Rozdział 27 "Wyceniona Wolność"

Start bij het begin
                                    

-Ależ z niego malkontent, prawda wasza wysokość?- zagadał mnie na uboczu Ryczypisk.

-Dziś to tryska humorem...- chciałem cos jeszcze dopowiedzieć, lecz przerwał mi głos żeglarza:

-Widać ląd!- zerwaliśmy się wszyscy z siedzeń. Kaspian pobiegł na mostek, a my wytęrzyliśmy wzrok. W oddali dostrzegłem ledwo widoczny zarys ziem.

                                                                                         ***

-Ani jednej naszej flagi.-kiedy już po godzinach ląd był widoczny i praktycznie byliśmy przy porcie wraz z Kaspianem i Drinianem i Tawrosem weszliśmy na tyły mostku by dokładniej przyjżeć się miastu.

-To samotne wyspy.-zauważył kapitan podając mi lunete.

-Przecież Archipelag zawsze należał do Narni.- spojrzałem przez lunetę. Pare mew przeleciało przed moimpolem widzenia, nikt nie kręcił się po pomoście czy wybrzeżach.

-Podejrzana sprawa.- Tawros był jednym z nielicznych magicznych stworzeń które wyruszyły z królem w podróż. Znacznie więcej ich zabrała generał Ottis no, ale cóż się dziwić... to w końcu jej armia. Ten rosły minotaur był jednak nie tylko świetnym szermierzem, należał do wielce inteligentnych stworzeń, a jego spryt i przebiegłość były godne podziwu. Przekonałem się o tym podczas ostatniej wizyty w moim królestwie.

-Proponuję wysłać kogoś na zwiady.- zacząłem odsuwając lunetę od oka.- Drinian...

-Wasza wysokość mi wybaczy...- przerwał kapitan niechętnie.- Ale na pokładzie to król Kaspian jest moim przełożonym.- w tym momencie nie czułem złości czy czegoś z tych negatywniejszych odczuć. Poraz kolejny czułem jedynie niedocenienie. Pierwszy raz to ja jestem tym KRÓLEM z czworga władców, ale najwyraźniej ten tytół liczył się gdy Piotr go posiadał. Jestem jednym słowem tym mniej ważnym królem który i tak nie ma nic do gadanie bo to WIELKI król Narni zgarnie wszystkie pochwały i to on jest przywódcą. Jestem w zasadzie niepotrzebny...

-Racja.- wydusiłem, świetnie ukrywając przy tym żal.

-Wyślemy dwie łodzie, Drinian wybierz odpowiednich ludzi.- zarządził Kaspian i razem z kapitanem i minotaurem zeszli na pokład. Ja natomiast jeszcze przez chwilę pragnąłem pozostać sam jeden wpatrzony w te martwo wyglądające obrzeża miasta. W puste uliczki i bezduszne wybrzeża. W miasto widmo które zdawało się przyciągać coraz bardziej. Intrygowało, ciekawiło i zamartwiało naraz. Może to dlatego, że to w końcu tutaj wyruszył jeszcze jeden zaginiony, poszukiwany narnijski statek.

-Królu mój, idziesz?- odwróciłem się w stronę Ryczypiska który stojąc na barierce uśmiechał się do mnie szczerze.

-Tak, tak, zamyśliłem się tylko.-pośpiesznie opuściłem głowę starając się nie myśleć o niej.

-Archipelag...- jednak chyba odgadnął moje zmartwienia.- To tuaj wyruszył przecież "Wierny wojownik"...

-Kto?- nie zrozumiałem.

-Tak nazywał się statek którym wypłynęła nasza cudowna generał. Statek który powinien już dawno wrócić do narnijskiego portu. - podszedł bliżej i teraz oboje wpatrywaliśmy się w do połowy zniszczone chaty na wzgórzach.

-Myślisz, że tam jeszcze jest?- musiałem mieć poczucioe, że ktoś jeszcze wierzy w jej ciągłe życie i ten ktoś niech mi to powie.-Mogła przecież dawno odpłynąć, może miała wypadek na morzu...

-Generał jej silna, sprytna i co najważniejsze nieustraszona. Wypłynęła w celu pokojownym na konsultacje z innym generałem, nie sądze by coś naprawdę złego tam się przytrafiło. A nawet jeśli, to bądźmy dobrej myśli. Zobaczysz królu, jeszcze się okarze, że poradziła sobie jak zwykle.- trzeba przyznać, że jego spokojny, radosny głos uspokajał i przekonywał do jego myśli. Naprawdę chciałem żyć teraz w wierze, że mojej ukochanej nic się nie stało. Chciałbym zastać ją tu  w jakiejś bezpiecznej kryjówce, całą i zdrową. Lecz czy naprawdę, gdyby tak było to nie dałaby już Kaspianowi jakiegoś  znaku życia. Jeszcze chyba nigdy się tak o kogoś nie martwiłem.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu