Traitor's Oath

By Lotthiaa

6.7K 799 3.1K

Rodzeństwo Verhmar nie łączy nic więcej poza nazwiskiem, nawet rodzinna tragedia nie jest w stanie ich do sie... More

Prolog
1. Komiczna ironia losu
2. Wszelkie i jedyne prawo
3. Niepewne ścieżki przyszłości
4. Mur różnic
5. Śmierć rozwiąże wszystkie problemy
6. Nie za taką cenę
7. Błędy ojca
8. Wyrok na własnego brata
9. Zawieszona na sznurkach marionetka
10. Wszystko albo nic
11. Mordercze zapędy znajomych Carvena
12. Labirynt niewiadomych
13. Niedorzeczne pomysły ojca
14. Tylko jedno wyjście
15. Kretyn ma rację
16. Nigdy nie chodziło o pieniądze
18. Grono zdrowych na umyśle Verhmarów
19. Kim właściwie byli oni?
20. Nic tu nie wydarzyło się przypadkiem
21. Wszystko jest dozwolone, jeśli przynosi korzyści
22. Nowy lord Verhmar
23. Ofiara Verhmarów
24. Lepiej zniszczyć życie innym niż sobie
25. Zguba, której szukali
26. Papierowe obietnice
27. Ostatnia część przedstawienia
28. Wieczny spokój

17. Imperium kłamstw

134 14 31
By Lotthiaa

Spoczywające na stole kartki uporządkowała według przydatności. Po jednej stronie — lewej — uznane za pomocne, po drugiej zaś zupełnie bezużyteczne. Lyramie westchnęła ciężko, opierając się splamionymi inkaustem rękami o blat, i z niezadowoleniem spojrzała na ustawiony przed nią stosik papierów, znajdujący się nie na tej części mebla, co oczekiwała.

Nie miała nic.

Przetarła dłońmi twarz, próbując zebrać myśli. Czego nie dostrzegała? Odwróciła się i przysiadła na krawędzi stołu. Przeczesała palcami jasne, niedbale spięte włosy. Gdyby teraz ktoś ją zobaczył, rozczochraną i niestosownie ubraną, nie uwierzyłby, czyją córką była — rodzicielka pewnie też by się do niej nie przyznała. Lyramie nie wątpiła w matczyną miłość lady Laianny Hesateon. Kobieta kochała ją na swój oziębły, nieprzystępny sposób. W końcu przez dwanaście lat wychowywała córkę samodzielnie — odmówiła wydania dziecka, gdy Teamis po nie przyjechał — lecz jako stworzona z lodu i stali Mistrzyni Bractwa Przeklętych nigdy nie okazywała uczuć, bo to ona uczyła, jak się ich wyzbyć.

Wszystko albo nic.

Lyra założyła ręce na piersi i chłodno zerknęła na przeglądane przez całą noc papiery. To właśnie było nic — niepowodzenie i gorzki smak rozczarowania. Może to dlatego nie należała już do Bractwa? Jego członkowie musieli mieć wszystko, bo byli wszystkim. Porażka nierzadko równała się z katastrofą; oni mieli im zapobiegać, a nie je powodować. A Lyramie dała się pokonać czemuś tak… trywialnemu.

Omiotła wzrokiem piętrzące się wokół niej regały, dźwigające na swych barkach utrwaloną na papierze wiedzę, skrywającą odpowiedzi na gnębiące ludzi pytania. O ile tylko wiedziało się, gdzie szukać. Królewska biblioteka zajmowała całą wschodnią wieżę zamku, a jej rozmiarom i zgromadzonym w niej księgom dorównywał tylko Bexirton, choć na uniwersytecie — jedynym w całym państwie — wciąż nie można było znaleźć wielu pozycji, przechowywanych włącznie w zbiorach rodziny Vaalardalów.

Lyramie miała do nich dostęp.

I nadal nic nie znalazła.

— Zdesperowana stajesz się przewidywalna, kruku.

Dochodzący spomiędzy regałów głos ociekał lodowatą kpiną. Cichy szept wspomnienia przeszłości wyrwał Lyrę z zamyślenia. Spojrzała w kierunku dźwięku, poirytowana swym rozkojarzeniem i niefrasobliwością. Maska pozornego spokoju i niewzruszenia omalże zsunęła się z jej twarzy, gdy dostrzegła wspartego barkiem o półkę Adriela. Jak mogła go nie zauważyć? Znajdował się kilka stóp przed nią, spowity w panujący w bibliotece mrok jak w płaszcz. Nieruchomy, odziany w czerń przypominał uwieczniony w kamieniu monument, tyle razy mijany w ciągu dnia, aż stał się niewidoczny.

Jak długo, do cholery, tam stał?

Lyra nie uznała za stosowne, by o to zapytać, zbyt zażenowana popełnionym błędem. Zawsze była dobra, utalentowana, ceniona przez Mistrzów, lecz przy Adrielu uwidaczniały się jej ubytki w umiejętnościach, niedoskonałości, które na tle innych Przeklętych nie miały znaczenia. Zawsze była dobra… ale nie tak dobra, jak on.

Przesunęła wzrokiem po sylwetce księcia i na powrót poczęła bezcelowo rozglądać się po pomieszczeniu, jakby wcale go nie widziała. Obiecała sobie — w dniu, w którym odprawiono ją z Bractwa — że więcej się do niego nie odezwie za to, co jej zrobił. Do królewskiego bankietu doskonale wywiązywała się ze swojego postanowienia, unikała go przez długie miesiące i gdyby nie bracia, żądający od Lyramie przekraczającego jej możliwości działania, nie napisałaby do Adriela tego listu. Bez racjonalnego powodu nie zamierzała z nim rozmawiać.

— Sprawiedliwy ci odmówił? — Adriel uśmiechnął się nieznacznie, przyjmując rzucone milczeniem panny Verhmar wyzwanie. — Nie ufasz jego wiedzy?

Ufała, chyba bardziej niż powinna, lecz nie bez przyczyny zwano go też Sprawiedliwym. Nie okłamałby jej, mimo że nie należała dłużej do Bractwa i nie była uprawniona do rozmowy z nim. Ale to nie dlatego Lyramie spędziła całą noc w bibliotece — to nie testament ojca zmusił ją do przeszukiwania królewskich zbiorów. Rozmowa ze Sprawiedliwym — tak jak przewidywała — nie pomogła jej odnaleźć właściwego klucza do zamkniętych przepisami prawa drzwi. Miały pozostać zatrzaśnięte. Na zawsze. Nikt nie mógł tego zmienić. Lyra od początku o tym wiedziała i żałowała tylko, że uległa naciskom braci — przez nich niepotrzebnie zaciągnęła dług u kogoś, kogo niełatwo można było spłacić. Nic jednak księciu nie odrzekła, lubowała ją świadomość, iż popełnił błąd, wykazał się nierzetelnością i nie sprawdził pozyskanych wiadomości. Adriel rzadko się mylił, nigdy w tak banalnych sprawach. Kąciki warg Lyramie drgnęły niezauważalnie — upadki nieomylnego wzoru doskonałości zawsze cieszyły najbardziej.

— Nie spłaciłaś jeszcze poprzedniego długu, a już zaciągasz u mnie następny — mruknął lakonicznie Adriel. Błąkający się na jego ustach niesforny uśmieszek nie docierał do przerażająco pustych oczu. — Ostrzegałem, że tego pożałujesz. Banalne przysługi kosztują najwięcej, mimo to zgodziłaś się, chociaż znałaś cenę, a dobrze wiesz, że walutą w Bractwie nie są monety.

Zaintrygowane spojrzenie Lyramie spoczęło na trzymanej w ręce Adriela księdze. Czające się w jego głosie rozczarowanie nie ułatwiało jej zrozumienia, o czym mówił. O nic więcej go nie prosiła. Przekrzywiła lekko głowę, by w marnym świetle dogasających świec przeczytać wyryty na okładce tytuł. Gruby wolumin oprawiony w skórę wydawał jej się znajomy, lecz dopiero składająca się z dużych, wyraźnych liter nazwa wyciągnęła z odmętów umysłu odpowiedź na dręczącą kobietę zagwozdkę.

Spis uczestników.

Przez ogarniające Lyrę zaskoczenie ledwo zdołała powstrzymać się przed wstaniem. Hałas tłukącego się serca w piersi dudnił jej w uszach, a rozszalałe myśli wciąż zderzały się ze wzniesioną z obezwładniającego ją szoku ścianą, nie pozwalając pogodzić się z tym, co widziała. Skąd to wziął?

Wbiła palce w ramię. Rozprzestrzeniający się wzdłuż ręki ból pozwolił Lyramie nad sobą zapanować. Słysząc jednak wyjątkowo szczery śmiech Adriela, wiedziała, iż odciśnięte na jej twarzy emocje zdradzały więcej, niż chciała pokazać. Uświadomiła sobie również, że to nie książę popełnił błąd, tylko ona, a on — jak zresztą zawsze — był krok przed nią, zmuszając ją do oglądania jego oddalających się pleców. Nienawidziła tego dołującego poczucia bezsilności, dobijającej bezradności, iż niezależnie od starań, nigdy nie będzie w stanie go pokonać. Był poza jej zasięgiem.

— Niczego od ciebie nie chciałam — rzekła niechętnie Lyra, niezadowolona, że musiała się do niego odezwać. Jak miała go unikać, jeśli ciągle za nią chodził?

— Czyny świadczą więcej niż słowa, a twoje były tak nieporadne, że aż żałosne. — Niespiesznym krokiem podszedł do Lyry i wyciągnął w jej stronę księgę. — Nie przystoi ci takie zachowanie, kruku.

Pełen wyższości uśmiech błąkający się na ustach Adriela obudził w pannie Verhmar uśpioną złość. Przygryzła wargę, z trudem powstrzymując się przed wytrąceniem przedmiotu z dłoni księcia. Czekał na to, widziała to w jego szarych oczach. Liczył, że to uczyni, by mógł jej wytknąć więcej niedoskonałości. Lyramie westchnęła i z przesadną siłą zacisnęła palce na okładce woluminu, mimo to Adriel go nie puścił.

— A zapłata? — Zaczepnie uniósł brew. — Nie muszę chyba przypominać, czym grozi opóźnienie.

Krwią i łzami. Egzekwować zadłużenie siłą zdarzało się Przeklętym rzadko — nikt nie chciał zalegać z uiszczeniem należności oficjalnie nieistniejącej organizacji. Nie widnieli w żadnym spisie, działali więc poza prawem… ponad prawem. Lyramie tylko dwa razy została zmuszona do odebrania należnej Bractwu zapłaty. Nie wspominała tych zdarzeń przyjemnie. Dotąd unikała tych dwóch nieszczęśników — ich widok wciąż przypominał jej, co wydarzyło się na zapomnianym przez bogów Pustkowiu Zatraconych i dlaczego nigdy nie powinna zadłużyć się u Adriela.

— Rozmawiamy, chociaż nie jesteś tego wart — odparła sucho Lyramie, zdumiona pobrzmiewającym w jej głosie spokojem, pomimo że nagromadzony w niej gniew palił ją w skórę. — Poczytuj to jako zaliczkę.

— Odważnie, kruku, odważnie jak na banitę. — Adriel lekko przekrzywił głowę, odrobinę łagodząc swój nieprzystępny, władczy wizerunek. — Wystarczy jedno moje słowo, a trafisz w miejsce, z którego się nie wychodzi.

— Powiedz. — Podniosła się gwałtownie i szarpnięciem wyrwała księgę z dłoni księcia. Spojrzała w jego pozbawione emocji tęczówki. — Ostatnio twoje jedno słowo doprowadziło mnie tu, gdzie teraz jestem. Zobaczymy, gdzie tym razem dotrę.

Odwróciła się i z hukiem opuściła „Spis uczestników” na stół. Oparła się dłońmi o blat, oddychając ciężko. Nie mogła dłużej udawać opanowanej, nieporuszonej całą sytuacją, gdy Adriel zachowywał się, jakby nic się między nimi nie wydarzyło, jakby wcale nie przyczynił się do wyrzucenia jej z Bractwa. Jakby minione zdarzenia nie miała żadnego znaczenia.

Lyramie przymknęła powieki, odganiając osaczające ją obrazy przeszłości. Porozrzucane po zakamarkach zamku wspomnienia przypominały jej, jak niegdyś blisko z Adrielem była. Wychowali się razem, uczyli się razem, szkolili się razem. Stali się niemalże nierozłączni. Świadomość, iż to wieloletni przyjaciel przyczynił się do jej klęski, narażając ją również na utratę życia, powiększała powstałą między nimi przepaść, a wzniesiony nad nią most kłamstw łączący oba brzegi bezpowrotnie runął pod ciężarem odkrytej przez pannę Verhmar prawdy. Tego już nie mogła mu wybaczyć.

Orno oniemi — szepnęła do siebie Lyramie. Uśmiechnęła się gorzko, nigdy nie sądziła, że to bezsensowny zlepek słów zniszczy wszystko, na co latami pracowała. — Skąd to masz? Sprawdzałam Dział Zamknięty.

Wyprostowała się i otwarła księgę na ostatnim wydarzeniu. Przemknęła wzrokiem po wypisanych ręką królewskiego urzędnika nazwiskach gości zaproszonych na bankiet. Lista biesiadników ciągnęła się przez kilka stron i liczyła trzysta osiemdziesiąt siedem osób. Część z nich Lyramie znała, innych tylko kojarzyła, reszta była jedynie umieszczoną na papierze nazwą. I jak to miało jej pomóc?

— Zabrałem z biurka… — urwał i zamyślił się, by po chwili dodać: — jego.

Ojca — dopowiedziała sobie w myślach Lyramie. Na tyle długo znała Adriela, iż wiedziała, że to określenie w stosunku do króla Galidana nie przejdzie mu przez gardło. W jego oczach na to nie zasługiwał i Lyra wyjątkowo z księciem się zgadzała. Władca swą pokierowaną wyższym dobrem decyzją zniszczył życie nie tylko własnemu synowi.

— Dlaczego spis był u króla?

— Bo ten, co stanowi prawo, najczęściej je łamie.

Lyra z zaintrygowaniem spojrzała na Adriela, ale nie dopytywała. Nie zamierzała dźwigać więcej tajemnic Vaalardalów.

— Będzie tego szukał?

— Gdy zauważy, że zniknęła. — Zerknął na księgę ponad ramieniem Lyramie. Przy każdym wypowiedzianym przez niego słowie jego ciepły oddech łaskotał pannę Verhmar w policzek. — Nie masz więc wiele czasu, nim domyśli się, kto ją zabrał, i tu przyjdzie.

— Tu jest prawie czterysta osób. — Przesunęła palcami wzdłuż strony. Nie miała możliwości, by to wszystko teraz przejrzeć. — To trochę potrwa.

— Jeśli będziesz tylko się tak patrzeć, licząc, że odpowiedź sama pojawi ci się przed oczami, to owszem, potrwa. — Odsunął się od Lyramie i przysiadł na krawędzi blatu. Wzrok miał jednak nieruchomo utkwiony w kobiecie. Westchnął. — Odczytaj, co widzisz.

— Dwa podpisy na nazwisko, przy wejściu i wyjściu — mruknęła chłodno Lyra.

Nie podobał jej się pełen wyższości głos Adriela, przemawiał do niej jak do wstępującego w szeregi Bractwa nowicjusza. Czyżby już zapomniał, że przyjęto ją do Przeklętych wcześniej niż jego? Czyżby już zapomniał, iż mimo swej uprzywilejowanej pozycji i wybitnych umiejętności do generalnych wyzwań podchodził trzykrotnie, podczas gdy ona tylko raz? Służba w Bractwie stała się przeznaczeniem Adriela, został przyrzeczony Mistrzom w dniu narodzin, ale obowiązywały go identyczne zasady co pozostałych członków — nie mógł z Przeklętych wystąpić, chociaż nigdy nie chciał do nich należeć. Posługę w Bractwie uważano za dożywotnią.

— W czasie bankietu teren jest zamknięty. Goście mają dostęp jedynie do sali, ogrodu, holu i kilku korytarzy. — Adriel bezwiednie odwrócił złoty sygnet na palcu. Cała jego wiedza była zasługą przynależności do Bractwa. — Otwarte jest jedno przejście, przy którym składa się podpisy. Dwukrotnie.

— Niektórzy mają jeden — zauważyła Lyramie, ale gdy usłyszała śmiech księcia, uświadomiła sobie, iż raczej nie było to błyskotliwe spostrzeżenie.

— Brawo, kruku, myśleniem nie imponujesz, ale chociaż wzrok cię nie zawodzi. — Uśmiechnął się bezczelnie na widok zaciskających się na krawędzi stołu palców kobiety. — To strażnicy, oficjalnie nie powinno ich tam być, bo zostali przydzieleni w inny obszar. Jeśli jednak z jakichś przyczyn opuszczają stanowiska, są traktowani jak zwykli goście i muszą się wpisać. Co też robią, przy wejściu. Drugiego brakuje…

— Bo opuszczają salę innym przejściem — dokończyła chłodno Lyramie. Nie znosiła, gdy Adriel tak obcesowo wytykał jej niewiedzę. — Niedostępnym dla pozostałych.

— Nikt na to nie zważa, bo to strażnicy, ale to właśnie ich nieprofesjonalizm jest dla ciebie odpowiedzią. — Lakonicznie wskazał dłonią na księgę. — Ostatnia strona.

Z każdą przewróconą kartką niepokój ściskał Lyramie za serce. Mimo zdenerwowania dłonie nawet jej nie zadrżały, a twarz stała się doskonałym obrazem malowanym chłodem. Zdecydowanie przekładała kolejne stronice, niepewna, co ujrzy na końcu. Nie wiedziała, czego miała się spodziewać, w przeciwieństwie do Adriela, który po raz kolejny zdawał się lepiej obeznany w całej sprawie niż ona. Jak domyślił się, czego potrzebowała? Nie rozmawiała z nim od spotkania na bankiecie, nawet go nie widziała od tego czasu, mimo to wciąż znajdował się przed nią i kpiną wskazywał jej drogę do celu. Westchnęła. Czy już nigdy się od niego nie uwolni?

Odepchnęła od siebie wszystkie rozpraszające myśli, gdy dotarła do właściwej strony. Wstrzymawszy oddech, przesunęła błękitnymi tęczówkami wzdłuż prawej części kartki w poszukiwaniu osób z jednym podpisem. Znalazła takie dwie, lecz nie musiała dopytywać, by wiedzieć, który z nich był jej zgubą.

Podparła się stołu. Ucisk w piersi utrudnił jej zaczerpnięcie tchu. Czy mogła być aż tak ślepa? Tak głupia? Tak naiwna? Uniosła zszokowany wzrok na Adriela, nie przejmowała się nawet uwidaczniającymi się na jej twarzy emocjami. To nie miało znaczenia, podobnie jak trwający między nimi spór. Liczyła, że książę wszystkiemu zaprzeczy, chciała, by to zrobił, jednak jego stanowcze spojrzenie wykluczało możliwość popełnienia omyłki. Lyramie potrząsnęła głową i przymknęła powieki. Wsłuchiwała się w przyspieszone bicie własnego  serca, aż ustatkowało swój rytm.

Teraz mogła pomyśleć.

Co powinna uczynić, gdy nadal tak mało wiedziała? Musiała porozmawiać… Ale z kim? Potarła palcami skronie. Gdyby ojciec żył… Prychnęła ironicznie, gdyby ojciec żył, to nie byłoby takiego problemu. Może i Teamis zabrał wiele tajemnic ze sobą do grobu, lecz to nie one prześladowały pozostałych Verhmarów, tylko jego błędy — podstępne cienie przeszłości wypełzające z ukrycia w najmniej odpowiednim momencie i przysparzające ich rodzinie jedynie kłopotów.

— Nie posłałem twego brata do lochu.

O to Lyra akurat go nie podejrzewała, chociaż, gdyby się przyznał, mogłaby całe zdarzenie zatopić w odmętach zapomnienia, by dłużej się nim nie zadręczać. Adriel nie miał jednak interesu we wpędzaniu Carvena w kłopoty. Jeśli coś nie przynosiło księciu korzyści, nie zasługiwało na jego uwagę, a najmłodszy z Verhmarów nie zaoferowałby mu nic ponad to, co już miał.

— Król to zrobił.

— Król… — Wargi Adriela rozciągnęły się w szkaradnym uśmiechu, z przyjemnością wypowiadając następne słowa, jakby ich brzmienie sprawiało mu radość. — Tutaj, w tym zamku, o wszystkim dowiaduje się ostatni.

— O zamknięciu Carvena także? — Lyramie ponuro zmarszczyła brwi, gdy Adriel przytaknął. — Czyli to nie król, on jedynie wykorzystał sytuację.

Roznoszący się po bibliotece dźwięk stukających o posadzkę obcasów zamknął cały temat. Lyra zacisnęła usta, widząc, jak oblicze Adriela staje się czystym pergaminem, gotowym do zapisana na nim nowej historii. Nic więcej już nie powie. Odwróciła od księcia wzrok i spod lekko przymrużonych powiek spojrzała na zbliżającą się kobietę. Z szacunku do niej powstrzymała się przed głośnym westchnieniem z irytacji. Jeszcze tylko jej tutaj brakowało. Lady Laianna nigdy nie zjawiała się bez przyczyny, jej wizyta mogła oznaczać jedno — kłopoty.

— Co się stało, matko? — zapytała Lyra.

Zamknęła księgę i podsunęła ją Adrielowi. Jego szare jak tarcza księżyca tęczówki utraciły swój blask; zmatowiały i pociemniały. Nie było w nich nic, jedynie przejmujący chłód uwieńczający lodową maskę na twarzy księcia. Zabrał wolumin i zerknąwszy przez ramię na Mistrzynię, skinął jej niechętnie głową. Obowiązujących w Bractwie reguł nie mógł łamać nawet on. Śledzony jasnymi tęczówkami lady Laianny sztywno podniósł się z miejsca, jakby siedział tak nieruchomo przez całą noc, a nie parę chwil, i opuścił pomieszczenie przyobleczony milczeniem jak nasiąkniętym wodą podróżnym płaszczem. Cokolwiek chciał powiedzieć, musiał to zachować dla siebie.

Zwykle podążająca za Adrielem cisza pozostała jednak w bibliotece. Mistrzyni w skupieniu wpatrywała się w regał, za którym zniknął książę, jakby jej myśli wyszły wraz z nim. Brwi kobiety zmarszczyły się w zamyśleniu, a jej twarz zastygła w trudnym do odczytania wyrazie jak kamienne lico posągu wprawiające obserwatorów w konsternację. Pobrużdżoną od lat ciężkiej pracy dłonią wyprostowała materiał spódnicy z wysokim stanem i oparła rękę na blacie. Podwinięty rękaw dopasowanej koszuli odsłaniał wypalony na przedramieniu symbol Bractwa; węża owiniętego wokół korony. Naznaczano tylko Wybranych. Wszyscy Przeklęci działali ponad prawem, ale jedynie Wybrani byli nietykalni. Lyra nie zdążyła zdobyć zaufania elity, Adriel już tak… jej kosztem.

— Trzymaj się od niego z daleka — oświadczyła bezbarwnie lady Laianna. W panującym w bibliotece półmroku jej jasne włosy, splecione w warkocz, a następnie upięte w koka, zdawały się zupełnie białe.

Dla mojego czy jego dobra? — cisnęło się Lyramie na usta, lecz nie odrzekła nic. Nie chciała znać odpowiedzi. Bractwo było całym życiem jej matki, a jego członkowie jedyną rodziną. I choć w żyłach panny Verhmar płynęła krew Mistrzyni, miała wrażenie, iż kobietę więcej łączyło z Przeklętymi niż z własną córką. Lyra do nich nie należała… podobnie jak Veiron i z nim lady Laianna nigdy się nie spotkała.

— Wyjeżdżasz? — spytała lady Laianna. — Powinnaś już wyruszyć do Edreshu.

— Wracam do Daleeun, muszę porozmawiać z Ishardem.

Jasne tęczówki kobiety leniwie zwróciły się w stronę Lyramie. Wytrzymała natarczywe spojrzenie matki, przyzwyczaiła się do jej ostrego, kruszącego pewność największych despotów wzroku. Lady Laianna nie przywykła do odmowy.

— W Święto Ziemi masz się stawić w Edreshu, inaczej stracisz wszystko.

— Nie obchodzi mnie złoto — odparła sucho Lyramie. Westchnęła ciężko, miała wrażenie, że od śmierci ojca w ich rodzinie mówiono tylko o pozostawionych w spadku pieniądzach. Czy na tym świecie nic innego nie miało już znaczenia?

— Bo tak cię wychowałam, w Bractwie złoto nie ma wartości. — Lady Laianna obrzuciła córkę strofującym spojrzeniem, jak zwykła to robić, gdy Lyra była mała, przestraszona i nieporadna. Zapomniała tylko, że od jakichś dwudziestu lat na Lyramie już to nie działało. — Świecidełka grzechoczą słodkie obietnice, ale jedynie odwracają uwagę od prawdziwego celu. — Położyła na blacie zapieczętowaną lakiem kopertę i przesunęła ją w kierunku córki. — Twoi bracia o tym zapomnieli, jeśli nie oprzytomnieją, o aklingi będą żebrać na ulicy.

— To nie Carven jest tu wrogiem. — Zerknęła na wypisane znajomym pismem litery na liście. Poirytowana zacisnęła palce na papierze. Jak ojciec zdołał tyle przed nią ukryć? — Skąd to masz, matko?

— Teamis mi to wręczył. — Wzruszyła ramionami. — Miałam wam to przesłać do Edreshu przed Świętem Ziemi, ale jak tu już jesteś, to równie dobrze możesz to zabrać ze sobą.

— Co ojciec zrobił?

Lyra przeklęła w myślach swą nierozwagę. Już dawno temu powinna była o to zapytać Teamisa. Wiedziała znacznie więcej od braci. Znała wiele tajemnic, którymi ojciec dzielił się tylko z nią i Ishardem. Wiedziała dużo, jednak nie wszystko.

Przeczesała palcami rozwichrzone włosy, próbując powstrzymywać zalewającą ją falę goryczy. Ogarniające ją uczucie rozczarowania było tak silne, aż mąciło jej zmysły. Żałowała, że nigdy nie zażądała całej prawdy. Może wtedy udałoby się uniknąć takiej sytuacji? Potarła palcami skronie. Ucisk w czaszce stawał się nie do zniesienia, lecz zamiast słabnąć, nasilał się wraz z narastającym w niej gniewem. Teamis był oszustem. Lyramie nie lubiła tego przyznawać, lecz gdy imperium kłamstw zaczynało się chwiać, nie mogła sobie wmawiać, że było inaczej. Wszystko, co osiągnęli, wznosiło się na niepewnych fundamentach z szemranych interesów. Teamis latami budował potęgę Verhmarów, nie zauważył tylko, iż jego wymarzona kamienna forteca tak naprawdę była słomianym domkiem, nieprzygotowanym na nadchodzącą wichurę.

— Co ojciec zrobił? — powtórzyła Lyramie, gdy nie uzyskała odpowiedzi. Wyprostowała się, ukrywając głęboko niczym cenny skarb targające nią emocje, aby jej nie rozpraszały.

— Swoją porażką zmusił was do współpracy. — Mistrzyni uśmiechnęła się ponuro, wskazując na wypalone na przedramieniu znamię. — Wszystko albo nic, Lyro. Verhmarów też w końcu dopadło.

Continue Reading

You'll Also Like

189K 15.6K 125
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
10.1K 1.1K 28
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
49.6K 3.7K 57
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
10.7K 1.1K 30
Jest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi...