, a lękiem przed niebezpieczeństwem ze strony przeklętych przedmiotów.

Nie mogła się doczekać powrotu do domu, by móc zacząć czytać podręcznik zwinięta w fotelu przed kominkiem z filiżanką herbaty w dłoni.

Kiedy jednak wróciła do głównej komnaty Banku Gringotta, prowadząc niezobowiązującą rozmowę z Tennysonem, zatrzymała się, widząc jak Dracona stojącego przy wejściu, z dłońmi wciśniętymi do kieszeni i grzywką opadającą mu do oczu.

Jego twarz rozjaśniła się, kiedy ją zobaczył, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech.

— Draco! — zawołała, uśmiechając się. — Ty mnie dzisiaj chyba śledzisz.

— Absolutnie nie — odparł z rozbawieniem, po czym skinął głową na powitanie w kierunku Tennysona. — Luther. Miło cię widzieć.

Tennyson uśmiechnął się, również witając.

— I wzajemnie, panie Malfoy. Świetna ci dzisiaj poszło, Hermiono. Do zobaczenia jutro!

Z ostatnim machnięciem dłoni, Tennyson oddalił się w głąb holu. Gdy zniknął za dębowymi wrotami, Draco uniósł wysoko brew.

— Świetna robota, co? — mruknął, a jego spojrzenie emanowało ciepłem, gdy odwrócił się do niej. — Nie żebym był tym zaskoczony. Opowiesz mi wszystko przy obiedzie? Ja stawiam.

— Postawiłeś mi już dziś śniadanie — prychnęła, szturchając go w ramię, gdy wychodzili z banku. — Nie jestem do końca pewna, co takiego zrobiłam, by zasłużyć sobie na twoje towarzystwo aż dwa razy w ciągu jednego dnia. Jeśli jednak rzeczywiście idziemy obiad, to ja stawiam.

— No dobra — powiedział, unosząc ręce w geście poddania. — O wielka, wspaniała Łamaczko Klątw...

Hermiona przewróciła oczami, obejmując jego ramię.

— To był dopiero pierwszy dzień, ale myślę, że mi się tam spodoba. I nawet nie waż się mówić „a nie mówiłem".

***

Po miesiącu pracy w Banku Gringotta Hermiona zaczynała coraz więcej rozumieć. Przeczytała swój podręcznik od deski do deski aż trzy razy, co zaskoczyło nawet samego Luthera Tennysona. Dzień wcześniej z powodzeniem złamała też swoją pierwszą klątwę – był to stary naszyjnik z pereł przeklęty tak, aby dusić noszącego nie będącego jego prawowitym właścicielem.

Przez większość czasu wciąż obserwowała działania Tennysona, który jednak coraz częściej pozwalał jej przejmować pałeczkę przy rozbrajaniu badanych przedmiotów. Zorganizował on nawet w kolejnym tygodniu wyjazd do Ośrodka Łamania Klątw w Irlandii, by Hermiona miała okazję zapoznać się z bardziej praktyczną stroną swojego zawodu.

Draco nabrał zwyczaju odbierania jej z pracy i chociaż wydawało się to dziwne, przez lata wiele razy miał okazję jej udowodnić, że właśnie taki potrafi być. Dla Hermiony oznaczało to w końcu więcej wspólnie spędzonego czasu więc nie miała na co narzekać.

I chociaż od dawna nie poruszali tematu swojego paktu, Hermiona nie robiła nic w kierunku wznowienia poszukiwań potencjalnych nowych partnerów.

O ile dobrze wiedziała, on też tego nie robił, choć być może po prostu jej o tym nie wspominał. Przypuszczała, że ​​to dla niego dość drażliwy temat.

— Mamy coś ważnego do omówienia — oznajmił Draco, wyrywając ją z zamyślenia. — Urodziny Pottera w następną sobotę.

Przełamując ciastko na pół, spojrzała na niego, po czym przeżuła pierwszy kawałek.

— Co z nimi?

Zacisnął usta i zmrużył oczy, a ona wyprostowała się. Po dłuższej chwili rozważań westchnął.

— Myślę, że oboje powinniśmy pójść sami. Chyba, że już kogoś zaprosiłaś.

Nie tego się spodziewała. Zamarła w milczeniu, mrugając kilka razy.

— Ale tylko dlatego — ciągnął dalej — że wszystkie nasze poprzednie imprezy obracały się przez to w katastrofę. Będziemy się o wiele lepiej bawić, jeśli oboje przyjdziemy sami.

— Sami — powtórzyła.

Sztywno skinął głową.

— W porządku — powiedziała, kończąc drugą połowę swojego ciastka. — I tak nie mam kogo zaprosić.

Prawdę mówiąc, nie miała nawet zamiaru kogokolwiek szukać. Świadomość, że nie musi nikogo ze sobą przyprowadzać, zmniejszyła nerwowy ucisk w jej piersi.

— Dobrze. — Draco posłał jej szeroki uśmiech. Podejrzewała, że ​​nie zamierzał dalej drążyć tego tematu. — Kiedy dokładnie wyjeżdżasz?

— W czwartek. W zależności od tego, jak nam pójdzie, albo wrócimy jeszcze tego samego dnia, albo przenocujemy w hotelu do piątku.

— A więc jedziecie tylko ty i Tennyson? — zapytał, unosząc brwi jakby od niechcenia.

— Mhm — mruknęła potwierdzająco.

— Podobno już przygotowali się na nasze przybycie. Będą tam pracować też inni Łamacze Klątw.

Ponownie wydymając usta, Draco skinął głową.

— Sądzę, że Gringotta stać na oddzielne pokoje hotelowe.

Hermiona zmrużyła lekko oczy.

— Zachowujesz się dość dziwnie.

— Wcale, że nie — prychnął, a ona uniosła brwi. — Chcę tylko mieć pewność, że będziesz czuć się tam komfortowo.

— Tak komfortowo, jak tylko będę mogła, pracując w miejscu, w którym praktycznie każdy przedmiot może mnie zabić lub okaleczyć — zażartowała, jednak wyraz twarzy Dracona pozostał surowy.

Wpatrywał się w nią, pochylając głowę i prychając cicho.

— Nie spraw żebym pożałował, że załatwiłem ci tę rozmowę kwalifikacyjną. Jeśli umrzesz, będę winił się za to do końca moich dni, a tego byś pewnie nie chciała, prawda?

— Zgadza się, nie chciałabym — przyznała.

— Dobrze. — Odłożył serwetkę, odchylając się do tyłu. — Mam nadzieję, że opowiesz mi o wszystkim w sobotę.

Hermiona odruchowo skinęła głową, rozglądając się po restauracji. Teraz, kiedy niemal codziennie wpadał po nią po pracy, wspólne posiłki stały się pewnego rodzaju nawykiem. Jeśli miała być szczera, to w mniejszym lub większym stopniu zastąpiło to ich zwyczaj upijania się winem i narzekania na okropne pierwsze randki.

Od kiedy przestała aż tak aktywnie randkować, zaczęła też doceniać, że ​​on sam nie robił z tego wielkiego show.

Chociaż trudno było jej zdecydować, czy spożyta ilość kalorii podczas każdej wspólnej kolacji jest czymś lepszym, niż wspólne zerowanie butelki wina co drugą noc.

Kiedyś wspomniała mu o idei powrotu do biegania, jednak pogarda Dracona względem tego pomysłu była dość oczywista. W rezultacie zdecydowała się po prostu biegać sama.

Jednak pierwsza z jej prób nie zakończyła się pełnym sukcesem.

Posyłając mu szeroki uśmiech, z lekkim opóźnieniem oznajmiła:

— Zatem sobota.

***

Pierwsza ekspedycja polowa Hermiony w półświatku Łamaczy Klątw okazała się zarówno onieśmielająca, jak i ekscytująca, i była dokładnie tym, na co dziewczyna liczyła. Miejsce, które odwiedziła z Tennysonem, było starożytnym terenem pochówków. Wielu Łamaczy Klątw już od tygodni tam pracowało, jednak w ziemi nadal kryło się wiele przeklętych przedmiotów, których jeszcze nie udało im się wydobyć.

Radzenie sobie ze starożytnymi klątwami było kompletnie inne od zajmowania się tymi nowoczesnymi, choć technika ich rozbrajania zdawała się być niemal taka sama. Zawierała jedynie drugie tyle kroków, biorąc pod uwagę, że większość z usuwanych klątw nie była wcześniej nikomu znana.

Pierwszego dnia Hermionie udało się samodzielnie złamać kilka klątw. Napędzana ekscytacją, niemal natychmiast zgodziła się na sugestię Tennysona na zostanie w Irlandii o jeden dzień dłużej, aby pomóc przy wydobywaniu reszty artefaktów.

Kiedy skończyli, udali się do pobliskiego hotelu, w którym Tennyson zarezerwował dwa pokoje. Po zameldowaniu, gdy szli już korytarzem w głąb budynku, spojrzał na nią i powiedział:

— Odwaliłaś dzisiaj kawał świetnej roboty i ​​nie masz nawet najmniejszego draśnięcia, co jest sporym osiągnięciem.

Niepewna, czy powiedział to w ramach żartu czy na serio, zaśmiała się nerwowo.

— Draconowi spadnie kamień z serca. Martwił się, że coś mogłoby mi się stać.

— Powinien pokładać w tobie trochę więcej wiary — powiedział Tennyson ze śmiechem. — Jest wobec ciebie dość opiekuńczy. Najwyraźniej bardzo mu na tobie zależy.

Hermiona uśmiechnęła się na tę myśl.

— Tak, przyjaźnimy się od lat. Mi również na nim zależy.

Twarz Tennysona zbladła.

— Cóż, zakładałem, że jesteście razem, biorąc pod uwagę sposób, w jaki mówił o tobie, kiedy polecał cię na to stanowisko. — Zawahał się przez chwilę. — I po tym, jak codziennie odbiera cię z pracy.

Zaskoczona jego wnioskami dotyczącymi jej życia osobistego, Hermiona zmusiła się do głębokiego przełknięcia. Odkąd zaczęła z nim pracować, Tennyson nigdy nie wykazywał większego zainteresowania jej osobą, więc było całkiem zaskakującym dowiedzieć się, że poświęcał jej tyle uwagi.

— Nie, jesteśmy tylko bliskimi przyjaciółmi — wydusiła w końcu.

Jego orzechowe spojrzenie rozbłysło, zatrzymując się na niej na chwilę.

— Ciekawe.

Z jakiegoś powodu jego bezpośrednia ocena sytuacji wzbudziła w Hermionie niepokój. Zaczęła więc drążyć temat.

— Draco uważa, że ​​nie zasługuje na zbyt wiele ze względu na rolę, jaką odegrał podczas wojny.

Tennyson zamruczał pod nosem, mrużąc lekko oczy.

— Wiem o jego przeszłości. — odparł. — Działam jako konsultant dla niektórych z najstarszych klientów Gringotta, dzięki czemu go poznałem. Wiele rodzin od zawsze wolało załatwiać pewne sprawy osobiście. On i ja mieliśmy okazję do omówienia wielu rzeczy. Wojna była dawno temu. Uważam, że nie można wiecznie oceniać kogoś na podstawie błędów młodości.

Przytakując na jego słowa, Hermiona uśmiechnęła się.

— Również tak sądzę.

Unosząc lekko kąciki ust, Tennyson przystanął, podając jej klucz.

— Twój pokój.

— Oczywiście - szepnęła, napotykając moment jego spojrzenie. — Dziękuję.

— Dobrej nocy, Hermiono — odpowiedział, po czym wsunął ręce do kieszeni i oddalił się korytarzem.

***

Rozglądając się dookoła, Hermiona ponownie skupiła energię na dużym okrągłym obiekcie leżącym na ziemi u jej stóp. Tennyson stał niedaleko, rozmawiając z parą innych Łamaczy Klątwy. Zostawił ją samą, by samodzielnie mogła zdjąć klątwę z obiektu, który wydawał się wywoływać mdłości u tych, którzy przez dłuższy czas stali zbyt blisko siebie.

Przejrzała podręcznik, mając nadzieję, że znajdzie właściwe rozwiązanie, zanim Tennyson do niej wróci, jednak klątwa ta nie należała do tych, które już wcześniej poznała.

Biorąc głęboki wdech, przygotowała się i rzuciła zaklęcie, które jak sądziła, powinno znieść klątwę.

W ułamku sekundy wiedziała, że ​​coś jest nie tak.

Kula zaczęła wibrować, a mglista powłoka zabłysnęła na całej jej powierzchni, po czym wydała z siebie wysoki, przenikliwy dźwięk. Serce podskoczyło Hermionie w piersi, gdy obserwowała co się dzieje. Jej palce drżały lekko, gdy uniosła różdżkę, aby odwrócić zaklęcie.

Ziemia pod jej stopami zatrzęsła się gwałtownie, a oczy rozszerzyły w strachu.

Chwilę później podniosła głowę, czując, jak Tennyson otacza ją ramieniem w talii, odciągając na bok, zanim rzucił serię szybkich zaklęć w kierunku obiektu.

Wzrok Hermiony zamazał się od niepożądanej fali łez, gdy po kilku długich, napiętych chwilach, drżenie ustąpiło, a migocząca otoczka kuli rozproszyła się w powietrzu.

Tennyson puścił ją, odchodząc na bok i przeciągając dłonią po karku. Jego piersią targały szybkie oddechy, gdy mocno zaciskał szczękę.

— Przepraszam — sapnęła Hermiona, przykładając dłoń do ust. — Myślałam, że to właściwe zaklęcie.

Tennyson przycisnął palce do skroni, zamykając na chwilę oczy, zanim z grymasem na ustach znów spojrzał w jej stronę.

— Prawie ci się udało. Po prostu cieszę się, że wszystko w porządku... Nie powinienem był zostawiać cię samej.

Hermiona skinęła głową, czując w sercu lekkie ukłucie wstydu. Wiele klątw walczyło z łamaczami, więc jeśli dobór zaklęcia był choć trochę niepoprawny, mogło to doprowadzić do katastrofalnych konsekwencji. Tak bardzo starała się wykazać, ale wciąż musiała się jeszcze wiele nauczyć.

— Powinnam była skonsultować zaklęcie z tobą, zanim je rzuciłam — powiedziała cicho. — Przepraszam.

— Nie przepraszaj — szepnął Tennyson, a jego oczy na moment spoczęły na jej własnych. — Świetnie sobie radzisz. Wybór niewłaściwego zaklęcia to dość powszechny problem, szczególnie w przypadku tak starego artefaktu. — Patrzył na nią przez kolejną chwilę, marszcząc lekko brwi. — Wszystko w porządku?

— Tak — szepnęła, zdając sobie sprawę z adrenaliny buzującej w jej żyłach. — Po prostu... To wszystko trochę mnie zaskoczyło.

— Już jest rozbrojony — powiedział, kierując spojrzenie na kulę, która teraz była niesamowicie cicha. Rzucił okiem na zegarek. — Na nas i tak już czas. Wrócimy świstoklikiem do Ministerstwa i tam dokończymy nasze dzisiejsze raporty.

Mimo, iż ich wyprawa zakończyła się tak gorzkim akcentem, były to owocne dwa dni, podczas których Hermiona dowiedziała o wiele dużo więcej o dekonstrukcji starożytnych klątw, niż oczekiwała.

Rozluźniając napięcie w ramionach, potulnie skinęła głową.

— Poza tym — dodał Tennyson, ściszając głos — Malfoy zabiłby mnie we śnie, jeśli pozwoliłbym, żeby coś ci się stało.

Uśmiechnął się do niej i odszedł, zanim zdążyła zrozumieć sens jego słów.

Continue Reading

You'll Also Like

92.6K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
23.5K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
61K 4.5K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...
65.1K 2.9K 31
Zakończone Niektóre sytuacje sprawiają, że nawet duma musi uklęknąć, a arogancja zostać odrzucona na bok. Szczególnie, gdy na szali stoi ojcowska mi...