1. Powrót

1.2K 79 10
                                    


Cokolwiek się stanie, to ty jesteś kobietą. 

Nikt nie może Cię do niczego zmusić. 

To ty podejmujesz decyzję.



1. Powrót

Sam 

Potężne koła samolotu uderzyły o lądowisko. Maszyna zaczęła hamować i wytracać prędkość i właśnie wtedy rozległy się radosne gwizdy i brawa. Wszyscy cieszyli się, bo wreszcie wylądowaliśmy. Oddech szczęścia i ulga zawładnęły moim ciałem, bo znowu byłem w domu. Byłem szczęśliwy, gdy wsiadałem wraz z innymi do tego wielkiego samolotu, byłem szczęśliwy, gdy po kilku godzinach skończyły się piaski Sahary i wlecieliśmy nad basen Morza Śródziemnego i wreszcie, gdy zobaczyłem przez okno linię brzegową Hiszpanii.

Wyszliśmy z samolotu rękawem, do wielkiej hali, gdzie wszyscy mogli się zgromadzić i ogarnąć przed powrotem do domu. Dookoła mnie było morze ludzi w jasnych mundurach moro, a ja byłem pośród nich. Każdy z nas był szczęśliwy, roześmiany, a wokół unosił się gwar rozmów i krótkich wesołych pieśni. Wiedzieliśmy, że za tamtymi wielkimi drzwiami czekają na nas bliscy. Rodziny, przyjaciele, kochanki, prasa i cały inny świat, tak różny od bezdroży, którymi się dotychczas poruszaliśmy. Inny od okrucieństw, których się naoglądaliśmy w tamtym miejscu, od bestialstwa i morza niewinnej krwi.

Znów stałem na lotnisku w Maladze i wiedziałem, że nie było na świecie miejsca, gdzie chciałbym być tak bardzo, jak tutaj. Uwielbiałem Malagę, jej klimat, zapach, smak wina na języku. To był mój drugi dom, chociaż kiedyś nie miałem pojęcia o istnieniu tego miasta, a jego nazwa kojarzyła mi się tylko z wedlowskimi cukierkami, których nadzienia nie lubiłem. Wolałem te dwa pozostałe smaki.

Byłem żołnierzem i to żołnierzem Hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej. Tak sobie to kiedyś wymarzyłem i to marzenie spełniłem. Na codzień nosiliśmy mundury takie same, jak wojska hiszpańskie, ale w sercu i w duszy byliśmy rycerzami śmierci - Viva la muerte. Czuliśmy to w każdej naszej kości i każdym zakamarku mózgu. Nie, to nie było zwykłe wojsko, to było nasze życie, krew, poświęcenie i oddanie tej idei. 

Od siedmiu lat byłem legionistą, mieszkałem w Maladze, a teraz, wraz z kolegami i przyjaciółmi, wróciłem z misji w Afryce. Była to najdłuższa moja misja. Trwała osiem miesięcy i muszę przyznać po cichu, że nie chciałbym już tam wracać. Wolałem służbę w innych regionach świata.

Ustawiliśmy się w kolumny i równym krokiem ruszyliśmy dwójkami do wielkiego holu. Oślepił nas blask lamp, gwar rozmów i tłum ludzi. Radosne pokrzykiwania i nawoływania dolatywały do naszych uszu ze wszystkich stron. Czekała nas jeszcze tylko krótka odprawa, pożegnanie nas przez dowodzącego misją i już byliśmy wolni. Teraz każdy biegł do swojej rodziny, do ojca, matki, żony i dzieci. Każdy, tylko nie ja. Ja byłem cudzoziemcem i nie miałem tu swojej rodziny. Moja rodzina została w Polsce. Byłem tu sam, a mimo wszystko ten słoneczny kawałek Andaluzji uważałem za swój dom.

Nagle poczułem silne uderzenie w ramię.

- Hola, Sam! - usłyszałem znajomy męski głos.

W jednym momencie moje serce zakołatało ze wzruszenia. Odwróciłem się z wielkim uśmiechem na ustach. Rzuciłem na ziemię mój ciężki, żołnierski plecak i wpadłem w ramiona mojego przyjaciela Marka i jego dziewczyny Sofii. Cieszyłem się jak dziecko i ściskałem ich mocno. Myślałem, że będę sam. Przyzwyczaiłem się już do tego uczucia i nie oczekiwałem niczego, a tym bardziej takiej niespodzianki.

Viva Dalia - Rozdzieleni przez los (WYDANA)Where stories live. Discover now