34

364 9 1
                                    

Pierwsze co poczułam był sterylny zapach. Mimo zamkniętych oczu, raziło mnie białe światło. Słyszałam jakieś stłumione piski i czyjś oddech. Otworzyłam oczy, ale światło było zbyt jasne dla moich przyzwyczajonych do ciemności oczy.

- Część, piękna - usłyszałam doskonale znany mi głos.

- Finnick? Kto Cię tu wpuścił? - zapytałam zachrypniętym głosem

- A jak myślisz? Twój przyszły mąż - powiedział wyraźnie rozbawiony

- Hyler? - ponownie otwarłam oczy. Zobaczyłam Finnicka używającego swojego najbardziej czarującego uśmiechu.

- Mhm. Fajnie znów widzieć twoje oczy - wyszczerzył zęby.

- Zaczyna mnie wkurzać twój uśmieszek.

- Przyzwyczaj się, bo będziesz to widzieć co najmniej raz do roku.

Uśmiechnęłam się.

- No nareszcie zaszczyciłaś mnie swoim czarującym uśmiechem.

- Lepiej mi powiedz ile spałam.

- Dwa dni - otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć - Rana od noża tej dziewczyny się jeszcze nie zasklepiła, jeśli chcesz o to zapytać. Jesteś na silnych lekach przeciwbólowych. Jak przestaną działać, to będziesz jęczeć przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Nici z seksu - zbliżył się i wyszeptał - Lubię gdy jęczysz, ale tylko gdy jest to połączone z błaganiem o więcej.

- Przeginasz, Finnick.

- Że ja ? - zrobił minę zbitego pieska - ja nic nie zrobiłem.

Roześmiałam się

- Serio przyszedłeś tu rzucać sprośnymi tekstami?

- Nie. Przyszedłem żeby się pożegnać. Wyjeżdżam z Kapitolu dzisiaj. Igrzyska się skończyły i mój pobyt tutaj też. Mam nadzieję że przez rok nic się nie zmieni i znów spędzimy razem noc - spojrzał na zegarek - Muszę już iść. Pociąg odjeżdża za 5 minut.

Pochylił się i złożył na moich ustach pocałunek. Potem wstał i wyszedł, posyłając mi przepraszajace spojrzenie.

Zostałam sama.

Uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe, pozbawione okien i widocznych drzwi. Jak w psychiatryku.

Spojrzałam na siebie. Byłam ubrana w klasyczną szpitalną koszulę. Na mojej klatce piersiowej przyczepione były elektrody, których przewody łączyły się w jeden i znikały za ścianą. Podobnie jak i rurka przyczepiona do zgięcia mojego łokcia.

~***~

Po dwóch tydniach spędzonych w "psychiatryku" wróciłam do apartamentu w Ośrodku Trybutów.  Niby nic się nie zmieniło, a jednak wszystko było inaczej.

Jeszcze niecały miesiąc wcześniej w Ośrodku mieszkało 24 nastolatków, przygotowując się do igrzysk. Ale wróciłam tylko ja . 23 trybutów zginęło, w tym 7 przeze mnie.

Bałam się co zrobi Snow. Jak ukarze mnie za krwawą groźbę pod jego adresem. Dopiero stojąc na progu windy uświadomiłam sobie, co uczyniłam.

Skazałam na śmierć Peetę, Abrę, Erniego i licznych kuzynów i kuzynki.

Musiałam ochłonąć. Skierowałam moje kroki ku mojemu pokojowi i łazience. Zrzuciłam z siebie ubranie i spojrzałam w lustro. Wpatrywałam się w bliznę po ranie od noża Mer.

Kapitolińscy lekarze chcieli ją usunąć, ale nie chciałam.  Pragnęłam pamiętać. O tych których zabiłam. Na ranie było 7 szwów. Po jednym dla każdego zabitego przeze mnie trybuta.

Nienawidziłam siebie. Tego co zrobiłam.  Nienawidziłam życia. Nienawidziłam Kapitolu, igrzysk. Nienawidziłam wszystkiego.

Pragnęłam długiej i bolesnej śmierci, najlepiej w męczarniach. Chciałam umrzeć. Chciałam móc skoczyć z dachu.

Weszłam pod prysznic. Włączyłam zimną wodę.

Wyszłam z kabiny po jakiejś godzinie, gdy usłyszałam, zmartwiony moim długim prysznicem, głos Renti.

Owinęłam się ręcznikiem i przeszłam do pokoju. Wzięłam i ubrałam piżamę.

Mokre włosy zawinęłam w ręcznik i poszłam do jadalni.

- O jesteś już - powiedziała Renti  - zjedz coś i do łóżka. Jutro masz przymiarki i wywiad z Ceasarem. Masz się wyspać. Wory pod oczami nie dodają uroku.

Wzięłam chleb i trochę sałatki z kurczakiem. Do tego kazałam przynieść sobie lampkę wina.

Po kolacji poszłam do łóżka, zastanawiając się co przyniesie przyszłość.

____________________

Wiem że rozdzial już dzisiaj był, ale bardzo mi się nudziło więc wrzucam kolejny (jest 23:02😁)

Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierciWhere stories live. Discover now