- Tiana, Draco, zejdźcie
proszę!-dziewczyna usłyszała głos
ciotki Narcyzy z salonu.
Mimo tego, że rodzina Malfoy miała naprawdę dużo skrzatów domowych, kobieta zawsze wołała ją na obiad osobiście. Ją oraz jej kuzyna, dziewięcioletniego Dracona.
Narcyza Malfoy skrywała prawdziwe oblicze pod maską oschłej kobiety, która robi wszystko, czego chce od niej mąż. Tak naprawdę to ona była tą, która nosiła przysłowiowe spodnie w małżeństwie. Pomimo tego, że zawsze miała wszystko zorganizowane i zaplanowane do stanu perfekcji, że wydawała się ponura i oschła, była naprawdę ciepłą kobietą, która dbała o bliskich.
Ciemnowłosa w ciągu trzech minut zjawiła się w wielkiej jadalni, która została urządzona w barwach jasnej zieleni, tak samo jak jej pokój. Dziewczynka lubiła ten kolor, jednak od zawsze była wielbicielką odcieni fioletu. To, że ściany jej pokoju były jasnozielone nie zmieniało faktu, że praktycznie wszystkie dodatki w pomieszczeniu były fioletowe.
Siadając przy swoim stałym miejscu, jak zawsze wygładziła elegancką, delikatną sukienkę z koronkowymi wstawkami oraz położyła na kolanach serwetkę.
Ciotka chwilę później weszła do pomieszczenia i uśmiechnęła się do niej ciepło, robiąc to samo, co przed chwilą wykonała jedenastolatka. Prawda była taka, że z roku na rok pani Malfoy widziała w córce jej kuzyna rysy typowe dla wszystkich kobiet z rodu Black.
Tiana była czarownicą o lśniących, grubych, czarnych oraz kręconych włosach niczym jej siostra Bellatrix. Nieprzeniknione, błyszczące, zielone oczy, które przysłaniały powieki i wachlarz długich rzęs, zawsze wyglądały tak, jakby ich właścicielka zastanawiała się nad sprytnym wyjściem z jakiejś sytuacji lub jak ograć daną osobę w szachy czarodziejów. Przypominało jej to wzrok jej własnej ciotki-Walburgi, choć ta kobieta jak reszta Blacków, miała oczy w kolorze srebra. Pomimo młodego wieku, rysy dziewczynki były już dosyć ostre. Posiadała silną szczękę i mocno odznaczające się kości policzkowe. Jeśli ktoś by nie wiedział kim są jej rodzice, z łatwością mógłby powiedzieć, że to córka Bellatrix i Rudolfusa Lestrange'ów.
Blondwłosa kobieta wyrwała się z rozmyślań dopiero wtedy, kiedy w drzwiach stanął jej jedyny syn-Draco. Podszedł do stołu dostojnym krokiem, jak przystało na prawdziwego arystokratę i zasiadł tuż obok swojej kuzynki. Wyglądało to dość koniecznie, ponieważ jego klatka piersiowa znajdowała się na tej samej wysokości co blat machoniowego stołu i chłopiec musiał się wdrapywać na krzesło.
Dracon Lucjusz Malfoy to szczupły chłopiec o krótkich, blond, niemalże białych włosach. Miał bladą cerę, ostre rysy twarzy, wyniosłą sylwetkę oraz szare oczy. Jeśli chłopak spędził kilka godzin na dworze, w pełnym słońcu, można było zauważyć na jego policzkach nikłe piegi. Był bardzo podobny do swojego ojca, Lucjusza Malfoya.
- Miotełko!-zawołała pani Malfoy, a
chwilę później obok niej pojawiła się skrzatka, pracująca w kuchni państwa Malfoy.-Możesz
powoli podawać posiłek. Pan domu
zaraz przybędzie-poinformowała, a
skrzatka zniknęła na chwilę, by
przynieść jedzenie.
Kuzynostwo siedziało cicho, czekając aż pani Malfoy zada pytanie, które zadaje zawsze przed późnym obiadem. W dworze Malfoy'ów panowała pewna rutyna, która wszystkim mieszkańcom posiadłości bardzo odpowiadała.
Jednym z takich przyzwyczajeń kuzynostwa była bitwa o to, kto pierwszy szturchnie to drugie oczekując na pytanie Narcyzy. Ćwiczyli dzięki temu siłę woli, ten kto pierwszy szturchnie to drugie, przegrywa i musi pogodzić się z wyborem gry, w jaką kuzynostwo będzie grać wieczorem danego dnia. Pani Malfoy doskonale wiedziała, że dzieci mają takie zawody, przez co jeszcze bardziej przedłużała czas oczekiwania na jej pytanie. Tego dnia przegrał Draco, z resztą jak zazwyczaj. Spiorunował uśmiechniętą Black wzrokiem, by chwilę później westchnąć znając już grę w jaką będą grać wieczorem. Zawsze kiedy wygrywała Tiana, a zdarzało jej się to dość często, grali w szachy czarodziejów.
Do jadalni wszedł wysoki, blonwłosy mężczyzna w eleganckich szatach. Podszedł do żony i pocałował ją w policzek na powitanie, następnie zmierzwił idealnie ułożone włosy syna, przez co ten zaczął je poprawiać, by na koniec skinąć głową młodej Black.
- Co dzisiaj ciekawego
porabialiście?-Narcyza w końcu
zadała swoje pytanie.-Lucjuszu?
- Jak doskonale wiecie, pracuję w
Ministerstwie Magii-zaczął łagodnym
tonem swoją codziennie powtarzaną
wypowiedź, przez co dzieci siedzące
przy stole uśmiechnęły się lekko.-A
dzisiaj, jako członek rady nadzorczej
Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart, dostałem zadanie
sprawdzić czy wszystkie listy, do
wszystkich uczniów, zostały napisane
oraz zapieczętowane.
Lucjusz Malfoy spojrzał na ciemnowłosą jedenastolatkę, której zaświeciły się oczy. Od zawsze lubiła słuchać opowieści wujostwa o Hogwarcie, a ona sama od września miała tam uczęszczać. W prawdzie urodziny miała już tydzień temu, ale małżeństwo zapewniało ją, że jeszcze żaden list nie został wysłany. Podobno w tym roku szkoła miała lekki kłopot i wszystko działało z opóźnieniem.
- Czy... Czy widziałeś je wszystkie,
wuju?-spytała zaciekawiona.
- Conajmniej pięćdziesiąt listów, każdy zaadresowany do młodego
czarodzieja lub czarownicy.
- Był tam jakiś dla mnie?-zapytał
Dracon, przez co jego matka
zachichotała cicho.
- Nie wydaje ci się, że jesteś jeszcze
trochę za mały?
- Nie! Wcale nie! Mam jedenaście lat
jak Tiana!
- Jak sobie dopiszesz-zaśmiała się
Black i zaobserwowała, że jej wuj
próbuje się nie uśmiechnąć.
- Do ciebie listu jeszcze nie ma,
Draconie-powiedział po chwili
Lucjusz i sięgnął do kieszeni swojej
peleryny-ale ktoś przy tym stole
dostał pewną korespondencję.
Mężczyzna wyciągnął list z pieczęcią szkoły i podał go bratanicy jego żony. Tiana chwyciła za kopertę swoimi delikatnymi dłońmi, obawiając się nie popsuć niczego, obawiając się, że to tylko sen, a za chwilę Zgredek odsłoni kotary zasłaniające jej wielkie okno, wpuszczając do sypialni promienie letniego słońca.
Jednak tak się nie stało. Dziewczynka trzymała prawdziwy list z Hogwartu, a jej szmaragdowe oczy śledziły ozdobnie zaadresowany tekst koperty.
Tiana Adara Black.
Malfoy Manor,
Wiltshire, Anglia.
- No na co czekasz!?-krzyknął
blondynek, który nie mógł się
doczekać, aż sam dostanie taki
list.-Otwórz go w końcu!
Jedenastolatka podważyła pieczęć paznokciem i otworzyła kopertę. W środku znajdowały się dwie kartki pergaminu. Chwyciła za pierwszą z nich, zostawiając drugą w kopercie położonej na blacie stołu. Małżeństwo Malfoy patrzyło na całą sytuację, doskonale pamiętając jak oni dostawali listy. Draco szybkim ruchem pochwycił kopertę i zaczął czytać drugi kawałek pergaminu. W tym czasie Black śledziła tekst pierwszej z kartek.
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina Pierwszej Klasy,
Wielki Czar., Gł. Mag, Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)
Szanowna Panno Black,
Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny zaczyna się 1 września. Oczekujemy Pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall,
zastępca dyrektora.
- O Merlinie, ile tu jest książek-Draco
odłożył list na stół.-Ja też będę musiał
tyle mieć? W takim razie ja nie chcę.
Pani Malfoy zachichotała pod nosem i upiła sok jabłkowy ze swojego pucharku, by to zatuszować.
- Nie wiesz, że nie czyta się czyjejś
korespondencji?-spytała Tiana.
- A co to za tajemnica? Wszyscy
dostają takie same-młody Malfoy
wzruszył ramionami i sięgnął po
pieczonego kartofla. Brunetka
pokręciła głową z politowaniem.
Jedenastolatka sięgnęła po drugi pergamin, który chwilę wcześniej czytał jej kuzyn.
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
STRÓJ SZKOLNY
Uczniowie pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.
PODRĘCZNIKI
Wszyscy uczniowie powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Jedenastolatka ominęła fragment z podręcznikami, stwierdzając że tym zajmie się na ulicy Pokątnej. W końcu musiała tam iść, by kupić potrzebne jej przedmioty do nauki.
...
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Uczniom wolno też mieć jedną sowę ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINAMY TEŻ RODZICOM, ŻE UCZNIOM PIERWSZEGO ROKU NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ.
Brunetka patrzyła błyszczącymi oczami to na list, to na wujostwo. Ciotka Narcyza spojrzała na uśmiechniętą twarz Tiany przez co przypomniało jej się dzieciństwo z siostrami. Następnie spojrzała kątem oka na męża, który siłował się z pieczenią w sosie.
- No nie wiem czy dobrym pomysłem było przekazanie jej listu właśnie w czasie obiadu. Nic nie zjadła.
- Pytałaś co robiłem w pracy. Co ja poradzę, że dostałem pocztę do Tiany?
- Wiesz co to oznacza?-szepnął Dracon do swojej kuzynki.
- Oświeć mnie-odszeptała z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Wycieczka na Pokątną!-wykrzyknął, wstając od stołu tak gwałtownie, że prawie się wywrócił.
Black nie potrafiła powstrzymać się od śmiechu, widząc jak blondwłosy dziewięciolatek próbuje ustać na własnych nogach i nie wywrócić krzesła. Narcyza uśmiechała się ciepło, a Lucjusz wciąż siłował się z pieczenią.
- Masz rację, Draco-odezwała się kobieta.-Za tydzień pojedziemy na ulicę Pokątną, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?-zaciekawił się blondyn.
- Zjecie wszystko, co macie na talerzach, bo po pierwsze: będziecie głodni, po drugie: skrzaty się nad tym obiadem dość mocno napracowały.
Dzięwięciolatek szybko skinął głową, usiadł na miejscu, które przed chwilą zajmował i zaczął jeść swoją porcję. Tiana złożyła listy do koperty, którą odłożyła na róg stołu. Wiedziała, że jej myśli będzie teraz zaprzątać tylko szkoła, ale nie mogła sobie pozwolić na ciągłe sprawdzanie listu.
Późny obiad minął w dość przyjaznej i rodzinnej atmosferze. Dla większości czarodziejów Malfoy'owie mogą się wydawać oschli, zimni w stosunkach międzyludzkich, nieczuli. Jednak kiedy są sami, kiedy nikt nie może ich zobaczyć, są naprawdę troskliwą rodziną, która martwi się o swoich bliskich. Mówili dzieciom o swoich przekonaniach, jednak nie tak często jak mogłoby się wydawać. Cenili sobie czarodziejów z własnym zdaniem, zwłaszcza Lucjusz, dlatego lubił rozmawiać z młodą Black, którą uwielbiała wypowiadać się na wszystkie tematy, o których miała chociażby minimalne pojęcie.
W tym samym czasie, w drewnianym domku na skraju lasu siedział samotny czarodziej. Miłość jego życia, przyjaciele i rodzina go opuścili. Patrzył na zegar wskazujący godzinę osiemnastą trzydzieści. Dwadzieścia cztery godziny zostały do pełni księżyca, lecz po raz pierwszy nie myślał o likantropii. Zastanawiał się co teraz robi jego córka, czy jest szczęśliwa, czy ma się dobrze... Wiedział, że gdyby postąpił inaczej, jego życie nie byłoby samotne, jednak życie Tiany raz w miesiącu byłoby zagrożone z jego powodu. Myślał o tym, że jego jedyna córka tydzień temu skończyła jedenaście lat, a on nawet nie mógł być w momencie otrzymania listu ze szkoły magii, którą sam kończył, którą kończył Syriusz.
_______________________________________
No to lecimy. Skoro wczoraj dodałam prolog, dzisiaj musiał być pierwszy rozdział.