[T] Nigdy w sercu | Dramione

By MeMyselfAndVeraVerto

52.2K 2.7K 285

Hermiona Granger nigdy nie sądziła, że niecałą dekadę po wojnie, Draco Malfoy będzie jej najlepszym przyjacie... More

Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13

Rozdział 1

7.7K 313 56
By MeMyselfAndVeraVerto

„Prawdziwych przyjaciół nie można rozdzielić. Może odległością, ale nigdy w sercu".

― Helen Keller

***

— Niech to wszystko diabli. Równie dobrze mogłabym po prostu wyjść za mąż za ciebie.

Z perspektywy czasu nie była to najmądrzejsza rzecz, jaką Hermiona Granger kiedykolwiek powiedziała. Ale szczerze mówiąc, zdołali opróżnić już półtorej butelki wina, a ona właśnie zakończyła wyjątkowo okropną serię pierwszych randek.

Po jej wyznaniu usłyszała ciche parsknięcie oraz pełne kpiny, wycedzone przez zęby słowa:

— Jasne. A kto powiedział, że w ogóle chciałbym cię poślubić?

Uniosła brew nieprzekonana, po czym spojrzała na swojego towarzysza, zmuszając go tym samym do odwrócenia wzroku.

— Znam typ kobiet, z którymi się umawiasz.

— To prawda — zgodził się Draco, unosząc obronnie ręce. — Ale ty i ja wiemy, że stać cię na coś lepszego. Z pewnością byłbym twoją ostatnią deską ratunku.

— Nie ostatnią.

Po chwili ich rozmowa zmieniła swój kierunek i chociaż reszta nocy to jedynie mętne wspomnienie osnute mgiełką skrzaciego wina oraz złych decyzji, konsekwencje pijackiej przysięgi okazały się konkretne.

Oczywiście wszystko to było czysto hipotetyczne, bo z pewnością do czasu, gdy oboje osiągną wiek trzydziestu lat, przynajmniej jedno z nich znajdzie kogoś, z kim zechce się ustatkować. Draco miał dopiero dwadzieścia siedem lat, a ich przysięga nie wejdzie w życie jeszcze przez trzy lata.

Nie było się czym martwić.

***

Minęło kilka lat od zakończenia wojny, zanim oboje ostatecznie odłożyli na bok swoje wszelkie młodzieńcze żale. I dopiero gdy przestali być takimi ignorantami, odkryli, jak niezwykle dobrze potrafią się ze sobą dogadywać.

Chociaż jej przyjaciele zaciekle kwestionowali ten rozwój sytuacji – a jego byli zwyczajnie sceptyczni – i Hermiona, i Draco przez lata ze względną łatwością nauczyli się wślizgiwać w swoje towarzyskie kręgi.

Gdy po raz pierwszy zostali zauważeni razem w Londynie, tygodnik Czarownica poświęcił całą stronę na głoszenie szeregu półprawd i jawnych kłamstw na ich temat. Od czasu do czasu pojawiały się również spekulacje, że Hermionę i Draco łączyło coś więcej. Gdy tabloidy zaczynały analizować każdą ich rozmowę czy platoniczny dotyk, Hermiona tylko przewracała oczami. Jednak mimo wszystko i tak z lekkim rozbawieniem śledziła poczynania brukowców.

Po pewnym czasie publiczne zainteresowanie ich relacją przeminęło, a ich przyjaźń stała się po prostu kolejną częścią nowej rzeczywistości wspaniałego świata, jakim był powojenny, czarodziejski Londyn.

Przyjaźń z Draconem wypełniła w życiu Hermiony luki pozostawione przez Harry'ego i Rona. Ta dwójka zawsze zdawała się być bliżej ze sobą nawzajem niż z nią, co tylko się ugruntowało po krótkiej i niefortunnej próbie związku Hermiony i Rona zaraz po wojnie.

Nie minęło wiele czasu, zanim zdała sobie sprawę, że młodzieńcze zauroczenie, którym niegdyś darzyła Rona, zniknęło wraz z realiami wojny. I ku jego wielkiemu rozczarowaniu ich bliższa relacja nigdy nie wypaliła.

Draco prowokował ją – wręcz podjudzał – przy każdej możliwej okazji. Rzucał jej swego rodzaju wyzwania, czego ani Harry, ani Ron nigdy nie robili. Mógł godzinami ciągnąć z nią zaciekłe i wyczerpujące dyskusje na wszelakie tematy.

W rzeczywistości nie jeden raz ich dwójka była pozostawiana sama sobie podczas nocy spędzanych ze znajomymi w pubie, ponieważ wszyscy inni prędzej czy później w końcu tracili zainteresowanie.

Po wojnie Ministerstwo nałożyło na rodzinę Dracona potężne reparacje wojenne, a sam Lucjusz Malfoy został skazany na krótką odsiadkę w Azkabanie. Zeznania Harry'ego uchroniły jednak Narcyzę przed podzieleniem losu swojego męża.

Biorąc pod uwagę, że rodzice Hermiony – choć ich wspomnienia zostały im przywrócone po wojnie – zdecydowali się pozostać w Australii, Dracona i Hermionę połączyła swego rodzaju powojenna, rodzinna dysfunkcja. Między Hermioną i jej rodzicami istniało napięcie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła, a oni sprawiali wrażenie, jakby nie potrafili jej już zaufać. Dlatego podczas swoich corocznych, trwających tydzień wizyt na antypodach, często znajdowała się na skraju przez sytuacje, w których dawniej odnajdywała pocieszenie.

Mimo wszystko jednak żyli i pamiętali ją, i było to zdecydowanie więcej, niż dawniej ośmieliła się marzyć. A poza tym wciąż żywiła nadzieję, że z biegiem czasu ich relacje ulegną poprawie.

Wyrok wydany w procesie u Draco wiązał się z jego pomocą przy odbudowie Hogwartu, koniecznością ukończenia szkoły i podejścia do OWUTEMów.

Zawsze nieustępliwie zarzekał się, że mu się upiekło.

A Hermiona wciąż pamiętała udręczony wyraz jego oczu, kiedy dzień po powrocie do Hogwartu podszedł do niej na korytarzu, by przeprosić. Wtedy pierwszy raz porozmawiali jak prawdziwi ludzie a nie wieloletni wrogowie.

Oboje przeszli w swoim życiu długą i krętą drogę. Ale dobrze znała demony, z którymi wciąż walczył – były takie same jak jej własne. Pewne przeżycia i wspomnienia na zawsze pozostaną obecne w ich życiach – to lekcja, którą wyciągnęli, gdy próbowali stwarzać pozory normalności, chociaż w zamian za to należało po prostu przyjąć rzeczywistość.

Ona i Draco przyjaźnili się już przez większą część ostatniej dekady i, pomimo oburzenia ze strony innych, żadne z nich nigdy nie wykonało najmniejszego ruchu, by spróbować przekroczyć wyznaczone między nimi granice.

Część Hermiony zawsze była świadoma jego uroku i urody, zwłaszcza gdy po wojnie w końcu doszedł do siebie, jednak on sam nigdy nie wykazywał najmniejszego zainteresowania rozwojem ich relacji w tym kierunku. Ona też nie.

Druga jej część podejrzewała jednak, że kiedyś podświadomie doprowadzą się tym nawzajem do szaleństwa.

Mimo to nigdy nie wątpiła w siłę ich przyjaźni. Jedną z zaskakujących rzeczy, których dowiedziała się o Draconie Malfoyu, było to, że miał on ukryte zdolności obronne. I bywały intensywne do tego stopnia, że ​​często musiała mu przypominać, że jest w stanie sama doskonale bronić własnego honoru, nieraz będąc zmuszona odciągać go od potencjalnej bójki.

Zwłaszcza na początku, kiedy pojawiało wiele negatywnych uwag, a moralnie czarno-białe londyńskie społeczeństwo zwróciło się przeciwko niej za to, że go zaakceptowała.

I zawsze to ona pierwsza go broniła. Wiele młodych czarownic z wyższych sfer miało naprawdę ostre pazury i dobrze wiedziało, jak ich używać, zwłaszcza gdy w grę wchodziły jego skrytki bankowe, wypełnione piętrzącymi się po sufit bogactwami.

Więc mimo, iż przez większość czasu dobrze się ze sobą dogadywali, czasem zdarzało im się żarliwie pokłócić. Hermiona nie bardzo wiedziała, jak powinna się czuć na myśl o ewentualnych zaślubinach w wyniku ich pijackiego paktu zawartego pewnej środowej nocy.

Sam pakt zakładał, że gdyby oboje po ukończeniu trzydziestu lat wciąż byli samotni i z nikim niezwiązani – mieli się pobrać. I jako para naczelnych pedantów – którymi bez wątpienia byli – przypieczętowali to wszystko przysięgą.

Ale to przecież nic takiego. W końcu mieli przed sobą jeszcze całe lata.

***

Minął rok.

I o Merlinie, gdyby tylko wszyscy faceci w Ministerstwie Magii z tygodnia na tydzień nie stawali się coraz bardziej nudni.

Hermiona w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie miała żadnych szerszych perspektyw wybiegających poza trzy średnio udane randki. Była coraz bardziej sfrustrowana swoją beznadziejną sytuacją.

Nie chodziło o to, że Hermiona potrzebowała partnera.

Prawdę mówiąc, była całkowicie zdolna żyć w kompletnej samotności, nie polegając na nikim, nawet przyjaciołach. Nie czuła najmniejszego pragnienia, które pchałoby ją w czyjeś ramiona. Naprawdę lubiła życie singielki. Cieszyła się swoją posadą w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, raz lub dwa razy w tygodniu widując się z przyjaciółmi. Poza tym miała mnóstwo innych hobby i zajęć, które sprawiały, że jej kalendarz zwykle bywał dość dokładnie zapełniony.

Jednak co jakiś czas czuła przebłysk czegoś, co przypominało swego rodzaju chęć znalezienia sobie osoby, z którą mogłaby dzielić życie.

I jako pewna siebie kobieta przed trzydziestką musiała przyznać, że podobały jej się bardziej fizyczne aspekty bycia w związku. Jednorazowe numerki jednak rzadko ją interesowały. Nie widziała powodu w zaciąganiu mężczyzny do domu, by musieć odbyć z nim jakąś bezmyślną rozmowę już po fakcie.

Cały problem polegał na tym, że mężczyźni, których napotykała w swoim życiu, byli albo potulnymi intelektualistami, zbyt onieśmielonymi, by zaangażować się w inspirującą dyskusję, albo dominującymi apodyktycznymi typami, nie potrafiącymi poprowadzić żadnej sensownej rozmowy.

Hermiona nie sądziła, żeby było to zbyt wygórowanym życzeniem, by w końcu napotkać na swojej drodze kogoś plasującego się mniej więcej pośrodku tej skali.

W końcu jednak pewna przypadkowa zła randka zaprowadziła ją do eleganckiego mieszkania Dracona, gdzie wkroczyła z butelką wina w dłoni i przepraszającym uśmiechem na twarzy.

W takich sytuacjach blondyn zawsze szybko zapewniał ją, że to przecież nie jej wina, dodając, że i tak nie potrzebowała kolejnego nudziarza w swoim życiu.

Za trzecim razem sytuacja zaczęła sprawiać wrażenie trochę kłopotliwej – ale po tym, jak kilka razy to on pojawił się w jej progu w identycznym stanie, stało się to po prostu nawykiem.

Większość kobiet, z którymi spotykał Draco, okazywało się pięknymi lafiryndami, bardziej zainteresowanymi majątkiem Malfoyów niż jego osobą. I chociaż twardo upierał się, że go to nie rusza, Hermiona wiedziała, że drażniło go to bardziej, niż sądził.

Hermiona niezmiennie przypominała mu, że jest on kimś więcej niż nazwiskiem, urodą czy diamentowymi spinkami do mankietów.

Tak więc z czasem ich wieczorne spotkania przy winie stały się swego rodzaju zwyczajem.

Ostre stukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. O blondwłosym wilku mowa.

Jej usta drgnęły w lekkim uśmiechu gdy zawołała:

— Wejdź!

Draco doskonale wiedział, jak przedrzeć się przez bariery chroniące jej mieszkanie, bo robił to niejednokrotnie. Hermiona wiedziała jednak, że ​​uważał, iż zdecydowanie stosowniejsze jest zapowiedzenie się – zwłaszcza po tym, jak kiedyś przypadkiem sam wpuścił się do środka, podczas gdy ona się ze sobą zabawiała.

Chwilę później Draco wszedł do kuchni jej małego mieszkanka, zastając ją przy wyciąganiu z kredensu dwóch kieliszków.

— Żadnego wina — odetchnął, wyrywając jej kieliszki z ręki i odkładając je z łatwością na najwyższą półkę. — Dziś nie pijemy. Staliśmy się parą zapuszczonych alkoholików i nikt nas nie zechce, jeśli nadal będziemy pochłaniać cały ten cukier.

Odwróciła się twarzą do niego, opierając lekko oblat.

— Co stało się tym razem?

— Nic się nie stało — powiedział, marszcząc nos z niesmakiem. — Właśnie przyszło mi do głowy, że powinniśmy... nie wiem. Iść pobiegać czy coś.

— Iść pobiegać...

Miał na sobie spodnie i koszulę, a jego stopy zdobiła para nieskazitelnych oksfordów ze smoczej skóry.

— Tak, pobiegać — odparł, po czym zawahał się przez chwilę i zacisnął usta. — Spacerować szybkim krokiem.

Mrugając, powtórzyła pod nosem:

— Szybkim krokiem...

Patrzyli na siebie tępo przez długą chwilę, zanim dodał:

— Mam ochotę na lody, wiesz?

Uśmiechnęła się, odpowiadając:

— A jednak. Zatem dziś wieczorem jedynie zmieniamy źródło naszej regularnej dawki cukru?

— Tak — odparł.

Przygryzając mocno dolną wargę, żeby się nie zaśmiać, patrzyła na niego, dopóki nie szturchnął jej w ramię.

— No weź... Chodźmy do Fortescue. Ja stawiam.

— Nie możemy iść pieszo stąd, aż do Fortescue.

— Ty mała pedantko — powiedział z lekką kpiną. — W takim razie aportujemy się.

— Co całkowicie zaprzecza twojemu dzisiejszemu wnioskowi, że powinniśmy włączyć do naszej rutyny jakieś regularne ćwiczenia...

Draco przerwał wywód Hermiony zakrywając jej usta dłonią. Po chwili zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.

— Co ja bym bez ciebie zrobił, wiedźmo?

Odsuwając jego dłoń od swojej twarzy, posłała mu szeroki uśmiech.

— Przy odrobinie szczęścia nigdy nie będziesz musiał się tego dowiedzieć, hmm?

Po chwili krzywy uśmiech powrócił ja jego usta, gdy wymamrotał:

— Niech Merlin pozwoli. A teraz chodźmy.

***

Kiedy w samym środku dnia, kilka tygodni po incydencie z lodami, Hermiona przybyła do mieszkania Draco, spotkała się z podejrzliwością i uniesioną bladą brwią. Mieszkanie blondyna było dość skromne, jak na jego standardy – choć nadal znacznie większe i ładniejsze niż jej własne – ale Hermiona zawsze doceniała bystre oko przyjaciela w kwestii wystroju.

— Czy w czasie lunchu zaliczyłaś też kolejną tandetną randkę? — zapytał, wykrzywiając usta w uśmiechu, gdy minęła go w drzwiach do mieszkania. — Nie, to chyba nie to... nie przyniosłaś wina.

— Żadnego wina — mruknęła Hermiona, grzebiąc w plecaku i wpychając mu w dłonie parę butów do biegania. — Dużo o tym myślałam i chyba miałeś rację. Musimy włączyć do naszej rutyny jakieś regularne ćwiczenia.

— No nie sądzę — wycedził Draco, wyglądając na zniechęconego widokiem butów, które odłożył na podłogę. Ostrożnie omiótł spojrzeniem jej sportowy strój, po czym wykrzywił górną wargę w wyrazie braku zainteresowania. — Jestem całkiem zadowolony z mojej codziennej rutyny.

Hermiona odwróciła się do niego, krzyżując ręce na piersi.

— Jesteś w żenującej formie.

— Nieprawda! — odparł z lekkim oburzeniem. Przewracając oczami, wskazał na swoją sylwetkę, która sugerowała, że nie jest aż tak źle.

Biorąc głęboki wdech, Hermiona wyciągnęła z torby własną parę butów do biegania.

— Pamiętasz, jak kiedyś wyłączyli windy z powodu prac konserwacyjnych i trzeba było wspiąć się po schodach na czternaste piętro?

Draco odpowiedział jej jedynie ciszą i grymasem na ustach.

— Poza tym... — kontynuowała Hermiona. — Czarodzieje i czarownice nie radzą sobie najlepiej jeśli chodzi o dbanie o kondycję. Mugole są znacznie bardziej świadomi tych rzeczy i szczerze mówiąc, powinniśmy się od nich uczyć.

— Mugole są również podatni na niewydolność serca i choroby, które są łatwe do uleczenia przez magicznych uzdrowicieli — wycedził, spoglądając z pogardą na trzymane przez nią buty. — Poza tym, czarodzieje żyją średnio o kilkanaście lat dłużej.

Jakby dla podkreślenia swoich słów, wyprostował ramiona.

Hermiona jedynie wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, a jej usta lekko drgały.

— Skończyłeś już?

Najwyraźniej Draco zdał sobie sprawę, że Hermiona nie zamierza odpuścić tematu, ponieważ ruszył w stronę swojej sypialni, mrucząc pod nosem serię cichych przekleństw. Kilka minut później wrócił do salonu w prostym podkoszulku i luźnych spodniach.

Hermiona założyła własne buty, ignorując blondyna, który sztyletował ją wzrokiem, gdy dwukrotnie sprawdzała zawartość swojego plecaka.

— Mam wodę i plastry na wypadek, gdybyś upadł...

— Daj spokój — prychnął, wyrywając jej plecak z rąk i przerzucając go przez ramię. — Chodź, miejmy to z głowy.

Na końcu ulicy znajdował się bujny, zielony park z masą ścieżek, po których zaczęli truchtać w dość przyzwoitym tempie. Pomimo tego, że żadne z nich od dłuższego czasu nie ćwiczyło, Hermiona poczuła, jak ogarnia ją fala dumy.

— Moglibyśmy to robić regularnie — powiedziała lekko zdyszana. Draco jedynie skinął głową. — Bylibyśmy w świetnej formie, moglibyśmy nawet brać udział w niektórych biegach. Może nawet w maratonach.

— Jasne — wykrztusił, już lekko zarumieniony. — Idzie nam świetnie.

— Tak! — Hermiona zgodziła się, wciągając głęboki wdech. — Biegniemy już całe... — Rzucając okiem na zegarek, skrzywiła się — ... trzy minuty.

Ze względu na dłuższe nogi, tempo Dracona było naturalnie szybsze, a dotrzymanie mu kroku stanowiło dla Hermiony pewien rodzaj wyzwania, szczególnie gdy weszli w zakręt. Po chwili jednak blondyn zatrzymał się na środku ścieżki, zginając w pół i próbując złapać oddech.

— Biegnij beze mnie — zakrztusił się, szukając w jej plecaku butelki z wodą. — Nie nadaję się do tego.

Dwóch mężczyzn przebiegło obok, chichocząc. Jeden z nich rzucił do Hermiony:

— Może dołączysz do nas?

Czując narastający gniew, Draco spojrzał na nich z lekko przymrużonymi oczami, a jego ręka instynktownie drgnęła w kierunku różdżki, gdy polewał wodą swój tors. Hermiona po prostu przewróciła oczami, wyrywając mu wodę z dłoni i biorąc długi łyk, gdy jej pierś falowała od szybkich oddechów.

— Może... — wydyszała. — Będziemy musieli dodatkowo poćwiczyć przed tymi maratonami. Moglibyśmy zacząć podnosić ciężary czy coś...

Draco posłał jej krzywe spojrzenie.

— Albo już nigdy więcej nie wspomnimy o tym dniu i zamiast tego pójdziemy na lody.

Wzdychając, wzięła kolejny łyk wody, po czym oddała mu butelkę. Pomimo najlepszych starań, lekki uśmiech i tak wpłynął na jej usta.

— Niech ci będzie... Chodźmy na te lody.

***

Sytuacja wydawała się dość stabilna, aż do dwudziestych dziewiątych urodzin Hermiony. Nawet biorąc pod uwagę to, że była ona o prawie dziewięć miesięcy starsza od Draco, a do aktywacji przysięgi pozostały blisko dwa lata.

O czym stale sobie przypominała.

— Dobrze, że odrzuciłaś tę ofertę pracy w Paryżu — powiedział Draco, gdy siedzieli w małej hiszpańskiej knajpce, skubiąc niedbale swoje tapas. — Spróbuj. Ciężko mi zdecydować, czy coś jest z tym nie tak, czy nie.

Ściągając palcami kęs jego widelca – i ignorując jego komentarz o jej braku manier przy stole – włożyła go do ust. Po chwili żucia wykrzywiła usta.

— Za dużo soli.

— Tak, to już wyczułem — zgodził się. — Ale mimo to i tak wydają się trochę nijakie.

— Coś chyba mówiłeś...

— Ach tak — powiedział. — Gdybyś wyjechała do Paryża na te sześć miesięcy, co u licha zrobiłbym z całym moim wolnym czasem? — Przewrócił żartobliwie oczami. — Zwłaszcza, że czerpię ostatnio tyle rozrywki z ​​twojego życia miłosnego.

Hermiona już dawno nauczyła się nie traktować zbyt poważnie jego przytyków – ale z jakiegoś powodu ta nonszalancja lekko ją zabolała.

Mimo to, mruknęła cicho:

— Chyba masz na myśli jego brak.

Wskazał na nią widelcem.

Departament Hermiony zaoferował wysłanie jej na pół roku do Paryża, gdzie mogłaby kontynuować swoje badania nad lokalną populacją dwurożców. Jednak kiedy podobna okazja nadarzyła się w Staffordshire, Hermiona zdecydowała na wybranie lokacji bliżej domu.

Ale jeśli miała być ze sobą w pełni szczera, to właśnie Draco był jednym z powodów, dla których nie chciała opuszczać kraju. Chociaż wiedziała, że jest on w stanie sam o siebie zadbać, jakaś jej cząstka zawsze starała się go chronić. Był jej najbliższym przyjacielem i kto wiedział, w jaki chaos mógłby wpaść, gdyby nie było jej w pobliżu.

Wiedziała też, że gdyby wyjechała, naprawdę by za nim tęskniła.

— Cóż — powiedziała z uśmiechem. — Przypuszczam, że Paryż będzie musiał na mnie poczekać.

Draco powoli podniósł wzrok znad talerza, napotykając jej spojrzenie.

— Byłaś może kiedyś we Francji?

— Tak. — Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu, kiedy dodała: — Ale byłam też w Staffordshire.

Draco prychnął cicho.

— W porządku. W takim razie jedź do Paryża.

Hermiona z niezobowiązującym mruknięciem dźgnęła kawałek ziemniaka. Między nimi zapadła cisza, a Hermiona nie była do końca zadowolona z leżącego u jej podstaw napięcia.

Draco odchylił się lekko do tyłu, jakby nie zauważając jej konsternacji.

— O której jutro wychodzimy?

Przygryzając ziemniaka, wzruszyła ramionami.

— Wydaje mi się, że Teo wspominał, że zarezerwował stolik na dwudziestą.

Gdyby zależało to od Hermiony, odpuściłaby ona świętowanie swoich urodzin. Dwudziestka dziewiątka nie była zbyt szczególną liczbą, a poza tym dziewczyna nigdy nie lubiła zwracać na siebie uwagi. Jednak Draco nalegał i posunął się nawet do zwerbowania Teodora Notta, by ten zaplanował dla niej imprezę.

— Jasne — wycedził, mrużąc oczy i oceniając innych klientów restauracji, zanim znów na nią spojrzał. — Nie będzie to niezręczne, jeśli przyprowadzę ze sobą partnerkę, prawda?

Zaskoczona, Hermiona zamrugała, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami i czując dziwne skurcze w żołądku.

— Nie wiedziałam, że się z kimś spotykasz.

Draco zmarszczył nos, krzywiąc się lekko.

— To wciąż dość świeże. Widziałem się z nią dopiero kilka razy, ale sądzę, że ją polubisz.

Dostrzegając jego wyczekujące spojrzenie, Hermiona zmusiła się do głębokiego przełknięcia, nie mogąc wydusić z siebie żadnego z ich zwyczajowo rzucanych żarcików.

— Jestem... pewna, że jest urocza — odparła po chwili. Między brwiami blondyna pojawiła się głęboka bruzda. Z wymuszonym uśmiechem, Hermiona dodała: — Nie ma najmniejszego problemu. Tak właściwie, to sama również z kimś przyjdę.

— Hermiono.

— Draco.

— Dziwnie się zachowujesz. — Uniósł brew, przyglądając się jej przez dłuższą chwilę. — Jeśli wolisz, żebym nie... W końcu to twoje urodziny. Nie chcę, żebyś czuła się nieswojo, jeśli...

— Dlaczego miałoby to sprawić, bym czuła się nieswojo? — pisnęła nieco wyższym tonem niż zamierzała. W jej żołądku zaczynały się kotłować nieprzyjemne mdłości. Jeśli Draco cokolwiek zauważył, to tego nie skomentował. — Skoro dotrwała do trzeciej randki z notorycznie wybrednym Draconem Malfoyem, to nie mogę się doczekać aż ją poznam.

Draco zmrużył oczy.

— Jak ma na imię twoja randka?

Uderz w stół, a jego ślizgońska przebiegłość się odezwie.

Zaciskając usta w cienką linię, Hermiona oznajmiła:

— Ma na imię David.

Draco uniósł brwi i splótł dłonie na brzuchu.

— W porządku. W takim razie wstrzymam się z oceną do jutra.

Draco nigdy nie powstrzymywał się od wygłaszania swojego osądu, przez lata dyskredytując w jej oczach niejednego potencjalnego zalotnika. Wyginając wargi w napiętym uśmiechu, Hermiona upiła łyk wody.

Po kolacji rozstali się, a Hermiona spędziła resztę wieczoru, próbując znaleźć kogoś o imieniu David, kto byłby skłonny towarzyszyć jej podczas tego cholernego przyjęcia urodzinowego.

Continue Reading

You'll Also Like

3.6K 92 5
Co wyniknie z chęci zapomnienia o smutku i sztywnej postawie przez wrogów? Spotkanie Hermiony i Draco po balu, choć może w trakcie?
95.8K 3.7K 40
Pierwsza część Lonely Mija 6 lat o d bitwy o Hogwart i ostatecznego pokonania Voldemorta. Złota trójka spełnia się w Ministerstwie Magii. Harry i Ron...
4K 95 35
[Zakończone] Ona są z małym dzieckiem nie chciana przez męża który ja zostawił. On szukający prawdziwej miłości z odwzajemnieniem. Ich relacja zaczy...
38.9K 2.4K 66
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...