44

245 5 1
                                    

Siedział rozwalony na kanapie, w podobnej pozycji w jakiej zastałam go przynosząc śniadanie.

Zaczęłam rysować. Jego przystojną twarz, umięśnione ramiona i klatkę. Każde kolejne pociągnięcie ołówka tworzyło piękno. Miałam wrażenie, że moja ręka sama tworzy rysunek.

- Co rysujesz? - zapytał, gdy skończył rozmawiać przez telefon.

- Ciebie. Siedź jak siedziałeś. 

Rysunek skończyłam po godzinie. Nie wyszedł taki jaki chciałam, ale Hyler i tak się nim zachwycał.

Zostawiłam tego chwilowego narcyza i poszłam do kuchni upiec ciasto. Ale ten żarłok po dosłownie kilku minutach wkroczył do kuchni.

- Co robisz?

- Ciasto

- Jakie?

- Pyszne

- Jesteś na mnie zła? - zapytał stając za mną.

- Niby dlaczego miałabym być na Ciebie zła?

- Chodźby o to, że chciałem się z Tobą kochać. Za szybko, wiem to. Wiem też że chcesz skończyć z przeszłością. Przepraszam.

- Nie gniewam się o to. W ogóle się nie gniewam. Po prostu nie mamy wspólnego tematu do obgadania.

- Pomóc Ci?

- Wyciąg mąkę z szafki

~***~

Miło spędziliśmy czas razem gotując. Zauważyłam, że Hyler bardzo cieszy się za każdym razem gdy czegoś się uczy. Był wspaniałym kompanem.

Ciasto skończyliśmy piec cali umazani mąką, bo ten idiota wymyślił sobie, że zabawnie byłoby pobawić się w duchy. Poszliśmy się umyć. Przebrałam  Potem zajęliśmy się obiadem.

Zrobiliśmy zupę krem ze szpinakiem i brokułem. Popołudniu przyszedł Peeta z ciastkami. Zarówno mnie jak i Hylera wciągnął w zabawę w chowanego.

Hyler szukał jako pierwszy. Znalazł mnie bardzo szybko. I na dodatek przestraszył.

Ukryłam się w koronie mojej ulubionej jabłoni. Miałam tam zrobione posłanie. Położyłam się na nim i zamknęłam oczy. Byłam pewna że mnie nie znajdzie. Tymczasem on wspiął się na drzewo za mną.

Przykucnął trochę za moja głową i zakrył mi usta dłonią. Zerwałam się jak oparzona i o mało  nie spadłam z drzewa. Na szczęście mnie złapał.

- Idiota

- Dziękuję, że tak myślisz - powiedział i zaczął mnie łaskotać po brzuchu

- Przestań! Proszę, przestań! - krzyczałam, wijąc się i śmiejąć

- Przeproś, piękna

- Nie

- Jak nie, to kara - zaczął bardziej wbijać palce w moje żebra

- Ała! Zaraz spadnę - powiedziałam. Była to prawda. Zsunęłam się z posłanie i nogami zwisałam w dół. 

- Ojoj - zmartwił się na pokaz Hyler i popchnął mnie w dół, łapiąc mnie w ostatniej chwili. 

Serce obijało się o żebra i miałam problem ze złapaniem oddechu. Usiadł i położył moją głowę na swoich kolanach. 

- Idiota - uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego nieskazitelnie błękitne oczy

- Ale twój idiota - pochylił się i pocałował. 

- Dobra, musisz znaleźć Peetę. On nie wyjdzie z kryjówki nim go nie znajdziesz.

- To schodzimy. Panie przodem.

- Boisz się, że Cię zepchnę?

- Nie zrobiłabyś tego. Za bardzo mnie kochasz - znów mnie pocałował. Ale miał rację. 

Pokochałam go. Realistę z przejawami idiotyzmu. Ale mojego. Pokochałam mężczyznę, który wyznał miłość do mnie na antenie telewizji. Pokochałam chłopaka, który sprzeciwił się ojcu dla miłości. Pokochałam Hylera Snowa.

___________________

Czy tylko mnie przez zdalne zmalała wena i jakiekolwiek chęci do pisania i w ogóle życia?

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now