42

293 10 0
                                    

Pokręcił głową.

- Szkoda. Ale pomoc zawsze się przyda. Chodź do kuchni.

~***~

  - Wyciągnij z szafki najwiekszy garnek, nalej do niego wody, przykryj pokrywką i postaw na gazie.

- Który garnek - zapytał, stojąc przed otwartą szafką, tyłem do mnie.

- Ten największy - powiedziałam dalej krojąc cebulę. Po chwili usłyszałam odgłos spadających garnków.

- Żyje! - krzyknął Hyler. Roześmiałam się, obracając się w jego stronę. Siedział na podłodze, otoczony leżącymi do góry dnem garnkami - To w którym mam postawić tą wodę?

- Wiesz co? Zostaw tą wodę i pokrój mięso i pomidory. Tylko się nie potnij! I drobno!

Pozbierałam leżące garnki, do największego nalałam wody i postawiłam na gazie, a pozostałe schowałam do szafki. Z innej szafki wyjęłam głęboką patelnię, na którą nalałam trochę oleju i podszkliłam cebulę. Gdy woda w w garnku zawrzała, lekko ją osoliłam i rzuciłam makaron. Do cebuli rzuciłam pokrojone przez Hylera mięso i poddusiłam. Potem, oprócz pomidorów z puszki dodałam również paprykę.

Poddusiłam wszystko razem, makaron wycedziłam, a do sosu dodałam trochę przecieru pomidorowego i ziół.

- Ale to wszystko pięknie pachnie - powiedział z zachwytem Hyler

- Nie rozmarzaj się tak. Zetrzyj ser na tarce, a ja ode nakryć do stołu.

Hyler z udawaną miną zbitego pieska podszedł do lodówki i wyjął z niej ser żółty.

- Gdzie jest tarka - zapytał.

- W drugiej szufladzie - rzuciłam przez ramię i poszłam do jadalni. Wyjęłam zastawę z gabloty i położyłam ją na stole.

- Ałaa! - powiedział Hyler na tyle głośno, że słyszałam go przez 4 ściany

- Co zrobiłeś? - zapytałam idąc w stronę kuchni.

Hyler stał nad zlewem i przemywał okrwawiony palec. Popatrzyłam na niego z politowaniem.

- No co? Zamyśliłem się i zamiast sera utarłem palca.

Przewróciłam oczami i wyciągnęłam apteczkę z szafki.

- Chodź tu, Ty niezdaro -  rzyłożyłam kawałek gazy do palca Hylera i owinęłam ją lepcem - Będziesz żył - powiedziałam

- Takiego lekarza to chciałbym mieć na codzień - odpowiedział, cmoknął mnie w policzek i objął w pasie.

Potem drzwi do domu zostały otwarte i usłyszałam głos mojego ojca.

- Jesteśmy! A kimże jest ten przystojny chłopiec za Tobą?  - zapytał tata, stając w drzwiach kuchni.

- To mój....... przyjaciel z Kapitolu

- A masz jakieś imię, chłopcze?

- Hyler Snow, proszę pana.

- Snow? Jak prezydent?

- Tak........ - odpowiedział.  Poczułam jak jego ciało się spina. Wyglądało na to, że nie chciał, aby powiązano go z jego ojcem. Na szczęście mój tata to zauważył i nie drążył tematu. Zamiast tego podszedł do kuchenki i zaczął przeglądać zawartość garnków.

- Caleb,  to nie grzeczne - zganiła tatę mama - Pomóc Ci w czymś, córciu? - zapytała

- Nie trzeba. Mam już pomocnika - wskazałam na Hylera. Mama pokiwała głową i zabrała tatę do jadalni.

Przesypałam makaron do miski, a Hyler przelał sos. Podałam mu chochlę,   a sama wyjęłam z szuflady łyżkę do makaronu. 

Zanieśliśmy wszystko do jadalni. Wspólna kolacja pełna była żartów mojego taty,opowieści mamy, śmiesznych anegdot z dzieciństwa i śmiechu Peety. Co jakiś czas Hyler ściskał moją dłoń. Musiało mu być przykro, słuchając radosnych opowieści, zważywszy, że jego dzieciństwo nie było zbyt szczęśliwe.

W między czasie kilku chłopców przyniosło bagaże Hylera.

Rodzice wyszli po 22, z kolei Hyler poszedł na górę do pokoju gościnnego się rozpakować,  a ja poszłam zmywać naczynia.

- Pomóc Ci?  - zapytał chłopak, opierając się o framugę drzwi. Jego wilgotne włosy i zmiana ubrania sugerowały,  że brał już prysznic. Jeansy zastąpił szarymi spodenkami  z miękkiego materiału i zamiast niebieskiej koszuli z długim rękawem miał szarą koszulkę.

- Nie trzeba. Coś się stało?

- Napijesz się ze mną szampana?

- Czemu nie - odpowiedziałam, sięgając do szafki po kieliszki

- A twoi rodzice wiedzą, że jesteś taką niegrzeczną dziewczynką? - zapytał podchodząc do mnie

- Nie i lepiej żeby się nie dowiedzieli

- To będę musiał im powiedzieć - poczułam jego oddech na karku

- Nie zrobisz tego - odwróciłam się ku niemu

- A właśnie, zrobię  - objął mnie w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował.

Biło od niego przyjemne ciepło i zapach róż,który tak w nim uwielbiałam. Splotłam moje zimne i wciąż wilgotne dłonie na jego karku, przez co nieznacznie się wzdrygnął.

Jego ciepłe dłonie przeniosły się pod mój sweterek, jednoznacznie pokazując swoje zamiary.  Chciał mnie unieść i posadzić na blacie, ale go powstrzymałam.

- Nie. Za wcześnie.

- Nie chcesz tego?

- Nie o to chodzi. Po prostu..... nie do końca rozumiem swoje uczucia względem Ciebie - spojrzałam mu w oczy. Wyrażały smutek i niespełnione pragnienie bliskości. Delikatnie wziął kieliszki.

- Rozumiem. Zapomniał bym. Nie musisz się martwić ultimatum od mojego ojca - powiedział odwracając się w stronę drzwi - Jak coś, jestem w salonie.

Wyszedł zostawiając mnie w kompletnej rozterce.
Oparłam się o zlew i głośno westchnęłam.

Już dawno przestałam nadążać za własnymi uczuciami, ale to i tak było dziwne. Coś do niego czułam, ale nie do końca wiedziałam co. Wszystko się mieszało, a ja nie wiedziałam co zrobić.

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz