Epilog

270 11 1
                                    

Melissa (dwa lata później) 

Mineły już dwa lata a po moim mate ani słuchu ani widu. Postanowiłam zostawić go w zapomnienie. Moja dzieci nazwałam następująco: Carli, Vanessa i Samuel. Bardzo podobały mi się te imiona. Nie wiem czemu ale ostatnio moje dzieci zachowują się dziwnie. Oczywiście nie chodzi mi tu o moją chorobę bo jest to niemożliwe że przeszła na dzieci. Często podchodzą do okna w salonie i kilka minut w nie patrzą. Nie wiem o co może im chodzić ale nie będe wpływać.

Właśnie teraz usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam i zobaczyłam kto to. Była to Nina z swoim matę i dzieckiem. Otworzyłam ich i zaprosiłam do środka.

-A gdzie są te małe szkrab? - zapytał na wstępie Gracjan.

- W salonie. Pewnie przy oknie - powiedziałam i uśmiechnełam się idąc do kuchni. - Kawy, herbaty, soku? - zapytałam wchodząc do pomieszczenia.

- Kawa- powiedziała kuzynka będąc za mną.

- pięć soków poprosimy! - krzyknął z salonu Gracjan.

- Jak tam ogólnie z dzieckiem? - pytam wstawiając wodę w czajniku.

- Jest dobrze, można powiedzieć że trochę nas to niepokoi ponieważ jest zbyt spokojny - odpowiedziała przeglądając mi się kiedy ja w spokoju siadłam na czarnym stołku barowym.

Zapomniałam wam chyba wspomnieć ale Nina ma synka który nazywa się Blake. Gracjanowi podobało się takie imię więc Nina po długich namowach się zgodziła.

- Bardzo dziwne. Może on po prostu będzie bardziej spokojniejszy od reszty i nie będzie takiego wielkiego bałaganu z nim jak było z tobą? - zapytałam śmiejąc się.

-Może tak. Kto wie - odpowiedziała a ja w tym czasie wstałam i zalałam nam wcześniej przygotowane szklanki z kawą.

Razem z dziewczyną poszliśmy im zanieść soki co było lada wyzwaniem.

Siadliśmy na tarasie gdzie były białe krzesła ogrodowe a do nich szary stolik. Do kawy przyniosłam różne ciastka i czekolady.

- Tak w ogóle to nie zgadniesz co się wydarzyło - zaczeła Nina.

- No nie zgadnę więc mów- powiedziałam i spojrzałam na nią uważnie.

- Kojarzysz tą starą wiedźme co mieszka w bloku na ulicy Rzecznej pięć? Czwarte mieszkanie - dopowiedziała patrząc na mnie.

- No tak, to jest ta od której brałam ten eliksir na osłabienie więzi. - podłapałam temat jeszcze bardziej ciekawa.

- No więc ostatnio szłam do niej żeby właśnie jej się zapytać czy to normalne u Blacka nie? I zauważyłam jak z jej mieszkania wychodzi chłopak. I to nie jakiś chłopak ale sam Max Wegon! - krzyknęła na koniec.

- Serio? Jak? Kiedy? Ja pierdziele. Co on tu robi? Słyszałaś o czym gadali? - zaczełam zadawać pytania jak karabin maszynowy.

-No serio. No normalnie. Przed wczoraj. Moim zdaniem to on ciebie szuka. Może to by wyjaśniało dlaczego dzieci tak się zachowują? Słyszałam tylko jak gadają coś o tym że znajdzie się ale nie wiem co. Albo ty albo nie wiem.- powiedziała dziewczyna i zerknęła na dzieci bawiące się na mini placu zabaw który jest zrobiony w ogrodzie.

- Ja tego nie pojmuje. Czego on może odemnie chcieć? Nie dość już zjebał? - warknęłam niczym rozgniewany pies.

- Nie wiem ale ja bym na twoim miejscu uważała. Bo jest taka możliwość że chce zabrać twoje dzieci. W sensie to jedno ponieważ nie wie że masz trzy. - odpowiedziała patrząc się uważnie na mnie.

Mam nadzieję że sobie odpuści i wróci tak skąd przylazł.

Jak bardzo się wtedy myliłam...

Wiem że Polsat ze mnie haha.

I to by było na koniec tej opowieści. Mam nadzieję że się podobała.
Oczywiście jak będziecie chcieli to mogę zrobić drógą część ale ponieważ moje okładki nie są za ładne to bym prosiła kogoś z was o zrobienie tego. Jeżeli oczywiście chcecie. Cieszę się że dotrwaliście do końca.

Kocham was!!! 💜🖤💜🖤

To on, ten idiota! (KOREKTA) Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα