Nie jesteśmy wybrańcami

By NessDendran

330 80 98

Mówi się, że wybraniec to ktoś wspaniały i wyjątkowy, stworzony do wielkich rzeczy. Co jednak z całą resztą o... More

W proch się obróciłeś, z prochu powstaniesz
Problem z nimfami
Zbyt bliskie spotkania z Inspektoratem Magicznym
Mietek w zalotach 1/2
Lamy na wakacjach 1/2
Lamy na wakacjach 2/2

Mietek w zalotach 2/2

29 10 6
By NessDendran

- Ojeju Mieczysławie! Jakie to romantyczne! Zakazana miłość!

- Ciszej! Przecież sama wiesz, że drzewa mają uszy. A w tym lesie to już szczególnie. - Syknął pąsowiejąc.

Jolanta zachichotała podniecona całą sytuacją. Nie sądziła nigdy, że ktoś taki jak Mieczysław może mieć problemy natury miłosnej, a tym bardziej zwierzać się z nich właśnie jej! A któż niby będzie lepszym ekspertem w tych spawach jak nie nimfa leśna o aparycji iście niewinnej jak pierwszy wiosenny kwiat, a naturze uwodzicielskiej niczym dziewczyna rodem z południa.

- Spróbowałabym rozwiązać sprawę klasycznie.

- Czyli, że jak? - Zapytał Mieczysław, któremu z klasycznym zachowaniem kojarzyła się tylko instytucja swatki i podstarzała ciotka w koronkach pachnąca naftaliną szczebiocząca o tym, że ktoś tam to dobra czy zła partia.

- Napisz do niej list, wyrecytuj jej poemat albo zaśpiewaj pod balkonem.

- Ale ona mieszka na piątym piętrze... będę się musiał drzeć na całe osiedle i jeszcze zgarnie mnie straż miejska albo gorzej, napadną matki z dziećmi żądające odrobiny spokoju i ciszy wśród zgiełku własnych pociech. - Strapił się nieco przeczesując brązowozłote gęste włosy.

- Miłość wymaga poświęceń. - Odparła tonem bezczelnym. Jak można nie dostrzegać takich oczywistości?!

- A wiersza też nie napiszę, przecież ja jestem po mat-fizie... może by tak Felicję w to wrobić... - Palnął się w głowę, przecież sam odtrącił pomocną dłoń siostry. Znając ją nie miałaby pretensji, jednak własna duma nie pozwalała mu na takie zmienianie zdania co pięć minut jak jakaś chorągiewka na lotnisku - Ehh to też nie wchodzi w grę.

- Twój wybór klasy w liceum nie definiuje ci całego życia. - Zauważyła nader słusznie nimfa, która nigdy do żadnej szkoły nie uczęszczała. - Sprytny z ciebie chłopak, na pewno coś wymyślisz. Co ona lubi?

- Kryminały, wróżenie z run, robić ludziom na złość, podwyższone stężenie adrenaliny w krwiobiegu, akustyczne covery piosenek na gitarze...

- O! O! O! Bingo! - Jolanta podskoczyła lądując ciężko na ziemi. Na szczęście jej dziwaczne stawy pozostały w pozycji naturalnej dla człowieka. - Mamy to! Musisz jej coś zagrać! Przecież potrafisz!

- Co ja tam potrafię. - Mruknął posępnie – Samoukiem jestem...

- Nie bądź już taki skromny, grasz lepiej niż nimfia orkiestra powołana przez Bożennę w tysiąc dziewięćset dwudziestym pierwszym! Mieli przytup, ale brakowało im polotu i umiejętności. A ty to masz, nie boisz się eksperymentów i dziwności...

W tym momencie przestał słuchać i skupił się na pomyśle, który nieśmiało zapłonął blaskiem w jego głowie. Napisze list, poprosi o spotkanie. A jak się nie zgodzi? To i tak przyjdzie do niej. I zagra i zaśpiewa. Wiedział już nawet co, tekst wymagał jedynie paru kosmetycznych przeróbek...

- Jola, jesteś cudowna, najlepsza wręcz. Pomogłaś mi jak nikt inny.

- Oj to drobiazg. - Ciepło rozchodziło się przyjemnie po dorodnej piersi. Czuła się spełniona niosąc pomoc zagubionym w gęstwinie własnych emocji. - Przyjdź potem i opowiedz mi wszystko! - Nakazała na odchodne machając za oddalającym się chłopakiem.

***

W domu Gwiazdów nastała cisza czyniąca wszystko krępującym. Codzienne czynności takie jak zmywanie czy parzenie herbaty stały się iście niezręczne, kiedy dochodziło do konfrontacji rodzeństwa. Dwa obozy, siostry i brat, grały ze sobą w dziwną odmianę chowanego przerywaną jedynie wspólnymi posiłkami spożywanymi w milczeniu. Mieczysław pierwszy raz w życiu czuł się intruzem we własnej kuchni. Mimo wszystko siedział tam z uporem maniaka skutecznie psując krew dziewczynom. Niewzruszenie brzdąkał na gitarze, choć akordy nie składały się w spójną melodię. Mrucząc coś pod nosem zapisywał na notesie słowa co i rusz zerkając na ekran telefonu. Kiedy już odkładał gitarę powracał do stosu kartek pełnych skreśleń. Obiecał sobie, że dzisiaj w końcu napiszę ostateczną wersję listu, nie ważne jak niedoskonała się okaże. I nie będzie to żadne zaproszenie, o nie. To będzie obwieszczenie, przychodzę i będę. Nie ma to tamto, że nie.

Od kreślenia schludnych wyrazów oderwał go dzwonek do drzwi. Odczekał chwilę nasłuchując. Podniósł się z westchnieniem, jak widać siostrzyczki nie raczą się pofatygować do wejścia. Oby tylko nie był to nieszczęsny druid i jego kolejne problemy, które powinien rozwiązywać na własną rękę.

Kuchnia opustoszała, lecz nie na długo. Ledwo okularnik zniknął z pomieszczenia, pojawiła się w nim młoda wiedźma w towarzystwie chowańca. Rzuciła się na zapisaną kartkę. Przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu. Nie przypuszczała, że jej brat postawi w końcu kawę na ławę... Tylko wciąż nie wiedziała przed kim! Przewróciła oczyma zmęczona już tą nieustającą zgadywanką. Z głębi korytarza dochodziła rozmowa z listonoszką, która dziwiła się, że ktokolwiek jest w domu. Tym razem nie udało jej się dyskretnie podrzucić awiza. Felicja pośpiesznie wyjęła smartfona i zrobiła zdjęcie listowi. Menda siedząca jej na ramieniu trąciła ją pyszczkiem ostrzegawczo. Spłoszona dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając po sobie gwiezdną mgiełkę, która szybko przygasła.

Cichutko opadła na podłogę siostrzanego pokoju. Chowaniec płynnie zeskoczył z ramienia i zaczął krążyć swobodnie w powietrzu. Petronella obserwowała go uważnie z odpowiednią dozą braku zaufania i antypatii wobec złośliwej kreatury.

- Weź jej pilnuj, żeby niczego nie strąciła.

- Menda jest mądrym chowańcem, nic nie nabroi. - Usprawiedliwiała magicznego lisa właścicielka - Szykuj się, będziemy dzisiaj śledzić Mietka w Warszawie.

- Znowu jedzie się spotkać z tą tajemniczą francą?

- Ba, nawet to on żąda spotkania. Kojarzysz tą kawiarnię Pod uśmiechniętym półksiężycem? To właśnie tam mają się spotkać.

- Przynajmniej nie musimy się martwić, że wybrał sobie ktoś spoza branży. - Petronella poprawiła okulary - wiesz jak ciężko byłoby ukryć fakt, że jesteśmy magiczni, gdyby zaprosił bez zapowiedzi zwykłą dziewczynę do domu?

- Mam złe przeczucia... a co jak ja ją znam?

- To nawet jeszcze lepiej, bo przynajmniej nie będzie trzeba przekopywać bazy danych Inspektoratu.

- Tak czy siak sprawdzimy ją, tak dla pewności. Nie będziemy tutaj Mietka na niepotrzebne nieprzyjemności narażać.

Siostry przygotowały się do śledzenia. Petronella skryła cudowny balejaż pod słomkowym kapeluszem. Okulary zwykłe zastąpiła przeciwsłonecznymi. Przez gołe ramię, odsłonięte przez modną bluzkę hiszpankę, przerzuciła gładką płócienną torbę. Ta ręcznie malowana przez Felicję była zbyt charakterystyczna. Młodsza siostra rozplotła warkocz, długie włosy opadały swobodnymi falami na łopatki. Włożyła na siebie czarną koronkową narzutkę o kimonowym kroju, dżinsowe szorty i koszulkę w kwiaty. Oczywiście nie mogło zabraknąć pierścionka z czerwonym kryształem i niepraktycznego w lato czarnego kapelusza z dużym rondem. Zwarte i gotowe do akcji ruszyły w ślad za bratem, gdy ten opuścił bezpieczne mury domu we wczesnych godzinach popołudniowych. Sam też przyodział się odświętnie i zupełnie ignorując pogodę. Żywa czerwień jego koszuli w kratkę idealnie grała z ciemnym dżinsem katany i czernią spodni.

Pomimo, że śledzenie kogoś z użyciem magii jest o wiele lepszą metodą, siostry postawiły na metody z seriali śledczych. W dzieciństwie namiętnie oglądały kryminalne reality show, więc dokładnie wiedziały, że nie należy naśladować głównych bohaterów, jeżeli nie chce się zostać szybko złapanym. W pociągu skryły się w najdalszym zakątku wagonu i uważnie, aczkolwiek subtelnie obserwowały Mieczysława.

Już w Warszawie znacznie powiększyły odległość między nimi a śledzonym chłopakiem. Znały cel podróży, więc nie musiały się bać, że zgubią go gdzieś w metrze, a potem tramwaju lub autobusie.

Pod uśmiechniętym półksiężycem było małą, lecz przytulną kawiarnią, gdzie spotykali się czarodzieje w różnym wieku. Wejście do lokalu było skryte w bramie lekko obdrapanej kamienicy, żaden szyld stojący na chodniku nie informował o jego istnieniu. Przynajmniej nie taki widoczny dla śmiertelnego oka. Wiedźmy widziały jaśniejący napis pełen zawijasów przyozdobiony księżycowym rogalem i trzema gwiazdkami. Turkusowe drzwi z kołatką w kolorze starego złota skrywały sekrety niedostępne szaremu człowiekowi. Tuż za nimi rozpościerał się malutki ogród pełen lawendy oraz różowych i białych hortensji. Nad głową unosiły się kule magicznego światła barwiące wszystko delikatną złotą poświatą. Porozstawiane między kwiatowymi krzewami stoliki o szklanych blatach zapewniały odrobinę intymności. Nieco dalej majaczyła lada oraz kuchnia skryta pod drzewem wisterii. Wystrój magicznej kawiarni zmieniał się wraz z sezonami. Felicja rzadko bywała w tym miejscu, jednak jej ulubionym wystrojem pozostawał ten zimowy pełen skrzącego się srebrnego brokatu i lodowych figur.

- Ja nie mogę, trafiliśmy do piekła alergików. - Odezwała się najstarsza siostra rozglądając się wokoło. - Chociaż by mogli inny kolor krzeseł dać, bo ten biały się strasznie zlewa. I jest mega-niepraktyczny, przecież zaraz to wszyscy pobrudzą kawą czy czymś innym.

Felicja zdejmując na moment kupione spontanicznie przeciwsłoneczne okulary przeczesała wzrokiem cały teren w poszukiwaniu brata. Gdy tylko go ujrzała pociągnęła Petronellę do stolika. Był oddalony na tyle, że pojawienie się nowych klientów wyglądało na normalne. Nikt nie siedział przy sąsiednich stolikach, a odległość pomiędzy nimi a Mieczysławem była idealna, nie za duża, nie za mała. Co prawda nie będą w stanie dosłyszeć strzępków rozmów, ale mogły posłużyć się zaklęciami. Otworzyły leżące przed nimi menu i zaczęły konspiracyjnie szeptać.

- Jak na razie siedzi sam... ciekawe czy dziewczyna się spóźnia czy to Mietek jest nadgorliwy – dodała rozważając Felicja.

- Ej nawet cen nie mają aż takich złych jak na Warszawę.

- Jeszcze nie trafiłaś na stronę z kawą z magicznymi dodatkami.

- Co... dwadzieścia sześć złoty za kawę z bitą śmietaną z dodatkiem wróżkowego pyłu i posypką z czarnych jagód zbieranych w lasach Południowego Isen?! To już nie można naszych jagód używać? - Petronella wytrzeszczyła oczy odkładając trochę zbyt gwałtownie na stolik trzymaną kartę. Blat zamigotał czerwienią.

- Podobno tamte smakują słodziej i strzelają w ustach jak te cukierki ze szkolnego sklepiku w podstawówce. Mają z nich jeszcze lody, lepszy interes, bo cena jak za normalną gałkę. - Felicja uspokoiła ściśnięte potworną oszczędnością serce siostry. Spojrzała w stronę brata i szybko dodała. - Kelnerka już do niego przyszła. Czy tamta dziewczyna się spóź...

Młoda wiedźma zamilkła gwałtownie uderzona siłą przeczucia, które przetoczyło się po jej całym ciele. Po kręgosłupie przeszedł dreszcz, który zjeżył włosy na głowie. W brzuchu poczuła ucisk i przedziwnie miłe ciepło. Wbiła błękitne spojrzenie w dziewczynę średniego wzrostu stojącą przy stoliku Mieczysława. Była diabolicznie szczupła, a zgrabne nogi wyeksponowane były w opiętych ciemnych rajstopach. Firmowy strój składający się z trapezowej, krótkiej spódniczki i koszuli z bufiastymi rękawami sięgającymi do połowy długości ręki zdawał się idealnie do niej dopasowany. Oczywiście całość była w jednym odcieniu głębokiej czerni. Jako, że dziewczyna stała tyłem jej najbardziej charakterystycznym elementem wyglądu były włosy. Przystrzyżone do ramion i zakręcone w idealne spirale miały odcień pudrowego, niewinnego różu przeplatanego ciemniejszymi pasemkami. Nagle nagromadzenie różu w rysunkach Felicji znalazło swoje wyjaśnienie.

- To ona...

- Co?! Wygląda jak jakiś cymboł z tymi włosami. - Oceniła najstarsza Gwiazda, która nie przepadała za kolorowymi włosami.

Obgadywana dziewczyna rozmawiała swobodnie z Mietkiem jeszcze z dobre pięć minut. Najstarsza z rodzeństwa już dawno wywaliłaby ją z pracy, gdyby była tutaj szefem. W końcu, po głośnym wybuchu śmiechu, kelnerka raczyła powrócić do wykonywania swoich obowiązków. Ruszyła wprost do ich stolika. Felicja nagle klapnęła otwartą dłonią prosto w czoło. Przecież wiedziała, że tak będzie! Miała przeczucia! W swoją intuicję nigdy nie mogła wątpić, a jej podszepty potwierdziła jeszcze bliźniacza więź.

- Petronella, ja ją znam... przecież wiedziałam, że tak będzie. - Zaczęła dramatycznie. Już czuła, że studentka układa w głowie listę pytań na przesłuchanie - Dlaczego on musiał akurat z nią się zadać?

- To kto to w ogóle jest?

- Witam, czy są panie gotowe do złożenia zamówienia? - Kelnerka wygłosiła utartą formułkę posyłając im promienny uśmiech znad otwartego notesiku. Felicja wiedziała jednak, że był to uśmiech najfałszywszy ze wszystkich jakie można przybrać.

- Nie udawaj, że mnie nie znasz.

- Uwierz, chciałabym cię nie znać. - Maska momentalnie opadła z owalnej rumianej twarzy z jasnobrązowymi oczami. - Po tym jak za taką pierdołę ochrzaniłaś mnie na ostatnim sabacie wolałabym już nigdy nie startować w tym szalonym konkursie na miss Mazowsza. - Zwróciła się do Petronelli, która zlustrowała ją wzrokiem.

- Dobra, dobra, dziewczynko, Felicja cię zna, świetnie. Ale kim ty niby jesteś? - Zapytała wprost.

- Magdalena Hanna Wiosenna. - Przedstawiła się dygając lekko. Kwiatowe kolczyki w jej uszach zadyndały rytmicznie.

- Żeby tylko Mietek wiedział jaka naprawdę jesteś... - Wyszeptała Felicja wpatrując się nerwowo w blat.

- W ogóle to mogłabyś z nim coś zrobić, bo strasznie namolny jest. Ja mu cały czas mówię, że nie, a on i tak przychodzi. - Magdalena westchnęła ciężko.

- Jakbym wiedziała, że o ciebie chodzi to bym go w domu zamknęła i związała dla pewności.

- A jakoś się do niego mizdrzyłaś bez dodatkowych zachęt. - Zauważyła Petronella.

- Dobra, co chcecie, bo nie płacą mi za kłótnie z klientami, chociażby byli moimi wrogami. - Przerwała Magda. To aż nader jasne, że nie zdołała wymyślić na poczekaniu żadnego wiarygodnego wyjaśnienia swojego zachowania.

- Deser leśny i podniebna fantazja. - Wybrała za siostrę Petronella. Kiedy tylko Magda z ulgą oddaliła się nachyliła się konspiracyjnie do Felicji, która odprowadzała gniewnym wzrokiem kelnerkę. - No, no, Felka, brawo. Z podziwu wyjść nie mogę, musiałaś pojechać po niej jak po nieheblowanej desce. Widać, że to wredne stworzenia, a dotknęłaś ją do żywego.

- A tam, bez przesady. Zwróciłam jej uwagę, że ciągle myliła strony w rytualnym tańcu i źle akcentowała inkantacje. - Wzruszyła ramionami. Spojrzała w menu ponownie. - Co to jest ta podniebna fantazja?

- Dobre będzie, nie martw się. Chyba, że jest na tyle roztrzepana, że pomyli nasze zamówienia. Nie dość, że wygląda na zołzę, to z charakteru też chyba nią jest...

- No zołza z niej jest, atencyjna strasznie, co to nie ona i czego to ona nie zrobiła. Łatwo się denerwuje, myśli najpierw o sobie. Lekkomyślna. - Wyliczała Felicja wspominając wszystkie swoje spotkania z panną Wiosenną. - Poczucie humoru ma niezłe, to trzeba jej przyznać. I jest odważna. No i o wiele lepiej jej w różowych włosach niż w brązie.

- Hmmm, nie zmienia to faktu, że coś mi w niej nie pasuje i nie chodzi tu o to, że to nasza konkurencja na wiedźmowym rynku pracy. - Zmarszczyła brwi. Kiedy wróci do domu musi sprawdzić tą pannicę w bazie danych Inspektoratu, na pewno musiała mieć coś za uszami. Skąd wzięła te bajeczne kolczyki?

- Z tą konkurencją to raczej był nie szarżowała. Głośno mówi, że nie chce tej fuchy i ma gdzieś nakazy nestorki rodu Wiosennych. Między innymi to stąd praca w kawiarence i różowy łep.

Gwiazdy w pełnym skupieniu czekały na dalszy rozwój wypadków. Nie musiało upłynąć dużo czasu. Magda pojawiła się znowu przy stoliku Mieczysława niosąc tacę z mrożoną kawą z bitą śmietaną posypaną wiórkami czekolady i przystrojona pojedynczym listkiem mięty. W tym samym czasie inny kelner o nijakiej aparycji postawił przed dziewczętami ich zamówienie. Leśny deser okazał się lodami z magicznych jagód podawanym w kryształowym pucharku z czekoladowym wafelkiem oraz pistacjami, natomiast podniebna fantazja kształtnym kwadratem pianki w kolorach zachodzącego słońca, w której mieniły się złote gwiazdeczki, a całość wieńczył cienki sierp księżyca z białej czekolady. Jedzenie, mimo swej cudowności nie zdobyło należytego zainteresowania. Cała uwaga skierowana była ku stolikowi otoczonemu przez białe hortensje.

W głowie Mieczysława zagościła pustka. Do samego końca, nie był pewny, czy nawiedzanie Magdy w pracy jest dobrym pomysłem. Mogła nie mieć czasu przez nagły napływ klientów. Cicho na to liczył, nie musiałby wtedy odstawiać całej tej szopki. Jak na złość jednak kawiarnia dzisiaj opustoszała, nie licząc paru magów. Dziewczyna korzystając ze spokoju usiadła naprzeciw niego zerkając mu za plecy, czy aby szef nie patrzy.

- No... to o czym tak bardzo chciałeś porozmawiać? - Zapytała pewna, że nie jest obserwowana. - Chyba nie knujesz żadnego spisku przeciwko swojej rodzinie?

- Co... nie, nie, skąd że. Głupi pomysł. - Zająknął się z początku, ale szybko odzyskał rezon. Nie może wychodzić w jej oczach na jakiegoś idiotę, który nie potrafi mówić. - Chcę postawić sprawy jasno.

- Chcesz się przyznać do stalkingu?

- Twoja bezczelność nie zna granic...

- Twoja też, a zresztą przyznaj, podoba ci się to. - Zauważyła, zresztą nader celnie. - Sama zresztą też zrobiłam niezły research odkąd się do mnie przyczepiłeś.

- I cóż takiego odkryłaś?

- Nie byle jaki z ciebie mag... Gwiazdeczko. - Przerwała na chwilę naciągając strunę napięcia jeszcze bardziej.

- Bez przesady. Dobra, bez zbędnego fanzolenia, bo oboje tego nie lubimy. - Okularnik sięgnął do plecaka, który odłożył obok krzesła.

- Nie za wcześnie na napiwek? - Zaśmiała się podpierając głowę na dłoni.

- Jako że jestem słaby w te uczuciowe sprawy, mam dla ciebie piosenkę.

Mieczysław trzymał w dłoni ukulele, a nerwy skręcały mu wnętrzności tworząc ozdobne plecionki idealne na babcine serwetki. Raz kozie śmierć, tworzył te tłumaczenie całą noc, żeby to jakoś brzmiało, a jedyne co się mogło teraz pokrzyżować jego plany to pomylenie akordów. Wziął głęboki oddech i zaczął grać.

- Muszę przez monsun biec, na świata kres, poza czas, gdzie nie pada już nie. - Przyjemny śpiewny głos chłopaka był pewny siebie. - Przez kłęby burz, przy przepaści wzdłuż, a gdy sił braknie mi, myślę, że kiedyś pobiegniemy razem przez monsun i dobrze będzie już.

Obserwujące wszystko uważnie z niedalekiego stolika siostry wymieniły zdziwione spojrzenia. Jeżeli one robiły obciach, to co dopiero można powiedzieć o Mietku. Dbając o dobro brata muszą zadbać o to, żeby jego przyjaciel Martynek się o tym nie dowiedział, bo będzie stroił z tego żarty po wsze czasy. Mimo całej otoczki kitu Petronella była pod wrażeniem. Nie dość, że przetłumaczył tekst sam, to dało się go śpiewać, normalnie jej szkoła. Szkoda tylko, że wybrał niemiecką piosenkę, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Bliźniaczka poczuła delikatne ciepłe ukłucie gdzieś w okolicach serca. Bliźniacza więź ponownie ich łączyła przelewając nerwy pomieszane z radością. Zamknęła na moment oczy, lecz nie była zdolna zepchnąć emocji na bok. W nerwach zacisnęła pięści przykładając je do ust. Jak Magda złamie serce Mietkowi to... sama jeszcze nie wiedziała co jej zrobi, ale pewnie nie będzie to nic przyjemnego.

Magdalena siedziała chwilę w osłupieniu próbując zrozumieć co tu się w ogóle stało. Nie trzymało się to kupy wcale. Melodia była znajoma, przywodziła na myśl dawne, szczęśliwe czasy, gdy nie przerażał jej ten cały magiczny sajgon, w którym jej rodzinka uczestniczyła aktywnie od zarania dziejów. Ale jak to się miało do nadgorliwego chłopaka w okularach o miłej, choć troszeczkę kanciastej, twarzy? Chyba, że... Magda zmarszczyła brwi. Czyżby chłopak się w niej zauroczył? To możliwe w ogóle? Zawsze przyciągała do siebie jakiś dziwnych typów, którzy parali się mroczną magią, a tu nagle ktoś miły, chociaż z deczka niezdarny. Z poczuciem humoru, a nie jakiś smutas, który od razu dogadałby się z jej rodzicami, a nestorkę Wiosenną uwiódłby powagą i dostojnością. Mieczysław z tymi lekko roztrzepanymi włosami był... szczery. I, o zgrozo, podobał się jej.

Przytłoczona tymi wnioskami opuściła głowę i zaczęła się nerwowo, lecz cicho śmiać. Świadomość sytuacji dopiero do niej docierała. Mieczysław wyraźnie posmutniał. No tak, przecież to się nie mogło dobrze skończyć. Zrobił z siebie idiotę. Dziewczyna ewidentnie nie chce mieć z nim nic wspólnego. Pokazywała to w sumie od pierwszego spotkania, kiedy przez przypadek poznali się w tej małej księgarni niedaleko. Żadne nie wiedziało, że drugie jest magiczne, a błaha rozmowa o nowym kryminale doprowadziła do wymiany numerów. Później zaczęła go unikać i wymigiwać się. A on głupi nie odpuszczał.

- Magda, chodź tutaj! Nie płacę ci za flirtowanie z klientami!

Głos szefa kuchni wyrwał ją z dziwnego stanu. Sztywnym krokiem oddaliła się od stolika Mieczysława mamrocąc pod nosem jakieś słowa na kształt pożegnania. Chłopak jednak jej nie słuchał. W milczeniu dopił kawę, zostawił pieniądze na stoliku i wstał. Dopiero teraz dostrzegł swoje siostry, które teraz wpatrywały się w niego z troską. Przysiadł się do nich i rzucił okiem na niedokończone desery.

- Dobra, dojedzcie na spokojnie, bo najlepsze pozycje z całego menu wybrałyście i zwijamy się do domu.

Wracali pociągiem w smutnym milczeniu. Rodzeństwo rozsiadło się na zwróconych do siebie fotelach. Mieczysław oparł smętnie głowę na ramieniu bliźniaczki, która uspokajająco głaskała go po dłoni. Petronella, przy której boku spoczęły zmęczona torba i plecak z instrumentem, który cudem uniknął zniszczenia, planowała w głowie zemstę na różowowłosej paskudzie. Nawet pogoda odpowiedziała na ich nastroje, słońce zniknęło za ciemnymi, deszczowymi kłębami. Mieczysław widząc to, poczuł jeszcze większe przygnębienie.

- Przez monsun kuźwa mi się zachciało... - jęknął cicho zażenowany wspomnieniem własnego wyznania.

- Nie przeklinaj, bo kanar przyjdzie.

- Oj Mietek, uwierz mi, może to i nawet lepiej. Jakby prababcia się dowiedziała, że się z Wiosennymi zadałeś, to byśmy chyba wszyscy życia nie mieli.

- A co oni w sumie nam zrobili? - Zapytała Petronella, która nie do końca ogarniała korelacje magicznych rodów. - Ukradli babce zastawę stołową?

- Nie... w sumie nie wiem. - Odpowiedziała po chwili Felicja. - Mietek, nie martw się... jeszcze wróci do ciebie na kolanach i wtedy ty jej dasz kosza.

- Nie jestem smutny. - Warknął chłopak – tylko...

- Zdenerwowany. - Wtrąciła spokojnie.

- Raczej to na w. – Doprecyzował.

- Wiem, czuję.

- Skoro Magda nie docenia tego co do niej przyszło, to niech spada. - Dokończył urwaną myśl.

- Brawo Mietek! I to jest dobre myślenie! Wróciłeś na gwiezdne tory. - Petronella uśmiechnęła się. - Jak chcesz to możemy nawet na nią rzucić klątwę...

- Cholera, szkoda energii na taką zołzę. - Stwierdziła ofiara miłości.

- Dzień dobry, bileciki do kontroli.

- Mówiłam? Mówiłam.

Za parę minut wysiadali z pociągu na peron. Pasażerowie szybko się rozeszli w swoje strony. Na trójkę Gwiazd czekał druid z rowerem, którego błotnik był dziwnie wygięty. Czarodzieje nie pytali o to co się stało, bo Martynek i tak nie przyznałby się do kraksy albo zbyt bliskiego spotkania ze stalowym porożem pewnej nimfy.

- I co Mietek? Jak widać, nawet ci się wsparcie nieproszone wepchało. - Martynek nie mógł powstrzymać ciekawości. - Mieciulla zrobiony w ciulla?

- Chwila, to jemu powiedziałeś, a nam nie? - Felicja poczuła się dotknięta do żywego. No żeby ufać takiemu komuś bardziej niż własnej siostrze bliźniaczce? Skandal!

- A tam, od Jolanty się dowiedziałem. Gada się z nimfami to się wie.

- Weź się Martynek, bo ja mam złamane serce. - Westchnął ciężko okularnik.

- Ojoj, no to tym bardziej powinienem ci pomóc. Może jakiś eliksir zapomnienia? I nie mam tu na myśli żadnych magicznych specyfików. - Podsunął z nadzieją na małą imprezę. Znudziło mu się ciągłe towarzystwo Padliny.

- Ale ja nie chcę zapomnieć.

- No ja cie nie mogę, Werter mu się włączył. - Wypaliła Petronella. - Idziemy do domu, a ty Martynek bądź pod telefonem, bo się możesz przydać.

I tak wszyscy, którym na Mietku zależało jak na nikim innym w świecie, byli w stanie pełnej gotowości. Skłonni do wszelkich poświęceń czekali w pobliżu służąc towarzystwem, rozmową, ciepłą herbatą, przytuleniem lub zostawieniem w świętym spokoju do cholery jasnej! Denerwowała go ta przesadna troska, zupełnie jakby był porcelanową wazą. Tyle, że było już za późno. Chińskie naczynko z dynastii Pin Dżu Ku, czy jakiejś tam starszej, zostało brutalnie rzucone na podłogę przez pewną pannicę, która za bardzo wzięła sobie do serca modę uliczną z Harajuku. Mieczysław rzucił się na swoje łóżko zmęczony tym wszystkim. Nie miał już sił nawet o tym wszystkim myśleć. Może jednak warto było przyjąć propozycję Martynka, by utopić swoje smutki w butelce wypełnionej domową nalewką. Nie no, alkohol to nigdy nie jest wyjście... chyba zwyczajnie trzeba iść spać, bo inaczej się ten koszmar nigdy nie skończy. Chłopak podniósł się ociężale w poszukiwaniu koca. Otworzył drzwi szafy i zaczął buszować pomiędzy pudłami na buty.

Oderwało go dopiero pukanie w okno. Za szybą ujrzał małego ptaszka o niebieskim brzuszku i brązowo-żółtej głowie. Mały, ciemnobrązowy dzióbek ponownie zastukał. Otworzył okno, mimo że z tego co wiedział żołny występowały głównie na południu. Ptaszek wleciał do środka lądując na biurku. Po chwili zmienił się w dziewczynę, której chciałby teraz nie wiedzieć, a w sumie najlepiej nie widzieć już nigdy więcej.

- Spodziewałbym się po tobie jakiegoś flaminga.

- Bo mam różowy łeb? Oj daj spokój, to by było oczywiste.

- Po co tu przyszłaś? Chcesz się jeszcze ponabijać?

- Nie. Nie śmiałabym i nie nabijałam się z ciebie wtedy. - Wyjaśniła, a na jej twarzy pojawił się grymas wyrażający niezręczność. - Jak się denerwuję to się śmieje, taka już dziwna jestem. Jesteś bardzo odważny Mieczysławie.

- I bardzo głupi.

- Nie, wcale. Ktoś kto jest głupi nie wpadłby na pomysł tłumaczenia piosenki Tokio Hotel jako ballady miłosnej... a w ogóle czemu Durch Den Monsun? - Magdalena nie była w stanie sama wymyślić, dlaczego wybrał akurat ten utwór.

Chłopak wzruszył ramionami.

- Sam nie wiem. Może dlatego, że z tobą jest tak samo ciężko się dogadać jak przejść przez monsun? - Zauważył złośliwie wytykając dziewczynie jedną z jej największych wad.

- No nie powiem, niezły z ciebie poeta... - Uśmiechnęła się do niego urzeczona jakże czarownym przytykiem w niebanalnej formie. - Chyba napsułam ci dość krwi jak na jedno popołudnie, ale wiesz... miałam plakat Billa na ścianie jak byłam w podstawówce... a jakbyś chciał to możemy się kiedyś spotkać, tylko nie w Pod Uśmiechniętym Półksiężycem. Mój szef to ostry typ i ma mnie za manipulantkę roku, bo namawiam większość czarodziejów na większe zamówienia i jeszcze dostaję za to napiwki...nie żeby był na tym stratny.

Mieczysław jednak dalej milczał i tylko otworzył okno. Różowowłosa westchnęła i bez słowa ruszyła do wyjścia. Kiedy już jedną nogę miała zadartą na parapet chłopak złapał ją za przedramię. Gwałtownie zbliżył wargi do małego ucha.

- Do zobaczenia, Magdaleno. - Wyszeptał cicho, aż jej ciarki przeszły.

- Do zobaczenia. - Odpowiedziała uśmiechając się delikatnie. - Jesteś kimś wspaniałym, ale stanowisz dla mnie tajemnicę.

Magda zmieniła się ponownie w ptaka i odleciała w stronę odległej Warszawy. Okno zostało zamknięte, ale wokoło pozostało dziwne ciepło. Uśmiechnął się do siebie. Może i waza trzasnęła o podłogę z hukiem przy pełnej publiczności, ale właśnie rozpoczął się proces jej sklejania. Naprawa zajmie pewnie jeszcze dużo czasu, jednak tak samo jak w kintsugi, stworzy kunsztowną całość sklejoną złotem.

Continue Reading

You'll Also Like

40.8K 3.1K 62
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
448K 18.7K 199
Nazwa dzieła, o której nie wiedziałam bo jest na razie chińskim znaczkiem na początkach rozdziału którego nikt nie przetłumaczył, to " A tender heart...
43.3K 2.6K 181
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...
42.5K 2.9K 88
Posiadłam dodatkową postać, która jest złoczyńcą w powieści. Starałam się żyć spokojnie, nie wchodząc w interakcje z główną bohaterką. " Jeśli znowu...