Nie jesteśmy wybrańcami

By NessDendran

330 80 98

Mówi się, że wybraniec to ktoś wspaniały i wyjątkowy, stworzony do wielkich rzeczy. Co jednak z całą resztą o... More

W proch się obróciłeś, z prochu powstaniesz
Problem z nimfami
Zbyt bliskie spotkania z Inspektoratem Magicznym
Mietek w zalotach 1/2
Mietek w zalotach 2/2
Lamy na wakacjach 2/2

Lamy na wakacjach 1/2

20 10 5
By NessDendran

Podróżni zebrani na dworcu Centralnym westchnęli, a było to westchnienie pełne irytacji, frustracji i niepewności, czy pociąg w ogóle się zjawi. Rodzeństwo Gwiazda również podzielało te nastroje. Felicja i Mieczysław połączeni swoją bliźniaczą więzią czuli jak negatywne emocje wzbierają się w nich niczym fale odbijające się od ścian bez końca się wzmacniając. Petronella nagle poderwała się z niewygodnej ławeczki ryzykując pewną utratą swojego miejsca. Chytra baba w berecie z naręczem siatek błyskawicznie pojawiła się tuż przy bliźniętach. Felicja rzuciła jej chłodne spojrzenie, a jako że była wiedźmą, groziło to klątwą typu instant. Kobieta skrzywiła się i odruchowo sięgnęła ręką do pleców, gdzieś w okolicach krzyża.

- Zaraz przyjedzie ten pociąg. – Obwieściła najstarsza siostra z pewnością świadcząca o niezachwianym niczym przeczuciu.

- Normalnie ta dam i będzie – mruknął bez przekonania Mietek.

- Przyśpieszony pociąg opóźniony Pobrzeże relacji Wrocław Główny Kołobrzeg wjedzie na tor piąty przy peronie trzecim. Prosimy odsunąć się od krawędzi peronu. – Metaliczny, mechaniczny głos kobiety rozległ się z głośników.

Znerwicowani podróżni rzucili się na wagony zupełnie jakby otrzymali bilety za darmo. Rodzeństwo nie wykazywało ani cienia chęci dołączenia do wyścigu szczurów.

- Nie dziękuj, tak się przyzywa pociągi. – Patronella spojrzała z wyższością na młodszą siostrę.

- Nie przesadzajmy już. Nie będę specjalnie nam pociągu wyczarowywać. – Odburknęła Felicja chwytając walizkę. Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła w stronę bliźniaka. – Mietek, bierz to. Ja nie będę tego wszystkiego tachać.

- Ale masz tylko jedną walizkę...

- I plecak... – wtrąciła – i torbę z jedzeniem.

- Bierz walizkę, a nie się migasz. Będziesz miał równomiernie obciążony kręgosłup. Popatrz jak panią tam pokręciło od noszenia siat w jednym ręku. – Siostrzana solidarność działała nawet jeśli jest się najbardziej wygodnicką dziewczyną pod słońcem. Jakże tu nie wykorzystać swojego własnego młodszego brata do noszenia walizki wypchanej ciuchami na każdą pogodę i okazję, od monsunu po pustynny gorąc, przez siedzenie w koco-kokonie przed serialem w hotelowym zaciszu, po wieczorowe kreacje godne gali rozdania Oskarów.

Gdy pierwsza fala wpłynęła do pociągu rodzeństwo wskoczyło do odpowiedniego wagonu, bez najmniejszego problemu znajdując odpowiedni przedział i miejsca. Pociąg był stosunkowo nowy, przedział czysty i, o coś pięknego, pusty. Szczęście uśmiechało się łaskawie w stronę podróżującego rodzeństwa. Nawet wrodzony sceptyzm podparty latami pesymizmu Mietka został odsunięty od głosu gdzieś w ciemne zakamarki mózgu, mniej więcej tam, gdzie powinny być myśli o Magdzie i tekst piosenki Sound of Silence.

Miłe złego początki, ja to głosi stare przysłowie ludowe oraz prababcia Apolonia.

Cały wakacyjny wypad do Kołobrzegu wymyśliła Felicja. Bliźniacza więź, pomimo starań Mieczysława, głośno przypominała o cierpieniach młodego zalotnika, który był wodzony za nos i tańczył dokładnie tak jak życzyła sobie wiedźma z miasta stołecznego Warszawa. Okularnik czuł się przygnębiony, a jego siostra dzieliła ten nastrój, popadając w rozpacz jeszcze głębszą, bo miała artystyczną duszę pełną empatii. Wylewanie żali w formie płócien, szkiców i rysunków już nie wystarczało, a przecież nie upadnie tak nisko by pisać wiersze o bólu miłości i pustce istnienia. Przez wszystkie lata swojej edukacji zdążyła zorientować się, że poezja to niezłe bagno, a jak raz się wejdzie, to już się nie wyjdzie. Smutas z błotnych głębin złapie cię zimną macką za kostkę i już nie puści. Trzeba było spojrzeć na wszystko świeżym okiem, a co lepiej niż wiatr nadaje się do przewietrzenia głów? Niby na dworcach też wiatr duje, jednak ten znad morza ma jod, którym zachwycają się wszyscy.

Ponad trójgodzinna podróż minęła zaskakująco spokojnie sprawiając, że monotonne zmiany miasto-las-pole za oknem ukołysały Mieczysława do snu. Petronella odpłynęła w świat pana Darcy'ego, a Felicja kreśliła kolejne szkice przy pomocy ołówka. Żadnych matek z dziećmi uzbrojonych w krwistoczerwone szpony z odrobiną brokatu ani rozkosznych starych panien z małymi pieseczkami noszącymi słodkie imionka czy roztrajkotanych staruszek prowadzących niekończące się tyrady o zdrowiu, mężach, dzieciach, wnuczkach i sąsiadkach spod ósemki.

Lekko zesztywniałe towarzystwo wygramoliło się obładowane walizami. Tym razem jedyny męski przedstawiciel rodziny powołując się na równouprawnienie nie dał się wrobić w taszczenie bagaży. Gdyby młodzi magowie byli nierozsądni i beztroscy niczym lamy alpaki prowadzące psychoterapię na wybiegu to teleportowaliby się. Pozostając w ukryciu ze swoją prawdziwą naturą, wybrali komunikację miejską. Prowadzeni przez nawigację w telefonie stanęli przed czteropiętrowym domem, z balkonami i rozległym tarasem, podobnym do wszystkich innych budynków wokoło. Ślepa uliczka była pełna pensjonatów, zapewne poza sezonem wolna przestrzeń przytłaczała jego stałych mieszkańców.

- To ten? – Zapytała Petronella, pomimo świadomości idiotyzmu tego pytania. Wujek Google, tak jak babcia Eugenia, nigdy się nie mylił. A jak się mylili to i tak była to wina kogoś innego, no bo na pewno nie ich.

Ta słynna intuicja mówiła wprost, bez śladu nadmiernych wyrazów współczucia, będą problemy.

- Tak. Wszystko się zgadza, same kwatery i mijaliśmy po drodze jakieś muzeum tandenty i badziewia. – Potwierdziła Felicja, która dokonała wszelkich potrzebnych rezerwacji. Zmarszczyła gładkie czoło – chociaż... nie, to ten, na pewno. Chodźmy.

Felicja ruszyła przodem ocienioną ścieżynką z białej, chropowatej kostki. Otwierając dębowe drzwi z witrażem natychmiast ogarnął ją chłód, który nie należał do grupy tych przyjemnych chłodów wypatrywanych z radością podczas fali upałów. Wnętrze było zaskakująco ciemne i puste. W podłużnym holu stało wysokie biurko udające ladę, na przyczepionych do ściany haczykach wisiały klucze z kolorowymi breloczkami z muszelek. W kąt wepchnięto fikusa, który błagał o podlanie każdym pomarszczonym i wyschniętym listkiem. Dalej kryły się schody oświetlone słabo przez promienie słońca wpadające tu nieśmiało przez małe okienko.

Rodzeństwo wymieniło się spojrzeniami, lecz nikt się nie odezwał. Każdy krok wydawał się łomotem młota pneumatycznego w otaczającej ich gęstej ciszy.

Mieczysław, który tak jak jego siostry, nie do końca wiedział co ze sobą zrobić, ustawił walizki pod ścianą. Nigdzie nie dostrzegł dzwonka, a drzeć się w cudzym domu nie wypadało. Nie był przecież Martynkiem.

- Dziwne to jakieś... – ocenił opierając się o prowizoryczny kontuar.

- Dziwne, ale w jakim sensie?

U szczytu schodów zjawiła się wysoka postać, której głowa i dłonie były nieproporcjonalnie duże w stosunku do reszty szczupłego ciała. Powoli zaczęła schodzić ku nim nie wywołując przy tym najmniejszego dźwięku. Twarz miała dużą, rozlaną. Oczy w mętnym odcieniu brązu były szeroko rozstawione i wytrzeszczone. Nos wąski, lecz o wydatnych nozdrzach. W konkursie miss Pomorza zapewne otrzymałaby nagrodę pocieszenia za ostatnie miejsce.

Zajęła miejsce na biurkiem wymijając rodzeństwo i ich klamoty z gracją tancerki. Włączyła ukryty w szufladzie laptop. Postukała chwilę w klawiaturę i ponownie spojrzała na nowoprzybyłych wczasowiczów.

- Państwa godność?

- Gwiazda.

Dwa kliknięcia później właścicielka odwróciła się i sięgnęła po klucz z niebieską muszelką sercówką z wymalowanym numerem 01.

- Schodami w dół, po prawo pierwsze drzwi. Życzę miłego pobytu. – Wyrzuciła na jednym wydechu wstając.

- Jak skontaktować się z panią w razie kłopotów? – Petronella zareagowała widząc natychmiastową i w pełni jawną ucieczkę. Coś tutaj śmierdziało i nie chodziło wcale o nagły aromat stęchlizny.

Z ciężkim westchnieniem kobieta przegięła się by sięgnąć do najniższej szuflady biurka. W geście przepełnionym zmęczeniem i poświęceniem rzędu ratowania tonących kotów, podała okularnicy wizytówkę.

- Tu macie państwo numer telefonu, ale łatwiej będzie po prostu przyjść tutaj albo do mojego biura na strychu. Nie sądzę by jakiekolwiek problemy wystąpiły. Moje kwatery posiadają wysoki standard, żaden gość się nie skarżył, a w całym budynku jest sieć Wi-Fi.

Rodzeństwo, jakoś nieszczególnie przekonane co do zapewnień o warunkach godnych nieznanych, ale lubianych estradowych artystów, znowu zebrało wszystkie klamoty i zeszło powolutku do swojego lokum. Felicja już pomyślała o tym co to będzie za tydzień, jak będzie trzeba znowu te wszystkie rzeczy wnieść i dotrzeć jakoś na dworzec. Pewnie będą wyglądali jak objuczone muły, ale cóż, nie takie rzeczy się przetrwało.

Ze wszystkim co widzimy w Internecie trzeba uważać. I nie chodzi tu tylko o memy z bajek, których dwuznaczność niszczy niewinność lat dziecinnych. Raczej o nadmiar fotograficznego retuszu, co potrafił z płetwala błękitnego zrobić zwinną gazelę.

Wnętrze kwatery nie do końca zgadzało się z tym co Felicja wraz z siostrą widziały na stronie internetowej. Nie chodziło o to, że Ściany już dawno zapomniały o swoim słonecznym żółtym kolorze, na rzecz wyblakłej jego wersji, czy że tynk odpadł w paru miejscach na skutek spotkań z klamkami. Nie zgadzało się łóżko w sypialni, które miało być bialutko romantyczne, a nie toporne w swej drewnianości. Żarówka nad lustrem w łazience była przepalona, ślad po papierze toaletowym zaginął. Salon okazał się skrystalizowanym koszmarem klaustrofobików w formie zaawansowanej. Rozkładana kanapa popchnięta była pod barowy stół, łączący kuchnie z salonem, tuż obok stał niski kawowy stolik. Telewizor zawieszono na ścianie, a obok ustawiono stojącą lampę. Dodatkowo wepchnięto tu jeszcze dwa krzesła wraz ze stolikiem. Ukoronowaniem tego koszmaru była kuchnia szerokości dwóch kroków, długości może czterech, ale nie takich Mieczysławowych. Za to wyposażenie było pierwsza klasa: kuchenka, lodówka, komplet sztućców, talerzy i kubków, czajnik elektryczny, toster, a nawet mikrofalówka!

Zabierając się do rozpakowywania ramię w ramię rodzeństwo uwinęło się w niespełna pół godziny, przy okazji zaliczając przy tym kłótnię o pierwszeństwo w wieczornej kolejce do łazienki. Jak dość łatwo się domyślić, wygrała córa pierworodna.

- Patrzcie, patrzcie! Mamy parawan! – Zawołała z sypialni Felicja, kiedy tylko skończyła rozwieszać w szafie zwiewne sukienki.

- No, no! Oznacza to tylko jedno, jutro siedzimy cały dzień na plaży. – Mieciu klasnął ochoczo w dłonie. – Trzeba będzie budzik na piątą ustawić, żeby jakieś dobre miejsce zająć. Najlepiej to blisko jakiejś zatoczki, bo w polskich warunkach na prywatną lagunę z wodospadem liczyć nie możemy.

- Już mnie widzisz o tej piątej. – Prychnęła Petronella – upolujesz nam to miejsce i od razu zrobisz wały z piasku, żeby nas nie zawiało.

- A może jeszcze dzisiaj się przejdziemy na zachód słońca?

- I po jakieś jedzenie, bo w lodówce tylko światło. Nie jesteśmy roślinami, żeby jechać na fotosyntezie do końca tygodnia.

Jak powiedzieli tak i od razu zrobili. W japonkach ruszyli głównym deptakiem ku morzu, aby wdychać jod i aromat soli. Wokoło było gwarno, wszędzie przechodnie w wieku od zera do stu trzech lat. Mieszały się akcenty ze wschodu, poprawna polszczyzna, ziemniaki nazywane były kartoflami, a kartofle pyrami, nawet przez moment dało się wychwycić urywki rozmowy o nowych mieszkańcach w familokach, o hajerze i jego nowej freli. Przekrój od tatuśków z piwnym brzuszkiem w towarzystwie mamuś z fitnessową obsesją przez znudzonych nastolatków skupionych bardziej na wyświetlaczach telefonów niż otoczeniu, po wesołych seniorów, którzy przeżywali wczasy życia na wyjeździe do sanatorium. Słodki aromat jogurtowych gofrów z cukrem pudrem przeplatał się z zapachem spiralnych frytek. Nie sposób było się tu zgubić, główny trakt wyznaczały stragany pełne chińskich zabawek, plażowego ekwipunku, magnesów z fokami, latarniami morskimi, piratami, piratami płynącymi na fokach w stronę latarni morskiej i jeszcze większej ilości bibelotów, które chętnie kupowano jako unikatowe podarki znad morza.

Zachód słońca urokliwie barwił niebo mieszanką odcieni różu i oranżu. Idąc wzdłuż wybrzeża trójka Mazowszan moczyła nogi w zimnym Bałtyku. Spokojnym krokiem dotarli do kolejnego wyjścia strzepując miękki piasek ze stóp.

W drodze powrotnej do kwatery zahaczyli jeszcze o lodziarnie i biedronkę.

Zmęczeni i wymięci całodzienną podróżą połączoną z koczowaniem na dworcu centralnym, po kolej wzięli szybki prysznic i poszli spać. Dziewczyny kompletnie zaanektowały sypialnię zagracając ją ciuchami i kosmetykami. Mieczysławowi przypadła kanapa, która pomimo, że skrzypiała przeraźliwie przy najdrobniejszym ruchu, okazała się nadzwyczaj wygodna. Ale sen nie przyszedł od razu.

Mietek kręcił się długo zanim w ogóle dobrze się ułożył. A to niewygodnie, a to ręka pod głową przeszkadzała, a to kolana się o siebie obijały. W ogóle spanie na boku to nie było to. Przekręcił się na brzuch i od razu jęknął. Oj nie był to dobry pomysł o czy przypomniał kręgosłup. Po cichu przeklinając wrócił do poprzedniej pozycji. I znowu te kolana, te ręce, niewygodnie i w jakoś tak wygięte. W końcu ułożony na plecach uznał, że to to, lecz gdy problem odpowiedniej pozycji do spania się rozwiązał, pojawił się inny. Zachciało mu się siku. Starając się zachowywać jak najciszej przemierzył trasę do łazienki po drodze napotykając stoliczek do kawy.

- A ty co? Robaki masz? – Zapytała ostro Petronella wyłaniając się z pokoju.

- Nie, za mały pęcherz. – Mruknął lekko rozespany, choć snu jeszcze nie zaznał.

Zmrużył oczy pozbawione szkieł, by dostrzec w mroku kontur łóżka. Zalegała na nim pokaźna sterta koców, kurtek i co większych sweterków, a spod tego wszystkiego wystawała Felicja.

- A wy co? Przecież to wszystko w szafie było.

- Zimno tu strasznie. – Poskarżyła się bliźniaczka. – Znalazłyśmy w szafie jeszcze dwa koce, więc jakbyś jeden chciał to możemy ci pożyczyć.

Dopiero po tych słowach zwrócił na to uwagę. Rzeczywiście było jakoś tak zimno, aż się wzdrygnął. Może zwyczajnie ciągnęło od podłogi? Matka na zmianę z babką zawsze powtarzały, że się przeziębi od chodzenia na bosaka po kafelkach.

- A czy wiedźma moja słyszała o takim wynalazku nowoczesnej techniki jak kaloryfer?

- Och nie, oświeć mnie przybyszu z przyszłości! – Zapiała teatralnie przykładając dłoń do głowy. – Oczywiście, że już przy tym majstrowałyśmy. Odkręcone na full, a tu dalej nic.

Mieczysław dotknął metalowej obudowy, szukając potwierdzenia. O tak, znowu nieprzyjemne zimno, metaliczne na dodatek. Coś tutaj było nie tak. Zapewnienia o wysokim standardzie rozmijały się z rzeczywistością niczym filharmonia narodowa i gust muzyczny uczniów liceum. Gdy spojrzał na okno wszystko stało się jasne. Poziom parapetu był równy z poziomem trawnika, któremu przydałoby się intymne spotkanie z kosiarką.

- No i wszystko jasne. Jest tutaj tak zimno, bo wsadzili nas do piwnicy. – Mieczysław objął się ramionami. – Dajcie ten koc od razu.

- Do sutenery. – Uściśliła Petronella. – Jakby nas wsadziła do piwnicy to bylibyśmy pod ziemią. Sutenera jest odrobinę wyżej.

- Na stronie nic nie pisało o tym, że to będzie sutenera... kurde jeszcze wilgoć z łazienki się wszędzie rozniosła. – Felicja westchnęła. Myślała, że będzie to dobry wybór. Zdjęcia były ładne, łazienka własna, a nie wspólna, a cena przestępna, wręcz promocyjna. Naiwnie założyła, że nie zostanie oszukana.

- Kto ci w Internecie napisze: „ekskluzywne kwatery w sutenerze"? Nikt by tego nie kupił!

- Dobra, śpimy tu jeden tydzień to nie będzie źle. Zresztą wyjazdy wakacyjne nie są od tego by siedzieć w kwaterze. – Niespodziewanie uciął narzekania Mieczysław znany ze swojego niezawodnego pesymizmu. – Cały dzień na dworze, jak za dzieciaka.

- Tak czy siak przeszłabym się do właścicielki i jej o tym powiedziała. – Nie ustępowała Felicja czująca się odpowiedzialna za nietrafiony wybór.

- Dobra, ale to rano. A teraz wszystkie dzieci idą spać i nie kręcą się jak popaprani na wersalce. – Zarządziła Petronella – serio Mietek, słychać to nawet tutaj.

Reszta nocy upłynęła spokojnie, chociaż zasypanie w chłodzie zajmowało odrobinę więcej czasu.

Poranne słońce zalewało miniaturową kuchnię złotawym światłem. Mistrz kuchni zmieszał jajka z mlekiem, w miksturze namoczył pokrojoną w talarki bagietkę i podgrzał na patelni, aż pieczywo stało się złociste. Danie wylądowało na talerzach w towarzystwie białego serka i maleńkich pomidorków.

- Mleko, jajko, tost, patelnia, dzisiaj we mnie moc piekielna! – Wesołym zawołaniem przywitał Felicję, która wciąż była w piżamie.

- Cóż za dobroci! Tosty francuskie. – Rozanielona zgarnęła talerz i od razu zaczęła jeść. – Prima sort jak zwykle.

Poranna rutyna na maleńkim metrażu wyglądała jak precyzyjnie zaplanowana choreografia. Dziewczęta zamieniały się miejscami płynnie, gdy jedna skończyła jeść, druga zjawiła się by zastąpić ją. Przygotowania do wyjścia szły nad wyraz sprawnie. Śliczne kostiumy kąpielowe zakrywały letnie sukienki, kapelusze przykrywały głowy, a kawki z cynamonem w kubkach termicznych trafiły do rąk. Szykowni i młodzi wyruszyli około jakiejś dziesiątej.

Oni jeszcze nie wiedzieli, że wszystkie dobre miejsca były już zajęte. Naiwni jak dzieci we mgle, której nawet nie było. Widok jaśniutkiego piasku i opustoszałej plaży stanowił wspomnienie wczorajszego wieczora. W ciągu paru godzin stanął tu labirynt z parawanów, który mógł mnogością kolorów i wzorów przyprawić o oczopląs nawet najtwardszych zawodników. Na szczęście niezastąpiona intuicja poprowadziła Gwiazdy odrobinę dalej, gdzie w cieniu chimerycznych drzewek czekała obiecująca wolna przestrzeń odpowiednio oddalona od rozwrzeszczanych przedszkolaków, których widok wywołał u Petronelli niekontrolowane spazmy. Jakie to katusze ona wycierpiała na praktykach w szkole... a w przedszkolach pewnie ludzie mają jeszcze gorzej.

Parawan wraz z kocem poszły w ruch. Rodzeństwo rozpłaszczyło się na piasku, ciesząc się nadzwyczaj dobrą pogodą i bliskością morza. I tak mijał czas, na graniu w karty, beztroskim pleceniu trzy po trzy, kąpielach słonecznych i tych mokrych też, chociaż te groziły odmrożeniem. Aż w końcu głód o sobie przypomniał.

- Lody, lody dla ochłody! Ciepłe jagodzianki! Prażone orzeszki! W karmelu! Pooooopcorn!

- Co powiecie na gofry? – Zaproponowała Felicja sięgając po portfel.

- Ale taki z bitą śmietaną, z jagodami czy z cukrem pudrem? Ciężki wybór... - Petronella rozważała wszelkie opcje. – To weźcie mi z lodami, najlepiej pistacjowymi.

- Dobra. – Zapamiętała młodsza siostra. – Chodź Mietek, bo potrzebuje trzeciej ręki, a jeszcze jej nie wyhodowałam.

Bliźnięta pokonały labirynt. Budka z cieplutkimi goframi była tuż obok przejścia, a sąsiadowała z pizzerią. Pracownicy w pocie czoła przygotowywali kolejne porcje chrupiącego nadmorskiego przysmaku, i to dosłownie. Słońce w zenicie przygrzewało niemiłosiernie, a Felicja cieszyła się, że wysmarowała się grubą warstwą kremu z filtrem.

W najwyższym skupieniu by cenny gofr nie został zmarnowany Felicja i Mietek wracali do swojego miejsca. Dziewczyna zatrzymała się na moment. Gwałtowny ruch dostrzeżony kątem oka zwrócił jej uwagę. Jakby kupka piasku przemieściła się niczym strumień wody w fontannie.

- Co jest? – Zapytał Mieczysław wyczuwając poprzez więź nagłe zmieszanie siostry.

- Nic chyba... coś mi się przywidziało – wzruszyła ramionami i ruszyła dalej uważając na każdym kroku.

- Znowu wizja?

- Jakby to była wizja to mielibyśmy gofry z piaskiem. Nie, chyba trochę mi słońce przygrzało. Piasek się jakoś tak dziwnie przesuwał, jakby skakał czy płynął w powietrzu...

- Mówiłem ci, żebyś wzięła chociaż tą chustkę na głowę. Ale ty nie! Przecież wiesz, że jak się ma ciemniejsze włosy to się szybko nagrzewają.

- Yhmm...

- Nie yhmm, tylko zaraz cię nakryjemy. Jeszcze nam tu zemdleje z przegrzania i będzie narzekania, że gdzie specyfiki Martynka jak ich potrzeba!

- Chyba nam wepchał jakieś maści na oparzenia i coś do dezynfekcji, nie?

- Jak masz na myśli spirytus to zostawiłem to w domu. Wolę wodę utlenioną, szczypie tak samo, a przynajmniej potem nie śmierdzisz jak jegomość spod wiejskiego sklepu.

- Mietek! Czy ty się w ogóle czymś przeciwsłonecznym posmarowałeś? – Zapytała Petronella kiedy podawał jej gofra. – I co nie było pistacjowych?

- No nie, ale masz mix śmietankowo-truskawkowy, bo czekoladowych to nie lubisz.

- Masz tutaj filtr pięćdziesiątkę. – Bliźniaczka usadowiła się obok siostry odkładając na moment swoją porcję przystrojoną malinami, truskawkami, jagodami i brzoskwiniami na uda. Wygrzebała w torby płyn antybakteryjny i balsam, który podała bratu.

Cała trójka skupiła się na jedzeniu. Dziwnie przesuwający się piasek pojawił się ponownie w ich okolicy, ale tym razem dostrzegł to również Mieczysław i Petronella.

- To o tym mówiłaś? – Skinął głową w stronę zjawiska.

- Tak... czyli nie mam przywidzeń, a to jakiś stwór. – Przytaknęła i przerwała jedzenie na moment. Niby nic się nie działo, ale intuicja wiedźmy podpowiadała jej, że stworzenie nie miało dobrych zamiarów. – Może powinniśmy się tym zająć...

- Felicja, ogarnij się! Wakacje masz! – Przypomniała jej życzliwie siostra – zresztą to nie nasz rewir. Niech się Pomorzanie martwią o demony rodem z wydm i morskich glonów.

Tak więc beztrosko jedli gofry, a piaskowy stwór zbliżał się niepostrzeżenie. Zaczajony czekał tuż przy szparze między podłożem a parawanem, obserwując uważnie, wypatrując idealnego momentu. Okazja nasunęła się sama.

Mieczysław postanowił zrobić sobie przerwę w połowie swojego gofra. Może przesadził wybierając opcję z bitą śmietaną, sosem czekoladowym, truskawkami i kiwi posypanymi pokruszonymi orzechami. Oczywiście zamierzał go dokończyć, ale potrzebował dosłownie z pięciu minut przerwy. Akurat idealny czas, by wysmarować się kremem. Odłożył tackę na jedyny niezapiaszczony fragment ich koczowiska, czyli swój plecak. Wycisnął na dłoń porządną ilość ochronnego balsamu i wsmarował w spieczone ramiona.

Stwór nie czekał na nic i nie miał litości. Ze świstem przecisnął się do plecaka i rzucił na smakowity deser.

- Co jest!?

Chłopak zerwał się na równe nogi. Piasek, który jeszcze przed sekunda leżał bez ruchu uformował się na kształt płaszczki i bezczelnie pożerał nieswoje jedzenie.

- Mojego goferka? My podła kreaturo...

Krew aż zagotowała się mu w żyłach ze wściekłości. Zacisnął pięści czując gorąc bijący wprost z wnętrza. Stwór zakręcił bączka nad plecakiem, zaczajając się na kolejne smakowite kąski, które planował porwać wprost z rąk młodocianych wiedźm. Te instynktownie poderwały się i przeszły za plecy brata. Felicja wyczuwając falę niepochamowanej złości płynącą przez bliźniaczą więź przemówiła spokojnym tonem.

- Mieczysław, to tylko gofr... no dobra, może nawet najsmakowitszy gofr w całym Kołobrzegu, ale nie warto się mścić. Nie wiesz, czy to cholerstwo nie jest jakieś jadowite.

- O nie, ta zniewaga krwi wymaga.

- Weź, to pewnie nawet krwi nie ma jak się z piasku formuje – zauważyła Petronella pragmatycznie.

Lecz Mieczysław już nie słuchał. Zamłócił w powietrzu rękoma przywołując płomienie. Wycelował ognistym strumieniem wprost w demona. Wysoka temperatura przemieniła piasek w szkło. Pustynna płaszczka, jak dotąd będąca rozmytą zbieraniną ziarenek unoszonych przez wiatr, stała się imponującą rzeźbą, która delikatnie opalizowała.

Wokół zrobiło się cicho, gwar rozmów nagle zniknął, nawoływanie do kupna orzeszków i drożdżówek się urwało. Słyszalny był jedynie jednostajny szum morza. Wzrok wszystkich plażowiczów skupił się na niecodziennym pokazie pirotechnicznym. Felicja poczuła na ramionach obezwładniający ciężar magicznej odpowiedzialności. Jeżeli ktokolwiek z Mazowsza się o tym dowie, będą mieli przerąbane, ujmując sprawę bardzo delikatnie.

Zaskakującym jest to jak sytuacje kryzysowe motywują do działania zazwyczaj spokojne i zdystansowane jednostki. A do takich zdecydowanie należała Felicja. Na ślepo podała resztę swojego gofra siostrze. Dwoma machnięciami rąk zebrała wszystkie manatki przy pomocy telekinezy. Przykucnęła, by złapać garść piachu, którą zaraz wyrzuciła w powietrze przywołując nadnaturalny wiatr. Silny podmuch uniósł ziarenka w górę tworząc zasłonę dymną. Ostatkiem magicznych sił, Felicja złapała rodzeństwo i teleportowała całą trójkę do nadmorskiego pasa zieleni.

Skryci w cieniu drzew o liściach w kolorze spalonej zieleni byli bezpieczni. Felicja osunęła się na ziemię opierając o najbliższy pień.

- Jeszcze kleszcza złapiesz. – Skarciła ją odruchowo siostra ignorując niepokojącą bladość.

- Mietek, do cholery jasnej, kupiłabym ci jeszcze jednego gofra, a ty mi tutaj takie numery odwalasz. – Wysapała ignorując ostrzeżenie o kleszczach – czy to oczu nie masz? Widziałeś, ile tam było ludzi?! Oni to widzieli, płomienie znikąd! Oby uznali to za halucynację z głodu i odwodnienia... Serio wziąłeś to ze sobą?

- A co? Miałem zostawić? W sumie fajnie będzie wyglądać w pokoju. – Zawinął szklaną płaszczkę w plażowy ręcznik i wcisnął do plecaka. Podszedł do bliźniaczki i pomógł jej wstać – a teraz idziemy na prawdziwy obiad, bo wyglądasz jakbyś co najmniej dwa kilometry przebiegła.

- Nie denerwuj mnie – wysyczała poirytowana – ja mam świetną kondycję.

Bez większych dramatów Felicja dała się poprowadzić przez całą drogę, a nawet wspaniałomyślnie oddała resztę swojego gofra bratu, który poniósł największą stratę tego dnia.

Nazajutrz Gwiazdy wybrały się do ogrodu botanicznego, gdzie kompletnie zauroczył ich drzewny horoskop, będący tak naprawdę horoskopem celtyckim. Petronella okazała się jodłą, bliźniaki jaśminem.

˜"*°•.˜"*°• ☆ •°*"˜.•°*"˜

Druga część opowiadania ukaże się 26.03.2021! Czekajcie cierpliwie (lub też nie, w sumie niczego nie narzucam). W międzyczasie możecie odwiedzić instagrama niewybrańcow: https://instagram.com/ness_dendran?igshid=1ln1npwxlcf9l

Continue Reading

You'll Also Like

Mate By GS

Fantasy

248K 10.5K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
2.1K 167 11
Lloyd po starciu z Rasem, jego armią i jednym członkiem Zakazanej Piątki Lloyd miewa problemy z jego psychiką, lecz największym problemem byli nowi m...
766K 40.1K 137
Nadane imię z dni tygodnia. Jako niewolnicę nazywano ją Wednesday. Kiedy była na skraju śmierci z powodu małego buntu... "-Wreszcie cię znalazłem."...
40.8K 3.1K 62
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...