-Ależ z niego malkontent, prawda wasza wysokość?- zagadał mnie na uboczu Ryczypisk.
-Dziś to tryska humorem...- chciałem cos jeszcze dopowiedzieć, lecz przerwał mi głos żeglarza:
-Widać ląd!- zerwaliśmy się wszyscy z siedzeń. Kaspian pobiegł na mostek, a my wytęrzyliśmy wzrok. W oddali dostrzegłem ledwo widoczny zarys ziem.
***
-Ani jednej naszej flagi.-kiedy już po godzinach ląd był widoczny i praktycznie byliśmy przy porcie wraz z Kaspianem i Drinianem i Tawrosem weszliśmy na tyły mostku by dokładniej przyjżeć się miastu.
-To samotne wyspy.-zauważył kapitan podając mi lunete.
-Przecież Archipelag zawsze należał do Narni.- spojrzałem przez lunetę. Pare mew przeleciało przed moimpolem widzenia, nikt nie kręcił się po pomoście czy wybrzeżach.
-Podejrzana sprawa.- Tawros był jednym z nielicznych magicznych stworzeń które wyruszyły z królem w podróż. Znacznie więcej ich zabrała generał Ottis no, ale cóż się dziwić... to w końcu jej armia. Ten rosły minotaur był jednak nie tylko świetnym szermierzem, należał do wielce inteligentnych stworzeń, a jego spryt i przebiegłość były godne podziwu. Przekonałem się o tym podczas ostatniej wizyty w moim królestwie.
-Proponuję wysłać kogoś na zwiady.- zacząłem odsuwając lunetę od oka.- Drinian...
-Wasza wysokość mi wybaczy...- przerwał kapitan niechętnie.- Ale na pokładzie to król Kaspian jest moim przełożonym.- w tym momencie nie czułem złości czy czegoś z tych negatywniejszych odczuć. Poraz kolejny czułem jedynie niedocenienie. Pierwszy raz to ja jestem tym KRÓLEM z czworga władców, ale najwyraźniej ten tytół liczył się gdy Piotr go posiadał. Jestem jednym słowem tym mniej ważnym królem który i tak nie ma nic do gadanie bo to WIELKI król Narni zgarnie wszystkie pochwały i to on jest przywódcą. Jestem w zasadzie niepotrzebny...
-Racja.- wydusiłem, świetnie ukrywając przy tym żal.
-Wyślemy dwie łodzie, Drinian wybierz odpowiednich ludzi.- zarządził Kaspian i razem z kapitanem i minotaurem zeszli na pokład. Ja natomiast jeszcze przez chwilę pragnąłem pozostać sam jeden wpatrzony w te martwo wyglądające obrzeża miasta. W puste uliczki i bezduszne wybrzeża. W miasto widmo które zdawało się przyciągać coraz bardziej. Intrygowało, ciekawiło i zamartwiało naraz. Może to dlatego, że to w końcu tutaj wyruszył jeszcze jeden zaginiony, poszukiwany narnijski statek.
-Królu mój, idziesz?- odwróciłem się w stronę Ryczypiska który stojąc na barierce uśmiechał się do mnie szczerze.
-Tak, tak, zamyśliłem się tylko.-pośpiesznie opuściłem głowę starając się nie myśleć o niej.
-Archipelag...- jednak chyba odgadnął moje zmartwienia.- To tuaj wyruszył przecież "Wierny wojownik"...
-Kto?- nie zrozumiałem.
-Tak nazywał się statek którym wypłynęła nasza cudowna generał. Statek który powinien już dawno wrócić do narnijskiego portu. - podszedł bliżej i teraz oboje wpatrywaliśmy się w do połowy zniszczone chaty na wzgórzach.
-Myślisz, że tam jeszcze jest?- musiałem mieć poczucioe, że ktoś jeszcze wierzy w jej ciągłe życie i ten ktoś niech mi to powie.-Mogła przecież dawno odpłynąć, może miała wypadek na morzu...
-Generał jej silna, sprytna i co najważniejsze nieustraszona. Wypłynęła w celu pokojownym na konsultacje z innym generałem, nie sądze by coś naprawdę złego tam się przytrafiło. A nawet jeśli, to bądźmy dobrej myśli. Zobaczysz królu, jeszcze się okarze, że poradziła sobie jak zwykle.- trzeba przyznać, że jego spokojny, radosny głos uspokajał i przekonywał do jego myśli. Naprawdę chciałem żyć teraz w wierze, że mojej ukochanej nic się nie stało. Chciałbym zastać ją tu w jakiejś bezpiecznej kryjówce, całą i zdrową. Lecz czy naprawdę, gdyby tak było to nie dałaby już Kaspianowi jakiegoś znaku życia. Jeszcze chyba nigdy się tak o kogoś nie martwiłem.
![](https://img.wattpad.com/cover/236731873-288-k508994.jpg)
JE LEEST
Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/
FantasyW chwili gdy po raz pierwszy ją ujrzałem chciałem zasypać ją pytaniami by jak najszybciej poznać. Gdy po raz pierwszy chciała mnie zabić zrozumiałem, że znów za szybko komuś zaufałem... Tracą ją wiedziałem już, że się zakochałem. Przez lata układałe...
Rozdział 27 "Wyceniona Wolność"
Start bij het begin