Rozdział 1

8 1 0
                                    

Cześć. Mam na imię Carter i do dnia, w którym stał się ten koszmar byłem zwykłym nastolatkiem. Ale zanim przejdę do tego jak ciągle próba pozbawić mnie głowy, lub inne kończyn, może najpierw się przedstawię.

Jak już wcześniej pisałem nazywam się Carter. Moje nazwisko brzmi Sanok. Mam szesnaście lat, jestem blondynem i mam jakieś metr siedemdziesiąt wzrostu, oraz zielone oczy i jasną cerę. Mieszkam razem z dziadkami w domku jednorodzinnym na naszej farmie w Teksasie. Ale przejdźmy już do początku mojej opowieści.

Wszystko zaczęło się w piątek trzydziestego pierwszego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku, kiedy wracałem szkolnym autobusem na farmę po całym dniu w szkole, która znajdowała się w wiosce Snow Creek oddalonej o jakieś pięćdziesiąt kilometrów od farmy dziadków. Kiedy pożegnałem się z kierowcą busa i wysiadłem, zdziwiłem się ponieważ zobaczyłem na podjeździe czyjś samochód. I to nie byle jaki samochód! Było to nowiutkie Ferrari, a ostatni raz taki wóz był tutaj trzy lata temu, kiedy jakiś facet w czarnym garniturze chciał kupić od dziadków część naszej ziemi, pod pretekstem tego, że chce sobie wybudować tam mały letniskowy domek, żeby móc odpoczywać od zgiełku w mieście. Dziadkowie bardzo grzecznie odmawiali, dopóki ten mężczyzna nie zaczął w nocy przez megafon krzyczeć, żebyśmy sprzedali mu ziemię. Gdy to zrobił, dziadek uznał że to już przesada. Wyjął swojego Garanda, pamiętającego jeszcze II wojnę światową i oddał strzał ostrzegawczy, tuż obok koła samochodu tego człowieka. Kiedy tamten usłyszał huk broni i zobaczył dziurę w drodze koło swojej nogi, bardzo sprawnie wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Kiedy zobaczyłem ten samochód pod domem, byłem przygotowany na to, że zaraz usłyszę wystrzał i facet znów będzie zwiewał. Bardzo się zdziwiłem kiedy po wejściu do domu zobaczyłem, że dziadek i ten mężczyzna podpisują jakieś dokumenty. Kiedy mężczyzna na mnie spojrzał zobaczyłem iskierki rozbawienia w jego oczach, i powiedziałem :
- Dzień dobry panu.
- Dzień dobry chłopcze, wiesz że niedługo będziemy sąsiadami? - odpowiedział nieznajomy z entuzjazmem niepasującym do jego poważnego stroju - Twoi dziadkowie wreszcie pozwolili mi zakupić fragment północno-zachodniej części farmy.

Północno-zachodnia część farmy. Tam jest tylko taka dziwna jaskinia, do której nigdy nie miałem ochoty wchodzić, zawsze było w niej coś odpychającego co sprawiało, że było to jedyne miejsce na farmie, do którego nigdy nie chciałem podejść.

- Kupuje pan to miejsce z jaskinią? - zapytałem
- Tak. Z zamiłowania jestem grotołazem - odpowiedział nasz nowy sąsiad - Dobrze, skoro dobiliśmy już targu, to ja się zbieram na mój nowy teren. Już dziś rozpoczynam pierwsze prace do położenia fundamentów pod domek. Do widzenia państwu - kończy mężczyzna
- Do widzenia - odpowiadają dziadkowie, ja jednak ledwo zwracam uwagę na to, że nasz gość opuścił dom.
Cały czas mam przed oczami medalion, który widziałem na jego szyi, zawieszony na złotym łańcuszku. Medalion ten przedstawiał złotego orła, rozpościerającego swoje złote skrzydła nad złotą kulą. Ten symbol prześladował mnie w najgorszych koszmarach. Byłem w nich w jakiejś jaskini, która według mnie miała swój początek na naszej farmie, a przede mną stał wielki złoty ołtarz, który wyglądał jak wielka trumna. Na samym środku tej ,,trumny" jest kilkucentymetrowe podwyższenie, a na nim stoi złota kula. W promieniu jakichś dwóch metrów od ołtarza, panują iście egipskie ciemności, a z mroku dochodzi głos:
- Nie dasz rady tego zrobić! Nie zabierzesz tego! Jesteś za młody i nie masz doświadczenia! Potrzebujesz nauczyciela! Mogę cię poprowadzić! Przy mnie osiągniesz wielką potęgę i staniesz się potężniejszy od swojego ojca!
Mego ojca. Zawsze wtedy zastanawiam po co niby i jak miałbym się stawać potężniejszy od osoby, która nie żyje i której prawie nie znałem. Wcześniej o tym nie wspomniałem, ale moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej, kiedy miałem pięć lat. Jedyną osobą, która przeżyła tą katastrofę byłem pięcioletni ja. Ale wracając do mojego snu:

Kiedy głoś z mroku zamilkł, kula zajaśniała białym, oślepiającym blaskiem i usłyszałem grzmiący głos:
- Milcz bestio zła i okrutna! Chłopak został wybrany! Nie potrzebuje pomocy żadnego ze stworzeń twojego pokroju, a już na pewno nie twojej!
Kiedy usłyszałem głos wydobywający się z kuli, poczułem jak rośnie we mnie ogromna siła. Gdzie tylko spojrzałem, mrok znikał. A gdy spojrzał w kierunku, z którego dochodził pierwszy głos, zobaczyłem wilka, tyle że wielkości niedźwiedzia, z futrem czarniejszym niż mrok, którym się otaczał, a gdy moje spojrzenie padło na niego, zawył, jakby z bólu, i rzucił się na mnie, a ja wystawiwszy prawą rękę w obronie, poczułem jak bestia we mnie uderza, przewraca mnie i... w tym momencie zawsze budzę się zlany zimnym potem, ciągle czując na twarzy gorący oddech potwora.

Usłyszałem, że babcia pyta mnie jak było w szkole, dopiero wtedy kiedy podchodzi do mnie i potrząsa moim ramieniem. Otrząsam się i mówię:
- Dobrze babciu. Nauczyciele nawet nie zadali nam dużo pracy domowej na weekend.
- To dobrze - odpowiada babcia - mamy dla ciebie niespodziankę. Po pierwsze na obiad są naleśniki z twoim ulubionym musem czekoladowym. Druga niespodzianka jest taka, że jak tylko zjesz zabieramy cię z dziadkiem do wesołego miasteczka w mieście.

Wesołe miasteczko. Byłem tam ostatni raz na urodzinach i były to naprawdę najlepsze urodziny jakie w życiu miałem. W wesołym miasteczku są takie atrakcje jak park linowy, cyrk z prawdziwymi lwami i słoniami, oraz dom strachu, który nigdy nie wydawał mi się zbyt straszny.

Spędziliśmy w wesołym miasteczku jakieś cztery godziny, po czym wróciliśmy do domu. Po takiej ilości atrakcji jak na jeden dzień, od razu po powrocie położyłem się spać. Tej nocy znów śnił mi się ten okropny koszmar. Jednak trochę różnił się od pozostałych, bo na jego końcu, kiedy potwór na mnie skacze za nami pojawia się nasz nowy sąsiad, wykrzykujący jakiś słowa po łacinie, lub innym dziwnym języku. Obudziłem się i nie mogłem przestać myśleć o tym, co nasz nowy sąsiad robił w moim śnie. W końcu zasnąłem niespokojnym snem.

Carter Sanok i Tajemnica JaskiniWhere stories live. Discover now