40

311 8 0
                                    

Obudziłam się rano z okropnym bólem głowy. Poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w czarne jeansy i niebieską koszulkę.

Skacowana i obolała poszłam do przedziału jadalnego.

- Widzę że nasza księżniczka już wstała - powiedziała Renti - Ile wypiłaś?

- Jakieś pół litra wódki.

- Kac - morderca? - zapytał Haymitch, ironizując swoją wypowiedź

- A żebyś wiedział - odpowiedziałam siadając na miękkiej kanapie naprzeciw Renti - Jedyne o czym marzę to woda. Podasz mi dzbanek? - zapytałam Haymitcha.

- Nawet Ci naleje, bo jeszcze rozlejesz, Ty łamago.

Jak powiedział, tak też zrobił. Siedziałam przy stole sącząc  wodę, podczas gdy Haymitch i Renti pochłonięci byli rozmową i nabijaniem się ze mnie.

Potem, przez większość przedpołudnia,  siedziałam w salonie, obżerając się czekoladkami od Hylera ( tymi różno nadziennymi, bo alkoholowe postanowiłam zostawić na specjalną okazję) i znosząc docinki Haymicha.

" Nie jedz tyle słodyczy, bo będziesz gruba"
" Podzieliłabyś się, a nie " i tak dalej.

Nie dość że byłam skacowana, to jeszcze musiałam słuchać pierdolenia, prawie dwadzieścia lat starszego pijaka.

Około 13 przyszła Renti, uwalniając mnie od towarzystwa Haymicha, i kazała się ogarnąć.

A to ogarnąć oznaczało: wziąść prysznic, przebrać się w czyste i schludne ciuchy oraz ukryć wory pod oczami.

O ile pierwsze i drugie było dość łatwe, to trzecie już nie. Na szczęście z pomocą pośpieszyła Renti, która nałożyła na moją twarz chyba z tonę podkładu.

O 15 zajechaliśmy na peron w Dwunastce. Chyba wszyscy mieszkańcy przyszli mnie powitać.

Z plastikowym uśmiechem na twarzy, machałam do tłumu. Byłam bardzo szczęśliwa że wróciłam do domu.

Gdy zaszłam z podwyższenia, każdy kto znał mnie z widzenia chciał się przywitać, powiedzieć miłe słówko albo po prostu pogratulować.

W dniu przyjazdu nie udało mi się przywitać z rodziną, bo te wszystkie uroczystości, jeszcze przemówienie burmistrza, zajęły czas do 20. A po nie przespanej nocy moim jedynym marzeniem było położenie się do łóżka.

A moja rodzina to rozumiała i nie zamierzała się narzucać.

Mijał czas. Zadomowiłam się w moim nowym domu w Wiosce Zwycięzców. Wrociłam do mojej normalnej codziennej rutyny. Znów pracowałam w piekarni i chodziłam  na polowania z Panem Everdeenem.

Ale mimo tej całej radości z powrotu miałam wrażenie, że coś sie zmieniło. Nie tyle otoczenie, co ja. 

Przez igrzyska coś we mnie pękło. Nie byłam już sobą. Wraz z zakończeniem igrzysk umarła część mnie.

Ludzie tego nie zauważali, ale ja tak. Byłam cieniem dawnej, roześmianej i pyskatem Jean. 

Byłam cieniem dawnej siebie, włóczącą się po Dwunastce. Często zaszywałam się w swoim domu, pod kocem z kubkiem herbaty w dłoni. W takich właśnie chwilach stawiała sobie pytanie "Dlaczego nie pozwoliłam żeby Huelio mnie zabił? "

Przecież wszystko byłoby prostsze. Peeta byłby bezpieczny, a ja byłabym martwa i nie musiałabym zastanawiać się nad moim ewentualnym związkiem z Hylerem.

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now